sobota, 28 listopada 2015

Rozdział LII



- Frytki czy hamburger?
- Opcja numer dwa.- Odpowiedziałam nie patrząc na siatkarza. Jesteśmy w drodze do Krakowa na spotkanie z Nieznanym. Naprawdę nie wierzyłam, że Zbyszek ze mną pojedzie. Chociaż przyrzekał, że nic się nie stanie, jeśli jeden dzień poświęci dla mnie, to i tak źle się z tym czuję. Powinien teraz być z Tamarą.
Po kilku minutach dołączył do mnie siadając naprzeciwko.
- Nie ma to jak McDonald's. – Mruknął otwierając swoje jedzenie.
- A czy ty nie powinieneś przypadkiem przestrzegać diety? – Zrobiłam podejrzliwa minę.
- Jeden hamburger na miesiąc to nie przestępstwo!- Wzruszył ramionami.
- Coś mi się wydaje, że częściej jecie niezdrowe jedzenie.
- I odezwała się ta, która je samą zdrową żywność.- Parsknął śmiechem.
- Z pewnością lepiej się odżywiam, niż siatkarze.- Odparłam odgryzając kawałek bułki z kotletem.
- I tak wiem, że w nocy podjadasz z lodówki Ignaczaków!
- Nieprawda!
- Wiem to ze źródła.- Uśmiechnął się znad kanapki.
- Jeśli od Igły to musisz wiedzieć, że prawdopodobnie to on podjada. A żeby się Iwona nie wkurzała na niego, to zwala na mnie.
- A ty oczywiście jesteś poszkodowana.- Zachichotał.
- Zgadłeś.- Uśmiechnęłam się.
Dalej jedliśmy w milczeniu, dopóki nie przerwały nam jakieś nastolatki z kartkami i aparatami w rękach. Z dziesięć minut musieliśmy poświęcić na te bzdety. Gdy w końcu fanki sobie poszły, zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy z maca.
- Już myślałam, że cię pożrą!- Westchnęłam zajmując miejsce pasażera.
- Część mojej pracy.- Odparł obojętnie.
- Naprawdę ci to nie przeszkadza?- Nie dowierzałam.
- Nie bardzo. Znaczy wiesz, ja ich rozumiem.
- To znaczy?
- Gdybym spotkał siebie… Tez bym chciał autograf i zdjęcie.- Wyszczerzył się do mnie.
I wszystko jasne!
- Aleś ty dowcipny! Ale tak serio. Nie męczy cię to ciągłe podpisywanie, fotografowanie, wywiady…
- Czasem tak. Wtedy po prostu nie zwracam uwagi. Zazwyczaj uciekam, gdy mam zły humor.
- Dzisiaj nie masz?
- Nie. Przecież mam super towarzystwo!
- Dzięki.- Szturchnęłam go w ramię.
I ogólnie tak nasza wycieczka przebiegała. Wciąż rozmawialiśmy. A nawet zgodziłam się zaśpiewać! No cóż, dostałam głupawki, więc… Tak jakoś wyszło, że przez ostatnie dziesięć minut nic nie robiliśmy tylko się śmialiśmy.
Pół godziny i znaleźliśmy odpowiedni lokal, gdzie przebywał człowiek, z którym mieliśmy się spotkać. Akurat skończył swój wykład, więc podeszłam do niego. Jako że ochroniarz już nas znał, nawet nie mrugnął, kiedy obok niego przeszliśmy.
- Dzień dobry.- Przywitałam się. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- O, witaj. Jednak przyjechałaś!- Podał mi rękę, którą uścisnęłam. – I jest twój drogi przyjaciel!
- Dzień dobry.- Odparł grzecznie Zibi. Zerknęłam na niego z ukosa, czy aby na pewno dobrze się czuje. Ale wygląda na to, że siatkarz postanowił zachowywać się przyzwoicie.
- Możemy przejść do rzeczy?- Zapytałam od razu ciekawa, co takiego ten człowiek ma mi jeszcze do powiedzenia.
- Tak. Chodźcie za mną.- Skierował się do kawiarni obok. Zamówiliśmy ciastka i kawy, a następnie przeszliśmy do interesów.
- Więc?- Ponagliłam.- Napisał mi pan, że zna moją matkę. I mnie. Jakim cudem?
- Poznaliśmy się, gdy byłaś małym dzieckiem. Twoim przyszywanym ojcem jest mój brat.
Zamarłam z filiżanką przy ustach.
- Co?- Tylko na tyle było mnie stać.
- Powiedziałem, że…
- Wiem, co pan powiedział!- Odłożyłam naczynie na stolik i nachyliłam się do niego. – Mam panu wierzyć?
- Nie wiem, kto jest twoim biologicznym ojcem, ale Mariusz Sowecki jest moim bratem. A więc jestem twoim wujkiem.
- Mój ojciec nie ma rodzeństwa.- Prychnęłam pewna, że Nieznany żartuje.
- Tak ci powiedzieli?- Uniósł brwi.
To mnie zastanowiło. Jak mogłabym nie wierzyć temu człowiekowi, skoro moi rodzice ze wszystkim mnie okłamywali od dzieciństwa? Skoro kłamali na temat ojcostwa, to dlaczego nie mogliby wymyślić kolejnego łgarstwa? To takie logiczne!
- Okej. Ale dlaczego mieliby to robić?- Wtrącił się Zbyszek przypominając o swojej obecności.
- Obawiam się, że nie wiem.- Uśmiechnął się facet. – Od kilkunastu lat nie mam z nimi kontaktu.
- Czemu postanowił pan, że mi powie prawdę?- Nie udało mi się usunąć podejrzliwego tonu z głosu.
- Za dużo spadło na ciebie, moja droga Aleksandro. Przykro mi tylko, że nie powiedziałem ci wcześniej. – Jest autentycznie zmartwiony i smutny.
- Jak to było…? Znaczy… Mój tata… Wie pan co się stało? Dlaczego mam postanowiła wyjechać z pana bratem?
- Wiedział tylko Mariusz. Jedyne co mi powiedzieli to, że tak będzie lepiej. Nadal nie rozumiem tylko, dla kogo.
- Czyli nie ma pan pojęcia, kim jest mój prawdziwy ojciec?
- Przykro mi.- Pokręcił głową.- Ale jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy…
- Nadal nie rozumiem, dlaczego chce mi pan pomóc. Przecież nawet nie jesteśmy rodziną.
- Jesteśmy. Rodzina to nie tylko więzi krwi.*
- Dziękuję!- Wstałam i podeszłam do niego. Kiedy i on się podniósł, przytuliłam go z całej siły.- Faktycznie jest pan trochę podobny do Mariusza.
- Wiem.- Zachichotał. Gdy wróciliśmy na swoje miejsca, znów się odezwał.- Czy mogę mieć do ciebie prośbę?
- Tak?
- Mów mi wujku. To będzie dla mnie zaszczyt.- Mrugnął.
- Jasne. Fajnie mieć kolejnego wujka.- Uśmiechnęłam się i dopiłam kawę.


*** 


- Jeszcze raz dziękuję Zbyszek, że ze mną tam byłeś.- Powiedziałam, gdy wjeżdżaliśmy na znane mi ulice Rzeszowa.
- Nie ma sprawy. Co ty na to, żeby wpaść do mnie na kolację? Uczcimy nasze małe zwycięstwo!
- A Tamara? Na pewno na ciebie czeka. Nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będziesz. Poza tym może jej nie będzie. Nie mieszkamy razem. A nawet jeśli… Na pewno się ucieszy z twojego towarzystwa.
Ehe. Już to widzę.
Kilkanaście minut później wchodziłam do jego mieszkania.
- Zbysiu, to ty?! Czemu tak długo cię nie było? Ja rozumiem. Trening, spotkanie z przyjaciółmi, ale…- Gdy mnie zobaczyła natychmiast umilkła.
- Witaj.- Uśmiechnęłam się niezręcznie.
- Tami, nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli Ola zostanie na kolacji?- Zbyszek udawał, że nic nie widzi. Albo naprawdę nie widział. Jej nie podobało się, że przyszłam do domu Zbyszka.
- Nie. Oczywiście, że nie!- Odpowiedziała po dłuższej chwili. – Starczy dla wszystkich. Umyjcie ręce a ja przygotuję wszystko… Zbyszek, pokarz Oli, gdzie łazienka.
- Wiem, gdzie jest.- Wtrąciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Dziewczyna tylko na mnie spojrzała. A potem zerknęła na swojego „narzeczonego” i udała się do kuchni.
Weszłam do łazienki zaraz po siatkarzu. Umyłam ręce i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na zielonej szczoteczce do zębów. Ta na pewno nie jest Bartmana. On ma granatową. Skąd wiem? Miałam okazję już ją zobaczyć. Ta wiadomość na pewno nie ucieszyłaby Tamary… Wnioskuję więc, że ona śpi u niego.
Powstrzymałam się, żeby nie zerknąć do szafki i nie sprawdzić, czy nie ma tam jej kosmetyków i ręczników.
W końcu wyszłam.
- Nie gniewasz się?- Usłyszałam pytanie Zbyszka.
- Nie.
- A jednak jesteś zła.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam w miejscu. Nie powinnam podsłuchiwać, ale…
- Nie jestem!- Nawet ja zrozumiałam po tonie głosu, że jest inaczej.
- Tami…
- Jaka to okazja?
- A musi być? Jest moją przyjaciółką!
- To znaczy, że każdą przyjaciółkę zapraszasz do siebie na kolację?
- Nie masz z tym problemu, kiedy ciebie zapraszam.- Upomniał.
- Nie mam. Ale dziś mieliśmy spędzić cały wieczór razem… I nie tylko wieczór.- Tak bardzo słyszalna uraza w jej głosie zaczęła mnie irytować.
- Nadrobimy to jutro…
- No nie wiem, czy nie przyprowadzisz jakiejś kolejnej swojej przyjaciółki.
- Jesteś zazdrosna?- Padło takie pytanie, że miałam ochotę się roześmiać. Oczywiście, że ona jest zazdrosna! Nie rozumiem tylko, dlaczego. Przecież między mną a nim nic nie ma! Minęła chwila, zanim odpowiedziała.
- Nie… Nie jestem. – Usłyszałam cmoknięcie. Najwyraźniej się całują. Przewróciłam mimowolnie oczami.- Ona jest zbyt młoda dla ciebie. Poza tym nie w twoim guście…
Zrobiłam wielkie oczy. Co za babsztyl! Ja wiedziałam, że nie bardzo podobam się facetom. Nawet o Alana musiałam walczyć, jak lwica… Ale te słowa mnie dotknęły. Co to w ogóle miało znaczyć?! Sugeruje, że nie jestem w typie Bartmana. Pff. A niby ona jest!
No cóż, najwyraźniej bardziej niż ja.  
Doś tego! Trzasnęłam drzwiami i udawałam, że właśnie wyszłam. Zastałam ich w uścisku, całujących się. Pierwszy zauważył mnie Zibi.
- Ehm.- Odchrząknął i odsunął się od kobiety. Ta natychmiast obróciła się do mnie i szeroko uśmiechnęła. Oddałam tym samym. Nieszczerym, fałszywym uśmiechem.
- Zaraz wszystko będzie gotowe!- Ogłosiła Tamara. Rozgość się.
Nie wierzę. Nie mieszka u Zbyszka, a zachowuje się, jakby była panią domu. Bez słowa udałam się do salonu. Po chwili dołączyli do mnie. Usiedliśmy przy małym stoliku.
- Widzę, że znasz to mieszkanie.- Udawała obojętną, ale ja wiedziałam, o co jej chodzi.
- O, tak. Byłam… A właściwie JESTEM częstym gościem u Zibiego.- Posłałam im uśmiech.
Sorry paniusiu, ale trochę mnie wkurzyłaś. Czas pokazać co się dzieje, kiedy zadzierasz z Aleksandrą Sowecką. Nie bez powodu mówią na mnie Sowa…
- Och, nie powiedziałeś mi!- Zwróciła się do siatkarza.
- Bo…
- Nie ma czym się chwalić, kiedy wciąż potrzebujesz pomocy. Bartman ma strasznie słabe zdrowie. – Wtrąciłam, zanim zdążył zacząć zdanie. – Nie raz musiałam mu pomóc zawlec się do łóżka, taki był słaby.
No dobra. Może z tym łóżkiem przesadziłam…
- Ale przecież Zbyszek rzadko choruje… Bynajmniej kilka lat temu tak było. Prawda?
- Ja…
- W Polsce jest inny klimat. Zawsze mówię mu, aby zakładał szalik bo się rozchoruje!- Coraz bardziej zagłębiałam się w grę, którą Tamara zaczęła grać.
- Mówisz mi?- Spytał zdezorientowany.
- No widzisz, Tamaro! Nawet nie pamięta. Tak mnie słucha!- Wskazałam na Bartmana w geście podkreślenia emocji.
Chyba jestem dobrą aktorką, bo nawet Zbyszek zaczął się zastanawiać, czy mówię prawdę. Ewidentnie myślał nad moją odpowiedzią! Jestę MISZCZ.
- Teraz już nie będziesz musiała mu przypominać. Od tego będzie miał mnie.- Pogłaskała go po policzku.
- Czy ja wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Nie byłabym taka pewna. Uparte to jak byk! Skoro mnie nie słucha, to co dopiero ciebie!
- A jednak spróbuję.- Uśmiechnęła się.
- Może spróbujmy tej sałatki? Wygląda apetycznie!- Przerwał nam Zbyszek.
- Tak…  Z chęcią spróbuję kuchni twojej dziewczyny.- Uśmiechnęłam się do Tamary, żeby jednak załagodzić sytuację między nami. Nie chcę, aby od razu uznała mnie za wroga numer jeden.
- Mam nadzieję, że będzie smakowało.- Również się do mnie uśmiechnęła.
Zerknęłam na siatkarza. Przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
No cóż, jeśli Tamara chce mnie do siebie przekonać, będzie musiała się bardzo postarać.
Jakieś piętnaście minut później usłyszałam dzwonek w telefonie. Wyjęłam komórkę z kieszeni dżinsów i odebrałam.
- Co tam?
- Wpadniesz do mnie za godzinę?- Zapytał Alan podekscytowanym głosem.
- Mogę nawet wcześniej.
- Masz jak przyjechać?
- Dam sobie radę. Coś się stało?- Zaalarmowana, natychmiast stałam się czujna. Najwyraźniej Bartman wyczuł, że się spinam, po posłał mi pytające spojrzenie.
- Po prostu przyjedź za około godzinę. Idź na tył domu.
I się rozłączył.
- Co jest?- Zaniepokoił się Zbyszek.
- Muszę wracać.- Natychmiast wstałam. – Kolacja była naprawdę pyszna.
- Odwiozę cię!- Podniósł się Zibi.
- Nie musisz… Pojadę autobusem.- Uśmiechnęłam się do niego. Zerknęłam na Tamarę, która z niedowierzaniem wpatrywała się w swojego chłopaka. Jednak jego to nie obchodziło.
- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci w ciemności wracać autobusem?- Prychnął i wyszedł do przedpokoju.
- Jakoś wcześniej mu to nie przeszkadzało.- Zachichotałam idąc za nim. W pełni świadoma, że usłyszała to Tamara. Kurde, ale muszę jej grać na nerwach. No, ale sama tego chciała!
- Bo byłem chory!- Bronił się. Już ubrany czekał na mnie. Włożyłam więc buty, oraz kurtkę.
- Jeszcze raz dziękuję za posiłek. Było wyśmienite.- Zbliżyłam się do Tamary i ją przytuliłam. Zaskoczona, oddała uścisk z pewnym skrępowaniem. – To cześć.
- Cześć.- Odpowiedziała z ulgą w głosie, gdy zamykały się za nami drzwi.

***
Przez całą drogę do samochodu byliśmy cicho. Dopiero, gdy usiedliśmy w aucie, Zbyszek się odezwał.
- Co to do kurwy miało być?
- Przepraszam. Troszkę mnie poniosło…- Przyznałam. Mimo to ucieszyłam się z reakcji siatkarza.
- Odbiło wam.- Zaśmiał się.
- Co poradzisz. Jesteśmy kobietami!
- Dobra, dobra. Pogadamy o tym później. Mów, co się stało i gdzie mam cię podwieźć?
- Do Alana. Prosił, żebym wpadła.
- Niech będzie.- Westchnął.

***

Wysiadłam z samochodu, żegnając się z siatkarzem. Przeszłam na tył domu, jak mi mój chłopak kazał.
Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam. A właściwie to niczego się nie spodziewałam.
Jednak teraz, gdy weszłam przez uchylone drzwi tarasowe… Przyciemnione światło, świeczki i zapach róży przypominało mi scenę z romantycznego filmu, który kiedyś oglądałam.
- Alan?
Nie odpowiedział. Przeszłam więc dalej. I mniej więcej gdy stanęłam na środku pokoju, zobaczyłam jego. Oparty był o ścianę i przyglądał mi się. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo cień akurat padał na górną część jego ciała.
- Alan? Nie wygłupiaj się! Co się stało?
Wtedy poruszył się i podszedł do mnie. Teraz zobaczyłam jego białą koszulę rozpiętą do połowy i czarne spodnie. Włosy ułożone w artystycznym nieładzie i blask świec (a musi być ich z dwadzieścia!) podkreślają jego przystojną twarz.
- A co to za okazja?- Uniosłam brew.
- Odwdzięczam ci się za kino.- Mruknął. Po czym zrobił ostatni krok w moją stronę.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. 



****
Hejka ;**
Dodaję dzisiaj, bo na wczoraj jeszcze nie był gotowy ;p Mam nadzieję, że się podoba. Niedługo rozwiązanie zagadki  tajemniczego ojca Aleksandry.
Piszcie, co sądzicie ;D

Dziękuję za wyświetlenia i poprzednie komentarze! Pozdrawiam ;**

6 komentarzy:

  1. Ola miszcz! :D A Alan niby romantyk? próbuje odkupić swoje grzechy? daleka jego droga. :D czekam z niecierpliwością na nn. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam do siebie na nowy :*
      http://milosc-milosci-nierowna-bvb.blogspot.com/2015/11/rozdzia-28-wow-ale-zasuszyas-az-mi-sie.html zapraszam! :D

      Usuń
  2. Coś czuje, że ciężko będzie się dogadać Tamarze i Oli . Alan taki romantyk? Ciekawe czym jeszcze zaskoczy . Świetny rozdział. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuje, że ciężko będzie się dogadać Tamarze i Oli . Alan taki romantyk? Ciekawe czym jeszcze zaskoczy . Świetny rozdział. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Alan ją zrani wiadomo jak i zostawi,ojcem jest Gołaś,rodzice Olki zginą w wypadku a zaadoptuje ją igiełka z familią a Zybsław ma uciec spzred ołtarza wprost w ramiona olusi -zmieniłam zadnie o tak własnie ma być

    OdpowiedzUsuń