sobota, 28 listopada 2015

Rozdział LII



- Frytki czy hamburger?
- Opcja numer dwa.- Odpowiedziałam nie patrząc na siatkarza. Jesteśmy w drodze do Krakowa na spotkanie z Nieznanym. Naprawdę nie wierzyłam, że Zbyszek ze mną pojedzie. Chociaż przyrzekał, że nic się nie stanie, jeśli jeden dzień poświęci dla mnie, to i tak źle się z tym czuję. Powinien teraz być z Tamarą.
Po kilku minutach dołączył do mnie siadając naprzeciwko.
- Nie ma to jak McDonald's. – Mruknął otwierając swoje jedzenie.
- A czy ty nie powinieneś przypadkiem przestrzegać diety? – Zrobiłam podejrzliwa minę.
- Jeden hamburger na miesiąc to nie przestępstwo!- Wzruszył ramionami.
- Coś mi się wydaje, że częściej jecie niezdrowe jedzenie.
- I odezwała się ta, która je samą zdrową żywność.- Parsknął śmiechem.
- Z pewnością lepiej się odżywiam, niż siatkarze.- Odparłam odgryzając kawałek bułki z kotletem.
- I tak wiem, że w nocy podjadasz z lodówki Ignaczaków!
- Nieprawda!
- Wiem to ze źródła.- Uśmiechnął się znad kanapki.
- Jeśli od Igły to musisz wiedzieć, że prawdopodobnie to on podjada. A żeby się Iwona nie wkurzała na niego, to zwala na mnie.
- A ty oczywiście jesteś poszkodowana.- Zachichotał.
- Zgadłeś.- Uśmiechnęłam się.
Dalej jedliśmy w milczeniu, dopóki nie przerwały nam jakieś nastolatki z kartkami i aparatami w rękach. Z dziesięć minut musieliśmy poświęcić na te bzdety. Gdy w końcu fanki sobie poszły, zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy z maca.
- Już myślałam, że cię pożrą!- Westchnęłam zajmując miejsce pasażera.
- Część mojej pracy.- Odparł obojętnie.
- Naprawdę ci to nie przeszkadza?- Nie dowierzałam.
- Nie bardzo. Znaczy wiesz, ja ich rozumiem.
- To znaczy?
- Gdybym spotkał siebie… Tez bym chciał autograf i zdjęcie.- Wyszczerzył się do mnie.
I wszystko jasne!
- Aleś ty dowcipny! Ale tak serio. Nie męczy cię to ciągłe podpisywanie, fotografowanie, wywiady…
- Czasem tak. Wtedy po prostu nie zwracam uwagi. Zazwyczaj uciekam, gdy mam zły humor.
- Dzisiaj nie masz?
- Nie. Przecież mam super towarzystwo!
- Dzięki.- Szturchnęłam go w ramię.
I ogólnie tak nasza wycieczka przebiegała. Wciąż rozmawialiśmy. A nawet zgodziłam się zaśpiewać! No cóż, dostałam głupawki, więc… Tak jakoś wyszło, że przez ostatnie dziesięć minut nic nie robiliśmy tylko się śmialiśmy.
Pół godziny i znaleźliśmy odpowiedni lokal, gdzie przebywał człowiek, z którym mieliśmy się spotkać. Akurat skończył swój wykład, więc podeszłam do niego. Jako że ochroniarz już nas znał, nawet nie mrugnął, kiedy obok niego przeszliśmy.
- Dzień dobry.- Przywitałam się. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- O, witaj. Jednak przyjechałaś!- Podał mi rękę, którą uścisnęłam. – I jest twój drogi przyjaciel!
- Dzień dobry.- Odparł grzecznie Zibi. Zerknęłam na niego z ukosa, czy aby na pewno dobrze się czuje. Ale wygląda na to, że siatkarz postanowił zachowywać się przyzwoicie.
- Możemy przejść do rzeczy?- Zapytałam od razu ciekawa, co takiego ten człowiek ma mi jeszcze do powiedzenia.
- Tak. Chodźcie za mną.- Skierował się do kawiarni obok. Zamówiliśmy ciastka i kawy, a następnie przeszliśmy do interesów.
- Więc?- Ponagliłam.- Napisał mi pan, że zna moją matkę. I mnie. Jakim cudem?
- Poznaliśmy się, gdy byłaś małym dzieckiem. Twoim przyszywanym ojcem jest mój brat.
Zamarłam z filiżanką przy ustach.
- Co?- Tylko na tyle było mnie stać.
- Powiedziałem, że…
- Wiem, co pan powiedział!- Odłożyłam naczynie na stolik i nachyliłam się do niego. – Mam panu wierzyć?
- Nie wiem, kto jest twoim biologicznym ojcem, ale Mariusz Sowecki jest moim bratem. A więc jestem twoim wujkiem.
- Mój ojciec nie ma rodzeństwa.- Prychnęłam pewna, że Nieznany żartuje.
- Tak ci powiedzieli?- Uniósł brwi.
To mnie zastanowiło. Jak mogłabym nie wierzyć temu człowiekowi, skoro moi rodzice ze wszystkim mnie okłamywali od dzieciństwa? Skoro kłamali na temat ojcostwa, to dlaczego nie mogliby wymyślić kolejnego łgarstwa? To takie logiczne!
- Okej. Ale dlaczego mieliby to robić?- Wtrącił się Zbyszek przypominając o swojej obecności.
- Obawiam się, że nie wiem.- Uśmiechnął się facet. – Od kilkunastu lat nie mam z nimi kontaktu.
- Czemu postanowił pan, że mi powie prawdę?- Nie udało mi się usunąć podejrzliwego tonu z głosu.
- Za dużo spadło na ciebie, moja droga Aleksandro. Przykro mi tylko, że nie powiedziałem ci wcześniej. – Jest autentycznie zmartwiony i smutny.
- Jak to było…? Znaczy… Mój tata… Wie pan co się stało? Dlaczego mam postanowiła wyjechać z pana bratem?
- Wiedział tylko Mariusz. Jedyne co mi powiedzieli to, że tak będzie lepiej. Nadal nie rozumiem tylko, dla kogo.
- Czyli nie ma pan pojęcia, kim jest mój prawdziwy ojciec?
- Przykro mi.- Pokręcił głową.- Ale jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy…
- Nadal nie rozumiem, dlaczego chce mi pan pomóc. Przecież nawet nie jesteśmy rodziną.
- Jesteśmy. Rodzina to nie tylko więzi krwi.*
- Dziękuję!- Wstałam i podeszłam do niego. Kiedy i on się podniósł, przytuliłam go z całej siły.- Faktycznie jest pan trochę podobny do Mariusza.
- Wiem.- Zachichotał. Gdy wróciliśmy na swoje miejsca, znów się odezwał.- Czy mogę mieć do ciebie prośbę?
- Tak?
- Mów mi wujku. To będzie dla mnie zaszczyt.- Mrugnął.
- Jasne. Fajnie mieć kolejnego wujka.- Uśmiechnęłam się i dopiłam kawę.


*** 


- Jeszcze raz dziękuję Zbyszek, że ze mną tam byłeś.- Powiedziałam, gdy wjeżdżaliśmy na znane mi ulice Rzeszowa.
- Nie ma sprawy. Co ty na to, żeby wpaść do mnie na kolację? Uczcimy nasze małe zwycięstwo!
- A Tamara? Na pewno na ciebie czeka. Nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będziesz. Poza tym może jej nie będzie. Nie mieszkamy razem. A nawet jeśli… Na pewno się ucieszy z twojego towarzystwa.
Ehe. Już to widzę.
Kilkanaście minut później wchodziłam do jego mieszkania.
- Zbysiu, to ty?! Czemu tak długo cię nie było? Ja rozumiem. Trening, spotkanie z przyjaciółmi, ale…- Gdy mnie zobaczyła natychmiast umilkła.
- Witaj.- Uśmiechnęłam się niezręcznie.
- Tami, nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli Ola zostanie na kolacji?- Zbyszek udawał, że nic nie widzi. Albo naprawdę nie widział. Jej nie podobało się, że przyszłam do domu Zbyszka.
- Nie. Oczywiście, że nie!- Odpowiedziała po dłuższej chwili. – Starczy dla wszystkich. Umyjcie ręce a ja przygotuję wszystko… Zbyszek, pokarz Oli, gdzie łazienka.
- Wiem, gdzie jest.- Wtrąciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Dziewczyna tylko na mnie spojrzała. A potem zerknęła na swojego „narzeczonego” i udała się do kuchni.
Weszłam do łazienki zaraz po siatkarzu. Umyłam ręce i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na zielonej szczoteczce do zębów. Ta na pewno nie jest Bartmana. On ma granatową. Skąd wiem? Miałam okazję już ją zobaczyć. Ta wiadomość na pewno nie ucieszyłaby Tamary… Wnioskuję więc, że ona śpi u niego.
Powstrzymałam się, żeby nie zerknąć do szafki i nie sprawdzić, czy nie ma tam jej kosmetyków i ręczników.
W końcu wyszłam.
- Nie gniewasz się?- Usłyszałam pytanie Zbyszka.
- Nie.
- A jednak jesteś zła.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam w miejscu. Nie powinnam podsłuchiwać, ale…
- Nie jestem!- Nawet ja zrozumiałam po tonie głosu, że jest inaczej.
- Tami…
- Jaka to okazja?
- A musi być? Jest moją przyjaciółką!
- To znaczy, że każdą przyjaciółkę zapraszasz do siebie na kolację?
- Nie masz z tym problemu, kiedy ciebie zapraszam.- Upomniał.
- Nie mam. Ale dziś mieliśmy spędzić cały wieczór razem… I nie tylko wieczór.- Tak bardzo słyszalna uraza w jej głosie zaczęła mnie irytować.
- Nadrobimy to jutro…
- No nie wiem, czy nie przyprowadzisz jakiejś kolejnej swojej przyjaciółki.
- Jesteś zazdrosna?- Padło takie pytanie, że miałam ochotę się roześmiać. Oczywiście, że ona jest zazdrosna! Nie rozumiem tylko, dlaczego. Przecież między mną a nim nic nie ma! Minęła chwila, zanim odpowiedziała.
- Nie… Nie jestem. – Usłyszałam cmoknięcie. Najwyraźniej się całują. Przewróciłam mimowolnie oczami.- Ona jest zbyt młoda dla ciebie. Poza tym nie w twoim guście…
Zrobiłam wielkie oczy. Co za babsztyl! Ja wiedziałam, że nie bardzo podobam się facetom. Nawet o Alana musiałam walczyć, jak lwica… Ale te słowa mnie dotknęły. Co to w ogóle miało znaczyć?! Sugeruje, że nie jestem w typie Bartmana. Pff. A niby ona jest!
No cóż, najwyraźniej bardziej niż ja.  
Doś tego! Trzasnęłam drzwiami i udawałam, że właśnie wyszłam. Zastałam ich w uścisku, całujących się. Pierwszy zauważył mnie Zibi.
- Ehm.- Odchrząknął i odsunął się od kobiety. Ta natychmiast obróciła się do mnie i szeroko uśmiechnęła. Oddałam tym samym. Nieszczerym, fałszywym uśmiechem.
- Zaraz wszystko będzie gotowe!- Ogłosiła Tamara. Rozgość się.
Nie wierzę. Nie mieszka u Zbyszka, a zachowuje się, jakby była panią domu. Bez słowa udałam się do salonu. Po chwili dołączyli do mnie. Usiedliśmy przy małym stoliku.
- Widzę, że znasz to mieszkanie.- Udawała obojętną, ale ja wiedziałam, o co jej chodzi.
- O, tak. Byłam… A właściwie JESTEM częstym gościem u Zibiego.- Posłałam im uśmiech.
Sorry paniusiu, ale trochę mnie wkurzyłaś. Czas pokazać co się dzieje, kiedy zadzierasz z Aleksandrą Sowecką. Nie bez powodu mówią na mnie Sowa…
- Och, nie powiedziałeś mi!- Zwróciła się do siatkarza.
- Bo…
- Nie ma czym się chwalić, kiedy wciąż potrzebujesz pomocy. Bartman ma strasznie słabe zdrowie. – Wtrąciłam, zanim zdążył zacząć zdanie. – Nie raz musiałam mu pomóc zawlec się do łóżka, taki był słaby.
No dobra. Może z tym łóżkiem przesadziłam…
- Ale przecież Zbyszek rzadko choruje… Bynajmniej kilka lat temu tak było. Prawda?
- Ja…
- W Polsce jest inny klimat. Zawsze mówię mu, aby zakładał szalik bo się rozchoruje!- Coraz bardziej zagłębiałam się w grę, którą Tamara zaczęła grać.
- Mówisz mi?- Spytał zdezorientowany.
- No widzisz, Tamaro! Nawet nie pamięta. Tak mnie słucha!- Wskazałam na Bartmana w geście podkreślenia emocji.
Chyba jestem dobrą aktorką, bo nawet Zbyszek zaczął się zastanawiać, czy mówię prawdę. Ewidentnie myślał nad moją odpowiedzią! Jestę MISZCZ.
- Teraz już nie będziesz musiała mu przypominać. Od tego będzie miał mnie.- Pogłaskała go po policzku.
- Czy ja wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Nie byłabym taka pewna. Uparte to jak byk! Skoro mnie nie słucha, to co dopiero ciebie!
- A jednak spróbuję.- Uśmiechnęła się.
- Może spróbujmy tej sałatki? Wygląda apetycznie!- Przerwał nam Zbyszek.
- Tak…  Z chęcią spróbuję kuchni twojej dziewczyny.- Uśmiechnęłam się do Tamary, żeby jednak załagodzić sytuację między nami. Nie chcę, aby od razu uznała mnie za wroga numer jeden.
- Mam nadzieję, że będzie smakowało.- Również się do mnie uśmiechnęła.
Zerknęłam na siatkarza. Przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
No cóż, jeśli Tamara chce mnie do siebie przekonać, będzie musiała się bardzo postarać.
Jakieś piętnaście minut później usłyszałam dzwonek w telefonie. Wyjęłam komórkę z kieszeni dżinsów i odebrałam.
- Co tam?
- Wpadniesz do mnie za godzinę?- Zapytał Alan podekscytowanym głosem.
- Mogę nawet wcześniej.
- Masz jak przyjechać?
- Dam sobie radę. Coś się stało?- Zaalarmowana, natychmiast stałam się czujna. Najwyraźniej Bartman wyczuł, że się spinam, po posłał mi pytające spojrzenie.
- Po prostu przyjedź za około godzinę. Idź na tył domu.
I się rozłączył.
- Co jest?- Zaniepokoił się Zbyszek.
- Muszę wracać.- Natychmiast wstałam. – Kolacja była naprawdę pyszna.
- Odwiozę cię!- Podniósł się Zibi.
- Nie musisz… Pojadę autobusem.- Uśmiechnęłam się do niego. Zerknęłam na Tamarę, która z niedowierzaniem wpatrywała się w swojego chłopaka. Jednak jego to nie obchodziło.
- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci w ciemności wracać autobusem?- Prychnął i wyszedł do przedpokoju.
- Jakoś wcześniej mu to nie przeszkadzało.- Zachichotałam idąc za nim. W pełni świadoma, że usłyszała to Tamara. Kurde, ale muszę jej grać na nerwach. No, ale sama tego chciała!
- Bo byłem chory!- Bronił się. Już ubrany czekał na mnie. Włożyłam więc buty, oraz kurtkę.
- Jeszcze raz dziękuję za posiłek. Było wyśmienite.- Zbliżyłam się do Tamary i ją przytuliłam. Zaskoczona, oddała uścisk z pewnym skrępowaniem. – To cześć.
- Cześć.- Odpowiedziała z ulgą w głosie, gdy zamykały się za nami drzwi.

***
Przez całą drogę do samochodu byliśmy cicho. Dopiero, gdy usiedliśmy w aucie, Zbyszek się odezwał.
- Co to do kurwy miało być?
- Przepraszam. Troszkę mnie poniosło…- Przyznałam. Mimo to ucieszyłam się z reakcji siatkarza.
- Odbiło wam.- Zaśmiał się.
- Co poradzisz. Jesteśmy kobietami!
- Dobra, dobra. Pogadamy o tym później. Mów, co się stało i gdzie mam cię podwieźć?
- Do Alana. Prosił, żebym wpadła.
- Niech będzie.- Westchnął.

***

Wysiadłam z samochodu, żegnając się z siatkarzem. Przeszłam na tył domu, jak mi mój chłopak kazał.
Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam. A właściwie to niczego się nie spodziewałam.
Jednak teraz, gdy weszłam przez uchylone drzwi tarasowe… Przyciemnione światło, świeczki i zapach róży przypominało mi scenę z romantycznego filmu, który kiedyś oglądałam.
- Alan?
Nie odpowiedział. Przeszłam więc dalej. I mniej więcej gdy stanęłam na środku pokoju, zobaczyłam jego. Oparty był o ścianę i przyglądał mi się. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo cień akurat padał na górną część jego ciała.
- Alan? Nie wygłupiaj się! Co się stało?
Wtedy poruszył się i podszedł do mnie. Teraz zobaczyłam jego białą koszulę rozpiętą do połowy i czarne spodnie. Włosy ułożone w artystycznym nieładzie i blask świec (a musi być ich z dwadzieścia!) podkreślają jego przystojną twarz.
- A co to za okazja?- Uniosłam brew.
- Odwdzięczam ci się za kino.- Mruknął. Po czym zrobił ostatni krok w moją stronę.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. 



****
Hejka ;**
Dodaję dzisiaj, bo na wczoraj jeszcze nie był gotowy ;p Mam nadzieję, że się podoba. Niedługo rozwiązanie zagadki  tajemniczego ojca Aleksandry.
Piszcie, co sądzicie ;D

Dziękuję za wyświetlenia i poprzednie komentarze! Pozdrawiam ;**

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział LI



Pierwsza myśl?
Niemożliwe. Zbyszek nie może mieć narzeczonej.
Druga myśl?
A co ciebie to obchodzi?
Trzecia myśl?
Zabiję, że mi nie powiedział.
Moje zaskoczenie musiało być widoczne.
- Ola?- Zaniepokoił się siatkarz.
-Ehm, to wspaniale! Nie wiedziałam, przepraszam.- Posłałam im szczerz (moim zdaniem) uśmiech.
- O coś chciałaś mnie zapytać, tak?- Przypomniał atakujący.
- To może poczekać.- Odparłam szybko się wycofując.- Zapytam później.
- Ola!
Zanim zdążył mnie zatrzymać, mnie już nie było. Czułam się skołowana. Dlaczego?  Przecież to normalne, że Bartman kogoś ma. Dziewczynę. Narzeczoną. Nie Kubiaka. On ma narzeczoną. A mnie nie powinno to obchodzić.
Więc dlaczego poczułam się źle z tą wiadomością?
Skrzywiłam się na samo wspomnienie Tamary. Jest piękna. Czarne, długie włosy. Chyba piwne oczy. I ten uśmiech… Nic dziwnego, że są parą. Zbyszek ma gust.
DOŚĆ!
To jego życie. On decyduje z kim się spotyka.
Ale dlaczego mi nie powiedział?
- Uważaj, jak chodzisz!- Wrzasnął za mną jakiś facet. Zaraz potem usłyszałam trąbienie aut. Rozejrzałam się zdezorientowana.
Jestem na środku drogi.
- Przepraszam, przepraszam…- Pokazywałam gestem i szybko przebiegłam na drugą stronę. 
Znów lunęło.

*** 

Długi spacer w deszczu dał mi odpocząć. Weszłam do domu już spokojna i opanowana.
- Jezus Maria!- Krzyknęła Iwona.
- To tylko ja.-  Mruknęłam pod nosem.
- Co ci się stało?!- Natychmiast do mnie podbiegła i zaczęła ściągać moją mokrą kurtkę.
- Zastała mnie ulewa.- Uśmiechnęłam się.
- Ło Matko Boska!- Tym razem krzyknął Igła.
- Mówiłam już! To tylko ja.- Wzruszyłam ramionami.
- No nie wierzę! No i gdzieś ty się szlajała? – Jęknął.
- Tu i tam… Sama nie wiem.- Wyszczerzyłam się.- Mogę iść się przebrać?
- Szybko bo będziesz chora!- Rozkazała Iwona.- Zrobię ci gorącej herbaty…
Udałam więc się do swojego pokoju. Wzięłam suche ciuchy, poszłam pod prysznic. Pół godziny później siedziałam na kanapie popijając herbatką Iwony i oglądając Wiadomości. W sumie całe zaskoczenie już minęło. Czas przyzwyczaić się, że nie będę już jedyną przyjaciółką kobietą w życiu Bartmana. 

Wiadomość: Oluś, cała jesteś? Martwiłem się. O co chodziło?
Odpowiedz: Miałam tylko takie jedno pytanie. Ale to może poczekać do jutra. Teraz mam kolejne. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Wiadomość: O Tamarze?
Odpowiedz: No. Przecież to było kompletne zaskoczenie. Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu starałam się wydobyć z Ciebie jakieś informacje o Twoich byłych.
Wiadomość: Wiem, przepraszam. Jakoś nie mogłem się zdobyć. Chciałem, żebyście inaczej się poznały. Możemy o tym pogadać jutro? Po treningu? :)
Odpowiedz: Ok.

Wyłączyłam telefon i skupiłam się na ekranie telewizora.
- Młoda, przegięłaś. Ja rozumiem, że możesz mieć swoje bunty. Ale to jest nie do przyjęcia!
Igła stanął przede mną zasłaniając mi widok.
- Krzysiek, możesz się odsunąć?- Poprosiłam. Ale on tylko patrzył na mnie tymi swoimi rozgniewanymi oczami. – Wiem, wiem. Sorki no. Mówiłam już. To wszystko przez deszcz. Nad żywiołami nie zapanuję! Nie rób ze mnie jakiejś bogini czy coś.
- Nie trzeba było po mnie zadzwonić?
- Telefon mi się rozładował.
- Czyżby?- Uniósł brwi. Skubaniec wie, kiedy kłamię.
- Po prostu… Musiałam się przejść. Pomyśleć.
- W deszczu?!- Zirytował się.- Jesteś nienormalna.
- Po kimś to odziedziczyłam.- Uniosłam brwi. Igła udawał, jakby nie wie, o co chodzi. – Może teraz powiesz, po kim?
- Chciałbym, żeby po mnie.- Mrugnął i usiadł Obok na kanapie. Najwyraźniej konflikt zażegnany.
- Może być po tobie.- Wyszczerzyłam się.
- A tak serio… Co się stało?- Spojrzał na mnie więc natychmiast odwróciłam wzrok.
- Pokłóciłam się z Alanem. Znaczy… Sama nie wiem, co mam robić.
- Tematy miłosne…- Pokiwał  głową.- Z tym to może do Iwony?
- Ale to ty znasz całą sytuację!
W końcu się zgodził. Opowiedziałam mu o wszystkim. O tym, jak czekałam pod kinem, jak byłam zła na Kubę, o Alanie, który mnie okłamał. A jak Ignaczak to skomentował?
- Łał.
- Dzięki. Tego mi było trzeba!- Zakpiłam.
- Czyli ten Maciek to tez gej?
- Czy z całego tego mojego monologu zapamiętałeś tylko tą jedną rzecz?- Wkurzyłam się.- Bardziej mi chodzi o to, żebyś powiedział, co mam robić.
- Nie mogę. Sama musisz podjąć decyzję. Pamiętaj jedno: człowiek jest gorszy niż zwierzę. Ale każdy zasługuje na drugą szansę.

*** 

Wybaczyłam Alanowi. Ale postanowiłam być bardziej czujna i na wszelki wypadek trzymać go z daleka od Jolki. 
- Jestes najlepsza. Kocham cię!- Pocałował mnie tak namiętnie, że brakło mi tchu.
- Jestem za dobra.- Jęknęłam.
- W sobotę wieczorem moich starych nie ma w domu. Wpadniesz? Mam dla ciebie niespodziankę.
- Niech będzie fajna.
- Będzie najlepsza.-  Znów mnie pocałował.
I niech lepiej ma rację. Bo jak nie, to inaczej sobie z nim porozmawiam!
 
Po pracy miałam spotkać się ze Zbyszkiem. Wyszłam z budynku a on już czekał na mnie.
- Mieliśmy pogadać.- Przypomniał.
- Wiem. Musimy. Gdzie?
- Wsiadaj do auta.- Zaprosił i sam zrobił to samo.
Kilka minut później spacerowaliśmy po parku, gdzie kilka miesięcy temu rysowałam w swoim szkicowniku zachód słońca. Szliśmy w milczeniu, aż w końcu on się pierwszy odezwał.
- Przepraszam.
Zdezorientowana spojrzałam na niego.
- Za co?
- Że ci nie powiedziałem. Ale to jest bardziej skomplikowane niż sądzisz.
- To może mi opowiedz? Jeśli chcesz.- Dodałam szybko. – Wiesz, troszkę mnie zaskoczyło, że masz narzeczoną.
- Nie mam.
- Jak to?- Aż się zatrzymałam.- Przecież Tamara…
- Była moją narzeczoną.
- Chwila. Pogubiłam się…
- Mówiłem, że to trochę skomplikowane. – Uśmiechnął się. Zachęciłam go, żeby opowiadał.- No dobra. Tamara w sumie to jest moją narzeczoną tylko fikcyjnie. Nigdy oficjalnie jej się nie oświadczyłem. Poznaliśmy się jakieś pięć lat temu, zakochaliśmy. W końcu ja musiałem wrócić do Polski.
- Wrócić?- Przerwałam mu.
- Mieszkałem we Włoszech. Tamara stamtąd pochodzi. Ona nie mogła wyjechać, bo miała chorą matkę i musiała się nią zajmować. Swego czasu pomagałem jej. I Kubiak. Graliśmy wtedy w plażówkę.
- Grałeś w siatkówkę plażową!?
- No.
- To czemu grasz teraz w halową?
- Postanowiłem sprawdzić czegoś nowego. I tak już zostało. Ale wracając do tematu… Naprawdę ją kochałem. Była moją pierwszą miłością.
- Więc czemu nie byliście razem? Tamte rzeczy w twoim domu… to były jej, prawda?
- Tak. Jej książki, niektóre ubrania. Nie mogłem się ich pozbyć. Jakiś miesiąc temu wróciła do Polski. Powiedziała, że nadal mnie kocha i musiała mnie odnaleźć.
- To ciekawe, że akurat teraz.- Zamyśliłam się. A potem się uśmiechnęłam.- Ale teraz przynajmniej możecie być razem!
- Aż tak cię to uszczęśliwia?- Spytał dziwnie poważny.
- Kochasz ją?- Długo milczał. Naprawdę długo, aż zaczęłam się martwić. – Kochasz?
Stanął przede mną i spojrzał się w oczy.
- Kochałem. I jakaś część mnie nadal ją kocha.
- Czyli ją kochasz?- Ponownie spytałam pragnąc odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego. Po prostu zaczęło mi zależeć na jego odpowiedzi. Znów ruszył przed siebie.- No powiedz mi!
- Tak.
Nawet na mnie nie spojrzał. Po czym po raz kolejny się zatrzymał i zrobił coś dziwnego. Przytulił mnie mocno do siebie. Tak bez powodu.
- Hej! Udusisz mnie!- Jęknęłam.
- Dzięki.
- Za co?- Uśmiechnęłam się.
- Za to, że jesteś moją… przyjaciółką. I że mogłem z tobą pogadać.
- Słuchaj, tylko mam prośbę. Nie mów nic Kubiakowi, że się spotkaliśmy, co?- Poprosiłam.
- Czemu? Co on ci nagadał?!- W oczach Zibiego pojawiły się groźne błyski.
- Nic, nic. Tylko… proszę.- Przyglądał mi się uważnie aż w końcu kiwnął głową.
- Dobra. A teraz mów, co chciałaś mnie zapytać?- Zmienił temat siadając na ławce. Zajęłam miejsce obok.
- Kontaktowałeś się z Nieznanym?
- Tak.
- Przysłał mi list, że chce mi pomóc. Jak udało ci się go przekonać?
- Poleciał na moją urodę.- Wyszczerzył się.
- Chyba jej brak.- Zażartowałam. Natychmiast zaczął mnie łaskotać za karę.
- Uważasz, że nie jestem przystojny?- Naburmuszył się.
- A jesteś?- Zachichotałam. Wtedy porwał mnie, przerzucił sobie przez plecy i zaczął mną kręcić.- Nieeee. Zbyszek, nie!
Zaraz zwymiotuję.
Ale wtedy się zatrzymał.
- Nadal uważasz, że jestem brzydki?
- Nie! Uważam, że jesteś przystojny.- Dałam za wygraną. Z wielkoludem nie wygram. On przecież ma pięć razy więcej siły niż ja!
- Tylko tyle?- I znów obroty…
- Nie, nie! Jesteś bardzo przystojny i… miły!- Dopowiedziałam.
- I…?
- Jeszcze coś?- Zdziwiłam się. Poczułam kolejne… O nie!- Dobra no! Jesteś jeszcze mądry.
- I wielkoduszny.- Dopowiedział stawiając mnie na ziemi. Odetchnęłam z ulga ale na wszelki wypadek odsunęłam się do tyłu.
- I wielkoduszny.- Powtórzyłam.
- Naprawdę? Dziękuję!- Uśmiechnął się na co ja tylko parsknęłam śmiechem. Dzięki niemu poprawiłam sobie humor. – No dobra. Skoro najważniejsza rzecz ustalona, to powiedz mi, co jeszcze napisał ten twój Nieznany.
- Ogólnie to wszystko i nic. Staram się zrozumieć czy chciał mnie obrazić, czy faktycznie pomóc. W każdym razie mam się z nim spotkać.
- Kiedy?
- Z tego co się dowiedziałam… w tę sobotę.
- Jutro?
- Tak.
- Potrzebujesz towarzystwa?
- A twoja narzeczona nie będzie mieć do mnie pretensji, że pożyczam sobie jej faceta?- Uniosłam brew.
- Przecież mówiłem ci, że ona nie jest moją narzeczoną!- Westchnął zrezygnowany.- Na razie dążymy do tego, co było kiedyś. Poza tym nie jestem jej. A ty jesteś moją przyjaciółką. Jadę z tobą.- Ostrzegł.
- Okej, spasuję.- Wyszczerzyłem się.
Dlaczego cieszę się na samą myśl, że Zbyszek zostawi Tamarę a pojedzie ze mną? Nie podoba mi się to.
Bardzo mi się nie podoba.

Wróciłam do domu i od razu wzięłam się za szkicowanie. Nie widziałam, co wyjdzie. Dopóki nie odłożyłam ołówka nie byłam świadoma, co rysuję. Teraz to widzę.
Bartmana. 


***

- Sowa, bilety zarezerwowane! Przylatujemy do Ciebie!- Wydarła się Natalia. 
- Super! Czemu to jeszcze całe dwa tygodnie?- Zasmuciłam się,- Chciałabym już was przytulić!
- My też! Nawet nie wiesz, jak tęsknimy!- Karolina zrobiła smutną minkę. 
- Twoja mama stwierdziła, że chyba też przyjedzie na twoją studniówkę!
- Wiem. Jakoś się nie cieszę.
- Przestań, no! To twoja matka.- Skarciła mnie Karo.
- Wiem. Ale nadal nie wybaczyłam jej, że nie powiedziała mi, kto jest moim biologicznym ojcem.
- Zapytaj jej, jak przyleci do Polski. Wedy będziesz miała ją w garści. Bo tak przez telefon to nie bardzo.- Stwierdziła Natka.
- W ogóle to ustaliłaś już coś?
- Tak. Na sto procent moim ojcem nie jest Igła.
- Skąd wiesz?!- Zaciekawione zbliżyły się do ekranu. 
- Wczoraj z nim gadałam. Wymieniliśmy kilka zdań na ten temat. Powiedział, że bardzo chciałby być moim ojcem. 
- A może sam nie wie?- Podsunęła myśl Karolina.
- Wie. I ja i on żałujemy, że nie jest jak chcemy żeby było.
Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Aż podskoczyłam na łóżku, a laptop spadł mi z kolan na poduszki.
- Ale mam wejście!
- Kuba! Idioto!- Krzyknęłam.- Puka się.
- Czyżby to ten przystojny gej?- Zapytała Nat.
- Nie. to ten idiota gej. - Poprawiłam.
- Przestań. Nie uwierzę, że się nie cieszysz, że mnie widzisz!- Podszedł, walnął się na moje łóżko i do mnie przytulił.  - Cześć dziewczęta!- Pomachał do kamery.
- Hej Kubuś.- Wysłały buziaczki.
- Widzisz! One mnie kochają.- Uśmiechnął się szeroko. - A ty?
- Nie.
- Nie?
- Nie, bo ona kocha nas!- Krzyknęła Karolina. 
- I tak was zdradza. Tylko wam tego nie mówi.
Poczułam, jakby rozmowa przestała mnie dotyczyć, a tak naprawdę dotyczy, ale nie dotyczy. Dobra, co ja pieprzę?
- Już, dość!- Krzyknęłam. - Kuba, co robisz u mnie w pokoju? Na moim łóżku? 
- Przyjechałem obgadać jutrzejszy plan wyjazdu.
- A jedna jedziesz?- Ucieszyłam się. Nie będę musiała być sama z Bartmanem i będę czuła się bezpieczniej! 
- Nadal nie mogę.
- To co robisz mi nadzieję!- Walnęłam go mocno w ramię. Natychmiast mi oddał, aż musiałam je rozmasować. 
- Bo może byś chciała, żeby jechał Maciek?- Zaproponował.
- Maciuś? A po co on?- Uniosłam brew.
- Może sie przydać. Skoro ja nie mogę...
- Kuba, kim jest Maciek?- Przerwała nam Natalia.- Bo panna Sowecka nie raczyła nas poinformować.
- Nie było czasu.- Wykręciłam się.
- Maciuś to nasz nowy przyjaciel. Podoba się Oli. 
- Naprawdę?- Wyrwało się nam wszystkim trzem. 
- Tak. I oni do siebie pasują! Mówię wam! Niedługo...
Miałam ochotę palnąć go w łeb żeby się ogarnął. czy naprawdę jest taki ślepy?
- Kuba, Kuba, Kuba.- Zatrzymałam jego dalszą wypowiedź.- Nie rozpędzaj sie tak.
- No ale daj mu mówić! Może w końcu się dowiemy, czegoś ciekawego.
- Nie. Bo to, co on mówi to bzdury.
- Jak to?
- Kuba... Maciek mi się nie podoba. Nie jest w moim typie.
- Ale Alan jest?- Zdenerwował się.
- Kubuś...- Przytuliłam go.- Ja wiem, że ty chcesz dla mnie dobrze. Ale musisz mi zaufać. I w końcu pomyśleć trochę o sobie.
- Bardziej martwię sie o ciebie.- Przyznał. 
- A ja o ciebie. Więc proszę cię, daj już spokój i nie próbuj więcej mnie z nikim swatać. Okej?
Patrzył na mnie lekko urażony. W końcu kiwnął głową na znak zgody. 
- Więc jutro jedziesz sama?- Dopytywała Karolina.
- Z Bartmanem. Powiedział, że pojedzie ze mną.
- Chociaż jestem pewien, że jego narzeczona nie będzie tak wspaniałomyślna!- Przypomniał przyjaciel. 
- Bartman ma narzeczoną?!- Krzyknęła Natalia. Karo również była zdziwiona. 
- Czemu nam nie powiedziałaś Sowa?!
- Hej! Ja sama sie niedawno dowiedziałam!- Broniłam się.
- I mimo wszystko pojedziesz z nim na cały dzień do Krakowa?
- Nie mogę nikogo innego prosić o to.
- Albo nie chcesz.- Dodał Kuba.
- Uwierz, nie chcę zajść za skórę Tamarze! Ale ty nie możesz jechać. A byłoby mi łatwiej!
- Mówiłem ci. Weź ze sobą Maćka. 
- Nie. Nie ufam mu na tyle.
- Niech będzie.- Zgodził się.
- Chcę poznać tego Maciusia, jak przyjadę do Polski!- Ostrzegła Natalia. 
- Przecież masz już Marca. 
- Jakiego Marca? Przecież Nat jest z Filipem.- Karolina najwyraźniej ogarnia co się dzieje w życiu miłosnym Natalii. Ja nie.
- Nie ważne. Ma chłopaka.
- I co z tego?- Tym razem odezwała sama zainteresowana. - Nie mogę mieć przyjaciół? Z Polski? 
- Możesz.- Westchnęłam. 
Pukanie do drzwi. 
- Proszę.
- Ola zaproś kolegę na kolację. Już gotowa.- Uśmiechnęła się Iwona.
- Zaraz przyjdziemy.- Gdy wyszła, zepchnęłam z łóżka Kubę.- My musimy kończyć.
- Smacznego! I napisz jutro, jak było.
- Napiszę.- Obiecałam i się rozłączyłam.- Kuba, wstawaj! 
- Pomóż mi...- Jęknął. 
- Trudno, nie zjesz zapiekanki.- Wzruszyłam ramionami i wyszła. Dwie sekundy później dołączyłd o mnie. - A jednak udało ci się podnieść?
- Ta zapiekanka dała mi motywację.
Parsknęliśmy śmiechem i dołączyliśmy do rodziny Ignaczaków.
Na nieszczęście Kuby nie czekała na nas zapiekanka, ale kanapki i kakao. 



*****
Hejka ;** Długi? Podoba się? Mam nadzieję, że tak. W każdym razie jeszcze kilka rozdziałów i koniec części I 

Przepraszam za błędy.

Po ostatnim rozdziale widzę, że bardzo ruszyła Was wiadomość o narzeczonej Zbyszka. Więc w tym postarałam się to jeszcze bardziej skomplikować.XD
W kolejnym rozdziale:  ponowne spotkanie Oli i Nieznanego , bliższe poznanie Tamary, oraz niespodzianka Alana. 

Do następnego ;**