czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział XXXVIII



Po jakichś dwóch godzinach rozmowy zorientowałam się, że w salonie nastała cisza. Odsunęłam od siebie kieliszek z nalanym winem i udałam się do dzieci. Zastałam je śpiące na kanapie, co wygląda naprawdę uroczo. Wróciłam do Zbyszka i poprosiłam, aby pomógł mi je przenieść do łóżek.
Gdy układałam Dominikę pod kołdrą, nagle otworzyła oczy.
- Ola…- Mruknęła przecierając oczka.- Obudzis mnie? Jak będą scelać?
- Jasne.- Uśmiechnęłam się. Przykryłam ją szczelnie a następnie wyszłam. Uchyliłam drzwi, gdyby zaczęła mnie wołać. Wróciłam do salonu, gdzie już czekał na mnie Zbyszek. Przeniósł nasz „piknik”.
- Jeszcze wina? Czy może szampana?- Zerknął na mnie, stojącą w progu.
- Wino.- Zajęłam miejsce obok niego na kanapie. Rozłożyłam koc leżący na oparciu. Przykryłam sobie nogi. Podał mi kieliszek.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie upić?- Uniosłam jedną brew, czym znów zaczął się zachwycać.
- Wolę cię przytomną, gdy rzucisz się na mnie z pożądania.- Zaśmiał się pod nosem upijając łyk czerwonego napoju.
- Niedoczekanie twoje!
- Jak ty to robisz?
- Co robię?- Nie mam pojęcia o co mu chodzi. W każdym razie patrzy na mnie dość.. dziwnie.
- To z tą brwią.- Odparł szczerząc zęby.
- Cecha wrodzona.- Wyjaśniłam.- Najprawdopodobniej odziedziczyłam to po rodzicach.
- Naucz mnie.
- Co?!- Zaskoczona aż zakrztusiłam się winem. Odebrał ode mnie kieliszek i postawił go na ławie przed nami.- Tego nie da się tak po prostu nauczyć…
- Jestem cierpliwym i pojętnym uczniem. Spróbuj. Może odkryjesz swój talent?
- Do czego?- Uśmiechnęłam się.
- Do uczenia ludzi…
- .. podnosić jedną brew?- Dokończyłam.- Czy w ogóle jest taki zawód?!
- Nie. Ale możesz być jego twórcą! Spójrz, te reklamy, bilbordy…
- Chyba jednak nie masz tak twardej głowy jak mówiłeś.- Zachichotałam.- Odbija ci.
- Słońce, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.- Zbliżył się odrobinę.- Naucz mnie.
- Mogę spróbować, ale… Ani słowa Krzyśkowi!- Zastrzegłam.
- Nie pisnę ani słówka. – Obiecał robiąc przy tym ten słynny gest dwóch palców.
- Ok. To pokarz najpierw, jak ty to robisz.- Rozkazałam, więc natychmiast wykonał polecenie.- Chwila. Przecież umiesz!
- Ale nie na lewe oko. A najwidoczniej ty już jesteś wyćwiczona.- Wyjaśnił i zademonstrował. Zrobił przy tym tak śmieszną minę, że parsknęłam głośnym śmiechem. Natychmiast zatkał mi dłonią usta, żebym nie obudziła dzieciaków. – Nie śmiej się, tylko pokarz co mam robić.
Dałam mu wszelkie instrukcje, jednak to nie pomagało. Za każdym razem wykrzywiał twarz, policzek, wargi w dziwny sposób. Nieźle się przy tym uśmialiśmy. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam ustawiać jego brew w pożądany sposób.
Gdy dotknęłam po raz pierwszy jego twarzy… Szczerze mówiąc bardziej skupiłam się na jego brwi. Chwilę później zdałam sobie sprawę, że całą dłoń przykładam do jego policzka i wpatruję mu się w oczy. Zbyszek robi to samo, jednak bardziej świadomy tego, co robię. Ale nie interweniuje. Speszona odsunęłam dłoń.
- Ehm, tak to powinno wyglądać.- Opuściłam bezwładnie dłonie na uda. Podałam mu swój telefon, gdzie na dużym ekranie odbiła się jego twarz.
- Sypko, rop foto.- Wyseplenił prze ułożone usta. Podał mi komórkę, więc włączyłam aparat. Najpierw zrobiłam mu dwa zdjęcia. Potem zbliżyłam policzek do jego policzka i zrobiłam swoją minę. Przez kolejne dziesięć minut bawiliśmy się robiąc sobie selfie.
- Nie ma to jak takie zdjęcia z siatkarzem!- Przeglądam je właśnie siedząc skulona na kanapie. Nie jest mi zimno, bo ta butelka czerwonego wina, którą już zdążyliśmy dawno wypić, nadal ogrzewa mój organizm.
- Zwłaszcza takim przystojnym.- Wyszczerzył się zaglądając mi przez ramię. Przełączył kanał w TV. – Wolisz Polsat, czy TVN? Bo szczerze mówiąc mi to obojętne.
- Nie mam pojęcia, o czym teraz mówisz.- Przyznałam.
- Mam kilka pytań.- Odezwał się po kilku minutach wysłuchiwania jakiejś polskiej piosenki.
- Słucham?
- Jak sprawa z Alanem?- Nie powiem, zaskoczył mnie tym.
- Czemu pytasz mnie o niego?
- Bo od czasu tamtego meczu, mało o nim mówisz.
- Może dlatego, że się pokłóciliśmy.
- Cholera, o co mogliście się pokłócić? Nawet nie jesteście parą!- Całkowicie obrócił się w moją stronę i uważnie mi się przyglądał.
- W sumie sama nie wiem, o co.- Wyznałam, czym sama siebie zaskoczyłam. Skąd u mnie nagle te chęci zwierzenia się Bartmanowi? Jak by nie było sportowcowi, a przecież nie lubię sportowców. No okej, może po tych kilku miesiącach spędzonych z nimi zmieniłam zdanie, ale jednak… - Denerwuje mnie to, że nie chce powiedzieć swojej dziewczynie o tym, że chce się ze mną spotkać. I tłumaczy to tym, że dzięki temu moglibyśmy być razem.
- To on tego chce?- Zbyszek nie był zaskoczony. Raczej… zawiedziony? Ale niby dlaczego?
- Szczerze mówiąc sama nie wiem, czego on chce!- Uniosłam lekko głos.- Jedyne o co go proszę, to aby zdefiniował się, czego on własnie chce. Bo ja nie będę na niego czekała w nieskończoność. Mam tylu facetów tylu.
- Chyba się plączesz.- Zachichotał atakujący. Machnęłam lekceważąco ręką.
- Chodzi o to, że w tym momencie mogłabym mieć kogo zechcę. Nie, żebym była jakąś pięknością… Właściwie po kilku piwach nawet bym nie wiedziała, czy jestem sobą.
- Ewidentnie się upiłaś po tym szampanie.- Uśmiechnął się.
- A więc to tak!- Zmrużyłam oczy.- Ty serio chciałeś mnie upić! Ale powiem ci jedno…
- Może najpierw weź oddech?- Zaproponował widząc moją minę.
- Dobry pomysł. Zaraz wracam.
Wyszłam przed domu, nakładając na siebie sweter. Musze troszkę otrzeźwieć. Ta rozmowa o Alanie wcale mi nie pomogła, a jedynie wkurzyła. Czemu tak łatwo przyszło mi się spowiadać siatkarzowi z moich sercowych spraw? Do tej pory żadnemu nie ufałam. A odkąd poznałam Igłę, Zbyszka… Ogólnie całą Resovię…
Po kilkunastu minutach stania na zimnie weszłam z powrotem do domu. Natychmiast udałam się na kanapę pod ciepły koc.
- Zmarzłaś…- Zmarszczył czoło.
- Przynajmniej już mogę normalnie mówić.- Uśmiechnęliśmy się do siebie. – Wiesz, nigdy bym się nie spodziewała, że spędzę sylwester ze sportowcem… Siatkarzem.
- Czemu? W życiu nigdy nic nie jest pewne. Nawet nie wiesz, czy jutro o tej porze nie przejedzie cię samochód.
- To było mocne.- Przyznałam.- Ale masz rację. Mnie już chyba nic nie zdziwi…
- Coś się stało?
- Nie nic.- Nic, oprócz myśli o biologicznym ojcu.
- Wiem, że chcesz zmienić temat o Alanie.- Rozłożył się wygodnie i położył swoje nogi na moich.
- Zgnieciesz mi nogi.- Jeknęłam.
- Niech będzie.- Przewrócił oczami i je zabrał.
- Skąd wiesz, że nie chce o nim rozmawiać?
- Jesteś spięta, kiedy o niego pytam. A dziś mamy być rozluźnieni, nie?- Puścił mi perskie oczko.
- Zabawa najważniejsza…
- I tak mam jeszcze kilka pytań.
- Dawaj.- Westchnęłam teatralnie i umieściłam się na kanapie tak, żeby go widzieć.
- Co jest między tobą a Kubą?- Uniósł brwi w znaku zapytania.
- Co..?- Wytrzeszczyłam na niego oczy. Troszkę się speszył, nie wiedząc o co mi chodzi.
- No, wy…- Zaczęłam się tak głośno śmiać, że zamilkł i przypatrywał mi się uważnie.
- Ty myślisz.. hahahaha! Serio?!- Śmiejąc się, patrzyłam na niego niedowierzająco. Jednocześnie zastanawiam się, czy powiedzieć mu prawde o Sokołowskim. Może lepiej, żeby nie ode mnie się tego dowiedział.- Uwierz mi, między mną a nim niczego nie ma. Nie było. I na pewno nie będzie.- Uspokoiłam się troszkę, ale nadal do twarzy mam przyklejonego banana.
- Nie wierzę, że jesteście tylko przyjaciółmi. Damsko męska przyjaźń zazwyczaj przeradza się w…
- W miłość? Czyli co? Nasza przyjaźń…? To sugerujesz!- Z niedowierzaniem patrzyłam na niego. Jego twarz jest… bez wyrazu.
- Nie chodzi tu o nas. Po za tym nie wiedziałem że jesteśmy przyjaciółmi?- To bardziej zabrzmiało jak pytanie.
- A nie jesteśmy? Gdyby twoja teoria się sprawdzała, to musiałabym z całą moją szkołą chodzić.- Zachichotałam na samą myśl. A potem troszkę się skrzywiłam, bo wróciły wspomnienia o ludziach z Londynu.
- Chyba wkroczyliśmy na kiepski teren.- Zauważył Zbyszek.
- Skąd możesz wiedzieć?- Udałam nie wzruszoną i chwyciłam za swój kieliszek. Nie odpowiedział. Po prostu wstał i poszedł do łazienki. Gdy wrócił, w swoich rękach trzymał jakąś rzecz. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój szkicownik!
- Masz talent.
- Ey, skąd go masz!?- Próbowałam mu go wyrwać, jednak szybko uciekł ręką.- Oddaj mi go. To moja własność…
- Chcę tylko obejrzeć, no.- Niemalże wyczułam błagający ton w jego głosie. Niechętnie skinęłam głową. Gdy obracał strony, pilnie go obserwowałam. Na jego twarzy odmalowywały się różne emocje.- Masz tutaj mój rysunek?
- Jeszcze nie skończyłam!- Zaprotestowałam i wyrwałam mu szybko z ręki szkicownik.
- To może skończysz teraz? Będę twoim modelem! – Wyszczerzył się.
- No nie wiem…
- Daj spokój, zostało nam jeszcze trochę czasu do północy.- Zachęcał. W sumie, czemu miałabym się nie zgodzić? I tak tylko siedzimy i gadamy, no może troszkę pijemy.
- Dobra. Usiądź w rogu kanapy.- Poleciłam. Zrobił co kazałam, ale chciał odłożyć kieliszek, więc go powstrzymałam. – Nie, nie. Trzymaj go w prawej ręce, oprzyj ją na oparciu. Okej. Lewą ułóż na kolanie… Nie! Trochę wyżej.
- Czuję się jak u profesjonalisty.- Zaśmiał się pod nosem.
- Bo jesteś. Dobra! W ogóle to lewą nogę załóż na prawą. Tylko tak po męsku, nie? OK. Głowa… Całkiem w moją stronę. I patrz tak, żeby mnie nie rozpraszać!
- Rozpraszam cię? No nieźle, a nawet nie zdążyłem ściągnąć koszulki…
- Bartman!- Warknęłam niby zła. Serio to troszkę mnie rozbawił. Ale szczerze mówiąc, gdyby ściągnął koszulkę… Może lepiej nie. Jasne, że szkic byłby bardziej interesujący. Do tego już widziałam jego nagi tors.. ma się czym chwalić. Ale będąc z nim tutaj sama, bałabym się. Sama nie wiem czego. Może moich reakcji, a może jego? Wiem, to głupie.
Pociągnęłam ołówkiem. Zaczęłam szkicować siatkarza.
- Hej, nie wierć się!- Ostrzegłam po jakichś trzydziestu minutach.
- Powiedz to mojemu zbolałemu tyłkowi.- Skrzywił się.
- Chcesz, to możemy przerwać. Ale wtedy będę musiała zdać się na swoją niesamowitą pamięć fotograficzną!
- Dobra, rób szybko.- Warknął przez zaciśnięte wargi. – Ale będę chciał kopię!
- Powiesisz nad łóżkiem?
- Nie, schowam na pamiątkę.
Gdy skończyłam ostatni włos szkicować, odetchnął z ulgą.
- O moje zbolałe kości pośladkowe…- Jęknął wstając z kanapy.- Teraz pokarz mi to twoje dzieło!
- Proszę.- Podałam mu szkicownik.
- Powiedz mi, co planujesz po skończeniu liceum?- zagadał oddając mi go.
- Chyba dziennikarstwo.
- A nie lepiej coś związanego z plastyką?- Zaproponował ostrożnie. Usiadł tuż obok mnie.
- Nie nadaję się. Nie jestem zbyt dobra.
- Żartujesz?! Jesteś bardzo dobra! Powinnaś wykorzystać swój talent.
- Jeszcze o tym nie myślę.- Mruknęłam zawstydzona. Niepotrzebnie pokazywałam mu swoje rysunki!- Mamy dziesięć minut do północy…
Obudziłam dzieciaki tuż przed wystrzeleniem petard. Rozbudzone, natychmiast pobiegły na taras. Zbyszek wniósł tam kieliszki z szampanem dla nas i Piccolo dla dzieci.
- 5, 4, 3… 2… 1!- Odliczały głośno krzycząc. Wtedy na niebie pojawiły się kolorowe światełka.
- Szczęśliwego nowego roku!- Usłyszałam tuz przy uchu głos atakującego.
- Wzajemnie.

Po wypiciu całych zapasów, gdy tylko Sebastian i Dominika zasnęli, ułożyłam się na kanapie z nogami na nogach Zibiego. O dziwo ten w ogóle nie jest upity. Znaczy może troszkę. Siedzieliśmy w milczeniu.
O czwartej nad ranem otworzyłam oczy i spostrzegłam, że zasnęłam. A Zbyszek leży tuż obok mnie. Z nogą i ręką przełożoną na moje ciało! Przerażona usiadłam, a siatkarz spadł na podłogę.
- Au!- Jęknął.- Mogłabyś być bardziej delikatna?
- Co ty tutaj jeszcze robisz?- Zdziwiona przechyliłam się, aby spojrzeć na niego z góry. Ten natychmiast się podniósł i jego twarz znalazła się na poziomie mojej. Ostry ból przeszył moją głowę.
- Śpię. Nie chciałem cię zostawiać w takim stanie z dziećmi… no wiesz. Troszkę wypiłaś.
- Ty też!
- No właśnie! I dlatego nie chciałem wsiadać za kółko, nie?- Wzruszyłam ramionami. Opuściłam nogi na miękki dywan i wstałam. Kolejny rwący ból głowy…
- Auć..- Jęknęłam i opadłam z powrotem na kanapę.- To wino i szampan dały mi w kość.
- Zrobię kawy, jak chcesz.- Zaproponował.- Nie mam przy sobie nic na kaca.
- Jakoś sobie poradzę. Aż tak źle nie jest.- Uśmiechnęłam się. Zbyszek wyszedł do kuchni i chyba zaczął szykować nam poranny napój. Nie ma co, kawa o czwartej rano. Zaczęłam sprzątać w salonie.
Ciekawe, kiedy Ignaczakowie wrócą?
- Mówiłaś wczoraj coś o swoich rodzicach, Olka.- Nagle odezwał się Zbyszek. Siedzimy właśnie przy stole w kuchni i pijemy kawę. Brałam łyk czarnego płynu, a na jego słowa aż się zakrztusiłam.
- Co takiego?- Przerażnona, najchętniej bym się gdzieś schowała.
- Mówiłaś, że musisz coś znaleźć…
- Kiedy?
- Przez sen.
- Ja nie mówię przez sen!- Przynajmniej tak mi się wydawało…
- Nie chcesz, to nie mów. Ale pamiętaj, że zawsze mogę ci pomóc.
- Dzięki.- Uśmiechnęłam się sztucznie. Ciekawe, ile z tego co rzekomo mówiłam przez sen zrozumiał?
Poszedł jakąś godzinę później. 

Dobra, Sylwester za mną. O dziwo nie byłam sama i fajnie się bawiłam. Nie spodziewałam się, że Zibi postanowi spędzić ze mną ten wieczór. Na jego miejscu poszłabym na jakąś imprezę. Jednak to, że został… Jestem mu naprawdę wdzięczna. Starałam się jak mogłam, żeby rysunek w szkicowniku był idealny.
Jutro już zobaczę Kubę! Nie wierzę, że aż tak za nim tęsknię … No może po części dlatego, że potrzebuję jego wsparcia. Przez cały czas z tyłu głowy miałam pudełko, które otrzymałam od nie wiadomo kogo… Oraz ten list matki. Potrzebuję jego perspektywy, aby wszystko zrozumieć.
Właśnie słyszę, jak na podjazd wjeżdża samochód Ignaczaków. Trzeba zdać relację!

Schowałam pamiętnik i pobiegłam otworzyć drzwi frontowe.
- Cześć, młoda! Jak się bawiłaś?- Igła wparował do mieszkania jak burza. Widać, że najchętniej jeszcze by tańczył.
- Było nawet fajnie.- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Postanowiłam, że opowiem mu wszystko później. Zwłaszcza o niespodziewanej wizycie jego kolegi.
- Ja idę się położyć.- Oznajmiła Iwona.- Jesteś cała? Jakoś wytrzymałaś z dziećmi?
- Nie było żadnego problemu.- Odparłam z uśmiechem. – Idźcie, idźcie. Ja się nimi zajmę, jakby wstali.
- Dzięki, Sowa.- Przesłał mi całusa Igła. Objął żonę w pasie i pociągnął do sypialni.
No, to znowu jestem sama! Jak ja to uwielbiam…


*** 


- Kuba! Jak dobrze, że już jesteś!- Uwiesiłam mu się na szyi.
- Co się stało?
- Dzisiaj zapraszam cię do mnie… Musisz coś zobaczyć.- Zrobiłam tajemnicza minę. 
Zgodził się bez problemu.



*****
Wybaczcie, że tyle czekałyście/ czekaliście? na nowy rozdział... Nie mogłąm sie zebrać, zeby coś napisać. 
Postanowiłam, że ten wpis całkowicie poświęcę Zbyszkowi i Oli. 

Wiem, co chcę napisać w kolejnych rozdziałach, jednak za każdym razem jak dotknę klawiatury, wszystko mi umyka. To jest okropne ;/ 

Postaram się coś szybko napisać, żeby dodać. Ale nic nie obiecuję :c

Mam nadzieję, że nie zawiodłam tym rozdziałem ;/

Do następnego ;**

8 komentarzy:

  1. Ej, jak masz jakiś pomysł to zapisuj w zeszycie, wtedy nic nie umknie ;) #RozkręcamSię #TyleSposobów XD
    Czemu oni się nie pocałowali? Czemu ona nie opowiedziała mu o swoich podejrzeniach? Czemu nie otworzyli tej paczki? Wiem! Ona otworzy ta paczkę z Kubą c'nie?
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, otworzy ją z Kubą już w kolejnym rozdziale i zdradzę również, co było w liście Marzeny ;)
      Nie... tu nie chodzi o to, że nie pamiętam. W sumie nie wiem, jak to określić. Po prostu nie wiem jak napisać to, co sobie wymyśliłam. Eh.

      Pozdrawiam ;**

      Usuń
  2. Zapraszam serdecznie na wspomnienie trzecie :)
    http://memory-of-summer.blogspot.com/2015/08/wspomnienie-trzecie-czyli-rycerz-na.html

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny <3 Zibi i Olka :3 czekam na nn i rozwianie tajemnicy z paczką :3 buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za informację! Z pewnością wpadnę :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie interesuje co jest w tej paczce ? ;D Choć ten rozdział też jest fajny :)
    PS:Po długiej,miesiecznej,przerwie pojawił sie nowy rozdział z dalszymi losami Kai i Zibiegho :)
    http://wrytmiesiatkowki.blogspot.com/
    Pozdrawiam
    Kasia.!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ce kolejny ! Co jest w liście i w paczce ? :)
    Czekam na następny :)
    PS:
    Zapraszam na 7. :)
    http://enjoy--every--moment.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń