sobota, 31 października 2015

Rozdział XLVIII



Siedzę właśnie w pewnym uroczym miejscu na spotkaniu z Nieznanym. Po mojej lewej stronie czuwa Kuba, a po drugiej… Zbyszek. Nie udało mi się go pozbyć. Więc teraz jestem w takiej sytuacji, a nie innej. Mam prywatnych ochroniarzy! Igła nie ma pojęcia, że jestem właśnie w Krakowie. Nikt nie wie, oprócz nas tu obecnych.
- Są jeszcze jakiś pytania?- Odezwał się wysoki, dość szczupły mężczyzna. Ubrany jest w spodnie od garnituru, biały podkoszulek i czarną marynarkę. – W takim razie dziękuję i zapraszam na kolejne spotkanie za cztery tygodnie.- Uśmiechnął się i wstał.
Tłum ludzi zaczął kierować się w stronę wyjścia. Dlatego ciężko mi było przedostać się do Nieznanego. Kiedy w końcu dotarłam do owego stojącego faceta w dresie, patrzącego na mnie z góry groźnym wzrokiem, zamarłam.
- Serio, musi mieć ochroniarza?- Syknęłam do Sokołowskiego.
- Po prostu się uśmiechaj…- Wyszczerzył się do dużego goryla, ale on tylko na nas patrzył. W końcu za naszymi plecami ktoś odchrząknął.
- Eghm.- Stanął obok mnie. Wtedy ochroniarz zmierzył go od stóp do głowy ( a nie musiał za bardzo się wysilać, bo Zbyszek przewyższał go wzrostem i moim zdaniem budową ciała też, ale oczywiście nigdy mu tego nie powiem…) – My do tego pana.
- Kim jesteście?- Zacharczał.
- Znajomymi.- Wymsknęło mi się, zanim Bartman zdążył odpowiedzieć.
- Nie mogę was wpuścić. – Mowił o „nas”, a patrzył na Zbyszka. Mega, jednak dobrze, że go ze sobą zabraliśmy! Przyda się do czegoś.
- To zawołaj Nieznanego.
- Bartman, może jednak się nie wtrącaj!- Syknął dość głośno Kuba.
- Bartman?- Bramkarz był zdecydowanie zdziwiony, gdy po raz kolejny przyglądał się mojemu prawoskrzydłowemu. – To ty?
- W jednej jak najprawdziwszej postaci!- Przewrócił oczami.
- Dobra. Zaczekajcie chwilę.- Poprosił facet i wyszedł za jakieś drzwi. Po chwili za nim kroczył z poważną miną mężczyzna, do którego przybyłam.
- Kim jesteście i czego chcecie?- Spojrzał po każdym, a na końcu jego wzrok padł na mnie. Zrobił zdziwiona minę, co mnie tym bardziej upewniło, że koleś mnie zna.
- Aleksandra Sowecka.- Przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę. Uścisnął. Potem przedstawiłam swoich przyjaciół.
- W jakiej sprawie? Autografów nie rozdaję.- Przyglądał mi się uważnie.
- Myślę, że dla nas zrobi pan wyjątek.- Uśmiechnęłam się przymilnie. Znów przyglądał mi się. W końcu skinął głową i zaprowadził do jakiegos pomieszczenia.
Nie różniłoby się to biuro od innych niczym, gdyby nie to, że wszystkie ściany zostały obwieszone… historycznymi rzeczami. Mapy, zdjęcia, dziwne przedmioty. I książki.
- A więc o co dokładnie chodzi?- Usiadł za biurkiem nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wydaje mi się, że mnie pan zna. A przynajmniej kojarzy.- Zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Zbyszek i Kuba usiedli na kanapie pod ścianą.
- Hm.
Tylko tyle. Nic więcej nie powiedział. W końcu wyjęłam książkę z mojej torebki.
- A to, pan kojarzy?- Rzuciłam ją na biurko tak, aby dobrze jej się przyjrzał. W pierwszej chwili miał zdziwioną minę. Już naprawdę byłam w stanie uwierzyć, że to nie o tego gościa chodzi. W myślach dedukowałam, czy jest choć trochę podobny do mnie.
Wciąż jest wariant taki, że Igła to mój ojciec. Nawet pogodziłabym się z tym. Co prawda ciężko by mi było przyzwyczaić się, że ten który całe moje życie grał ojca, tak faktycznie nim nie jest. Ciężko mi o tym myśleć, bo za każdym razem chce mi się płakać. Natomiast ten przede mną… Ani trochę nie przypomina mnie. Niestety. A może stety?
- Wysłał mi pan tę książkę! Na święta. Może mi pan wytłumaczyć, dlaczego?- Napadłam zakładając ręce na piersi.
- Faktycznie wysłałem.- Przyznał. Ale nawet nie dotknął swojego dzieła.
- Niech mi pan wyjaśni, dlaczego? Po co?
- Zapłacono mi za to.- Uśmiechnął się.- Ta historia też nie jest moja.
- Nie rozumiem…
- Kilka lat temu przyszedł do mnie pewien człowiek. Zapłacił i kazał napisać to tutaj.- Wskazał palcem.-  Ludzie, a w szczególności nastolatki uwielbiają nazywać to „książką”. Chociaż moim zdaniem to kupa gówna.
- Więc czemu pan zgodził się to napisać?
- Za takie pieniądze można nawet zabić.- Wzruszył ramionami.- Ale wy dzieciaki, jeszcze tego nie rozumiecie.
- Kim był ten facet?- Wtrącił Kuba, który dotychczas siedział cicho. Odwróciłam się w ich stronę. Jeden nie wiedział, co się dzieje, a drugi …- Potrzebujemy informacji.
- Nie wiem. Kimkolwiek był, musiał być nadziany.
- Nie kojarzył go pan?- Spytałam nagle podekscytowana.- Nie podał żadnego motywu?
- Przyszedł. Usiadł. Powiedział: „Napiszesz dla mnie książkę. Będziesz autorem.” Podał cenę to się zgodziłem. Za dodatkowe koszty na jego życzenie napisałem jedną dodatkową i wysłałem tobie.
- Jak wyglądał?
- Bo ja wiem? Pamiętam tylko sumę.- Uśmiechnął się znacząco.
No tak, jasne. Bez hajsu nie ma rozmowy! Co za…
- Nie mam przy sobie pieniędzy.- Odparłam wprost.
- A ja nie mam informacji.- Wzruszył ramionami.- Obawiam się, że powinniście wyjść.
- Ale…
- Do widzenia. – Wpatrywał się beznamiętnie w gazetę i przeglądał strony. Wstałam czując, że nic nie wskóram.
- Ale ja mam.- Odezwał się Zbyszek. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Uśmiechnął się szeroko.
- Czyżby?- Uniósł wzrok znad czasopisma Nieznany.
Zbyszek podszedł do niego, wyjął portfel i podał mu ileś banknotów. Nie byłam jednak w stanie zauważyć ile, bo umiejętnie zasłonił swoim ciałem.
- Ehm, niech będzie. W takim razie, co chcecie wiedzieć?- Nagle zrobił się taki uprzejmy… Miałam ochotę podejść i mu przywalić. Naprawdę, aż zacisnęłam pięści. Wtedy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Zrób co musisz.- Uśmiechnął się Zibi i wrócił na swoje miejsce. Przełknęłam ślinkę, policzyła do dziesięciu i usiadłam na krześle.
- Proszę mi powiedzieć, jak wyglądał ten mężczyzna?
- Och, była szczupłą, wysoką brunetką o ciemnych oczach.
- Co?!- Wyrwało się mi w tym samym czasie co Sokołowskiemu.
- Kobieta?
- Tak.
- Więc dlaczego pan mówił, że to facet?
- Ponieważ wy tak założyliście. Więc stwierdziłem, że nie będę poprawiał.
- Nie ważne. Coś jeszcze mówiła?
- Powiedziała, że mam wysłać jeden egzemplarz z dedykacją. Napisała te słowa.- Otworzył moja książkę i wskazał na pierwszą stronę.
- Coś jeszcze sobie pan przypomina?- Naciskałam.
- Jedynie to, że sprawdzał mnie pewien mężczyzna. Jednak nie byłem w stanie powiedzieć, czy to jej mąż, czy kochanek. Ale na pewno nie  ochroniarz.
- Bo?
- Był zbyt przystojny. No i elegancko ubrany. Bardzo zależało mu na tym, abys otrzymała moje dzieło akurat 12 grudnia 2014r.
- Mówił dlaczego?
- Tylko, że to ważne.
- Nic więcej?
- Nic.

***
Wychodząc z budynku, wciąż myślałam o tym, czego się dowiedziałam. Kim była ta kobieta? Dlaczego to ona zleciła napisać tę książkę? I ten facet. Czyżby to mój ojciec? A może ktoś inny? Tylko pośrednik? Jedno jest pewne, coś przeoczyłam czytając to „dzieło”. Sam autor okazał się bezdusznym gnojem. I nadal mam ochotę wrócić i mu przywalić.
- Ej, spokojnie…- Szturchnął mnie Bartman.
- Wcale nie!
- Właśnie, że tak. Dowiedziałaś się przynajmniej czegos istotnego?
- Sama nie wiem…- Siatkarz otworzył przede mną drzwi samochodu. Kuba już znalazł się w środku.
- Przykro mi, jeżeli nic to nie pomogło.- Spojrzałam mu w oczy. Wygląda na ewidentnie zmartwionego. Takiego przyjaciela, który w każdej chwili jest w stanie mi pomóc…
- Zbyszek, dlaczego to zrobiłeś?- Spytałam cicho, nadal wpatrując się w jego twarz.
- Co?
- No zapłaciłeś temu gnojowi?
- Przecież inaczej nie zdobyła byś informacji.- Wydaje się, jakby to dla niego było oczywiste.
- Ale ja nie prosiłam! Już i tak jestem wdzięczna, że zgodziłeś się mnie przywieź tutaj.
- Po pierwsze to ja byłem ci coś winien. Po drugie jestem twoim przyjacielem i nawet gdybyś nie chciała, to bym ci pomógł. A po trzecie, same twoje towarzystwo w samochodzie, przez całą drogę do Krakowa to tylko przyjemność. Z tobą mogę jechać na koniec świata.- Mrugnął z łobuzerskim uśmiechem.
Nie potrafiłam dłużej udawać. Po prostu wybuchłam płaczem. Zaczęło mi rozrywać w klatce piersiowej. Bartman natychmiast przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Ukrylam twarz w jego kurtce nie mogąc się uspokoić.
- Jak… Jak ty… m-możesz… - Pociągnęłam nosem.- J-jak ty możesz ttak mówić?! Przecież nie masz pojęcia c-co to za sprawa!
- Nie musze wiedzieć. Chcę tylko ci pomagać i być przy tobie, kiedy tego potrzebujesz.- Szepnął w moje włosy. Na te słowa jeszcze bardziej się rozryczałam.
- Jestem taka beznadziejna! – Wkurzyłam się na siebie. – Tyle dla mnie robisz, a ja dla ciebie nic!
- Pomogłaś mi dojść odo siebie. Byłem chory, pomogłaś mi. Poza tym, nie masz pojęcia, jak bardzo liczy się dla mnie twoje towarzystwo, Oluś.
Nagle coś sobie uświadomiłam. Tkwię tak w jego objęciach, ryczę mu na kurtkę z powodu, którego on nie zna przynajmniej po części, a on nadal nic. Próbuje mi uspokoić.
- Jesteś za dobrym przyjacielem jak dla mnie.- Odsunęłam się.
- Co ty mówisz?- Zmarszczył brwi.- Nie wygłupiaj się!
- Nie zasługuję na takiego przyjaciela.- Oświadczyłam wycierając twarz w rękaw kurtki.
- Hej! Wsiadacie czy nie? Ja rozumiem, że możecie czuć potrzebę obściskiwania się na środku parkingu, ale… Chciałbym w końcu coś zjeść do cholery!- Krzyknął przez uchylone okno mój przyjaciel.
- Już idziemy!- Krzyknęłam i natychmiast podbiegłam. Wsiadłam do auta.
- Co tam zaszło między wami, hę?- Zapytał wychylając się między przednimi siedzeniami nad ręcznym.
- Nic. Musiałam go przeprosić.
- Wiesz co, Sowa? Moim zdaniem Bartman powinien wiedzieć. Może się nam jeszcze przydać.- Poruszył śmiesznie brwiami.
- Powiem mu, bo na to zasługuje. A nie dlatego, że może się nam do czegoś jeszcze przydać Kuba.- Syknęłam. Wtedy Zbyszek do nas dołączył.
- To co? Kawa?
- Zdecydowanie mój żołądek domaga się jedzenia panie kierowco!- Poskarżył się Sokołowski zapinając pas.
W knajpie, do której zabrał nas siatkarz, wszystko mu wyjaśniłam. Zaczął się głośno śmiać, gdy usłyszał moją teorię o biologicznym ojcostwie Krzyśka.
- No co cię tak bawi!
- Nic, tylko…- I znów trząsł się ze śmiechu. Dopiero po kilku minutach słuchał dalej już bardziej spokojny. – Powiem tak… Ciężka sprawa. Na pewno nie możesz się tego dowiedzieć od mamy?
- Nie. Zwykle zmienia temat. A Igła dostał od niej zakaz i nabrał wody w usta.
- Może ja coś wskóram?- Zaproponował.- Jakoś go podpytam?
- Nie!- Zareagowałam.
- Hej, czemu nie!- Nie zgodził się ze mną Kuba. – Przecież nic nie stracisz, a możesz zyskać!
- Powiedziałam nie.
- Bo?
- Bo nie?
- To nie jest argument.- Wtrącił Bartman.- Mówiłem ci przecież, że zrobię wszystko, aby ci pomóc.
- Ale ja nie mogę na to pozwolić.- Pokręciłam głową. – Poza tym Igłą wie, że się przyjaźnimy. I że mi pomagasz. Nie jest głupi.
- To jestem w stanie podważyć…- Mruknął siatkarz.
- Nie, Zbyszek.
- Kobiety są uparte.- Westchnął Kuba.- Co zrobisz.
- Nic nie zrobisz. Jak się uprą to nie ma zmiłuj się.
- Super. Teraz działacie oboje przeciwko mnie?!- Zerkałam to na jednego, to na drugiego.
- Szczerze? Już lepiej mi się z nim dogadać niż z twoim tak zwanym „chłopakiem”.- To były brutalne słowa Sokołowskiego.
Ale dlaczego czułam, że prawdziwe?

***
- Gdzieś ty była tyle czasu?!- Napadł na mnie Igła.
- Ze Zbyszkiem i Kubą.- Odpowiedziałam spokojnie.
- Okeeej. A nie masz telefonu?
- Przypominam ci Igła, że jestem już pełnoletnia.
- Ale ja za ciebie odpowiadam, młoda damo! Twoja matka nie byłaby zadowolona, gdybym nie umiał się tobą zająć.
- A umiesz?- Uniosłam brew.
- Martwiłem się!
- Niepotrzebnie. Jeśli czujesz, że musisz, to zadzwoń do Bartmana. Zda ci całą  relację z dnia. A nawet jeśli byś chciał, napisze raport i odda na twoje biurko. Lub do sekretarki.
- Mówię poważnie, Olka.
- Ja też.
- Po prostu mów mi, czy masz zamiar wybyć z domu na cały dzień. A może nawet noc!
- Krzysiek, uspokój się. Dzieci pobudzisz.- Weszła zaspana do kuchni Iwona.
- Przepraszam kochanie.
- Nie krzycz na nią. Porozmawiacie jak ludzie o przyzwoitej porze. Chodź spać.- Pociągnęła go za rękę.- Dobranoc Ola.
Dopiero gdy zniknęli, odpowiedziałam.

Przez następne dwa tygodnie mijałam się z Alanem. Nie mogliśmy spędzać ze sobą dużo czasu. A to on miał mecz, w tym czasie ja korki z matmy. Albo się uczyliśmy. Albo po prostu nas nie było w szkole. Jedynie długie przerwy nam zostały, ale to i tak za mało. Kuba niesamowicie się z tego cieszył, czego nawet nie ukrywał. Zaczął zapraszać mnie do siebie jeszcze częściej niż przedtem. Oczywiście za każdym razem towarzyszył nam Mciuś. Zaczęłam się zastanawiać, co jest tego przyczyną. Może w końcu zapomni o Adrianie i zacznie się umawiać z tym drugoklasistą? Nawet pasują do siebie. 


Taaaak. Co ja mogę napisać? Ostatnio moje życie nabrało tempa. Przez to spędzam mało czasu z Alanem. Za to w pracy lajcik. Pracuję z siatkarzami i chyba nawet niedługo uda im się mnie przekonać, żebym zagrała. Oczywiście to im się tak wydaje. Kuba… Kuba to Kuba. Nic ponad to. Wspiera mnie, gdy ryczę. I wyzywa, gdy się nad sobą użalam. Prawdziwy skarb. Nadal nie dowiedziałam się, ile Zibi zapłacił Nieznanemu, ale podejrzewam, że niezłą sumkę. Jak ja mu się odwdzięczę?
Gadałam z mamą. Wydawała się taka szczęśliwa! Chociaż mówiła, że nie może się doczekać, aż się zobaczymy. Miałam na końcu języka, że nie musiałoby tak być, gdyby mnie nie zostawiała u Ignaczaków. Powstrzymałam się jednak, żeby nie zrobić jej przykrości. Co ze mną nie tak? Kilka miesięcy temu nawet bym się nie wahała.
Natalię i Karolinę już przygotowuję na przyjazd do Polski. Mają mnie odwiedzić na weekend w bal maturalny.
Co do Choinki i Marty… Już się nimi nie przejmuję. Ostatnio przed całą stołówką wyzwała mnie od zdradzieckich zdzir i że nie ma pojęcia, co takiego we mnie Alan widzi. Hm. To samo zastanawiałam się ja, gdy z nią chodził. Cóż za ironia?
W każdym razie doszłam do wniosku, że nie będę się nią przejmować. A mojego ojca i tak znajdę.




 ***
Cześć <3 
Muszę wyjaśnić, dlaczego tydzień temu rozdział się nie pojawił. Otóż nie miałam kiedy napisać. Ostatnio mam urwanie głowy z nauką ;/ Biologia rozszerzona - mówi samo  za siebie. Ci, którzy rozszerzają w liceum bio, dobrze wiedzą, o czym mówię ;)

Dzisiaj troszkę czasu znalazłam i napisałam coś takiego... Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Chciałam, żeby wyszedł dłuższy, ale naprawdę nie mogłam. 

Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia! Postaram sie jeszcze  dzisiaj nadrobić zaległości, jakie sobie narobiłam u Was na blogach... 

Jutro Wszystkich Świętych. A ja i tak spędzę dzień z książką...

Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że nadal tutaj jesteście!

Pozdrawiam serdecznie ;***

Ps. Przepraszam za błędy.
 

niedziela, 18 października 2015

Rozdział XLVII



- Czy to był ten ktoś, o którym myślę, że był?
- Nie mam pojęcia, o czym myślisz, Zibi.- Przyznałam zamykając za sobą drzwi. Siatkarz stał oparty o ścianę w czarnym podkoszulku, który uwydatniał jego mięśnie, oraz dresowych spodniach.- Już się lepiej czujesz, jak widzę.
- Miło, że w ogóle cię to interesuje… - Mruknął i odwiesił za mnie kurtkę.
- O co ci znowu chodzi?- Westchnęłam i udałam się do kuchni.
- Nic. Myślałem tylko, że mówiłaś niedawno, że on cię nie interesuje.
- Nie że mnie nie interesuje… Po prostu Nie aż tak bardzo.- Wzruszyłam ramionami.- Poza tym sytuacja się zmieniła.
- Jest twoim chłopakiem?! Od kiedy?!
- Nie rozumiem, co ciebie to tak interesuje, hę?- Założyłam ręce pod boki czekając na odpowiedź. Ale nie nadchodziła.- Ok. Wiesz co, może ja ci jakoś przeszkodziłam?
- Oluś, nie… No co ty.
- Skoro od samego progu zaczynasz, to musi coś być na rzeczy.- Zaczęłam się zbierać, ale on zatrzymał mnie w pół kroku i usadził na krześle.
- Po prostu on mi się nie podoba… Tyle.
- O ile dobrze znam TE  zasady, to nie ty decydujesz, kto MNIE się podoba.
- Ale się martwię o ciebie. I chcę jak najlepiej…
- Proszę, przestań TATUSIU.- Zaśmiałam się.- Najpierw Kuba, potem Igła… chociaż z nim to dopiero mnie czeka pogadanka… A teraz ty. Mam już dość i zaraz sobie pójdę, jak nie przestaniesz!
- Okej, okej!- Poddał się.- A więc dlaczego przyszłaś?
- Zobaczyć, jak się czujesz. Nie wolno?- Uniosłam brew.
- Nie, no skąd. Tylko się dziwię, że twój chłopak nie miał nic przeciwko… I do tego cię przywiózł.
- Bo go o to poprosiłam! Poza tym, chyba mieliśmy zmienić temat, nie?
- Okej, więc może zjesz naleśniki?- Zaproponował z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Hm, umiesz jednak gotować?
- Powiedzmy.- Mrugnął i zaczął wyjmować potrzebne składniki.
Jakieś pół godziny później zajadaliśmy przed TV naleśniki z dżemem truskawkowym i powidłami. Do tego siatkarz przygotował bitą śmietanę…
- Czuję, że tyję.- Jęknęłam odkładając talerzyk na stolik. Oparłam się o kanapę i zmrużyłam oczy.
- Ja tam nie widzę różnicy.- Spojrzałam na niego gniewnie i lekko uderzyłam dłonią w ramię.- Ey, a to za co!
- Za to przed chwilą!- Mruknęłam.
- No przecież prawdę mówię! Za prawdę bijesz ludzi?
- Tak!- I znów go walnęłam. Skrzywił się niby z bólu. Dobrze jednak wiem, że ani trochę tego nie odczuł. Wróciłam na swoje miejsce interesując się meczem siatkówki na ekranie telewizora. Tak, ja oglądam mecz. Tak, to przez Bartmana (zmusił mnie, oczywiście). Ale nagle zaczął mnie łaskotać po żebrach. Jeden minus taki, że to akurat nie w tym miejscu mam łaskotki.
Po dłuższej chwili widząc, że jego starania idą na marne, dał sobie spokój. Jeszcze kilka razy próbowałam go zapytać o jego byłą dziewczynę, ale odpowiedział mi tym samym, co ja wcześniej jemu. Co mnie to obchodzi? No właśnie, co?
- No dobra, to ja się zbieram na autobus!- Wstałam i on zrobił to samo.
- Jak to, twój chłopak nie przyjedzie po ciebie?- Żachnął się. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że on jest kolejnym wrogiem związku mojego i Alana. Nie ma co, mam oparcie w swoich przyjaciołach!
- Nie, bo nie chcę być zależna od faceta. Zapamiętaj to sobie!
- W takim razie, ja ciebie odwiozę.- Już złapał za kluczyki na szafce w przedpokoju.
- Hej! A co ja przed chwilą powiedziałam?
- Myślałem, że chodzi o Alana, jako twojego chłopaka…
- Już myślałam, że nie jesteś facetem.. W każdym razie poradzę sobie sama. Dzięki.
- Nie ma mowy. Nie pozwolę ci się tłuc autobusami wieczorem i to zimą! – Już ubierał kurtkę.
- Zbyszek, co ja przed chwilą powiedziałam?- Powtórzyłam pytanie.
- Coś tam zaczęłaś marudzić, a potem… zgodziłaś się na podwózkę do domu w obecności przystojnego siatkarza.
- Nad interpretujesz! Kto powiedział, że jesteś przystojny?
- Ty mała…
- Licz się ze słowami ty duży…- Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
Sama nie wiem, jak dotarłam do domu Ignaczaków. Przez całą drogę śmieliśmy się nie wiadomo z czego.
Za to spadłam na ziemię tuż przed kolacją.
- Tataaa!- Krzyknął Sebastian i pobiegł do Igły, który go chwycił i zrobili „samolota’.
- Młody, ty jesteś coraz cięższy!- Stęknął Libero siadając obok mnie na kanapie.
- Ma to po tatusiu. Staruszku.- Zachichotałam.
- Jaki staruszku! Nie mam jeszcze czterdziestki.- Prychnął odbierając mi pilot z ręki.
- Hej!
- Nie marudź. Jesteś pod moim dachem.- Żartował sobie. I przełączył oczywiście na sport.
- Jak zwykle musisz mi to wypominać. Dobrze wiesz, że mogłabym spać pod mostem. Gdybym tylko chciała.
- Ale nie chcesz. Bo co ty byś beze mnie zrobiła? Na przykład jak dzisiaj rano?
- CO?- Zrobiłam wielkie oczy. Że też teraz mu się musiało przypomnieć!
- Czego ja nie wiem, co powinienem był wiedzieć już dawno, przynajmniej w teorii, jednakże dowiedziałem się w praktyce. Na co gotowy nie jestem.
- Nie wiem o co chodzi.- Tak. Stwierdzam, że najlepiej udawać głupią.
- Czy ty i on…?
- Kto?
- Alan?
- Co z nim?
OK. Dalej gramy sobie. Odbijam pałeczką ping-pong normalnie.
- No ty…?
- Ja?
- I on?
Uniosłam tylko pytająco brwi. W końcu westchnął i nie patrząc na mnie, zapytał:
- Co to do cholery miało znaczyć? U mnie w domu? O tak wczesnej porze?
- Aaaaaaa tooooo….. …. …..  . . . No cóż. Muszę przyznać, że sama byłam zaskoczona.
- Czy Alan ma zamiar codziennie zabierać i odbierać cię ze szkoły?
- Yyy nie wiem?
- Bo wiesz, jak dla mnie to może być. Mógłbym sobie dłużej pospać w tygodniu…
- Nie wierzę!- Zaczęłam się śmiać.- Tobie tylko o to chodziło!?
- A o co innego?- Zdziwił się szczerze, na co ja wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem.
Po kolacji dołączyłam do rodzinnej zabawy. Najpierw w chowanego, a następnie gry planszowe. Aż Dominika usnęła.

*** 

Kolejnego dnia Alan ponownie po mnie przyjechał. Tym razem zaczekał na dworze. Byłam pewna, że czeka mnie kolejna szaleńcza przejażdżka na motorze. Ale zaskoczyła mnie obecność czarnego opla. Siadłam do środka.
- Cześć, piękna.- Przywitał się.
- Heeeej.- Uśmiechnęłam się starając nie patrzeć na chłopaka. – Zmiana transportu?
- Dzisiaj zdecydowanie za zimno.- Wyciągnął rękę i założył mi za ucho opadający osmyk włosów. – Czy twoi opiekunowie nie mają nic przeciwko, że już drugi dzień z rzędu cię porywam?
Przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Igła… I znów się zaśmiałam.
- Oj, nie. Uwierz!
- To dobrze. Bo nie chcę przestawać. – Po raz kolejny się zarumieniłam.
- Dobra. Możemy już jechać?
- Jasne.- Odpalił silnik i ruszyliśmy.
Na miejscu, pod szkołą czekał na mnie Kuba. W towarzystwie jakiegoś chłopaka? A może mam zwidy? Ruszyłam w ich kierunku, ale wtedy ktoś zahaczył o moje ramię. Poślizgnęłam się i… w ostatniej chwili Alan mnie złapał.
- Nic ci nie jest?- Pomógł mi się szybko pozbierać.
- Nie, nic…
- Uważaj, jak chodzisz Sowecka!- Warknęła Jolka.
- Zdzira.- Syknęłam pod nosem.
- Nie przejmuj się nią.- Mruknął mi do ucha chłopak.- Nie warto.
- Ola! Co się stało?!- Zaniepokoił się Kuba, który szybko do mnie dobiegł. W jego ślady poszedł znajomy mi skądś drugoklasista…
- Hej, to ty! Ten z tomami książek z biblioteki?- Wyciągnęłam rękę.
- Haha tak. – Zarumienił się. Najwyraźniej jest nieśmiały.- Maciek.
- Ola.- Uścisnął moją dłoń.- A to jest Alan.- Zwarli dłonie w mocnym uścisku. Morczewski zaczął taksować go wzrokiem, po czym się rozluźnił. Najwyraźniej nie dostrzegł żadnego zagrożenia. Maciek jest blondynem, dość przystojnym i dorównuje wzrostem wzrostowi Alana i Kuby. – Grasz w siatkówkę?
- Trochę tak.
- O, a na jakiej pozycji?- Wtrącił się mój… tak. Mój chłopak.
- Atak.
- Nie widziałem cię na treningu żadnym…- Zmarszczył brwi.
- Bo on gra w klubie.- Wyjaśnił Kuba. Spojrzałam na niego. Tego, który zastrzegał się niedawno, że „ten chłopak z książkami nie jest w jego typie’. A tu proszę! Widzę ich razem.
- Ej, wejdźmy do szkoły może, co?- Poprosiłam. I tak zrobiliśmy. Alan czekał na mnie, gdy chowałam kurtkę do szafki. Potem chwycił mnie za rękę i razem weszliśmy do głównego korytarza. Tuż obok mnie dreptał Kuba z Maćkiem. A gdy tylko Karol ze znajomymi nas zobaczyli, od razu podeszli. Sama się zdziwiłam, że Alan serdecznie przywitał się z tym pierwszym. Ale, gdy później go o to zapytałam stwierdził, że nie ma sensu tracić przyjaźni przez dziewczynę. I to się nazywa męska postawa! Dziewczyny to już dawno w takiej sytuacji by się pobiły, wyzwały od dziwek i zerwały wszelkie kontakty.
No, może są wyjątki.
Raz. Jeden jedyny raz Natalia poderwała chłopaka, który mi się podobał. I który czasem do mnie zagadywał i się uśmiechał. Na początku byłam zła, gdy widziałam ich razem się całujących. Byłam wściekła, skłonna do zerwania przyjaźni. Ale dwa dni później stwierdziłam, że to nie ma sensu. Miała w tym udział i to dość spory – Karolina. Facetów jest dużo, nasza przyjaźń jedna.
Nigdy więcej taka sytuacja nie miała miejsca.
W każdym razie cały dzień spędzałam z nowymi znajomymi ( i starymi). Dzięki temu, że swatałam dziewczyną Alana, moje życie społeczne w szkole uległo zmianie. Nagle wiele osób zaczęło mnie rozpoznawać. Nie, żeby wcześniej tego nie robili, skoro byłam sensacją w tym liceum. Sama siebie nazywałam Przybysz z Anglii. W każdym razie jest różnica między wrześniową popularnością, a teraźniejszą. Mówią mi cześć, uśmiechają się, kiwają gdy zobaczą… a nawet zagadują. Poznałam tyle nowych osób, że już imiona zaczynają mi się mieszać. Maciek zaaklimatyzował się w naszej grupce. Został zaproszony na trening szkolny. Z tą inicjatywą wyszedł sam Alan. Coś podobnego! Kuba… nie wydaje się być już taki smutny, a nawet na mnie zły. Towarzyszy mi prawie przez cały czas i daruje sobie te wszystkie docinki w związku z Alanem. Może wreszcie zaakceptował to, co się dzieje! A na pewno ułatwia mu to obecność Maciusia. Mimo, że jest rok młodszy, to taki słodki… Bo wstydliwy.
Karol ogłosił, że nie ma zamiaru być z Jolką.
Na miejscu Alana bym się wkurwiła. Najpierw mu ją podrywał, a potem się wycofał. Chociaż ja rozumiem Lolka. No bo kto normalny by z nią wytrzymał? Nie ubliżając Morczewskiemu…
Wciąż napotykam oskarżycielski, mściwy wzrok Choinki. I naśladującą ją Martę. Dobrały się idealnie Głupia i Głupsza. Tylko, która to która?
Problem się zaczął, gdy mieliśmy dobrać się w pary do poloneza.
- Nie mogę zostawić Kuby…- Upierałam się przy swoim.
- Okej, rozumiem.- Uśmiechnął się Alan.- Nie ładnie by było też Jolę wystawić.
- No właśnie.
Więc tańczyliśmy, jak na początku. Na treningu siatkarzy już jako pierwszego spotkałam Zbyszka. Uśmiechnął się do mnie, a nawet przytulił. A potem rozczochrał włosy! Odpłaciłam się mu tym samym, więc jest remis.
W weekend zajęłam się swoją sprawą. Przestudiowałam jeszcze raz całą swoja i okularnicy książkę. Wtedy znalazłam adres internetowy.
Od razu sprawdziłam, co to jest. Okazało się, że Nieznany napisał kilka innych książek, w tym historycznych. Była nawet jedna wzmianka o nim, że jest historykiem, jego pasją jest archeologia, a uzależnieniem siatkówka. Zadzwoniłam do Kuby, który natychmiast do mnie przyjechał. Zaczęliśmy wspólne śledztwo z Karo i Nat.
- A szukaliście jego nazwiska?- Spytała ta pierwsza.
- Jasne, że tak! Nigdzie nie ma. Jedyna notka to ta, którą wam przesłałam.- Odparłam z rezygnacją.
- No ale chodzi mi, czy pochodzi z Rzeszowa?
- Nie ma nic na ten temat.- Ponownie przypomniał im Kuba.
- Ciężka sprawa.- Ruda rytmicznie uderzała paznokciami o blat stolika.
- Olka!- Nagle wydarł się Sokołowski.
- Co?- Podskoczyłam obok niego.
- Maciek jest informatykiem!
- Co?- Powtórzyłam nie rozumiejąc.
- No on serio na kompie umie wszystko! Zwróć się do niego o pomoc.
- Hej! Ale to bardziej twój przyjaciel!
- Taaaak. Ale to twoja sprawa.- Uśmiechnął się triumfalnie.
- No niby tak. Myślisz, ze dałby radę z tym jeszcze dzisiaj?
- Zapytaj.- Zaproponowały przyjaciółki. Nie myślałam długo. Natychmiast wysłałam Maćkowi sms’a. Odpisał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć.
- Jutro w szkole wszystko nam przedstawi, co znajdzie.- Ogłosiłam.
- No, to jeden problem z głowy.- Natalia uśmiechnęła się zadowolona.
- Jeszcze nie.- Mruknęłam.- Muszę się dowiedzieć, o co chodziło temu Nieznanemu z tą książką.
- Damy radę.- Objął mnie ramieniem Kuba.- Razem z Maćkiem coś wymyślimy.
- A co do tego ma Maciuś? Przecież on nie zna mojej sytuacji…
- Ale może nam pomóc.- Zakołysał mną.

***

 Rano w szkole od razu poszłam do nowego przyjaciela. Kuba stwierdził, że musi załatwić coś w bufecie. Bez żadnego przywitania naskoczyłam na niego:
- Dobra, co masz?
- Chyba udało mi się znaleźć podstawowe informacje. Ten cały Nieznany pochodzi z Rzeszowa, a teraz mieszka w Krakowie. Dokładnego adresu nie znam, ale wiem, że często odbywa spotkania historyczne.
- To znaczy, że wiesz, gdzie mogę go znaleźć?
- Tak. W tym tygodniu zorganizował kolejne zebranie. Mam adres.
- Nie wierzę! Maciek, jesteś zarąbisty!- Rzuciłam mu się w ramiona i mocno przytuliłam.- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!!
Wtedy dołączył do nas Kuba z Alanem, którzy ciężko dyskutowali.
- No i jak?- Spytał Kuba.
- Załatwione!- Krzyknęłam, na co Morczewski tylko po nas spojrzał.
- Cześć słońce!- Podszedł do mnie i pocałował w kącik ust.- O co chodzi?
- A, Maciek załatwiał dla mnie pewną sprawę… Nic ważnego.- Po czym podeszłam do Kuby i szepnęłam mu do ucha przytulając go:
- Mam adres, możemy go sprawdzić.
- Tylko potrzebna nam podwózka.- Powiedział, również szepcząc.
- Myślę, że to już załatwione.- Uśmiechnęłam się ukradkiem i wszyscy razem udaliśmy się na lekcje.


***

Wiadomość: Czy nadal chcesz mi się odwdzięczyć?
Nie czekałam długo na odpowiedź. Zbyszek odpisał już po pięciu minutach.
Odpowiedź: Zależy, o co chodzi…
Wiadomość: Czy jest szansa, że nie będziesz pytać, jeśli poproszę cię o podwózkę w pewne miejsce??
Odpowiedź: A gdzież chcesz, żebym cię podwiózł? :]
Wiadomość: Potrzebuje dostać się do Krakowa razem z Kubą.
Odpowiedź: A co? Chcesz pozwiedzać Wawel XD
Wiadomość: No co? Trzeba nadrobić zaległości :D To co? Masz czas w środę po południu??
Odpowiedź: Niech będzie. Jeszcze dzisiaj na treningu się zgadamy.
Wiadomość: Dzisiaj nie będę mogła wpaść. Umówiłam się z Alanem.
Długo czekałam, aż w końcu napisał:
Odpowiedź: OK. Miłej randki.



*** 
Hejka! Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale nie miałam jak. ;/ Ledwo skleciłam ten rozdział. Mam nadzieję, że się za bardzo nie zawiedliście, jeśli tak to przepraszam. 

Dzisiaj udało mi się wygrać z siostrą w szachy aż dwa razy! Na razie jestem niepokonana XD

W kolejnym rozdziale pojawi się Nieznany, może nawet rozwiąże się zagadka z ojcem. 

Mam nadzieję, że nadal będziecie oczekiwać kolejnych postów.  Dziękuję za 43tys. wyświetleń i komentarze <3
Pozdrawiam ;**