Udało
nam się przejść fazę grupową. Byliśmy na drugim miejscu w tabeli, tuż za
Francuzami. Naszym przeciwnikiem w kolejnej rundzie była Japonia.
Za
każdym razem wychodziłem w pierwszej szóstce. I tym razem trener wywołał mnie
do pierwszego składu.
Zagraliśmy
cztery sety, gdzie dwa ostatnie okazały się najważniejsze. Zacięte ostatnie
akcje pokazały to, że każdy walczy do samego końca. Nikt się nie poddaje, a
zwłaszcza w tak pięknym turnieju. Na szczęście to my wyszliśmy zwycięsko.
Nie
świętowaliśmy jakoś specjalnie tej wygranej. Oczywiście, radości nie mogliśmy
ukryć. Ale czuliśmy, że to dopiero początek góry lodowej. Prawdziwa gra dopiero
się zaczynała…
Na
stołówce wypatrywałem Oli, jednak jej nie było. I to od kilku dni. Cieszyłem
się za to powodzeniem Kłosa i Wrony, którzy podrywali śliczną kelnerkę. A dla
odmiany… martwiłem się złym nastrojem mojego przyjaciela.
-
Stary, co ci?- Spytałem po raz setny tego dnia. Zważywszy na wczesną porę to
dość niesamowite.
-
Nic.
-
Nie wygląda na nic. Od kilku minut wpatrujesz się w wygaszony telefon. O co
chodzi?- Tyrpłem go butem w nogę.
-
Zerwałem z nią.- Wypowiedział grobowym tonem. A ja? Zamiast się skrzywić,
poklepać pocieszająco po plecach, wciskać bajery o złych wyborach miłosnych, po
prostu wyszczerzyłem się jak idiota.
-
No nareszcie! Alleluja! Cuda istnieją!
-
Dzięki, stary. Dzięki.- Zakpił. Przewróciłem oczami.
-
No dobra. To czemu z nią zerwałeś?
- Nie wiem.
-
Okeeeej.- Przyglądałem mu się uważnie. Misiek smutny. Dosłownie można rzygać
przy nim smutkiem. Wtedy dostałem sms. Natychmiast sprawdziłem.
„Jestem
w siłowni.”
Nie
czekałem. Po prostu wstałem i szybko wyszedłem.
-
I kto tu ma bzika.- Prychnął na pożegnanie mój przyjaciel.
Znalazłem
ją na miejscu. Siedziała na jednym z przyrządów, odwrócona do mnie plecami.
Miała na sobie dżinsy i zieloną bluzkę, którą pamiętałem sprzed trzech lat.
Wtedy też znalazłem ją na siłowni tuż po treningu.
Oparłem
się o drzwi i przyglądałem
jej smukłemu ciału. Obiecałem,
że będę jej trenerem. I dotrzymam słowa.
-
Nie za dużo jak na jeden dzień?- Odezwałem
się w końcu. Ola wydawała się
naprawdę bardzo zmęczona. Nie mogę
patrzeć na nią w takiej sytuacji.
-
Nie.- Wydyszała z trudem.- Potrzebuję. Więcej.
Ćwiczeń.
-
Biegasz już pół godziny. Daj chociaż tej bieżni
odpocząć.- Podszedłem do niej, gotowy wyłączyć
sprzęt.
-
Wygram ten zakład.- Warknęła odpychając
moją rękę.
-
Nie wątpię. Ale masz jeszcze dużo czasu.- Tym razem wyłączyłem
bieżnię. Niestety, ona niemal nie spadła,
więc byłem zmuszony ją złapać.
Jej zielona bluzka przykleiła się
do jej pleców i płaskiego brzucha.
-
Jak chciałeś mieć pretekst do popatrzenia sobie w mój dekolt to trzeba było
to zrobić dyskretniej.- Wydyszała. Zmieszany odsunąłem
się.
-
Po prostu… na dzisiaj koniec.
-
Czy trener nie powinien motywować?!- Zaprotestowała.-
Ty mnie zniechęcasz!
-
Trener nie tylko motywuje. Do jego obowiązków należy
również troska o bezpieczeństwo podopiecznego. A
tak się składa, że ja jestem twoim trenerem, sama mnie wybrałaś.
-
Może faktycznie powinnam była iść
do Alana.- Na te słowa zamarłem. Kurwa, to cios poniżej
pasa! Czy ona zdaje sobie sprawę, jak bardzo mnie to
rusza? To, że mogła iśc do niego po pomoc… Ale nie zrobiła
tego. Przyszła do mnie. Dlaczego?
-
Ale przyszłaś tutaj.- Nie odpowiedziała. – Czemu?
-
Tobie mogę ufać. Jesteś moim… przyjacielem.-
Wzruszyła ramionami, jednocześnie wycierając
kark ręcznikiem.
-
Nieee. Tu chodzi o coś innego.- Uśmiechnąłem
się.- Czyli co? Jesteśmy przyjaciółmi?
-
Pomagasz mi.
-
On też by mógł.
-
Nie wątpię.- Przyznała. Napiła
się wody z butelki, jednocześnie bacznie mnie
obserwując. Zmruży przy tym oczy, co
naprawdę wygląda uroczo. No dobra, cholernie seksownie. Chciałbym, żeby
zawsze tak na mnie patrzyła…
-
Więc?
-
Więc chyba rozumiesz, że nie mogę
do niego iść, skoro mi się podoba? Zobaczyłby
moją słabą kondycję. To drugi powód,
dlaczego przyszłam do ciebie. Muszę ćwiczyć,
żeby być lepsza.
-
Okej.- Odparłem. Jednak dla mnie było to bez sensu. Męczy
mnie, żeby zaimponować jemu. A ja głupi
na to się godzę. Co jest ze mną nie tak?
-
Pomożesz mi, Zibi?- Podeszła do mnie znacznie bliżej,
niż zwykle. Położyła
dłonie na moich ramionach i spojrzała
mi głęboko oczy. Jezuu jakie ona ma piękne
oczy. – Proszę Zbyszku.
-
Niech będzie.- Westchnąłem odwracając
wzrok.
I
po raz kolejny dałem się złapać…
- O co chodzi?
- Bałam się, że nie przyjdziesz. Zwłaszcza po
tym, jak się dowiedziałeś…
- Martwiłem się. Nie widziałem cię od kilku dni.-
Przerwałem jej. Podszedłem i kucnąłem przed Olą. Nie płakała, tylko wpatrywała
się w ścianę przed sobą z nieobecnym wzrokiem.
- Wybaczysz mi kiedyś, że cię zostawiłam?
- Dawno ci już wybaczyłem.
- Chciałabym, żebyś wiedział… Zawsze byłeś dla
mnie ważny. Dlatego nie mogłam ci powiedzieć.
- To nie ma sensu. Ale postaram się zrozumieć,
Oluś. – Spojrzała na mnie twardym wzrokiem.
- Kochałam cię. Naprawdę cię kochałam, chociaż
nie byłam tego w pełni świadoma. Zamroczyło mnie uczucie do Alana. Zawsze
wiedziałam, że tylko u ciebie będę mieć pełne wsparcie. Że zawsze mi pomożesz,
bez żadnych pytań. Tak, jak na przykład z moim ojcem. Byłeś ze mną, chociaż nie
prosiłam o to.- Położyła dłoń na moim policzku i przyglądała mi się uważnie.
Ile ja kurwa razy marzyłem, żeby taka chwila nadeszła… Jednak nie miałem
pojęcia do czego zmierza. – Igła zawsze mi powtarzał, że jesteś dobrym
człowiekiem. Nigdy w to nie wątpiłam. Dlatego nie powiedziałam ci. Bo wtedy
zrobiłbyś wszystko, żeby być ze mną. A ja nie mogłam prosić o tak dużo… Zawsze
mnie do ciebie ciągnęło.- Uśmiechnęła się pod nosem.- Wtedy, gdy szukałam
trenera … Pamiętasz?- Kiwnąłem głową, więc kontynuowała.- Mogłam iśc do Alana,
jak sugerowałeś. Mogłam też iść do Krzyśka. Ale przyszłam do ciebie. Wiesz
czemu? Bo ty nigdy nie patrzyłeś na mnie z góry. Traktowałeś mnie jak równą
tobie. I za to muszę ci cholernie podziękować.
- Nie powinnaś…
- Nie skończyłam.- Ucięła.- Za to wszystko ci
dziękuję. Jednak teraz… Już nic nie zmieni tego, jaką decyzję podjęłam. –
Westchnęła smutno. Zacząłem się bać.- Muszę w końcu zostawić cię w spokoju. Nie
znajdziesz szczęścia ze mną, a jedynie cierpienie i ciągły strach. W każdej
chwili choroba może się wrócić i to z podwójną mocą. Nie chcę cię narażać.
Zasługujesz na więcej, na kogoś, kto zestarzeje się z tobą.
- A..a..ale Oluś! Nie wygłupiaj się. Nie ma
nikogo, kto mógłby mi ciebie zastąpić!
- Musimy ograniczyć kontakty.
- Teraz jest z tobą ten cały Paul? Już mnie nie
potrzebujesz? Jeśli o to chodzi, to ja…- Zawahałem się. Kurwa, nie chciałem jej
stracić! Nigdy nie wybaczyłbym sobie tego. Ponownie. Dziewczyna wpatrywała się
we mnie twardym wzrokiem. Coś mi nie pasowało. Jej oczy były… smutne. Jednak
nic więcej nie zobaczyłem.
- Kocham go, Zbyszku.- Przerwała martwą ciszę. Jej głos był jednak przy tym martwy. –
Nie mogłabym go zostawić.
- Rozumiem.- Przytaknąłem. Ola opuściła dłoń z
mojej twarzy i wstała. Zrobiłem to samo.- Nie chcesz mnie już widzieć? Dopiero
co prosiłaś mnie, żebym cię nie zostawiał.
- I nadal tego chcę. Nie mogłabym żyć bez
ciebie.- Uśmiechnęła się lekko.- Ale będzie lepiej, jeśli ograniczymy kontakt.
Odwróciła się i już miała odejść. Jednak
chwyciłem ją za rękę i powstrzymałem. Stała o krok ode mnie. Omiotłem wzrokiem
jej twarz, by zapamiętać każdy szczegół. Jej ciemne oczy, piękne usta, które
mógłbym całować całą wieczność…
„Kocham cię” – miałem na końcu języka. Tak bardzo
chciałem jej to powiedzieć. Ale jednocześnie nie chciałem psuć relacji, jaką
już osiągnęliśmy. Poza tym ona kochała Paula.
- Żegnaj, Zbyszku.- Dała mi całusa w policzek, kilka
sekund dłużej przytrzymując usta na mojej skórze. Moje wewnętrzne „JA” aż
zadrżało.
Po czym wyszła z siłowni.
Przyglądam
się zdjęciu w gazecie. Mój tępy wzrok zamarł
od kilka minut. Ogólnie cały zamarłem.
Moje zdjęcie we włoskiej gazecie
sportowej, tuż po wygranym meczu. Koledzy cieszący
się ze zwycięstwa. I ja, całujący
dziewczynę.
Minęły
dwa lata, odkąd jesteśmy razem. Wróciliśmy
do Włoch, pięknego miasta. Po części
dlatego, że zdecydowałem się
grać w Modenie, a po części dlatego, że
Polska stała się dla mnie krajem cierpień. Ale nawet tutaj, nie mogę w
pełni być sobą. Jakaś część mnie umiera codziennie.
Najgorsze
są poranki.
Taki,
jak ten dzisiejszy na przykład. Obudziłem
się o piątej, zdążyłem
pobiegać, wziąć prysznic… Mam świadomość,
że tak nie da się żyć.
I jednocześnie ukrywać emocje przed ukochaną.
Od tego mam przyjaciół. Coraz częściej kontaktuję
się z Igłą w nadziei, że poda mi jakieś
rewelacje. Nic się jednak nie dzieje. Kubiaka mam na co dzień,
gramy w jednym klubie. Obawiam się, że
jeśli tak dalej pójdzie, mój najlepszy przyjaciel da mi kosza.
Wtedy pozostała by mi tylko ona. Jednak nie umiem się
przed nią otworzyć, tak jak ona przede mną.
To źle. Jak twierdzi Misiek. W ogóle on jest skonstruowany ze
sprzeczności. Twierdzi, że dobrze mi zrobi związek
z nią i powinienem się zaangażować.
A chwilę później mówi, żebym dał
sobie spokój…
-
O czym tak myślisz ciężko, kochanie?- Weszła
do kuchni w swoim błękitnym szlafroku i z promiennym uśmiechem.
Stanęła za mną i objęła.
-
Jutro kolejny mecz.- Wyjaśniłem. Od pewnego czasu to moja standardowa wymówka. Odwróciłem
głowę, aby ją pocałować.
-
Nie martw się. Pewnie jak zwykle będziesz najlepszy na
boisku.- Dała mi kolejnego buziaka w kark. Powstrzymałem
się, żeby nie wywrócić oczami. Wcale nie
jestem najlepszy. Jestem tylko częścią
zespołu. Do tego rozsypany na kawałki.
-
Nie jestem…
-
Dla mnie zawsze będziesz najlepszy.- Skwitowała radośnie.
Odsunęła się ode mnie i podeszła
do lodówki. Korzystając z okazji poszedłem się
przebrać. Gdy wróciłem ona już
coś pichciła.- Masz ochotę
na jajecznicę?
-
Jasne.- Odpowiedziałem bez entuzjazmu i usiadłem na swoim miejscu przy
ladzie. Przeglądałem kolejne strony gazety.
-
Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Zibi?- Zirytowała się
Tamara. Uświadomiłem sobie, że
przez cały czas o czymś mówiła.
-
Co?- Uniosłem głowę.- Nie, przepraszam. Zamyśliłem
się. Co mówiłaś?
-
Mówiłam, że idziemy dzisiaj na do Bruna i Cristiny. Zaprosili nas dwa
tygodnie temu. Zapomniałeś?- Uniosła brwi, jednocześnie
nakładając na dwa talerze usmażone jajka.
-
Wyleciało mi z głowy.- Westchnąłem
ciężko.- Umówiłem się
z kolegami…
-
Nie ma mowy Zbyszek. – Przerwała mi. Nie miała
pojęcia, jak bardzo mnie to wkurwiło. Bruno i jego dziewczyna
są naprawdę mili, nie mam nic do
nich. Lubię ich. Ale to bardziej jej znajomi niż
moi. Poza tym nie mam ochoty na siedzenie z nimi w restauracji i pierdolenie o
głupotach. Czy ona tego nie widzi?
-
Obiecałeś, że pójdziesz.- Przypomniała siadając
naprzeciwko mnie.
-
Kiedy niby?!
-
Tydzień temu. I trzy dni temu… Czy ty w ogóle żyjesz?-
To ostatnie pytanie zadaje mi dość często.
Średnio raz na dzień. Dzisiaj nawet wcześniej
niż zwykle. Jest dopiero dziewiąta!
-
Skoro obiecałem…- Aby nie być zmuszonym do dalszej
dyskusji, zacząłem jeść. Po raz kolejny
rozkoszowałem się dobrym smakiem dań Tamary. To jest jej
jeden wielki plus. No, ma ich więcej. Ale gotowanie
wychodzi jej najlepiej.
-
Dziękuję.- Posłała mi buziaka. Uśmiechnąłem
się szarmancko, co najwyraźniej jej się
spodobało. Nie spuszczała ze mnie wzroku, aż
w końcu chyba nie wytrzymała. Obeszła
blat i stanęła przede mną. – Kocham cię,
wiesz?
-
Wiem. Mnie nie da się
nie kochać.-
Mruknąłem, gdy założyła
mi ręce za szyję.
A
następnie zatraciłem się
w pocałunku. Marzyłem tylko, aby ten pocałunek
był z kimś innym…
- Bartman, skup się! Mecz sam się nie wygra do
cholery!- Warknął na mnie główny rozgrywający, Fabian Drzyzga. Fakt, już drugą
piłkę z rzędy psułem.
Okeeej. No, to skup się jełopie.- Warknąłem na
siebie w myślach.- Zapomnij. Po prostu graj.
Kolejna akcja, punkt dla nas po udanym ataku ze
środka. Wszedłem na zagrywkę. Dwa głębokie wdechy, podrzut piłki, skok… Siatka.
- Kurwa mać!- Wydarłem się. Igła podbiegł i
poklepał mnie po plecach.
- Spokojnie.- Powiedział do mnie.- Myśl o meczu.-
Nadal byłem na niego wściekły za zatajenie prawdy o chorobie Olki. Jednak
zrozumiałem, że może faktycznie jestem skończonym imbecylem, idiotą i w ogóle egoistą.
Antiga zmienił mnie z Konarskim. Usiadłem na
ławce i pijąc wodę wpatrywałem się w sufit. Wszystko się spierdoliło. Jak już
odnalazłem Olę, to nagle ona mi mówi, tuż po wyznaniu prawdy (oraz po wyznaniu,
że mnie kochała), że nie możemy się spotykać. Kubiak czepia się mnie o wszystko
gdyż zerwał ze swoją laską, uświadamiając sobie swój błąd życiowy. Nagle
zapragnął wrócić do Moniki, która zostawiła go za nie wiadomo co. Jakoś mało mi
się zwierzał z tego… Cała grupa środkowych walczy o względy jednej kelnerki i
jak na razie tylko Wrona wyróżnia się ze stada szczurów. W ogóle, czy szczury żyją
w stadach?
A ja nie mogę skupić się na cholernej grze, bo
wciąż zastanawiam się nad słowami dziewczyny, którą kocham.
Co to znaczy że mnie kochała? Już jej przeszło?
Tka po prostu znalazła sobie jakiegoś Paula i o mnie zapomniała?
Nieeeee. Koniec tego.
Koniec.
Wkurzony podszedłem do Antigi.
- Chcę wejść.
- Dzisaj ne idie ci nalepej.
- Daj mi szanse. – Poprosiłem z mocą. Patrzył na
mnie, ewidentnie się wahając. Ostatecznie podjął decyzję.
- Okej.
I mecz wygraliśmy.
***
Już w hotelu, walnąłem się na łóżko i starałem
wyłączyć. Nie myśleć.
- Kurwa, co ja mam robić?
- Misiek, najlepiej idź do psychiatry.-
Wymamrotałem z głową w poduszce.
- Zadzwonić do niej?- Przyjmujący kręcił się po
pokoju z komórką w ręce.
- Dzwoń. Przynajmniej będziesz wiedział, czy chce
cię jeszcze słyszeć.
- A jak się rozłączy, zanim zdążę się przywitać?
- To będzie znak od Boga, że masz dać jej spokój.
- Kurwa, bawi cię to?!
- Od dawna nic mnie tak nie bawiło.- Przyznałem.
- Pieprz się.
Zaśmiałem się. Chwilę później
otrzymałem sms:
„Gratuluję ;)”
Uśmiechnąłem się pod nosem. Zapadłem w błogi sen…
Dopóki do mojego pokoju nie wparował Krzysiek.
- Dajcie mi telefon!- Wydarł się. Normalnie to
nawet bym się nie przejął napadem na mnie bezbronnego i śpiącego. Norma. Ale
było coś takiego w jego głosie,że uniosłem głowę.
- Co się stało, Krzysiu?
- Sebastian...- Jego oczy zaszkliły się.
Bez słowa podałem mu komórkę.
******
Okeeeej,
wiem. Mam się szykować? Chcecie mnie zabić? Mam coraz mniej czasu na pisanie –
taka prawda. Nawet pisać nie mam kiedy ;/ A jak już mam czas, to nie mam weny
:c Ciężkie jest życie autora…
No
dobra, to dawać opinie na temat tego u góry ;p
Mam
bilety na Kaliber 44 <3 Jeeejuuu *.* Chciałabym też takie na mecz :C
Dziękuję
za wyświetlenia, komentarze… To naprawdę motywuje :)
Pozdrawiam ;**
Ohhh...Powiem ci tyle(a w zasadzie napisze :p), że lepiej już uciekaj bo jak cie kiedyś znajde to bedzie źle ;) Czemu ty im to życue tak komplikujesz to ja nie wiem :x Nie mogliby by być po prostu razem i wszystko było by pięknie i kolorowo?
OdpowiedzUsuńKiedy mamy sie spodziewać nastepnego? Pozdrawiam :*
/black_16
Cóż, komplikuję bo właśnie takie jest życie - skomplikowane XD
UsuńDokładnie kiedy to nie wiem jeszcze. Postaram się na za tydzień, ale nic nie obiecuję. :)
Ja mam dość szkoda mi strasznie Zibiego, niech werszcie będą razem.
OdpowiedzUsuńHmmmmmm robimy cie ciekawie miedzy Ola i Zibim, ale to końcówka z Igłą ciekawi mnie najbardziej! Dlatego mam nadzieje, ze dodasz nowy rozdział szybko bo chce wiedzieć co sie stało z Sebastianem. Mam nadzieje, ze juz niedługo bede wiedzieć więcej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Miska
*.*
OdpowiedzUsuńPo bardzo długiej przerwie zapraszam serdecznie na epizod ósmy: http://memory-of-summer.blogspot.com/2016/04/epizod-osmy-czyli-nie-dosc-ze-dreczy.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
matko co sie stało z Sebastianem? Mam nadzieję , zę jak najszybciej dodasz nowy rozdział i się dowiemy. Weny życzę <3
OdpowiedzUsuńPytanko! Pojawi się tutaj coś jeszcze?
OdpowiedzUsuńOczywiście! Do tej pory nie miałam nawet chwili żeby coś napisać. Ale teraz będę mieć cały tydzień wolny, więc pojawią się rozdziały :)
Usuń