sobota, 2 kwietnia 2016

10. Żegnaj - ktokolwiek wymyślił to słowo, powinien samżyć się w piekle...

Udało nam się przejść fazę grupową. Byliśmy na drugim miejscu w tabeli, tuż za Francuzami. Naszym przeciwnikiem w kolejnej rundzie była Japonia.
Za każdym razem wychodziłem w pierwszej szóstce. I tym razem trener wywołał mnie do pierwszego składu.
Zagraliśmy cztery sety, gdzie dwa ostatnie okazały się najważniejsze. Zacięte ostatnie akcje pokazały to, że każdy walczy do samego końca. Nikt się nie poddaje, a zwłaszcza w tak pięknym turnieju. Na szczęście to my wyszliśmy zwycięsko.
Nie świętowaliśmy jakoś specjalnie tej wygranej. Oczywiście, radości nie mogliśmy ukryć. Ale czuliśmy, że to dopiero początek góry lodowej. Prawdziwa gra dopiero się zaczynała…

Na stołówce wypatrywałem Oli, jednak jej nie było. I to od kilku dni. Cieszyłem się za to powodzeniem Kłosa i Wrony, którzy podrywali śliczną kelnerkę. A dla odmiany… martwiłem się złym nastrojem mojego przyjaciela.
- Stary, co ci?- Spytałem po raz setny tego dnia. Zważywszy na wczesną porę to dość niesamowite.
- Nic.
- Nie wygląda na nic. Od kilku minut wpatrujesz się w wygaszony telefon. O co chodzi?- Tyrpłem go butem w nogę.
- Zerwałem z nią.- Wypowiedział grobowym tonem. A ja? Zamiast się skrzywić, poklepać pocieszająco po plecach, wciskać bajery o złych wyborach miłosnych, po prostu wyszczerzyłem się jak idiota.
- No nareszcie! Alleluja! Cuda istnieją!
- Dzięki, stary. Dzięki.- Zakpił. Przewróciłem oczami.
- No dobra. To czemu z nią zerwałeś?
 - Nie wiem.
- Okeeeej.- Przyglądałem mu się uważnie. Misiek smutny. Dosłownie można rzygać przy nim smutkiem. Wtedy dostałem sms. Natychmiast sprawdziłem.

„Jestem w siłowni.”

Nie czekałem. Po prostu wstałem i szybko wyszedłem.
- I kto tu ma bzika.- Prychnął na pożegnanie mój przyjaciel.

Znalazłem ją na miejscu. Siedziała na jednym z przyrządów, odwrócona do mnie plecami. Miała na sobie dżinsy i zieloną bluzkę, którą pamiętałem sprzed trzech lat. Wtedy też znalazłem ją na siłowni tuż po treningu.

Oparłem się o drzwi i przyglądałem jej smukłemu ciału. Obiecałem, że będę jej trenerem. I dotrzymam słowa.
- Nie za dużo jak na jeden dzień?- Odezwałem się w końcu. Ola wydawała się naprawdę bardzo zmęczona. Nie mogę patrzeć na nią w takiej sytuacji.
- Nie.- Wydyszała z trudem.- Potrzebuję. Więcej. Ćwiczeń.
- Biegasz jużł godziny. Daj chociaż tej bieżni odpocząć.- Podszedłem do niej, gotowy wyłączyć sprzęt.
- Wygram ten zakład.- Warknęła odpychając moją rękę.
- Nie wątpię. Ale masz jeszcze dużo czasu.- Tym razem wyłączyłem bieżnię. Niestety, ona niemal nie spadła, więc byłem zmuszony ją złapać. Jej zielona bluzka przykleiła się do jej pleców i płaskiego brzucha.
- Jak chciałeś mieć pretekst do popatrzenia sobie w mój dekolt to trzeba było to zrobić dyskretniej.- Wydyszała. Zmieszany odsunąłem się.
- Po prostu… na dzisiaj koniec.
- Czy trener nie powinien motywować?!- Zaprotestowała.- Ty mnie zniechęcasz!
- Trener nie tylko motywuje. Do jego obowiązków należy również troska o bezpieczeństwo podopiecznego. A tak się składa, że ja jestem twoim trenerem, sama mnie wybrałaś.
- Może faktycznie powinnam była iść do Alana.- Na te słowa zamarłem. Kurwa, to cios poniżej pasa! Czy ona zdaje sobie sprawę, jak bardzo mnie to rusza? To, że mogła iśc do niego po pomoc… Ale nie zrobiła tego. Przyszła do mnie. Dlaczego?
- Ale przyszłaś tutaj.- Nie odpowiedziała. – Czemu?
- Tobie mogę ufać. Jesteś moim… przyjacielem.- Wzruszyła ramionami, jednocześnie wycierając kark ręcznikiem.
- Nieee. Tu chodzi o coś innego.- Uśmiechnąłem się.- Czyli co? Jesteśmy przyjaciółmi?
- Pomagasz mi.
- On też by mógł.
- Nie wątpię.- Przyznała. Napiła się wody z butelki, jednocześnie bacznie mnie obserwując. Zmruży przy tym oczy, co naprawdę wygląda uroczo. No dobra, cholernie seksownie. Chciałbym, żeby zawsze tak na mnie patrzyła…
- Więc?
- Więc chyba rozumiesz, że nie mogę do niego iść, skoro mi się podoba? Zobaczyłby moją słabą kondycję. To drugi powód, dlaczego przyszłam do ciebie. Muszę ćwiczyć, żeby być lepsza.
- Okej.- Odparłem. Jednak dla mnie było to bez sensu. Męczy mnie, żeby zaimponować jemu. A ja głupi na to się godzę. Co jest ze mną nie tak?
- Pomożesz mi, Zibi?- Podeszła do mnie znacznie bliżej, niż zwykle. Położyła dłonie na moich ramionach i spojrzała mi głęboko oczy. Jezuu jakie ona ma piękne oczy. – Proszę Zbyszku.
- Niech będzie.- Westchnąłem odwracając wzrok.
I po raz kolejny dałem się złapać… 

- O co chodzi?
- Bałam się, że nie przyjdziesz. Zwłaszcza po tym, jak się dowiedziałeś…
- Martwiłem się. Nie widziałem cię od kilku dni.- Przerwałem jej. Podszedłem i kucnąłem przed Olą. Nie płakała, tylko wpatrywała się w ścianę przed sobą z nieobecnym wzrokiem.
- Wybaczysz mi kiedyś, że cię zostawiłam?
- Dawno ci już wybaczyłem.
- Chciałabym, żebyś wiedział… Zawsze byłeś dla mnie ważny. Dlatego nie mogłam ci powiedzieć.
- To nie ma sensu. Ale postaram się zrozumieć, Oluś. – Spojrzała na mnie twardym wzrokiem.
- Kochałam cię. Naprawdę cię kochałam, chociaż nie byłam tego w pełni świadoma. Zamroczyło mnie uczucie do Alana. Zawsze wiedziałam, że tylko u ciebie będę mieć pełne wsparcie. Że zawsze mi pomożesz, bez żadnych pytań. Tak, jak na przykład z moim ojcem. Byłeś ze mną, chociaż nie prosiłam o to.- Położyła dłoń na moim policzku i przyglądała mi się uważnie. Ile ja kurwa razy marzyłem, żeby taka chwila nadeszła… Jednak nie miałem pojęcia do czego zmierza. – Igła zawsze mi powtarzał, że jesteś dobrym człowiekiem. Nigdy w to nie wątpiłam. Dlatego nie powiedziałam ci. Bo wtedy zrobiłbyś wszystko, żeby być ze mną. A ja nie mogłam prosić o tak dużo… Zawsze mnie do ciebie ciągnęło.- Uśmiechnęła się pod nosem.- Wtedy, gdy szukałam trenera … Pamiętasz?- Kiwnąłem głową, więc kontynuowała.- Mogłam iśc do Alana, jak sugerowałeś. Mogłam też iść do Krzyśka. Ale przyszłam do ciebie. Wiesz czemu? Bo ty nigdy nie patrzyłeś na mnie z góry. Traktowałeś mnie jak równą tobie. I za to muszę ci cholernie podziękować.
- Nie powinnaś…
- Nie skończyłam.- Ucięła.- Za to wszystko ci dziękuję. Jednak teraz… Już nic nie zmieni tego, jaką decyzję podjęłam. – Westchnęła smutno. Zacząłem się bać.- Muszę w końcu zostawić cię w spokoju. Nie znajdziesz szczęścia ze mną, a jedynie cierpienie i ciągły strach. W każdej chwili choroba może się wrócić i to z podwójną mocą. Nie chcę cię narażać. Zasługujesz na więcej, na kogoś, kto zestarzeje się z tobą.
- A..a..ale Oluś! Nie wygłupiaj się. Nie ma nikogo, kto mógłby mi ciebie zastąpić!
- Musimy ograniczyć kontakty.
- Teraz jest z tobą ten cały Paul? Już mnie nie potrzebujesz? Jeśli o to chodzi, to ja…- Zawahałem się. Kurwa, nie chciałem jej stracić! Nigdy nie wybaczyłbym sobie tego. Ponownie. Dziewczyna wpatrywała się we mnie twardym wzrokiem. Coś mi nie pasowało. Jej oczy były… smutne. Jednak nic więcej nie zobaczyłem.
- Kocham go, Zbyszku.- Przerwała martwą ciszę. Jej głos był jednak przy tym martwy. – Nie mogłabym go zostawić.
- Rozumiem.- Przytaknąłem. Ola opuściła dłoń z mojej twarzy i wstała. Zrobiłem to samo.- Nie chcesz mnie już widzieć? Dopiero co prosiłaś mnie, żebym cię nie zostawiał.
- I nadal tego chcę. Nie mogłabym żyć bez ciebie.- Uśmiechnęła się lekko.- Ale będzie lepiej, jeśli ograniczymy kontakt.
Odwróciła się i już miała odejść. Jednak chwyciłem ją za rękę i powstrzymałem. Stała o krok ode mnie. Omiotłem wzrokiem jej twarz, by zapamiętać każdy szczegół. Jej ciemne oczy, piękne usta, które mógłbym całować całą wieczność…
„Kocham cię” – miałem na końcu języka. Tak bardzo chciałem jej to powiedzieć. Ale jednocześnie nie chciałem psuć relacji, jaką już osiągnęliśmy. Poza tym ona kochała Paula.
- Żegnaj, Zbyszku.- Dała mi całusa w policzek, kilka sekund dłużej przytrzymując usta na mojej skórze. Moje wewnętrzne „JA” aż zadrżało.
Po czym wyszła z siłowni.


Przyglądam się zdjęciu w gazecie. Mój tępy wzrok zamarł od kilka minut. Ogólnie cały zamarłem. Moje zdjęcie we włoskiej gazecie sportowej, tuż po wygranym meczu. Koledzy cieszący się ze zwycięstwa. I ja, całujący dziewczynę.
Minęły dwa lata, odkąd jesteśmy razem. Wróciliśmy do Włoch, pięknego miasta. Po części dlatego, że zdecydowałem się grać w Modenie, a po części dlatego, że Polska stała się dla mnie krajem cierpień. Ale nawet tutaj, nie mogę w pełni być sobą. Jakaś część mnie umiera codziennie.
Najgorsze są poranki.
Taki, jak ten dzisiejszy na przykład. Obudziłem się o piątej, zdążyłem pobiegać, wziąć prysznic… Mam świadomość, że tak nie da się żyć. I jednocześnie ukrywać emocje przed ukochaną. Od tego mam przyjaciół. Coraz częściej kontaktuję się z Igłą w nadziei, że poda mi jakieś rewelacje. Nic się jednak nie dzieje. Kubiaka mam na co dzień, gramy w jednym klubie. Obawiam się, że jeśli tak dalej pójdzie, mój najlepszy przyjaciel da mi kosza. Wtedy pozostała by mi tylko ona. Jednak nie umiem się przed nią otworzyć, tak jak ona przede mną. To źle. Jak twierdzi Misiek. W ogóle on jest skonstruowany ze sprzeczności. Twierdzi, że dobrze mi zrobi związek z nią i powinienem się zaangażować. A chwilęźniej mówi, żebym dał sobie spokój…
- O czym tak myślisz ciężko, kochanie?- Weszła do kuchni w swoim błękitnym szlafroku i z promiennym uśmiechem. Stanęła za mną i objęła.
- Jutro kolejny mecz.- Wyjaśniłem. Od pewnego czasu to moja standardowa wymówka. Odwróciłem głowę, aby ją pocałować.
- Nie martw się. Pewnie jak zwykle będziesz najlepszy na boisku.- Dała mi kolejnego buziaka w kark. Powstrzymałem się, żeby nie wywrócić oczami. Wcale nie jestem najlepszy. Jestem tylko częścią zespołu. Do tego rozsypany na kawałki.
- Nie jestem…
- Dla mnie zawsze będziesz najlepszy.- Skwitowała radośnie. Odsunęła się ode mnie i podeszła do lodówki. Korzystając z okazji poszedłem się przebrać. Gdy wróciłem ona już coś pichciła.- Masz ochotę na jajecznicę?
- Jasne.- Odpowiedziałem bez entuzjazmu i usiadłem na swoim miejscu przy ladzie. Przeglądałem kolejne strony gazety.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Zibi?- Zirytowała się Tamara. Uświadomiłem sobie, że przez cały czas o czymś mówiła.
- Co?- Uniosłem głowę.- Nie, przepraszam. Zamyśliłem się. Co mówiłaś?
- Mówiłam, że idziemy dzisiaj na do Bruna i Cristiny. Zaprosili nas dwa tygodnie temu. Zapomniałeś?- Uniosła brwi, jednocześnie nakładając na dwa talerze usmażone jajka.
- Wyleciało mi z głowy.- Westchnąłem ciężko.- Umówiłem się z kolegami…
- Nie ma mowy Zbyszek. – Przerwała mi. Nie miała pojęcia, jak bardzo mnie to wkurwiło. Bruno i jego dziewczyna są naprawdę mili, nie mam nic do nich. Lubię ich. Ale to bardziej jej znajomi niż moi. Poza tym nie mam ochoty na siedzenie z nimi w restauracji i pierdolenie o głupotach. Czy ona tego nie widzi?
- Obiecałeś, że pójdziesz.- Przypomniała siadając naprzeciwko mnie.
- Kiedy niby?!
- Tydzień temu. I trzy dni temu… Czy ty w ogóle żyjesz?- To ostatnie pytanie zadaje mi dość często. Średnio raz na dzień. Dzisiaj nawet wcześniej niż zwykle. Jest dopiero dziewiąta!
- Skoro obiecałem…- Aby nie być zmuszonym do dalszej dyskusji, zacząłem jeść. Po raz kolejny rozkoszowałem się dobrym smakiem dań Tamary. To jest jej jeden wielki plus. No, ma ich więcej. Ale gotowanie wychodzi jej najlepiej.
- Dziękuję.- Posłała mi buziaka. Uśmiechnąłem się szarmancko, co najwyraźniej jej się spodobało. Nie spuszczała ze mnie wzroku, aż w końcu chyba nie wytrzymała. Obeszła blat i stanęła przede mną. – Kocham cię, wiesz?
- Wiem. Mnie nie da się nie kochać.- Mruknąłem, gdy założyła mi ręce za szyję.
A następnie zatraciłem się w pocałunku. Marzyłem tylko, aby ten pocałunek był z kimś innym…  

- Bartman, skup się! Mecz sam się nie wygra do cholery!- Warknął na mnie główny rozgrywający, Fabian Drzyzga. Fakt, już drugą piłkę z rzędy psułem.
Okeeej. No, to skup się jełopie.- Warknąłem na siebie w myślach.- Zapomnij. Po prostu graj.
Kolejna akcja, punkt dla nas po udanym ataku ze środka. Wszedłem na zagrywkę. Dwa głębokie wdechy, podrzut piłki, skok… Siatka.
- Kurwa mać!- Wydarłem się. Igła podbiegł i poklepał mnie po plecach.
- Spokojnie.- Powiedział do mnie.- Myśl o meczu.- Nadal byłem na niego wściekły za zatajenie prawdy o chorobie Olki. Jednak zrozumiałem, że może faktycznie jestem skończonym imbecylem, idiotą i w ogóle egoistą.
Antiga zmienił mnie z Konarskim. Usiadłem na ławce i pijąc wodę wpatrywałem się w sufit. Wszystko się spierdoliło. Jak już odnalazłem Olę, to nagle ona mi mówi, tuż po wyznaniu prawdy (oraz po wyznaniu, że mnie kochała), że nie możemy się spotykać. Kubiak czepia się mnie o wszystko gdyż zerwał ze swoją laską, uświadamiając sobie swój błąd życiowy. Nagle zapragnął wrócić do Moniki, która zostawiła go za nie wiadomo co. Jakoś mało mi się zwierzał z tego… Cała grupa środkowych walczy o względy jednej kelnerki i jak na razie tylko Wrona wyróżnia się ze stada szczurów. W ogóle, czy szczury żyją w stadach?
A ja nie mogę skupić się na cholernej grze, bo wciąż zastanawiam się nad słowami dziewczyny, którą kocham.
Co to znaczy że mnie kochała? Już jej przeszło? Tka po prostu znalazła sobie jakiegoś Paula i o mnie zapomniała?
Nieeeee. Koniec tego.
Koniec.
Wkurzony podszedłem do Antigi.
- Chcę wejść.
- Dzisaj ne idie ci nalepej.
- Daj mi szanse. – Poprosiłem z mocą. Patrzył na mnie, ewidentnie się wahając. Ostatecznie podjął decyzję.
- Okej.
I mecz wygraliśmy.

***

Już w hotelu, walnąłem się na łóżko i starałem wyłączyć. Nie myśleć.
- Kurwa, co ja mam robić?
- Misiek, najlepiej idź do psychiatry.- Wymamrotałem z głową w poduszce.
- Zadzwonić do niej?- Przyjmujący kręcił się po pokoju z komórką w ręce.
- Dzwoń. Przynajmniej będziesz wiedział, czy chce cię jeszcze słyszeć.
- A jak się rozłączy, zanim zdążę się przywitać?
- To będzie znak od Boga, że masz dać jej spokój.
- Kurwa, bawi cię to?!
- Od dawna nic mnie tak nie bawiło.- Przyznałem.
- Pieprz się.
Zaśmiałem się. Chwilę później otrzymałem sms:
„Gratuluję ;)”
Uśmiechnąłem się pod nosem. Zapadłem w błogi sen… Dopóki do mojego pokoju nie wparował Krzysiek.
- Dajcie mi telefon!- Wydarł się. Normalnie to nawet bym się nie przejął napadem na mnie bezbronnego i śpiącego. Norma. Ale było coś takiego w jego głosie,że uniosłem głowę.
- Co się stało, Krzysiu?
- Sebastian...- Jego oczy zaszkliły się.
Bez słowa podałem mu komórkę.



******
Okeeeej, wiem. Mam się szykować? Chcecie mnie zabić? Mam coraz mniej czasu na pisanie – taka prawda. Nawet pisać nie mam kiedy ;/ A jak już mam czas, to nie mam weny :c Ciężkie jest życie autora…
No dobra, to dawać opinie na temat tego u góry ;p
Mam bilety na Kaliber 44 <3 Jeeejuuu *.* Chciałabym też takie na mecz :C

Dziękuję za wyświetlenia, komentarze… To naprawdę motywuje :)
Pozdrawiam ;**