sobota, 23 maja 2015

Rozdział XXV



Dwie godziny później przed oczami miałam listę zawodników.
Ci ludzie grali z Igłą w jednym składzie. Żadnego z nich nie znałam. Mój przyjaciel uświadomił mnie, że nie łatwo będzie kogokolwiek z nich znaleźć. O większości się nie słyszy, a niektórzy mieszkają poza granicami województwa podkarpackiego. Ale Kuba przy ostatnim nazwisku podał dodatkową informację.
- To był jego najlepszy przyjaciel.
- Był?
- Tak… - Ale nic więcej nie dodał. Od razu skojarzyłam, że coś musi być  z tym nie tak. Chciałam zapytać Krzyśka, ale wtedy mógłby coś podejrzewać. Poszperałam na jego temat w necie. Okazało się, że zginął w wypadku pozostawiając żonę i rocznego synka Adasia.
Z nim już pogadać nie mogę, ale… Od razu zaczyna układać mi się plan działania. Nie mam adresu- nic nie mam. Otworzyłam ponownie zdjęcia wysłane przez moje przyjaciółki. Na fb wysłałam wiadomość Karolinie, żeby przysłała więcej fotek jeśli ma. Po kilku minutach dostałam całą resztę. Prześledziłam napisany ręcznie tekst przez mamę. Jej pismo gdzieniegdzie stawało się nieczytelne dla mnie, chociaż już nauczyłam się go na pamięć. Było mi to potrzebne do wypisywania usprawiedliwień do szkoły. 

„Serce mnie boli, kiedy pomyślę o wyjeździe. I oni nigdy się nie dowiedzą. A zwłaszcza on. To byłby wielki cios dla jego rodziny. Nie czułabym się z tym dobrze. Iwona też by mnie znienawidziła…”

- Wreszcie!- krzyknęłam z ulgą.- Nareszcie jakieś imię.
Więc Iwona też wie? A raczej nie wie. Nie ma pojęcia. A cały czas, wszystko co czytam prowadzi do jednego. Że moim ojcem jest Krzysiek. Powoli chyba powinnam się przyzwyczajać do tej myśli. Znów zadzwoniłam do Kuby.
- To on- zaczęłam prosto z mostu.
- Kto?
- No Igła.
- Twoim ojcem?
- Tak.
Chwila milczenia.
- Skąd wiesz? Masz stu procentową pewność?
- No nie… Ale wszystko na to wskazuje! Wreszcie mama napisała jakieś imię. Iwona. Że nic nie wie, bo gdyby … Zresztą przeczytam ci. Cytuję: „Serce mnie boli, kiedy pomyślę o wyjeździe. I oni nigdy się nie dowiedzą. A zwłaszcza on. To byłby wielki cios dla jego rodziny. Nie czułabym się z tym dobrze. Iwona też by mnie znienawidziła…”
 - Okeeej, to jest dziwne.
- Wszystko tutaj jest dziwne. Ale tak sobie myślę… Gdybym znalazła żonę przyjaciela Igły, to może poznałabym prawdę?
- Całkiem możliwe, że dowiedziałabyś się czegoś nowego. Ale bardzo prawdopodobne jest, że ona też nic nie wie. No i najważniejsze. Nie masz jak do niej dotrzeć. Żadnego kontaktu.
- Coś wymyślę.
- Jak zawsze- mruknął i się rozłączył. 

*** 

Następnego dnia w szkole znów nie było mojej przyjaciółki ukochanej Choinki i jej świty Marty. Za to już na pierwszej przerwie otoczył mnie tłum chłopaków z zespołu Alana.
- Siemka, Ola!- wyrósł przede mną najniższy.
- Yyy, hej- uśmiechnęłam się drętwo i próbowałam przejść między nimi i dostać się do Sokołowskiego, który gdzieś tam na mnie czekał.
- Ale nie uciekaj od nas, no… Ola, nie lubisz nas?- zasmucił się Karol.
- No co wy… Jasne, że lubię. Tylko…
- Tylko ona próbuje dostać się do mnie- odchrząknął Alan. Natychmiast jego przyjaciele odsunęli się ode mnie i ukazał mi się promienny uśmiech mego wybawcy.
- Tak naprawdę to…- Już miałam powiedzieć, że szukam Kuby, ale się powstrzymałam. Morczewski od razu zostawiłby mnie w spokoju, skoro tak bardzo się nie lubią.
- Tak, wiem. Kuba czeka na ciebie przed szkołą- oznajmił a mnie zamurowało. Czy ja się przesłyszałam?
- C-co? – wyjąkałam.
- Dopiero przyjechał autobusem z tego co wiem- uśmiechnął się.- Szukałaś jego, prawda?
- Tak- spuściłam wzrok gotowa na cios.
- Ok., to chodź- posłał mi oczko i ruszył w stronę drzwi wejściowych (bardzo dużych swoją drogą). Stałam w miejscu jeszcze przez kilka sekund, a później ruszyłam za nim. Gdy wyszłam, ujrzałam dziwny widok. Kuba i Alan cicho o czymś rozmawiali. Szczęka opadła na całego. Chyba to ich jeszcze bardziej rozbawiło.
- Co tak stoisz?- Kuba pierwszy przerwał i natychmiast przybrał dokładnie taki sam ton, jak za każdym razem gdy Alan był w pobliżu. Podeszłam do nich i uważnie każdemu się przypatrywałam. Alan wciąż ten luźny styl, niczym się nie przejmował. Kuba się trochę spiął.
- Jutro- odezwał się w końcu Alan- wraca Jo i Marta. Będzie oficjalna próba. Przyjdźcie po szóstej lekcji.
- Super. Od razu poprawił mi się humor- zadrwił mój przyjaciel.
- Też nie jestem zadowolonym, że biorę w tym udział- przerwał mu ostro drugi. – Ale raczej nie mam wyjścia.
- Dlaczego?- wtrąciłam nagle zaciekawiona. Czyżby Jolka mu KAZAŁA? – Przecież to nie żaden przymus.
- Bycie chłopakiem gwiazdy szkolnej oznacza poświęcenia- uśmiechnął się i poszedł.
- Wiedziałam! Ona go unieszczęśliwia!- klasnęłam w ręce zafascynowana odkryciem, a jednocześnie wkurzona.
- A tobie co do tego? Nie widzisz, że jemu to odpowiada?- mruknął nie wiadomo na co zły Kuba i wszedł do szkoły. Przewróciłam oczami i wbiegłam za nim. Dogoniłam go na środku korytarza i zatrzymałam.
- O czym gadaliście?
- O niczym.
- Powiedz.
- Nie.
- Hej! To ja mogę ci się zwierzać, a ty mi nie? To niesprawiedliwe! – niemal tąpnęłam butem jak małe dziecko.
- Dobra, okej.
- Poddajesz się?- ucieszona podskoczyłam lekko.
- Mówiliśmy o tobie.
- A dokładniej?
- Pytałem, gdzie jesteś i czy znóaw ma zamiar cię porwać. On na to, że wcale cię nie porywał. Sama poszłaś i fajnie się bawiłaś. Tym dał mi do zrozumienia, że przy mnie się nudzisz i marnujesz. Wiesz, że czasem sam mam takie wrażenie?
- Czy tobie odbiło? Ja się nudzę przy tobie? Kuba, no sorry. Na jakiej lekcji potrafię przesiedzieć pięć minut bez gadania z tobą? Lub roześmiania się z twojej miny? Nie wspominając o przerwach i czasie spędzonym poza szkołą…
- Dobra, dobra. Ja tam swoje wiem. – Ruszyliśmy dalej.
- Ale nie skończyłeś mówić!
- Skończyłem.
- Nie! Nie powiedziałeś, czy ma zamiar mnie porwać znowu.
- Przecież powiedział, że on cię nie porywa, nie?- zachichotał.
- Ale z ciebie idiota!- trzepnęłam go w ramię. Udaliśmy się na lekcję języka angielskiego. Potem dwa w-fy, matematyka polski i wos. Gdy wychodziłam z ostatniej lekcji, nagle coś pociągnęło mnie do tyłu i znalazłam się między ścianą a jakimś chłopakiem. Od razu poznałam, że to Alan.
- Matko Święta!- chwyciłam się za klatkę piersiową lekko przestraszona.
- To tylko ja- wyszczerzył się.
- Chcesz mnie wystraszyć na śmierć?!- wkurzyłam się.
- Sorki… Chciałem się zapytać czy przyszłabyś dziś na mecz mojej drużyny w turnieju.
- Co?- zrzedła mi mina. O nie, tylko nie to!
- No wiesz… Turniej między szkołami. Dziś o osiemnastej na naszej hali.
- Wiesz co… Nie wiem, czy będę miała czas… - próbowałam się wykręcić. No serio, musiał mnie o to zapytać?!- Czemu Jolka z tobą nie pójdzie?
- Jeszcze jest przeziębiona- wyjaśnił szybko.- To jak? Będziesz?
- Alan… Zobaczę. Przyjdę, jeśli nic mi nie wypadnie innego- udawałam entuzjazm.
- Okej- uśmiechnął się smutno.- Mam nadzieję, że jednak będziesz. Wszyscy się ucieszą. Ja tym bardziej- mrugnął do mnie i poszedł. Oparłam się o ścianę i wypuściłam wstrzymywane powietrze w płucach. Dlaczego to nie może być kino, czy kawiarnia, tylko mecz? Rozumiem, że wszyscy tutaj kochają sport. No ale bez przesady do cholery! Teraz pytanie: Isć, czy nie iść. Jeśli nie pójdę, drugi raz może mnie nie zaprosić. Może się obrazi… Jeśli pójdę będę się nudzić. Chyba, że wezmę ze sobą kogoś… Igła? Kuba? Ciekawe, czy znaleźliby czas. W ogóle, to gdzie jest Kuba?! Rozejrzałam się dookoła. Stał po przeciwnej stronie i obserwował mnie.
- Walka, walka…
- Iść, czy nie iść? Poszedłbyś ze mną?- spytałam błagalnym tonem.
- Ja dziś odpadam, niestety- zrobił smutną minkę.
- Nie ma opcji, żebym nie poszła- zmarszczyłam brwi.
- Może twój tata?- zachichotał.
- On nie jest moim tatą!
- Tego nie wiesz.
- A, przestań mnie wkurzać. Igła pewnie będzie miał trening- wzruszyłam ramionami.
- No to nie wiem.
- Ja też nie.

*** 

- Serio ?-  Okazało się, że Krzysiek ma zamiar wyjść z Iwoną do restauracji. A mnie chcieli pozostawić dzieci. No nieźle.
- Ale ja je zgubię!- przeraziłam się.
- W domu? Nie sądzę- uśmiechnął się wiążąc krawat.
- Ale ja miałam zamiar iść na mecz!- Zamarł i pomału odwrócił się w moją stronę. Jego mina – bezcenna.
 – No co?- bąknęłam.
- Czy ja się przesłyszałem?- uśmiechnął się szeroko.
- Nie. Nie przesłyszałeś się! Miałam zamiar iść na mecz, bo Alan mnie zaprosił. Jego drużyna gra z jakąś inną szkołą dziś o osiemnastej.
- Przykro mi, ale nie zmienię planów. Obiecałem Iwonce…
- Igła no! Kurde, rozumiem. Ale ja musze tam być!
- Nie wierzę, że chcesz- uśmiechnął się.
- Ty też mnie chcesz jeszcze bardziej wkurzyć?
- Okej, dobra- powiedział wzdychając. Poprawił kołnierzyk koszuli i powiedział: - Coś wymyślę.
- Dzięki, dzięki, dzięki!- Pisnęłam zachwycona. Wpadłam do swojego pokoju jak burza. Będzie idealnie! Zawiozą dzieci do dziadków, ja pójdę na mecz, potem będę gadać z Alanem… Co z tego, że nie będę miała pojęcia o co chodzi? Wybrałam ubranie na mecz: Czarne legginsy i bluzka z rękawami ¾. Musi być pięknie. Będzie pięknie.
Zrobiłam lekki makijaż. I wtedy przyszedł sms od Sokołowskiego:

Wiadomość: I jak? Idziesz na ten mecz? Sorki, że nie mogę iść z Tobą ;c
Odpowiedz: Spoko, spoko ;* Igła wymyślił sobie, że mam się zająć dzieciakami -,- Ale ma coś wymyślić żebym mogła iść.
Wiadomość: No to chyba dobrze, nie?
Odpowiedz: Zależy co wymyśli. On jest do wszystkiego zdolny : ))
Wiadomość: Na pewno nie będziesz się nudzić xd
Odpowiedz: Ja? No co Ty! Mecze siatkówki to moje życie! -,-
Wiadomość: No to baw się dobrze! Ja lecę na korki z angola ;p
Odpowiedz: Czy ja Ci przypadkiem nie mówiłam, że mogę pomóc z angielskim?
Wiadomość: Mówiłaś, ale wole profesjonalnego nauczyciela. Przy Tobie się nic nie nauczę xD
Odpowiedz: Widzę jak we mnie wierzysz…
Wiadomość: To nie kwestia wiary. I dobrze wiesz, o co mi chodzi xD
Odpowiedz: Dobra dobra. To ucz się Ty mój kujonku Kubusiu <3
Wiadomość: Też Cię kocham <3

Pokręciłam głową i odłożyłam komórkę. Spojrzałam w lustro po raz ostatni i wstałam do przygotowanych ubrań. Za pół godziny powinnam być już na hali. Przebrałam się szybko w łazience. Otworzyłam drzwi i wpadłam na kogoś. Ale z pewnością wyższego, niż bym się spodziewała… Podniosłam głowę.
- Co TY tutaj robisz?! 



*****
Hejo ;) Mam nadzieję, że rozdział się podoba :D Jak myślicie, co się stanie podczas meczu?

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia ;**

Pozdrawiam <3

piątek, 8 maja 2015

Rozdział XXIV



- I jak ci się podobało?- napadł na mnie po treningu Alan. Odłączył się od grupki idących przed nami siatkarzy.
- Spoko było- przyznałam.- Nie wiedziałam, że tak dobrze grasz…
- Są lepsi- odparł skromnie.
- Daj spokój! Mógłbyś zapisać się do jakiegoś klubu…
- Na razie nie mam na to głowy- przyznał.- Nauka i w ogóle. Ale kiedyś… Może uda mi się zagrać w Resovii.
- Marzenia się spełniają.
- Błąd. Marzenia się spełnia. Czyli… wierzysz we mnie?- Albo mi się wydaje, albo w tej chwili się zarumienił. Przyjrzałam mu się. Tak! Matko, jak to uroczo wygląda…
- Wierzę.
- Dziękuję- uśmiechnął się.- Nie tylko za to… Że byłaś i w ogóle…- zaczął się plątać.
- Nie musisz. Miło było zobaczyć, jak grasz. Moim zdaniem Jola też powinna zobaczyć.- Na wspomnienie o dziewczynie, atmosfera między nami troszkę zgęstniała.
- Ona nie lubi…
- Olka!- głos mojego przyjaciela rozniósł się po całym korytarzu, jak echo. Zatrzymałam się w pół kroku.
- Mam przerąbane…- mruknęłam.
- Jak chcesz, to go spławię- zaoferował się Alan, zerkając na biegnącego w naszym kierunku chłopaka.
- Nie!- zareagowałam.- Po prostu… muszę z nim pogadać. Okej?
- Dobra, zostawię was samych.- Nie był za bardzo z tego powodu zadowolony, co mnie zaskoczyło.- To do zobaczenia- uśmiechnął się na odchodne. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy Kuba stanął między nami. Morczewski nie miał nic innego do zrobienia, jak tylko obrócić się i dołączyć do kolegów z drużyny. Patrzyliśmy za nimi chwilę, a gdy oddalili się na odpowiednią odległość, by nas nie słyszeli, Kuba wybuchł:
- Co ty sobie wyobrażasz?!
- Uspokój się, Kuba…
- Uciekłaś z ALANEM? Czy ty wiesz, co ty robisz?!
- Kuba! Ja nigdzie nie uciekłam!
- To jak inaczej to nazwać? Chłopak oferuje ci wypad na jego trening w czasie lekcji: jasne, już leci!
- To nie tak…
- Dlaczego poszłaś?
- Bo mnie zaprosił.
- I oczywiście się zgodziłaś. A Choinka i jej cień jak się dowie, to…
- Mam je w dupie, Kuba! Alan nigdy jej nie zapraszał na trening! Tak powiedzieli jego koledzy. Rozumiesz? Mnie zaprosił!
- I co ? Teraz nagle stałaś się jego ulubienicą?- prychnął wściekły.
- Oczywiście, że nie! Ale dążymy do przyjaźni.
- To chyba mylisz pojęcia! ON dąży do wykorzystania ciebie i psychicznie i fizycznie. TY dążysz tylko do jednego.
- Mianowicie?- założyłam ręce na piersi.
- Oj, daj spokój Olka… - westchnął. – Nie masz pojęcia jaki on jest.
- To może mnie oświecisz? Wciąż powtarzasz to samo: Nie wiesz, jaki on jest! Nie rozumiesz! Ble, ble, ble. – Naśladowałam jego głos.
- On cię wykorzysta ze względu na siatkarzy, zobaczysz.
- Nie kłóćmy się- poprosiłam.
- Gdybyś mnie słuchała…
- Słucham. Tylko, że nie mówisz mi wszystkiego. Uszanowałam fakt, że chcesz coś ukryć tylko dla siebie. Tylko ty wiesz co. Naprawdę nie mam do ciebie już o to żalu. Sam kiedyś mi powiesz. Ale błagam! Skoro teraz nie chcesz wyjaśnić, to nie wtrącaj się!
- Jestem twoim przyjacielem! Muszę się wtrącać!
- Czyżby?- uniosłam brew.
- O co chodzi?
- Jesteś moim przyjacielem?
- Oczywiście, że tak głuptasie!- wzniósł ręce do nieba. – Nie rozumiem, jak możesz w to wątpić!
- Czasem sama nie wiem, co myślę…- ściszyłam głos opuszczając wzrok na swoje buty.
- Od tego masz mnie- przytulił mnie. Schowałam głowę w jego różowej koszulce. – Od tego jestem. Żeby ci przypominać, co masz myśleć. Co jest ważne i ważniejsze. I chronić cię przed złem tego świata.
- Brzmisz jak w dennej komedii romantycznej- zachichotałam w jego klatkę piersiową.
- Nie wiem o czym mówisz- udawał niewiniątko.
- W takim razie…- odsunęłam się od niego, ale nadal nie wypuszczał mnie z objęć.- Co jest ważne, a co ważniejsze?
- Teraz dla ciebie najważniejsza jest sprawa rodzinna. Alan musi zejść na dalszy plan.
- Wiem- skrzywiłam się.- Nie gniewaj się już na mnie, Kuba…
- Nie mógłbym dłużej- przyznał i pocałował w policzek. Ostatni raz go przytuliłam i udaliśmy się na ostatnią lekcję tego dnia.

*** 

- Chłopaki się skarżą, że nie odwiedzasz nas na treningu- odezwał się Igła. Siedzę właśnie z rodziną Ignaczaków przy stole i jemy kolację. Igłą niedawno wrócił z siłowni.
- Przeproś ich ode mnie… Nie miałam czasu ostatnio.- Zaczęłam bawić się tym, co mam na talerzu.
- Krzysiek, przecież Ola musi się uczyć!- przypomniała mu Iwona.
- Dwie godziny odpoczynku dobrze jej zrobią co jakiś czas. Poza tym nie zawsze widzę, żeby się uczyła…
- Ma również życie prywatne- odparła kobieta uśmiechając się do mnie. – Dominika, jedz groszek. Jest zdrowy.
- Jest niedobry!- zaprotestowała energicznie dziewczynka.
- Nie zawsze to co dobre jest zdrowe- odezwałam się.
- Dlaczego?- spytała mała, patrząc na mnie.
- Bo tak jest, po prostu – wzruszyłam ramionami. Dominika jednak nie była zadowolona moją odpowiedzią i zaczęła męczyć o to swoją mamę.
- Dobrze się czujesz?- Nachylił się do mnie Igła, który siedział na honorowym miejscu, po mojej prawej stronie.
- Tak. Czemu pytasz?- wyprostowałam się.
- Jesteś smutna- zauważył. – Coś się stało?
- Nic, Igła.- Miałam nadzieję, że dał sobie spokój.
- Chodzi o matmę?- drążył temat.
- Nie! Czemu?- zdziwiłam się i nabrałam na widelec sałatki.
- Ktoś ci dokucza? Pokłóciłaś się z Kubą?
- Na miłość Boską, nie!- syknęłam w jego stronę.
- Więc chodzi o Alana?- zrobił tą swoją jedną z minek.
- Nie. Przynajmniej nie w całości.
- Więc o co?- wyraźnie zabrakło mu pomysłów.
- Krzysztof, daj Oli zjeść!- zdenerwowała się Iwona siedząca naprzeciwko męża.
- Ja już skończyłam…- odsunęłam od siebie talerz.- Mogę iść do siebie?
- Nic nie zjadłaś!- krzyknął Sebastian.
- Jasne, idź.
- Ale mamo!- zaczął protestować chłopiec.- Jak ja nie zjem, to nie pozwalasz mi iść grać!
- Bo jesteś za mały- wzruszył ramionami Igła.
- Jestem już duży- naburmuszył się Seba.
- Sebastian płacze! Sebastian płacze!- zaczęła nucić jego siostra.
- Nie płaczę!- wkurzył się.
- Dobra, dość tego!- ryknął Ignaczak. Natychmiast zrobiło się cicho. Iwona uśmiechnęła się zadowolona i wdzięczna mężowi. Dzieciaki spuściły głowy i wznowiły posiłek. Igła napił się herbaty i oblizał usta. Wstałam więc i zasunęłam za sobą krzesło.
- Gdybyś czegoś potrzebowała…- odezwał się.
- Jasne. Dzięki. – Wyszłam do siebie. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam na łóżku twarzą do poduszki. Kilka minut później wyciągnęłam swój pamiętnik. 

28 listopada 2013r.
Sama nie wiem, dlaczego tak popsuł mi się humor. Dziś o mały włos nie pokłóciłam się znów) z Kubą. Na szczęście wyszło, jak wyszło. Ucieszyłam się, że Alan zaprosił mnie na swój trening, czego podobno nigdy nie robił z innymi dziewczynami. Poczułam się troszkę wyróżniona. A co najlepsze nie było dziś Choinki. Wolę nie wiedzieć, jak by zareagowała widząc mnie tyle razy jednego dnia z jej chłopakiem. Chyba by mi oczy wydłubała. Jak nie gorzej. Dziś Alan się tak uroczo zarumienił… to była naprawdę fantastyczna scena! Poznałam jego kolegów… Uznali mnie za jego nową dziewczynę. Nie zaprotestował od razu. Może to tylko dla mnie takie ważne… W końcu jednak wyjaśnił, że jesteśmy tylko znajomymi. Potem powiedział, że cieszy się, że widziałam jak gra… Kuba sugeruje mi tutaj, że Alan chce mnie wykorzystać. Może ma racje? Może powinnam być ostrożna? No, ale przecież chyba jestem…
Zaraz będę szukać w necie informacji o siatkarzach mieszkających w Rzeszowie jakieś dziewiętnaście lat temu. Może dwadzieścia. Może w taki sposób uda mi się coś znaleźć. Jest trudniej niż myślałam, bo w dzienniku mamy nic nie jest konkretnie napisane. Jakby nie chciała wydać całego sekretu na świat.
Ale dowiem się o co chodzi. Prędzej, czy później.
A, i jeszcze trzeba znaleźć pracę. Trudne zadanie, skoro nigdzie mnie przyjąć nie chcą -,-

Zamknęłam z trzaskiem zeszyt. Odpaliłam laptopa i znów przyglądałam się zdjęciom. Wtedy na skype pojawiła się Karolina.
- Cześć!
- Hej- uśmiechnęłam się.- Co tam?
- Ciekawa byłam, czy w końcu na coś wpadłaś.
- Raczej Kuba.- Wyjaśniłam jej wszystko.- Teraz mam zamiar pogrzebać trochę w necie. A gdzie Natka?
- Na randce.
- Z Kevinem?- wyszczerzyłam się. Zrzedła mi mina, gdy usłyszałam odpowiedź.
- Nie. Oni nie są już razem.
- CO?! Ale dlaczego?
- Nie wiem. Znaczy mówiła coś, że się posprzeczali. Ale wydaje mi się, że oni po prostu przestali być „razem” i w ogóle. To była kwestia czasu od miesiąca aż się rozejdą. Natalia cały czas mówiła o Roy’u.
- Tym z drugiej szkoły?
- Tak.
- Są razem?
- Z tego co wiem, Kevin szybko znalazł sobie zastępstwo. Ale Natalia na razie nie chce się angażować. Tak powiedziała.
- Ona często mówi jedno, a myśli drugie- przewróciłam oczami.
- Dlatego jej nie wierzyłam, gdy powiedziała… Że idzie z Royem tylko do kina. I że to takie zwykłe koleżeńskie spotkanie.
- Akurat… Ja już ją dobrze znam! A jak z tobą?
- Co ze mnę?- udała, że nie rozumie.
- Masz kogoś? Ostatnio nie pytałam… Wciąż mówimy o mnie i was zaniedbałam. Mam wyrzuty sumienia!
- Niepotrzebnie. U mnie się nic nie zmieniło- uśmiechnęła się.
- Nadal owijasz sobie wokół palca pana od wuefu?- zaśmiałam się szczerze.
- Ja nic nie robię!
- Jasne, jasne.
- A jak tam sprawa z Alanem?- zagadnęła.
- Nijak. Znaczy dziś była taka sytuacja, że mnie zaprosił na swój trening, czego z nikim innym nie robił…
- A co na to Choinka?
- Chyba nie wie.
- Pewnie się dowie.
- Pewnie tak. Nie było jej dziś w szkole.
- Zachorowała?
- Mam nadzieję, że na jakąś paskudną grypę.
- Nie życz innemu, co tobie nie miłe!- ostrzegła mnie.
- Dobra, dobra. Nie przesadzaj. Żartuję przecież. Ale serio mam nadzieję, że jutro jeszcze jej nie będzie. Może Alan znów do mnie zagada i będzie tak fajnie, jak dziś…
- Wszystko się jutro okaże.
- Dobra. Ja teraz mykam. Sprawdzę tych siatkarzy.
- Okej. Jak coś to pisz na fb. Raczej nie dobijaj się do naszej Natki…
- Raczej nie będę jej przeszkadzać- przyznałam.
- Pa!
- No, hej!
Zamknęłam konwersację i włączyłam Google. W pustej karcie wpisałam:
„siatkarze 1993 Rzeszów”
Niestety nic konkretnego się nie pojawiło. Przejrzałam pierwsze najlepsze strony. Żadnych konkretnych informacji. Sprawdziłam w historii klubu, ale nic. Westchnęłam wściekłą i zrezygnowana. Sięgnęłam po telefon.
- Kuba?
- Wiem, że czegoś chcesz. Ten twój ton mówi sam przez siebie.
- Mam prośbę… Czy mógłbyś znaleźć ludzi, który grali w Resovii w latach 1993/4?
- Dla ciebie wszystko, madame.



*****
Hejo ;) Wiem, że krótki i zbyt dużo się nie dzieje na razie... Ale mam nadzieję, że niedługo akcja się rozwinie i nie będę Was już nudziła :D

Weekend! Co prawda dużo z niego mieć nie będę, bo sporo nauki czeka ;/ 

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! 

Pozdrawiam ;**

piątek, 1 maja 2015

Rozdział XXIII



Obróciłam się i ujrzałam najpiękniejszy widok w życiu. No może nie w życiu, ale brakowało mi tego. Za otwartą szybą widziałam cały Rzeszów. Ale to nie miasto mnie tak zachwyciło, a niebo.
- Wow- szepnęłam i podeszłam do ogromnej szybie.
- Niezłe nie?- ewidentnie czuje się dumny z siebie.
- To jest… Niesamowite- przyznałam. W tym miejscu niebo i chmury tworzyły niezwykłą całość. I nawet promyki słońca, którego tak ostatnio jest mało, oświetlały świat. Niemal dostrzegałam w tym skrawku raju niedługo spadający śnieg.
Zapomniałam o obecności siatkarza i wciągnęłam szkicownik z torby. Natychmiast usiadłam na parapecie i zaczęłam szkicować.
- Co robisz?- zainteresował się sprowadzając mnie za ziemię.
- Rysuję- odparłam spokojnie. Zajął miejsce obok mnie. Czułam na sobie jego wzrok.
- Rysujesz?- uniósł brwi.
- Trochę…- przyznałam zajęta.
- Mógłbym zobaczyć twoje rysunki?
- Nie!- prawie krzyknęłam odsuwając się od niego.
- Okej, okej!- podniósł dłonie w geście kapitulacji. – Tak tylko spytałem. Ale… ten będę mógł zobaczyć?
- Jeśli zasłużysz, to tak- uśmiechnęłam się szeroko, odwzajemnił.
- Hej, ale to ja cię tutaj przyprowadziłem!- udawał wkurzonego.
- Nielegalnie? Bardzo nieładnie, panie Bartman- pokręciłam głową.
- Pani Amelia wpuściła nas bez problemu!
- Ciekawe co jej zaproponowałeś, żeby się tu dostać- prychnęłam.
- Nie wierzysz już w dobroć ludzką?
- Nigdy w nią nie wierzyłam.
Na dachu gmachu spędziliśmy ze dwie godziny. Bez problemu wróciliśmy do auta. Pojechaliśmy do domu Ignaczaków, gdzie spędziliśmy wieczór z Iwoną i dzieciakami czekając na Igłę. Gdy wrócił cały w skowronkach, nie musieliśmy pytać jak mecz. Zbyszek od razu zadzwonił do Kubiaka i umówili się na miasto uczcić wygraną. Pożegnaliśmy się a ja zaczęłam przygotowania do jutrzejszego dnia.
W weekend zadzwonił do mnie tata. Wytłumaczył, że nie może odwiedzić mnie w święta, jednak mama się postara przylecieć do Polski. Ucieszyłam się na tę wiadomość. Potem miałam czas dla siebie, który wykorzystałam do prześledzenia wysłanych przez moje przyjaciółki zdjęć.
- Wszędzie to samo- mamrotałam pod nosem.- Nic nie rozumiem.
Wtedy właśnie przybyli niespodziewani goście. Drzwi do pokoju się otworzyły a w nich stanął nie kto inny jak Michał Kubiak.
- Co Tm młoda?- szeroko się uśmiechnął i wkroczył pewnym krokiem do środka. Ja siedząc na podłodze oparta o łóżko (co stało się moją najnormalniejszą pozycją) z laptopem na kolanach i spoglądam na niego spode łba.
- Lepszego powitania nie znasz?
- Ja znam!- rozległ się kolejny głos. Bartman podszedł natychmiast i mnie przytulił. – Teraz lepiej?
- O wiele- przyznałam ze śmiechem.
- Panowie, no ale proszę nie przeszkadzać młodej dziewczynie!- wydarł się Igła wbiegając do nas.
- O, następny! Ile jeszcze słoni tutaj przyjdzie?- prychnęłam.
- Czemu ty nas porównujesz do słoni, to ja nadal nie rozumiem- pokręcił głową zniesmaczony Kubiak.
- Takie życie- wzruszyłam ramionami.
- Uczysz się?- zagadał Zbyszek.
- Zależy o co chodzi…
- Jedziemy na pizzę- oświadczyła Iwona zaglądając do nas. – Co wy na to?
- Kochanie, a nie miała dziś być zupa pieczarkowa?- uniósł brwi Ignaczak.
- Nie chce mi się gotować- przyznała.- To jak będzie?- Zerknęłam na zegarek. Co prawda nie mam ochoty na pizzę po ostatniej uczcie, jaką zafundowali mi siatkarze, ale wolę to niż nic nie jeść do końca dnia.
- Okej, tylko się przebiorę!- zakomunikowałam i wstałam. To miał być gest, który Krzysiek zrozumiał i wyszedł. Dwóch pozostałych nadal siedziało na moich krzesłach i gapiło przed siebie.- Eghm, a może tak wyjdziecie?- zasugerowałam.
- Aaa, jasne. Chodź, Dziku!- pociągnął przyjaciela za ramię. Z głupimi uśmieszkami zniknęli za zamykającymi się drzwiami.

***

- Znalazłaś coś nowego?- zagadał w poniedziałek rano Kuba.
- Nic. Nie ma tak żadnych nazwisk.
- Mógłbym zobaczyć te zdjęcia?
- Jasne. Poczekaj, zgrałam je na telefon…- wyciągnęłam komórkę i otworzyłam odpowiednią galerię. Chwilę później na ekranie pojawiły się fotki.
- Może to nie tak szukasz?- zasugerował, przeglądając telefon.
- To znaczy?- zmarszczyłam brwi. Siedzimy na stołówce szkolnej w najdalszym kącie. Nikt na nas nie zwraca już uwagi. Mi osobiście dali spokój i nie wlepiają gał jak w pierwszych dwóch miesiącach szkoły.
- No spójrz. W pierwszym wpisie jest: „Miło było ich wszystkich poznać. Takie szczęście mnie spotkało. Aż musiałam to napisać!”. W ostatnim: „To koniec. Nie mogę dłużej z nimi zostać. Kocham ich całym sercem, ale te wspomnienia… Wciąż nawiedza mnie w snach. Wyjedziemy. Nie możemy zostać. Nie mogę zepsuć tego wszystkiego jeszcze bardziej.”- Zamilkł.
- Fakt. Jest tutaj pewna rozbieżność…- przerywam ciszę między nami, bo dookoła słychać tylko szum rozmów, krzyków i innych. – Ale nie wiadomo o kogo chodzi.
- Skoro znała się z Igłą, to na pewno chodzi o siatkarzy- uśmiechnął się.
- To znaczy…
- Że znał ją nie tylko Ignaczak…
- Ale każdy inny stąd.
- A to oznacza…- podsunął.
- Że mamy trop!- wydarłam się zadowolona. Prawie wszyscy popatrzyli na nas dziwnie w tym samym momencie.- Kuba, jesteś niesamowity!
- No wiem przecież- przewrócił oczami.- Któż by inny!
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię!- krzyczałam mu do ucha, jednocześnie przytulając mocno.
- Poczekaj, bo sobie pomyślą że zmieniłem orientację…- mamrotał.
- Muszę znaleźć tych siatkarzy! Pomożesz mi, prawda?
- Nikt inny.- Przyznał lekko wzdychając. Mam nadzieję, że nie udawał tej dezaprobaty.
- Dziś kolejne spotkanie do tych jasełek całych- zaczęłam zmieniać temat. Schowałam telefon i rozpoczęłam swoje jabłko.
- Wiem. Jestem ciekawy, jak to będzie. Choinki i Marty dziś nie ma- zauważył.
- Taaa. A Alan od rana kręci się sam po korytarzach. Z kumplami i torbą treningową.
- Pewnie będzie miał dziś trening. Idziemy na górę? Zaraz dzwonek.
- Okej.- Wstaliśmy i udaliśmy się do wyjścia. Na korytarzy Kuba kazał mi poczekać, bo idzie do łazienki. Oparłam się więc o ścianę i przyglądałam ludziom. Jedni stali w grupce i się naprawdę głośno śmiali. Inni siedzieli po drugiej stronie na ławkach i słuchali muzyki, lub po prostu rozmawiali. Dzień, gdy nie ma naszych dwóch gwiazdek w szkole jest piękny.
- Ola…- szepnął mi ktoś do ucha. Wzdrygnęłam się i natychmiast obróciłam.
- Alan!- wytrzeszczyłam oczy.- Co tu robisz?
- Przyszedłem powiedzieć, że dzisiejsze spotkanie się nie odbędzie.
- Acha, spoko- wzruszyłam ramionami.- Nie ma gwiazdek, to wszystko staje w miejscu- mruknęłam do siebie, żeby nie usłyszał.
- Co?
- Nic, nic. Masz dzisiaj trening?- zapytałam wskazując wzrokiem jego torbę.
- Tak. W sumie to na tej lekcji- uśmiechnął się. Odwzajemniłam. Staliśmy tak przez chwilę, aż w końcu ktoś szturchnął go za ramię i krzyknął:
- E, Morczewski! Spinaj dupę.
- Zamknij się Mario- syknął na tamtego. Kiwnął na niego ręką, więc chłopak podszedł do nas.- Mario, to jest Ola.
- Odsuń się głąbie, potrafię jeszcze się przedstawić!- Odepchnął kolegę i stanął przede mną. Jest bardzo niskim, nawet troszkę niższym ode mnie jasnym blondynem o zielonych oczach. Wyciągnął do mnie rękę.- Mariusz jestem.- Uścisnął moją dłoń i cmoknął w policzek. Nie potrafiłam się nie zarumienić. – Morczewski, czemu ty nie gadasz, że znasz takie piękne panny?
- Bo woli je zostawić dla siebie!- Nagle pojawił się kolejny, tym razem w przybliżonym wzroście do Alana, brunet, którego kojarzę. – Karol mam na imię- uśmiechnął się i odepchnął Mariusza. – Spadaj mały.
- Ja mały?!
- Kurdupel!- pokazał mu środkowy palec.- A jak ty masz na imię?
- Ola- odparłam uśmiechnięta i bardzo zakłopotana. Co tutaj się dzieje? Gdzie do cholery podział się Kubuś!
- Spadajcie stąd!- warknął Alan, odpędzając ich ode mnie.
- Stary, no weź…- jęknął Karol. –Rozmawiam z Olą!
- Idźcie na trening, okej?- powtórzył obracając się do mnie.
- No jasne! Tylko nie zapominaj, że masz dziewczynę!- krzyknął blondyn.
- Trzymaj swojego w spodniach, Morczewski!- dodał brunet. Alan obrócił się w ich stronę. Nie mam pojęcia, co im pokazał, ale natychmiast zrobili przerażone miny i uciekli kłócąc się.
- Sorry za nich- westchnął przepraszająco.- Są niezdrowo rąbnięci.
- Nawet mili!- zaprotestowałam. GDZIE JEST KUBA?! Rozległ się dzwonek i wszyscy jak jeden mąż zaczęli się zbierać. Tylko my staliśmy w jednym miejscu patrząc na siebie.
- Stuknięci.- Upierał się i wyszczerzył szeroko do mnie.
- Niech będzie…- zachichotałam. Odgarnęłam włosy i wtedy zauważyłam Sokołowskiego stojącego pięć metrów za Alanem i wpatrującego się we mnie z politowaniem. Potem wskazał na zegarek.- Mam teraz religię.
- Z księdzem?
- Nie. Zastępstwo.
- To może wpadłabyś na mój trening?
- Och- wymsknęło mi się z zaskoczenia. Patrzył na mnie wyczekująco.
- Nie lubisz siatkówki?- zmarszczył brwi.- Myślałem, że tak…
- Dlaczego?
- No wiesz… mieszkasz u Ignaczaków. Znasz się z NIMI.
- I co w związku z tym?- zaczynał mnie wkurzać. Dlaczego, do cholery zaczął gadać o siatkarzach?!
- Nic. Po prostu myślałem, ze to lubisz- wzruszył ramionami.
- I co jeszcze?! Może mam mieć chłopaka siatkarza?!- zbulwersowana założyłam ręce na piersi i spoglądałam na niego groźnie.
- Spokojnie, dziewczyno! Nie chciałem cię wkurzyć. Po prostu miałem nadzieję, że spodoba ci się jak gram.
- Och- znów mnie zaskoczył.- Nie, znaczy… Mogę wpaść. Tylko, jak to wyjaśnię?
- Załatwię to- obiecał. Zerknęłam na Kubę, coraz bardziej zdenerwowanego. Pokręciłam lekko głową. Zrobił minę, jak próbująca nabrać powietrza ryba. Potem zacisnął pięści i poszedł na górę. Mam nadzieję, że się nie obraził…
- Niech będzie- uśmiechnęłam się do Alana.
- Okej, chodź!- Położył rękę na moim ramieniu i poprowadził przez korytarz na salę gimnastyczną.
Nie mogę uwierzyć, że zaprosił mnie na swój trening. Na pewno Choinka wiele razy tutaj bywała. Jednak reakcja jego kumpli z boiska sugerowała co innego. A zwłaszcza komentarz jednego z nich:
- Czyżbyś zmienił zasady, Alan?- uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
- Co to znaczy?- zapytałam. Nie byłam skrępowana tym, że wszyscy wiązali buty już ubrani i patrzyli na mnie z zaskoczeniem i… sama nie wiem czym. Już się do tego przyzwyczaiłam na treningach Krzyśka.
- No nasz najlepszy przyjmujący nigdy nie przyprowadzał swoich dziewczyn- wytłumaczył inny, podchodząc do nas.- Jestem Jacek.
- Ja nie jestem jego dziewczyną- zaprotestowałam natychmiast.
- To koleżanka- wyjaśnił Alan.- Ola. Poznajcie się, a ja idę się przebrać do szatni.
- Jasne, my się nią zajmiemy- mrugnął do mnie Karol, którego chwilę wcześniej poznałam.
- Tylko z dala z łapami od niej!- wrzasnął na odchodne Alan. Ucieszyło mnie to zdanie. Sama nie wiem dlaczego.
- Dobra. Mnie i Mario już znasz- uśmiechnął się Karol.- To Jacek, Adrian, Tomek i Piotrek- wskazywał kolejno na chłopaków, którzy mi machali. Powtórzyłam trzy razy w myślach ich imiona. Mam nadzieję, że zapamiętam.
- Jakiego macie trenera?- spytałam od niechcenia siadając pod ścianą.
- Nasz wuefista- wyjaśnił najwyższy z nich, Tomek.
- Właśnie idzie.- Drewniane drzwi Sali otworzyły się i do środka wkroczył nasz młody wuefista, profesor Mruk. Z nim wu ef mają chłopcy, my mamy ze starszą babką. Chociaż wiele dziewczyn z chęcią by się zamieniło.
- No chłopcy, do roboty!- klasnął w ręce i wtedy mnie zauważył.- A to kto?
- Ola, trenerze- wyjaśnił wbiegający Alan.- Bardzo chciała zobaczyć jak gramy.
- A ty nie masz lekcji?- uśmiechnął się do mnie. Ma ładny uśmiech.
- Zastępstwo…
- … Jakby trener mógł ją usprawiedliwić…- poprosił Alan patrząc mu w oczy. Przez chwilę jakby mierzyli się wzrokiem. W końcu kiwnął głową.
- Dziękuję!- uśmiechnęłam się do niego najpiękniej, jak potrafiłam.
Chłopcy zaczęli się rozgrzewać, więc wyciągnęłam komórkę. Na pewno Kuba wysłał mi sms. Sprawdziłam i się nie myliłam. Cztery wiadomości!

Kuba: MOŻESZ MI POWIEDZIEĆ O CO DO CHOLERY CHODZI??!
Kuba: Co to miało znaczyć Olka!
Kuba: Odpisz natychmiast bo się nigdy więcej do ciebie nie odezwę!
Kuba: Olka, do cholery!!

Westchnęłam i napisałam:

Odpowiedz: Nie denerwuj się tak wariacie! Jestem na treningu Alana. Sam mnie zaprosił, a jego trener obiecał mnie usprawiedliwić. Wiem, że będziesz się beze mnie nudził. Ale wiesz ile to dla mnie znaczy…
Wcisnęłam wyślij. Po chwili przyszła odpowiedź:

Kuba: Jolka cię zabije jak się dowie.

Nie odpisałam. Nie mam ochoty w tym momencie myśleć o tej zdzirze. Najważniejsze dla mnie jest to, że Alan mnie zaprosił na swój trening. A do tego, nigdy nie zaprosił Choinki. I właśnie w tym momencie na mnie patrzy…



*****
Witajcie! Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Nie dodawałam długo :c Postaram się nadrobić zaległości :)

Dziękuję za komentarze! 

Buziaki ;**