sobota, 29 listopada 2014

Rozdział I



Wyszłam z samolotu.
Cóż, pogoda jak się spodziewałam – do dupy. Pada deszcz. Nie, żeby w Anglii zawsze świeciło słońce, ale jest dużo cieplej.
Podeszłam do odbioru bagażów. Nagle czyjaś ręka znalazła się na moim ramieniu. Natychmiast się odwróciłam, gotowa zmierzyć z obleśnym zboczeńcem. Jednak to tylko mężczyzna, jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy ode mnie. Ma niebiesko-szare oczy i na oko stuknęła mu już trzydziestka. I te włosy postawione na żel… Czy facet stara się upodobnić do nastolatka, bo już nim nie jest?!
- Cześć, Aleksandro- uśmiechnął się.
Miałam ochotę kopnąć go w brzuch i uciec z powrotem do samolotu.
- Pan jest znajomym mojej mamy, ta?- podniosłam brew w podkreśleniu znaku zapytania.
- Tak. Mów mi Krzysztof, Igła. Jak tam wolisz.
- Ola. Nie Aleksandra!- zwróciłam mu uwagę.
Czy to moja wina, że ten komentarz był nazbyt opryskliwy? Hm, pewnie tak. Zbytnio się tym nie przejmuję.
- Która twoja torba?- spytał odwracając się.
- Czarna z białą czaszką. I tamta.
Wziął właściwą i pokierował mnie do wyjścia z lotniska Jasionka. Jasionka? Boże, ale wieśniacka nazwa. Pan Krzysztof podszedł do swojego samochodu i otworzył bagażnik. Spakował moje rzeczy i wsiedliśmy do środka. Przez całą drogę nawijał. Dosłownie caluśką. Kilka razy miałam ochotę zakleić mu usta taśmą klejącą. Niestety takowej przy sobie nie mam. Zastanawiam się, jakim cudem język mu jeszcze nie odpadł.
Po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Dom jednorodzinny, nie ma pięter. Pomalowany na biało, brązowy spadzisty dach i ganek, na którym stoją drewniane krzesła i stolik. Za nami automatycznie zamknęła się czarna brama. Gdy Pan Krzysztof wyłączył silnik, od razu wyskoczyłam z samochodu. Drzwi do domu się otworzyły i na schodach stanęła kobieta. Czarnowłosa, miała na sobie dżinsy i zwykły szary podkoszulek. Mimo tak zwykłego stroju jest piękna. Wzięłam na ramię torbę, w której miałam niektóre ulubione książki, laptopa, pamiętnik i kilka innych rzeczy.
- Dzień dobry, Aleksandro!- uśmiechnęła się Pani Iwona.
- Po prostu Ola- poprawiłam.
- Jak minęła ci podróż?- zaprosiła mnie do środka.
- Dobrze.
Zważywszy na to, że wyjechałam z ukochanej Anglii i musiałam wylądować na Polskiej ziemi, wcale nie jest okej.
W środku było ładnie i skromnie. Za nami wszedł Igła (tak nakazał mi do siebie mówić, hm.) z moją walizką i torbą. Poszłam za panią domu do salonu.
- Czuj się jak u siebie w domu! Twój pokój już jest gotowy. Idź, Krzysiek cię zaprowadzi.
- Fajnie będzie- wyszczerzył się do mnie prowadząc.
Przeszliśmy przez długi korytarz. Moje drzwi znajdują się na samym końcu po prawej stronie. Postawił moje rzeczy na środku pokoju.
- No, to rozgość się. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała wbijaj do mnie.
I poszedł. Zamknęłam za sobą drzwi i głęboko westchnęłam. Odwróciłam się powoli. Zielone ściany, w różnych odcieniach. Łóżko, na którym leży już przebrana kołdra i poduszka. Zielona.
Lubię ten kolor, więc nie jestem zła. Po drugiej stronie stoi szafa, jak się okazało pusta. I biurko pod oknem, które wychodzi na jakąś boczną drogę obok domu.
Przejechałam dłonią po włosach. Pewnie wyglądam jak kupa, lekko mówiąc. Wyjęłam z torby laptop, książki i ułożyłam na biurku. Zabrałam zeszyt (który służy mi za pamiętnik) i długopis. Siadłam na łóżku opierając się plecami o ścianę, podciągnęłam kolana.

Jestem na miejscu. Czuję się jak w więzieniu. Ta podróż była spełnieniem moich największych koszmarów! Nie poznałam jeszcze dobrze moich nowych opiekunów. Tak właściwie to zamieniłam z nimi tylko kilka słów. Ha! Raczej to ten wysoki facet- Krzysztof- cały czas do mnie nawijał. Jest niepoprawnym optymistą, już to widzę. Dzieciaków jeszcze nie spotkałam, ale to kwestia czasu.
Sam dom jest bardzo ładny, a Pani Iwona i jej mąż całkiem sympatyczni. Jadąc w samochodzie obserwowałam, co jest za oknem. W końcu nie było mnie w Polsce 16lat! Nie pamiętam tego czasu, kiedy tutaj jeszcze mieszkaliśmy. Dla mnie domem już zawsze będzie Londyn. Jestem tego pewna!
Ciekawe, co robią Karo i Natka. Miałam z nimi pogadać na skajpaju. Ale zrobię to dopiero wieczorem. Obiecałam mamie, że się odezwę jak tylko dojadę do domu Ignaczaków. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać… Z nikim spędzać czasu. Po prostu chcę siedzieć na moim nowym łóżku i pisać. Ewentualnie szkicować. Jestem poszkodowana, skrzywdzona i zagubiona. Nawet nie silę się na żarty. Co ze mną nie tak?
Jutro środa. Do nowej szkoły. Nowych ludzi. Kolejna udręka. Nienawidzę rodziców za to, co mi zrobili! Nienawidzę.

Przerwałam, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Hej… Iwona zaprasza na obiad- Igła zajrzał przez szparę zrobiona w drzwiach.
- Nie jestem głodna…- skrzywiłam się.
Mogę głodować. Serio. Byle wrócić do moich przyjaciół, do mojego domu, mojego kraju, mojego miasta, mojego pokoju i mojego chomika do jasnej cholery!
- Wiesz… moja żona jest mistrzynią kuchni- poruszył brwiami. Wygląda to komicznie.- Poza tym poznasz Sebastiana i Dominikę.
Naprawdę nie mam ochoty na cholerny obiad. Jestem w szoku. Co oni mi dadzą jeść? Pewnie jakiś bigos, albo inne typowo Polskie danie. Żeby mnie rozepchało. Żebym przytyła. O, nie dam się tak łatwo!
- Oni nie mogli się doczekać, aż przyjedziesz…
Westchnęłam. Buntuję się, ale nie chcę krzywdzić uczuć małych dzieci…
- Okej. Zaraz przyjdę.
Mrugnął do mnie i poszedł.
 O Boże.

*** 

- Ola! Masz jakieś pamiątki z Londynu?- spytał Sebastian, dziewięcioletni chłopiec.
Kiwnęłam głową. Od piętnastu minut siedzimy przy stole jedząc zupę i rozmawiając. Znaczy oni rozmawiają, ja odpowiadam na pytania. Dużo pytań.
- Pokażesz mi?- uśmiechnął się podekscytowany.
- Jeśli chcesz- wzruszyłam ramionami.
Jak tylko przyszłam, on i jego siostra gapili się na mnie z prawie rozdziawionymi ustami.  
Włączyłam laptopa i połączyłam się z wi-fi. Od razu weszłam na pocztę i sprawdziłam wiadomości. Mama już zdążyła do mnie napisać.
„Ola, dojechałaś? Jak minęła podróż? Jak podoba ci się nowe otoczenie, moi przyjaciele?”
Wysłała jakieś cztery godziny temu. Odpisałam więc szybko.
„Hej, mamo. Tak, dojechałam. Nie narzekam, podróż okazała się szybka. Zbyt szybka…  Dom jest w brew pozorom duży i ładny. Co do nowych ludzi… Wiesz, jaka jestem. Muszę się przekonać do nich po czasie.”
Wyłączyłam pocztę i zajrzałam na Tumblra. Nic ciekawego, nic nowego. W końcu na skajpaju pojawiły się moje przyjaciółki.
- Hej, kotku!- zawołała Karolina.
- Hej, Kocurku. A Natka się nie dołączy?
- Jestem, jestem! Hej, dziewczyny.
- Spóźnialska- oskarżyła ją Karolla.
- Po pierwsze nie byłyśmy umówione. Po drugie ja się zawsze spóźniam, a po trzecie mam do tego pełne prawo.
- Jak zwykle się wykręcasz- mruknęłam. – Dobra, mówcie co u was.
- To raczej ty opowiadaj!- zaprzeczyła Natalka.
- Nie ma o czym.
- Uu, co się stało?- marszczy brwi Karolina.
- Jestem w domu rodzinnym, dwoma małymi dziećmi, do tego ojcem siatkarzem i nikogo nie znam.
- Jej, Ola.- jęknęły.- Współczucie i kondolencje.
- Są tam może jacyś fajni…?- podniosła znacząco brwi Natalka.
- Dopiero przyjechałam! Nie wiem, jeszcze nie obczajałam. Ale wątpię. Nuda. Nie ważne.
- Ważne, ważne… Jutro pierwszy dzień szkoły, nie? Wyrwij jakiegoś przystojniaka!- podekscytowała się Karolina.
- O ile będzie w czym wybierać- mruknęłam, ale usłyszały.
- Słuchaj,- zaczęła Karolina- jeżeli ty będziesz w taki sposób myśleć, to na pewno ci to nie pomoże. Poza tym podejdź do tego troszkę z innej strony… Mówiłaś, że przyjaciel twoich rodziców to sportowiec, nie?
- Siatkarz.
- No właśnie! Poznasz jego kolegów. Zapozna cię z nimi, na pewno!
- Ale ja nie chcę…- jęknęłam.- Nie lubię sportowców. Sportu. Blee.
- Pożyjemy zobaczymy- zachichotała Natka.
Rozmawiałyśmy jeszcze z godzinę. O mało ważnych rzeczach. Dowiedziałam się nawet, że do pewnej klasy w mojej szkole dochodzi jakiś fajny chłopak. Podobno gra na jakimś instrumencie. Boże, akurat teraz wygoniłeś mnie z mego kraju do rudery.
Muszę zmienić nastawienie.
Wychodzę ze swojego pokoju, idę przez korytarz i kieruję się do drzwi wejściowych.
Tak. Od dziś jestem silna, niepokonana, pewna siebie, piękna… no dobra, przesadziłam. Ale po prostu od dziś się nie poddaję. Będę wytrwała. Przetrwam cały rok w Polsce, a potem wrócę do swojej ukochanej Anglii…
- Aaa!!
Otworzyłam drzwi. I w tym momencie naskoczyło na mnie coś wielkiego i puchatego… Szczeka!
Dobra, czyli już mam umierać, czy jeszcze za minutkę?
Przewróciłam się na plecy na płytki. Coś mokrego dotyka mojej twarzy… Otwieram oczy.
- O. Mój. Boże.
Na mnie leży ciężki, ogromny pies. Który liże moją twarz.
- O jej!- krzyknęła Iwona.- Azur, złaź w tej chwili z Oli!
Pies posłusznie wykonał polecenia, ale nadal na mnie patrzył. Jak na maskotkę?
No, to tak zaczęła się i skończyła moja wytrwałość i cierpliwość. A tak dobrze mi szło!
- Nic ci się nie stało?- pyta kobieta.
Reszta domowników śmieje się. Nie wiem tylko, czy ze mnie, czy z tego kundla?
Podnoszę się, oblizuję usta. Na twarzy Iwony również czai się uśmieszek. Czyli jednak ze mnie.
- Nie, nic. Ale mam radę.
- Jaką?- podniósł brwi Ignaczak.
- Niech ten pies lepiej umyje zęby.
Wybuchli śmiechem. 




**********

Hej ;) Jest pierwszy rozdział. Wiem, że krótki i do tego tak późno. Nie mogłam wcześniej, przepraszam...
Dziękuję za miłe komentarze pod prologiem! Cieszę się, że Wam się podobał. 
Do następnego! Buziaki ;**

piątek, 28 listopada 2014

Prolog



  CZĘŚĆ I


  ,,Szczęście jest jak motyl. Gdy będziesz próbował go złapać, nie uda Ci się.Gdy będziesz stać spokojnie, może usiąść Ci nawet na ramieniu." 
                                                                                 
                                                                      ------------------------------------------------------------




 2 wrzesień 2013r.

Zaczynam nowe życie.
Ha! Jakie to życie, kiedy twoi rodzice, wysyłając cię w miejsce, gdzie pod żadnym pozorem nie chcesz przebywać? Rozstaję się z nimi na rok. W ich mniemaniu. Ale zrobię wszystko, aby wrócić. Nie wytrzymam u ich znajomych . Poza tym musiałam opuścić ukochane miasto, aby przeprowadzić się do Rzeszowa. Czy może być gorzej?
Ach! Oczywiście, że tak. Zwłaszcza, jeżeli o mnie chodzi…
Nie dość, że ci znajomi rodziców mieszkają w Polsce, to jeden z nich jest sportowcem. Nienawidzę sportu. A co za tym idzie – i sportowców.  Do tego siatkarz. Boże, żeby chociaż piłkarz! Przystojny, wysportowany… Ale nie. Los zesłał na mnie kolejną udrękę. Pan Krzysztof i Pani Iwona, u których będę gościem (przez- mam nadzieję- jak najkrótszy czas), mają dwoje dzieci. Małych dzieci. Nie to, że nie lubię… Ale nie mam zamiaru ich niańczyć! Jeżeli wpadną na taki idiotyczny pomysł, wyjeżdżam od razu nie poznając nowej szkoły.
Właśnie… szkoła.
Mam 19 lat. W tym roku będę kończyć ostatnią klasę liceum. I nie rozumiem, po jaką cholerę musiałam zostawić Polskie LO, klasę i przyjaciół w Londynie, przyjechać do małej Polski i od nowa przeżywać nowe otoczenie, poznawać nowych uczniów. Wystarczy, że przeszłam przez to już dwa razy. Dwa! Podobno państwo Ignaczakowie już załatwili mi papiery w Rzeszowskim liceum. Nikogo tam nie znam. Będę się czuć jak wyrzutek!
A w Anglii opuszczam moje dwie najlepsze przyjaciółki.  Karolina i Natalia. Obie się tam urodziły, choć rodziców mają z Polski. Poznałyśmy się w szkole i od razu zaprzyjaźniłyśmy. Przy nich podszkoliłam angielski. Są w moim wieku, razem chodzimy… chodziłyśmy, do jednej klasy. Wiemy o sobie wszystko. Dosłownie. Natka ma już za sobą swój pierwszy raz. Nie, żebym jej zazdrościła. Ona jest typem imprezowiczki. Zrobiła to ze swoim chłopakiem, gdy była na sto procent pewna. Choć ma rude włosy i kilka piegów na nosie, uważam że to urocze. Tak, jak jej chłopak Kevin.
Karolina natomiast jest romantyczna, nieśmiała i większość ludzi zrobi wszystko, o co poprosi. (Nie dziwię się. Jest piękną blondynką o dużych czarnych oczach.) W tym i nauczyciele. Zwłaszcza płci przeciwnej… A pan od w-fu to już w ogóle! Pan Banner to rodzaj siłacza. Właśnie przy nim tak bardzo znienawidziłam ten przedmiot. Ale Karo nie ma kłopotów. Wystarczy nieśmiały uśmiech, wyzywający skłon tyłem do nauczyciela, a już jest jej. Jak ona to robi? Zawsze chciałam wiedzieć. Kiedyś próbowała mi to wytłumaczyć. Oczywiście wypróbowałam tego od razu. Niestety, akurat trafiło na pana od matmy. Wywołał mnie do odpowiedzi, chociaż cholera jasna się nie zgłaszałam! Podchodzę i zaczynam coś pisać, nawet nie wiem co. Jakieś liczby. Wypuściłam kredę z ręki i się schyliłam i…
Cóż, ktoś zrobił sobie bardzo zabawny żart. Na moich pośladkach została przyczepiona kartka:
„Pocałuj mnie w dupę”
Klasa wybuchła śmiechem, ja spurpurowiałam, a nauczyciel wezwał dyrektorkę.
Wtedy obiecałam sobie, że już nigdy więcej. Przynajmniej miałam tam przygody.
A teraz?
Pewnie będę sama siedzieć w ławce. Nikt do mnie nie zagada. Nie wspominając o chłopakach. Nadal szukam. Chociaż wychodzę z założenia, że to on powinien mnie znaleźć. Niestety, życie nie jest sprawiedliwe. O czym już niejednokrotnie się przekonałam. Na przykład mój wygląd.
Nie jestem pięknością z filmów, czy jak moje przyjaciółki. Brązowe włosy (podchodzą pod rudy, ale mało osób to wie i mało osób to widzi, na szczęście moje!), czarne oczy, lekko brązowa cera. No dobra, po prostu jestem opalona. Nie podoba mi się mój nos i dolna warga, która jest zbyt pełna w porównaniu do górnej. Nie muszę za to malować rzęs bo są długie i moim zdaniem piękne. To jedyne co mi się podoba. Poza tym nie imponuję wzrostem. Mam zwykłe 170cm. Przeciętnie, tak mi się wydaje. Przez to znienawidziłam grać w jakąkolwiek dyscyplinę sportową. Wszyscy, których znam, są wyżsi i silniejsi. Więc zawsze przegrywam. Mam zamiar studiować dziennikarstwo. Nie wiem jeszcze, w jakim kierunku. Poza pisaniem krótkich artykułów, tak dla siebie albo do gazetki szkolnej, uwielbiam malować. Nie żadne obrazy. Wystarczy mi ołówek, brystol i model. Ktokolwiek. W Londynie siadywałam w parkach, na mostach, w kawiarniach i malowałam ludzi. Rzeczy też. Nie uważam to za jakiś mój talent, bo rysunki są przecięte. Nikt o tym nie wie. To chyba jedyna moja tajemnica. Kiedyś Karo złapała mnie na malowaniu kota na mojej werandzie. Wytłumaczyłam, że robię to z nudów. Więc nie wracałyśmy już nigdy do tego tematu.
Teraz muszę się skupić na zbliżającej się maturze.
Ale jak to zrobić, kiedy w głowie mam jedno: Przetrwać rok w Polsce.
Dziś wylatuję. To mój nowy pamiętnik. Stary schowałam pod podłogą pod moim łóżkiem w Londynie. Ten zaczynam na nowy rozdział mojego życia. I mam nadzieję, że nie będzie do bani.
Więc, żegnaj Anglio!
Witaj Polsko.



***********

Jest prolog :D Mam nadzieję, że Wam się podoba! 
Jeśli jesteście - komentujcie. Chociaż co jakiś czas, żebym wiedziała co myślicie o nowym blogu ;)

Jakby ktoś nie czytał, a byłby zainteresowany moim poprzednim opowiadaniem, zapraszam  tutaj
:)

Może pierwszy rozdział pojawi się jutro. 
Buziaki ;**