czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział XXXVI



- To co? Opowiesz mi troszkę o swojej przeszłości?- Nie patrzyłam na niego.- Czy może mam się dowiedzieć od pani Aureli?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A co chcesz wiedzieć?- Ewidentnie jest czujny.
- Podobno poznałeś moją mamę w dzieciństwie i razem dorastaliśmy.- Zaczęłam spokojnie.
- Wiesz przecież, że nie mogę ci nic powiedzieć.- Po tych słowach wziął jednak do rąk zdjęcia. Dopiero teraz zauważyłam, że na foliach jest napisana data. Wtedy pan Stanisław wstał.
- Pogadajcie sobie, a ja pójdę do siebie.- Uśmiechnął się i wyszedł. Postanowiłam wykorzystać okazję.
- Skoro jesteśmy sami…- Zaczęłam.
- I tak nic ci nie powiem, przecież wiesz.- Zachichotał. Zrobiłam obrażona minę i po chwili uśmiechnęłam się triumfalnie.
- W takim razie opowie mi o tym twoja mama!
- Ona nic nie wie. Tata też.- Tym razem to on miał triumfalny uśmieszek na ustach.
- Jesteś okropny!- Stary, podły, wkurwiający osioł!
- A ja jestem pewny, że w tym momencie przeklinasz mnie wszystkimi możliwymi słowami.
- Powiedz mi chociaż troszkę, okej?
-  Zgoda. Masz. To są zdjęcia z roku 1989.- Podał mi kilka.- Twoja mama była moją najlepszą przyjaciółką.
- Tylko przyjaciółką?
- Powiedzmy.
- To znaczy?- Przyjrzałam się pierwszemu staremu zdjęciu. Od razu poznałam mamę, prawie w ogóle się nie zmieniła! Ale ten chłopiec…- Kto to jest?
- Ja.- Zdziwiona jeszcze raz zerknęłam na zdjęcie i na niego. I wybuchłam śmiechem.- Co cię tak bawi?
- Naprawdę miałeś wtedy takie włosy?! HAHAHAHA.
- Ha. Ha. – Wyrwał mi zdjęcie. Teraz on zaczął spoglądać.- Nie rozumiem z czego ty się śmiejesz! Włosy, jak włosy.
- Gdzie to było?
- Na łące za szkołą.- Odpowiedział bez wahania. – Twoja mama miała wtedy śliczną sukienkę na sobie.
- A właśnie… Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
- Które tym razem?- Przewrócił oczami.
- To, że była „powiedzmy” tylko twoją przyjaciółką?- Przyglądałam mu się uważnie. Ma twarz bez wyrazu, chyba pierwszy raz odkąd go zobaczyłam.
- Czy to istotne?
- Bardzo.
- Później ci powiem, okej?- Miał błagalny wzrok. Po namyśle kiwnęłam głową. Ale niech wie, że mu tego nie odpuszczę! Podał mi kolejne fotki.- Te są, gdy byliśmy na wycieczce w Warszawie z jej rodzicami. Twoimi dziadkami.
Ostrożnie oglądałam kolejne fotki. Z dziadkami nie widziałam się już kilka miesięcy. Ani od strony mamy, ani od taty. W sumie to za nimi nie tęsknię. Może trochę za babcią, mamą Marzeny.
Na tym zdjęciu Igła i mama przytulili się patrząc do obiektywu. Wyglądają tu na bardzo zżytych…
- Igła…
- Hm?- Wyrwałam go z zamyśleń.
- Dlaczego Arek miał wypadek?- Nie chciałam, żeby go tym zranić. Ale zareagował inaczej.
- Był moim najlepszym przyjacielem. Skąd o nim wiesz?- Już miałam wyjaśniać, kiedy sam wpadł.- No tak. Moja mama.
- Przepraszam, nie chciałam…
- Spokojnie, mała.- Uśmiechnął się smutno.- Był ode mnie starszy o rok. Jechał do Spały.
Moja zdezorientowana mina troszkę go rozśmieszyła.
- Ośrodka dla siatkarzy.- Wyjaśnił.- Też miałem jechać, ale musiałem coś załatwić... Do tej pory się obwiniam, że może gdybym tam z nim był, to może to wszystko by się nie stało…
- Igła… To nie twoja wina.- Bezradnie pogłaskałam go po plecach. I jak ja mam mu pomóc? Najlepiej wyjść z tego tematu.
- A czemu moja mama wyjechała z Polski?
- Bo tak zdecydowała. Poinformowała mnie o tym dwa tygodnie wcześniej. Poprosiła o pożyczenie pieniędzy i obiecała, że odda. Nie chciałem się zgodzić, żeby wyjeżdżała.
- Dlaczego?- Zmrużyłam oczy. Czyżby moja mama zostawiła Igłę dla Anglii? Nie, nie mogłaby tego zrobić…
- Utrata przyjaciół to okropna rzecz, Ola.- Wyjaśnił. Patrzyłam na niego przez chwilę. Ma błyszczące oczy.
- A co z resztą twojej paczki?- Zainteresowałam się biorąc kolejne zdjęcie. Tym razem byli na nim wszyscy: moja mama, Igła, Arek i Deuś.
- Mieszkają gdzieś w Polsce. Nie widziałem ich… Ze dwa lata będą na pewno.- Pokiwał sam sobie głową.- To zdjęcie robiła nam Iwona.
- Jaka wtedy była moja mama?- Przyglądałam się postaciom, które siedziały na kocu, na jakiejś łące. Marzena opiera się o ramię Krzyśka, który ją obejmuje. Jeden z  ich przyjaciół trzyma głowę na jej nogach. Mama ma ubrane spodenki, dzięki czemu mogę stwierdzić, że miała bardzo zgrabne i szczupłe nogi. Do tej pory takie ma, których ja nie mogłam odziedziczyć. Niestety. 
Drugi chłopak, który wygląda na najstarszego z grupy, opiera się jedną ręką na ramieniu kobiety, drugą robi rogi Krzyśkowi. Wszyscy są tu szeroko uśmiechnięci.
- Jaka była?- Powtórzył głucho.- Piękna, inteligentna… Zawsze musiała mieć ostatnie zdanie.
- Czyli prawie nic się nie zmieniło- Mruknęłam po jego ostatnich słowach. Zachichotał.
- Taaak. Mógłbym przysiąc, że każdy facet w mieście kochał się w niej.
- To miałeś niezłą konkurencję!- Zaśmiałam się radośnie.
- CO?- Nie był zaskoczony moimi słowami, ale że na to wpadłam. Tak, to zmieszanie na twarzy to na pewno skutek tego, co powiedziałam.
- Wywnioskowałam, że skoro każdemu się podobała, to tobie też…- Zaczęłam się bronić. Ale tak naprawdę ucieszyłam się z jego reakcji. To MUSI coś znaczyć!
- Wiesz co, zbieraj się.- Nagle wstał. Beret podniósł łebek i spojrzał na nas ciekawie. Pogłaskałam go.
- Gdzie? O tej porze?!
- Nie marudź! Pokarzę ci coś fajnego.- Mrugnął i podał mi rękę. Czy miałam inne wyjście, niż iść z nim? Chwyciłam jego dłoń i tez wstałam. – Ubieraj się! Idziemy na wycieczkę.


*** 

Krótką jazdę samochodem zakończyliśmy na typowym parkingu. I co w tym niezwykłego?
- Wysiadaj, idziemy.- Rozkazał i zamknął drzwi auta. Posłusznie szłam za nim w nieznanym mi kierunku. Wszędzie, gdzie się nie obejrzeć są świąteczne dekoracje, reklamy. Nagle mignęło mi w oczach coś świecącego, kolorowego i dużego.
- Co tam jest?- Wskazałam w odpowiednik kierunku. Siatkarz uśmiechnął się tajemniczo.
- Spodek.
- Jak to spodek?- Zdziwiona wyprzedziłam go. Po chwili zniknęły drzewa, a na ich miejsce rozciągały się metalowe bramki. Miały zadanie oddzielać turystów od… wielkiego czegoś.
- Mekka siatkówki.- Odparł z dumą. No tak! Gdzie by mnie indziej Igła zabrał, jak nie do obiektu zwanego Spodkiem, o godzinie dziesiątej wieczorem?
- Sorki, nie słyszałam.- Zapatrzyłam się w halę. Jest pięknie oświetlona. I duża. Ciekawe, jak jest w środku? Czy sufit i ściany też są takie okrągłe? Chciałam go o to wszystko spytać, ale nie potrafiłam się odezwać. Spojrzałam na Krzyśka. Wpatrywał się w obraz przed sobą z niemal czułością! – Czemu mnie tu zabrałeś?
- Żeby cię nie ominęło takie wspomnienie, mała.- Odpowiedział.- Będziesz się szczycić, że to widzisz.
- Nie ma co. Idealne święta!- Nie wyczuł sarkazmu. Tak naprawdę jestem mu wdzięczna za wszystko, co dla mnie robi. – Dlaczego on świeci?
- Prawie zawsze świeci.- Objaśnił.- Dawno temu przychodziliśmy tu z twoją mamą.- Oparł się o barierkę i patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Zapewne wspomina dzieciństwo. Chwila…
- Mieszkałeś tutaj? Myślałam, że pochodzisz z innego miasta!- W sumie teraz zaczęło mi się wszystko układać.
Nie odpowiedział mi. Siedzieliśmy więc w milczeniu. Zajęłam miejsce na murku, Igła uśmiechnął się i dołączył do mnie. Było miło. Może po piętnastu minutach, przerwał milczenie.
- Kochałem twoją matkę, Ola.- Zwierzył się zerkając na mnie. Wreszcie! Nareszcie coś przyznał!
- Ona pewnie ciebie też…- Uśmiechnęłam się, ale nie odwzajemnił.
- Z pewnością.- Zdawało mi się, że słyszę w jego głosie nutkę sarkazmu.- Zwłaszcza, że wybrała Londyn.
- Powiesz mi teraz, dlaczego wyjechała?
- Nie wiem. Nie powiedziała mi. Dopiero później wszystko stało się jasne… Na pogrzebie Arka widzieliśmy się ostatni raz. – Nie kontynuował. Chciałam, żeby tłumaczył dalej, żeby mówił coś. Musiałam wiedzieć! Ale coś podpowiadało mi, żebym milczała.
Więc się zamknęłam. Po chwili coś zimnego dotknęło mojego nosa. Wytarłam go rękawem kurtki i spojrzałam do góry.
- Pada śnieg!- Zachwycona szturchnęłam siatkarza w ramię.
- Przynajmniej święta będą ze śniegiem.- Uśmiechnął się, po czym stanął na murku i patrzył w niebo. Białe płatki coraz gęściej zaczęły opadać. Przyglądałam się im, dopóki nie zaintrygował mnie Igła. Skakał w miejscu.
- Co ty wyprawiasz?- Zachichotałam.
- Chodź!- Podał mi po raz kolejny rękę. Ujęłam ją i wstałam. – Popatrz do góry!
- Igła…- Westchnęłam, ale wykonałam polecenie. Przez chwilę nie rozumiałam, o co mu chodzi. Dopiero kilka sekund później…- Wow.
- Dobrze ujęłaś to w słowach.- Przyznał. Bo prawda jest taka, że nie da się inaczej tego określić. Długo wpatrywaliśmy się w niebo. Dzięki temu czułam, jakbym była w tej magicznej kuli. Tylko ja i śnieg. Nie potrafię wyjaśnić tych uczuć, które mną zawładnęły, ale zachciało mi się śpiewać. I tańczyć!
Więc zaczęłam tańczyć.
Śmiałam się głośno i wirowałam dookoła własnej osi z głową i rękami wysoko w górze. Dobrze, że murek jest szeroki… Wpadłam na siatkarza, który przypatrywał mi się z uśmiechem.
- W tym momencie cholernie przypominasz swoją mamę.- Wyszczerzył się i odgarnął mi wilgotne włosy z twarzy.- Mówiłem ci już , że masz jej oczy?
- Nie gadaj tyle, tylko zatańcz ze mną, staruszku!- Chwyciłam go za ręce i pociągnęłam za sobą. Nie musiałam dwa razy powtarzać, aby go zachęcić. Najwidoczniej też lubi tańczyć. Jak ja…
- Nie jestem stary! Mam tylko 37 lat!- Zaprotestował, obracając mnie.
- Jak dla mnie to już mógłbyś być dziadkiem…- Zażartowałam, na co zareagował dość spokojnie.
- Jak widzisz, moje dzieci na razie nie mają w planach małżeństwa i zakładania rodziny. A ich największym zmartwieniem jest to, jakimi zabawkami się pobawić.
- A!- Krzyknęłam, gdy zaczęliśmy wirować. Nagle murek stał się niesamowicie wąski i niebezpieczny. Ale mówiąc szczerze, przy Krzyśku nie czułam zagrożenia. Po prostu dobrze się bawię! Jedno trzeba mu przyznać – świetnie tańczy.
Ale nigdy nie powiem tego na głos… Niech lepiej nie wie, bo będzie się uważał za najlepszego. Co ja mówię? Przecież on już się za takiego ma!
Gdy stwierdziliśmy, że czas wracać, nasze spodnie i kurtki były już całkowicie przemoczone. Biegiem wróciliśmy do auta. Podczas jazdy włączyłam radio. Znalazłam stację, gdzie nie grali wyłącznie świątecznych piosenek. Gdy tylko rozpoznałam melodię, zaczęłam nucić. Po chwili już śpiewałam, a Igła się dołączył.
Kiedy otwierał drzwi od domu, odezwałam się.
- Wiesz co, jednak nie jesteś takim starym nudziarzem, na jakiego wyglądałeś na lotnisku…- Posłałam mu kuksańca z łokcia.

*** 

Dzieciaki już smacznie spały, gdy weszłam przebrana w piżamę do pokoju. Położyłam się do łóżka z telefonem w ręce. Nagle ekran rozbłysł i zobaczyłam godzinę.

Wiadomość: Wesołych Świąt ;)
Odpowiedz: Dzięki, Zibi. Tobie też ;)

Chwilkę później dostałam kolejnego sms’a. 

Wiadomość: Wesołych! Jak tam? ;*
Odpowiedz: Kuba… Nie ma innego wyjścia. Igła jest moim ojcem. Dziś przyznał mi się, że kochał moją matkę.
Wiadomość: Kochał Marzenkę?! Gdzie Ty w ogóle jesteś?
Odpowiedz: Jestem sobie w Katowicach, u jego rodziców. Pani Aurelia jest bardzo miłą kobietą i pokazała mi zdjęcia z dzieciństwa Igły i mojej mamy… 

Nagle coś mi się przypomniało. Po cichu wyszłam z łóżka i podeszłam do krzesełka, gdzie rozwiesiłam swoje ubrania. Na wierzchu znajdował się mój sweter. Wyjęłam z jego kieszeni kopertę i usiadłam z powrotem na łóżku. 

Wiadomość: Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
Odpowiedz: Wyjaśnię ci wszystko, jak się spotkamy…
Wiadomość: Dobrze wiesz, że nie wytrzymam czterdziestu ośmiu, jak nie więcej godzin!
Odpowiedz: Później.
Wiadomość: Olka, do cholery!!! -,-
Odpowiedz: Wesołych Świąt ;** 

Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w papier w moich dłoniach. Przełknęłam ślinkę, czuję jakby w moim gardle rosła jakaś gula. W środku tej kopert może znajdować się wskazówka.
Zerknęłam na dzieciaki. Smacznie śpią. Włączyłam latarkę w telefonie i delikatnie wyjęłam list. Rozłożyłam zgięta kartkę i prześledziłam pismo wzrokiem. Zdecydowanie pisała moja mama. Chwilę później zajęłam się czytaniem. Gdy skończyłam, mocno byłam zawiedziona.
- Faktycznie nie nowość.- Szepnęłam pod nosem.- Bo zdecydowanie nic z tego nie rozumiem…


*** 

- Jesteś śliczna.- Uśmiechnął się Alan.- Cieszę się, że jesteś tu ze mną…
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Po chwili chłopak nachylał się nade mną i musnął wargami moje wargi. Oparłam się o szkolną ścianę i rozejrzałam dookoła w obawie, że ktoś może nas zaważyć.
- Czy Jolka…
- To nie ważne.- Pogłaskał mnie dłonią po policzku.- Teraz liczysz się tylko ty… Jesteś moja.
Znów mnie pocałował. Tym razem bardziej nachalnie, przypierając do ściany. W sumie nie miałam nic przeciwko temu!
- Uwielbiam cie…- Szepnął patrząc mi w oczy.- I czas na śniadanie.
Zmarszczyłam brwi.
- Przecież już dawno po drugim śniadaniu!
- Ola, mleko ci wystygnie!- Ktoś krzyknął mi nad uchem. Z przykrością musiałam stwierdzić, że to nie Alan Morczewski. – Wstajesz?
- Zaraz schodzę…- Mruknęłam. Dlaczego to musiał być tylko sen? Tak piękny sen… Iwona wyszła z pokoju, a ja jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w sufit i rozpaczałam.
W końcu postanowiłam się ogarnąć. Ubrałam się w naszykowane wczoraj ubrania, poszłam do łazienki. Musiałam doprowadzić moje włosy do porządku! Sterczały we wszystkie strony. Piętnaście minut później zjawiłam się w kuchni.
- Dzień dobry.- Przywitałam wszystkich, którzy już siedzieli przy stole i zajadali śniadanie. Dosiadłam się na swoje miejsce, gdzie wczoraj jadłam kolację.
- Dobrze spałaś?- Zapytała pani Aurelia.
- Tak, dziękuję.- Odparłam nakładając na talerzyk chleb, ser i dwa plasterki pomidora. W szklance już czekało na mnie ciepłe kakao.
- Gdzie byliście wczoraj?- Zagadał pan Stanisław. Najwyraźniej Igła im nie powiedział.
- Zaprowadziłem Olę do naszej twierdzy.- Wyjaśnił Igła. Reszta od razu wszyscy zrozumieli.
- Co to jest twierdza, tato?- Odezwał się Sebastian.
- Miejsce, które nikt nie może zdobyć. – Zaczął wyjaśniać smarując chleb masłem. – Tak jak w starożytności ludzie mówili na swój zamek twierdza, tak my mówimy na nasze obiekty w tym przypadku siatkarskie. Spodek i oczywiście Twierdza Rzeszów.- Zakończył z dumą.
- Dominika, nie umaż sobie spódniczki…- Westchnęła Iwona, wycierając małej rączki.
- O której przyjedzie Jasiek i Ania?- Znów zabrał głos młody Ignaczak, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Goście będą po południu.- Odezwał się tym razem ojciec Igły.
- Goście! Goście!- Krzyknęła Dominika, wymachując widelcem, który wypadł jej z rączki i spadł na jej spódniczkę.
- Dominika…- Załamała się Iwona wpatrując w poczynania córki. Krzysiek parsknął śmiechem i za to został skarcony wzrokiem przez żonę.
- Ja się tym zajmę.- Oznajmiła pani Aurelia wstając i zabierając dziewczynkę.
- Jest na dzisiaj jeszcze coś do szykowania w kuchni?- Zainteresowałam się. Chwyciłam za dzbanek i dolałam sobie kakao.
- Z tego co wiem, drobna robota.- Uśmeichnęła się Iwona. Potem rozmawialiśmy jeszcze o głupotach, aż w końcu mogliśmy zebrać to, co pozostało ze śniadania. Od razu przyplątał mi się do nóg Beret i prosił o pogłaskanie za uchem. Pobawiłam się z nim chwilkę, a później pomogłam mamie i żonie Igły.


*** 

- Witajcie! – Pani Aurelia witała właśnie nowych gości. Akurat szykowałam karpie do upieczenia. Wtedy właśnie zadzwonił dzwonek. A wraz z nim rodzice Iwony, jej brat z żoną i dwójką dzieci, oraz przygotowane jedzenie.
Wyszłam, żeby się przywitać i poznać rodzinę. Co prawda nie moją, ale skoro mamy razem spędzić wigilijny wieczór, więc może jednak… Raczej nie przypadkiem znalazłam się w tym miejscu.
Po raz drugi w ciągu 24 godzin poczułam się odludkiem. Dopiero Iwona postanowiła mnie przedstawić. Jej rodziców już znam, ale reszty nie za bardzo.
- Kochani moi, to jest Ola. Przyjaciółka rodziny.- Podeszła do mnie i położyłam rękę na ramieniu, żebym nie czuła się nieswojo. Co i tak jej się nie udało. – Olu, to jest mój brat Bartek i jego żona .. Ola.
- No pięknie! Mamy takie same imiona!- Zachwyciła się kobieta i podała mi rękę.- Miło mi.
- Mi też.- Uścisnęłam lekko jej dłoń. – Imię Ola jest ładne, więc …
- Racja.- Zachichotała. Coś czuję, że złapię z nią dobry kontakt. Następnie przywitałam się z jej mężem.
- A to…- Rozejrzała się dookoła Ola.- Znaczy gdzieś tu są nasze dzieci.- Westchnęła.
- Wchodźcie do środka!- Zaprosił Igła. Z salonu już słyszałam radosne piski dzieciaków i śmiech pana Stanisława. Zostawiłam wszystkich i wróciłam do swojej pracy w kuchni.
W co ja się wkopałam? To jakaś masakra. Nie, żebym nie lubiła tych ludzi. Wszyscy są mili i w ogóle. Ale mnie tu chyba nie powinno być. Wolałabym ciszę i spokój, jak zawsze jest u mnie w Anglii na święta. Nagle zatęskniłam za rodzicami. I moim chomikiem. I przyjaciółkami. I… popłynęły mi łzy po policzku. Szybko je starłam, żeby nikt nie zauważył. Na szczęście wszyscy byli zajęci rozmową z nowo przybyłymi gośćmi. Samotnie moczyłam ryby w przyprawach.
- O, tutaj jesteś!- Usłyszałam za soba głos nowo poznanej dziewczyny.- Co robisz? Pomogę ci…
- Nie trzeba. Już kończę…- Uśmiechnęłam się. Faktycznie zostały mi dwa karpie.
- No przecież nie będę stała jak kołek.- Wzruszyła ramionami i zaczęła wyjmować z reklamówki, którą przywieźli jej teściowie, jedzenie. – Powkładam chociaż te sałatki i śledzie w pomidorach do lodówki.
- Okej.
- W której jesteś klasie? Studiujesz?- Zagadnęła.
- Kończę ostatnia klasie liceum.- Odparłam biorąc się za ostatniego karpia.
- Wyglądasz na starszą!- Zdziwiła się.- Igła mi mówił, że jesteś z Londynu.
- Przyjechałam tu na rok. Żeby zdać maturę w Polsce.- Skoro już taka teorię Krzysiek wymyślił, to takiej się będę trzymała.
- Hm, ciekawe.- Stwierdziła zamykając lodówkę.- Przyjechałaś z rodzicami?
- Nie. Wysłali mnie tu samą.- Skrzywiłam się. Dlaczego ja mam gadać z nią o mnie? Muszę zmienić temat.- Ile mają twoje dzieci?
- Ania trzy latka. Ale rozrabia jakby miała z dwa razy tyle! A Jasiek pięć.
- Muszę je poznać!
- Na pewno cie polubią.- Mrugnęła. Odłożyłam ostatnią rybę i umyłam ręce pod bieżącą wodą.
- Jesteś naprawdę śliczna! Masz chłopaka?- Uśmiechnęła się.
- Oczywiście, że mam! I to nie jednego, a czternastu!
- No, no… Powodzi ci się u siatkarzy.- Od razu zrozumiała. – Oczywiście Krzysztof  wprowadził cię w swój świat?
- Nie mogło być inaczej!- Potwierdziłam.- Nie bardzo interesuję się sportem. I raczej to się nie zmieni. Ale poznałam tych siatkarzy i w sumie muszę ci powiedzieć, że to są spoko ludzie. Tylko nie mów Krzyśkowi! Bo by chodził dumny jak paw…
- Spokojna głowa!- Zaśmiała się.- Mam podobne podejście do sportu.
- Naprawdę?
- Tak… Mnie też próbowali przeciągnąć na swoją stronę.- Puściła mi oczko.- Ale jak to już maja w zwyczaju Olki…
- … Zawsze stawiają na swoim.- Dokończyłam. Zaskoczone, że miałyśmy to samo na myśli, wybuchłyśmy śmiechem.
- A co tu tak wesoło?- Igła wszedł do kuchni z wielkim bananem na twarzy.
- Tak sobie rozmawiamy…- Jego bratowa wymieniła ze mną porozumiewawcze spojrzenie.- Widziałeś gdzieś moje niegrzeczne dzieci?
- Przed chwilą próbowały rozdzielić kota na pół.- Zachichotał.
- O matko!- Przerażona wybiegła z pomieszczenia. Zaśmiałam się pod nosem. – Już ją lubię.
- Wiedziałem, że się polubicie.
- Niby skąd?
- Jestem Wróżbitą Krzysztofem, zapomniałaś?
- Och, przepraszam.- Po moich słowach zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To pewnie moja siostra!- Ucieszył się.- Dawno jej nie widziałem. Chodź, przedstawię cię!
I jak powiedział, tak zrobił. Niemal wywlekł mnie z kuchni. W przedpokoju już stali nowi goście. Plus kolejna góra jedzenia. Ciekawa jestem, kiedy my to wszystko zdążymy zjeść?


*** 

Gdy wszystko zostało przygotowane, zasiedliśmy do stołu. Spojrzałam na pięknie zastawiony stół i dwanaście potraw (reszta znajdowała się w kuchni zapewne do skonsumowania w pierwszy i drugi dzień świąt). Po mojej prawej stronie siedział Igła, po mojej lewej Ola – czarnooka brunetka – na jej kolanach Ania o pięknych dużych oczach swojego taty, z którą już zdążyła złapać niezły kontakt. Ona chwytała mnie za włosy, a ja ja smyrałam po żebrach. Na stołku obok Oli siedział jej mąż, zielonooki brunet, dobrze zbudowany. Rozmawia w tym momencie z ojcem Igły i razem zajmują się Jaśkiem. Swoją drogą, chłopczyk ma niesamowicie przenikliwe spojrzenie.
Dalej siedzi żona pana Stanisława obok matki i ojca Iwony. Następnie wysoka blondynka, naprawdę wysoka. To siostra Krzyśka. Rozmawiałyśmy trochę, też ja polubiłam. Gra w siatkówkę, w żadnym klubie, ale po prostu dla przyjemności. Jej narzeczony, również bardzo wysoki facet. Wygląda na wysportowanego przez ten seksowny biały sweter. Do tego jest brunetem i ma brązowe oczy. Dyskutowali o czymś w  tym momencie z Ignaczakami.
- Zostajecie na święta?- Spytała mnie Ola, wyjmując z rączki córki łyżeczkę.
- Z tego co wiem tylko na jutro. – Oznajmiłam,- A wy?
- My również jutro wyjeżdżamy. Ciekawe, jak ona tu uśnie…- Wskazała na Anię.
- Az tak źle jest jej się przystosować?
- Często wtedy płacze. Nawet całą noc. Jednak mam nadzieję, że tym razem obędzie się bez problemów…
Nagle po domu rozniósł się dzwonek do drzwi… 



****
Hey! Mam nadzieję, ze niespodzianka się udała :D Starałam się, żeby ten rozdział był dłuższy niż poprzednie, zważywszy na to, że minęło trochę czasu od ostatnio dodanego... Ale chcę wyjaśnić, że byłam na wakacjach i dlatego musieliście  trochę czekać... 

Przepraszam, jeśli są jakieś literówki. 

Potrzebne są wyjaśnienia. 
A więc troszkę namieszałam XD Nie napisałam od razu, co było w liście Marzeny. I nie zdradziłam, kto zjawi się w domu rodziców Igły... Wszystko dla podtrzymania Waszej ciekawości :D Do tego postanowiłam wprowadzić nowe postacie (czyli brat Iwony, siostra Krzyśka). 

 
Ostrzegam, że wszystko w tym opowiadaniu jest wytworem mojej wyobraźni!
Zmieniam, dokładam, ujmuję różne wątki na potrzeby opowiadania!



niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział XXXV



- Witajcie! Wchodźcie, wchodźcie…- Drzwi otworzyła nam starsza kobieta. Na oko pięćdziesiąt parę lat. Za jej plecami stał mężczyzna w podobnym wieku. Wyglądali na bardzo miłych.
- Cześć mamo!- Igła podszedł do kobiety i ją mocno przytulił. Wszyscy zaczęli się ściskać, a dzięki piskom dzieciaków, dom stał się mniejszy. Dosłownie.
Ja tylko stałam pod ścianą i patrzyłam na to wszystko. Taaak, prawdziwa Polska rodzina! Chwila, czy to są rodzice Krzyśka, czy Iwony?
- To jest Ola.- Ogłosił Igła.- Córka Marzeny Gurachowskiej, obecnie Soweckiej.
- Tej Marzeny?- Uśmiechnął się … Chwila. Jak on miał na imię? Mówili mi, ale zapomniałam…
- Stanisław.- Wyciągnął rękę, którą uścisnęłam.- Miło wreszcie cię zobaczyć! Marzena mówiła, że ma córkę, ale nigdy nie miała czasu przyjechać w odwiedziny…
- Babciu, są już ciastka?!- Usłyszeliśmy z głębi domu krzyk Sebastiana.
- Zostaw, bo powiem! Powiem, że bierzesz!- Dominika nagle zrobiła się strasznie rozgadana.
- Już do was idę!- Odkrzyknęła starsza pani. – Przygotowałam dla was sypialnie. Krzysiu, pokarzesz?
- Jasne. Tylko najpierw przyniesiemy wszystko z samochodu.- Odparł wychodząc. Nie wiedząc co z sobą zrobić, udałam się za nim.
Ale wciąż się zastanawiam, skąd jego rodzice znają moją matkę?!


*** 

Przydzielono mi mały pokoik. Najlepsze jest to, że będę go dzielić z Dominiką i Sebastianem! Po prostu super!
Rozpakowałam się i zeszłam na dół. Krzysiek rozmawiał z ojcem siedząc przed telewizorem. Iwona krzątała się po kuchni i pomagała pani Aureli. Miałam do wyboru dwie opcje.
- Daaaawaaaaj!- Wrzasnęła za mną Domi. Obróciłam się i w tej samej chwili nie wiadomo skąd, pod moimi nogami przebiegł Sebastian.
- Co wy wyprawiacie?
- Bereek!- Zaśmiał się chłopak i pobiegł w drugą stronę. Kika sekund później oboje zniknęli mi z oczu. Dzieciaki.  Wkroczyłam do kuchni, gdzie pachniało pierogami.
- O, Ola!- Ucieszyła się mama Krzyśka.- Jesteś głodna?
- Nie, dziękuję. Ale może w czymś pomóc?- Zaoferowałam.
- Nie trzeba, kochanie. Już prawie wszystko gotowe.- Uśmiechnęła się. – Pokój ci się podoba?
- Yy.. tak. Jest w sam raz.- Pominęłam fakt, że za mały jak na trzy osoby. Ale w końcu co mi szkodzi? To tylko jedna noc! Z tego co zrozumiałam z grafiku Ignaczaków, w drugi dzień świąt mamy jeszcze kogoś odwiedzić. Jakąś ich przyjaciółkę.
- Widziałaś może dzieciaki?- Zapytała mnie Iwona.
- Taaa. O mało się przez nich nie przewróciłam. – Westchnęłam.- Zaraz potem zniknęły.
- Mam nadzieję, że Sebastian pilnuje Dominiki…- Zaniepokoiła się Iwona.
- Moja droga, nie powinnaś się przejmować.- Zrobiła tajemniczą minę starsza kobieta. Stanęła na progu od kuchni i zawołała.- Dominika! Sebastian! – O dziwo po chwili przybiegli do babci. – Macie tu po ciasteczku.- Pogłaskała dziewczynkę po główce. Po czym zwróciła się do chłopca.- Idź no zobacz, co ten dziadek z tatą robią! Zaraz kolacja.
- Taaaato!- Zawył Seba i pobiegł do siedzących na kanapie mężczyzn.
- Ty to masz do nich rękę! Ja mogę wołać, a nie przyjdą.- Zdegustowana Iwona zmarszczyła brwi i usta.
- Wiesz, jak to jest … Babcią w końcu jestem!- Zaczęły się śmiać.
Cóż, jestem jak najbardziej w temacie!

Po kolacji włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki, którą na szczęście mieli. Podczas kolacji dowiedziałam się, że jutro na wigilię przyjadą rodzice Iwony i jej młodszy brat Bartosz z narzeczoną Olą. Do tego przyjedzie z drugiego końca polski siostra Igły, Magda z mężem i dwojgiem dzieci. Cóż, szykują się ciekawe święta! Teraz czuję się nieswojo. Zwłaszcza, że wszyscy rozmawiają o siatkówce. To kolejna rzecz, jaką się dowiedziałam. Rodzina Ignaczaków, to po prostu rodzina sportowa. Pan Stanisław również grał w siatkówkę, a pani Aurelia w teniaa. Już się nie mogę doczekać, aż usłyszę o historii ich przodków. Teraz się czuję nieswojo, a co dopiero jutro!
Z tych myśli wyrwał mnie głos starszej kobiety.
- Już skończyłaś?
- Tak, tak. Wstawiłam zmywarkę.
- Nie musiałaś tego robić… Ale dziękuję.- Obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. Jest niesamowicie miła! Z ostatniej godziny stwierdzam, że Igła swój charakter odziedziczył po ojcu, a dobre serce po matce.
- Nie ma sprawy. To ja powinnam dziękować, że mogę z wami spędzić święta.
- Oj, słoneczko… W żadnym wypadku nie czuj się tutaj obco!- Pogłaskała mnie po ramieniu.
- Pani zna moją mamę?- Spytałam ostrożnie. Może od niej dowiem się czegoś ciekawego?
- Ależ oczywiście! To najlepsza przyjaciółka Krzysia.- Uśmiechnęła się. No, no. Tyle to już wiem…
- Nie rozumiem… Więc dlaczego nigdy mama nie przyjechała ze mną do was?- Zastanowiłam się. Czyżby nie chciała, żeby coś zauważyli…?
- Od kilku lat nie mieliśmy zbyt dobrego kontaktu. Kiedyś tak nagle wyjechała… Prawie się nie pożegnała.- Zasmuciła się.
- Jak to prawie?
- Zostawiła list. Niby wszystko w nim wyjaśniła, ale tak naprawdę nic z jej słów nie wynikało. – Wyjaśniła pani Aurelia. Postawiła przede mną szklankę z herbatą i cukier. A następnie talerzyk z piernikami, polane kolorowym cukrem. – Poczęstuj się, kochana.
- Dziękuję, ale… Już tak pojadłam!
- Nie przejmuj się figurą, Olu. – Usiadła naprzeciwko mnie. – Bo nie masz powodu.
- Pani żartuje…- Prychnęłam. W ogóle nie czuję się dobrze, kiedy ona tak mówi!- Powinnam schudnąć.
- Jesteś śliczna.- Popatrzyła mi głęboko w ozy. Oczy Igły. Najprawdopodobniej byłyby też moje, gdybym nie miała oczu po mamie.
- Dziękuję.- Uśmiechnęłam się i wzięłam piernika. Już zmiękły. Po chwili wzięłam kolejnego. Są naprawdę dobre!- Pyszne.
- Cieszę się, że ci smakuje.
- Mogę zadać pani jeszcze kilka pytań?
- Oczywiście. O co chodzi?- Zamieniła się w słuch, mieszając swoją herbatę.
- Czy przed wyjazdem… Często moja mama przebywała tutaj?
- Dość często. Ona, Krzysiu Deuś i Arek to byli przyjaciele od dziecka. W wieku nastu lat dołączyła Iwona i Aneta.
- Deuś?
- Amadeusz. Tak wszyscy na niego mówili…
- To ten, który zginął w wypadku!- Nawet się nie zorientowałam, że powiedziałam to na głos.
- Nie.- Jej oczy się zaszkliły.- To Aruś zginął w wypadku.
- Nie wiedziałam, że przyjaźnił się z moją mamą…
- Ależ oczywiście, że się przyjaźnili! Marzenka nawet była na jego ślubie. Pamiętam jak bardzo on był wtedy szczęśliwy… Biedna Anetka, jak ona przeżywała! 
- Mama była na jego ślubie?!- Coś mi się nie zgadzało... Jak to możliwe?
- Tak. Ale powiem ci, że bardzo dziwnie się zachowywała.- Kobieta ściszyła głos.
- To znaczy?
- Nie wyglądała na szczęśliwą. Udawała. Dobrze wiedziałam, bo znałam ją na wylot. Z resztą Krzysiu też. Dużo rozmawiali. Twoja matka wyszła z wesela troszkę wcześniej. Krzysiek za nią pojechał , żeby sprawdzić, czy z nią wszystko okej. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze... Wtedy Aruś był taki szczęśliwy...
- Zostawił dziecko, prawda?
- Synka. Biedaczek…
- Ile on ma teraz lat?- Zaciekawiłam się.
- Dziesięć.
- Jej, to okropne!- Zasmuciłam się.- On nawet nie pamięta taty…
- To przykre.- Przyznała.- Widzieliśmy się jakiś miesiąc temu. Wyrósł jak nie wiem! Bardzo podobny do ojca, gdy był mały.
Zamyśliłam się. Całkiem możliwe, że jego żona będzie więcej wiedzieć o romansie mojej mamy. Pani Aurelia na pewno nic nie wie.
- A gdzie teraz mieszka żona Arka?- Udawałam obojętność, ale tak naprawdę ta informacja jest dla mnie cholernie cenna.
- Opuściła dom w Częstochowie, bo bardzo przypominał jej męża. Ona po tych wszystkich latach, nie może sobie poradzić…
- Więc…?- Starałam się ją nakierować odpowiednio, dopóki jesteśmy w temacie.
- Mieszka w Rzeszowie.
- Och.- Wyrwało mi się. Niemożliwe, przez ten cały czas miałam ją pod nosem!
- Coś się stało?
- Nie, nic… A ma pani może jeszcze ten list od mojej mamy?- Spytałam, tchnięta nagłym pomysłem. Może z tego coś więcej zrozumiem!
- A wiesz co… Chyba powinien gdzieś być…- Zamyśliła się.- Poszukam go, dobrze?
- Jej, dziękuję!- Ucieszyłam się i ją uściskałam.- Dziękuję.
- No cóż, to nic wielkiego.- Wstała, więc ja zrobiłam to samo. – W takim razie… Może pójdziesz ze mną?
- Byłoby super!- Z uśmiechem udałam się za nią do salonu. Na kanapie siedziała cała reszta, oprócz dzieci.
- O, już się polubiły!- Klasnął w dłonie Igła.
- Pani Aurelia jest niesamowita!- Przyznałam mu rację.
- Stasiek, widziałeś gdzieś to moje pudełko?- Kobieta zwróciła się do męża.
- Kobieto, przecież kazałaś mi je wynieść do piwnicy!
- Faktycznie!- Staruszka popukała się w czoło.
- Jakie pudełko,mamo?- Zainteresował się Igła.
- Skocz do piwnicy, to zobaczysz.- Uśmiechnęła się i usiadła w fotelu. Zlustrowałam pokój. Miałam do wyboru usiąść na pufie… albo bujanym fotelu. Po krótkim namyśle wybrałam to drugie.
- A gdzie ono jest?- Zadał pytanie, wstając.
- Tam gdzie rodzinne pudła.- Odparł Stanisław wpatrzony w telewizor. Właśnie leci jakiś świąteczny film. Facet przebrany za mikołaja ucieka przed gromadą psów.
Nagle usłyszałam miauczenie.
- Czy to kot?- Zmarszczyłam brwi.
- Beret pewnie postanowił wrócić do domu.- Odpowiedziała kobieta.
- Niemożliwe, jeszcze go macie?- Zaśmiała się Iwona.
- Oczywiście! To grzeczny kot. Ale dziś akurat postanowił zrobić sobie dłuższy wypad do miasta.
Głośne tupanie nie przypominało mi odgłosu kotka. Lampka w pokoju oświetliła dużą, naprawdę dużą sylwetkę zwierzęcia.
- Beret, gdzieś ty był!- Zganił kota Stanisław. – No chodź, tu.- Kot na zawołanie wskoczył na jego kolana i zaczął się łasić. Iwona podrapała go po łbie.
- O co chodzi z tym kotem?- Zadałam pytanie.
- Dostaliśmy go cztery lata temu. Na trzydziestą szóstą rocznicę ślubu.- Oświadczyła z czułością pani Aurelia. Ze zrozumieniem pokiwałam głową.
- Dobrze się trzyma.
- Iwonko, to dlatego, że od was! – Nadal nie rozumiałam, ale nie zdążyłam już zapytać. Do pokoju wszedł Krzysiek z pudełkiem w rękach.- O to chodziło, prawda?- Spytał z nadzieją. Pewnie nie chciałoby mu się kolejny raz schodzić do piwnicy. Rozumiem go, mnie też by się nie chciało.
- Tak, to. Połóż je tutaj…- Odgarnęła ze stolika obrus. Igłą postawił je we wskazanym miejscu i usiadł obok żony na kanapie.
- Co tam jest tak ważnego, że musiałem po to iść aż do piwnicy?- Uniósł brwi. Jego matka otworzyła pudełko i wyciągała jakieś woreczki.- To są zdjęcia, prawda?- Z niedowierzaniem wpatrywał się w to, co widzi.
- Krzysiu, chyba Ola ma prawo zobaczyć swoją mamę na zdjęciach, prawda?- Igła zastygł bez ruchu i przytaknął. Coś w jego zachowaniu mi się nie podobało…- O, mam to co chciałaś!
- Tak?- Ucieszyłam się podchodząc do kobiety.
- Proszę.- Podała mi kopertę, na której było napisane wielkimi literami PRZEPRASZAM.
- Jej, dziękuję pani Aurelio!- Przytuliłam ją lekko i schowałam kopertę do kieszeni zasuwanego swetra.
- Chcesz zobaczyć zdjęcia?
- Jasne, że tak!
- Mamo…- Cichy głosik na progu zwrócił nasza uwagę. Iwona natychmiast wstała.
- Co się stało, Dominika?- Podeszła do dziewczynki.- Nie możesz spać?
- Chce mi się pić.
- Chodź, położymy cię do łóżka…- Wzięła ja na ręce i obie udały się na górę.
- Pójdę ją zamienić… Z chęcią uśpię swoją wnuczkę. Krzysiek, pokarz Oli zdjęcia i opowiedz trochę o jej mamie.- Aurelia odłożyła trzymane woreczki na kolanach i wstała poprawiając spódnicę i wyszła. Jej mąż nawet nie zwracał na nas uwagi, albo to tylko pozory. Zajęłam miejsce obok siatkarza.
- To co? Opowiesz mi troszkę o swojej przeszłości?- Nie patrzyłam na niego.- Czy może mam się dowiedzieć od pani Aureli?
Uśmiechnęłam się pod nosem. 



****
Ta dam! I jest następny :D Jakieś sugestie, co do kolejnego rozdziału? ;p

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! Pozdrawiam ;**