piątek, 27 marca 2015

Rozdział XX



Około godziny siódmej przyszedł do mnie Kuba.
- Widać, że tryskasz energią- zakpił, gdy zastał mnie leżącej jak trup na łóżku.
- Przepraszam, że cię przestraszyłam.
- No wiesz, ja na co dzień widuję dziewczyny mdlejące na mój widok…
- A nie facetów?- uniosłam lekko głowę.
- Nie ważne!- machnął ręką kończąc ten temat. Jak zwykle.- O co chodzi? Bo nie wierzę, że zaprosiłaś mnie tylko po to, aby obgadywać Alana i użalać się nad swoim losem, jaki zadali ci siatkarze.
- Czy ty zawsze myślisz, że mam jakieś ukryte motywy?- z jękiem przetoczyłam się na plecy i spojrzałam na niego. Dżinsowe rurki i biały podkoszulek.- Pocieszę cię, że wyglądasz dziś jak gej.
- Dzięki- wyszczerzył zęby. – A co do twojego pytania… Tak. Ty nigdy nie jesteś bezinteresowna.
- Hej, znasz mnie dopiero jakieś… niecałe trzy miesiące!- oburzyłam się.
- Szybko można wystawić opinię- wzruszył ramionami. Przesunął mnie na drugi koniec łóżka i sam położył się obok.
- Jesteś tak ciężki… To łóżko się zaraz załamie!- jęknęłam.
- Uwierz, na pewno wytrzymało nie jedno- mrugnął porozumiewawczo, a ja nabrałam ochoty żeby mu przyłożyć.
- O, zamknij się!- Zamiast tego przewróciłam tylko oczami.
- Dziś nie gadałaś z Alanem.- Raczej stwierdził niż zapytał.
- Nie widziałam go. Pewnie miał jakiś trening, albo coś.- Sama nie wiem czego bronię. Jego? Siebie?
- Joli i Marty też nie widziałem.
- Coś sugerujesz?- zmarszczyłam gniewnie brwi.
- Tak tylko chciałem cię podrażnić…
- To ci się udało!- lekko uderzyłam go pięścią w udo. – Nie chcę o nich gadać.
- W takim razie zaprosiłaś mnie po to, aby zabić.
- Nie uważasz, że wtedy bym cię związała?- spytałam.
- Oglądasz za dużo horrorów- zachichotał.
- I kto to mówi!- prychnęłam. – Za jakieś… pięć minut kogoś poznasz.
- Nie będziemy sami?- zrobił smutną minkę. Po chwili udawał rozczarowanego.- Już ci nie wystarczam?! Chcesz stworzy trójkącik?
- W zasadzie… to dwie dziewczyny- wyznałam ze skruchą.
- Boże… mogłaś się chociaż postarać o jakiegoś faceta. Dla mnie. W ogóle o mnie nie myślisz!
- To Karolina i Natalia.
- Przyjaciółki? Czyli zaliczam się już do tego grona?- uśmiechnął się łobuzersko. Z trudem przeszłam do pozycji siedzącej. Następnie przewaliłam się na niego całym ciężarem. Jęknął.- Dziewczyno, ja już wiem. Ale śmierć naprawdę wolałbym inną…
- O, zamknij się!- walnęłam go lekko w ramię, przetoczyłam i spadłam na podłogę.- Miękkie lądowanie, nie ma co.
- Mogę wiedzieć, co ty kombinujesz?
- Idę po laptopa. Nigdzie się stąd nie ruszaj!- zagroziłam.
- Jasne. Specjalnie ucieknę ci przez okno żebyś mogła mnie gonić- westchnął teatralnie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wyszłam do salonu, gdzie na moim laptopie Dominika grała w jakąś grę.
- Hej… Dominisia, mogłabym już laptopa?- uklękłam przy niej.- Mam bardzo ważną sprawę, wiesz?- Dziewczynka spojrzała na mnie nieugięta. – Jutro znów ci go dam, dobra?
- Ale nie ubrałam barbie!- zaprotestowała.
- Obiecuję, że ci to jakoś wynagrodzę- posłałam małej najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie było stać. Wewnątrz się gotowałam. Nie dość, że musiałam dać jej swój laptop, gdyż Ignaczakowie na swoich robili coś „bardzo ważnego”, to jeszcze w najbliższej przyszłości będę musiała za to zapłacić. Nie ma co, umiem się targować!
- Ale nie ubrałam jej!- pisnęła.
- Wiem, wiem…
- Co się dzieje?- w tej chwili weszła Iwona.
- Potrzebuję laptopa- wyjaśniłam wstając.
- Dominika, pora spać!- Kobieta wzięła dziewczynkę na ręce.
- Dzięki- posłałam uśmiech i uciekłam do siebie.
- Wyglądasz, jakby cię duch gonił- zachichotał Kuba.
- A co ciebie tak na porównania naszło, hę?- odgryzłam się. Usiadłam na podłodze opierając się o łóżko.
- Widzę gustujesz w ubieraniu lalek Barbie- wskazał podbródkiem ekran. Położył się na brzuchu.
- Tak. To moje ulubione zajęcie- mruknęłam i zamknęłam kartę. Przez chwilę razem z Kubą oglądałam profil Alana na fb. Jak się spodziewałam: siatkówka, sport, siatkówka, przyjaciele. Ale żadnych zdjęć z Jolką.
- Od kiedy oni są razem?- zapytałam w końcu przyjaciela.
- Niedługo. Choinka bardzo za nim latała. Aż w końcu chyba jej uległ.
- O, chyba dziewczyny chcą pogadać!- Wcisnęłam zieloną słuchawkę na Skype i szeroko uśmiechnęłam.- Cześć kochane!
- Słońce! Jesteś!- zapiszczały. Sekundę później zorientowały się, że nie jesteśmy same.
- A co to za chłopak leży za tobą?- uśmiechnęła się Natalia.
- To jest…
- Kuba- przerwał mi.- Kuba jestem.
- Aaa to ty!- klasnęła w ręce Karolina.- Ola dużo o tobie mówi.
- Wszystko co od niej wiecie złego na mój temat, to nie prawda!- ostrzegł.
- Spokojnie. Wiedzą, że jesteś gejem- oświadczyłam.
- Miałaś rację Sowa. Ten przystojniak się marnuje- cmoknęła z niezadowoleniem Natalia.
- Serio tak uważasz?- szepnął mi do ucha.
- Tak. Więc… Ta blondynka to Karolina, ruda Natalia.
- Miło was poznać dziewczyny- wyszczerzył się do nich.
- Ciebie też- posłała mu oczko Karola.
- Dobra, a teraz do rzeczy- przerwałam te uprzejmości.
- Wiedziałem, że coś się za tym kryje! O co chodzi?
- Łączy nas wspólna sprawa, kochani!- Oświadczyłam uroczyście.- Musze się dowiedzieć, co się stało kilkanaście lat temu. Zanim się urodziłam. I czy to ma coś wspólnego z dziwnym zachowaniem moich rodziców. I Igły.
- Czyli bawimy się w detektywów?- z sceptyczną miną spytała Karolcia.
- Tak. Jeżeli nie chcecie mi pomóc, to teraz jest szansa się wycofać.- Po minucie milczenia uznałam, że wszyscy są ze mną.- Okej. Dziękuję.
- Nie musisz! Przecież wiesz, że dla ciebie wszystko- odezwał się Kuba opierający głowę o moje ramię.
- To od czego zaczynamy?- wyszczerzyła się Natalia.
- Na razie nie mam żadnych informacji. Przydałoby się pogadać z kimś, kto miał w tamtych latach kontakt z moją mamą. Bo tak naprawdę wszystko kręci się wokół niej.
- Ale jak zdobędziemy nazwiska?- zmarszczyła brwi Karolina.
- Ktoś musi je zdobyć- wzruszył ramionami Kuba.- Najlepiej, żeby ten ktoś miał blisko do samej osoby…
- Wiem!- Niemal krzyknęłam.- Dziewczyny, to zadanie do was. Musicie poszperać w moim domu. Pewnie będą jakieś zdjęcia… cokolwiek. Ja nigdy się tym nie interesowałam.
- Mamy się włamać do TWOJEGO domu i ukraść albumy?!- wkurzyła się Natalia.- Zwariowałaś?
- Nie będziecie się włamywać- uspokoiłam. – Na poją prośbę wejdziecie do domu, oczywiście będzie o tym wiedzieć moja mama. Wyjaśnicie jej, że prosiłam was żebyście coś zabrały z mojego pokoju.
- Będą się bawić w żółwie Ninja?- zachichotał chłopak.
- Coś w tym rodzaju- podchwyciłam.- W piątek tata zazwyczaj wyjeżdża w delegację i wraca w niedzielę. Tymczasem mama odwiedza przyjaciółkę. Piątek to jedyny dzień, kiedy będziecie mogły spokojnie przemieszczać się po chacie bez świadków- zaczęłam wyjaśniać.
- A nie lepiej, żeby twoja mama nic nie wiedziała? Jeżeli zauważy brak jakichś rzeczy, oskarży nas o kradzież!- zaproponowała Karolina.
- Wiecie przecież, że mamy włączony alarm.
- No tak- skrzywiłyśmy się wszystkie trzy. Najwyraźniej pomyślałyśmy o tej samej sytuacji. Miałyśmy czternaście lat i próbowałyśmy uciec na imprezę do znajomych z wyższej klasy. Nat i Karo miały u mnie nocować. Na wymykaniu się w środku nocy przyłapał nas drugi alarm, o którym nie miałam pojęcia. Pierwszy wyłączyłam, a drugi zaczął wyć. Miałam szlaban przez trzy miesiące na jakiekolwiek wychodzenie z domu. Poza szkołą.
- Więc rozumiecie. Musi o tym wiedzieć. Ale jestem pewna, że spokojnie zostawi was same. Przyjaźnimy się od dziecka.
- Ale lepiej się upewnij, że w ten weekend będzie tak, jak mówisz- upomniał mnie Kuba.
- Zadzwonię do rodziców jutro wieczorem. Potem przekażę wam wszystkie szczegóły- obiecałam.
- Co będziemy miały szukać?- dociekała ruda.
- Odpuście sobie salon i biuro ojca- ostrzegłam.- Tam nic nie ma, a lepiej żeby jego rzeczy pozostały nietknięte. Bo będzie wojna. Skupcie się na sypialni rodziców.
- Sowa, mamy grzebać w prywatnych rzeczach twoich rodziców?- zirytowała się Natalia.
- I do tego w sypialni!- dodała wkurzona blondynka.
- Easy, laski- wykonałam nieokreślony ruch ręką.- Jest pewna szafka… zamykana na klucz. Należy do mamy. Nie mam pojęcia co się w niej znajduje ale czuję, że to ma związek z naszą sprawą.
- A klucz?- to pytanie zadał Kuba, chociaż każdy chciał je zadać.
- Tu się zaczynają schody- cmoknęłam niezadowolona.- Szukałam, ale nie mam pojęcia gdzie jest schowany.
- Więc niby jak mamy się tam dostać!?- irytacja moich przyjaciółek jest coraz większa.
- Znajdziecie go. Od wyjścia mamy będziecie miały około czterech godzin. – Po tym zdaniu zapadło milczenie. Długo trwało, dopóki Kubuś go nie przerwał.
- Czego oczekujesz? Jesteśmy z tobą, pomożemy ci.
- Nie będę się czuła z tym dobrze, Olka. Będę musiała okłamać twoją mamę- kolejny raz próbowała mi uświadomić Karolina. Chociaż od początku to wiem.
- Jeżeli nie chcecie… Zrozumiem. Znajdę inny sposób.
- Przestań! Oczywiście, że chcemy!- opanowała Natka.
- Dzięki wam, kochane- posłałam całusa.
- Też cię kochamy- odpowiedziały tym samym gestem. – Będziesz nam winna grubą przysługę!
- Nie wiem, jak wam się odwdzięczę, serio. Nie oczekuję, ze ten plan wypali sukcesem.
- Postaramy się- obiecała Natka.
- Ale musimy spadać- posmutniała Karolina.- Trzymajcie się!
- Pa Kubusiu- posłała mu oczko Natka.- Odezwij się jutro Sowa, co dalej.
- Obiecuję.- Rozłączyły się, a ja wyłączyłam laptopa. Kuba usiadł obok mnie na podłodze i objął ramieniem.
- Będzie dobrze. Dowiemy się, co to za tajemnicę wszyscy ukrywają przed tobą.
- Wiesz, dziś na siłowni Igła powiedział dziwne zdanie… „Ma to po mnie”.
- Nie rozumiem- przyznał chłopak zbity z tropu. Wyjaśniłam pokrótce całą sytuację.
- Tak czasem się mówi… Ja też nie raz tak mówię. Na przykład do młodszego kolegi.
- Wiem, wiem… Ale to mi się wryło w pamięć.
- Sugerujesz, że Igła może być twoim… ojcem?- uniósł lekko brwi. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Pyta poważnie.
- Nie wiem. Ale czy to by nie było logiczne? Matka przysyła cię rok przed maturą do Polski, nowej szkoły, nowe otoczenie, nowi ludzie. Do tego mieszkasz u jej przyjaciela z młodych lat. Nie uzyskujesz żadnych wyjaśnień…
- To nie możliwe…- próbował mnie pocieszyć, jednak w jego głosie usłyszałam nutkę niepewności.
- Tego nie możesz wiedzieć na pewno.
- Ale wiesz co, Ola?
- No?- mruknęłam posępnie.
- Jeśli to cię pocieszy… Wcale nie jesteś do niego podobna. Bynajmniej z wyglądu.
Spojrzałam na niego wilkiem, a on w odpowiedzi tylko się wyszczerzył.


*** 


Gdy tylko pojawiłam się w szkole, od razu na wielkim korytarzu złapał mnie Alan.
- Hej! Szukałem cię wszędzie!- uśmiechnął się wyprzedzając mnie i zatrzymując.
- Goniłeś za mną po całej szkole?- uniosłam w pytająco brew.- Co na to twoja dziewczyna?
- Jo nie ma tu nic do gadania- przewrócił oczami z niewyraźną miną.- Chciałem spytać, czy zostaniesz dziś po szkole?
- Co?- Moje zaskoczenie chyba go rozbawiło.
- Spokojnie, nie mam zamiaru stać się postacią z horrorów!- Zachichotał odgarniając włosy z czoła.- Dziś jest kolejne spotkanie związane z tym występem…
- Eh, muszę?- miałam iść na trening chłopaków. Nie żeby mi zależało… ale jednak. Poza tym jestem ciekawa kolejnej misji, której będę musiała się podjąć.
- To zajmie jakieś pół godziny. Wybierzemy tylko listę utworów, między innymi dla ciebie do zaśpiewania.
- Ale ja zgodziłam się tylko na jedną piosenkę!- zaprotestowałam.
- Nic z tego skarbie. Nigdzie nie możemy znaleźć dobrych głosów. Jesteś naszą jedyną nadzieją- uśmiechnął się. A ja przy słowie „skarbie” myślałam, że odlecę. Czy on właśnie tak mnie nazwał? Nie, daj spokój Olka! Chłopaki tak się zwracają do dziewczyn. To NIC nie znaczy. Nic.
- Ehm.- Odchrząknęłam, żeby nabrać pewności w głosie.- Powiem tylko Kubie.
- Dzięki!- ucieszył się.- To czekamy na sali gimnastycznej!- odchodząc pomachał mi. Natychmiast u mojego drugiego boku zjawił się Kubuś.
- Co znów chciał?
- Kuba!- wzdrygnęłam się.- Przestraszyłeś mnie!
- Przepraszam, nie chciałem. Więc?- Ruszyliśmy w stronę bocznego korytarza.
- Dziś po lekcjach kolejne spotkanie. Półgodzinne.
- Marzyłem o tym- prychnął i mnie wyprzedził. Wiem, że nie jest zachwycony tym, iż go wciągnęłam do tej całej szopki. Jednak rozumie, bo z nim się czuję pewniej. I bezpieczniej. Tylko co mi może zrobić Choinka i jej cień Marta? Obiecały dać mi spokój. Czy się do tego stosują? Trudno powiedzieć. Ciekawe na ile ceni sobie słowo dane swojemu chłopakowi. Napisałam sms Krzyśkowi, że nie będę mogła dziś być na jego treningu. 

Odpowiedź: „Kolejne spotkanie, na które nie mam ochoty”
Wiadomość: „To może wpadniesz później? Dziś będziemy grać. Nie chcesz popatrzeć?”
Odpowiedź: „Wiesz, że nie. Ale może coś wykombinuję ;p”
Wiadomość: „Na Twoim miejscu bałbym się gniewu reszty grupy.”

Oj, chyba wiem już na co ich stać. Tak mi się przynajmniej wydaje. Będę musiała jakoś dostać się do hali.
Sześć godzin później razem z Kubą maszerowałam do sali gimnastycznej, gdzie większość grupy już czekała. Pięć minut później przyszła nasza Święta Dwójka i Alan. Nadal nie rozumiem, co go przy niej trzyma. Ale tego najwyraźniej nigdy nie ogarnę. Miłe jest to, że gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i puścił oczko. Oczywiście Jolka nie była tym zachwycona i od razu odciągnęła jego uwagę ode mnie. To znak! To musi być znak. Ona serio boi się, że go jej zabiorę. To już coś!
- Dobra, ludzie!- odezwała się klaszcząc w ręce.- Dzięki za przybycie. A teraz do roboty. Musimy wybrać piosenki dla naszych wokalistów.
- A to nie miały być kolędy?- odezwał się jakiś niski blondyn.
- Tak. To też. Ale na koniec będzie piosenka zwyczajna. Którą zaśpiewa Ola Sowecka.- Wszystkie twarzy zwróciły się do mnie. Nawet Kuba, który zazwyczaj w takich sytuacjach unikał mojego wzroku. Niektórzy byli zawiedzeni tą informacją, niektórzy w szoku… W każdym razie największy uśmiech posłała mi Marta.
- Poradzisz sobie, prawda?- zapytała wychodząc do mnie.- Nie zepsujesz finiszu?
- Mówisz do mnie?- udawałam oburzenie i pewność siebie, ale w duchu przeszło mi przez myśl: „teraz to już koniec.”
- Oj, daj spokój Marta- nieoczekiwanie odezwał się Alan.- Dlaczego Ola nie miałaby sobie dać rady?
- No nie wiem… Jeszcze nie słyszeliśmy jak śpiewa.
- Wszystko w swoim czasie- uspokoiła ich Jolka.- Najważniejsze to wybrać w końcu utwory.
- A prowadzący?- odezwał się stojący obok mnie Kuba. Dziewczyna ztasowała go wzrokiem i niechętnie odpowiedziała.
- To oczywiste. Ja i Alan.
No tak. Jak mogłoby być inaczej? Kolejne dwadzieścia minut przeznaczyliśmy na wybieranie piosenki. 
Potem szybko wybiegłam przed szkołę. W głowie miałam jedno: nie mam pojęcia jak dam sobie radę. Nagle zadzwonił telefon. Nie sprawdzałam, nawet kto się dobija. Byłam pewna, że to Ignaczak.
- Igła, serio chciałabym przyjść. Ale nie mogę!- Irytacja w moim głosie była bardzo słyszalna.
- Rozumiem, że masz swoje powody- odezwał się inny głos.
- Zbyszek?- zerknęłam na ekran w komórce. Faktycznie.- Sorki, myślałam…
- … że to Krzysiek.- Dokończył za mnie.- Czemu cię nie będzie? Jochen już wymyśla dla ciebie kolejne ekstremalne zadanie.
- Chciałabym przyjść- powiedziałam szczerze.- Ale muszę trochę siąść do książek. Niedługo matura, a ja jestem w kropce.
- Dobra. Nie będę cię przecież odganiał od nauki. – Westchnęłam z ulgą, że zrozumiał.- Ucz się, ucz. Oni jakoś przeżyją twoją nieobecność. Ale ja? Co ja biedny zrobię bez ciebie?
- Ty tak serio, czy udajesz bo nie ogarniam- przyznałam.
- Oczywiście, że serio!- oburzył się.- Jeżeli jutro Igła cię nie przywiezie, osobiście po ciebie przyjadę.- Po tych sowach się rozłączył. A ja sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Sprawdziłam autobus na przystanku. Mam szczęście. Kolejny autobus jadący w stronę domu Ignaczaków pojedzie za dziesięć minut! Usiadłam więc na ławeczce i wyciągnęłam telefon. Skoro mam chwilkę czasu, postanowiłam zadzwonić do mamy. Odebrała po czwartym sygnale.
- No, co tam Olu?- usłyszałam po drugiej stronie.
- Nic. Tak dzwonię, co słychać…- Zaczęłam. Oczywiście mój telefon miał jeden konkretny cel.
- Nic takiego. Szykuję się do pracy- odparła po chwili.- Co porabiasz?
- Czekam na autobus.- Normalnie to nasza rozmowa wyglądałaby tak, jak poprzednie. Tym razem potrzebuję informacji.- Miałam iść na trening siatkarzy.
- O, widzę już się z nimi zaprzyjaźniłaś!- chyba naprawdę z tego powodu się ucieszyła. Jest miłośniczką siatkówki. Nigdy tego nie zrozumiem.
- Zaprzyjaźniłam to za duże słowo, mamo- jęknęłam.
- Niech ci będzie- spasowała.
- A co u taty?- zagadnęłam niby od niechcenia. Przez chwilę się nie odzywała. W końcu usłyszałam odpowiedź:
- Jak zawsze. Jutro jedzie w delegację.
- Gdzie tym razem?- udałam zainteresowanie. Tak naprawdę w głowie już układał mi się cały plan.
- Sam jeszcze nie wie- odparła.- Córcia ja już muszę kończyć.
- Tak, mój autobus właśnie jedzie.- Rozłączyłyśmy się bez żadnego pożegnania. Autobus faktycznie przyjechał. Usiadłam na samym tyle od okna. Oparłam czoło o szybę i uśmiechnęłam się do swojego niewyraźnego odbicia.


Tak. Chyba wszystko pomału będzie się układać. Mam nadzieję, że plan z uzyskanie nazwisk znajomych mamy się uda. To jedyny sposób, skoro nikt nie chce mi nic powiedzieć. Mam nadzieję, że Natce i Karo wszystko pójdzie gładko. Już je poinformowałam na fb. Nic, tylko czekać do weekendu!
Jeśli chodzi o samo to przedstawienie szkolne… Nie rozumiem po jaką cholerkę mieszają do tego klasy trzecie, które będą pisać maturę?! Jeszcze trafiła mi się piosenka… Dość wymagająca. Nic tylko płakać nad moim losem. Przynajmniej ludzie się pośmieją. A Alan zrozumie, że nic we mnie nadzwyczajnego. Bo przecież idealna jest Jolka! Mają razem prowadzić cały ten występ.
Przydałoby się coś powtórzyć do próbnych. Będę mieć na to cały weekend. O ile uda mi się skoncentrować na nauce, zamiast wyłącznie na sprawie odnalezienia prawdy.
Nie ma wyjścia.
Idę się uczyć :c 



*****
Cześć wszystkim! Dziś serio długi rozdział. Chciałam chociaż w taki sposób Wam wynagrodzić to, że tydzień temu nic nie dodałam. Nie miałam czasu, przepraszam... :c

Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)

Dziękuję za wszystkie komentarze i te wyświetlenia... Robią wrażenie! Jesteście wspaniali <3

PS. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. 
 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział XIX



- Sowa, chyba żartujesz!- wrzasnęła Natalia.
- Nie. Mówię jak najbardziej poważnie.
- Chcesz powiedzieć, że podejrzewasz jakieś… drugie dno?- spytała nieprzekonana Karo. Siedzę właśnie w swoim pokoju z laptopem na kolanach i rozmawiam z przyjaciółkami przez skype’a.  Oświadczyłam,  że razem z Kubą chcę przeprowadzić śledztwo.
- Po ostatniej rozmowie z Krzyśkiem mam prawo podejrzewać jakieś inne motywy moich rodziców.
- W sumie to ma sens- mruknęła rudowłosa. – Tylko niby co chcesz robić?
- Muszę dowiedzieć się wszystkiego o przeszłości mojej mamy. Wtedy zrozumiem, po jaką cholerę mnie tutaj przysłała.
- Na twoim miejscy chyba postąpiłabym podobnie- Karolina wzruszyła ramionami. – Szkoda tylko, że nie możemy ci pomóc.
- Razem, szybciej i sprawniej by nam poszło- przyznała Natalia.- A Kuba? Obiecał pomoc, nie?
- Tak. Jest ze mną. Mogę na niego liczyć- uśmiechnęłam się na wspomnienie o nowym przyjacielu.
- Chcemy go poznać!- zażądała blondynka.
- Okej. Postaram się zorganizować jakąś konferencję, czy coś- obiecałam. – Ej, laski ja muszĘ spadać.
- Już!?- wkurzyła się Natka.- Rozmawiamy dopiero jakieś pół godziny… A ostatnio w ogóle się nie odzywasz!
- Przepraszam- skrzywiłam się.- Nie miałam czasu. A muszę zdążyć się nauczyć na jutro, zanim pójdę na siłownię z Zibim.
- O proszę. Już jesteście najlepszymi przyjaciółmi?- poruszyła znacząco brwiami Karolla.
- No nie! Wy też? Najpierw Igła się czepia, teraz wy… A dajcie mi wszyscy święty spokój!- syknęłam.
- Ale lubisz go?- uśmiechnęła się Natalia.
- Jest moim kolegom… znajomym. Pomaga mi na siłowni.
- Czasem nie wierzę w to, co od ciebie słyszę- pokręciła głową.
- Dobra, ja serio już spadam. Ciao bejbe!- krzyknęłam przesyłając im buziaka.
- A to co było?- wymieniły ze sobą spojrzenia.
- Sorki, udzieliło mi się od Nowakowskiego. Wiem, że nie jarzycie kto to. Poszukajcie w Google. – Rozłączyłam się. Odłożyłam laptopa na biurko. Idę do kuchni, gdzie Iwona akurat czyta jakąś książkę. Gdy weszłam, podniosła wzrok.
- Nie idziesz na siłownię?
- Później. Najpierw muszę trochę się pouczyć. Za dwa tygodnie próbne matury a ja jeszcze nie powtarzam materiału- westchnęłam podchodząc do czajnika. Chwytam i nalewam do kubka gorącej wody. Wrzucam torebkę herbaty i zabieram kubek.- A gdzie wszyscy?
- Chłopcy w garażu. Dominika się bawi- wyjaśniła. – Zawieźć cię na siłownię?
- Nie, mam już podwózkę. Ale dzięki- uśmiechnęłam się i wróciłam do pokoju. Usiadłam przy biurku otwierając książkę od wosu.- Witaj. 
Dwie godziny później miałam już dość. Schowałam wszystkie notatki do książki, którą włożyłam do torby. Przebierałam się w wygodny strój, kiedy przyszedł sms:
Wiadomość: „Czekam”
Odpowiedz: „Za minutkę będę xd”
Zgarnęłam plecak i wyszłam do ganku. Ubrałam kurtkę oraz buty. Wychodząc przed dom, nie zauważyłam psa. Dał o sobie znać, lekko chwytając za moją nogawkę spodni.
- Fuck!- krzyknęłam.- Azur spadaj!- Ale to nic nie dało. Po kilku minutach szarpania z psem, nie miałam wyjścia.- Igłaaa!
- Co jest?- chwilę później zjawił się obok. Wyzywająco spojrzałam mu w oczy i wskazałam kundla nadal wczepionego w moje spodnie.
- Do twarzy ci z nim- zachichotał.
- Weź go…- jęknęłam.- Ubrudzi mi spodnie!
- Ale spójrz… on cię tak kocha! – naigrywał się, dalej wpatrując z satysfakcją w całą sytuację.
- Zębami?!- prychnęłam. Kolejny raz spróbowałam wyrwać nogę, jednak Azur tylko zawarczał.
- No dobrze- przewrócił oczami Krzysiek.- Chodź do mnie, Azur… Do dobrego pana. Ta zołza nie jest warta twej miłości!- Gdy tylko pies podbiegł do swojego pana, ja rzuciłam do furtki.
- Jedziesz na siłownię?
- Tak. I nie pytaj o nic więcej!- uprzedziłam. Podniósł tylko w obronnym geście dłonie i się zaśmiał. Odwróciłam się na pięcie i od razu rozpoznałam auto Zbyszka stojące kawałek dalej. Uśmiechnęłam się szeroko i wsiadłam do środka.
- Widać jesteś gotowa na sprawdzian?- uniósł lekko brwi.
- Jaki sprawdzian?- przeraziłam się.
- Twoja mina!- zachichotał.- No jutro biegasz, nie?
- A, tak… To może już jedźmy?- zasugerowałam.
Na siłowni spędziłam kolejne dwie godziny. Jak nie więcej. Bardzo rozbawiła Zbyszka pewna sytuacja. Biegałam sobie na bieżni, a on stał za mną i się przyglądał. Cały czas opowiadałam mu coś, co go ciekawiło. A dokładniej ostatnie historie mojego życia. Słuchał uważnie i co jakiś czas zadawał mi pytania. Nie podzieliłam się z nim moimi przypuszczeniami co do spisku. Na razie sama nie jestem pewna, co to jest. Wciąż czuję się zdradzona przez rodziców. Właśnie kończyłam opowieść o tym, jak to Natka postanowiła zeswatać mnie z pewnym chłopakiem, który okazał się zainteresowany zupełnie kimś innym.
- A czego tobie brakowało, co ona miała?
- Nie wiem. Ale Natalia zagroziła, że jeżeli się ze mną nie umówi to naśle na niego swojego chłopaka.
- Jakiegoś goryla?
- Nie. Bo w ogóle jeszcze wtedy nie miała chłopaka- wyjaśniłam.- Ale tamten nie wiedział i się zgodził. Zgadnij co się stało.
- Zaprosił cię do kina?- Zbyszek stanął z przodu. Oparł się o ścianę i patrzył jak męczę.
- Nie. Na wystawę psów- sprostowałam. Ryknął takim śmiechem, że mimowolnie zaczęłam bronić mego niedoszłego chłopaka.- Ale było bardzo…
- … nudno?- podpowiedział.
- Nie! Fajnie było.
- To ja już wiem- w jego oczach pojawiły się iskierki. O nie.
- Co wiesz?- spytałam ostrożnie.
- Boisz się psów, bo wtedy on cię zabrał na randkę z psami!- klasnął w ręce.- Pewnie wyniknęła z tego spotkania pewna sytuacja…- Z wrażenia przestałam biec. Co oznaczało przewrócenie się na tyłek. Jęknęłam głośno.
- Więc zgadłem!- ucieszył się.
- Jesteś niesamowicie spostrzegawczy- prychnęłam podnosząc się.
- Wystarczyło dodać dwa do dwóch- wzruszył ramionami szeroko wyszczerzony do mnie.
- Nabijasz się z gimnazjalisty?
- W takim wieku to ja nawet miałem więcej rozumu. Nawet Kubi.
- Co jest złego w randce?
- Ja bym cię zabrał do kina- kolejny raz wzruszył ramionami. – Albo na mecz.
- Więc zerwałabym znajomość od razu- oświadczyłam. Przewrócił oczami ale nadal nabijał się ze mnie.
- A tylko spróbujesz się komuś wygadać!- pogroziłam, gdy wychodziliśmy z budynku.
- Jasne. Pewnie nie miałbym życia.
- Nie. Nie miał byś.
Zbyszek odwiózł mnie pod dom Ignaczaków około godziny ósmej. Weszłam do salonu a tam Iwona siedzi przed TV.
- Co oglądasz?- zainteresowałam się.
- Na Wspólnej. Serial. Polski.
- To ja nie przeszkadzam- uśmiechnęłam się i zniknęłam w swoim pokoju. Wyciągnęłam pamiętnik.

Jestem wykończona. Jutro ten cały chrzest od Lotmana. Szczerze to już mnie to w ogóle nie bawi. A pomyśleć, iż czeka mnie jeszcze takich wyzwań kilka…
Jutro znów zobaczę Alana w szkole. Ciekawe, czy chociaż się odezwie. I w końcu muszę coś wymyślić w związku z moją misją. Nie chce mi się już nic dziś robić. Więc włączę tylko Supernatural.

I jak napisałam, tak zrobiłam. Usnęłam przy scenie kłócących się Deana i Cassa.


*** 

Coś mi się nie zgadzało. Właśnie śniłam o tym, jak leżę sobie na plaży z basenem i opalam ciało. A tu nagle cień zasłania słońce. Otworzyłam oczy.
- Pobudka śpiochu.
- Igła- jęknęłam.- Obudziłeś mnie…
- Wiesz, że zaspałaś na pierwszą lekcję?- uświadomił mnie. Szeroko rozwarłam powieki.
- O mój Boże- szepnęłam.- Druj mi tego nie wybaczy.
- Myślę, że…- nie dałam mu skończyć. Natychmiast się podniosłam i pognałam do łazienki. Skorzystałam z toalety, opryskałam zimną wodą twarz i w minutę umyłam zęby. Po czym wróciłam do swojego pokoju, mijając w korytarzu w promieniach świetlnych Igłę. Ubrałam się w czarną bluzę z fajnym ziomkiem w zielonej czapce. Dżinsy i adidasy. Chwyciłam torbę i telefon. Niestety rozładowany. Wpakowałam ładowarkę do torebki i pobiegłam do kuchni.
- Spokojnie. Jeszcze zdążysz na drugą lekcję- uśmiechnął się siatkarz.
- Czemu mnie nie obudziłeś!- wrzasnęłam. Porwałam z talerza kanapkę. Jednocześnie jedząc, ubierałam kurtkę.
- Nie było mnie rano. Dopiero przyjechałem- wyjaśnił.- Chodź, zawiozę cię!- Wyszliśmy z domu. Od razu wsiadłam do auta. Dziesięć minut później byłam pod szkołą.- Przyjadę po ciebie.
- Tak wiem, siłownia. Módl się lepiej, żebym przeżyła kolejną matmę- syknęłam zatrzaskując za sobą drzwi. Sprintem pokonałam schody do odpowiedniej klasy. Właśnie zaczęła się kolejna lekcja i wszyscy już siedzieli w ławkach. Nabrałam dużo powietrze, wypuściłam i weszłam.
- O, witamy panią spóźnialską- uśmiechnął się profesor. Wszystkie twarze były zwrócone w moją stronę.
- Przepraszam za spóźnienie… Autobus mi uciekł- udawałam skruchę, jednak nie odchodziłam ze środka sali. To groziło natychmiastowym wezwaniem do tablicy. Czego i tak dziś uniknąć już nie mogę.
- Rozumiem, że ta zadyszka jest spowodowana pośpiechem na drugą matematykę?- wpatrywał się we mnie. Naprawdę, czasami ten człowiek mnie przeraża.
- Oczywiście, że tak!- udałam oburzenie.
- W takim razie wynagrodzę panią- odparł przekładając książki na biurku.- Zadanie trzydzieste czwarte. – Wskazał na mnie i na tablicę. Nie było sensu się kłócić. A wolałabym nie narazić się na kolejną jedynkę z matematyki. Podeszłam do Kuby z pytającą miną. Gestem oznajmiłam, że wszystko później wyjaśnię. Chwyciłam książkę i otworzyłam na odpowiednim zadaniu. Niestety nie mam pojęcia, o co w nim chodzi. Wszystko przez to, że ominęłam poprzednią lekcję. Jak zwykle w takiej sytuacji zaczęłam na głos analizować wszystko, tylko nie to co było potrzebne. W końcu nauczyciel raczej nieświadomie podpowiedział mi, co powinnam zrobić. Potem jakoś poszło. A to wszystko dzięki korepetycjom! Gdy usiadłam na swoim miejscu głęboko odetchnęłam.
- Mogę wiedzieć, co musiało być takiego pilnego, żebyś narażała się Drujowi?- syknął Kuba.
- Zaspałam. Nie patrz tak! To nie moja wina…- odszeptałam.- Dużo robiliście?
- Kilka zadań.
Do końca lekcji się nie odzywaliśmy. Na kolejnej udało mi się udobruchać przyjaciela. Zaprosiłam go wieczorem do siebie. Nie wytłumaczyłam po co, ale mam swoje powody. Pod koniec lekcji zaczęłam się denerwować przed sprawdzianem na siłowni. Co jest ostatnią głupotą! Przecież to nic ważnego. A jednak postanowiłam wygrać zakład.
- Wiem, że jedziesz teraz na trening siatkarzy.
- Tak?- nie całkiem świadomie spytałam idąc w stronę samochodu Ignaczaka.
- Tak. Później mi wszystko opowiesz!- Dał mi całusa w policzek i pognał na przystanek. Pokręciłam z uśmiechem głową.
- Wsiadasz? Czy chcesz rozgrzewkę biegnąc za samochodem?- krzyknął przez otwartą szybę Krzysiek.
- No już, już!- westchnęłam i wsiadłam do środka. – Co ty taki niecierpliwy dziś?
- Śpieszy mi się. Endriu nie będzie zadowolony z kolejnego spóźnienia. I ta twoja śliczna twarzyczka nic nie pomorze nam biedakom.
- Biedni jak…
- Wstrzymaj swoje wredne słowa dla siebie- posłał mi kuksańca w żebra. – Gotowa na maraton?
- Co to trzy kilometry dla mnie!- prychnęłam z udawanym, kompletnym nieprzejęciem.
- Taaak, zwłaszcza że miałaś fajnego instruktora- mrugnął.
- Daruj sobie- przewróciłam oczami. Po czym włączyłam radio żeby ten gaduła więcej nie nadawał. A i tak komentował wszystko, co mówili. Na szczęście te dwadzieścia pięć minut szybko się skończyło. Porwałam reklamówkę z butami i strojem do biegania. Gdy weszłam na salę już przebrana, zaskoczył mnie widok wszystkich siatkarzy.
- O, jest nasza Ola!- uśmiechnął się Niko.
- Cześć wszystkim- uśmiechnęłam się.- Widzę, że nie marnujecie czasu!
- Czekamy na ciebie- wyjaśnił Kosok.
- A już myślałem, że nie przyjdziesz- wyszczerzył się Paul.
- Ja? No co ty!- minęłam ich wszystkich i zbliżyłam się do bieżni.- Jestem gotowa.
- No nie! Chciałaś zacząć beze mnie!- oburzył się Zbyszek, który dopiero teraz do nas dołączył.
- Jak mogłam zapomnieć o moim trenerze?- udawałam obrażoną.
- Przystojnym trenerze- poprawił, mijając mnie z uśmiechem.
- Niech ci będzie. I tak utrzymujemy wersję, że jesteś stary- wzruszyłam ramionami wchodząc na czarny pas.
- Ej! Powiedziałaś, że nie mam zmarszczek!
- To kwestia czasu- przesłałam mu całusa i włączyłam sprzęt. Siatkarze nie mieli pojęcia o czym mówimy i tylko się w nas gapili. Jesteśmy przed czasem, więc od razu zabrałam się do biegania. Uparli się, że muszą mnie pilnować. Co jakiś czas słyszałam kąśliwe komentarze, które miały mnie zdekoncentrować. Nie zwracałam na nie uwagi, ale miło wiedzieć, że Zibi i Igła mnie bronią jak lwy.
- Tylko się nie zatrzymuj- szepnął mi do ucha Zbyszek, gdy już byłam bardzo zmęczona.- Pamiętasz co ci mówiłem?
- Tak- sapnęłam z trudem i nabrałam głęboko powietrza. Siatkarz radził mi, abym w ogóle nie myślała o tym co robię. Więc tego się będę trzymać. Gdy zakomunikowali, że zostaje mi jeszcze tylko jeden kilometr, mocniej zacisnęłam zęby.
- Twardy okaz- zagwizdał Achrem. Nawet nie próbowałam spiorunować go wzrokiem. To dodatkowy wysiłek, który może okazać się poza moje możliwości.
- A co ty myślałeś? Że Olka tak szybko padnie?- prychnął Igła.- Ma to po mnie!- O mały włos się nie przewróciłam, gdyż straciłam rytm biegu po tym ostatnim zdaniu. Natychmiast Zbyszek doskoczył do mnie.
- Nie możesz już?- spojrzał mi w oczy. Czy ja usłyszałam strach w jego głosie? Pewnie mi się wydaje. To przez ten wysiłek. Niby dlaczego siatkarz miałby się o mnie martwić?
- Dam radę- syknęłam odgarniając włosy z twarzy i dalej biegłam.
- Wiem, że dasz.- Jego kącik ust wykrzywił się w lekkim uśmieszku. Może odrobinę łobuzerskim. Potem oparł się o szybę naprzeciwko mnie z założonymi rękami na piersi i patrzył.
- Ja tu widzę jakąś skomplikowaną sprawę- odezwał się Michał Kubiak zerkając to na mnie to na przyjaciela.  Po tych słowach już nic nie słyszałam. Bo w głowie miałam tylko ostatnie zdanie Igły. I echo słów Zbyszka: „Wiem, że dasz”. Jako mój ‘trener’ – musiał tak powiedzieć. Jednak to nie wyjaśnia wszystkiego. Może serio dąży do tego, żebyśmy byli przyjaciółmi a nie tylko znajomymi? W takim razie nie mogę dać plamy.
Mimo ogromnego zmęczenia, jeszcze przyspieszyłam. Ostatnie pięć minut to była męczarnia. Ale przed tym, jak miałam się poddać (a było już takich momentów kilka), pomyślałam, że nie mogę zawieść Zbyszka. Tyle godzin mi pomagał! I w sumie to był jego dodatkowy codzienny trening, mimo wycisku na hali od trenera. Gdybym się poddała, zapewne byłby zawiedziony. I wkurzony. A zły Bartman, to naprawdę wściekły Bartman. Tyle dowiedziałam się od Krzyśka. I radę zachowałam głęboko w sercu.
- I… 3 kilometry!- ogłosił Piotrek Nowakowski. Natychmiast się zatrzymałam i o mały włos nie przewaliłam jak na ostatnim treningu. W porę jednak Fabian wyłączył sprzęt.
- Wody- jęknęłam. Ktoś podał mi butelkę i pomógł usiąść.
- Chyba z bieganiem dasz sobie spokój, nie?- wyszczerzył się Grzesiu.
- Do końca życia- sapnęłam między łykami wody. Zaśmiali się głośno i zaczęli ćwiczyć, gdy tylko trener i fizjoterapeuci do nas dołączyli.- A teraz pozwolicie, że to ja pośmieję się z waszej męczarni.- Uśmiechnęłam się złowieszczo, na co im zrzedła mina. 



*****
Witajcie! I jak się podoba? ;) Nie dodałam wczoraj, ponieważ nie miałam czasu. Ale dziś nadrabiam!

Ten weekend mam nareszcie wolny <3 Więc napiszę kilka rozdziałów do przodu, bo dostałam weny xD 
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze! ;**

piątek, 6 marca 2015

Rozdział XVIII



- Jesteś!
- Tak, jestem- uśmiechnęłam się do idącego w moim kierunku Alana.
- Cieszę się… A co tutaj robi Kuba?- skrzywił się, gdy mój przyjaciel wszedł za mną do sali komputerowej.
- Będzie mi towarzyszył- oznajmiłam. – Chyba nie masz nic przeciwko, prawda?
- Yyy…- jąkał się speszony. Patrzyłam na niego uważnie.
- Prawda? To mój przyjaciel!
- Niech będzie- westchnął. – Jo i Marta są u dyrektorki. Załatwiają wolną halę gimnastyczną. O, już są!
- All… błagam…- stanęła w miejscu, kiedy mnie zobaczyła. Potem szeroko się uśmiechnęła, chociaż ja dojrzałam w tym czystą złośliwość.- O! Nasza wokalistka przybyła!
- Jednak się zdecydowałaś?- spytała Marta.
- Przecież sama się do tego zgłosiłam- prychnęłam.- Czy nie tak?
- Reszta będzie za jakieś dziesięć minut. W tym czasie możemy ustalić pewne rzeczy.- Jola najwyraźniej czuła się tutaj kierownikiem.
- Chwila. A czemu jest z tobą ten gej?- obrzuciła Marta zirytowanym spojrzeniem Kubę.- Nie był zaproszony.
- Ja go zaprosiłam. A skoro należę do tego… przedstawienia…
- Ja tutaj dowodzę- potwierdziła moje domysły Jolka.- Ja przygarniam i odrzucam talenty i beztalencia.
- On będzie technicznym- wtrącił się Alan, czym całkowicie mnie zszokował, jak i samego Kubę.
- Skoro tak mówisz, kochanie- uśmiechnęła się do niego dziewczyna i cmoknęła w policzek. Próbowałam się nie skrzywić. – Dobra, to zaczynajmy!
Po piętnastu minutach wiedzieliśmy już, za co kto będzie odpowiedzialny. Grupa liczyła około dwudziestu osób. Niestety wypadło na to, że będę śpiewać. Kuba starał się mnie pocieszyć, siedząc obok. Ale to nic nie dało. Jola i Marta udawały uprzejmość do mnie, ale gdy nie wiedziały, że widzę spoglądały na mnie z pogardą.
- Właściwie… dlaczego ty dowodzisz?- pod koniec spotkania usłyszałam głos ładnej brunetki z drugiej klasy. Znaczy wygląda na drugą liceum, ale z której jest nie mam pojęcia.
- A co? Nie podoba ci się?- udawała szczerze zdziwioną i zawiedzioną Jolka.- W takim razie… Może ty? Może chciałabyś za mnie?
- Ja… yyyy… nie…
- No widzisz!- uśmiechnęła się do niej z triumfem. Miałam ochotę podejść do niej, zrzucić z krzesła, na którym siedzi i wyzwać od świni. Jednak, czy to by coś dało?- W takim razie koniec!- oznajmiła.- O kolejnym spotkaniu dowiecie się z ogłoszenia na drzwiach do hali.
Nie czekając, aż powie byśmy sobie poszli, wstałam a za mną Kuba. Wyszliśmy. Ciężko wypuściłam powietrze.
- Nie było tak źle, co nie?- starał się mnie pocieszyć.
- Dobrze wiesz, że…
- Ola!- za mną stanął Alan. Za każdym razem, gdy wymawiał moje imię serce podskakiwało, a w brzuchu wiązał się supeł. – Widzisz? Mówiłem, że będzie fajnie!
- Tak, mówiłeś- przyznałam uśmiechając się.
- I Jo ci nie dokuczała… Wszystko idzie w dobrym kierunku!- miałam ochotę wykrzyczeć, że wręcz przeciwnie. Że nie mogę patrzeć na niego i jego dziewczynę. Ale to by było upokarzające.
- Nie wierzyłam. A jednak…- przyznałam z niechęcią. Chłopak zerknął na Kubę i znów całą uwagę skupił na mnie.
- Już nie mogę się doczekać kolejnej próby- mrugnął odwracając się w stronę czekającej na niego Jolki.  A ja stałam jak głupia koza i patrzyłam za nimi. Chłopak objął ją ramieniem i tak szli w stronę korytarza.
- Ola… Weź się nimi nie przejmuj…
- Będziesz mnie teraz pocieszał, Kuba? Jeżeli tak to daruj sobie. Mam inne powody do zmartwień niż Jolka i jej świta.
- O co chodzi?- zaniepokoił się.
- O mnie.

***

- Kuba! Ty nic nie rozumiesz…- jęknęłam idąc obok swojego przyjaciela przez korytarz szkolny.- Wczoraj dowiedziałam się czegoś ważnego. Nie wiem, na ile ważnego. Ale ta sprawa śmierdzi.
- Jak łajno?
- Co ty dziś z tym łajnem?- wkurzyłam się. Przez cały dzień używa tego słowa.- Igła wie.
- Może nie może ci powiedzieć? Sam chyba tak stwierdził, prawda?
- Ale ty nie rozumiesz… Skoro sprawa dotyczy mnie samej, chyba mam prawo wiedzieć.
- Nie zamkniesz go w piwnicy i nie karzesz wszystko wyjaśnić, bo po pierwsze w życiu nie da ci się zawlec tam Krzysztofa Ignaczaka, a po drugie on nie jest głupi. I po trzecie nie da się zmusić człowieka.
- Tortury- zmarszczyłam nos.
- Żartujesz?!- oburzył się.- Olka serio, odpuść. W swoim czasie sami ci wytłumaczą.
- Może masz rację- posmutniałam. Usiedliśmy w ławce klasy języka polskiego, gdyż zadzwonił dzwonek. Po chwili wszyscy weszli. Nauczycielka podyktowała temat.
- A pani nie pisze, pani Sowecka?- odezwała się w moją stronę, a ludzie odwrócili głowy w moją stronę.
- Piszę- burknęłam. Nie skomentowała mojego zachowania, tylko zwróciła się do klasy.
- Kuba- syknęłam nachylając się do chłopaka.- Pomożesz mi?
- Zależy w czym. Jeżeli chcesz obrabować bank i zabić ludzi, nie. Jeżeli chcesz obrabować i zabić Jolkę, z chęcią.
- Muszę się dowiedzieć o co chodzi Krzyśkowi.
- Mam ci pomóc zaciągnąć go do piwnicy?- zdziwił się.- Chyba żartujesz!
- Kuba… mówię serio. Pomożesz mi?- zajrzałam w jego oczy. Nie był zbytnio przekonany.
- Pani się nudzi?- nauczycielka podeszłą do naszego stolika.- Proszę do tablicy.- Westchnęłam przewracając oczami. Często przez rozmowy na lekcji z Kubą zostaję wywoływana do odpowiedzi. Ciekawe, że nigdy nie on!
- Nie bardzo się nudzę, pani profesor- przyznałam prostując się. Cały czas obserwowałam Kubę, który walczył ze sobą.
- A ja odnoszę inne wrażenie. Proszę wstać i podejść do tablicy. – Nie ruszyłam się z miejsca. Sokołowski wiedział, że nie odpuszczę. Nie wstanę, dopóki się nie zgodzi. W końcu nieznacznie przytaknął głową. Wyszczerzyłam się jak wariatka do nauczycielki.
- A z miłą chęcią!- wykrzyknęłam, w podskokach przemierzyłam klasę i stanęłam pod tablicą.  Nauczycielka i uczniowie patrzyli na mnie, jakbym była z innej planety. Tylko jedna osoba powstrzymywała się od śmiechu i patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

*** 

Tak jak myślałam, Igła czekał na mnie pod szkołą. Wsiadłam do samochodu.
- Jak miną dzień?- uśmiechnął się do mnie odpalając auto.
- Jakoś przeżyłam- mruknęłam.
- A jak próba?
- Mogło być lepiej. Oczywiście Choinka przejęła dowodzenie.
- A któż by inny – prychnął trochę zły. – Jedziesz ze mną na trening? Chłopcy się ucieszą.
- Niech będzie. – Zgodziłam się od razu. Co go zdziwiło. Sama byłam zaskoczona swoimi słowami. Nagle zapragnęłam zobaczyć się z siatkarzami. To nie jest normalne.
Jechaliśmy krócej niż zawsze. Weszliśmy do budynku. Igła zatrzymał się przy drzwiach do szatni.
- Chcesz to wchodź- mrugnął i zniknął w środku. Tym razem nie wahałam się i pewnym krokiem weszłam za nim. Nagle czyjeś ręce objęły mnie i nagle stałam przytulona do czyjegoś nagiego torsu.
- A kto nas zwiedził?
- Chyba „odwiedził”, Alek- zachichotałam. – Są wszyscy? Nie przeszkadzam?
- Nie- puścił mnie. Chwycił koszulkę i założył na siebie. Oparta o framugę drzwi patrzyłam na mężczyzn w sportowych koszulkach.
- Olaaaaaa- Piotr zawył mi do ucha, aż się wzdrygnęłam.
- Zawału dostanę przez ciebie!
- I będziemy musieli cię ratować- wyszczerzył się Kubiak. Tak, już pamiętam ich wszystkich imiona. Po części to dzięki Krzyśkowi i jego wykładowi.
- To raczej umrę- zbladłam.
- A pierdoły pierdolisz- zmierzwił mi włosy Fabian.
- Ja tam z chęcią bym cię uratował- uśmiechnął się Lotman. Rozejrzałam się, bo kilku osób brakuje.
- A gdzie Zbyszek?
- Tęsknisz za mną?- mruknął mi do ucha, kolejny raz się wzdrygnęłam. Nawet nie zauważyłam, że podkradł się za moje plecy i od początku tam stoi!
- Chodzisz jak mysz- zmarszczyłam brwi.
- Uuuu to chyba pomyliłaś definicję myszy ze słoniem- orzechowe oczy Kosoka rozjarzyły się.
- A jaka jest definicja myszy?- zrobił głupią minę Igła.
- Mały Libero miotający się po boisku i wycierający kurz, żeby sprzątaczki nie miały nic do roboty- Niko zrobił minę niewiniątka.
- Niko! Po polsku a nie angielsku! My w Polsce! My Polacy!- Michał Kubiak pomachał do kolegi.
- Nie guzdrać się!- krzyknął trener.- Za minutę dodatkowe okrążenia!- Siatkarze jak na komendę wstali. Jedni szybko pognali na salę, drudzy za nimi po drodze zakładając koszulki, inni w biegu wiązali buty (co naprawdę jest wyczynem). A ja spokojnie sobie doszłam na halę, gdy oni już biegali.
- Widzę, że koleżanka was odwiedziła- uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry- przywitałam się, jak zawsze.
- A może chciałabyś poprowadzić ich rozgrzewkę?- zaproponował.
- W sumie… czemu nie!- klasnęłam w ręce. Teraz się odwdzięczę za tę pizzę i siłownię.
- Nieeeeeeeeee- głos Piotrka rozniósł się po całej hali.
- Właśnie, że tak. Oddaję ci wolną rękę- wskazał na siatkarzy.
- No to na początek dwadzieścia okrążeń!- zażądałam, za co zasłużyłam sobie pochmurne spojrzenia.  Jednak wykonali moje polecenie i o dziwo, Krzysiek pierwszy.- To teraz pajacyki.
- A co my w przedszkolu?!- oburzył się Bartman.
- Nie, ale z chęcią zobaczę, jak siatkarze robią pajacyki- zachichotałam złowrogo.
- Trenerze, ona wykorzystuje nas do niecnych planów!- wskazał mnie palcem Tichacek.  
- Ja również z chęcią zobaczę wasze pajacyki, chłopcy- uśmiechnął się tajemniczo. Siatkarze gapili się na niego jak na umysłowo chorego.- Na co czekacie?
- Ale…- Krzysiek w pół słowa zamknął usta, widząc nieustępliwe spojrzenie Andrzeja Kowala. – Ile tych pajacyków?- mruknął do mnie.
- Tyle co okrążeń- wzruszyłam ramionami. Gdy skakali, ja śmiałam się w duchu. Ileż może być zabawy przy takiej rozgrzewce! Po dwudziestu minutach oddałam pałeczkę trenerowi.- Chyba będę częściej wpadać na wasze treningi.
- A ja częściej ci będę oddawał rozgrzewki. Przynajmniej nie marudzili.
- Trener bawi się w Judasza?- spytał zirytowany Fabian. Wybuchliśmy śmiechem.


*** 

- Jak tam nasz zakład?- zainteresował się Paul, gdy wychodziliśmy z budynku. Już po treningu, odświeżeni siatkarze udawali obrażonych.
- Aktualny nadal- zapewniłam.
- Więc do środy- pomachał mi i zniknął.
- Nadal potrzebujesz towarzystwa do ćwiczeń?- napadł mnie kolejny raz Zbyszek.
- Jeśli masz czas jutro wieczorem… to spoko- uśmiechnęłam się. Wtedy podszedł Krzysiek.
- No, już mi się tu nie guzdraj! Iwona czeka.
- A nie obiad?- zachichotałam.
- Ciii, ale jej nie mów- przyłożył palec wskazujący do ust. Zamachnął się na mnie.- No, do samochodu!
- Idę przecież- mruknęłam. Obróciłam się do siatkarzy i im pomachałam.- Pa, pa!- Potem wsiadłam i odjechaliśmy. Nagle napadł na mnie Krzysztof.
- Spotykasz się z nim?
- Z kim?
- Zbyszkiem. Słyszałem waszą rozmowę.
- Podsłuchiwałeś?!- niemal krzyknęłam z oburzenia.
- Ola. Zadałem proste pytanie: spotykasz się z nim?
- Nie.
- Czyżby?- nie był do końca przekonany.
- On mi tylko pomaga…- zaczęłam się tłumaczyć.
- Więc jednak!- ale zamiast być zły, Igła szeroko się uśmiechnął.
- Chwila… nie ogarniam- przyznałam.- Nie jesteś wściekły?
- Dlaczego miałbym być?- teraz to on był zdziwiony.
- No bo tak pytałeś, jakby to było zakazane…
- A spotykaj się z kim chcesz, dziewczyno! Nie jestem twoim ojcem, żeby ci mówić co masz robić. Poza tym oboje jesteście dorośli…
- Igła! Ale my się nie spotykamy! Nie w taki sposób!- zamachnęłam się ręką.- On mi tylko pomaga na siłowni.
- Skoro tak mówisz…- wzruszył ramionami, ale nadal szeroko się uśmiechał. Westchnęłam i przewróciłam oczami.
- Krzysiek… mnie i twojego kolegę nic nie łączy. Jest dużo starszy ode mnie!
- Tylko pięć lat!
- Po co w ogóle mnie o to spytałeś? A nawet jeżeli, to byłbyś zły na mnie?
- Nie.
- Nie jesteś moim ojcem, żeby mi mówić takie rzeczy, Igła.- Na tym skończyliśmy. Nie odezwał się więcej.
Już w pokoju, rzuciłam torebkę na biurko i przebrałam się w luźne ciuchy. Usiadłam na łóżku i wyjęłam pamiętnik.

Wcale nie interesuje mnie, skąd u Krzyśka takie podejrzenia. To tylko czyta ciekawość. Co chyba i tak na jedno wychodzi. W każdym razie, dlaczego tak sobie pomyślał na mój temat? Wie, że nie przepadam za sportowcami. A to, że Zibi postanawia mi pomóc o niczym nie świadczy. Jest miły, a ja się zgodziłam bo potrzebuję pomocy. A żeby wygrać Chrzest Lotmana, musze być przygotowana. Przygotowana będę tylko wtedy, kiedy moim trenerem zostanie sportowiec. Proste.
Cała poranna próba była dziwna. Nikt na Kubę nie zwracał zbytniej uwagi, tylko na początku lekka spina była. Najprawdopodobniej postanowili udawać, że go tam nie ma. Postawiłam warunek i się zgodzili. Nadal nie wiem, co jest między moim przyjacielem a Alanem. Może kiedyś się dowiem. Jeśli chodzi o samego Morczewskiego… Trudno mi było z nim przebywać w jednym pomieszczeniu i do tego w towarzystwie jego dziewczyny i jej cienia. Przynajmniej sytuacja od września zmieniła się na tyle, że chłopak się do mnie odzywa gdy zobaczy. To tyle jeśli chodzi o romantyczną miłość między nami.
Ważniejsza sprawa. Wiem już, że Igła coś wie na temat mojego przyjazdu do Polski. Nie wytłumaczył i raczej nic nie powie. Ale i tak się dowiem. Będę prowadzić śledztwo. Kuba obiecał mi pomóc… Wiem, że coś tutaj nie gra. Zacznę od historii mojej matki. Dowiem się wszystkiego, gdzie mieszkała, kogo znała, dlaczego się wyprowadziła. Ona sama nigdy nie opowiadała o przeszłości. Ale mam nadzieję znaleźć w Rzeszowie jakąś jej koleżankę z tych czasów, gdy jeszcze tutaj mieszkała. Może w taki sposób dowiem się czegoś konkretnego.
Skoro nikt nie chce mi pomóc, sama znajdę odpowiedzi. 

I z takimi myślami wzięłam się za odrabianie pracy domowej z matematyki i polskiego.

*** 

Wybiegłam z domu z torbą w jednej ręce, szalikiem i rękawiczkami w drugiej, jednocześnie próbując zasunąć kurtkę. Dziś wieje zimny wiatr i pewnie w niedługim czasie spadnie śnieg. Autobus minął mnie, więc jeszcze przyspieszyłam. Biegłam sprintem, na szczęście poczekał na mnie. Lekko zdyszana wpadłam do środka i podziękowałam kierowcy. Kiwnął tylko głową i zamknął za mną drzwi. Przecisnęłam się między ludźmi na sam tył i usiadłam. Długo nie mogłam uspokoić oddechu. Mimo tylu treningów, nadal odczuwam wielkie zmęczenie. Po około dwudziestu pięciu minutach zajechałam na odpowiedni przystanek. Gdy tylko wysiadłam, na mojej drodze stanęła Jolka i Marta.
- O nie- jęknęłam.- Znowu ty…
- Po co wczoraj przyszłaś na próbę?- napadła mnie od razu ta pierwsza.
- Przecież „zgłosiłam” się do pomocy- zdziwiona wpatrywałam się to w jedną to w drugą.
- Nikt cię nie zapraszał- syknęła druga. Jola powstrzymała ją gestem.
- Wręcz przeciwnie! Alan bardzo chciał, żebym przyszła…- mina Choinki: bezcenna. Obrzuciła mnie wrogim spojrzeniem. – Naprawdę bardzo nalegał… I na koniec powiedział, że nie może się doczekać kolejnej próby!
- Ty zdziro- syknęła po raz kolejny Marta. Tym razem Jolka jej nie powstrzymywała. Z oczu ciskały błyskawice. Aż dziwne, że nie płonęła.
- Taaak… na pewno się ucieszy- rzuciła. Odwróciła się do mnie plecami i pomaszerowała na drugą stronę ulicy. Wpatrywałam się za nimi w osłupieniu. Co to miało być? Odczekałam aż znikną z mojego pola widzenia i również udałam się na plac LO. Na stałym miejscu na schodach stał Kuba i uśmiechał się do mnie promiennie.
- Twoja mina mnie przeraża- zachichotał, gdy się do niego zbliżyłam.
- Nie ma to jak poranna rozmowa z moją przyjaciółką- przewróciłam oczami i go przytuliłam. – Nie ważne zresztą. Ważniejsza sprawa to ta, o której wczoraj ci mówiłam.
- Obiecałem pomóc. Tylko nadal nie wiem w czym.
- W znalezieniu prawdy, Kubusiu- pociągnęłam go za sobą do środka szkoły. 



 *******
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! x100000 
Nie mogłam tydzień temu dodać rozdziału, gdyż nie miałam czasu :C 

Mam nadzieję, że to u góry Was usatysfakcjonuje ;p 

I taka kwestia... Dziękuje za wyświetlenia na moim STARYM blogu!! Kochani, w jeden dzień prawie tysiąc wyświetleń... WOW! Nie wiedziałam, że na poprzedniego bloga jeszcze ktoś będzie wchodził... BARDZO DZIĘKUJĘ!!


Mam jednak nadzieję, że ten blog również osiągnie rekordowe liczby wejść ;D 

JESTEŚCIE WSPANIALI! DZIĘKUJĘ <3