niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział XLI



To w ogóle nie jest śmieszne, kiedy na oczach całej klasy zostajesz obryzgana, upokorzona, zmieciona jak zwykłego małego śmiecia. Tak. To w ogóle nie jest zabawne! Ale oczywiście inaczej uważa facet od matmy. Udaje, że ma wysokie IQ, gdy jestem pewna, że jego  poziom psychiczny, dokładniej mówiąc: paranoja, psychoza, schizofrenia i inne tego typu,( a jestem nawet skłonna stwierdzić, że jest on toksykomanem!) to pierwszy stopień do urojeń, oraz Druj może być w takim stanie nie odporny na wszelkiego rodzaju opętania. Co już nie raz dowiódł! Ale w ten piątek…
Jak można inaczej nazwać człowieka, który wywołuje cię do tablicy. Następnie zanim zdążysz przeczytać zadanie, oraz dotknąć kredy, on wyskakuje z twoją nieodpowiedzialnością, niekompetencją i idiotyzmem. Gdy jednak spokojnie czekasz, aż on się uspokoi, w skupieniu czytasz zadanie, on nadal cię wyzywa. A po kilku minutach oznajmia, że zamiast mózgu masz małego orzeszka.
Taaaak, a Kuba jeszcze ma czelność mi to przypominać przez cały dzień! Śmiał się idiota.
W sumie Igła też, gdy tylko się dowiedział od mojego „przyjaciela” o zajściu na lekcji matematyki.
Jest już prawie koniec stycznia, a ja nadal nie przeczytałam książki od Nieznanego. Mam w sumie ważniejsze sprawy na głowie, takie jak NAUKA. I praca.
No właśnie! Przez to mam nie małe zaległości w moim pamiętniku ;/ A więc tak: Rafał to fajny gość. Inteligentny, okazało się, że wysportowany, oczytany… Przystojny i miły. Jak to Kuba określił: „Nic, tylko brać!” Ja nie wiem, czy on z Natalią się jakoś zgadał, czy jak? Normalnie jakbym słyszała moją rudowłosa przyjaciółkę! Co do dziewczyn… Postaram się je zaprosić na mój bal maturalny, inaczej studniówkę. Wtedy dopiero się zobaczymy, a okazało się, że ten bal jest dopiero tuż przed maturami! Trochę dziwnie to zrobili, ale cóż… W końcu to Polska, nie? Takie dziwne rzeczy to na porządku dziennym.
Jak już piszę tutaj o szkole… Ostatnio z ocenami u mnie coraz lepiej. Tak samo  z Alanem. Nie, żeby coś… Ale on zaczyna mnie podrywać. Byłam ze dwa razy na jego treningu. Przy swoich kolegach z drużyny nie wahał się przed słodkimi, czułymi słówkami. Jak rano mnie widzi to całuje w policzek! Tak, to bardzo miłe… Kilka razy zrobił to przed Choinką! Nie mogłam uwierzyć. A on tylko uśmiechnął się do mnie szeroko i puścił oko. Za to Jolka… Szkoda gadać. Miała taką minę, jakby właśnie planowała moją rychłą śmierć. I na przekór sobie, zaczęło mi to dawać satysfakcję! Kuba… wiadomo.
Mój przyjaciel nie jest zachwycony z takiego obrotu sprawy i przy każdej nadarzającej się okazji, wypomina mi moją nieodpowiedzialność i lekkomyślność. Na co ja mu odpowiadam:
- Jak szaleć, to szaleć na całego!
Choinka nie raz mnie obrzuciła swoim okropnym, jadowitym spojrzeniem, że aż włoski na karku stają mi dęba! A jej sobowtór… Można się domyślać, jaka jest Marta. One przypominają mi tylko te dziewczyny z filmów, które są potencjalnymi rywalkami głównej bohaterki. Jednak widzieć wymalowaną na ich twarzach złość, gdy Alan na przerwie podchodzi do mnie i zagaduje… To jest życie!
Dobra, dość o tym. Teraz moja praca.
Na początku, przez pierwsze dwa tygodnie niemiłosiernie się nudziłam. Aż do chwili, w której Raf zaprowadził mnie na salę siatkarzy! Od tamtego dnia, codziennie tam przebywałam. Robiłam im zdjęcia, a oni nie raz specjalnie mi pozowali. Nie miałam pojęcia, że potrafię zrobić tak dobre foty! I te ujęcia… Zazwyczaj ludzie odpowiedzialni a wybranie odpowiednich fotek do artykułu, wskazywali na moje zdjęcia! Rafał tylko się uśmiechał i nadal pracował ze mną na hali treningowej. I tu dochodzę do bardzo dziwnego tematu.
Bartman zrobił się złośliwy i upierdliwy. Nie dla mnie, ale dla mojego kolegi z pracy. Mogłabym przysiąc, że specjalnie kilka piłek spudłował po zagrywce lub ataku, żeby te z zawrotną szybkością uderzyły w Rafała. Na razie się nie odzywam na ten temat. Spytałam tylko kilku siatkarzy, co go ugryzło, ale oni milczą z tajemniczymi minami. Nie chcą nic gadać. Ale jutro nie będzie tak łatwo! Przycisnę Igłę i dowiem się, co jest grane!
Do tego na razie uniknęłam testu sprawdzającego moje umiejętności zagrywania piłki! Na drugą stronę boiska, oczywiście.
Za tydzień mam ferie zimowe. I już się doczekać nie mogę… gdyż aż palę się do nauki! -,-
Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się odkryć tajemnice mamy.

Odłożyłam długopis. W tej samej chwili do pokoju wpadł Krzysiek.
- Olka! Natychmiast ze mną!
- Coś zrobiłam?- Zaniepokojona natychmiast udałam się za nim.
- Nie.
- Ale?
- Ale mam dla ciebie zadanie.- Odparł tajemniczo.
- Nie. Nie będę za ciebie sprzątać, Krzysiek!- Natychmiast się zatrzymałam z założonymi rękami.
- Nie chodzi o to!- Machnął rękami.- Ale fakt, musisz mi w czymś pomóc.
- Nie. Ja tylko MOGĘ.- Specjalnie podkreśliłam ostatnie słowo.
- No chodź! Jeszcze nie wiesz, o co chodzi.- Kiwnął za mną. Weszłam do kuchni, gdzie dzieciaki siedziały przy stole i o coś się kłóciły.
- Ja ce pomalancowy!- Wrzasnęła Dominika.
- Dobra, bierz.- Westchnął ciężko jej brat.
- O co tutaj chodzi?- Zerkałam na każdego, kiedy Ignaczak podszedł do nich i zaczął przebierać w kolorowych papierach. Po chwili wyciągnął do mnie duże, pomarańczowe nożyczki.
- Musimy zrobić dla nich pracę domową.- Uśmiechnął się a mnie zatkało.
- Mam robić … to? Zwariowałeś!
- Ola, patrz!- Krzyknął Seba i pomachał nad głową wyciętym z papieru żółwikiem.
Teraz już nie mam wyjścia, trzeba im pomóc.

*** 

- Nie poszłabyś ze mną do kina?- Uśmiechnął się Alan, kiedy staliśmy przed szkołą.
- Nie zmieniłam zdania.- Odparłam zirytowana.
- Ale…
- Słyszałeś, co na powiedziała chyba nie?- Warknął Kuba. Do tej pory udawał, że Morczewskiego nie ma w pobliżu. Najwyraźniej stracił cierpliwość.
- Dobra, dobra!- Poddał się chłopak. Wtedy podeszła Jolka. A co dziwne, nie było z nią Marty!
- Al… Chodź. – Mruknęła do niego, uwieszającemu się na szyi. Nie dawała sobie sprawy, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, bo znowu do niego się odezwała.- Jest fajny film w kinie… Może byśmy poszli?
- Nie mogę dziś.- Odparł, co mnie bardzo zaskoczyło. Choinka wydawała się również zbita z tropu. Kolejny raz zaproponowała spędzenie wspólnego wieczoru w domu, a może na zakupach. Nie bardzo się im przysłuchiwałam. A raczej się starałam.
- Zaraz rzygnę.- Ostrzegł mnie Kuba. Zamiast odpowiedzieć, zaczęłam się oglądać po parkingu. Do mojej świadomości dostały się strzępy rozmowy między Alanem, a Choinką. W tej chwili podjechał samochód, dziwnie znajomy…
- Zbyszek?- Uniosłam brew. Siatkarz wyskoczył z samochodu i z szerokim uśmiechem podszedł do mnie. Lekko przytulił i przywitał się z Kubą, jak ze starym znajomym.
- Zbysiu!- Pisnęła Jolka i natychmiast pojawiła się przy nim. Alan wcale nie wydawał się zaskoczony. – Przyjechałeś po mnie? Zabierzesz mnie na trening?
- Yyy…- Bartman delikatnie ją od siebie odsunął, co dziewczynie nie za bardzo się spodobało.- Przyjechałem po Ole.
- A Igła?- Spytałam, chociaż wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.
- Poprosił mnie, żebym po ciebie przyjechał.
- Och, widzę, że wszyscy muszą się o ciebie troszczyć, żebyś przypadkiem sobie krzywdy nie zrobiła…- Uśmiechnęła się do mnie chytrze Choinka. Spaliłam buraka. Ta, ja to zrobiłam. Przy tych wszystkich ludziach. Przy Bartmanie, który uważa mnie za twardzielkę…
- Nikt nie musi jej pilnować!- Opanował siatkarz. – Nigdy nie widziałem takiej dziewczyny.
Co on wyprawia! Teraz nawet moje uszy się zaczerwieniły.
- Wystarczy!- Przerwałam niezwykle twardym głosem. – Możemy już jechać?
- Tak. Wiesz, że czekamy na twój popis?- Uśmiechnął się, otwierając przede mną drzwi do samochodu.
- Jaki popis?- Zainteresował się Alan.
- Nie ważne. – Machnęłam ręką. Ucałowała w policzek Kubę, który posłał mi znaczące spojrzenie. I zanim zdążyłam się obejrzeć, przytulił mnie do siebie Alan i też dał buziaka. Wsiadłam szybko do auta i zanim odjechaliśmy, zauważyłam wściekłe spojrzenie Jolki.
- Czy ten Alan jest normalny?- Odezwał się po dłuższej chwili siatkarz.
- Co masz na myśli?
- Jest z nim dziewczyna, a on zachowuje się w stosunku do ciebie tak…
- Wiem.
- A Kuba chyba jest zazdrosny.
- Wiem. Chociaż tu nie chodzi o zazdrość.
- Cóż, osobiście nie podoba mi się ich zachowanie.
- Ty też zazdrosny?!- Prychnęłam rozbawiona.
- Chodzi mi bardziej o to, żeby cię nikt nie skrzywdził.
- A ty co? Mój ojciec?
- Przyjaciel.- Odparł cicho. Więcej nie rozmawialiśmy. Obserwowałam go przez całą drogę i zdawał się niesamowicie zamyślony. Odezwałam się dopiero, gdy mieliśmy wysiadać.
- Wiesz przecież, że nie dam rady z tym zakładem…
- Och, całe wieki marzyłem, jak i pewnie reszta, o przyjemnym masażu…- Zmrużył oczy. Posłałam mu kuksańca, on mi oddał. I w taki oto sposób zaczęliśmy się gonić.
Na szczycie schodów złapał mnie i zaczął gilgotać po żebrach. Śmiałam się i wyrywałam jak głupia. Dopiero znaczne chrząknięcie sprowadziło nas na ziemię. Za naszymi plecami stał Krzysiek, Lotman, Pit, Fabian i Dziku. Ten ostatni zdawał się mieć na twarzy wredny, złośliwy, znaczący uśmieszek. Natychmiast odskoczyłam od atakującego.
- Ja tutaj widzę, zabawa na całego!- Uśmiechnął się Paul.
- Olka, ja z chęcią bym się dołączył…- Wyszczerzył zęby Drzyzga. A ja po raz kolejny dzisiejszego dnia spłonęłam.
- Prędzej by cię Zibi Mikasą zabił, niż pozwolił do niej zbliżyć.- Prychnął Dziku.
- Misiek, stul pysk.- Bartman też się uśmiechnął. Tylko Igla stał z poważną mina i łypał swym przenikliwym spojrzeniem to na mnie, to na Bartmana.
- Rafał kazał ci przekazać, że dzisiaj razem pracujecie nad czymś tam w biurze.- Krzysiek rozpogodził się i zmienił szybko temat, za co jestem mu wdzięczna.
- Ok., to ja…
- A co z naszym zakładem? Wiesz, że przegrałaś? Czekamy na masaż.- Mrugnął do mnie Nowakowski. Westchnęłam ciężko, obróciłam się i pomaszerowałam do kolegi z pracy.
Raf przywitał mnie szerokim uśmiechem.
- To co? Gotowa?
- Jak nigdy wcześniej!
I zabraliśmy się do roboty.

*** 

Kilka dni później jeszcze nie wiedziałam, co szykują dla mnie siatkarze. Natomiast w szkole dowiedziałam się całkiem nowych rzeczy.
Weszłam do damskiej łazienki z zamiarem umycia rąk. Jednak gdy już otworzyłam drzwi, rozpoznałam głos Choinki i Matry.
-… sza. Inaczej go nie zdobędę.
- A Alan? Zostawisz go tej… szmacie?- Marta spytała raczej bez wielkiego entuzjazmu.
Zamknęłam cicho drzwi i stanęłam za murkiem, gdzie nie mogły mnie zobaczyć.
- Żartujesz? Al… Al. Jest mój. Ona niech się wypcha tym swoim siatkarzykiem.
- Czekaj, bo ja już nic nie rozumiem.
- Bo masz za mały móżdżek, idiotko!- Po tych słowach zapadła martwa cisza. Kilka chwil później Jolka kontynuowała. – Chodzi o to, że… On jest taki słodki.
- Przystojny.
- I to piękne imię…- Rozmarzyła się Choinka. – Karol…
- Jak król.
- Otóż to! Wreszcie powiedziałaś coś mądrego i sensownego.- Przyznała z uznaniem.
- Dzięki.
- W każdym razie… Alan nie musi wszystkiego wiedzieć.- Powiedziała to z taką obojętnością, że przez chwilę miałam chęć do niej podejść i ją walnąć. Powstrzymały mnie kolejne słowa jej przyjaciółki.
- Nie będzie już kapitanem.
- Nie.
- Czyli już nie jest najlepszy.
- Nie.
- Więc czemu go nie rzucisz?!- Pisnęła Marta.
- I widzisz, tutaj zaczyna się logiczne myślenie. Trzeba wysilić umysł, by to sobie uświadomić. Ale ty raczej nie jesteś w stanie tego pojąć, więc nie będę tracić sił na tłumaczeniu tego tobie.- Prychnęła.
- Chcesz grać na dwa fronty. Wiesz, że to niebezpieczne?
- W moim słowniku nie ma takiego słowa. Ani takiego jak NIEWYKONALNE. Nie będzie niebezpiecznie, dopóki nikt się nie dowie. Więc nie piśniesz ani słówka z tego, co ci tutaj powiedziałam.- Zagroziła swoim zimnym, grobowym tonem głosu.
- Jasne, że nie… Ale…
Nie usłyszałam, o co miała zapytać Marta, bo drzwi do łazienki się otworzyły i weszły jakieś pierwszoklasistki. Nie chcąc, aby Jolka i Marta mnie zauważyły, natychmiast wyszłam na korytarz z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
Podczas języka polskiego opowiedziałam wszystko swojemu przyjacielowi.
- I co myślisz?- Szepnęłam, gdy nauczycielka coś sprawdzała w komputerze.
- Że one są jebnięte.
- To było wiadomo od dawna.- Przewróciłam oczami. – Nie sądzisz, że gdybym… Powiedziała Alanowi…
- Chcesz powiedzieć, że wtedy oni się rozstaną, a ty będziesz mogła z czystym sumieniem się z nim umówić.
- No… nie tak od razu…
- Sowa, czy ty nadal nic nie rozumiesz? Czy nie widzisz, że nie warto z nimi trzymać, zwłaszcza po tym…!- Nauczycielka podniosła na nas wzrok, więc natychmiast umilkł. Gdy straciła nami zainteresowanie, podjął dalej.- Zwłaszcza po tym, co się dowiedziałaś.- Dokończył szeptem.
- A nie wpadłeś, że może w ten sposób mu pomogę?
- Raczej sobie!- Prychną dość głośno, na co Pani Nałys natychmiast na nas spojrzała surowo. Znów udałam, że czytam wiersz z książki. Po kilku chwilach kolejny raz szepnęłam do przyjaciela.
- To by było uczciwe.
- Nie bardzo, skoro chcesz nakablować.
- Kuba, to moja szansa… Szansa na…
- Na zdobycie Alana. Wiem. Ale nie pomyślałaś, jak się narazisz Jolce?!
- One nie muszą o tym wiedzieć!- Pisnęłam wkurzona. Najwyraźniej tego było za wiele dla naszej nowej polonistki.
- Sowecka do odpowiedzi!- Krzyknęła.
Wpatrywałam się w nią przez chwilę, jednak ona nie odpuszczała. Czując, że przegrałam, walnęłam czołem o ławkę z zamiarem natychmiastowego stracenia przytomności. Niestety, nie podziałało.
- Aleksandra Sowecka, do tablicy!- Ryknęła nauczycielka. W porównaniu do poprzedniej, ta to jakaś kosa! Wstałam.
- I tak zrobisz, co będziesz chciała…- Usłyszałam ponury szept Sokołowskiego.
Z mina męczennicy powoli szłam omijając ławki i szykując się na śmierć. 



****
Witajcie ;D Obiecuję, że w kolejnych rozdziałach akcja bardziej się rozwinie. 

Przepraszam za błędy!

Dziękuję za te wyświetlenia <3

Do następnego ;**

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział XL



Po kolacji, na którą Iwona zaprosiła Kubę, odprowadziłam go do przystanku autobusowego. Wciąż myślałam o tych sprawach. Nawet Igła zauważył, cholerka jasna. Zapytał mnie nawet, od kogo i co dostałam. Musiałam na poczekaniu coś wymyślić. Kuba mi pomógł, i wyszło, że otrzymałam od rodziców komplet kosmetyków.
Zadzwoniłam do moich przyjaciółek, opowiedziałam im o wszystkim. Karo jak zwykle sceptycznie nastawiona, za to Natka najchętniej od razu by działała. Nie rozmawiałyśmy długo bo aż się rwałam do czytania.
Po pierwszej stronie w ogóle nie rozumiałam o co chodzi. A po rozdziale poznałam tylko ksywki bohaterów.
„Stał i patrzył na zachodzące słońce, które skrywało się już za wysokimi blokami. Budynki te ukazywały piękno tego miasta. „
To były pierwsze dwa zdania.
W pierwszym rozdziale, główny bohater – Dominik- wciąż myślał o urodzinach swojego najlepszego przyjaciela Adriana. Opisana została impreza w gronie osiemnastolatków. Co ciekawe, od razu można było wyczuć chemię między tymi ludźmi. Byli prawdziwymi przyjaciółmi.
Zasnęłam w połowie trzeciego rozdziału, a obudziłam się z głową na książce.
Praktycznie tak było przez całe dwa tygodnie. Szkoła, nauka, książka. Szkołą, nauka, książka. No, do tego popołudniowe spotkania w Resovii. Zaraz w pierwszy dzień szkoły, tuż po świętach, miałam spotkać się z prezesem klubu. I tak było. Dostałam pracę, umowę, dobre wynagrodzenie… Wszystko się powoli zaczęło układać. W razie czego, zawsze mogłam prosić o pomoc Krzyśka, lub Iwonę. Często jej pomagałam w obowiązkach biurowych. Osobiście zajmowałam się stroną internetową. Czasem miałam napisać kilka zdań dotyczących meczu Resovii. Początkowo, kilka osób czytało moje sprawozdania upewniając się, że wszystko jest w porządku. W końcu dali mi spokój i poprosili, by w jakichkolwiek wątpliwościach zwrócić się o pomoc. Zazwyczaj o takową prosiłam Iwonę.
W szkole, jak to w szkole. Przerwy i lekcje z Kubą mijały szybko. Do tego Alan okazywał mi większe zainteresowanie niż wcześniej.
- O, Ola! Wpadniesz dziś na mój trening?- Uśmiechnął się, gdy mijaliśmy się w sklepiku. Kilka osób ciekawie na nas zerknęło, jednak nie zwracałam na to uwagi.
- Nie mogę dzisiaj.- Byłam szczerze zasmucona.- Następnym razem.
Jednak to go nie powstrzymało przed prowadzeniem ze mną rozmowy.
- A co ty na to, żebyśmy poszli razem na mecz Resovii?- Wyszczerzył do mnie zęby w ogromnym uśmiechu.
- Zapytaj Choi… Joli.- Poprawiłam się szybko.
- Jakoś nie interesuje się samymi meczami.- Mruknął tajemniczo.
- Oj, wiem o co chodzi…- Zachichotałam, przypominając sobie jej udolne starania poderwać Zbyszka.
- Co?
- Nic, nic. Czy ty przypadkiem nie miałeś sobie coś kupić?- Uniosłam jedną brew.
- Wolę pogadać z tobą.
- Nie słódź tak! Lepiej idź do kolejki, ja muszę odnaleźć Kubę.- Nie pożegnałam się. Po prostu się odwróciłam i odeszłam. I tak byłam pewna, że chłopak w ciągu dnia odezwie się do mnie jeszcze przynajmniej raz.
Zazwyczaj wykorzystywał okazję, gdy mój przyjaciel gdzieś wybywał. Na co Sokołowski oczywiście wciąż był obrażony.
- Nie rozumiem, co ty w nim widzisz!- Fuknął raz na mnie, gdy Alan szybko się ze mną żegnał, widząc nadchodzącego Kubę.
- Myślę, że rozumiesz.- Szturchnęłam go.
- To nie jest śmieszne!- Westchnął, ale nie poruszył więcej tego tematu. – Lepiej powiedz, jak z tą książką?
- Nijak. – Odparłam troszkę rozdrażniona. – Nie mam pojęcia, co ta książka ma mi niby uświadomić? W czym pomóc?
- Najlepiej, jak byś poszperała na jej temat w necie.
- Już to zrobiłam. Natka i Karo mi pomagają cały czas. Nawet ich nie poprosiłam!
- Nie narzekaj.
- Eh, chodzi o to, że ja chciałabym porozmawiać z tym pisarzem. Ale jak mogę to zrobić, kiedy w Internecie na jego temat pisze tylko: Nieznany- autor książek… W tym najnowsza powieść „Mój życiowy moment”. Nie ma zdjęcia, nie ma życiorysu… Nawet krótkiej notatki, jak został pisarzem!
- Całkowita anonimowość.- Zastanawiał się Kuba.
- Dokładnie! Jakby nie chciał zostać odnaleziony!
- To jest jeszcze bardziej dziwne niż na początku myślałem.
- Nie mam pojęcia, co dalej.
- Chyba jedynym wyjściem jest przeczytanie do końca jego powieści.
- Chyba tak.- Przyznałam wzruszając ramionami.
Więc dalej czytałam.
Stała tam sama. Nigdy ją nie opuszczał  jej przyjaciel. W tym i mój. Przez chwilę wpatrywałem się w jej zgrabne nogi, oświetloną bladą twarz, brązowe włosy. W końcu to ona przerwała ciszę.
- Dlaczego się skradasz?- Zachichotała. Uwielbiam, kiedy to robi.
- Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem?- Uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej. Nawet na mnie nie spojrzała. Jej wzrok był utkwiony w błękitnym niebie.
- Wszędzie bym cię rozpoznała.- Odparła kładąc się na trawie. Nie odpowiedziałem. Dalej przyglądałem się jej twarzy. Duże, czerwone usta… Tak bardo chciałbym je pocałować…”
- No nie!- Jęknęłam.- Kolejny romans?
Zamknęłam książkę lekko wstrząśnięta. Gdyby ten facet mnie znał, to przysłałby mi jakiś horror. Albo fantasy. Ale mnie nie zna. Ja jego też nie, co bardzo komplikuje sprawę. Jednak ciekawość zwyciężyła.
Ponownie otworzyłam książkę.
„Tak bardzo chciałbym je pocałować… Ale wiem, że nie mogę. Ona kocha kogoś innego. Poza tym, ja znam bardzo dobrze tę osobę. On na nią zasługuje, ja nie.
- Więc po co przyszedłeś?- Przerwała po raz kolejny cisze między nami.
- Yyy… Po prostu szukałem…
- Jego tutaj nie ma. Pomaga ojcu.- To wszystko wyjaśniało. Całą rodziną odnawiali wnętrza kilku pokoi. – Rozluźnij się!
- Jakoś nie mogę.- Mruknąłem pod nosem. Ułożyłem się obok niej na trawie i zamknąłem oczy.”
Mam tego dość! Ileż można czytać o tym, jak bardzo on jest zmęczony, albo jak bardzo ona mu się podoba? Zaczyna mnie to irytować.
Do tej pory mnie irytuje. Minęły dwa tygodnie, a moje życie wciąż tkwi w tym samym miejscu. Nawet w książce nic się nie zmieniło. Normalnie, to bym taką trzysta -stronicową przeczytała w jakieś cztery, w porywie do pięciu dni. Ale tylko niektóre wątki są naprawdę ciekawe.
Tego dnia w szkole jest dość ponuro. Może to przez pogodę.
- Mówisz, że jeszcze jej nie skończyłaś?
- Nie, Kuba. Ona jest nudna.- Naburmuszona usiadłam na naszym miejscu w głównym korytarzu.
- Może ta historia jest wyjaśnieniem, co w tamtych czasach ludzie robili?
- Bardzo niewiele robili! Oj, uwierz, bardzo niewiele... 
Próbował mnie jeszcze zagadywać, ale nie odpowiadałam. Nie reagowałam, więc dał mi spokój.
Tuż po ostatniej lekcji, wypadłam z klasy do szatni. Porwałam kurtkę i wybiegłam na parking. Śnieg już prawie zniknął, chociaż nadal pogodynka uporczywie twierdzi, że w całym kraju będą duże opady śniegu. Taaa, a mnie czołg jedzie…
- Wsiadaj, bo zmarzniesz!- Krzyknął do mnie Igła. Teraz dopiero zauważyłam, że zatrzymałam się z dłonią na drzwiach i przyglądam się małej kałuży. Natychmiast wykonałam jego polecenie.
- Jedziesz na trening?
- Tak. Przy okazji zabiorę cię. Jak tam dzień?
- Nijak. – Odparłam smutna.
- Ej, ej, ej! Głowa do góry! Co to za mina?- Zerkał na mnie niespokojnie.
- Gdybyś chciał mi odpowiedzieć na kilka pytań, to by się zmieniła. Ale nie chcesz.
-Obiecałem.- Powiedział cicho, że ledwo go usłyszałam. Znowu ta sama wymówka! Od kilku dni próbuje go przekonać, żeby mi wszystko powiedział, co wie. I czy zna jakiegoś Nieznanego. Zawsze przecząca odpowiedź. To jest niemożliwe!
Dojechaliśmy w kompletnym milczeniu pod budynek Resowii. Weszliśmy razem, a potem rozdzieliliśmy się. On do szatni, a ja korytarzem do innego budynku. Tam czekała już na mnie Iwona.
- Igła cię przywiózł?
- Tak. Co dziś mamy do roboty?- Od razu usiadłam obok niej.
- Cześć, Ola!- Pomachał mi z drugiego końca ogromnego pokoju Rafał. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
Rafał jest niewiele starszy ode mnie. Pracuje tutaj bardziej jako asystent, chociaż w sumie jak by nie patrzeć, ja też. Poznałam go w drugi dzień pracy. Na pierwszy rzut oka – niechlujny gość. Ale kiedy mu się przypatrzyłam, dostrzegłam, że w tym jego stylu jest coś uroczego. Dzisiaj jego czarne włosy ułożone były w irokeza. Czarne oczy przypatrywały mi się z daleka. I wielki uśmiech. Za to dostaje ode mnie punkt! Drugi punkt otrzymuje za ubiór. Koszula w niebieską kratkę i ciemne dżinsy… Nie wiem, jak tam z jego inteligencją oraz poczytalnością, bo mało ze sobą rozmawiamy. Zwykle on gdzieś wybywa i wraca, kiedy ja już kończę swoją zmianę.
Nagle drzwi się otworzyły i w pomieszczeniu pojawił się wysoki mężczyzna w okularach.
- Dzień dobry, Olu!- Przywitał mnie. Odpowiedziałam tym samym. Pan Andrzej, bardzo miły gość. Usiadł po drugiej stronie naszego biurka  i przywołał do siebie Rafała.
- Kolejny dzień?- Westchnął niezadowolony chłopak.
- Masz dzisiaj pomoc. Ola z tobą pójdzie.- Odparł uśmiechając się do mnie. Zaskoczona spojrzałam na nich uważnie.
- O co chodzi?
- Raf cię we wszystko wtajemniczy… Idźcie już! Macie trzy godziny tylko…- Mrugnął do mnie i zanurzył nos we własnych papierach.
Nadal nic nie rozumiejąc, podniosłam się ze swojego krzesła. Posłałam Iwonie pytające spojrzenie, ale ta tylko się uśmiechnęła zachęcająco. Chłopak już otwierał przede mną drzwi. Gdy wyszliśmy na korytarz, nie mogłam czekać z pytaniami.
- O co chodzi? Gdzie idziemy?
- Zobaczysz.- Odparł tajemniczo, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Dlaczego tyko trzy godziny?
- Cierpliwości!- Machnął ręką w stronę jakichś drzwi. Nienawidzę, kiedy ktoś przede mną coś ukrywa! Za to odejmuję mu dwa punkty, które już zdążył sobie dzisiaj dorobić. – Zaczekaj tutaj chwilkę, okej?
Kiwnęłam głową. Nie było go dosłownie trzydzieści sekund. Gdy wrócił, w rękach trzymał dwa profesjonalne aparaty fotograficzne. Lustrzanki.
- Po co nam one?- Zaskoczona odebrałam z jego wyciągniętej ręki sprzęt.
- Będziemy robić zdjęcia. Chcą do Przeglądu Sportowego.- Prowadził mnie nieznanymi korytarzami. W końcu otworzył ostatnie drzwi i zaprosił do środka.
Na początku nie rozumiałam nic. Ale teraz… obaczyłam, jak piłka leci w stronę Lotmana. Ten ją podbija, wystawia Tichacek i atakuje… Taaak. Bartman zauważył mnie pierwszy, gdy skakał do ataku. Chyba z wrażenia… Nie trafił w piłkę! Opadł na parkiet, zaplątując się w siatce. Wybuchłam śmiechem, co od razu przykuło uwagę zebranych na hali.
- Olka!- Wytrzeszczył na mnie oczy Niko.
- Cześć chłopaki!- Wyszczerzyłam się. Zbyszek oparł się o ścianę nadal w lekkim szoku.
- Patrz, jak ty na niego działasz!- Krzyknął Kubiak.- Ledwo się na nohach trzyma!
Wszyscy wybuchli śmiechem. Wkurzony Zibi porwał piłkę i zaczął ją kręcić na palcu wskazującym u prawej ręki.
- Ty!- Wskazał na mnie Nowakowski.
- Ja?
- Unikasz nas!- Oskarżył mnie.
- Ja?- Powtórzyłam, udając, że nie wiem, o co chodzi.
- Miałaś przyjść na nasz trening i pokazać, jak serwujesz.- Dodał Fabian.
- Wiesz, że jak coś, to robisz nam masaż?- Przypomniał Kosok. Przewróciłam oczami.
- To ty ich znasz?
Teraz dopiero przypomniałam sobie o istnieniu Rafała.
- Zna! My to ‘uż 'ak oodzina!- Zaśmiał się Achrem.
- To przynajmniej, będzie nam się lepiej pracowało!- Odparł z bladym uśmiechem.
- A co? Dzisiaj sam nie dasz rady?- Bartman spoglądał to na mnie, to na Rafała.
- Zobaczysz, że ze mną pójdzie szybciej.- Mrugnęłam do nich.- A gzie jest Igła?
- Z trenerem.- Odpowiedział Piotrek.
I wtedy weszli na salę, tylko od drugiej strony. A ja się zawsze zastanawiałam, co to są za drzwi. Te, którymi ja weszłam.
- A co utaj się dzieje!- Ryknął trener Kowal.- Wracać do grania!
- Ola!- Ucieszył się Igła.
- Zdjęcia będę robić!- Pomachałam do trenera, który natychmiast złagodniał.
- Igła, wracaj na boisko. No, gramy, gramy!- Klasnął w ręce.
- Chodź, musimy zacząć robić zdjęcia. Bo potem trzeba będzie wybrać, które wysłać.- Pociągnął mnie lekko za rękę. Nie opierałam się i po chwili zrobiłam kilka fotek.
Siatkarze zaczęli ze mną współpracować. A to spowalniali atak, a to krzyczeli, żebym cyknęła w danym momencie. Nie umknęło mojej uwadze, że kilkoro z nich specjalnie psuło zdjęcia Rafałowi. Z tego powodu mnie zirytowali. A najbardziej się wkurzyłam, kiedy Zbyszek o mało nie stuknął mu lustrzanki! 
- Co ich dzisiaj ugryzło?- Mruknął Raf do mnie.
- U nich to normalne.- Odparłam z powagą. 
- Zazwyczaj, jak tutaj jestem i robię zdjęcia, prawie mnie nie zauważają.
- Często przebywasz na ich treningu?
- Aż za często! Od dwóch tygodni.- Zrobił taką minę, że wybuchłam śmiechem. Spojrzał na mnie troszkę zaskoczony, a troszkę dumny z siebie, że udało mu się mnie rozbawić. 
- Jak słowo daję, daj mi powód do śmiechu jeszcze raz, a oddam ci te dwa punkty...- Wykrztusiłam po chwili. 
- Jakie dwa punkty?- Zmarszczył brwi, a jednocześnie czoło i nos. 
- Nie ważne!- Machnęłam ręką. Ale on nie dawał za wygraną. 
- Jakie punkty? Oceniasz mnie?- Aż sama się zdziwiłam, że tak szybko wpadł na prawidłową odpowiedź. 
- Yyy...- wykrztusiłam odkładając od oka obiektyw. 
- Zgadłem!- Ucieszył się.- No, to jaki mam wynik?- Uśmiechnął się i oparł o ścianę. Nagle bardzo dla mnie ciekawe stały się przyciski na sprzęcie w moich dłoniach.
- Nie powinniśmy dalej pracować?- Spytałam niewinnie.
- No powiedz... Ile osób oceniasz? Mnie, czy wszystkich których spotkasz?
- Każdy czasem kogoś ocenia!
- No powiedz... Nie obrażę się!
-Jestem w trakcie. Na razie nic nie zdradzam...- Udałam, że zamykam ustana kłódkę. 
- Jak chcesz.- Niby obojętnie przeszedł obok mnie. Po kilku minutach położył mi ramię na szyi.- Ale kiedyś mi powiesz.- Szepnął do mojego ucha. Troszkę zakotłowało mi się w głowie i kiwnęłam potakująco głową. 
Odszedł. A ja napotkałam dziwne spojrzenie Zbyszka Bartmana.


****
Witajcie :) Nie chcę kolejny raz Was przepraszać. Ale mam nadzieję, że nie zawiodłam za bardzo tym rozdziałem ;/ Skupiłam całą swoją siłę woli aby ten rozdział napisać, uwierzcie. 

Dziękuję za komentarze, oraz wyświetlenia <3
 

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział XXXIX



- Dobra. O co chodzi?- Zapytał mój przyjaciel, siadając na łóżku. Wzięłam głęboki oddech.
- Sama nie dam rady tego otworzyć.- Wskazałam na paczkę, którą chwilę wcześniej położyłam na biurku. – Nie mam pojęcia co to i od kogo. Boję się, co tam znajdę.
- Dziewczyno, mnie już dawno by ciekawość zżarła!- Zrobił wielkie oczy.
- Nie, jeżeli jesteś przerażona.- Wyjaśniłam i usiadłam obok niego. – Czekałam, aż się spotkamy.
- No to zobaczmy, co to takiego…- Chwycił pudełko i zaczął je oglądać z każdej strony.- Co to za paczka, bez żadnego nadawcy?!
- No właśnie.- Mruknęłam.
- Ej, a może tam jakaś bomba jest!- Zrobił taką minę, że jestem pewna, on bez żadnego wahania otworzyłby ją. Nawet z bombą w środku.
- Nie wygłupiaj się… Dobrze wiesz, że w ogóle mnie to nie śmieszy.
- Dobra, przepraszam.- Przywołał się do porządku.- Daj jakieś nożyczki, rozerwę je.
- Nożyczki?!- Zaskoczona otwarłam usta.
- Tak, Sowa. Daj jakieś.
- Chcesz rozerwać nożyczki?!
- Co? Aleś ty głupia, Sowa. Od myślenia to ty już w ogóle nie myślisz!- Prychnął rozbawiony.
- Chyba coś ci się pokręciło.- Odparłam wstając do szufladki w biurku. Wyjęłam długie metalowe nożyczki.
- Pokręciło mnie, że się z tobą zadaję.- Odparował. No pięknie!
- Jak było na świętach z rodziną?- Zagadnęłam, gdy zaczął mocować się z taśmą.
 - Zabawnie.
- Ej, pytam serio. Widziałeś się z bratem?
- Ta.
Nie doczekałam się ciągu dalszego.
- Kuba, do cholery! Czy ja zawsze muszę z ciebie wyciągać szczegóły?!- Wkurzyłam się wymachując rękoma.
- No co chcesz wiedzieć?- Westchnął ciężko.- Nie odzywaliśmy się do siebie, oprócz życzeń w Wigilię, jeśli o to ci chodzi.
- Nadal jest na ciebie wściekły?
- Inaczej foch numer 66.- Nie zrozumiałam, więc posłałam mu pytające spojrzenie. – Czyli piekielny foch, ostateczny, potępiający.
- Jak miło.- Odburknęłam. – Czekaj. Czyli on jest na ciebie wściekły, że…?
- On jest fochnięty!- Poprawił mnie.- Uważa, że zaraziłem mu przyjaciela „pedalstwem”. A mało tego…- Nagle nabrał głośno powietrza. Zamknął szybko usta.
- No? Kontynuuj!- Ponagliłam zniecierpliwiona. Po raz kolejny westchnął.
- Nie powinienem ci mówić. Zabiją mnie za to.- W tym momencie myślałam, że go rozszarpię! Z moich palców u dłoni utworzyłam „szpony” i zbliżyłam je do jego karku. Nie widział tego, zajęty otwieraniem pudełka.
- Zaraz ja cię zabiję, jak mi nie powiesz!- Pogroziłam.- A uwierz, że śmierć zadana przeze mnie będzie boleśniejsza!
- Bardziej bolesna, a nie boleśniejsza. Zajmijmy się może tobą, co?
- O wiele bardziej ciekawisz mnie ty.- Już miałam go trzepnąć w głowę, nawet podniosłam rękę, kiedy drzwi się otworzyły i do środka wlało się grono młodych przyjaciół. Opuściłam zawstydzona dłoń.
- Olaaa!- Dominika wskoczyła mi na kolana, a Seba stanął obok mnie i wpatrywał się podejrzliwie w mojego gościa. Nie rozumiem nadal, dlaczego jest tak sceptycznie nastawiony do Kuby?
- Co się stało?- Zapytałam. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że dzieci Ignaczaków tak mnie adorują.
- To nie ja powiedziałem!- Od razu ostrzegł chłopiec.
- Czego nie powiedziałeś?- Uniosłam jedną brew, nadal nie rozumiejąc.
- To on! To on!
- Nie! Przysięgam!
- Możecie mi wytłumaczyć, o co chodzi?
- Ja też jestem bardzo ciekawy!- Wyszczerzył się zachęcająco Kuba na chwilę przestając otwierać pudełko. Tak, jeszcze go nie otworzył!
- No bo… Ona powiedziała…- Zaczął Sebastian.
- Nie ja!- Pisnęła mała i wcisnęła małą główkę w moją szyję. Na chwilę odebrało mi dech i wytrzeszczyłam oczy.
- Ona powiedziała, że był wujek w Sylwestra! – Wykrztusił z siebie chłopak. Mi natomiast jeszcze bardziej zabrało tchu. Otworzyłam usta.
- A co ty, Olka? Rybę udajesz?- Zachichotał przyjaciel. Po kilku sekundach, gdy już mogłam nabrać powietrza, zadał pytanie.- A kto był wtedy?
- Wujek Zbysek.- Odpowiedziała mu dziewczynka zeskakując z moich kolan. Sokołowski zrobił wielkie oczy niedowierzając jej słowom. Spojrzał na mnie.
- Tak, on. I uprzedzę kolejne pytanie… Wiem, że nic ci nie powiedziałam. – Dodałam, gdy już otwierał oskarżycielsko usta. Dzieci zaczęły się śmiać. Natychmiast zwróciłam się w ich stronę. Ucichły.- Co tata na to?
- Powiedział, że się nie dziwi.
- No tak.- Przewróciłam oczami. – Wiem, co myślisz Kuba. Po prostu nie było okazji, żeby ci o tym powiedzieć!- Broniłam się, jak tylko mogłam.
- A telefony nie istnieją?!- Jego głos stał się o trzy skale wyższy. Więc jego słowa stały się piskliwe. Na co po raz kolejny zachichotał Sebastian i Dominika.
- A wy jeszcze tutaj jesteście?- Zrobiłam groźną minę. Udały, że się przestraszyły. Wstałam i zaczęłam je gonić.- Ja wam jeszcze pokarzę!- Pogroziłam, gdy wybiegły z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz.- Dobra. Wiem, że możesz być wkurzony lekko…
- Zdasz mi relację z tej nocy.- Uprzedził.- Ze szczegółami!
- Niech będzie.- Zgodziłam się.- Otworzyłeś?
- Tak. – Podał mi je, odebrałam po chwili wahania i usiałam na łóżku obok niego.
Zamknęłam oczy otwierając skrzydła pudełka. Może z minutę siedzieliśmy w ciszy. Zaczęłam się zastanawiać, co się stanie, gdy otworze oczy. Co zobaczę? Może to jakiś prezent od rodziców na święta? Nie… Tata dzwonił i składał mi życzenia przecież. Do tego wyczuwałam w jego głosie głęboki żal, że nie ma mnie z nimi. Mama… Ona też zadzwoniła, kolejnego dnia. Od Natki i Karo? Gadałyśmy przecież przez Skajpaja. Od Ignaczaków już przecież dostałam prezent.
- Ja nie mogę!- Krzyknął Kuba.
- Co to jest?- Jęknęłam, nadal bojąc się otworzyć oczy.
- Nie wierzę, że tyle zachodu o…
- No o co!
- Sama zobacz.- Niemal wyczułam, jak wzrusza ramionami. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam do środka paczki.
Zaskoczona uniosłam brwi.
- Książka?
- Książka.
- Tylko?
- Tylko.
- Kuba!- Wkurzyłam się, gdy tak po mnie powtarzał. Natychmiast zamilkł. Wyjęłam rzecz i w świetle dnia się jej przyjrzałam. – Ciekawe od kogo…
- Sprawdź w środku, może jest podpisana!
Odchyliłam okładkę, na której jest napisany tytuł: „Mój życiowy moment”* Na pierwszej pustej stronie, która oczywiście powinna być pusta… Ktoś napisał kilka zdań czarnym długopisem. Otworzyłam szerzej i przyjrzałam się pismu. Nie poznałam. Jest schludne, pisane cienkimi i małymi literkami.
- No! Czytaj!- Ponaglił mnie przyjaciel. Przełknęłam ślinkę i zaczęłam czytać.
- Kochana Aleksandro- cholera, skąd zna moje imię!
- Może się dowiesz, jak przeczytasz całość.
- Ok. Soł… „Kochana Aleksandro, w rękach trzymasz moją najnowszą książkę. Postanowiłem, że pierwszy egzemplarz otrzymasz właśnie Ty. Nie będę ukrywał, że chciałbym Cię zobaczyć. Zobaczyć powód mojej powieści.”
- „Powód książki”!?- Tym razem przerwał mi Sokołowski.- Ten gościu…
- „Tak, Ty nim jesteś. – Ciągnęłam dalej.- Powinnaś wszystko zrozumieć po jej przeczytaniu. Mam nadzieję, że nie namieszam za bardzo w Twoim życiu. Chociaż domyślam się, że już teraz jest nieźle pogmatwane! Jedna rada ode mnie: kto pyta, nie błądzi. Zaufaj przyjaciołom”. Podpisano: NIEZNANY.
- Że jak?!- Kuba chyba równie mocno jak ja jest zdezorientowany. Spojrzałam ponownie na okładkę.
- Cholera. Cwany koleś!- Wkurzyłam się.- Autorem jest NIEZNANY.
- Po tych słowach, można rzec… Może to twój ojciec?
- Na to wygląda. Tylko cholera jasna, jak ja mam go znaleźć? Nawet nie znam imienia i nazwiska.- Buzujące we mnie emocje wypływają na moją twarz. Ze złości policzki i uczy mnie pieką. Czuję tak okropną złość, zdezorientowanie… Nawet jestem troszkę skołowana. – Na końcu napisał, że wie…
- Może po prostu nie chce, żebyś go znalazła.- Podsunął mi swoją myśl. Zamyśliłam się.
- Skoro by nie chciał, to po choinkę mi swoje dobre rady sadzi!- Wrzasnęłam.
- Ciii.- Przystawił palec do ust.- Wiem, jak się czujesz, ale musisz…
- Nie! Ty nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak się czuję! Nie możesz wiedzieć! Chcę odkryć prawdę, wiedzieć kim jest mój ojciec! Bo wychodzi na to, że tylko ten gość jest prawdziwy w moim życiu.
- Nie mów tak. Olka! Spójrz na mnie!- Obróciłam niechętnie głowę w jego stronę i spojrzałam w oczy.- To, co tutaj widzisz jest prawdziwe. Rozumiesz? Ja jestem twoim przyjacielem, to jest prawdziwe. Trzymaj się tego, okej? – Wpatrywałam się w niego tępo, więc powtórzył dobitniej.- OKEJ?
- Right.- Kiwnęłam głową. Ale nie mogłam dłużej ukrywać, jak bardzo cierpię. Po prostu wybuchłam płaczem. Kuba przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wtuliłam głowę w jego jaskrawozieloną koszulkę.
- Musisz być silna, Ola. Nie możesz pozwolić, żeby niewiedza doprowadzała cię do takiego stanu…
- Ale…
- Rozumiem, że teraz twój świat wydaje się inny. Ale ja jestem przy tobie. I wiem, że nie tylko ja. Karolina i Natalia są twoimi przyjaciółkami od dziecka. Powinnaś z nimi pogadać. A nawet spotkać się. To może ci pomóc!
- Nie ma szans.- Pociągnęłam nosem.- One są w Londynie.
- Coś wymyślimy.- Przytulił mnie jeszcze mocniej.
Nie wiem, jak długo tak siedziałam w jego objęciach. W końcu przypomniałam sobie o liście matki.
- To jeszcze nie wszystko.- Odsunęła się od niego. Wytarłam nos i policzki rękawem koszuli. Po czym wstałam, podeszłam do biurka. Z książki do polskiego wyciągnęłam białą kopertę.
- Co to jest?- Zmarszczył nos odbierając ode mnie papier.
- Po prostu czytaj. Głośno.- Odparłam zajmując swoje miejsce. Chłopak wyciągnął list.
- „Przepraszam.- zaczął czytać.- To chyba nawet za mało, abyście mi wybaczyli to, co mam zamiar zrobić. Na początku muszę napisać Wam, że Was bardzo kocham. Mimo żadnego spokrewnienia, jesteście dla mnie jak najbliższa rodzina. Kocham Was, ale nie miałam wyboru. Musze wyjechać na jakiś czas. Nie wiem, ile mnie nie będzie. Może kilka miesięcy, może rok, a może kilka lat. Nie chcę tylko, żebyście płakali z tego powodu. Nic mi nie jest.
Krzysiek wie wszystko. Mam nadzieję, że rozumie to, co mam zamiar zrobić. On wie, że nie mam wyboru. Nie chcę tutaj pisać, o co chodzi. Obawiam się, że moglibyście mnie za to znienawidzić. A tego muszę uniknąć. Nie przeżyłabym gdyby tak się stało. To Wy przyjęliście mnie z otwartymi rękami, gdy potrzebowałam pomocy. Mogłabym nawet powiedzieć, że traktuję Was jak drugich rodziców! I to jest jeden z powodów, dla których wyjeżdżam. Gdybyście wiedzieli… nic nie byłoby już takie samo. Kocham Was… I Krzysia. Z całego serca.
Proszę tylko o jedno. Nie pokazujcie tego listu Igle i nie martwcie się o mnie. Jakoś sobie poradę.
Kochająca M.
- Kuźwa, to wszystko wszystkiemu przeczy i nic kupy dupy się nie trzyma!- Kuba wpatrywał się w kartkę z szeroko rozwartymi oczami.
- Trafnie powiedziane.- Przyznałam z żalem. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że Kuba wpadnie na jakiś trop. – A to oznacza, że prawdę wie tylko kilka osób.
- Twoja matka.
- Igła.
- I ten NIEZNANY. Ciężko od któregokolwiek coś wyciągnąć.
- W sumie… Jest chyba jeszcze jedna osoba.- Przerwałam mu.
- Kto?- Zaciekawiony spojrzał na mnie.
- Żona zmarłego Arka. Ona musi coś wiedzieć, skoro jej zmarły mąż był przyjacielem Igły. I mojej mamy.
- Powinnaś się z nią spotkać.
- Gdybym jeszcze wiedziała, kim ona jest! Wiem tylko, że mieszka gdzieś niedaleko Rzeszowa.
- Zdobądź adres od Igły.- Wzruszył ramionami wpatrując się we mnie z obojętną miną. Jakby to wszystko było takie proste!
- Kuba, czy ty słyszysz, co ty mówisz?
- Tak. I wiem, że…- Przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Zaskoczona, odebrałam nawet nie patrząc na wyświetlony numer. Rzadko kto do mnie dzwoni, raczej wysyłam sms’y. No, chyba, że to mama, tata… Chyba mój tata.
- Halo?- Mój głos jest twardy i zirytowany.
- Cześć, Ola.
- O, hej!- Natychmiast mój głos się zmienił w łagodny i bardziej przyjazny.
- Przeszkodziłem w czymś?
- Nie, no coś ty!- Zaśmiałam się. Kuba spojrzał na mnie jak na wariatkę. Cóż… - Coś się stało?
- Nie. Tak dzwonię, czy masz może dzisiaj ochotę wpaść na mój trening?
- Wiesz, Alan… Dzisiaj nie za bardzo mam czas…
- To ON?!- Pisnął przerażony przyjaciel.- Natychmiast go spław.
- Ja wiem, że ty postanowiłaś nigdzie ze mną nie chodzić… Ale trening to nie jakieś tam wielkie spotkanie przecież!- Mówił w tym samym czasie Morczewski.
- Nie mogę.- Odparłam i do jednego i do drugiego.- Wiem, że byś chciał. Ale w tej chwili tutaj nie chodzi o ciebie, Jolkę i wszystkie inne cholerne sprawy całego cholernego świata. Teraz chodzi o mnie. Przepraszam, ale dzisiaj nie mam czasu…
Zaskoczony rozmówca, przez kilka sekund nic nie mówił. Kuba natomiast pokazał mi okejkę i błysnął swoimi białymi zębami w szerokim uśmiechu. Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niego plecami.
- A a a… No to spoko.- Najwyraźniej poczuł się zmieszany. – No spoko. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdziesz na mój trening.
- Może przyjdę.- Postanowiłam nic nie obiecywać. Jeszcze tego mi brakuje, żebym wplątała się w jakieś sprawy z Alanem i Choinką w roli głównej. Wystarczy mi tyle kłopotów, ile mam.
- Ok.
- To hej.
- Hej.- Po kilku sekundach rozłączyłam się. Obróciłam się w stronę Kuby.
- Masz pod nosem tak wielkiego banana, że …
- Nie kończ!- Przerwałam mu.- Skupmy się może na poważnych sprawach?
- Po co on do ciebie dzwoni?- Zadał od razu pytanie.
- To nie jest aż takie ważne. Chodziło mi raczej o moją tożsamość.
- Wiem. Ale jeśli ten człowiek nie da ci spokoju, będę musiał zrobić z tym porządek!
- Znowu się czepiasz!- Założyłam ręce na piersi.- Mógłbyś odpuścić.
- Gdybyś wiedziała, co ja wiem, to byś mi się nie dziwiła.
- Może by i tam było, gdybyś po prostu mi o tym powiedział.
- Powiem.
- Słucham.
- Ale nie teraz!
- Nie wiem, kiedy ten piękny moment nadejdzie. Jak umrę?
- Prędzej to ja umrę, słońce. Przeżyjesz mnie- machnął ręką.
- W każdym razie chcę się dowiedzieć przed swoją śmiercią.
- Okej. Ale mnie czeka ciekawa historia do wysłuchania!- Zatarł ręce.
- Co?
- Natychmiast masz mi opowiedzieć o Sylwestrze w towarzystwie Bartaman!
- Nie ma co opowiadać...- Udawałam, że ten temat w ogóle nie jest interesujący dla niego. 
- Czekam na relację.
No super. On mi nic nie mówi, a ja jemu mam się zwierzać ze wszystkiego? To nie jest fer! 

______________________


* "Mój życiowy moment" – nazwa wymyślona na potrzeby opowiadania. Treść książki, która zostanie przestawiona w kolejnych rozdziałach, jest fikcją wymyśloną przeze mnie.





****
Witajcie! Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Dziś dostałam weny na kolejny rozdział, więc dodaję ;p

Jakieś nowe sugestie? :D

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! Mam nadzieję, że jesteście ze mną, mimo dłuższej przerwy :C

Pozdrawiam ;**