Po jakichś
dwóch godzinach rozmowy zorientowałam się, że w salonie nastała cisza.
Odsunęłam od siebie kieliszek z nalanym winem i udałam się do dzieci. Zastałam
je śpiące na kanapie, co wygląda naprawdę uroczo. Wróciłam do Zbyszka i
poprosiłam, aby pomógł mi je przenieść do łóżek.
Gdy
układałam Dominikę pod kołdrą, nagle otworzyła oczy.
- Ola…-
Mruknęła przecierając oczka.- Obudzis mnie? Jak będą scelać?
- Jasne.-
Uśmiechnęłam się. Przykryłam ją szczelnie a następnie wyszłam. Uchyliłam drzwi,
gdyby zaczęła mnie wołać. Wróciłam do salonu, gdzie już czekał na mnie Zbyszek.
Przeniósł nasz „piknik”.
- Jeszcze
wina? Czy może szampana?- Zerknął na mnie, stojącą w progu.
- Wino.-
Zajęłam miejsce obok niego na kanapie. Rozłożyłam koc leżący na oparciu.
Przykryłam sobie nogi. Podał mi kieliszek.
- Mam
nadzieję, że nie masz zamiaru mnie upić?- Uniosłam jedną brew, czym znów zaczął
się zachwycać.
- Wolę cię
przytomną, gdy rzucisz się na mnie z pożądania.- Zaśmiał się pod nosem upijając
łyk czerwonego napoju.
- Niedoczekanie
twoje!
- Jak ty to
robisz?
- Co robię?-
Nie mam pojęcia o co mu chodzi. W każdym razie patrzy na mnie dość.. dziwnie.
- To z tą
brwią.- Odparł szczerząc zęby.
- Cecha
wrodzona.- Wyjaśniłam.- Najprawdopodobniej odziedziczyłam to po rodzicach.
- Naucz
mnie.
- Co?!-
Zaskoczona aż zakrztusiłam się winem. Odebrał ode mnie kieliszek i postawił go
na ławie przed nami.- Tego nie da się tak po prostu nauczyć…
- Jestem
cierpliwym i pojętnym uczniem. Spróbuj. Może odkryjesz swój talent?
- Do czego?-
Uśmiechnęłam się.
- Do uczenia
ludzi…
- ..
podnosić jedną brew?- Dokończyłam.- Czy w ogóle jest taki zawód?!
- Nie. Ale
możesz być jego twórcą! Spójrz, te reklamy, bilbordy…
- Chyba
jednak nie masz tak twardej głowy jak mówiłeś.- Zachichotałam.- Odbija ci.
- Słońce,
nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.- Zbliżył się odrobinę.- Naucz mnie.
- Mogę
spróbować, ale… Ani słowa Krzyśkowi!- Zastrzegłam.
- Nie pisnę
ani słówka. – Obiecał robiąc przy tym ten słynny gest dwóch palców.
- Ok. To
pokarz najpierw, jak ty to robisz.- Rozkazałam, więc natychmiast wykonał
polecenie.- Chwila. Przecież umiesz!
- Ale nie na
lewe oko. A najwidoczniej ty już jesteś wyćwiczona.- Wyjaśnił i zademonstrował.
Zrobił przy tym tak śmieszną minę, że parsknęłam głośnym śmiechem. Natychmiast
zatkał mi dłonią usta, żebym nie obudziła dzieciaków. – Nie śmiej się, tylko
pokarz co mam robić.
Dałam mu
wszelkie instrukcje, jednak to nie pomagało. Za każdym razem wykrzywiał twarz,
policzek, wargi w dziwny sposób. Nieźle się przy tym uśmialiśmy. W końcu nie
wytrzymałam i zaczęłam ustawiać jego brew w pożądany sposób.
Gdy
dotknęłam po raz pierwszy jego twarzy… Szczerze mówiąc bardziej skupiłam się na
jego brwi. Chwilę później zdałam sobie sprawę, że całą dłoń przykładam do jego
policzka i wpatruję mu się w oczy. Zbyszek robi to samo, jednak bardziej
świadomy tego, co robię. Ale nie interweniuje. Speszona odsunęłam dłoń.
- Ehm, tak
to powinno wyglądać.- Opuściłam bezwładnie dłonie na uda. Podałam mu swój
telefon, gdzie na dużym ekranie odbiła się jego twarz.
- Sypko, rop
foto.- Wyseplenił prze ułożone usta. Podał mi komórkę, więc włączyłam aparat.
Najpierw zrobiłam mu dwa zdjęcia. Potem zbliżyłam policzek do jego policzka i
zrobiłam swoją minę. Przez kolejne dziesięć minut bawiliśmy się robiąc sobie
selfie.
- Nie ma to
jak takie zdjęcia z siatkarzem!- Przeglądam je właśnie siedząc skulona na
kanapie. Nie jest mi zimno, bo ta butelka czerwonego wina, którą już zdążyliśmy
dawno wypić, nadal ogrzewa mój organizm.
- Zwłaszcza
takim przystojnym.- Wyszczerzył się zaglądając mi przez ramię. Przełączył kanał
w TV. – Wolisz Polsat, czy TVN? Bo szczerze mówiąc mi to obojętne.
- Nie mam
pojęcia, o czym teraz mówisz.- Przyznałam.
- Mam kilka
pytań.- Odezwał się po kilku minutach wysłuchiwania jakiejś polskiej piosenki.
- Słucham?
- Jak sprawa
z Alanem?- Nie powiem, zaskoczył mnie tym.
- Czemu
pytasz mnie o niego?
- Bo od
czasu tamtego meczu, mało o nim mówisz.
- Może
dlatego, że się pokłóciliśmy.
- Cholera, o
co mogliście się pokłócić? Nawet nie jesteście parą!- Całkowicie obrócił się w
moją stronę i uważnie mi się przyglądał.
- W sumie
sama nie wiem, o co.- Wyznałam, czym sama siebie zaskoczyłam. Skąd u mnie nagle
te chęci zwierzenia się Bartmanowi? Jak by nie było sportowcowi, a przecież nie
lubię sportowców. No okej, może po tych kilku miesiącach spędzonych z nimi
zmieniłam zdanie, ale jednak… - Denerwuje mnie to, że nie chce powiedzieć
swojej dziewczynie o tym, że chce się ze mną spotkać. I tłumaczy to tym, że
dzięki temu moglibyśmy być razem.
- To on tego
chce?- Zbyszek nie był zaskoczony. Raczej… zawiedziony? Ale niby dlaczego?
- Szczerze
mówiąc sama nie wiem, czego on chce!- Uniosłam lekko głos.- Jedyne o co go
proszę, to aby zdefiniował się, czego on własnie chce. Bo ja nie będę na niego
czekała w nieskończoność. Mam tylu facetów tylu.
- Chyba się
plączesz.- Zachichotał atakujący. Machnęłam lekceważąco ręką.
- Chodzi o
to, że w tym momencie mogłabym mieć kogo zechcę. Nie, żebym była jakąś
pięknością… Właściwie po kilku piwach nawet bym nie wiedziała, czy jestem sobą.
- Ewidentnie
się upiłaś po tym szampanie.- Uśmiechnął się.
- A więc to
tak!- Zmrużyłam oczy.- Ty serio chciałeś mnie upić! Ale powiem ci jedno…
- Może
najpierw weź oddech?- Zaproponował widząc moją minę.
- Dobry
pomysł. Zaraz wracam.
Wyszłam
przed domu, nakładając na siebie sweter. Musze troszkę otrzeźwieć. Ta rozmowa o
Alanie wcale mi nie pomogła, a jedynie wkurzyła. Czemu tak łatwo przyszło mi
się spowiadać siatkarzowi z moich sercowych spraw? Do tej pory żadnemu nie
ufałam. A odkąd poznałam Igłę, Zbyszka… Ogólnie całą Resovię…
Po
kilkunastu minutach stania na zimnie weszłam z powrotem do domu. Natychmiast
udałam się na kanapę pod ciepły koc.
- Zmarzłaś…-
Zmarszczył czoło.
-
Przynajmniej już mogę normalnie mówić.- Uśmiechnęliśmy się do siebie. – Wiesz,
nigdy bym się nie spodziewała, że spędzę sylwester ze sportowcem… Siatkarzem.
- Czemu? W
życiu nigdy nic nie jest pewne. Nawet nie wiesz, czy jutro o tej porze nie
przejedzie cię samochód.
- To było
mocne.- Przyznałam.- Ale masz rację. Mnie już chyba nic nie zdziwi…
- Coś się
stało?
- Nie nic.-
Nic, oprócz myśli o biologicznym ojcu.
- Wiem, że
chcesz zmienić temat o Alanie.- Rozłożył się wygodnie i położył swoje nogi na
moich.
- Zgnieciesz
mi nogi.- Jeknęłam.
- Niech
będzie.- Przewrócił oczami i je zabrał.
- Skąd
wiesz, że nie chce o nim rozmawiać?
- Jesteś
spięta, kiedy o niego pytam. A dziś mamy być rozluźnieni, nie?- Puścił mi perskie
oczko.
- Zabawa
najważniejsza…
- I tak mam
jeszcze kilka pytań.
- Dawaj.-
Westchnęłam teatralnie i umieściłam się na kanapie tak, żeby go widzieć.
- Co jest między
tobą a Kubą?- Uniósł brwi w znaku zapytania.
- Co..?-
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Troszkę się speszył, nie wiedząc o co mi chodzi.
- No, wy…-
Zaczęłam się tak głośno śmiać, że zamilkł i przypatrywał mi się uważnie.
- Ty
myślisz.. hahahaha! Serio?!- Śmiejąc się, patrzyłam na niego niedowierzająco.
Jednocześnie zastanawiam się, czy powiedzieć mu prawde o Sokołowskim. Może
lepiej, żeby nie ode mnie się tego dowiedział.- Uwierz mi, między mną a nim
niczego nie ma. Nie było. I na pewno nie będzie.- Uspokoiłam się troszkę, ale
nadal do twarzy mam przyklejonego banana.
- Nie
wierzę, że jesteście tylko przyjaciółmi. Damsko męska przyjaźń zazwyczaj
przeradza się w…
- W miłość?
Czyli co? Nasza przyjaźń…? To sugerujesz!- Z niedowierzaniem patrzyłam na
niego. Jego twarz jest… bez wyrazu.
- Nie chodzi
tu o nas. Po za tym nie wiedziałem że jesteśmy przyjaciółmi?- To bardziej
zabrzmiało jak pytanie.
- A nie
jesteśmy? Gdyby twoja teoria się sprawdzała, to musiałabym z całą moją szkołą
chodzić.- Zachichotałam na samą myśl. A potem troszkę się skrzywiłam, bo wróciły
wspomnienia o ludziach z Londynu.
- Chyba
wkroczyliśmy na kiepski teren.- Zauważył Zbyszek.
- Skąd
możesz wiedzieć?- Udałam nie wzruszoną i chwyciłam za swój kieliszek. Nie
odpowiedział. Po prostu wstał i poszedł do łazienki. Gdy wrócił, w swoich
rękach trzymał jakąś rzecz. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój szkicownik!
- Masz
talent.
- Ey, skąd
go masz!?- Próbowałam mu go wyrwać, jednak szybko uciekł ręką.- Oddaj mi go. To
moja własność…
- Chcę tylko
obejrzeć, no.- Niemalże wyczułam błagający ton w jego głosie. Niechętnie
skinęłam głową. Gdy obracał strony, pilnie go obserwowałam. Na jego twarzy
odmalowywały się różne emocje.- Masz tutaj mój rysunek?
- Jeszcze
nie skończyłam!- Zaprotestowałam i wyrwałam mu szybko z ręki szkicownik.
- To może
skończysz teraz? Będę twoim modelem! – Wyszczerzył się.
- No nie
wiem…
- Daj
spokój, zostało nam jeszcze trochę czasu do północy.- Zachęcał. W sumie, czemu
miałabym się nie zgodzić? I tak tylko siedzimy i gadamy, no może troszkę
pijemy.
- Dobra.
Usiądź w rogu kanapy.- Poleciłam. Zrobił co kazałam, ale chciał odłożyć
kieliszek, więc go powstrzymałam. – Nie, nie. Trzymaj go w prawej ręce, oprzyj
ją na oparciu. Okej. Lewą ułóż na kolanie… Nie! Trochę wyżej.
- Czuję się
jak u profesjonalisty.- Zaśmiał się pod nosem.
- Bo jesteś.
Dobra! W ogóle to lewą nogę załóż na prawą. Tylko tak po męsku, nie? OK. Głowa…
Całkiem w moją stronę. I patrz tak, żeby mnie nie rozpraszać!
- Rozpraszam
cię? No nieźle, a nawet nie zdążyłem ściągnąć koszulki…
- Bartman!-
Warknęłam niby zła. Serio to troszkę mnie rozbawił. Ale szczerze mówiąc, gdyby
ściągnął koszulkę… Może lepiej nie. Jasne, że szkic byłby bardziej
interesujący. Do tego już widziałam jego nagi tors.. ma się czym chwalić. Ale
będąc z nim tutaj sama, bałabym się. Sama nie wiem czego. Może moich reakcji, a
może jego? Wiem, to głupie.
Pociągnęłam
ołówkiem. Zaczęłam szkicować siatkarza.
- Hej, nie
wierć się!- Ostrzegłam po jakichś trzydziestu minutach.
- Powiedz to
mojemu zbolałemu tyłkowi.- Skrzywił się.
- Chcesz, to
możemy przerwać. Ale wtedy będę musiała zdać się na swoją niesamowitą pamięć
fotograficzną!
- Dobra, rób
szybko.- Warknął przez zaciśnięte wargi. – Ale będę chciał kopię!
- Powiesisz
nad łóżkiem?
- Nie,
schowam na pamiątkę.
Gdy
skończyłam ostatni włos szkicować, odetchnął z ulgą.
- O moje
zbolałe kości pośladkowe…- Jęknął wstając z kanapy.- Teraz pokarz mi to twoje
dzieło!
- Proszę.-
Podałam mu szkicownik.
- Powiedz
mi, co planujesz po skończeniu liceum?- zagadał oddając mi go.
- Chyba
dziennikarstwo.
- A nie
lepiej coś związanego z plastyką?- Zaproponował ostrożnie. Usiadł tuż obok
mnie.
- Nie nadaję
się. Nie jestem zbyt dobra.
-
Żartujesz?! Jesteś bardzo dobra! Powinnaś wykorzystać swój talent.
- Jeszcze o
tym nie myślę.- Mruknęłam zawstydzona. Niepotrzebnie pokazywałam mu swoje
rysunki!- Mamy dziesięć minut do północy…
Obudziłam
dzieciaki tuż przed wystrzeleniem petard. Rozbudzone, natychmiast pobiegły na
taras. Zbyszek wniósł tam kieliszki z szampanem dla nas i Piccolo dla dzieci.
- 5, 4, 3… 2…
1!- Odliczały głośno krzycząc. Wtedy na niebie pojawiły się kolorowe światełka.
-
Szczęśliwego nowego roku!- Usłyszałam tuz przy uchu głos atakującego.
- Wzajemnie.
Po wypiciu
całych zapasów, gdy tylko Sebastian i Dominika zasnęli, ułożyłam się na kanapie
z nogami na nogach Zibiego. O dziwo ten w ogóle nie jest upity. Znaczy może
troszkę. Siedzieliśmy w milczeniu.
O czwartej
nad ranem otworzyłam oczy i spostrzegłam, że zasnęłam. A Zbyszek leży tuż obok
mnie. Z nogą i ręką przełożoną na moje ciało! Przerażona usiadłam, a siatkarz
spadł na podłogę.
- Au!-
Jęknął.- Mogłabyś być bardziej delikatna?
- Co ty
tutaj jeszcze robisz?- Zdziwiona przechyliłam się, aby spojrzeć na niego z
góry. Ten natychmiast się podniósł i jego twarz znalazła się na poziomie mojej.
Ostry ból przeszył moją głowę.
- Śpię. Nie
chciałem cię zostawiać w takim stanie z dziećmi… no wiesz. Troszkę wypiłaś.
- Ty też!
- No
właśnie! I dlatego nie chciałem wsiadać za kółko, nie?- Wzruszyłam ramionami.
Opuściłam nogi na miękki dywan i wstałam. Kolejny rwący ból głowy…
- Auć..-
Jęknęłam i opadłam z powrotem na kanapę.- To wino i szampan dały mi w kość.
- Zrobię
kawy, jak chcesz.- Zaproponował.- Nie mam przy sobie nic na kaca.
- Jakoś
sobie poradzę. Aż tak źle nie jest.- Uśmiechnęłam się. Zbyszek wyszedł do
kuchni i chyba zaczął szykować nam poranny napój. Nie ma co, kawa o czwartej
rano. Zaczęłam sprzątać w salonie.
Ciekawe, kiedy
Ignaczakowie wrócą?
- Mówiłaś
wczoraj coś o swoich rodzicach, Olka.- Nagle odezwał się Zbyszek. Siedzimy
właśnie przy stole w kuchni i pijemy kawę. Brałam łyk czarnego płynu, a na jego słowa aż
się zakrztusiłam.
- Co
takiego?- Przerażnona, najchętniej bym się gdzieś schowała.
- Mówiłaś,
że musisz coś znaleźć…
- Kiedy?
- Przez sen.
- Ja nie
mówię przez sen!- Przynajmniej tak mi się wydawało…
- Nie chcesz,
to nie mów. Ale pamiętaj, że zawsze mogę ci pomóc.
- Dzięki.-
Uśmiechnęłam się sztucznie. Ciekawe, ile z tego co rzekomo mówiłam przez sen
zrozumiał?
Poszedł
jakąś godzinę później.
Dobra, Sylwester za mną. O dziwo nie
byłam sama i fajnie się bawiłam. Nie spodziewałam się, że Zibi postanowi
spędzić ze mną ten wieczór. Na jego miejscu poszłabym na jakąś imprezę. Jednak
to, że został… Jestem mu naprawdę wdzięczna. Starałam się jak mogłam, żeby
rysunek w szkicowniku był idealny.
Jutro już zobaczę Kubę! Nie wierzę,
że aż tak za nim tęsknię … No może po części dlatego, że potrzebuję jego
wsparcia. Przez cały czas z tyłu głowy miałam pudełko, które otrzymałam od nie
wiadomo kogo… Oraz ten list matki. Potrzebuję jego perspektywy, aby wszystko zrozumieć.
Właśnie słyszę, jak na podjazd
wjeżdża samochód Ignaczaków. Trzeba zdać relację!
Schowałam
pamiętnik i pobiegłam otworzyć drzwi frontowe.
- Cześć,
młoda! Jak się bawiłaś?- Igła wparował do mieszkania jak burza. Widać, że
najchętniej jeszcze by tańczył.
- Było nawet
fajnie.- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Postanowiłam, że opowiem mu wszystko
później. Zwłaszcza o niespodziewanej wizycie jego kolegi.
- Ja idę się
położyć.- Oznajmiła Iwona.- Jesteś cała? Jakoś wytrzymałaś z dziećmi?
- Nie było żadnego
problemu.- Odparłam z uśmiechem. – Idźcie, idźcie. Ja się nimi zajmę, jakby
wstali.
- Dzięki,
Sowa.- Przesłał mi całusa Igła. Objął żonę w pasie i pociągnął do sypialni.
No, to znowu
jestem sama! Jak ja to uwielbiam…
***
- Kuba! Jak
dobrze, że już jesteś!- Uwiesiłam mu się na szyi.
- Co się
stało?
- Dzisiaj
zapraszam cię do mnie… Musisz coś zobaczyć.- Zrobiłam tajemnicza minę.
Zgodził
się bez problemu.
*****
Wybaczcie, że tyle czekałyście/ czekaliście? na nowy rozdział... Nie mogłąm sie zebrać, zeby coś napisać.
Postanowiłam, że ten wpis całkowicie poświęcę Zbyszkowi i Oli.
Wiem, co chcę napisać w kolejnych rozdziałach, jednak za każdym razem jak dotknę klawiatury, wszystko mi umyka. To jest okropne ;/
Postaram się coś szybko napisać, żeby dodać. Ale nic nie obiecuję :c
Mam nadzieję, że nie zawiodłam tym rozdziałem ;/
Do następnego ;**
Ej, jak masz jakiś pomysł to zapisuj w zeszycie, wtedy nic nie umknie ;) #RozkręcamSię #TyleSposobów XD
OdpowiedzUsuńCzemu oni się nie pocałowali? Czemu ona nie opowiedziała mu o swoich podejrzeniach? Czemu nie otworzyli tej paczki? Wiem! Ona otworzy ta paczkę z Kubą c'nie?
Pozdrawiam <3
Tak, otworzy ją z Kubą już w kolejnym rozdziale i zdradzę również, co było w liście Marzeny ;)
UsuńNie... tu nie chodzi o to, że nie pamiętam. W sumie nie wiem, jak to określić. Po prostu nie wiem jak napisać to, co sobie wymyśliłam. Eh.
Pozdrawiam ;**
:* :*
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na wspomnienie trzecie :)
OdpowiedzUsuńhttp://memory-of-summer.blogspot.com/2015/08/wspomnienie-trzecie-czyli-rycerz-na.html
świetny <3 Zibi i Olka :3 czekam na nn i rozwianie tajemnicy z paczką :3 buziaki ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację! Z pewnością wpadnę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mnie interesuje co jest w tej paczce ? ;D Choć ten rozdział też jest fajny :)
OdpowiedzUsuńPS:Po długiej,miesiecznej,przerwie pojawił sie nowy rozdział z dalszymi losami Kai i Zibiegho :)
http://wrytmiesiatkowki.blogspot.com/
Pozdrawiam
Kasia.!
Ja ce kolejny ! Co jest w liście i w paczce ? :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
PS:
Zapraszam na 7. :)
http://enjoy--every--moment.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*