Telefon
przerwał mój piękny sen. Klnąc na cały świat przystawiłem go do ucha.
-
Haalooo?
-
Mamy to!
-
Pomyłka.- Mruknąłem i się rozłączyłem. Nie minęła minuta, jak ponownie ktoś się
odezwał.- Pomyłka mówię.
-
Olka! Mamy to!
-
Co?- Natychmiast się przebudziłem. Dopiero teraz poznałem głos Wiktora, który
nawijał o czymś bez żadnego sensu.- Wolniej.
-
Nie ma czasu do stracenia. Wieczorem będę w Lonydnie. Spotkamy się w kawiarni
Soweckich.
-
Ale…- Brak sygnału.- Co za palant!
-
Co się kurwa mać dzieje?!- Kubiak podniósł głowę i spojrzał na mnie wojowniczo.
-
Wiktorowi udało się coś wymyślić.
-
To znaczy?
-
To znaczy, że jest szansa dla Oli na odpowiednią opiekę medyczną!
Umówiłem
się z Olcią na 18.00 w jej kawiarni. Gdy tylko zobaczyła mój dobry nastrój, od
razu się odprężyła.
-
A już myślałam, że coś się stało.
-
A no stało się. Ale to zaraz. Będziemy mieli gościa za jakieś dziesięć minut.-
Pocałowałem ją w policzek, troszkę dłużej przytrzymując wargi na jej skórze. Po
raz kolejny poczułem ten piękny zapach: jabłek i mięty.
-
Napijesz się czegoś?- zapytała z wielkim uśmiechem. Tak bardzo kochałem jej
uśmiech…
-
Kawy z chęcią.
-
Śmietanka, dwa cukry plus cynamon?
-
Jak dobrze mnie znasz.- Puściłem jej oko. Zarumieniła się po czym poszłą
wykonać swoją robotę. Akurat, gdy wróciła do kawiarni wszedł wysoki mężczyzna.
Dobrze go pamiętałem z ostatniego spotkania. Ten sam wyraz twarzy, ta sama
ryzura, i ta sama otyłość. Często, gsy tak patrzę na ludzi, zastanawiam się jak
to możliwe, że nie przeszkadza im ich masa. Ja na przykład nie potrafiłbym
funkcjonować bez moich mięśni.
-
Spóźnił się pan.
-
Przepraszam, korki.- Wzruszył obojętnie ramionami i usiadł obok mnie. Ola
patrzyła na wujka z szeroko otwartymi oczami.- Aleksandro nie patrz tak na
mnie. Jeszcze żyję i mam się dobrze. Dziękuję, że spytałaś!
-
Skąd ty tutaj?
-
By pomóc.
-
I to był ten twój wspaniały pomysł?!- Odwróciła się do mnie wściekła.
-
Lepszy niż żaden!- Broniłem się.- Poza tym my z Wiktorem się bardzo lubimy. Obiecał
nam pomóc.
-
Ile po raz kolejny musiałeś mu zapłacić?- Wpatrywała się we mnie takim
wzrokiem, że aż mi ciarki przeszły. Normalnie to by mi w ogóle nie
przeszkadzało. Cała uwaga skupiona tylko na mnie! Ale w takich okolicznościach…
Do tego goście wpatrywali się w nas z zainteresowaniem.
-
Nic.- Odpowiedzieliśmy razem.
-
I ja mam w to uwierzyć? Po co tutaj przyjechałeś, Wiktor?
-
Usiądź z nami, proszę.- Skierowałem swoją prośbę do niej. Spojrzała na mnie
krzywo, ale posłuchała.
-
Dobrze. Wysłucham cię, ale na więcej nie licz.
-
Odezwał się do mnie twój przyjaciel kilka dni temu. Wyjaśnił sytuację a ja
postanowiłem coś zrobić. Nie mogę przecież po raz kolejny patrzeć jak bliska
osoba cierpi. Podzwoniłem po znajomych z całego świata. Jeden z nich prowadzi klinikę,
w której leczą twoją chorobę.
-
Leczą?- Ola nie była do końca przekonana.
-
Tak, mają odpowiedni sprzęt.
-
Gdzie?- Mój entuzjazm był aż nad to słyszalny.
-
Chiny.
-
Chyba oszalałeś!- Wybuchła dziewczyna. – Jeden z drugim postradaliście zmysły.
-
Przestań. – Przerwałem jej.- Tam mogą ci pomóc! Załatwimy ci najlepszych
lekarzy. Pieniądze nie grają roli!
-
Właśnie że grają! Ile to będzie kosztować, hę?
-
Po znajomościach na pewno mniej niż normalnie.- Uśmiechnął się. Olka nie
wydawała się udobruchana. Wręcz przeciwnie! Takiej wściekłej nie widziałem jej
od… nigdy.
-
Przynajmniej się zastanów. To dobra oferta. A …- Chciałem mówić dalej, jednak
ona posłała mi miażdżące spojrzenie, wstała z miejsca i bez pożegnania wyszła
przed kawiarnię.- No tak.
-
Dajmy jej trochę czasu, na pewno go potrzebuje.
Skinąłem
głową. Ale nie byłem do końca przekonany.
Ola
– dziennik
Czy
powinnam się cieszyć? Jakoś nie mogę poradzić sobie z myślą, że ktoś może mi pomóc. Już pogodziłam się z tym, że umrę. I to niedługo. Po raz kolejny ktoś zburzył mój świat. Byłam gotowa się pożegnać, utonąć w ciszy i nagle ktoś rzuca mi koło ratunkowe. Jednak nie
wiadomo, czy mi pomoże,
czy jeszcze bardziej przygniecie do gleby.
Zbyszek
jest taki radosny! Cieszy się,
że znalazł jakieś wyjście z sytuacji. Nie chcę go martwić wiadomością, że to może być ślepa uliczka. Jednak ta
jego radość daje mi siłę by walczyć. I dla niego postaram
się wygrać.
Jest
moim przyjacielem. W sumie to już … chłopakiem.
Nie pozwalam sobie na nic więcej.
W ten sposób nie skrzywdzę
bardziej niż to konieczne ani
siebie, ani tym bardziej jego. Obawiam
się tylko, że może naciskać, a wtedy będzie to znak dla mnie, żeby go od siebie odtrącić. Im szybciej, tym
lepiej.
I
nie zmieni moich przekonań
nawet to, że bardzo go lubię.
Bardzo,
bardzo lubię.
Ze
spotkania w kawiarni od razu poleciałem do szefa. W sensie do trenera. Musiałem
w końcu zdecydować, co jest najważniejsze. Ale najpierw upewnię się, że dadzą
sobie radę, gdybym odszedł. Starałem się myśleć jak najbardziej pozytywnie,
tylko że powoli zaczynało to męczyć.
Zapukałem
trzy razy w drzwi, po czym wszedłem na wołanie Stefana.
-
Cio tam Zibi?- Zerknął znad ekrany komputera. Kolejna analiza najbliższego
przeciwnika.
-
Przyszedłem w swojej sprawie…
-
Coś z tfoją dzieczyna?
-
I tak i nie. Chodzi bardziej o mnie. Wiesz, jaka jest sytuacja.
-
Mhm.
-
Po prostu muszę cię prosić, że gdy przyjdę do ciebie… pozwolisz mi odejść.
-
Tak z nią źle?- Odłożył laptopa na stolik. Usiadł wygodnie i skupił całą uwagę
na mnie.
-
Jest możliwość walki z tym cholerstwem, ale Ola musi wyjechać do Chin.
-
Roziumiem. – Kiwnął z powaga głową.
-
Nie chcę rezygnować z tego turnieju… Ale jeśli ona się zdecyduje, a będę ją do
tego przekonywał, ja jej nie zostawię.
-
Okej. Wim, że to ciężkie dla was. Pomogę, jeśli będziecie potrzebować. Dobzie,
że mi powiedziałeś wcześniej. Dzwonię po ……..
Wstałem
i z wdzięcznością uścisnąłem mu rękę. Po czym pognałem do Ignaczak. Ten,
siedział na swoim łóżku i rozmawiał przez telefon. Prawdopodobnie ze swoją
żoną. Usiadłem na łóżku obok i cierpliwie czekałem przeglądając gazety na
stoliku nocnym.W końcu zakończył rozmowę.
- Co tam Zibi?
- Jest możliwość uratowania sytuacji w Chinach.- Ogłosiłem uroczyście, odkładając gazety.
- To będzie dużo kosztować...
- Jakoś mnie to nie martwi. - Wzruszyłem ramionami.- Ważne żeby pomogło.
- Dołożę się.- Zapewnił Igła.- To kiedy wylot?
- No właśnie w tym problem. Ona nie chce. Nie rozumiem czemu!- Pożaliłem się jak pięcioletnie dziecko.
- No to trzeba ją przekonać, a co! Jak doszedłeś do tego?
-Z pomocą Wiktora...
- No to już rozumiem jej niechęć. Wie, że on ma dłużników. I nie chce, żebyś sie do tego mieszał.
- Skąd...?
- Bo znam ją trochę. Całkiem jak jej matka!- Pokręcił głową przy czym na jego twarzy zagościł czuły śmiech.
- Pomożesz mi ją przekonać?
- Jasne, że tak!- Poklepał mnie po plecach.- A teraz czas się przygotować na trening.
- Znowu ci skopię dupę na siłowni.- Trąciłem go lekko łokciem.
- Chciałbyś! Ostatnio nie dorównywałeś mi w podnoszeniu ciężarów.- Zachichotał.
- Myślisz, że nie wiem, że Fabian ci pomagał?!- Udawałem oburzenie.
- Wiem tylko tyle, że dzisiaj zgarniam całą wygraną.- Wyszczerzył się, po czym wypchnął mnie za drzwi pokoju i zamknął je przed moim nosem.
- Jeszcze zobaczymy.- Prychnąłem.
Po treningu byłem tak wykończony, że po prostu zasnąłem gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki. I znów miałem ten sen.
Ten, w którym trząsłem się ze strachu.
A obudziłem się zalany potem. Kilka minut później odczytałem sms.
Od: Ola
Wiadomość: Rozmawiałam z rodzicami. Zgadzam się na wyjazd.
Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Czułem się taki szczęśliwy! Miałem nadzieję, wielką nadzieję, że to zadziała.
Teraz została jedna rzecz. Trzeba było pożegnać się z reprezentacją, moimi najlepszymi przyjaciółmi. Pożegnać z szansą na medal na tych IO. A to jest najtrudniejsze...
,