niedziela, 27 września 2015

Rozdział XLV



Niewiarygodne. Po prostu niemożliwe! Poznałam Anetę. Tak, Anetę. Tę Anetę. Anetę Gołaś! I do tego spotkałam się z nią wczoraj w kawiarni. Niestety ucierpiał na tym Zbyszek. Nie mogłam jednocześnie być u niego i porozmawiać z dawną przyjaciółką mamy, a po siedemnastej było już za późno aby go odwiedzić. Oczywiście dzwoniłam do niego i pisałam, czy wszystko okej. Zapewniał, że lepiej się czuje, co w sumie uznałam za prawdę. Jego głos w słuchawce był pewniejszy i zdrowszy niż kilka dni temu.
No dobra, ale przejdę do rzeczy. Ta kobieta jest niesamowita! Pytałam ją o różne sprawy. Odpowiedziała na wiele pytań. Podobno na zabój od samego początku była zakochana w swoim zmarłym mężu. A co ciekawe, Iwona również musiała nieźle się  starać, żeby zwrócić na siebie uwagę Igły! Czyli ich miłośc nie była „od pierwszego wejrzenia”. Przynajmniej z jego inicjatywy. No ale teraz są piękną parą. Co do mojej matki… Wiem tylko, że była twarda babką. Podobno wiele chłopców ubiegało się o jej względy, ale ona była nieugięta. Żadnego nie przyjmowała. Oprócz flirtu z kilkoma facetami, nie za bardzo chciało jej się romansu. Tak przynajmniej to wyjaśniała swoim przyjaciółkom. Ogólnie była bardzo skryta i rozmarzona. Uwielbiała tańczyć (co jej w sumie pozostało do tej pory). Nigdy nie wystawiła swoich przyjaciół. Aż do pewnego momentu.
Nie dowiedziałam się, co tak właściwie było tamtego dnia, co się stało gdy uciekła. Nikt nie wiedział.
I nadal nikt nie wie. Podobno. Ale ja uważam, że Igła tak. Tylko nie chce nikomu powiedzieć.
Wspomnę jeszcze o tej książce, którą zauważyłam wtedy w stołówce w szkole. Okazało się, że dziewczyna zakupiła ją w Internecie. Przejrzałam ją przelotnie i stwierdzam, że czymś się różni. Czegoś w niej brakuje.
I dzisiaj (niedziela wieczór, jak coś) zrozumiałam. W mojej, na pierwszej stronie, która teoretycznie powinna być czysta, jest zapisana dedykacjami. U Alicji – tak ma na imię blondynka w okularach- nie ma nic. Tylko podziękowania na samym końcu. I to zwięzłe. Okularnica obiecała, że w poniedziałek pożyczy mi ją na cały dzień. Wtedy będę mogła je porównać. Już nie mogę się doczekać! Jeszcze tylko 12h :D
Poza tym w weekend spotkałam się z Kubą. Już mu lepiej i będzie jutro w sq. Brakowało mi go.
A …

- Ola?- Krzysiek zajrzał do mojego pokoju.
- Tak?- Uniosłam głowę znad notatnika.
- Iwona pyta, czy chcesz jeszcze tego ciasta, czy może go schować?- Uśmiechnął się.
- Pyszne było, ale na dzisiaj koniec.- Wyszczerzyłam się.
- Trudno, więcej dla mnie.- Puścił oko i wyszedł.
A ja wróciłam do pisania.

A … tak to w sumie wszystko okej. Znaczy między mną a Alanem. Niedawno przysłał mi SMS’A, że jutro musi ze mną poważnie porozmawiać. O co chodzi? Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że w centrum naszego dialogu nie pojawi się imię CHOINKA. Znaczy, przepraszam. Jolusia. Mam jej serdecznie dość. Jej i Marty. Musiałam znosić ich towarzystwo przez cały tydzień! I nie wiem, czy nasza, powiedzmy sobie, „umowa” nadal jest aktualna. Jeśli nie, to trzeba będzie Choineczce przypomnieć, kto tutaj rządzi.
A tak dla odmiany… tym razem szefem jestem ja.

***
- Kubuś!- Rzuciłam mu się na szyję, mocno ściskając i całując w policzek. Na środku głównego korytarza, co zwróciło uwagę.
- Wiem, że mnie kochasz, ale może wreszcie mnie puścisz?- Jęknął przy moim uchu.
- Przepraszam.- Odsunęłam się natychmiast, ale ujęłam go pod ramię i poprowadziłam do wyjścia.- Nie mamy pierwszej lekcji jak się okazało.
- Super. Wreszcie możemy dłużej pogadać!- Ucieszył się.
- Ola!- Usłyszałam za nami krzyk Alana. Zatrzymałam się i szybko odwróciłam przywołując na twarz jeszcze szerszy uśmiech. O ile jest to możliwe. U jego boku znowu plątała się Jolka.
- O, hej!- Podszedł do nas. Przywitał się z moim przyjacielem, który zacisnął mocno wargi. Choinka stała na swoim miejscu czekając na chłopaka. – Coś się stało?
- Nie. Chciałem się tylko przywitać i upewnić, że będę mógł z tobą pogadać. Później.- Zerknął na Sokołowskiego i ukradkiem za swoje ramię.
- Tak, tak. Jasne.
- Przyjdziesz na trening?- Uśmiechnął się ukazując białe zęby. Coś w brzuchu mi się przewróciło kilka razy.
- Yyy akurat nie za bardzo.- Skrzywiłam się.- Mi nie pasuje dzisiaj.
- No okej. Ale liczymy, że znów będziesz się u nas pojawiać mimo powrotu twojego przyjaciela.
Kuba odchrząknął znacząco, przypominając o swojej obecności.
- Zobaczymy.
- Okej. To do zobaczenia później.- Cmoknął mnie w policzek i podszedł do swojej dziewczyny. Nie objął jej. Ale za to ona położyła mu rękę na klatce piersiowej i wtuliła się w jego szyję. Spojrzała mi głęboko w oczy z wielkim uśmiechem, który oznacza: „nie możesz nic poradzić, żadne groźby ci nie pomogą. On jest mój!”.
- Jeszcze zobaczymy.- Mruknęłam do siebie i odwróciłam się do Kuby, który… No właśnie. Gdzie on jest? Rozejrzałam się i zobaczyłam, że wchodzi przez drzwi.
- Kuba!- Ryknęłam, ruszając za nim. Odwrócił głowę i spojrzał smutno na mnie. W tym momencie od drugiej strony szedł jakiś chłopak z drugiej klasy, a w rękach trzymał stos książek z biblioteki. – Kuba, uważaj!
Ale było już za późno. Mój przyjaciel wpakował się w tego nieszczęśnika. Lektury rozsypały się pod drzwiami. Natychmiast podeszłam.
-… naprawdę przepraszam!- Lamentował Sokołowski, pomagając chłopakowi zbierać książki. Przyglądałam się tej scenie z zaciekawieniem.
- Nic się nie stało.- Odpowiedział słabym głosem, spoglądając na mojego przyjaciela geja spod czarnych okularów. – Poradzę sobie.
- Daj spokój. Pomogę ci.- Zebrali wszystko i podał je chłopakowi. – Po co ci ich tyle?
- Polonistka kazała przynieść na lekcję. I jak zwykle wypadło na mnie. A raczej nikt by pomóc mi nie chciał…
- Dlaczego?- Dopytywał. Drugi tylko wzruszył ramionami.
- Nie ważne. Jeszcze raz dzięki.- Uśmiechnął się do niego, odwrócił i odszedł. Kuba wciąż patrzył za wysokim, ciemnym blondynem z czarnymi okularami. Nawet mnie nie zauważył przez ten cały czas.
- Przystojny.- Przyznałam, podchodząc do niego i bacznie się mu przyglądając. Spojrzał na mnie, ale się nie odezwał. Po prostu wyszedł.
A ja za nim.
- Ej, no! Czekaj na mnie! Gdzie idziesz?
- Chyba cię to nie interesuje, więc…- Wzruszył ramionami.
- Wiem, wiem. Ten komentarz Alana był niepotrzebny. Przepraszam za to.
- Umawiasz się z nim?- Zatrzymał się i wpatrywał we mnie z poważną miną. Tka poważną, jakiej nigdy u niego nie widziałam.
- Nie!
- Więc co to miało znaczyć?
- Po prostu, jak ciebie nie było… On, on dosiadł się do mnie na niektórych lekcjach. I w ogóle…
- Nie powiedziałaś mi wcześniej.
- Wybacz, że nie napomknęłam o tym. Jakoś nasze rozmowy nie zawsze kierują się w tym kierunku.
- Bredzisz. Kierują się w kierunku? Zmień język. Może ci lepiej po angielsku będzie się mówić.
- A ty taki polonista, jak z koziej dupy…- Nie dokończyłam. Chwycił mnie za rękę i przeprowadził przez lewy korytarz do szafek. Zajrzał wszędzie, upewniając się, że nikogo nie ma.
- Okej. Tutaj możemy pogadać. Czy między tobą a nim coś jest?
- Nie. Przynajmniej na razie.
- Wiem, że poradziłaś sobie z Choinką, ale tutaj nie chodzi tylko o to.
- A o co?- Zmrużyłam oczy. Kuba zacisnął palcami grzbiet nosa. Usiadłam na parapecie i wskazałam, żeby zrobił to samo.- Powiesz mi?
Oboje wiedzieliśmy, o co chodzi. Nadal o przeszłość Sokołowksiego. O tę drugą część, o której obiecał mi kiedyś opowiedzieć.
- Miałem zamiar ci w ogóle tego nie mówić, wierz. Popsuła byś sobie zdanie o… Nie ważne. Sprawy zaszły za daleko i to ja niestety muszę cię ostrzec.
- Prze czym?
- Przed Alanem. Przed Jolką. Martą. I ich całą bandą.
- To znaczy?
- Pamiętasz, mówiłem ci o tym, , że zrezygnowałem z siatkówki. Z drużyny.
- Nie powiedziałeś dlaczego.
- To teraz ci powiem. Wszyscy się dowiedzieli. O tym, że jestem gejem. I o Adrianie też. Żartowali sobie ze mnie i unikali. Wytykali palcami.
- Ale jak się dowiedzieli!- Prawie krzyknęłam.
- Dowiedziałem się kilka dni później, kto to zrobił. Jedyną osobą, która wiedziała bym mój brat. I brat Adriana.
- Więc to oni?- Zdziwiłam się.- Po co mieliby to robić?
- Bo im się postawiłem. Chcieli mnie wykorzystać, żebym tylko piłki sprzątał i zwijał siatkę. A ja chciałem grać.
- No dobra. Ale co to ma wspólnego z Alanem? Bo nie widzę związku.
- A jak myślisz, kim jest brat Adriana?- Zadał mi tak oczywiste pytanie.
Zamurowało mnie i aż z wrażenia otworzyłam szeroko usta.
- Chcesz mi powiedzieć, że brat Alana… był twoim… Serio?!
- Tak.
- Skąd wiesz, że to on was wsypał?
- Słyszałem ich rozmowę po treningu, kiedy myśleli, że w szatni nikogo nie ma.
- Nie wierzę… Nie mogę uwierzyć, że to Alan zrobił.
- Wiedzieli odkąd poznałem się z Adrianem. Na pierwszym treningu. Wtedy załatwił mi miejsce w składzie brat. Nie wtrącali się do naszej znajomości. Wiedzieli, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ale pewnego razu nakryli nas na… całowaniu.- Skrzywił się nieznacznie.- Ciężko mi o tym opowiadać dziewczynie.
- Spokojnie, stoję po twojej stronie.
- No właśnie nie. Musisz uważać na Alana. Obiecaj mi to. Nie chodzi tutaj o mnie. W tej chwili chodzi o ciebie. Żebyś nie musiała czegoś podobnego przechodzić, co ja.
- Jej… Kuba. Teraz rozumiem twoje uprzedzenia do niego. I to, dlaczego nie chciałeś o tym mówić. Rozumiem. I dziękuję ci. Jesteś wspaniałym przyjacielem.- Zarzuciłam mu ręce na szyję i z całej siły uściskałam.
Wtedy pierwszy raz widziałam, jak po jego policzkach spływają łzy.
- A tak swoją drogą… Ten chłopak przed wyjściem z głównego korytarza…
- Przestań.
- No co? Fajny był.- Wyszczerzyłam się.

***
- Chciałeś się ze mną widzieć?- Podeszłam do Alana. Spojrzałam w jego oczy i po prostu zaczęłam się zastanawiać. Czy nadal jest zdolny do takiej okrutności? Kim on naprawdę jest?
- Tak. Usiądziesz?- Wskazał miejsce obok siebie. Myślałam, że zajmę miejsce tam gdzie zwykle, naprzeciwko niego. Ale bez wahania zajęłam miejsce obok chłopaka. Włożyłam pożyczoną książkę od okularnicy do torby i skupiłam całą swoją uwagę na przystojnym brunecie.
- To o coc chodzi?
- Ola… Wiem, że nie jestem najlepszym przyjacielem…- Już miałam się odezwać. Naprawdę miałam ochotę go zapytać o Kubę. Ale się powstrzymałam. – Ale to dlatego, że nie potrafię… Nawet zdania nie mogę skleić, eh. W każdym bądź razie bardzo mi się podobasz.
Zrobiłam wielkie oczy. Wieki temu chciałam to od niego usłyszeć! A teraz, kiedy znam jego czarne czyny… Czy jestem w stanie spojrzeć na niego, jakby nic się nie wydarzyło?
- Żartujesz?- Wymsknęło mi się.
- Nie.- Westchnął i spojrzał mi w końcu w oczy.- Bardzo mi się podobasz. Bardzo.
- Alan, czy ty siebie słyszysz? Ty masz DZIEWCZYNĘ! – Wszystko we mnie zaczęło krzyczeć. W brzuchu poczułam motyle, na twarz wystąpiły rumieńce…
- Ola, ale ja zerwałem z Jolą.
- CO!?- Krzyknęłam niemal spadając z ławki.
- Zerwałem z nią.
- Ale dlaczego?!
- Bo nic już do niej nie czuję.- I ten jego kpiący uśmieszek… Jakby mówił, że nigdy niczego nie czuł.- Poza tym, ona bardziej interesuje się Karolem.
- A już myślałam, że po prostu jesteś ślepy.- Zakpiłam, jednocześnie ciesząc się z takiego obrotu sprawy.  Tylko… czy powinnam? Wciąż z tyłu głowy mam ostrzeżenie od Kuby.
- A poza tym… działasz na mnie w taki sposób, że nie mogę przestać o tobie myśleć.
- Alan…- Syknęłam, bo strasznie zaczął mnie zawstydzać. Serce po jego słowach zaczęło bić jeszcze szybciej i jeszcze mocniej, niż kiedy siadałam obok niego.
- Wiem, że też nie jestem ci obojętny. Widzę to.
- Serio?- Przestraszyłam się, że aż tak może wyczuć, co ja czuję.
- Tak. I dlatego chciałem się ciebie spytać… Już od dawna o tym myślałam. Dawno powinienem zapytać… chciałabyś być ze mną?
O żeż kurwa. 


****
Dobra, wiem. Dzisiaj krótko. Ale chyba w końcu zaczęło się coś dziać? Wciąż sie boję, że Was tylko zanudzam :C

Jutro poniedziałek :C Tak bardzo nie chce! Czuję potrzebę dłuższego weekendu. Takiego tygodniowego. W ogóle nic nie zrobiłam. Miałam sie uczyć, a czytałam "Cztery sekundy do stracenia". Tak w ogóle to polecam, super książka ;D Przeczytałam ją w jeden dzień, więc...  Oczywiście w tym czasie mogłam robić tysiące innych rzeczy. Na przykład czytać lekturę na rozszerzony polski, która ma jakieś 750 stron. Ale mam jeszcze tydzień. Spokojnie, dam radę. Chyba. Albo mogłam też uczyć się na kartkówkę ze słówek na niemiecki. Znienawidzony przeze mnie język. W ogóle do tej pory nie mogę sama siebie zrozumieć, dlaczego wybrałam niemiecki zamiast włoskiego? Błąd życia.
W każdym razie, dziękuję za czytanie moich wypocin. Tych u góry. I za komentarze! I wyświetlenia!

Powoli zbliżam się do końca pierwszej części tego opowiadania. W sumie samo tak wyszło, że pierwsza część ma ponad 40rozdziałów. Tak już mam, jak się zacznę rozpisywać... No właśnie.

Dotrwaliście do końca? Przepraszam.

Liczę na Wasze komentarze, oceny i teorie związane z życiem Aleksandry Soweckiej. 

Pozdrawiam ;**

czwartek, 24 września 2015

Rozdział XLIV



Poznałam od razu kobietę stojącą przede mną. Kilka razy Igła pokazywał mi jej zdjęcia, a teraz mam okazję ją poznać. To kolejna cicha postać z życia mojej matki. Rudowłosa wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Jesteś Ola?- Wydusiła w końcu.
- Yy, tak. A pani to…
- Aneta.- Wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnęłam. – Miło mi w końcu ciebie poznać!
- Jest pani jedną z przyjaciółek mojej mamy?
- Mów mi na ty, proszę.- Uśmiechnęła się nie spuszczając ze mnie wzroku.- Szczerze mówiąc to nie wiem jak powinnam określić naszą relację z Marzeną. Nie kontaktowała się ze mną od szesnastu lat.
- Co?- Z szoku aż usiadła na kanapie.- Dlaczego?!
- Nie mam pojęcia. Wiedziałam, że urodziła córkę. I że mieszka w Londynie. Nigdy mi nie wyjaśniła prawdziwego powodu swojego wyjazdu.
- Net, napijesz się jeszcze herbaty?- Wtrąciła Iwona.- Ola?
Pokiwałam przecząco głową, zbyt zainteresowana nowym gościem. Nie mogę uwierzyć, że właśnie z nią rozmawiam.
- A dlaczego przyjechałaś?- Nie wytrzymałam. Musiałam zadać to pytanie.
- Obiecałam odwiedzić rodzinę Igły. Nie widzieliśmy się z rok chyba!
- No wiesz, ja proponowałem spotkania…- Uśmiechnął się Krzysiek.
- Wiem, wiem. Moja wina Przyznaję się! – Uniosła ręce w geście pokoju.- Ale naprawdę tamten rok był szalony.
- Rozumiemy… Nie musisz się tłumaczyć.- Szybko wyjaśniła żona Ignaczaka.
- Nadal nie mogę pojąć, dlaczego tyle lat minęło… I wszystko się zmieniło, a ja czuję, jakby każda część była na swoim miejscu.- Rozmarzyła się Aneta. – Dziękuję, że byliście na rocznicy.
- Wiesz dobrze, że nie unikamy tego!- Wszyscy nagle się spięli. Oprócz mnie, bo chyba nie wiem o co chodzi.- Szkoda, że syna nie przywiozłaś. Jako chrzestny chyba zaniedbałem swoje Obowiązki.
- Moje biedactwo, chory jest.
- Ostatnio wszyscy chorzy.- Mruknęłam, ale usłyszeli.
- O, a kto taki?- Zachichotał Igła posyłając mi figlarny uśmieszek.
- Wiele OSÓB.- Odparłam twardo.- Kuby dziś nie było, pewnie jutro też nie przyjdzie.
- A to nie byłaś dzisiaj u niego?- Uniósł brwi. Ale ja go już dość dobrze znam i wiem, że on wie. Ale skąd, tego ja nie wiem.
- Może.
- Jest szerokie i głębokie.
- Chyba mylisz pojęcia!
- No ja widzę, że trafiła ci się niezła przeciwniczka! Jak bym słyszała Marzenkę…- Uśmiechnęła się promiennie Aneta.
- Wdało się to w nią, fakt.- Przyznał. Ok. A może mi powiecie po kim odziedziczyłam resztę moich zalet i wad. Ale w sumie to chyba przede wszystkim zalet? Mam jakieś wady…?
- Co u mamy?- Kobieta ponownie zaczęła się we mnie intensywnie wpatrywać.
- Nie wiem. Nie gadałyśmy od dwóch tygodni.- Przyznałam wstydliwie.
- Nawet nie poznałam twojego taty! Pewnie jest tak samo uroczy, jak ty!
- Och, mój tata jest dość… różnorodny. Znaczy… trudno powiedzieć, jaki jest.- A nawet, kim jest – dodałam w myślach.
- Typowe u wielu facetów… A propos! Masz jakiegoś przystojniaka?- Mrugnęła do mnie. Chyba zaczynam się czuć jak na odwiedzinach u babci.
- Ehm…- Odchrząknęłam, ale zanim się wypowiedziałam, Igła zrobił to za mnie.
- Myślę, że ma. A nawet kilku.- Ten jego uśmiech pod nosem jeszcze bardziej mnie zirytował. Posłałam mu nienawistne spojrzenie i wróciłam do rozmowy z Anetą zwłaszcza, że wspomniała o moim przyjacielu.
- Aaaa ten Kuba? Tak?
- Co?- Zachichotałam.- Oj, nie! W żadnym wypadku.
- Taaak. Zawsze się tak mówi: to tylko przyjaciel. Prawda, Iwona?
- My coś o tym wiemy.- Zgodziła się i chwyciła męża za rękę.
- Nie. Ja i Kuba… Po prostu jesteśmy jak…- Jak mogę wytłumaczyć bardziej delikatnie jego orientację? Jesteśmy w tym samym worku! On też kocha facetów! Serio? Ugh!
- Kubie nie podobają się dziewczyny.- Oznajmił spokojnie Ignaczak. Odetchnęłam z ulgą, że wypowiedział te słowa za mnie. Ale po chwili…
- Skąd….?- Otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się w niego.
- Nie trudno zgadnąć.- Uśmiechnął się. – Ale chyba Zibi nic o tym nie wie, co? Bo wiesz… Mi się wydaje, że on uważa, że ma już dwóch rywali. Biedak nie ma pojęcia, jak ma walczyć o twoje względy.- Zaśmiał się głośno, na co Iwona dała mu kuksańca i posłała znaczące spojrzenie.
- Igła, weź nie żartuj, co?- Tez się zaśmiałam. Krzysiek uwielbia żartować, ale tego typu żarty mnie nie bawią akurat.
- Ja żartuję!- Westchnął i przewrócił oczami. No i jak ja mam to interpretować? Jak zrozumieć? Przecież Bartman to kolega. Nikt więcej i on o tym na pewno dobrze wie. Przecież chyba zauważyła bym, gdyby coś było na rzeczy… Bo bym zauważyła, prawda?
- Przecież ja i on to tylko przyjaciele.- Wyjaśniłam. Skinął tylko głową, bo wyraźnie Iwona zakazała mu się więcej odzywać.
- Opowiadaj, co u ciebie?- Zagadnęła Iwona Anetę. W tym czasie ja poszłam się przebrać, skorzystałam z ubikacji i wróciłam. Akurat gość zaczął się zbierać.
- Mogę cię odprowadzi?- Zapytałam, gdy już się pożegnała i miała wychodzić.
- Jasne.- Skinęła na mnie, więc wyszłam na dwór wkładając ręce głęboko w bawełnianą bluzę.- O co chodzi?
- Mam kilka pytań…
- Wiesz co, Ola? Dam ci mój numer, okej? Zadzwoń do mnie, napisz. Umówimy się, spotkamy i pogadamy na spokojnie. Wiem, że na pewno masz dużo pytań. Tez bym miała.
- Więc wiesz, że ja…
- Nie wiem nic, co by mi Krzysiek nie przekazał. Dowiedziałam się, że przyjechałaś to postanowiłam cię poznać. A jesteś naprawdę inteligentną dziewczyną. Jak twoja mama.- Uśmiechnęła się, wsiadła do samochodu i odjechała.
Zanim zdążyłam wejść do domu, musiałam pozbyć się Azora, który wskoczył na moje plecy i o mało co nie przewrócił. W korytarzu natknęłam się na Ignaczaka.
- Tego psa to mógłbyś może zamykać, hę?- Warknęłam zła.
- To jest wielki pies. Musi biegać!
- A ja muszę chodzić. Nie z duszą na ramieniu!- Ominęłam go i wpadłam do swojego pokoju. Stanęłam przed łóżkiem i wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w rozłożone zeszyty i książki. Zacisnęłam wargi, zrzuciłam wszystko z kołdry i poszłam spać, słuchając 1D.

*** 

Kolejny dzień w szkole spędziłam na rozmowach z Alanem. I nawet Jolka, która nam towarzyszyła, już tak bardzo mi nie przeszkadzała, jak kiedyś. Poza tym ona zaczęła zarywać do Karola. Morczewski nie zwracał na to zbytniej uwagi, co mnie kolejny raz zdziwiło. Wręcz wytrąciło z równowagi.
No jaki normalny chłopak nie zwraca uwagi, kiedy jego przyjaciel kładzie rękę na udo jego dziewczyny? Normalnie to by już Rok (tak się nazywa Karol, co udało mi się ustalić!) dostał po ryju, a o Mariusz, z który dość często się sprzecza, poprawiłby mu z drugiej strony.
W końcu stwierdzam, że trafiłam do grupy ludzi tak zwanej grupy dziwnej. Sama się zastanawiam, co ja tam robię. Właśnie pisałam z Kubą i stwierdził, że nie będzie go do końca tygodnia. Suuuper po prostu!
Teraz przesiadłam się do autobusu, który jedzie w kierunku bloku Zbyszka. No ciekawe, jak to on choruje. 

Zamknęłam szybko zeszyt i schowałam do torby. Wysiadłam na odpowiednim przystanku i w drodze do Bartmana zrobiłam kolejne zakupy. Dobrze, że dostałam już hajs. W sumie to bardzo cieżko na niego zapracowałam.
Wjechałam na odpowiednie piętro i zapukałam do drzwi.
- No, już myślałam, że mi nie otworzysz!- Wepchnęłam się do środka nie dając mu nic powiedzieć.- Co ty na to, żebym zrobiła dziś dla ciebie rosół? Specjalnie grzebałam w necie przepis, jak tu jechałam. W ogóle to jak się czujesz? Nadal masz gorączkę? Pamiętasz o naszym układzie, co?- Odstawiłam w kuchni wszystkie reklamówki i spojrzałam na niego, opartego o framugę drzwi z podkrążonymi oczami, jeszcze bardziej zmierzwionymi włosami i słabym uśmiechem.
- Jesteś blady.
- Nie powinnaś jednak była przychodzić.- Zachrypiał i kaszlnął.
- Dlaczego? Przecież trzeba się tobą zająć!
- Nie powinnaś mnie widzieć w takim stanie.- Uniósł jeden kącik ust patrząc na mnie spod lekko przymkniętych powiek. – Powinnaś mnie oglądać zdrowego, przystojnego, pełnego energii faceta. A nie kupę gówna.
- Nie pierdol.- Wkurzyłam się, podeszłam do niego.- Masz gorączkę?- Wzruszył ramionami. Zrobiła niezadowoloną minę, że nie zalecił się do moich wczorajszych poleceń. Dotknęłam ręką jego czoła.- W sumie nie jest najgorzej. Lepiej niż ostatnio.
- To dlatego, że przyszłaś.
- Ale do lekarza i tak idziemy!- Klasnęłam w ręce. Zerknęłam na godzinę w telefonie. – Masz piętnaście minut, żeby się zebrać. Wiesz, gdzie jest przychodnia?
- Nie ma sensu, żebym gdziekolwiek jechał…
- Zbyszek!- Warknęłam niemalże tupiąc nogą.
- Daj mi dokończyć! Chodzi o to, że przyjedzie za godzinę mój lekarz klubowy.
- Pieniek wpadnie?- Ucieszyłam się.
- Nie. Inny, nie znasz. W sumie to się nie poznaliście.- Wzruszył ramionami.- Zadzwonił do mnie i obiecał, że przyjedzie dzisiaj o siedemnastej.
- Super. Ale połóż się już, co?- Zaproponowałam.- Jesteś tak blady, że zaraz zemdlejesz…
- Chyba nie dam rady sama dojść do sypialni.- Mruknął. Nagle odległość między nami stała się dla mnie uciążliwa.
- Próbujesz mnie wykorzystać?- Uniosłam brew.
- A dasz się?
- A wyglądam na taką?
- Fakt.- Skinął głową i odszedł. A ja zabrałam się za gotowanie zupy.
Jak tak dalej pójdzie to stanę się mistrzem kuchni!
Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Leż! Ja otworzę!- Krzyknęłam do siatkarza i przywitałam się z mężczyzną w średnim wieku. Łysy, w okularach. – Dzień dobry.
- Dzień dobry. Czy ja dobrze trafiłem? Mieszkanie pana Bartmana?
- Tak, tak. Proszę wejść.- Zaprosiłam gościa do środka.
- Nazywam się Ireneusz Szwakowicz. Jestem lekarzem z klubu.
- Aleksandra, miło mi.
- To gdzie mój pacjent?
- A tak, już… Proszę za mną.- Udałam się w kierunku sypialni Zbyszka. Zapukałam i zajrzałam przez uchylone drzwi. – Zibi? Lekarz już jest.
- Wpuść go.- Poprosił i poprawił się na łóżku. Zaprosiłam gestem pana Irka i zamknęłam za nimi drzwi. Wróciłam do kuchni robić swoje rzeczy. Po jakimś czasie, zostałam przywołana. Niepewnie wróciłam do pokoju.
- Tak?
- Obawiam się, że będzie się pani musiała nim odpowiednio zająć.- Uśmiechnął się do mnie.- Zbyszek jest strasznie uparty i nie chce mnie słuchać!
- Oj tam od razu nie chcę… Po prostu nie zgadzam się.
- Musisz brać antybiotyk. Jak tak dalej pójdzie dostaniesz zapalenia płuc!- Zirytował się mężczyzna.
- Nie dostanę żadnego…
- Zbyszek!- Warknęłam ostrzegawczo. Popatrzył na mnie swoimi wielkimi szklącymi się oczami. I to on ustąpił.
- Niech będzie.- Westchnął.
- No nareszcie!- Ucieszył się lekarz. Receptę i wskazania zostawiam tutaj.- Położył na szafce nocnej i wstał. Już miał wychodzić, kiedy obrócił się do Zbyszka i powiedział:
- Masz szczęście, że ona jest z tobą. Nie wiem, czy ktokolwiek inny by wytrzymał twoje humorki. – Pokręcił głową, pożegnał się i wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi na klucz. Zaciekawiona, o co tez chodziło mężczyźnie, wróciłam do pokoju Zbyszka, który… No właśnie. Ściągnął bluzę, rzucił na krzesło pod ścianą akurat jak weszłam do pokoju.
- Przepraszam.- Zatrzymałam się w pół kroku.
- Przecież nie widzisz mnie rozebranego po raz pierwszy.- Prychnął. Podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać. – Kurwa mać, gdzie ona jest?
- Czego szukasz?- Spytałam odczytując receptę.- Będę musiała do apteki iść i…
- Nie!- Warknął zatrzaskując drzwi szafy. Zaskoczona spojrzałam na niego. Ciężko westchnął.- Sorry. Nie chciałem. Po prostu nie mogę pozwolić, żebyś to wszystko dla mnie robiła, rozumiesz?
- Zibi… Mówiłam ci już, gdzie mam te twoje widzimisię. – Przewróciłam oczami odkładając kartkę na swoje miejsce. Podeszłam do niego.- Naleję ci rosołu. I pójdę do apteki.- Powiedziałam stanowczo.
- Oluś, nie możesz…- Jęknął.
- Mogę. Bo chcę. A wiesz, że jak coś chcę to dostaję to.
- Ostatnio zastanawiam się, czy to twoja wada czy zaleta.- Mruknął i zaczął rozcierać sobie ramiona.
- Jezus Maria! Przecież tobie na pewno jest zimno!
- Rozgrzewa mnie twój widok.
- Nie żartuj, tylko natychmiast się ubieraj.- Rozkazałam. Nie ruszył się, więc wyminęłam go, otworzyłam szafę, wyciągnęłam pierwszą z brzegu bluzę i mu podałam.- Masz. Jak przyjdę to widzę cię leżącego. Pod kołdrą.
I wyszłam.

***
- To co? Opowiesz mi coś o tej twojej dziewczynie?- Zagadałam podając mu rosół.
- Byłej dziewczynie.- Wymamrotał między kolejnymi łyżkami zupy.
- Nie ważne. To jak?
- Nudna historia. Poza tym po co ci to wiedzieć?- Zerknął na mnie podejrzliwie.
- Jestem ciekawa.- Wzruszyłam ramionami.
- Nie dzisiaj.
- To kiedy?- Westchnęłam.
- Kiedyś na pewno.- Posłał mi perskie oczko.
A ja wiedziałam już jedno na pewno. Zbyszek stara się ukryć przede mną coś, co się wydarzyło w jego życiu.

***
Następnego dnia w szkole zobaczyłam coś, co odpowiadało na kilka pytań, a jednocześnie zadawało kolejne.
Otóż siedzę sobie na stołówce. Alan poszedł dla nas po jedzenie, Jolka gdzieś wybyła z Martą. Pisałam SMSY z Kubą i Zbyszkiem co jakiś czas pytając się, jak się czują. Do tego plotkowałam z nimi na temat rożnych ludzi.
- Idziesz ze mną teraz na trening?- Zadał mi pytanie Morczewski.
- Tak, jasne.- Uśmiechnęłam się i wstałam. Odebrałam od niego wodę niegazowaną oraz Kinder Delice. Przechodziłam między stolikami i nagle, całkiem niespodziewania coś rzuciło mi się w oczy.
Zatrzymałam się w miejscu i wpatrywałam w dziewczynę czytająca książkę.
- Co jest?- Szturchnął mnie Alan. Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do Krótkowłosej blondynki w okularach.
- Hej. Co czytasz?- Uśmiechnęłam się. Ale ledwo zwracałam uwagę na nią. Dziewczyna oderwała się od lektury i spojrzała na mnie ciekawie.
- O co chodzi?
- Zainteresowała mnie twoja książka… Mogę zobaczyć?
- Jasne.- Podała mi ją, wkładając zakładkę w miejsce, gdzie skończyła czytać.- To książka Nieznanego.
Spojrzałam na okładkę. 

MÓJ ŻYCiOWY MOMENT 




*** 

Witajcie! Mam nadzieję, że jako tako się spodobał. Jak myślicie, kim była ta kobieta? I o co chodzi z tą książką? Macie jakieś teorie? W kolejnym rozdziale pojawią się wyjaśnienia i kilka innych, dość ciekawych szczegółów ;p Dodam w weekend.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze <3