sobota, 2 lipca 2016

15.Nie ważne, jak ciężko jesteś ranny. Póki żyjesz - masz nadzieję...


Telefon przerwał mój piękny sen. Klnąc na cały świat przystawiłem go do ucha.
- Haalooo?
- Mamy to!
- Pomyłka.- Mruknąłem i się rozłączyłem. Nie minęła minuta, jak ponownie ktoś się odezwał.- Pomyłka mówię.
- Olka! Mamy to!
- Co?- Natychmiast się przebudziłem. Dopiero teraz poznałem głos Wiktora, który nawijał o czymś bez żadnego sensu.- Wolniej.
- Nie ma czasu do stracenia. Wieczorem będę w Lonydnie. Spotkamy się w kawiarni Soweckich.
- Ale…- Brak sygnału.- Co za palant!
- Co się kurwa mać dzieje?!- Kubiak podniósł głowę i spojrzał na mnie wojowniczo.
- Wiktorowi udało się coś wymyślić.
- To znaczy?
- To znaczy, że jest szansa dla Oli na odpowiednią opiekę medyczną!

Umówiłem się z Olcią na 18.00 w jej kawiarni. Gdy tylko zobaczyła mój dobry nastrój, od razu się odprężyła.
- A już myślałam, że coś się stało.
- A no stało się. Ale to zaraz. Będziemy mieli gościa za jakieś dziesięć minut.- Pocałowałem ją w policzek, troszkę dłużej przytrzymując wargi na jej skórze. Po raz kolejny poczułem ten piękny zapach: jabłek i mięty.
- Napijesz się czegoś?- zapytała z wielkim uśmiechem. Tak bardzo kochałem jej uśmiech…
- Kawy z chęcią.
- Śmietanka, dwa cukry plus cynamon?
- Jak dobrze mnie znasz.- Puściłem jej oko. Zarumieniła się po czym poszłą wykonać swoją robotę. Akurat, gdy wróciła do kawiarni wszedł wysoki mężczyzna. Dobrze go pamiętałem z ostatniego spotkania. Ten sam wyraz twarzy, ta sama ryzura, i ta sama otyłość. Często, gsy tak patrzę na ludzi, zastanawiam się jak to możliwe, że nie przeszkadza im ich masa. Ja na przykład nie potrafiłbym funkcjonować bez moich mięśni.
- Spóźnił się pan.
- Przepraszam, korki.- Wzruszył obojętnie ramionami i usiadł obok mnie. Ola patrzyła na wujka z szeroko otwartymi oczami.- Aleksandro nie patrz tak na mnie. Jeszcze żyję i mam się dobrze. Dziękuję, że spytałaś!
- Skąd ty tutaj?
- By pomóc.
- I to był ten twój wspaniały pomysł?!- Odwróciła się do mnie wściekła.
- Lepszy niż żaden!- Broniłem się.- Poza tym my z Wiktorem się bardzo lubimy. Obiecał nam pomóc.
- Ile po raz kolejny musiałeś mu zapłacić?- Wpatrywała się we mnie takim wzrokiem, że aż mi ciarki przeszły. Normalnie to by mi w ogóle nie przeszkadzało. Cała uwaga skupiona tylko na mnie! Ale w takich okolicznościach… Do tego goście wpatrywali się w nas z zainteresowaniem.
- Nic.- Odpowiedzieliśmy razem.
- I ja mam w to uwierzyć? Po co tutaj przyjechałeś, Wiktor?
- Usiądź z nami, proszę.- Skierowałem swoją prośbę do niej. Spojrzała na mnie krzywo, ale posłuchała.
- Dobrze. Wysłucham cię, ale na więcej nie licz.
- Odezwał się do mnie twój przyjaciel kilka dni temu. Wyjaśnił sytuację a ja postanowiłem coś zrobić. Nie mogę przecież po raz kolejny patrzeć jak bliska osoba cierpi. Podzwoniłem po znajomych z całego świata. Jeden z nich prowadzi klinikę, w której leczą twoją chorobę.
- Leczą?- Ola nie była do końca przekonana.
- Tak, mają odpowiedni sprzęt.
- Gdzie?- Mój entuzjazm był aż nad to słyszalny.
- Chiny.
- Chyba oszalałeś!- Wybuchła dziewczyna. – Jeden z drugim postradaliście zmysły.
- Przestań. – Przerwałem jej.- Tam mogą ci pomóc! Załatwimy ci najlepszych lekarzy. Pieniądze nie grają roli!
- Właśnie że grają! Ile to będzie kosztować, hę?
- Po znajomościach na pewno mniej niż normalnie.- Uśmiechnął się. Olka nie wydawała się udobruchana. Wręcz przeciwnie! Takiej wściekłej nie widziałem jej od… nigdy.
- Przynajmniej się zastanów. To dobra oferta. A …- Chciałem mówić dalej, jednak ona posłała mi miażdżące spojrzenie, wstała z miejsca i bez pożegnania wyszła przed kawiarnię.- No tak.
- Dajmy jej trochę czasu, na pewno go potrzebuje.
Skinąłem głową. Ale nie byłem do końca przekonany.


Ola – dziennik
Czy powinnam się cieszyć? Jakoś nie mogę poradzić sobie z myślą, że ktoś może mi pomóc. Już pogodziłam się z tym, że umrę. I to niedługo. Po raz kolejny ktoś zburzył mój świat. Byłam gotowa się pożegnać, utonąć w ciszy i nagle ktoś rzuca mi koło ratunkowe. Jednak nie wiadomo, czy mi pomoże, czy jeszcze bardziej przygniecie do gleby.
Zbyszek jest taki radosny! Cieszy się, że znalazł jakieś wyjście z sytuacji. Nie chcę go martwić wiadomością, że to może być ślepa uliczka. Jednak ta jego radość daje mi siłę by walczyć. I dla niego postaram się wygrać.
Jest moim przyjacielem. W sumie to już … chłopakiem. Nie pozwalam sobie na nic więcej. W ten sposób nie skrzywdzę bardziej niż to konieczne ani siebie, ani tym bardziej jego.  Obawiam się tylko, że może naciskać, a wtedy będzie to znak dla mnie, żeby go od siebie odtrącić. Im szybciej, tym lepiej.
I nie zmieni moich przekonań nawet to, że bardzo go lubię.
Bardzo, bardzo lubię.


Ze spotkania w kawiarni od razu poleciałem do szefa. W sensie do trenera. Musiałem w końcu zdecydować, co jest najważniejsze. Ale najpierw upewnię się, że dadzą sobie radę, gdybym odszedł. Starałem się myśleć jak najbardziej pozytywnie, tylko że powoli zaczynało to męczyć.
Zapukałem trzy razy w drzwi, po czym wszedłem na wołanie Stefana.
- Cio tam Zibi?- Zerknął znad ekrany komputera. Kolejna analiza najbliższego przeciwnika.
- Przyszedłem w swojej sprawie…
- Coś z tfoją dzieczyna?
- I tak i nie. Chodzi bardziej o mnie. Wiesz, jaka jest sytuacja.
- Mhm.
- Po prostu muszę cię prosić, że gdy przyjdę do ciebie… pozwolisz mi odejść.
- Tak z nią źle?- Odłożył laptopa na stolik. Usiadł wygodnie i skupił całą uwagę na mnie.
- Jest możliwość walki z tym cholerstwem, ale Ola musi wyjechać do Chin.
- Roziumiem. – Kiwnął z powaga głową.
- Nie chcę rezygnować z tego turnieju… Ale jeśli ona się zdecyduje, a będę ją do tego przekonywał, ja jej nie zostawię.
- Okej. Wim, że to ciężkie dla was. Pomogę, jeśli będziecie potrzebować. Dobzie, że mi powiedziałeś wcześniej. Dzwonię po ……..
Wstałem i z wdzięcznością uścisnąłem mu rękę. Po czym pognałem do Ignaczak. Ten, siedział na swoim łóżku i rozmawiał przez telefon. Prawdopodobnie ze swoją żoną. Usiadłem na łóżku obok i cierpliwie czekałem przeglądając gazety na stoliku nocnym.W końcu zakończył rozmowę.
- Co tam Zibi?
- Jest możliwość uratowania sytuacji w Chinach.- Ogłosiłem uroczyście, odkładając gazety.
- To będzie dużo kosztować... 
- Jakoś mnie to nie martwi. - Wzruszyłem ramionami.- Ważne żeby pomogło.
- Dołożę się.- Zapewnił Igła.- To kiedy wylot?
- No właśnie w tym problem. Ona nie chce. Nie rozumiem czemu!- Pożaliłem się jak pięcioletnie dziecko. 
- No to trzeba ją przekonać, a co! Jak doszedłeś do tego?
-Z pomocą Wiktora...
- No to już rozumiem jej niechęć. Wie, że on ma dłużników. I nie chce, żebyś sie do tego mieszał.
- Skąd...?
- Bo znam ją trochę. Całkiem jak jej matka!- Pokręcił głową przy czym na jego twarzy zagościł czuły śmiech. 
- Pomożesz mi ją przekonać?
- Jasne, że tak!- Poklepał mnie po plecach.- A teraz czas się przygotować na trening.
- Znowu ci skopię dupę na siłowni.- Trąciłem go lekko łokciem.
- Chciałbyś! Ostatnio nie dorównywałeś mi w podnoszeniu ciężarów.- Zachichotał.
- Myślisz, że nie wiem, że Fabian ci pomagał?!- Udawałem oburzenie.
- Wiem tylko tyle, że dzisiaj zgarniam całą wygraną.- Wyszczerzył się, po czym wypchnął mnie za drzwi pokoju i zamknął je przed moim nosem.
- Jeszcze zobaczymy.- Prychnąłem.

Po treningu byłem tak wykończony, że po prostu zasnąłem gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki. I znów miałem ten sen.
Ten, w którym trząsłem się ze strachu.
A obudziłem się zalany potem. Kilka minut później odczytałem sms.

Od: Ola
Wiadomość: Rozmawiałam z rodzicami. Zgadzam się na wyjazd.

 Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Czułem się taki szczęśliwy! Miałem nadzieję, wielką nadzieję, że to zadziała. 
Teraz została jedna rzecz. Trzeba było pożegnać się z reprezentacją, moimi najlepszymi przyjaciółmi. Pożegnać z szansą na medal na tych IO. A to jest najtrudniejsze... 


 ,