niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział VII



Piątek stał się dniem dziwnym. Przyszłam do szkoły i wiele osób zaczęło mi mówić cześć, machać i się uśmiechać do mnie. Mechanicznie odpowiadałam, ale nie rozumiem co się stało. Dopiero Kuba uświadomił mi bardzo ważną rzecz. Otóż wczoraj nie kryłam się ze znajomością Ignaczaka i jego kolegów.
- Czyli ludzie nie dadzą mi żyć, bo jestem znajomą siatkarzy?- zmarszczyłam gniewnie brwi.
- Tak- wyszczerzył się do mnie zadowolony.
- Czyli przez Krzyśka nie będę mieć życia. Bo każdy będzie chciał się ze mną kolegować.
- Super, nie?- Z niedowierzaniem spojrzałam na niego. Ewidentnie nie był zasmucony.
- Czy ty się dobrze czujesz?!- fuknęłam. Pan Druj obrócił się w naszą stronę i zmierzył wzrokiem.- Przepraszam. – Nic na to nie odpowiedział tylko wrócił do tłumaczenia zadania.
- No ale takim sposobem możesz zdobyć koleżanki!
- Kubusiu drogi. Czy nie uważasz, że jeden rozkapryszony i niezwykle dziecinny kolega mi wystarczy? Po co mi psiapsiółki, skoro mam ciebie?
- Robi się słodko- przesłał mi buziaka. – Psiapsiółki ma się po to, żeby psiapsiółkować.
- Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę!- westchnęłam i odłożyłam długopis wpatrując się w tablicę. Nic, a nic z tego co pan Druj pisał nie zrozumiałam.
- Radzę nie wchodzić na facebooka- uprzedził Kuba.
- Czemu?- niezwykle to stwierdzenie mnie zainteresowało, więc znów skupiłam całą uwagę na koledze z ławki.
- Wiesz, przez jedną rzecz możesz zyskać nowych przyjaciół!
- Których nawet nie znam- prychnęłam wkurzona.- Wiesz, że nawet banda Jolki dziś się na mnie patrzyła?
- Z zazdrości?
- Nie… raczej nienawiści.
- Masz przesrane.
- Dzięki, potrafisz mnie pocieszyć!- syknęłam chyba zbyt głośno.
- Panno Aleksandro!- zawołał nauczyciel. Nienawidzę jak się tak do mnie mówi, jełopie.- Skoro taka pani rozmowna, to może podejdzie do tablicy i rozwiąże pierwsze zadanie?
- Chyba nie skorzystam…- skrzywiłam się.
- Ależ proszę się nie krępować! Na pewno z pani umiejętnościami to zadanie będzie prościutkie.
Westchnęłam i wstając posłałam Kubie mrożący, wręcz zabijający wzrok. Stanęłam przy tablicy i zrobiłam z siebie kompletną idiotkę. Nic nie napisałam za to zaczęłam gadać o wszystkim i o niczym. O dziwo nie dostałam jedynki! W końcu zadzwonił dzwonek i zostałam uwolniona spod "złej strefy tablicznej".
- Pada deszcz- stwierdził Kuba.
- Nie…- wyjrzałam przez okno na korytarzu. Mam nadzieję, że przejdzie za dwie godziny, bo do domu Ignaczaków muszę iść na nóżkach. Nie ma autobusu.


*** 

- No chyba kurwa nie!- zaklęłam wychodząc ze szkoły.- Serio teraz burza?
- Pogoda cię nie lubi. Ja uciekam, bo zaraz mi autobus odjedzie.- Przytulił mnie na pożegnanie i pognał przez plac szkolny na przystanek.
Westchnęłam. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni i wybrałam numer do Igły. Nie odbiera.
- Super!- zamachnęłam się żeby rzucić telefonem o ścianę, ale czyjaś ręka mnie powstrzymała. – Co jest…?
- To tylko ja.- Obróciłam się i nosem wylądowałam na czyjejś klatce piersiowej. Męskie perfumy, których nie znam. To na pewno nie Alan, bo miał na sobie płaszcz przeciwdeszczowy i skończył godzinę wcześniej niż ja. Zadarłam głowę do tyłu.
- Co pan tutaj robi?- uniosłam jedną brew zaskoczona.
- Jaki pan? Zbyszek- wyszczerzył się.- Igła poprosił mnie abym przyjechał po ciebie, bo jest burza.
- A sam nie mógł?- zdziwiłam się.
- Nie, bo jest poza miastem.- Wyjaśnił.
- Nie musiałeś się fatygować. Poczekałabym godzinę i wróciła na nogach.
- I zostawić cię samą? W życiu. Chodź, bierz kurtkę i idziemy do samochodu.
- Nie mam kurtki- stałam się zakłopotana. Nie dość, że Krzysiek postawił mnie w sytuacji niezręcznej, bo nie znam tego siatkarza, raz z nim gadałam i uważam, że jest wariatem (razem z Piotrem Nowakowskim), to jeszcze wychodzą na większą idiotkę niż na matmie. – Mam tylko bluzę.
- Trzymaj moją- zaczął ściągać część garderoby.
- Nie! Nie, nie… Nie trzeba- zaczęłam protestować, ale posłał mi takie spojrzenie… że się zamknęłam. Tak, ja się zamknęłam.
- Nie marudź. Chodź, bo na parking jest trochę do przebiegnięcia- mrugnął do mnie i założył kaptur bluzy.
- Teraz ty zmokniesz- zmarszczyłam brwi.
- Jesteś w tej chwili pod moją opieką. Chcesz się przeziębić?
- Nie potrzebuję opieki!
- Oczywiście, że nie…- powiedział i skierował się w stronę schodów.
- Czy to był sarkazm?!- zawołałam za nim z niedowierzaniem i pobiegłam w deszcz. Otworzył mi drzwi do samochodu i gdy wsiadłam, zamknął. Następnie sam szybko schował się do środka czarnego Opla Insignia . Odpalił silnik. Przez całą drogę milczeliśmy. No oprócz krótkiej wymiany zdań, czy mogę włączyć radio. Gdy puścili 1D, wyszczerzyłam się i zaczęłam nucić.
- Śpiewaj- zerknął na mnie i się uśmiechnął.
- Nieee, nie umiem.- Dlaczego robię się czerwona na twarzy?
- Słuchasz One Direction?- spytał, chociaż to było oczywiste.
- Lubię ich- przyznałam.- A ty?
- Nie, ja nie słucham 1D- zachichotał.
- Chodziło mi raczej, czego słuchasz- zawtórowałam mu.
- Wszystkiego co wpadnie w ucho- uśmiechnął się i przez chwilę patrzył mi w oczy. Potem skupił się na drodze.- Masz rodzeństwo?
- Nie. Jestem jedynaczką, ale zawsze marzyłam o starszej siostrze. Fanie by było.
- Nie lubisz sportu?
- Nieee. Mówiłam już, że nie przepadam.
- Dlaczego?- zdziwił się. Po co mnie o to pyta? A ja po co odpowiadam?
- Jestem niska- wyznałam i sama się zaskoczyłam taką szczerością.
- Jak na kobietę, jesteś wysoka!
- Jednak w sporcie drużynowym to mi nie pomaga. Ile ja razy zostałam zdeptana podczas gry w kosza! A ile razy ustrzelono mnie w siatkówce, czy ręcznej… Sport to nie dla mnie.
- Sport jest dla każdego!- zaprotestował znów. Zajechaliśmy pod plac Ignaczaków. Deszcze się uspokoił, burza prawie przeszła.
- Dziękuję za podwózkę- uśmiechnęłam się i zaczęłam zdejmować kurtkę.
- Zatrzymaj ją.
Ale tym razem nie posłuchałam i mu ją oddałam. Wziął ode mnie ubranie i też się uśmiechnął.
- Niech będzie.
- Jeszcze raz dzięki! Cześć- pomachałam mu.
- Cześć- odmachał i odjechał.
Wyjęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi. W domu nikogo nie było. Przebrałam się i weszłam do kuchni. Na lodówce wisiała przypięta kartka. Zdjęłam i przeczytałam:

Jesteśmy u rodziców. Wrócimy jutro rano  
- I

Ps. Mam nadzieję, że dasz sobie radę. Jak coś dzwoń pod ten numer: 897236970; lub ten: 983468271
Bądź grzeczna i nie zburz domu!
Igła.

Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Więc ta noc jest tylko dla mnie? Wyjęłam telefon i napisałam sms do Kuby.
„Co robisz?”
„A co proponujesz? ^^”
„Wolna chata. Wpadaj do mnie na seans filmowy. Za dwie godziny.”
„Będę z prowiantem xd”
Uprzątnęłam troszkę i poszukałam filmów. Na szczęście Ignaczakowie lubią kino! W jednej z szuflad w salonie jest pełno płyt. Różne gatunki, będzie co oglądać.
Dwie godziny później Kuba już był u mnie. Wniósł dwie reklamówki do kuchni, gdzie przeglądałam książki Iwony. Kucharskie, oczywiście.
- Piwko?- pomachał mi przed nosem butelką Żubra.
- Nie piję alko.
- No daj spokój… Czasem trzeba się zabawić.- znów pomachał butelką.- To jak?
- Niech będzie- wyszczerzyłam się i odebrałam mu Żubra. – Co jeszcze przyniosłeś?- zajrzałam do reklamówki: chrupki, orzechy w czekoladzie, sok, ciastka i popcorn. – Jest żarełko, jest zabawa!
- Jakie masz filmy?- zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku w przedpokoju.
- Przeróżne. Wybierz coś- wskazałam wyciągnięte przeze mnie płyty. – Zamawiamy pizzę!
Nie sprzeciwił się. Wzięłam więc ulotkę z pizzerii, którą Ignaczakowie powiesili na lodówce i usiadłam w salonie na kanapie. Dołączył do mnie Kuba.
- Dlaczego tutaj są same horrory?
- Nie mów, że nie lubisz!- zdziwiłam się.
- Nie powiedziałem, że nie lubię- mruknął przeglądając kolejne recenzje.- A wręcz je uwielbiam!- wyszczerzył się. Kamień spadł mi z serca i przybiłam z nim piątkę.- To może…- pokazał mi płytę.
- Niech będzie. A teraz powiedz, co lubisz w pizzy?
- Ser, szynka, pieczarki, sos.
- Tylko?- zrzedła mi mina.- Miałam nadzieję na salami…
- To weź połowę z salami, drugą bez- zasugerował. I tak zrobiłam. Zamówiłam pizzę i wstawiłam wody na herbatę. W tym czasie wypiliśmy po jednym piwie. Oczywiście to nie jest tak, że nigdy nie piłam alko. Czasem wpadało się na imprezy do starszych kumpli w Londynie. Nawet chcieli mnie poczęstować papierosem. Ale odmawiałam. Co innego piwo, a co innego papieros kurczę!
Załączyliśmy film i po pół godzinie przywieźli pizzę. Odebrałam, zapłaciłam zaoszczędzoną kasą. Po pierwszym seansie, zabraliśmy się za drugi. I tak do po drugiej w nocy. Gdy skończył się prowiant stwierdziliśmy, że nie ma sensu siedzieć nie jedząc. Zaproponowałam Kubie, aby został na noc, zgodził się bez protestu. Pościeliłam mu na kanapie, wcześniej dzwoniąc do Iwony z pytanie, gdzie taka się znajduje. Usnęliśmy około trzeciej nad ranem.
W sobotę przyszedł facet od korków z matmy. Okazało się, ze w ten dzień lepiej u pasuje. Ma około pięćdziesiątki i jest bardzo miły. Czemu to z nim nie mam matmy w szkole? W niedzielę znów poszliśmy do kościoła. Zobaczyłam Alana, ale on nawet na mnie nie spojrzał.


Nie ma sensu za nim się rozglądać. Ma Jolkę? Niech ją ma. Ja nie potrzebuję jego do szczęścia. Mam Kubę, który staje się powoli moim najlepszym przyjacielem. Codziennie dzwonię do Natki i Karo. Albo one do mnie piszą. W każdym bądź razie dziś rano wysłały mi filmik od całej klasy i kilkoro znajomych z innych klas. Pozdrowili mnie i opowiadali co u nich. Co z tego, że nic nie rozumiałam bo mówili wszyscy na raz? Popłakałam się, gdy krzyczeli, że tęsknią i chcieliby się ze mną zobaczyć. W sumie ja też tęsknię. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo. Noc przepłakałam. Mam nadzieję, że nikt mnie nie słyszał…
Ogólnie powinnam się teraz zbierać do szkoły. Pierwszą mam znów matmę, więc pewnie pójdę do tablicy. Niby dzięki Panu Jurkowi, mojemu korepetytorowi lepiej rozumiem ostatnie tematy, ale nadal się boję. Nie tego, że wkurzę Pana Druj, czy stanę się pośmiewiskiem przy tablicy. Raczej tego, że złą oceną wkurzę rodziców. Zawsze staram się ich zadowolić, aby byli dumni. A oni co zrobili? Tak po prostu wysłali do Polski, jak przesyłkę, nie wyjaśniając dlaczego. Całkiem normalna sytuacja, nie ma co!
Dobra idę na przystanek. Jak nie zdążę na autobus to trudno. Trzeba będzie iść na nogach. Mi to nie przeszkadza, bo się spóźnię na matematykę… XD

Schowałam pamiętnik pod poduszkę. Tym razem zabrałam kurtkę, porwałam kanapkę ze stołu i wyszłam na dwór.
- Aaaa! Kurwa mać! Zasrany kundel!- wrzasnęłam.
- Ależ ty pięknie się wyrażasz- zachichotał Igła, stając obok mnie.
- Wiedziałeś, że ten pies tu jest i go nie zamknąłeś?!- syknęłam wściekła.
- Myślałem, że pogodziłaś się z Azurem…- zrobił niewinną minkę. Miałam ochotę mu trzepnąć w łeb. – Azur, odejdź od Oli! – pies posłuchał i pobiegł na tyły domu. Wstałam z mokrej i brudnej trawy otrzepując spodnie.- Może cię podwieźć?
Zamarłam. Uniosłam do góry głowę i zmroziłam go wzrokiem.
- Dzięki. Poradzę sobie!
- No daj spokój… Przepraszam.
- Nie wyglądasz na skruszonego.- otworzyłam furtkę. I akurat wtedy autobus przejechał przed moim nosem.- Albo wiesz co… zmieniłam zdanie. – obróciłam się natychmiast do niego i szeroko uśmiechnęłam. Odwzajemnił uśmiech i po chwili wyjechaliśmy w stronę LO.
Cały dzień minął szybko. Starałam się na przerwach nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia i NIE szukałam wzrokiem Alana.

Kolejne dwa tygodnie nawet nie wiem kiedy zniknęły. Szkoła, korki, nauka, spotkania z Kubą i myślenie nad planem „jak tu wpaść na Alana?”. Codziennie padało i były burze. Igła przyjeżdżał po mnie do LO.
Tak się stało i dzisiejszego dnia. Nie spodziewałam się, że od tegoż czwartku moje życie zmieni się o 180 stopni…




******

Heej ;)
Chyba za często dodaję te rozdziały xd W każdym bądź razie jest kolejny! Mam już więcej do przodu, więc dodam następny za kilka dni.

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia <3

Pozdrawiam ;**

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział VI


O dziwo nie miałam problemu ze wstaniem. Co z tego, że jest poniedziałek? Co z tego, że nienawidzę tego pierwszego dnia? Ważne, że dziś zobaczę Alana! Może do mnie zagada, albo powie przynajmniej cześć… Może się uśmiechnie! Tak się śpieszyłam, że nawet Krzysiek był zdziwiony.
- A gdzie: „Jeszcze pięć minutek…”?
- Przecież ja tak nie mówię!- broniłam się.
- Nie, wcale- zachichotał.
- To możemy już jechać?- uśmiechnęłam się wkładając adidasy.
- Jeszcze pięć minutek, dopiję kawę.- Westchnęłam ciężko, co od razu usłyszał i wysłał mi całusa. Kurczę, coraz lepiej mi się z nimi zaczynam dogadywać. I nie chodzi o to, że bardziej ich lubić… Po prostu żyjemy sobie razem na luzie, bez stresu. Tutaj mam wolność… - Zabierzemy po drodze mojego kolegę, także siadasz z tyłu auta- uśmiechnął się.
- Jasne, bo on się tam nie zmieści- zażartowałam, na wpół domyślając się o kogo chodzi. Jeśli per „kolega”, to z pewnością jakiś siatkarz. Ku mojemu zaskoczeniu Igła wybuchł śmiechem.
- Faktycznie, jego nogi mogłyby się nie zmieścić- otarł oczy, które aż łzawiły.- Idziemy!- Dał buziaka Iwonie w policzek i rozczochrał włosy Sebastianowi i Dominice. Ja z nimi przybiłam piątkę. Nie żebym chciała, ale szkoda mi patrzeć jak są zawiedzeni. Nie mam przecież serca ze skały do cholery! Poszłam otworzyć bramę, a Ignaczak wyprowadził auto. Wskoczyłam szybko na tylne siedzenie.
- To kto to jest?- zainteresowałam się kładąc obok torbę z zeszytami i zapinając pas bezpieczeństwa.
- Jak ci powiem, to i tak nie będziesz wiedziała o kogo chodzi.
- Masz rację. Nie ma sensu mi tłumaczyć- przewróciłam oczami. Niecałe dziesięć minut później zatrzymał samochód przed jakimś blokiem. Tej części miasta nie znam. Okej, umówmy się, że ja w ogóle tego miasta nie znam, a moja jedyna wiedza to jak trafić do szkoły i z powrotem. Bez Kuby nigdzie się lepiej nie ruszać. A nie! Przeprasza, jeszcze wiem gdzie się znajduje kościół i spożywczak. Chwilę później drzwi klatki schodowej się otworzyły i ujrzałam wysokiego (bardzo) mężczyznę. Na oko 25lat. Blondyn. Pomachał do Igły, otworzył drzwi i zwinnie się wślizgnął do środka auta.
- Cześć, Igła!
- Witaj, stary, dobry przyjacielu!- przybili sobie męskie piątki. Chrząknęłam, żeby o mnie nie zapomnieli. – A! Piter, to jest Ola. Ola, to Piotrek Nowakowski.
- Nie znam cię, ale miło mi poznać- wyszczerzyłam się.
- Mi też miło… Hej! Krzysiek nie mówiłeś, że romansujesz z młodymi dziewczętami. Iwona wie?
- Kurwa, zwariowałeś?!- syknął tamten.- To córka mojej przyjaciółki.
- Dobra, dobra. Nie tłumacz się tylko jedź.
- Bo się spóźnimy- dopowiedziałam. Igła pokazał mi język do lusterka wstecznego. Piotr odwrócił się bokiem do mnie i szeroko uśmiechał.
- Ile ty masz lat?
-  A ty?
Nie wiem dlaczego to pytanie go rozśmieszyło.
- Dwadzieścia dwa.
- Wyglądasz na starszego- przyznałam.
- Ja? Popatrz na Igłe! Ten to wiekowy już.- Zachichotaliśmy. Kierowca udawał naburmuszonego, ale po chwili sam się uśmiechnął. Piętnaście minut później wyszliśmy z auta.
Wyobraźcie sobie miny tych wszystkich ludzi w szkole, którzy zobaczyli mnie z siatkarzami. Osobiście nie rozumiem, co w tym takiego niezwykłego. Ale to Polska, tego nie ogarniesz.
- To gdzie mówiłaś, że jest ta sala?
- Chodźcie baranki, zaprowadzę was.
Wskazałam im drzwi a sama udałam się pod klasę. Tam czekał na mnie Kuba.
- Czeeeeść księżniczko!- przytulił mnie.- Gotowa na podbój matematyki?
- Nieee, ale nie ważne. – Poklepał mnie pocieszająco po plecach. Zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy.
Dzień mijał szybko. Na każdej przerwie poszukiwałam wzrokiem mojego crusha. Niestety za każdym razem gdzieś się chował. Kubuś mi nie pomagał, a nawet wkurzał tekstami, że Alan się gdzieś obściskuje z Jolką. Dopiero na długiej przerwie, gdy zeszłam na stołówkę. Stanęłam w kolejce i zauważyłam cztery osoby dalej jego. Oczywiście u jego boku Jolanta i jej świta.
- Nie patrz się tam. On nawet cię nie pamięta już…
- Dzięki za wsparcie. Na ciebie zawsze mogę liczyć!- prychnęłam zła.
- Ja tylko ostrzegam, żebyś potem nie była rozczarowana.
Alan właśnie kupował Tymbarka. Gdy się odwrócił, spojrzałam mu w oczy, ale on nawet nie odwzajemnił spojrzenia. Przeszedł obojętnie nie zwracając na mnie uwagi. Momentalnie chciałam zniknąć. Uśmiech zastygł mi na ustach.
- A nie mówiłem? Tacy jak on myślą tylko o jednym.
- Seksie?
- Nie. Znaczy to też. Ale raczej o kasie i sławie. Seks po drodze.
Taaa, czyli nie mam szans.
Wróciwszy do domu Ignaczaków, przez cały czas myślałam o jednym. Nie możliwe, żeby Alan aż tak zawrócił mi w głowie! Nie godzę się na to.
- Ola?!- zawołała Iwona z kuchni.
- To ja!
- Obiad za pół godziny!
- To ja idę do siebie!- Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Nie mogłam się powstrzymać i wyjęłam pamiętnik. Zwykle pisze pod koniec dnia, ale dziś zrobię wyjątek.

„I gdzie zaprowadził mnie wyjazd do Polski? Do zauroczenia w chłopaku, którego nawet nie znam. I do tego on jest przystojny, ma dobrą pozycję w społeczeństwie szkolnym. I jedyna przeszkoda to Jolka. Och, tylko tyle. Mam dość. Dziś nie uraczył mnie nawet dyskretnym spojrzeniem, małym uśmiechem! Kuba ma rację, pewnie już nie pamięta jak mam na imię. Co z tego, że kilka dni temu to on prowadził mnie do sali komputerowej? Co z tego, że mówił na mnie Ola? Co z tego, że do jasnej cholery jeszcze kilka dni temu wiedział, kim jestem i jak mam na imię? Przecież te trzy dni to całe wieki! Każdy może zapomnieć imię zwykłej dziewczyny. Nie ma po co zawracać sobie nim głowy. Więc czemu nie mogę uwolnić myśli od Alana? To się rymuje tylko z jednym. Bo jestem zakochana. Ale to nie prawda. Byłam już zakochana w Johnny’m Deppie i co mi to dało? Marne plakaty na ścianach i wzdychanie do tapety w telefonie. Prawdziwe uczucie rodzi się pomału, w kolejnych etapach. Ile mam więc czekać na miłość?”

Z trzaskiem zamknęłam notatnik i schowałam pod poduszkę. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Może na chwilę zapomnę…
- Obiad!- zastukał piąstkami w drzwi Sebastian.
- Już idę.- Nie wiem czy usłyszał. W każdym bądź razie sobie poszedł. Wstałam i wyszłam. Zajrzałam do łazienki, umyłam ręce i poprawiłam włosy. Usiadłam na swoim już stałym miejscu przy stole i grzecznie zjadłam posiłek. Najchętniej w tym momencie pojechałabym na lotnisko i natychmiast wróciła do Anglii. Jednak taki scenariusz jest niemożliwy.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy. Nasza rozmowa wyglądała jak inne ostatnie. Później na poprawę humoru konwersacja z Karo i Natt. One od razu zauważyły mój zły nastrój. Wygadałam im się o chłopaku, który mi się podoba i jego złej Jolce. Wspomniałam o Kubie i poznaniu nowego siatkarza. One tez nie rozumiały o kogo chodzi, więc kazałam im sobie wygooglować. Rozmowę przerwała nam Dominika, która poprosiła mnie o poczytanie bajki. Kolejny raz odmówiłam.

Rano musiałam jechać do szkoły autobusem. O mały włos i bym się spóźniła. Przed szkołą stał Alan z kolegami. Mieli na sobie dresy i torby treningowe na ramionach. Ciekawe w co grają? Zaraz. W co by innego? Oczywiście, że siatkówka. Chłopak znów nawet mnie nie zauważył.
Nie będę przez to smutna. Nie. Po prostu nie.
Szkoda tylko, że mi się nie udało. 


*** 

Ku mojemu zaskoczeniu dyrekcja szybko uwinęła się z tym projektem dla uczniów. Już w czwartek na dwóch ostatnich lekcjach, klasy trzecie spotkały się w pokoju konferencyjnym. Zajęłam najlepsze krzesło razem z Kubą z przodu, żeby lepiej mógł widzieć. Szkoda tylko, że zapomniałam kto miał być. Krzysztof i jego dwóch kolegów z drużyny. Jednego poznałam w poniedziałek – Piotr Nowakowski. Drugi skądś znajomy, dwumetrowy brunet o zielonych oczach i szerokim uśmiechu. Kiedy ja go widziałam??
Gdy już wszyscy przyszli i zajęli miejsca, Igła wstał.
- Cześć wszystkim, jestem Krzysztof Ignaczak jak już pewnie wiecie- zaczął i rozejrzał się po zebranych. Zrobiłam to samo. Każdy miał maślane oczy, tylko kilkoro chłopaków opartych na końcu sali o ścianę stało niewzruszonych. Zauważyłam Alana ze swoją grupką, niemożliwe. Może mi się zdawało ale też na mnie zerknął! Odwróciłam głowę z powrotem do siatkarzy.- A to moi przyjaciele z boiska: Piotr Nowakowski i Zbyszek Bartman.- Ci również wstali i się przywitali. – Jesteśmy tu po to aby porozmawiać z wami na temat sportu. Nie tylko siatkówki, ale ogólnie. Czy ważny jest w życiu i co można dzięki temu zawdzięczać?
- Postaramy się odpowiedzieć na wasze pytania- dodał brunet. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Ignaczak mi się przyglądał. Podniosłam pytająco brew a ten tylko się uśmiechnął. Naszą wymianę spojrzeń zauważył zielonooki brunet, zwany Zbigniewem. Nie powiem, ciekawe imię.
Rozpoczęli swój wykład. Za każdym razem, gdy odzywał się Piotrek albo Zbyszek, dziewczyny za mną wzdychały i na pewno gdyby stały, już mdlały. Ja nie rozumiem, czym się tu zachwycać! Nie wspominając o 5 lub nawet 6 latach różnicy wieku! Przecież oni są normalnymi ludźmi, oddychają, śpią, jedzą, piją i rozmawiają. Co w tym nadzwyczajnego? Znów poczułam kogoś spojrzenie na mnie. Podniosłam głowę i napotkałam wzrok Bartmana. Nie odwrócił spojrzenia, wręcz przeciwnie – można rzec, że się na mnie gapił! Kuba szturchnął mnie w bok.
- Alan Morczewski się na ciebie patrzy- syknął. Ale ja nie spuszczałam wzroku z siatkarza. Chce się bawić, to proszę!- Powtarzam do cholery, że ALAN się na ciebie GAPI. Przez duże G. – Teraz oprzytomniałam.
- Właśnie przegrałam swój pierwszy pojedynek na spojrzenia- westchnęłam i dyskretnie zerknęłam do tyłu.- Kurczę, faktycznie. A jesteś pewien, że nie na Jolkę, która dwa stołki za nami siedzi?- Znów spojrzał wykręcając do tyłu głowę.
- Na sto procent patrzył na ciebie.
- To dobrze- wyszczerzyłam się jak wariatka do siatkarzy. Odpowiedzieli tym samym.
Po półgodzinnym wykładzie i rozmowie z nami na temat dobrego odżywiania i uprawiania sportu, przeszliśmy na etap: „pytajcie o co chcecie!”. Jeden przekrzykiwał drugiego wymyślając coraz to ciekawsze pytania. Ja tylko się przyglądałam tej scenie. Jakoś tłumiłam śmiech. Ale w pewnym momencie…
- Panie Zbyszku, a poszukuje pan może żony?
Po tym pytaniu nie wytrzymałam i ryknęłam głośnym śmiechem. Nawet nie wiem, kto go zadał. Jakaś pusta lalka z 1c najprawdopodobniej, jak mi później Kuba wyjaśnił. Aż się popłakałam, serio. Kuba również chichotał i kilka innych osób. Spojrzałam na siatkarzy. Igła próbował zachować powagę – ledwo mu się to udawało. Piotrek Nowakowski (tak, zapamiętałam jego imię i nazwisko) tupał nogą z kamienną twarzą. Jak to możliwe, że tylko się spokojnie uśmiecha? No i sam wywołany… Zaśmiał się (nie powiem, uroczo), a potem uśmiechnął i odparł:
- Na razie jestem wolny i nie szukam wrażeń.
- Na pytania osobiste nie odpowiadamy!- przypomniał Krzysztof, gdy się troszkę uspokoił. 
- Mam pytanie- uniosłam lekko rękę. Ignaczak uniósł zdziwiony brwi.- Czym jest siatkówka?
- Jak to "czym"?- zbity z tropu Piotrek przestał patrzeć w sufit. 
- No dla was. Wszystkich. Bo nie rozumiem tego całego zamieszania ze sportem w tym mieście- zrobiłam ruch ręką uderzając niechcący w czoło Kubę.- To nie było specjalnie!
- Oczywiście, że nie- prychnął.
- To dobre pytanie- przyznał Igła.- Ale odpowiedź... dla każdego jest inna.
- Dlaczego?- usłyszałam za sobą głos jakiegoś chłopaka. 
- Bo dla jednego jest wszystkim, życiem, dla innych tylko pasją- odezwał się brunet patrząc na mnie.- Dla mnie osobiście siatkówka to... życie. 
- Dla nas tak samo- dodał Nowakowski. 
- Nadal nie rozumiem, dlaczego wszyscy się nią zachwycają- mruknęłam, ale usłyszeli.
- Bo siatkówka jest w Polsce prawie sportem narodowym- wyszczerzył się dumnie Igła.
- Co zrobić, żeby stać się mistrzem świata?- spytał ktoś z końca pomieszczenia. Zapewne jakiś niedoszły mistrz.
- Ćwiczyć. Być cierpliwym.
- A ty jesteś mistrzem świata?- podkusiłam mówiącego Krzyśka.
- Jeszcze nie. Nadal do tego dążę- odparł spokojnie.- Jestem jeszcze młody...
- Pojęcie względne- kaszlnął Nowakowski, ale i tak zrozumieliśmy wszyscy. Śmiech uczniów najprawdopodobniej było słychać nawet poza budynkiem.
- Więc po co grasz? Skoro nie osiągnąłeś tego, czego chciałeś...
- Bo trzeba walczyć do końca.
Po całym spotkaniu, siatkarze rozdali autografy i zrobili sobie zdjęcia z fanami. Trochę im to zajęło czasu… Ja cierpliwie czekałam przed konferencyjną siedząc na ławeczce. Już zdążyłam przeczytać kolejny temat z biologii. Kuba śpieszył się na autobus i żałował, że nie może zostać. Obiecałam mu załatwić u Ignaczaka kilka spraw. Przytulił mnie mocno i pognał na przystanek.
Z Sali wyszedł Alan. Nawet nie spojrzał.
Trudno mi go odczytać. Co za… Staram się nie przeklinać.
- Ola?- Odwróciłam głowę w stronę Krzyśka.
- Zabierzesz mnie?- spytałam wstając.
- Tak, tylko jeszcze muszę załatwić kilka rzeczy z dyrektorką.- Weszłam za nim z powrotem.
- Hej!- uśmiechnął się Piotr i mi pomachał, zrobiłam to samo.
- Dobra, to czekajcie chwilę, ja zaraz wracam- obiecał Igła i wyszedł. A ja zerknęłam na nieznaną mi postać. Znaczy znaną...
- My się nie znamy?- upewnił się mężczyzna.
- Raczej nieee- zaprzeczyłam speszona. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że są ode mnie dużo wyżsi.- Ale chyba cię gdzieś widziałam...
- Zbyszek Bartman, po prostu Zibi- wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.- Z pewnością mnie widziałaś.
- Aleksandra Sowecka, po prostu Ola, albo Sowa. Jak kto woli.- Zadarłam do góry głowę w nadziei, że spojrzę mu w oczy. Niestety się przeliczyłam. W końcu się poddałam i oddaliłam o dwa kroki. Teraz widzę normalnie. – Grasz z Krzyśkiem?
- Od tego roku w Resovii. Nie wyglądasz na kibica siatkówki- przyznał mierząc mnie wzrokiem.
- Bo nie jest. Nie lubi sportu i nudziła się na naszym wykładzie- wtrącił Nowakowski przypominając o sobie. Jest niewiele wyższy od Zbyszka.
- Nie to, że nie lubię… Po prostu nie przepadam- przyznałam i sama się zaskoczyłam swoją szczerością- A wykład był spoko. Pośmiałam się przynajmniej. Wreszcie jakaś rozrywka!
- Jesteś dla Igły…
- W sumie to nie wiem. Moja mama to jego przyjaciółka, więc ja chyba…
- Nie piszę się na wujka!- rozległ się krzyk wchodzącego Krzyśka.
- Miałam na myśli znajomą.
- Przyjaciółką.
Zgodziłam się i wyszliśmy ze szkoły. Nie powiem, wiele osób patrzyło na mnie z zazdrością. Zibi otworzył mi drzwi i przytrzymał je, gdy przeszłam puścił.
- Kurwa, debilu!- ryknął Piotrek.
- Och, przepraszam Piter. To nie było zamierzone- zaśmiał się. Ale nagle ktoś go popchnął do przodu. Zaczęli się okładać jak dzieci.
- Straciłam wiarę w ludzi.
- No coś ty! U nas to norma- uprzedził Igła.- Przyzwyczajaj się.
- To może ich teraz zostawimy i uciekniemy? Nie chcę się do nich przyznawać.
- Dobra, my spadamy!- ogłosił mój opiekun.- Widzimy się jutro na treningu. A, i nie pozabijajcie się…



***********
Hej :)
No i macie tak bardzo wyczekiwanych siatkarzy! Mam nadzieję, że rozdział się udał ;p

Święta, święta i po świętach xd Jedzenie prawie zniknęło... Nie, ja wcale go nie zjadłam XD
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. 

Dziękuję za komentarze, buziaki ;**

wtorek, 23 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

Witajcie!
Jutro już wigilia, zaczną się święta...
Z tej okazji chciałabym złożyć życzenia świąteczne wszystkim moim czytelniczkom :)

Więc wszystkiego dobrego kochane! Zdrowych, pogodnych świąt w gronie najbliższych.
A na nadchodzący Nowy Rok spełnienia najskrytszych marzeń ;**

Kocham Was  <3

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział V



W piątek od razu na pierwszej lekcji przywitano nas kartkówką z angielskiego. Nawet była łatwa. No cóż, ja angielski znam bardzo dobrze, więc dla mnie była prosta. Podpowiadałam Kubie, który lekko mówiąc nie za bardzo sobie radził. Inni zauważyłam, że ściągają z telefonu i książki pod ławką. Na ich szczęście babka od języka była zajęta. Wychodząc z klasy, na przerwie zaczepiła mnie jakaś nauczycielka.
- Olu!- usłyszałam głos za sobą, więc odwróciłam się. Kobieta o płonących włosach i w okularach – nie znam jej.
- Tak?- spytałam zbita z tropu. W tym momencie podszedł do nas mój przyjaciel.
- Jesteś nową osobą w tej szkole… Chciałam ci zaproponować udział w pomocy promocji szkoły.
- Nie rozumiem…
- Ja niestety się śpieszę, ale twoi koledzy myślę, że ci wszystko wyjaśnią- uśmiechnęła się promiennie pokazując białe zęby. Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, więc tylko kiwnęłam głową. Gdy odeszła, nadal stałam z otwartymi ustami.
- Zamknij buzie.
- Co to było?
- Babka od infy zaproponowała ci pomoc w różnych projektach szkolnych. Znaczy żebyś pomagała w różnych akademiach, wymianach uczniów itd.
- Ale czemu ja?!- stałam się przerażona.
- Jesteś nowa. Mieszkasz u jednego z najlepszych siatkarzy na świecie… mało?
- Al…
- Chodź, bo się spóźnimy na kolejne zajęcia!- pchnął mnie lekko w stronę otwartych drzwi klasy. Potem pomógł mi usiąść, bo ja błądziłam myślami. W połowie matematyki drzwi się otworzyły.
- Dzień dobry… przepraszam pani profesor- zaczął męski, młody głos. 
- O co chodzi Alan?- z kredą w ręce patrzyła na ucznia trochę krzywym wzrokiem.
- Pani Stońska prosiła o zwolnienie jednej uczennicy.
- A o co chodzi?
- Tego nie wiem. – Odparł spokojnie patrząc jej w oczy. Nauczycielka westchnęła i skinęła głową. Wtedy Alan rozejrzał się po klasie i zatrzymał wzrok na mnie. Czy moje serce właśnie na kilka sekund się zatrzymało? O, a teraz bije z podwójną mocą… - Chodzi o nową uczennicę Aleksandrę Sowecką.
Jak na komendę wszystkie spojrzenia padły na mnie. Tylko Kuba coś bazgrał w zeszycie, za co jestem mu nie raz wdzięczna (znaczy od tygodnia), ale tym razem potrzebowałam jego wsparcie do cholery! Co ja znów zrobiłam? W Anglii nie raz mi się zdarzały małe przewinienia. Takie jak podpalenie zasłonki w łazience, czy zniszczenia krzaka w ogrodzie, albo popisanie szafki. No, może jeszcze uderzenie z pięści jednego frajera, co się do mnie przystawiał. Ale czy to była moja wina?? Nikt mu nie kazał napadać mnie w korytarzu! A to, że mu prawie złamałam nos? Chyba sobie zasłużył, nie…
- Panno Aleksandro!- ryknęła nauczycielka. Natychmiast wróciłam do klasy.
- Tak, już już…- podniosłam się z miejsca i wsunęłam z powrotem krzesło. Podeszłam do chłopaka i zauważyłam, że jest wyższy ode mnie o głowę i szyję. Otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił. Wychodząc napotkałam spojrzenie Kuby, który chyba się śmiał. Super.
Gdy zamknął za nami drzwi, od razu na niego napadłam:
- O co chodzi?!
- Widać, że bardzo jesteś zadowolona ze zwolnienia z matmy- zażartował.
- Co tam matma! Fuck.- Chwycił mnie za łokieć i pociągnął za sobą w stronę schodów. Czy może mi ktoś wyjaśnić mój przyspieszony oddech?? Gdy nadrobiłam kroku, od razu mnie puścił.
- Babka od infy ma do ciebie sprawę- wyjaśnił już na spokojnie.
- To ta z włosami niczym z matrixa?
- Hahahaha, tak.- Uśmiechnął się do mnie i puścił oczko. Zaraz, czy on puścił oczko? Do mnie? O kurwa.
 Zeszliśmy po schodach. Przeszedł prze korytarz, a ja za nim i podziwiałam piękno tyłu jego… głowy. No okeeej, na tyłek też patrzyłam. Także nawet się nie zorientowałam jak stanął i na niego wpadłam.
- Lecisz na mnie.- Przerażona odsunęłam się na trzy wielkie kroki w tył.
- Jaaa?
- Już drogi raz na mnie wpadłaś- wyjaśnił. O Boże, ale wtopa! On myśli o innym „leceniu na siebie”. – Nie licząc tego, że uderzyłaś mnie drzwiami.
- Przepraszam- szybko mu przerwałam.
- Spoko… A więc, Aleksandro…
- Ola.
- Olu, tamte drzwi prowadzą do informatycznej.
- Dzięki.- Podniosłam wysoko głowę i ruszyłam wielkim łukiem od niego, aby znów na niego nie wpaść. Nie obróciłam się, aby spojrzeć, czy poszedł. Pewnie tak zrobił.  – Dzień dobry, wołała mnie pani?
- Tak, chodź słoneczko… Mam do ciebie bardzo ważną sprawę.
Była sama, czyli serio to coś ważnego.
- Czy zdecydowałaś się już?- od razu zrozumiałam o co chodzi.
- Nie myślałam jeszcze nad tym…
- Bo widzisz, pierwszym naszym projektem jest zorganizowanie spotkania młodzieży ze sportowcami. I rozumiem, że pomyślisz iż cię wykorzystujemy, ale…
- Tak, wiem. Chodzi Krzyśka?
- Pana Ignaczaka. Tak. Widzisz słoneczko, pomyślałam sobie, że może mogłabym porozmawiać z twoim opiekunem i załatwić kilka spraw..
- Przekażę mu- obiecałam. Rozpromieniła się i niemal  mnie uściskała.
- Dziękuję! Przekaż Panu Krzysztofowi, żeby wpadł do mnie do szkoły w poniedziałek. Na pierwszej lekcji będę w tej sali.
- Oczywiście.
- Jeszcze raz dziękuję. Możesz wracać na lekcję.- Wróciła do monitora. Wstałam więc i wyszłam z pracowni informatycznej. Rozejrzałam się, ale po Alanie ani śladu. Zagryzłam policzek i udałam się z powrotem do klasy i mojej ulubionej matematyki. Oczywiście Kuba zaraz mnie napadł i kazał wszystko wyjaśniać. I (o mój Boże!) ze szczegółami opowiedzieć, co się stało między mną a Alanem. Trzy razy powtarzałam mu naszą krótką rozmowę i to, jakie ruchy i w jaki sposób się on zachowywał. Przez chwilę miałam wrażenie, że bardziej się tym ekscytował niż ja.
- A czy ty przypadkiem nie mówiłeś, że on nie jest dla mnie?- podniosłam brew idąc obok Kuby do szatni.
- To było dawno!
- Dziś rano. A dokładniej, jakieś… trzy godziny temu??
- Nie czepiaj się.
- I to niby kobieta zmienną jest!- I za to dostałam kuksańca w żebra. Śmiejąc się zauważyłam Alana, który całował swoją dziewczynę z wielką namiętnością. Nie, ja wcale tam nie patrzę. Nie.
- Przestań Olka.
- Co? Co ja znów zrobiłam nie tak?!- Nie odpowiedział mi ale posłał znaczące spojrzenie. Zarumieniłam się i otworzyłam swoją szafkę. Kuba grzecznie na mnie czekał i przyglądał, jak wkładam i wykładam odpowiednie podręczniki, dużo ich nie było swoją drogą). – Dziś idę na nogach.
- Mogę cię odprowadzić…
- Możesz do mnie wpaść i się ze mną pouczyć.
- Oczywiście, kochanie- posłał mi żartobliwego buziaka w powietrzu. Przechodząc obok całującego jeszcze przed chwilą Jolkę Alana, starałam się nie patrzeć. On nawet nie zerknął. Hm, czego się spodziewałam? Że nagle będzie mi mówił cześć i pa? Głupia idiotka. Najchętniej waliłabym głową w mur.
- O której masz autobus?- sprowadził mnie na ziemię Kuba.
- Jakoś za dziesięć minut…- zerknęłam instynktownie na ekran w telefonie. – Myślisz, że zdążymy dojść do kolejnego przystanku?
- Szansa jak… to, że kiedyś będę z kobietą. Ale wiesz, życie to gra. Możemy zaryzykować- wyszczerzył się. Odpowiedziałam tym samym. Szliśmy prawie biegnąc. Minutę przed, zobaczyliśmy jadący autobus. Puściliśmy się biegiem do przystanku. Zdążyliśmy w ostatnim momencie. Wsiedliśmy dysząc i śmiejąc się na zmianę.
- Jesteśmy szaleni, kurwa- otarł pot z czoła.
- My. Powinniśmy. Startować. W. Zawodach.
Dlaczego tak bardzo się zmęczyłam? Nie powinnam. Przecież nawet Kuba mówi normalnie, a ja tchu nie mogę nabrać. Nigdy tak nie było.
- Wszystko dobrze?- zaniepokoił się, gdy nadal stałam na końcu autobusu zgięta w pół.
- Tak… zmęczyłam się.
- No, to raczej nie będziesz mogła już startować w zawodach. Nie jesteś wytrzymała. Jak ja!
- Taaa, dalej sobie wszystko przypisuj- mimo bólu w klatce piersiowej uśmiechnęłam się. Dobra, muszę się ogarnąć. Wyprostowałam się i nagle zobaczyłam w szybie odbicie jakiegoś straszydła. – Nie… Really?? – jęknęłam.
- Fakt, trochę się potargałaś- przyznał Kuba i zaczął mi pomagać układać włosy.
- Możesz mnie zasłaniać, jak będą ludzie patrzeć?- spytałam z nadzieją.
- Nie.- Miał taką poważną minę, że wybuchłam śmiechem, a zaraz po sekundzie on mi zawtórował. I śmiejąc się przez całą drogę, nawet nie wiadomo z czego, dotarliśmy do domu Ignaczaków.
- … przestań już!- nakazałam Kubie. Odwróciłam się do furtki i zamarłam.- Ty!- Pies również na mnie patrzył. Niemal widziałam jego wściekłość.- Odejdź.- Ale ten tylko szczeknął. Wredny pies! Patrzyliśmy tak na siebie dobrych kilka minut. Ani jedno z nas się nie poruszyło.
- Co robisz?- zainteresował się mój przyjaciel zerkając mi przez ramię.
- Walczę z tym kundlem. Na spojrzenia.- wymówiłam te zdania niemal nie ruszając ustami.
- Ola? A co ty tam tak stoisz? No, wchodźcie!- zawołała Iwona z ganku.
- Czy mogłabyś zawołać psa?- odkrzyknęłam.
- Azur! Do mnie!- Zwierze posłuchało i pobiegło za dom.
- Nie mów… boisz się psów?- zaśmiał się Kuba.
- Ale ty głupi jesteś! Ten stwór mnie napadł!- syknęłam.
- Wszyscy cię kochają. Nawet pies- zaśmiał się. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i walnęłam go w tył głowy. Weszliśmy do środka. Dzieciaki już latały po domu, a Krzysztofa jeszcze nie było. Iwona stała w kuchni.
- Iwona?
- Obiad będzie za pół godziny. Kolega zostaje?- spytała uśmiechając się.
- Tak. To jest Kuba.
Cóż, teraz dopiero zobaczyłam, jaki on jest podekscytowany. Jezus Maria, jest cały czerwony i szczerzy się jak idiota!
- Miło cię poznać- wyciągnęła rękę kobieta. Kuba się nie ruszał, więc szturchnęłam go w bok. Ocknął się i uścisnął jej dłoń.
- Mnie również!- Czy aby na pewno dobrze zrobiłam przyprowadzając go tutaj? Siłą odciągałam go od Iwony. Niestety nie pomagała mi w tym Dominika, która doczepiła się do mojej nogi krzyczała żebym się z nią pobawiła.
- Dominika, później. Dobrze? Idź do Seby się pobawić- starałam się być miła, ale jak ta mała zaraz nie odejdzie to jej przywalę.
- Ale Ola! Nie widziałaś jeszcze wszystkich moich zabawek!- zmarszczyła brwi.
- Dominika, daj przejść Oli i jej koledze- wtrąciła się Iwona.- Chodź, porysujemy!- Dziewczynka puściła mnie (dzięki czemu o mało się nie przewróciłam) i pobiegła do mamy.
- Kuba, ogarnij się- syknęłam, prowadząc go do swojego pokoju.- To tylko kobieta! Ty nie lubisz dziewczyn.
- Myślisz że o to chodzi?- fuknał, gdy usiadłam na swoim łóżku.- Dziewczyno, zaraz poznam KRZYSZTOFA IGNACZAKA! Wiesz ile osób chciałoby się znaleźć na moim miejscu? I ile chciałoby zjeść z jego rodziną obiad? Miliony! Miliardy!
- Łał! Łał! Łał!- za każdym razem gdy wymawiałam to słowo machałam jedną lub drugą ręką.- Obiecuję, że już cie tutaj nigdy nie przyprowadzę jak komuś powiesz! Uduszę!
- Spokojnie. Nie narażę cię na tłum ludu proszącego o kolację z Państwem Ignaczak.
- O, dzięki- prychnęłam. Usiadł obok mnie i chyba ochłonął trochę. Włączyłam lapka i weszłam na tweetera. Potem tradycyjnie Tumblr. I tak do obiadu spędziliśmy czas, oglądając zdjęcia i gadając. Gdy nadszedł czas, Kuba znów stał się nazbyt pobudzony. – Bądź grzeczny.- Ostrzegłam go.
- Możemy już iść??- posłał mi zabijające spojrzenie.
- Tak.- Wyszliśmy i zaprowadziłam go do salonu, gdzie zawsze jemy. Wszyscy już siedzieli.- A więc przedstawiam wszystkim mojego kolegę Kubę. A to…
- Wiem przecież!- syknął szczerząc się.- Krzysztof Ignaczak. Boże, jak miło mi Pana spotkać… - Krzysiek wstał i podszedł do nas.- Jestem wiernym kibicem i podziwiam Pana pod każdym względem…
- Też miło cię poznać- zachichotał Igła.- Zjesz z nami?
- Chętnie- wyszczerzył się Kuba i uścisnął wyciągniętą do niego dłoń Ignaczaka. Usiedliśmy do stołu i gdy nakładaliśmy sobie jedzenie, Sebastian spytał:
- To twój chłopak?- Popatrzyłam z Kubą po sobie i wybuchliśmy śmiechem.
- Niee… To mój kolega.
Młody kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Wrócił do jedzenia. Wtedy przypomniała mi się prośba baby z matrixa. – Igła… słuchaj bo taka jedna nauczycielka prosiła o spotkanie z tobą. Jakiś projekt, że sportowcy się mają spotkać z uczniami…
- Wiem. Rok temu było to samo, ale mnie nie było. Pewnie w tym roku ja mam iść. Jak się nazywa ta nauczycielka?
- Nie wiem jak. Ale wiem, że ma czerwone włosy jak z matrixa. – Ryknął śmiechem i nam się udzieliło. Kuba tylko patrzył na mojego opiekuna z zachwytem. O nie… Nie. – W poniedziałek na pierwszej godzinie masz się do niej zgłosić.
- Okej.
Po posiłku rodzina Ignaczaków usiadła przed telewizorem, a ja i Kuba wyszliśmy za dom do ogrodu. Najpierw upewniłam się, że zwierzę jest zamknięte. Usiedliśmy na schodkach i piliśmy herbatę.
- Myślisz, że da mi autograf? I zdjęcie?
- Myślę, że wywali cie za drzwi i karze nigdy więcej nie przychodzić.- Spojrzał na mnie przerażony, ale zachichotałam więc skumał, że żartuję.
- Bardzo śmieszne, cholera… On jest super! Ciekawe czy reszta też. Znasz już wszystkich?
- Serio? Kuba! Ja się tym nie interesuję. To nie mój świat! Nie potrafię polubić tego sportu i…
- Po prostu już zamilcz.- Zamknęłam posłusznie usta.- Co robisz jutro?
- Uczę się. Niedługo matura, kolego!
- Jakoś się tym nie przejmuję. Czymże jest życie bez ukochanej osoby? Po cóż ci nauka, skoro nie masz się z kim dzielić wiedzą?
- Nie wiem. I wolę nie wiedzieć.
Dalej siedzieliśmy w ciszy. Zrobiło się chłodno, więc wróciliśmy do środka. Potem odprowadziłam go do przystanku i pojechał do domu. A ja przyszłam do pokoju i wyłączyłam laptopa. Wzięłam szybki prysznic. Leżąc na łóżku wyjęłam swój pamiętnik.

„Także ten, no… dzień się kończy. Czy warto iść spać, żeby jutro wstać? Boże, przez Kubę zaczynam mieć myśli dziwne jakieś. Ten człowiek mnie demoralizuje. Nie, wcale nie byłam zdemoralizowana, jak przyjechałam. W ogóle to wcale mnie nie wspiera w sprawie Alana. Dziś z nim gadałam. W sumie to nie było żadnego przyciągania, namiętnych spojrzeń i w ogóle. Zaprowadził mnie do babki z czerwonymi włosami. Nazwałam ją babką z Matrixa. I tyle. Po prostu spierdolił. I się więcej do mnie nie odezwał. Szkoda. Oblukałam jego dupeczkę. Jolka jest puszczalską dziwką wykorzystującą mojego Alana suką… ohydna. Nie mogę inaczej jej nazwać. Za dużo by było przekleństw jak na jeden wpis. Ale jak ją widzę to mam ochotę udusić. Nie zostaje mi nic innego jak tylko spoglądać tęsknym wzrokiem za mym „Romeo”. Boże, ze mną jest coraz gorzej xd” 

Zamknęłam z trzaskiem pamiętnik i odłożyłam pod poduszkę. Wzięłam jedną z książek, które przywiozłam z Anglii i rozpoczęłam czytanie. Niestety po około dwóch godzinach mi przerwano. Do pokoju wpadła Dominika.
- Ola! Ola! Ola, poczytaj mi…
- Mama ci poczyta. Albo tata- nie odwracałam głowy od książki.
- Ale chciałam, żebyś ty… Proszę…- Piąty raz czytałam jedno zdanie i nie wiem nadal o co chodzi. Zamknęłam książkę i położyła na biurku. Zacisnęłam palcami mostek nosa i zmrużyłam oczy.
- Nie umiem czytać bajek. Idź do mamy…
Ostatecznie zaprowadziłam ją do rodziców i powróciłam do czytania.
W sobotę od rana sprzątałam. Pomagałam Iwonie. Dzieciaki się bawiły, a Krzysztof… zwiał na trening. Dziwnym zbiegiem okoliczności przybył, gdy już było wszystko zrobione. Obiad również pomogłam ugotować. A resztę jakże pięknego dnia spędziłam na nauce w ogrodzie. W niedzielę udałam się z rodziną Ignaczaków do kościoła. Ubrałam swoją ulubioną, błękitną sukienkę do kolan i dopasowane buty. Wyjechaliśmy autem Igły. W kościele nie poznałam nikogo znajomego. Za to wszyscy inni widzieli nas. Ach, zapomniałam! Stałam obok sportowca. Gwiazdy siatkówki. Zirytowało mnie to strasznie i byłam skłonna spytać chamsko przy ambonie, czy już się napatrzyli i czy może Igła ma się stać posągiem, który będą podziwiać. Szczerze współczuję mojemu opiekunowi. Sebastian siedział z nami z tyłu, a Dominika biegała po kościele. Po mszy oni poszli na cmentarz, a ja spacerowałam przed budynkiem. I całkiem dziwnym zbiegiem okoliczności, rozpoznałam czyjś tył głowy (no okej, tyłek też). Poprawiłam natychmiast włosy i zerknęłam w dół na sukienkę. Zerknęłam na niego i ( O Boże!) patrzył na mnie i się uśmiechał promiennie. W pierwszych kilka sekund to do mnie nie docierało, a w następnej chwili on podniósł rękę i pomachał. Gdy ja też podnosiłam, prawie mu odmachałam, ktoś za moimi plecami krzyknął jego imię.
- Alan! Szukałam cię!
Jolka. Ach, to już wiem dlaczego tak tutaj patrzył. Mam ochotę zapaść się pod ziemię! Czerwona jak burak odeszłam do samochodu Ignaczaków, którzy właśnie wrócili.
- Dobrze się czujesz? Jakaś blada jesteś…- zaniepokoił się Krzysiek.
- Wszystko okej.- Aha, czyli nie jestem czerwona a blada. Fajnie wiedzieć. Przeanalizowałam jeszcze raz to, co się stało i stwierdzam, że przynajmniej przez chwilę poczułam się jak gwiazda grająca w filmie. Jakie to prawdziwe, ta sytuacja. Zaraz gdy znalazłam się w pokoju napisałam o tym do Kuby,
Zgadnij co się stało? A raczej co się nie stało.”
Po chwili odpowiedź: „Nie mów, że to, co ja myślę… Kiedy?!”
„Jakieś dwadzieścia minut temu.”
Dziwne, ale nie odpisał. Czekałam na sms minutę. Nigdy tyle nie zajmowała mu odpowiedź! A tu telefon dzwoni.
- Olka, co ty żeś zrobiła?!
- No właśnie…
- Nie mów, że straciłaś dziewictwo z NIM.- Przepraszam, ale nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem. – Co?
- Po pierwsze, dlaczego o coś takiego mnie posądzasz? A po drugie, skąd wiesz, że jestem dziewicą?
- A nie jesteś?
- Jestem. A co? Aż tak to widać?- skrzywiłam się mimowolnie.
- Wiesz, jakbym nie był gejem…
- Nie kończ!- Śmiech po drugiej stronie.- To chcesz wiedzieć w końcu, co się stało?
- No zgaduję, że coś z Alanem…
- To słuchaj tego.- Wzięłam głęboki wdech i opowiedziałam mu, co się stało po kolei. Czekałam na wybuch śmiechu, albo coś. Ale milczał.- Jesteś?
- Jestem- niemalże jęknął. A potem dopiero ryknął śmiechem. Aha, fajnie. – OMG! Nawet nie powiedział „cześć”?
- Chyba Jolka przysłoniła mu mnie na całego.
- Nie licz na nic innego. Pacz! Rymuję! Słów nie odwołuję, bo coś knuję i …
- Hej, raper! Ja tutaj przeżywał załamanie miłosne, a ty mi jakieś gówna gadasz.
- Przepraszam kochanie, ale tak jakoś mnie naszło. Wenę mam. To co zamierzasz z tym robić?
- Nic.
- Jak to nic? Nie wydrapiesz jej oczu? Nie poderżniesz gardła piłą do drzewa czy innych chujstwem? Ja ci mogę pomóc.
- Nie.
- To co zrobisz?
- Czekam.
- Yhy, czekasz. A na co, jeśli można wiedzieć?
- Na swoją kolej.
- Czyli będziesz jakaś 400. Kobieto, po niego stawiają się kolejki. Normalnie można by go sprzedawać jak świeże, poranne bułeczki z marmoladą! Ja sam najchętniej bym go schrupał.
- On nie jest jakimś ciastkiem!
- Wiesz, Alan gra w siatkę.
- Co.
- No to co słyszysz. Także ten…- W mojej głowie zaczął się układać pewien plan. Nie, nie. Nie jestem skora aż do takich poświęceń. Nie będę grała w siatkówkę! - … mogłabyś wstąpić do drużyny…
- Nie! Nienawidzę sportu. I nie mam zamiaru robić z siebie idiotki przez jakiegoś faceta!
- Ja tylko takie snuję domysły.
- Kuba, obiad!- usłyszałam w tle.
- Ide!- ryknął do słuchawki.- Także przepraszam, ale jedzenie mnie wzywa, a ty tak nie rozpaczaj nad nim bo nie warto.- I się rozłączył. A ja rzuciłam telefon na poduszkę. Przebrałam się w dresy i bluzę, schowałam słuchawki i telefon do kieszeni. Porwałam z szuflady teczkę i wyszłam przed dom. Poinformowałam Ignaczaków, że idę na spacer do parku. Uciekłam przed psem w ostatniej chwili. Centymetry i byłoby po mojej cudownej teczce. Puściłam muzykę. One Direction. Czy to dziwne, że ich słucham? Raz nawet miałam być na ich koncercie! Ale brakło biletów. Takie szczęście to tylko ja posiadam. Dziesięć minut i jestem w parku. Idę chodnikiem i się rozglądam w poszukiwaniu idealnego miejsca. Jest ławka. Siadam wygodnie i przez chwilkę patrzę. Potem otwieram teczkę i wyciągam swój sprzęt. Brystol i ołówek. Najpierw jedna kreska, potem dwie. I kolejne. Aż w końcu powstał mały zarys wielkiego świata. Tam, gdzie chciałabym się znaleźć. Być i czekać. Stać się jednością z tamtym światem i nie być już zmartwiona. Kochać życie. Szkicując, staję się częścią tego wszechświata.
Straciłam poczucie czasu. W końcu gdy było zbyt ciemno, by rysować, zwinęłam sprzęt. Będę musiała tutaj wrócić. Zadzwonił telefon, gdy byłam w drodze powrotnej.
- Halo?
- Gdzie jesteś?- Igła był zaniepokojony.- Poszłaś na spacer a nie ma cię cztery godziny!
- Będę za dziesięć minut- obiecałam i się rozłączyłam.
 Stanęłam przed furtką i się rozejrzałam. Zwierza nigdzie nie ma. Uśmiechnięta weszłam na plac i odwróciłam się żeby zamknąć furtkę. Wtedy to właśnie coś wielkiego i miękkiego skoczyło mi na plecy.- Kurwa mać! Odwal się ode mnie psie jeden!- wrzasnęłam. Światło się oświeciło, a na ganku zobaczyłam Igłe śmiejącego się ze mnie. Ze mnie. – Nie śmiej się! Twój pies jest złym wcieleniem stróża.
- Azur, uciekaj!- nakazał psu, który go posłuchał.
- Nie rozumiem, dlaczego on nie reaguje jak ja mu tak powiem?- westchnęłam.- Życie byłoby łatwiejsze…
- Życie nigdy nie będzie łatwe. Przyzwyczajaj się. – Weszliśmy razem do domu.- A, Iwona załatwiła ci korepetycje z matematyki.
- Kiedy są lekcje?
- Środa, godzina osiemnasta.
- Dobra, dzięki…- Położyłam teczkę na komodzie i weszłam do kuchni, a za mną Krzysztof.
- Jedliśmy już kolację, więc musisz sobie odgrzać- poinformowała mnie Iwona.
- Okej. A i dzięki za załatwienie korków!
- Nie ma sprawy. Odzywała się do ciebie może twoja mama?
- Tak. Rozmawiałyśmy już.- Hm, ale rozmową tego chyba nie powinnam nazwać. Nigdy nie miałam problemu z kontaktami z moimi rodzicami. Zawsze do nich przychodziłam z problemami. Mamę traktowałam jak przyjaciółkę. Od roku coś się zmieniło i nie mam pojęcia co na to wpłynęło. Z dnia na dzień nasze kontakty się popsuły. I zostały mi tylko przyjaciółki. Karo i Natka próbowały mi pomóc, ale nic to nie dało. W końcu dowiedziałam się,że przyjeżdżam do Polski co było dla mnie ciosem. Nie chciałam opuszczać Anglii, swoich przyjaciół i domu! Nadal nie mogę się przyzwyczaić.
- To dobrze.- Wyczułam w jej głosie napięcie. Dlaczego? Nie potrafię tego wyjaśnić. Zabrałam z koszyka na owoce jabłko, umyłam je i poszłam do siebie zabierając po drodze teczkę.
- O Mój Boże!- przestraszyłam się nie na żarty, kiedy oświeciłam światło i zobaczyłam dwie postacie siedzące na moim łóżku. Odetchnęłam, gdy się okazało, że to tylko Sebastian i Dominika.
Chwilę z nimi posiedziałam, aż w końcu poszli.
A ja zamknęłam drzwi na klucz i wyciągnęłam zaczęty obrazek. Przez cztery godziny rysowałam drzewa i trawę. Nie udało mi się uchwycić słońca. Wkurzona na siebie schowałam rzeczy głęboko do szafki. Przebrałam się w piżamę i spakowałam na rano. W sumie co tu pakować? Trzy zeszyty i książka. Sama zasnęłam tuż po 22.00. 





**********

Jest kolejny ;) Chyba dłuższy niż poprzednie, albo mi się wydaje xd Starałam się, aby był ciekawy.
Wiem, że czekacie aż Ola pozna siatkarzy. Jeszcze chwilę musicie pocierpieć ;)
 Jeśli są jakieś błędy - przepraszam :/

Jestem tak mega szczęśliwa, że nie wiem czy kiedykolwiek byłam bardziej! 
Wczoraj spełniłam dwa marzenia. Byłam na meczu Resovii i mam zdjęcie z Igłą!!!!! Bardzo mi na tym zależało, odkąd zaczęłam interesować się siatkówką. Może wyglądałam po zrobieniu foty jak "piszcząca nastolatka", ale to wszystko przez to... że to było moje marzenie.
NIE MOGŁAM DOSTAĆ LEPSZEGO PREZENTU NA GWIAZDKĘ! 
Także dziękuję mojemu tacie za bilety <3


Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i za te 2tys. wyświetleń ;**