niedziela, 13 września 2015

Rozdział XLIII



Po urodzinach jeszcze przez kilka dni myślałam o swoich przyjaciołach. Karo i Natka zadzwoniły do mnie wieczorem, następnego dnia. Błagały o wybaczenie, jakbym ich królem była. Znaczy się królową. Nie ważne. Od Alana dostałam dużego misia. Od siatkarzy wiadomo – niezła imprezka.
Książkę skończyłam czytać. A nawet kilka cytatów mogę przytoczyć…
„Pobiegłem za nią, ale nie byłem jedyny. Oczywiście on zjawił się pierwszy. Schowałem się za krzakami i obserwowałem ich. Jej gesty wskazywały na to, że jest wzburzona. Chyba się kłócą… Z jednej strony chciałem im przerwać, rozdzielić. Ale pewna myśl nie dawała mi spokoju… Gdyby między nimi coś się popsuło… ja mógłbym się nią zająć.”
Nie wiem, czy to desperacja, czy raczej tylko fantazje autora, ale to jest idiotyczna historia. Do tego nie dokończona. Urywa się w bardzo ciekawy momencie.
„Nie miałem pojęcia, jak wiele dla mnie znaczył. Jak wiele znaczy dla niej. Nigdy nie wybaczę sobie tego, co mu zrobiłem. Ale ona… Ją wciąż będę kochał. Już zawsze…”
Jestem pewna, że to nie koniec. Te trzy kropki bardzo mnie zastanowiły. Niby nic takiego, ale wiem, że coś było dalej. Tylko, jakby autor nie chciał nic więcej dodać, żeby za dużo nie wyjawić.
Nie ważne, jadę właśnie autobusem i zaraz wysiadam przy szkole. Może mój drogi przyjaciel Kuba mi pomoże!

Nacisnęłam zielony przycisk, który informuje kierowcę, że ma się zatrzymać. Po chwili już maszerowałam przez plac szkolny. Wchodząc po schodach natknęłam się na Sokołowskiego.
- Cześć, Kuba!- Cmoknęłam go przelotnie w policzek.
- Cześć.- Odpowiedział markotnie.
- Co się stało?- Zerknęłam na niego uważnie. Kwaśna mina nie pasowała do wiecznie wesołego przyjaciela.
- Chyba zaraz zwymiotuję. Serio nie jest ze mną najlepiej.- Skrzywił się.
- Jesteś chory?
- Nie wiem. Chyba nie… Ale kręci mnie w żołądku od samego rana. Ale może to przez nadchodzący angielski.- Jeszcze bardziej się zasępił.
- Nie martw się. Przecież ci pomogę, nie? Od czego ma się przyjaciół?- Błysnęłam do niego szerokim uśmiechem. Jednak to go nawet nie rozweseliło o cal. Westchnęłam zrezygnowana.
I tak praktycznie przez cały dzień. Nawet się nie uśmiechnął. Na długiej przerwie oświadczył, że nie ma siły iść na stołówkę. Usiadł na podłodze, oparł się o ścianę i patrzył tępo przed siebie. Wtedy zrozumiałam, że stres nie miał tutaj nic do rzeczy.
- Przyniosę ci herbaty.- Powiedziałam i wyszłam z głównego korytarza. Przeszła do sklepiku i stanęłam na końcu dość długiej kolejki. Oparłam się o ścianę i zaczęłam myśleć na temat tego, co wczoraj przeczytałam. Po kilku chwilach dopiero uświadomiłam sobie, że ktoś mnie woła.
- Ola! Ola! Ey… OooooLLAAA!- Uniosłam głowę i dostrzegłam machającego do mnie Alana. Stoi ze swoimi kolegami z drużyny siatkówki i uśmiecha się szeroko do mnie. Kiwnął na mnie, więc ruszyłam w jego stronę. – Cześć, Oluś!
- Hej.- Odparłam, przybijając z każdym piątkę. Tak, już taką pozycję zdobyłam dzięki niektórym znajomością.
- Chcesz, to ci kupię coś dobrego.- Powiedział Morczewski. Nie zdążyłam zaprotestować, a on już odwrócił się do starszej pani, która sprzedawała różne smaczne rzeczy.
- Widzieliśmy cię na meczu Resovii.- Zagadnął Karol. Spojrzałam na niego zbita z tropu.- To co dla ciebie oni zrobili… No wiesz, po meczu. Kiedy wszyscy zaczęli śpiewać…
- A, to.- Zarumieniłam się na samo spojrzenie.
- Jesteś z nimi wszystkimi przyjaciółmi?- Dopytywał Mariusz. Kiwnęłam głową. Zrobił wielkie oczy.
- Te, uważaj bo ci z orbit wyjdą!- Stuknął go mocno w plecy Karol. Ten mu odda, ale po chwili si uspokoili.
- Byliście wtedy na meczu?
- No jasne! Na wielu jesteśmy.- Uśmiechnął się Adrian. Wtedy wrócił Alan.
- Proszę bardzo.- Podał mi jabłko, bułkę i sok pomarańczowy i gorzką herbatę.
- Dziękuję… Ile mam ci oddać?- Dodałam zaraz, lekko zawstydzona, że właśnie kupił mi śniadanie.
- Nie musisz, serio. Ale mam nadzieję, że wpadniesz na nasz trening?
- No właśnie!- Mariusz od razu wyrósł przed nami.- Czekamy na ciebie na treningu.
- Postaram się.- Obiecałam. Odwróciłam się i wróciłam do Kuby. Nabrał kolorów, gdy wypił kubek gorącego płynu.
- Coś mi się wydaje, że jutro mnie nie będzie w szkole.- Skrzywił się.
- Jak ja sobie bez ciebie poradzę?- Zrobiłam smutną minkę.- Może pójdę i się dziś tobą zajmę?
- Nie musisz. Moja mama wystarczająco mnie wymęczy…- Westchnął i wstał.- A teraz czas na ostatnie dwie lekcje.
- Na pewno sobie poradzisz?- Spytałam go, dwie godziny później.
- Spoko. Tata już jest.- Wskazał na czerwone auto. Kiwnęłam głową i się pożegnałam. Kiedy odjechał, zaczęłam się rozglądać, kto przyjechał… po mnie. Byłam pewna, że dzisiaj ujrzę jak zwykle uśmiechniętą twarz Bartmana. Ale spanikowałam, kiedy nie zauważyłam znajomego samochodu. Przeszłam przez tłum drugoklasistów, ominęłam kilka grupek z klasy 3c. Mijałam kolejne samochody i nagle ktoś się za mną wydarł.
- Ola! Nie poznałaś mnie?- Natychmiast się odwróciłam.
- Dziku?- Zmarszczyłam brwi na jego widok.- Co ty tutaj robisz?
- No jak to ,co? Przyjechałem po ciebie! Wsiadaj, bo zimno.- Rozkazał, co z przyjemnością uczyniłam. Rzuciłam torbę na tylne siedzenie.
- Auaaaa!- Jęknął ktoś. Odwróciłam się szybko z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Przepraszam.- Jęknęłam na widok Nowakowskiego. Potem szybko zasłoniłam dolną twarz rękami, żeby nie zobaczył mojego uśmiechu.- Nie chciałam.- Wykrztusiłam.
- Co ty nosisz tutaj?!- Pisnął.- Kamienie?
- Podręczniki. No, może jeszcze encyklopedię, słowniki i kosmetyczkę.- Zrobili taką minę, jakbym była kosmitką. Zaczęłam się śmiać.- Żartowałam.
- Dziewczyno, gdybym cię nie znał, to bym pomyślał, że mówisz serio…- Syknął Michał.
- Dzięki.- Wyszczerzyłam się.- Dobra, to teraz proszę mi wytłumaczyć!
- Ale co?- Kubiak ruszył z parkingu.
- Co tu robicie? Nie miał przyjechać Zbyszek?- Uniosłam jedną brew i zerkałam to na jednego, to na drugiego.
- Zapnij pas, Olka.-Przypomniał Dziku.
- Jaki przepisowy…- Wywróciłam oczami, ale wykonałam jego prośbę. – No więc?
- Zibi nie mógł.
- Dlaczego?
- Mówiłem ci, Misiek. Ona bez niego nie przeżyje dnia!
- Nie ma tak, mówiłem podobnie!- Zaprotestował.
- Halo? Powie mi ktoś?
- Chory jest i leży u siebie w mieszkaniu. – Odpowiedział mi w końcu Michał. Chyba miałam zabawną minę, bo parsknęli śmiechem.
- Mówiłem ci. Ona się zaraz rozpłacze.
- Co mu jest?- Dopytywałam, nie zważając na ich komentarze.
- Sama go zapytaj.- Wzruszył ramionami kierowca. Chciałam jak najszybciej wysłać Bartmanowi sms’a z prośbą o wyjaśnienia. Jednak powstrzymałam się, gdy przed oczami odegrała mi się scena szydzących siatkarzy.
- Okej.- Udałam obojętną, ale po głowie chodziły mi różne myśli. Kuba się dziś źle czuł, jutro chyba nie przyjdzie do szkoły. Zbyszek też chory… Ciekawe, czy nim ma się kto zająć? Może potrzebuje pomocy?
- Ola, nie martw się. Nic mu nie będzie.- Uśmiechnął się do mnie łagodnie najlepszy przyjaciel Bartmana. Kiwnęłam głową.
- No jasne, że tak!- Zachichotałam.

***

- Ola, weźmiesz jeszcze tę teczkę?- Poprosiła mnie Iwona.
- Jasne. – Zabrałam i wyszłam z biura. Akurat wtedy skończyli trening siatkarze.
- Nadal rozpaczasz, że nie ma twojego Zibiego?- Zachichotał Fabian.
- Kubiak! Pit!- Warknęłam na nich, którzy zaśmiewali się ze mnie.- Igła, weź ich ode mnie walnij w łeb.
- Okej. W sumie mi to na rękę.- Wzruszył ramionami i walnął ich, oczywiście mu oddali. Uśmiechnęłam się na to.
- Co nie zmienia faktu, że i tak wiem.- Mrugnął. Zacisnęłam mocno usta i udałam się do auta.
W domu okazało się, że dzieciaki też chore. Dominika ma katar, a Seba gorączkę. Aby się nie zarazić, szybko udałam się do swojego pokoju. 

Odpowiedz: Czemu Cie nie było??
Nie spodziewałam się szybkiej odpowiedzi, więc odłożyłam telefon i wyciągnęłam książki. Wtedy odpisał.
Wiadomość: Jestem chory ;/ Ale nie martw się tak bardzo o mnie. Dam sobie radę XD
Odpowiedz: A idź! ;-;
Wiadomość: Nie mogę. Leżę w łóżku i jest mi cholernie zimno :c
Odpowiedz: Czyli masz gorączkę? Masakra. Dzieciaki i Kuba też chory :c
Wiadomość: Im też zimno? Mi by się przydał ktoś do ogrzania ;)))
Odpowiedz: Jak słowo daję przyłożę ci!
Wiadomość: Już się doczekać nie mogę!!!! :D
Odpowiedz: Na twoim miejscu bym się bała. Spytaj Jolki :d
Wiadomość: Słyszałem. Wreszcie sobie z nią poradziłaś i możesz spotkać się z Alanem : ))
Odpowiedz: TAK! Czyli co? Dumny jesteś ze mnie?

Ale odpowiedzi się nie doczekałam. 

Może zasnął. Troszkę mnie uspokoił tą rozmową, ale jakoś… Chyba jutro się do niego wybiorę. Na szczęście pamiętam adres! Nie wierzę, że się o niego martwię! Oczywiście, jesteśmy przyjaciółmi, ale… No kurde. Co mnie kusi, żeby tam jechać? To nic poważnego, tylko zwykłe przeziębienie. Więc, dlaczego jestem taka niespokojna? Boję się o niego. Jako przyjaciela. Znamy się już trochę. Powiedzmy, że o każdego przyjaciel abym się tak bała. Na przykład o Kubę. Jemu zaproponowałam, że przyjadę… Więc, to nic takiego, że o tym samym pomyślałam do Bartmana.
Tymi zapisanymi do pamiętnika słowami trochę się uspokoiłam. Następnie zabrałam się do odrabiania lekcji.

*** 

- Nie zapomnij śniadania!- Zawołała za mną Iwona.- Zrobiłam twoje ulubione kanapki.
- Dzięki.- Uśmiechnęłam się i porwałam jedzenie z blatu.- Idziesz dzisiaj do Resovii?
- Nie. Muszę zająć się dziećmi.- Odparła.- A ty? Jeśli chcesz, możesz nie iść. Przychodzi dziś jakiś stażysta, więc nawet roboty nie będziesz miała.
- No zobaczę. Zależy, jak się wszystko ułoży…- Zmarszczyłam brwi. Już miałam iść, ale postanowiłam się jej zapytać.- Jakim autobusem dojadę na Brzozowskiego?
- Chyba 41. A co?
- Tak się pytam. Może pozwiedzam okolicę.- Mrugnęłam i wybiegłam do czekającego na mnie Igłę.
- Dłużej nie mogłaś, prawda?- Zakpił ruszając z miejsca.
- Nie bardzo. Wiesz, Iwona mnie zatrzymała.
- No tak. Mogłem się domyślić… Nie obrazisz się, jak podjadę najpierw po Pita?
- Czy on nie ma samochodu?
- Na razie nie. Oszczędza na dom.
- O, jaki dom?! Czemu ja nic nie wiem?!- Zmarszczyłam brwi zirytowana.
- Bo ci nie powiedział.- Odparł, jakbym nie wiedziała. Faceci…- W każdym razie ode mnie tego nie wiesz.
- Jasne. A jaki dom?
- Na wsi jakiś. Podobno z dziewczyną planują już wspólne życie. – Wzruszył ramionami.
- A więc nasz Piotruś dorósł…
- Ładnie to ujęłaś.- Przyznał z uśmiechem.
- Dzięki.-Wyszczerzyłam się.- A. Nie będzie mnie dzisiaj u was.
- Czemu?
- Bo mam sprawę do załatwienia.
- Jaką?- Dopytywał podejrzliwie.
- Spokojnie, Krzysiek. Nie mam zamiaru uciekać do Anglii. – Zachichotałam.
- To nie jest śmieszne! Nikt nie chce żebyś wyjeżdżała.
- Jadę do Kuby bo jest chory. Wracam wieczorem.
- Na pewno do Kuby? A nie do…
- Kogo?- Przerwałam mu udając zaciekawienie. Jednak jestem świadoma, że on jest świadomy, iż mam zamiar jechać do Zbyszka. W sumie, czemu to przed nim ukrywam? A, no tak. Bo zarz rozgada całemu światu.
- Nie ważne. Tylko wróć cała.
- Okej. – Podjechaliśmy pod blok Nowakowskiego. Po kilku minutach wyszedł i wsiadł do samochodu.
- Cześć.- Przywitał się ze mną i przybił męską piątkę z Ignaczakiem. – Jak zwykle miłe towarzystwo.
- Wiem, że mnie uwielbiasz. Ale ja za chwile wysiadam.
- Szkoła fajna rzecz.- Uśmiechnął się.
- Chyba żartujesz!- Prychnęłam. Po kilkunastu minutach Iga wsadził mnie przed szkołą.
- Tylko wróć przed zmrokiem bo się martwić będę.- Zastrzegł.
- Dam sobie radę, tatusiu.- Uśmiechnęłam się szeroko i wbiegłam do szkoły. Zaczęłam rozglądać się za swoim przyjacielem, ale zapomniałam, że dziś go nie będzie. Nawet wysłał mi sms’a żebym się dobrze bawiła. Bez niego? Nie ma szans.
Tym bardziej zostałam zaskoczona, kiedy na lekcji rozszerzonego polskiego angielskiego, obok mnie usiadł Alan. Tak się składa, że te rozszerzenia mam również z nim, Choinką i Martą. Naprawdę, nigdy nie zapomnę miny Jolki!
- Nie obrazisz się, nie?- Spytał mnie, chociaż już i tak usiadł.
- Spoko. – Wzruszyłam niby obojętnie ramionami. To zdziwienie nie tylko dla mnie, ale i dla całej klasy. Więc przez cały dzień mi towarzyszył. A najlepsze jest to, że Jolka nie mogła nam tego zabronić! Nie mogła NIC zrobić.
- To ciekawe, że ona tak cicho siedzi.- Mruknął do mnie, kiedy Choinka się od nas oddalała.
- Wiesz, siła wyższa zaczęła działać. Poza tym mam pewne informacje…
- Jakie?
- Jej zapytaj. Zapytaj, co z nią. Może ci powie.- Uśmiechnęłam się. I zrobił jak powiedziałam, na kolejnej przerwie.
Usiadłam na ławce w głównym korytarzu. Alan zostawił mnie i podszedł do swojej „dziewczyny”, która najwyraźniej flirtowała z Karolem. Morczewski, albo się tym nie przejął, albo udawał, że nie widzi. W każdym razie zagadnął do niej, odeszli na bok. Widziałam jak zamarła. Spojrzała w panice to na niego, to na mnie. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i pomachałam telefonem. Zacisnęła mocno wargi, posłała nienawistne spojrzenie, a następnie coś odpowiedziała do Alana. Ten po krótkiej chwili wrócił.
- I jak?- Udałam zatroskaną.
- Nic. Stwierdziła, że wszystko w porządku. Wiem jednak, że coś ukrywa przede mną… I spytała czy na pewno chcę z nią tańczyć poloneza.
- I co ty na to?
- Przecież nie mogę odmówić, nie? W każdym razie… Chciałbym z tobą zatańczyć. Chociaż jeden taniec.
- Miło. Może znajdę dla ciebie jedną piosenkę, między tym tłumem chłopaków bijących się o mnie.- Prychnęłam.
- Nie zdziwił bym się, gdyby tak było.- Przyznał, a ja dostałam wypieków na twarzy.- Tańczysz z Kubą?
- Tak. I też raczej nie chcę go wystawić.
- Okej.

*** 

Wsiadłam do autobusu jakieś trzydzieści minut temu. Pytałam się takiej staruszki, na którym przystanku powinnam wysiąść. Pokierowała mnie i się pożegnała. Przed moją wyprawą wpadłam do spożywczego. Kupiłam świeże bułki, jajka, ser i oczywiście jakieś mięso na zupę pomidorową. Więc wysiadam teraz na przystanku obładowana torbami. Przeszłam przez jakiś park i znalazłam się na odpowiedniej ulicy. Podeszłam do bloku, w którym on mieszka. Na szczęście klatka jest otwarta. Wjechałam windą na siódme piętro i skierowałam się do drzwi z numerem 28. Zadzwoniłam.
Nikt nie otwierał przez kilka minut. Następnie usłyszałam kaszel i strzykanie zamka.
- Ola?- Jego mina jest dla mnie bezcenna. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Hejka!
- Co tutaj robisz?- Nadal nie mógł wyjść z szoku i tylko wpatrywał się we mnie.
- Przybyłam na ratunek. Mogę wejść?- Wskazałam wolną ręką pomieszczenie za nim.
- Nie powinnaś tutaj przychodzić… Jestem chory.
- I właśnie dlatego tutaj jestem!- Przepchałam się między nim a drzwiami nie czekając na zaproszenie.
Rozejrzałam się po przedpokoju. Mały, szafka na buty, wieszak i lustro. Przeszłam do kolejnego pokoju, gdzie Zibi zbierał z podłogi jakieś rzeczy.
- Trochę mam nie posprzątane… Nie miałem siły, wybacz.- Posłał mi przepraszające spojrzenie.
- Nie martw się. Po prostu zostaw to i się połóż.- Rozkazałam. Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Szare spodnie dresowe i czarna bluza. Jego włosy są w nieładzie, jednak nie artystycznym jak to ma w zwyczaju. A mimo to wygląda mega przystojnie. No i oczy. – Masz gorączkę?
- Nie wiem.
- Byłeś u lekarza?
- Nie.
- No nie wierzę! Jak dobrze, że jednak przyjechałam. Zapewne umarłbyś od gorączki. Natychmiast idź się połóż!
- Chcesz pobawić się w moją matkę?- Burknął i zatoczył. Natychmiast odstawiłam reklamówkę i go podtrzymałam.
- Jesteś w opłakanym stanie…- Zmartwiłam się.- Pomogę ci. Gdzie masz łóżko?
- Konkretna jesteś.- Zaśmiał się słabo i znów zatoczył.
- Nie pierdol, tylko mów.
- Tam.- Wskazał na przeciwległe drzwi. Zaczęłam więc go prowadzić. Próbował się oswobodzić i iść samodzielnie, jednak nie mógł złapać równowagi.
- Nie udawaj chojraka. Daj sobie pomóc, Zbyszek…- Podziałało. Wprowadziłam go do czarnego pokoju z białym sufitem i ogromnym lustrze na ścianie, gdzie znajdowało się łóżko z wygniecioną białą w czarne paski pościelą. Pod stopami poczułam miękki dywan. Podprowadziłam go do łóżka i pomogłam usiąść.
- Nie chcę, żebyś się rozchorowała przeze mnie.- Zakaszlał. Popchnęłam go na białe poduszki.
- Musisz spać. Gdzie masz termometr?- Spytałam, przykrywając go szczelnie kołdrą.
- Gdzieś w łazience.- Mruknął z zamkniętymi oczami. Natychmiast wyszłam nie domykając drzwi. Znalazłam łazienkę z białymi płytkami, kremowymi ścianami i czarnymi półkami. Kabina również miała czarne szkło. Poszperałam w jego rzeczach i znalazłam termometr.
- Działa! Dzięki Bogu…- Westchnęłam. Podałam go Bartmanowi, który chyba nie za bardzo ogarniał, co się dzieje. Udałam się do kuchni i zaczęłam gotować zupę pomidorową z makaronem.
- Dobrze, że przyjechałam. Z głodu też by umarł.- Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Nie jestem jakoś specjalnie dobra w gotowaniu, więc modliłam się, żeby wszystko mi się udało. Okazało się, że Zbyszek ma bardzo wysoką gorączkę.
- Zibi, to jest poważne. I nie mów, że nie!
- To nic takiego, przejdzie mi.- Wzruszył ramionami, jednak jego szczęka zadudniła i przykrył się jeszcze szczelniej. Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Powinieneś iść do lekarza! 39 i 7 to nie jest normalna temperatura! Jesteś rozpalony!
- Zawsze jak cię widzę.- Mruknął.
- I do tego bredzisz!- Warknęłam.- Wstawaj, idziemy do lekarza.
- Nie. Przejdzie mi.
- Uparty osioł!- Ze złości aż miałam łzy w oczach.
- Aż tak się o mnie martwisz?- Zmarszczył brwi lekko zdziwiony i rozbawiony.
- Oczywiście, że się martwię, idioto! Jesteś moim przyjacielem! Nie jestem taka, jak byś sobie mnie wyobrażał! Ja się troszczę o przyjaciół…!
- Dobra, już dobra.- Westchnął i skrzywił na moje krzyki.- Możesz ciszej? Trochę mnie głowa napierdala.
- Przepraszam.- Skruszona, natychmiast usiadłam obok niego.
- Nic się nie stało.- Kolejny raz westchnął i spojrzał na mnie swoimi zielonymi, szklącymi się oczami.- Skoro tak bardzo chcesz… Pójdę do lekarza, chociaż cholernie nie lubię.
- Super!- Klasnęłam w ręce uradowana, że osiągnęłam swój cel.- To wstawaj, ubieraj się i…
- Spokojnie. Mam warunek. A nawet kilka.- Uśmiechnął się  szelmowsko mimo swojego paskudnego stanu zdrowia.
- Oczywiście.- Przewróciłam oczami.
- Pójdę do lekarza, jeśli jutro mi się nie poprawi.- Spojrzał przenikliwie  w moje oczy, czy zrozumiałam. Kiwnęłam głową.
- A drugi?
- Normalnie, to bym cię tutaj nie zatrzymywał. Normalnie to bym cię stąd wyrzucił siłą, żebyś nie złapała ode mnie tego świństwa. Ale szczerze mówiąc, działasz na mnie w taki sposób, że już mi się polepszyło.- Wyszczerzył się.
- Nie przesadzaj okej?- Uśmiechnęłam się pobłażliwie.- Chcesz żebym wpadała do ciebie? Zresztą, nawet nie odpowiadaj. I tak byś mnie nie powstrzymał.
- Tak myślałem.- Uśmiechnął się pod nosem i zasnął.
Jakąś godzinę później nalałam mu ugotowanej zupy.
- Mam nadzieję, że się nie otrujesz.- Powiedziałam, stawiając drewnianą tacę, którą znalazłam w kuchni na jego kolanach. Dopiero teraz zauważyłam, że na przeciwległej ścianie wisi telewizor plazmowy, a pod nim jest odtwarzacz DVD. Po lewej szafa i półka z książkami. Podeszłam do tej ostatniej.
- Jest pyszna.- Odparł, gdy spróbował. Zaczęłam oglądac książki.
- Dziękuję. Chyba jedyna, jaką potrafię zrobić. A powinna ci pomóc, dobra na przeziębienie.- Wyciągnęłam kolejną książkę.- Czytasz romanse?!
- Co?- Odłożył łyżkę i spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. Podniosłam książkę.- Aaa. To nie moja.
- A kogo? Krasnoludka? – Zachichotałam.
- Mojej dziewczyny.- Wzruszył ramionami. Nie powiem – zatkało mnie. Wypuściłam z rąk książkę.
- Że co?- Bąknęłam, natychmiast ją podnosząc i odkładając na regał.
- Mojej byłej.- Powtórzył. Może to ja źle usłyszałam? – Prawdopodobnie zapomniała zabrać kilka rzeczy z nadzieją, że wrócę do niej.
- Chwila, że co?
- Długa historia.- Odpowiedział.- Mogę dokładkę?
- Ja- jasne… - Zabrałam talerz, dolałam pomidorowej. Wręczyłam mu miskę i podjęłam znów temat.- Powiesz mi, o co z tym chodziło?
- Może kiedyś.- Uśmiechnął się. Po czym szybko zmienił temat.- Ty też powinnaś zjeść. Naprawdę dobra ta twoja pomidorowa…

*** 

Wracając do Ignaczaków, cały czas zastanawiałam się nad moją reakcją. To, że usłyszałam „dziewczyna” a nie „była” to czysty przypadek. Ale całkiem nie przypadkowo otrzymałam kopa w brzuch, z liścia w twarz i… Sama nie wiem, co myśleć. To nie jest zazdrość. Chyba. W każdym razie nie może być, chyba że taka przyjacielska. W końcu przez kilka miesięcy nie widziałam go w towarzystwie innej dziewczyny, oprócz mnie. I nigdy nie uśmiechał się do innej tak, jak do mnie… Kuźwa, muszę przestać! To po prostu taka reakcja. Nic więcej. Jest moim przyjacielem.
Ale moje zachowanie wciąż mnie niepokoiło.
Otworzyłam drzwi, rzuciłam torbę pod ścianę. I wtedy usłyszałam jakieś rozmowy i śmiechy. Czyżbyśmy mieli gości?
Ściągnęłam buty i przeszłam do salonu.
- O, Ola! Dobrze, że już jesteś!- Przywitała mnie Iwona.
- Tak, wróciłam troszkę za późno. Przepraszam.- Spojrzałam na Igłę.
- Nic się nie stało.- Machnął ręką.- Ale przyszłaś o idealnej porze. Masz wyczucie czasu, powiem ci!- Wstał i wtedy za mną ktoś wszedł. Odwróciłam się i spojrzałam na gościa.
Całkiem znajoma twarz… 


****
Dziś zaszalałam! :D Mam nadzieję, że się podoba taki długi.
Przepraszam za jakieś błędy, które mogły się pojawić, ale nie zdążyłam sprawdzić. 

Pozdrawiam ;**

13 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny. Hhmmm całkiem znajoma twarz? Może to ktoś z Anglii?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Im dłuższy tym lepszy �� Nie mogę się doczekać następnego �� #Sabana

    OdpowiedzUsuń
  3. Po miesiacu szukania linka nareszcie się udało;-). Rozdział super czekam na kolejny.
    Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, naprawdę szukałaś aż miesiąc? :O Podziwiam i jednocześnie dziękuję <3

      Usuń
  4. Niesamowity blog, mogłabym czytać bez końca *.* z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;) masz niesamowity talent! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity blog, mogłabym czytać bez końca *.* z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;) masz niesamowity talent! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity blog, mogłabym czytać bez końca *.* z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;) masz niesamowity talent! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Osobiście uważam, że talentu nie posiadam, ale lubię pisać ;D

      Usuń
  7. Jeśli to Alan to masz wpierdol. Awwww Ola sie troszczy o Zbyszka*-* .
    Pozdrawiam
    ~SanDra

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy nowy? Nie moge sie doczekc :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, nie dam rady już dzisiaj nic napisać ;c Postaram się dodać coś w tygodniu ;p

      Usuń