piątek, 19 października 2018

Cześć wszystkim!

Zauważyłam, że wiele osób jeszcze odwiedza tego bloga i jest mi bardzo miło  z tego powodu! Bardzo Wam dziękuję ;*

Jeżeli jesteście zainteresowani, zapraszam na coś takiego: https://crimestoryy.blogspot.com/
Całkiem inna tematyka, ale postanowiłam spróbować czegoś nowego. Sprawdzić siebie :)

Jeszcze raz wielkie dzięki! I zapraszam na "mini krajmy" :D

środa, 13 września 2017

Epilog II

***
"Będę o Tobie pamiętać.  
I Ty o mnie nie zapomnij.
Nie pozwól, by życie szło obok.
I nie opłakuj wspomnień."
 ****


Dzień, czy noc? Słońce, czy księżyc?
Życie, czy Śmierć?
Los. To jedyne w co w tej chwili wierzę. Bo czy istnieje Bóg? Skoro życie zaczyna się oddechem i kończy nicością, to czy możemy wierzyć, że ktoś tym kieruje?
Ja już nie wierzę.
Straciłem wszelkie nadzieje na szczęście w moim życiu. Jeśli Bóg istnieje, to dlaczego odbiera nam radość? Jedyną rzecz, którą kochamy? Wierzyłem w niego. Wierzyłem aż do nicości, która mnie ogarnęła 21 grudnia, pięć lat po ślubie z Aleksandrą Sowecką. Ufałem, że obdaruje nas już spokojnym życiem.
Niepotrzebnie.
Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Już nawet nie wiem, że płaczę. Za to czuję żal, smutek, rozpacz, wściekłość, nienawiść… Najchętniej bym krzyczał. Tak, jak wtedy w szpitalu, gdy drzwi do Sali intensywnej terapii otworzyły się, a ja zobaczyłem na twarzy lekarza smutek.
Krzyczałem. Właściwie… wrzeszczałem. Bo jak to możliwe, że moje szczęście tak szybko odebrano? Przecież jeszcze tydzień temu śmialiśmy się, planowaliśmy przyszłość! I tę przyszłość odebrano nam na gwałt.
Moja Ola. Olusia… Moje życie.
- Zbyszku…- Usłyszałem tuż przy moim ramieniu. Spojrzałem na moją matkę, która stała przy mnie przez całą ceremonię. – Zbyszku, rzuć.
Dopiero teraz zorientowałem się, że trzymam w dłoni ziemię i stoję nad grobem. Powinienem rzucić ją na trumnę, ale brakuje mi siły.
Kiedy to zrobię, to będzie naprawdę koniec. Tak, jakby ta gruda ziemi oddzielała życie od śmierci.
Wszyscy czekali. Musze to zrobić.
Rzuciłem.
I nie poczułem nic. Znowu pustka. Znowu cierpienie.
Zimny wiatr mroził moją mokra twarz, we włosy wczepiły się kolejne płatki śniegu. Aż przypomina się dzień, który był chyba najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Tydzień przed świętami bożego Narodzenia, pięć lat  temu… przysięgałem jej miłość aż do śmierci.
Wyglądała cudownie! Rumiana twarz, biała suknia, welon. I jej oczy. Pełne życia! Dzisiaj… właśnie te oczy są zamknięte. Nikt już ich nie zobaczy, nikt się nimi nie zachwyci. JA już nigdy w nich nie utonę. Zostanie jedynie wspomnienie.
Ale wspomnienia też się zacierają. W końcu nic mi po niej nie zostanie.

Czekałem do końca, aż dół zostanie zapełniony przez grabarzy. Jak przez mgłę pamiętam poklepywania po plecach przez przyjaciół rodzinę…
- Żałuję…- Zaczął jej biologiczny ojciec. Ale nie słuchałem.
- Tak bardzo nam przykro!- Przytuliła mnie Karolina i Natalia. Były najlepszymi przyjaciółkami Oli od zawsze. I chociaż Natalia nie raz bardzo ją zraniła, moja żona zawsze jej wybaczała. Miała takie dobre serce!
- Zibi… Proszę, bądź silny.- Igła też nie krył swoich łez. Razem z Iwoną próbowali mnie jakoś uspokoić. To oni zjawili się pierwsi w szpitalu. Zadzwoniłem do Igły, że Ola się strasznie przeziębiła i musi jechać do szpitala.
Okazało się, że to nie było przeziębienie a zapalenie płuc. Zważywszy na fakt, że Oli brakowało jednego…
- Zbyszek, proszę. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebował.- Ucałowała mnie w policzek Iwona.- Dzwoń o każdej porze.
Jej matka wciąż łkała wczepiona w ramię biologicznego ojca Olki. Dla niej musiało być dopiero trudne! Dwa pogrzeby w ciągu roku. Pięć miesięcy wcześniej zmarł Mariusz, drugi mąż Marzeny.
Więc jak można mówić, że Bóg istnieje?
Ale w końcu i oni powoli odeszli z cmentarza. Na pożegnanie mocno ścisnęła moją dłoń. Dzięki temu i ona i ja wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami w smutku.
Chociaż nie. Ja jestem sam. Moja miłość, a miłość matki do Aleksandry różni się  całkowicie. Chociaż jest tak samo czysta i niewinna.
- Czekamy w aucie.- Szepnął mi ojciec.
To nawet lepiej. Wolałem zostać sam.
Mroźne powietrze już nawet mi tak nie dokuczało. Zakryłem dłońmi twarz i znów zacząłem wyć. Nagle czyjaś ręka znalazła się na moim ramieniu.
- Będzie nam jej brakowało.- Zapłakany głos Kuby.- Pieprzone życie.
- Na pewno chciałaby , żebyśmy żyli dalej. – Pociągnąłem nosem.
- Właśnie. Tylko jak?
Spojrzałem na Kubę Sokołowskiego. Cierpiał równie mocno, jak ja.
- Nawet pojawił się Alan.
Nie zareagowałem. Podejrzewałem, że na pogrzebie musiało być dużo osób ze szkoły Oli w Rzeszowie.
Nagle coś przykuło mój wzrok. Spojrzałem po przyjacielu.
- Mogę wiedzieć, dlaczego ubrałeś się na żółto?
- Co? Ach, to! No cóż… Dawno temu rozmawiałem z Olą na temat pogrzebów. Mówiła, że chciałaby, aby na jej pogrzeb ludzie przyszli ubrani na żółto.
- Nigdy tego nie słyszałem.- Zdziwiłem się i zamyśliłem. – Swoją drogą, kto normalny na co dzień rozmawia o swojej śmierci?
- Tylko takie debile, jak my.- Wyszczerzył się, a po chwili znów zasmucił. – Najgorsze, że teraz …- Zatkało go i znów się popłakał.
Na cmentarzu już całkiem spustoszało. Byliśmy tylko my dwaj. W końcu Kuba się ocknął.
- Słuchaj… Wiem,  że ona by chciała… Chciałaby, żebyś to miał.
Wyciągnął rękę, w której coś trzymał. Wziąłem to i otworzyłem.
- Jej pamiętnik.- Szepnąłem.
- To jej pierwszy, pisany gdy się przeprowadziła. Jest tam parę wzmianek o tobie… Chociaż parę to mało powiedziane.
- Dziękuję.- Spojrzałem na niego z wdzięcznością. Nie pytałem skąd go ma.
- Nie ma sprawy. Powinieneś go mieć.- Poklepał mnie po plecach i poszedł.
Po chwili i ja się zebrałem.



***


„Jest tak pięknie i cicho. Można się w tym miejscu zakochać..” Usiadłem dokładnie w tym samym miejscu, w którym napisała te słowa. Przed oczami ujrzałem obraz, który naszkicowała.
- Umiałaś oddać to piękno…- Uśmiechnąłem się.
Minął rok od pogrzebu. Nadal nie do końca poradziłem sobie ze stratą, ale dzięki przyjaciołom i najbliższym staram się z tym pogodzić i żyć dalej. Dla niej.
Czytam każdy jej wpis. Śmieję się przy tym i płaczę – na zmianę.
Najbardziej boli, kiedy jej wspomnienia zlewają się z moimi. Już rozumiem, jak myślała. I wtedy się zastanawiam, co by było, gdybym inaczej postąpił? Gdybym jedno zdanie powiedział, a drugiego nie?
Całą naszą historię przypomniałem sobie w kilka miesięcy. Pomagały mi w tym pojedyncze notatki z jej Dziennika.
Wszystkie jej szkice oprawiłem w ramki i powiesiłem w domu. Może to głupie – jak sądzi ojciec –ale dla mnie jej obecność jest ważna. Kiedy dotykam na przykład tego dziennika, czuję jej obecność. Coraz słabiej, ale nadal to czuję. Wiem, że jest przy mnie.
- Zbyszek?
Uniosłem głowę.
- Tamara! – Uśmiechnąłem się szeroko. Wstałem, objąłem ją, a potem razem usiedliśmy na ławce. – Co tutaj robisz?
- Odebrałam właśnie Emilkę z przedszkola.
- Więc jednak dziewczynka! Gdzie ona jest?
- Chowa się za drzewem.- Wskazała głową.- Nie wiem, dlaczego. Zwykle nie jest wstydliwa. Wręcz… bardzo bezpośrednia. Em! Chodź tutaj!
Po chwili ujrzałem śliczną twarzyczkę sześcioletniej dziewczynki, o czarnych włosach i brązowych oczach. Było w niej coś… znajomego.
- Kim pan jest?- Jej bystre oczy ogarnęły moją sylwetkę.
- Jestem przyjacielem twojej mamy.- Posłałem jej jeden z moich najlepszych uśmiechów. Chyba podziałało, bo odwzajemniła.
- Emilko, to jest Zbyszek.
- Jesteś moim tatą?
Zatkało mnie tak bardzo, że chyba moja szczęka wylądowała na chodniku.
- Em!
- Nic się nie stało!- Zareagowałem, ale zaskoczenie wciąż na pewno było widać na mojej twarzy. – Ale… Jak to? A co z tym facetem…?
- To nie był jej biologiczny ojciec. Zresztą, zostawił mnie dla jakiejś blondyny.
- Przykro mi.- Powiedziałem, ale tylko wzruszyła ramionami.- To kto jest biologicznym?
Uśmiechnęła się do siebie.
Kilka minut później spacerowaliśmy po parku, opowiadała mi o swojej córce. W końcu złożyła kondolencje, kiedy usłyszała o mojej zmarłej żonie.
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Wiem, że sporo czasu już upłynęło, ale rany jeszcze się nie zagoiły. Gdybyś chciał pogadać…
Podała mi swoją wizytówkę.
- Pracujesz w kancelarii adwokackiej?- Uniosłem brew.
- Jako sekretarka.- Wyjaśniła. – Trzeci numer jest mój. Dzwoń o każdej porze.
- Dziękuję.
Uściskaliśmy się na pożegnanie.
- To cześć!
- Do zobaczenia.- Puściłem oko.
- Cześć, Zbyszek!- Pomachała mi dziewczynka. Znów z tak znajomym mi zapałem.
Odmachałem.
Wsiadłem do samochodu i zacząłem się uważnie przyglądać wizytówce, obracając nią między palcami.
Wiem, że kiedyś zadzwonię. Może umówimy się na kawę?
Ale na razie… Został ostatni wpis mojej zmarłej żony. Ze łzami w oczach otworzyłem na ostatniej zapisanej stronie zeszytu…


Ola,  19 grudnia 2022r. – Dziennik

Zbyszku,
   Wiem, że czytasz te słowa. Ufam iż Kuba podał Ci mój dziennik. Skoro tak, to znaczy… że mnie już nie ma.
To takie moje pożegnanie. Zawsze wiedziałam, odkąd pozbyłam się nowotworu, że w każdej chwili może „coś” się stać. Nie przypuszczałam jednak, że pokona mnie małe przeziębienie. Niby takie nie groźne, a jednak daje w kość!
Również nie przypuszczałam, że dane nam będzie spędzić ze sobą pięć lat spokojnego, pełnego miłości życia. Za to akurat jestem wdzięczna Bogu. Za to, że dał mi Ciebie…
Musisz wiedzieć, że zawsze będę przy Tobie. Nigdy w to nie wątp! Przykro mi, że nie mogłam dac Ci jeszcze jednego szczęścia – dzieci. Zawsze o nich marzyłeś. Ja też.
Musisz iść dalej! Obiecaj mi to, Zbyszku. Nie pozwól, żeby żal i smutek odcięły Cię od przyszłości. Nawet, jeśli ma być ona beze mnie.
Jesteś całym moim światem i wierzę, że kiedyś się znów spotkamy!
Znajdź nową miłość, żyj, baw się, ciesz z życia!
Nie wiem, czy ktokolwiek kochał tak mocno, jak ja kocham Ciebie.
Kocham, kocham, kocham…



~ Ola


   PS. Nie zapomnij o mnie

                      

 

piątek, 2 września 2016

20. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy...



 Z samego rana jej rodzice zawieźli nas na samolot.
A tam czekała na nas niespodzianka w postaci: Ignaczaków, Kuby, Karoliny, Natalii, Miśka i…
Mężczyzna podszedł do Oli, po czym się rozpłakał.
- … tak przykro. Bardzo mi przykro, córeczko! Nie miałem pojęcia, że masz tak poważną chorobę…
- Tata…?- Sowa spojrzała na matkę z niedowierzaniem. Marzena kiwnęła głową i wtuliła się w swego męża. – Znaczy, co pan tutaj robi? I czego chce?
- Aleksandro, wiem. Domyślam się, jak się czujesz i jest mi wstyd. Dlatego się nie odzywałem. Za każdym razem, kiedy miałem dzwonić o spotkanie… Przerażało mnie to wszystko.
- Wysłałeś   mi tylko głupią książkę z dedykacją? I to poprzez Wiktora? Nie mogłeś wręczyć mi jej osobiście?!
- Proszę cię, spróbuj zrozumieć.
- Na pewno nie w tej chwili.- Dziewczyna chwyciła mnie za rękę, objąłem ją w pasie opiekuńczo. – Miałam nadzieję na ostatnie, najlepsze wakacje ze swoim chłopakiem. A pan zjawił się tutaj i…
- Deuś nie chciał niczego psuć. To ja poprosiłem, żeby tutaj się zjawił.- Wyznał Krzysiek, trochę zawstydzony. – Nie mógł wcześniej przylecieć.
- Byłem we Francji. Zamówiłem lot, jak tylko dowiedziałem się o twojej chorobie. Dlaczego wcześniej mnie nie poinformowaliście?- Spojrzał z wyrzutem na wszystkich. W tamtej chwili chciałem mu przywalić. Jeszcze obwiniał nas? Sam powinien się trochę zainteresować! Ola chyba wyczuła mój gniew, gdyż mocno ścisnęła mnie za rękę.





- Dlaczego, ze mną zostałeś?- Spytała po raz trzeci tego dnia. – Mogłes dac sobie spokój.
- Już ci mówiłem. Kocham cię.
- Powinnam powiedzieć to samo, prawda?
- Nie musisz. – Skłamałem. Nie odpowiedziała. Była tak słaba po locie, że po prostu wniosłem ją do hotelu i ułożyłem do łóżka. Chwilę później położyłem się obok, mocno ją przytuliłem i wdychałem piękny zapach jej włosów. Już odrobinę odrosły…
Zająłem się nią tak, jak za każdym razem podczas jej choroby. Wypominała mi, że nie jest już chora, że potrafi sama sobie zrobić śniadanie.. Ale wiedziałem, że jeszcze nie odzyskała pełni sił. A potem zaproponowałem spacer.
Zgodziła się chętnie. Widziałem w jej oczach ten zapał z dawnych lat. Była podekscytowana. Chwyciła mnie za rękę zdecydowanym gestem. Czułem, że coś kombinuje, ale nie miałem pojęcia, co. Nie puszczała mnie nawet na chwilę, wciąż mnie dotykała i patrzyła w oczy.
Może to Madryt tak na nią działał?

Ola – dziennik
Lecąc samolotem ułożyłam cały plan w głowie. Wiedziałam, że muszę w końcu się przełamać. Źle mi patrzeć na Zbyszka, który się mną opiekuje wciąż powtarza, że mnie kocha. A ja głupia nawet nie jestem w stanie tego powiedzieć. Więc postanowione! W Hiszpanii pokażę mu, jak bardzo go kocham.
Choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię za swojego nędznego życia. A mam nadzieję, że jeszcze długiego! Wykorzystam moją nową siłę, by obdarować go całą moją miłością do niego.
Tylko ON.


 ***


Wszedłem do apartamentu ze świeżymi ciastkami i lodami truskawkowymi, które tak uwielbia. Postanowiłem ją rozpieszczać, jak tylko się da. Zasługuje na to. Leżała na łóżku i pisała coś w tym swoim dzienniku. Nigdy do niego nie zaglądałem i nigdy specjalnie mnie do tego nie ciągnęło. Pewnie zapisywała tam swoje najważniejsze myśli, jak prawie każda dziewczyna. Teraz zastanawiałem się, czy jest tam coś o mnie.
Pewnie niewiele. – pomyślałem.
- Masz ochotę na lody?- Podniosłem pudełko, żeby lepiej widziała.
- Jasne.- Uśmiechnęła się tak jakoś… Ponętnie? Serce zabiło mi mocniej. Z przeróżnymi myślami wkroczyłem do kuchni, zabrałem dwie łyżeczki i wróciłem do niej. Natychmiast odłożyła zeszyt.
- Co to takiego? Zawsze w nim piszesz, kiedy myślisz, że nie wiem…
- Podglądasz mnie?- Zrobiła urażoną minę.
- Nie. Tak się tylko zastanawiałem…- Zmieszany, otworzyłem pudełko lodów. Wtedy usłyszałem jej cichy śmiech. Uniosłem wzrok. Patrzyła na mnie tak, jak nigdy. Z pełną  radością… czym?
- Czy coś się stało?
- Nie, czemu?- Wzięła jedną łyżeczkę i nabrała lodów. Westchnęła rozmarzona. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- To co? Jaki dzisiaj film?- Chciałem zabrać laptopa, ale mi nie pozwoliła. Jeszcze bardziej zaskoczony, spojrzałem na nią. Jej wyraz twarzy już całkiem się zmienił. Teraz była maksymalnie skoncentrowana.
- Chcę robić coś innego.
- No dobra. Wal.- Nabrałem lodów i zlizałem z sztućca. Uwierała mnie poduszka w plecy, więc się uniosłem i ją zrzuciłem z łóżka. Gdy ponownie na nią spojrzałem, aż opadły mi ręce.
Klęczała przede mną ze złym uśmieszkiem, który mówił jedno: mam w stosunku do ciebie plany. Wyjęła łyżeczkę z moich ust i odłożyła na stolik nocny. Po czym nachyliła się i pocałowała mnie w usta. Nie powiem, to było sexy.
Usiadła na mnie i zaczęła całować całą moją twarz. Doznałem deja vu, kiedy zaczęła ściągać mój podkoszulek. Chciałem jej powiedzieć o wyciszeniu telefonów, ale wtedy jej twarz znalazła się tuż nad moją i nie miałem siły jej przerywać.
- Dlaczego zmieniłaś zdanie?- Szepnąłem między pocałunkami.
- Bo zrozumiałam, że cię kocham. Kocham tak mocno, że aż wstyd mówić.- Odszepnęła, lekko gryząc moje ucho. To było niesamowite doznanie. Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić z jeszcze większą siłą. Myślałem, że sam jej widok sprawia mój zawał. Ale te dwa słowa…
Chwyciłem za rąbki jej koszulki i ją ściągnąłem. Przez chwilę wpatrywałem się w jej sylwetkę, po czym moje dłonie zaczęły wędrować na jej nogi. W następnej chwili leżała pode mną już w samej bieliźnie. Nie musiałem jej zachęcać, by rozprawiła się z paskiem od moich dżinsów.
Przeszkadzała mi jej chustka.
- Oluś, przy mnie nie musisz jej nosić. W ogóle nie musisz. Wiesz o tym?- Ucałowałem jej dekolt.
- Wiem. Ale ona wciąż przypomina mi o pokorze. Poza tym, brzydko mi w odrastających włosach.- Skrzywiła się nieznacznie.
- Kochanie, jak dla mnie nawet bez włosów jesteś atrakcyjna.- Po raz kolejny ją ucałowałem w usta. Sięgnąłem do chustki.- Mogę?
Kiwnęła głową, patrząc mi przy tym głęboko w oczy.
Pamiętam każdy szczegół naszej nocy. Każdy pocałunek, każdy dotyk, każdy jej krzyk rozkoszy. Pragnąłem by tak było do końca świata.
Wyczerpana zasnęła w moich ramionach, szepcząc moje imię.

Spaliśmy całą noc. A kiedy rano się obudziłem, ona już nie spała. Obserwowała mnie.
- Dzień dobry.- Szepnąłem zachrypniętym głosem z emocji.
- Cześć.- Pocałowała mnie leciutko i przysunęła bliżej. Mechanicznie objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem jak najbliżej. Uspokoiłem się, gdy poczułem jej gołe ciało tuż przy moim.
- Więc to nie był sen.- Mruknąłem.
- Musiałby być bardzo realistyczny.- Zachichotała.
- Wszystko okej?- Spytałem przejęty. Pokręciła głową, więc odetchnąłem. Mogła kłamać, ale wtedy bym to zauważył.
- Wiesz, myślałam dużo o nas.
- Tak?
- Tak.- Zagryzła wargę.
- I co wymyśliłaś?
- Że to najlepsze w moim życiu, co mnie spotkało. I przykro mi, że tak późno sobie to uświadomiłam.
-Jesteśmy tu, kochanie. Razem. - Podparłem się łokciem i zacząłem rysować kształty na jej brzuchu i piersiach.
- Nigdy nie będziemy mieć dzieci.- Powiedziała bardzo smutnym głosem. Zatrzymałem swoją dłoń na jej boku. Nagle mnie też ogarnął smutek. I co ja miałem powiedzieć?
- Mamy siebie. Jeśli nie będziesz chciała…
- Nie o to chodzi. Bo widzisz, ta choroba może przechodzić genetycznie… Czytałam o tym i…
 - Ciii.- Pocałowałem ją.
- Nie dam ci szczęścia.
- Ty jesteś moim szczęściem. Kocham cię.
- Wiem. Ale czy wystarczy ci tylko to, co dostaniesz ode mnie? - Zaczęła płakać. Wziąłem ją w ramiona i scałowałem całe łzy. 
- Tak mnie wczoraj zbajerowałaś, że nawet nie zdążyliśmy zjeść.- Wskazałem w kierunku pudełka na szafce.
- Sypnę teraz tekstem z filmu, uwaga.- Odchrząknęła szeroko się uśmiechając.-  "Wolałam zjeść ciebie. Lepiej smakujesz".
Wybuchliśmy śmiechem. 
- Ty też nie najgorzej.- Mruknąłem, opierając się na łokciu i wpatrując w jej oczy.- W sumie, to całkiem, całkiem...- Wpiłem się w jej usta. Przez chwile nasze języki walczyły, po czym przejąłem kontrolę. Znów zatraciliśmy się w sobie nawzajem całkowicie zapominając o stopionych lodach truskawkowych.


Ola – dziennik
Było… niesamowicie. Tak sobie wyobrażałam swój pierwszy raz. Z nim. Zawsze. Chociaż tego nie wiedziałam, to z nim.
Żałuję, że dopiero teraz.
Życie jest takie krótkie! Nie możemy pozwalać sobie na myślenie o dalekiej przyszłości. W każdej chwili może się coś stać i buum! Nie ma cię. Tak wiele zawdzięczam moim rodzicom, przyjaciołom… I Zbyszkowi.
Już nie płaczę. Ale chcę pomóc osobom, które tego potrzebują.
I chyba wrócę do rysowania!



Rano nieźle się wystraszyłem, kiedy nie zastałem Oli przy mnie w łóżku. Zerwałem się natychmiast, włożyłem spodenki i podkoszulek.
Okazało się, że siedzi sobie na hamaku za hotelem, przy basenie i… rysuje? Tak, szkicowała wschód słońca. A może coś innego? Podszedłem cichutko od tyłu i zajrzałem za jej ramię.
- Nie skradaj się, wszystko widzę i słyszę.- Przemówiła, nawet nie zerkając w moją stronę.
- Znowu rysujesz?- Ucieszyłem się.
- Szkoda nie uwiecznić mojego pierwszego poranku w Madrycie z moim najlepszym chłopakiem na świecie.
- Jadłaś coś w ogóle?
- Nie. Jak tylko odsłoniłam rolety… No wiesz, wena twórcza. Musiałam przyjść tutaj i zrobić swoje.
- Ile już tak siedzisz?
- Może z godzinę.- Wzruszyła ramionami, nadal podkreślając horyzont. – Wiedziałam, że będziesz mnie szukał. Więc przyszłam w pierwsze miejsce, które przyjdzie ci do głowy.
- Hej, skąd niby wiesz, o czym myślę?!- Udawałem oburzenie.
- Za dobrze cię znam.
- Nawet we śnie nie mogłabyś być piękniejsza.- Odezwałem się po chwili milczenia. Mój miękki głos przykuł jej uwagę. Zarumieniła się.
- Już mi tak nie słódź. – Posłała całusa.- A teraz ściągaj koszulkę.
- Że co?!
- Muszę cię narysować, kochany.
- Poczuję się, jak Apollo!
Zaśmiała się tylko i przystąpiła do dzieła.



*******
Witam :) 
Jak tam rozpoczęcie roku? Pierwszy dzień za nami...  nareszcie weekend! Mi szybko minie, gdyż dzisiaj spotkanie z koleżanką, jutro zjazd rodzinny, a w niedzielę odpust... Eh, zaczyna się. 
Prawdopodobnie, wręcz na pewno męczarnia na ten rok szkolny. 3 klasa LO... Smutno mi, bo tyle fajnych ludzi poznałam i szkoda mi z nimi się będzie rozstawać. I studia... Na razie staram się nie myśleć ani o tym, ani o maturze! Nie psujmy sobie humorków ;)

Życzę powodzenia  oraz wytrwałości w nowym roku szkolnym! Pozdrawiam ;**

środa, 31 sierpnia 2016

19. I nie zapomnij, że przed śmiercią jest jeszcze życie...



Nikomu nie powiedziałem o jej zawahaniu. Ona sama musiała przygotować i siebie i innych. Przez kolejne tygodnie bacznie ją obserwowałem. Dopytywałem lekarza, ale na razie żadnych zmian. To i dobrze i źle. Co wieczór zasypiałem z myślą, że to może się stać jutro. I wstawałem z myślą: jaki będzie jej stan dzisiejszy. Codzienny stres doprowadził do mojej słabej psychiki. Zwróciłem się do psychologa, który spotykał się ze mną i z nią.
Ola nic nie powiedziała na ten mój wyskok. Przyjęła pomoc chyba z wdzięcznością.
Miała kolejny zabieg. Wyczekiwałem pod prywatnym szpitalem. Nie miałem pojęcia, co tym razem sprawdzają. Ale lekarz wyjaśnił mi krótko tuż po operacji.
- Sprawdzaliśmy stan pracy jej umysłu. Na razie nie ma żadnych widocznych zmian, jednak trzeba się przygotować, że nastąpią już wkrótce. Jest możliwość zmniejszenia nowotworu a potem usunięcie go. Jednak potrzebna jest zgoda na to leczenie. Uprzedzam, że jeszcze nigdy nie mieliśmy z nim do czynienia. 
Przekazałem te informacje Oli.

Dwa dni później odbyłem z Olą poważną rozmowę.
Nie chciała się dalej leczyć.
- Jest szansa…
- Szansą już było to, że tutaj trafiłam.
- Nie rób tego!
- Miesiąc minął. Mieliśmy umowę, tak? Chyba, że już nie chcesz ze mną jechać…
- Nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę. Ale chyba nie pamiętasz wszystkich szczegółów. Lekarz powiedział, że jest szansa na poprawę dzięki tej terapii.
- Szansa. Ile jeszcze tych szans?
- Tyle ile trzeba, aby w końcu się udało.
- Jesteś niepoprawnym optymistą.
Jeśli tylko dzięki temu utrzymam cię przy życiu.


***

- Wiem, że to będzie dość dziwne o to , o co poproszę…
- Mów, Zbyszek. Czego potrzebujesz?- Wiktor zaczął się niecierpliwić.
- Kontakt do ojca Olki. Biologicznego.
- To faktycznie dziwne. Czemu dzwonisz do mnie, a nie do jej matki?
- Bo ona nie udzieli mi odpowiedzi.
- Poproś.
- Ale…
- Boisz się jej?- Zarechotał.
- Po prostu…
- Jeśli po raz kolejny się wtrącę, Mariusz ukręci mi łeb.
- Czemu ostatnio są tacy spięci na ciebie?- Dopytałem.
- Ich pytaj. Ja tylko wykonywałem swoją robotę. I teraz też wykonam mówiąc ci, że o takie informacje proś Marzenę.
- Niech będzie. Al…
Piiiiikk.
- Cholerny gnój!- Warknąłem.
- Znowu narobiłeś w gacie?- Spytał Kuba wchodząc do pokoju z łazienki.
- Starałem się zdobyć info o ojcu Olki.- Wyjaśniłem, ignorując jego zaczepki.
- I jak?
- Pudło. Chyba faktycznie będę musiał pogadać z Marzeną.
- Uuuuu. Niezręczna rozmowa z teściową?
- Zamknij się.- Warknąłem, rzucając w niego poduszką. Zaśmiał się, kiedy  przeleciała nad jego głową.
- Znowu chybiłeś. Jakim cudem jesteś zawodowym siatkarzem?
- To nie moja wina.
- Poduszki?- Uniósł brwi i zasiadł wygodnie w fotelu.
- Jej też nie mogę winić. Po prostu jesteś za niski.
- Eeee…
- Zagiąłem cię koleś!- Klasnąłem w ręce i zasiadłem jak król w drugim fotelu.
- To co zrobisz?
- To, co będę musiał…

***

Dwudziestominutową rozmowę odbyłem z Marzeną późnym wieczorem.
I namówiłem ją, aby przekazała informacje ojcu Olki.
Jedynym sposobem było wyjaśnienie, jak bardzo Ola ma dość i chce się poddać.
Matczyna miłość nie zna granic.
Po tygodniu zabiegów, zrobiono jej kolejne prześwietlenie. Guz się zmniejszył! Odrobinę, ale jednak. Moją radość ostudziło realistyczne nastawienie na świat panny Aleksandry Soweckiej.
I tak co tydzień przez cały miesiąc.
Aż w końcu postanowili operować.

Zacząłem się zażarcie modlić. Bóg musi pomóc. Musi. To jedyna szansa. Tak powiedział lekarz. Jeśli to nie pomoże, to już nic… Zwłaszcza, że Ola zaczęła mieć zawroty głowy i coraz gorszą pamięć.
Trwało to całą noc. A ja tam siedziałem z Kubą i się modliłem. Wiele osób nas mijało i patrzyło z ciekawością. Pełno lekarzy i pielęgniarek wychodziło i wchodziło na jej salę.  Próbowali nas odesłać do domu. Ale czy oni nie rozumieli? Nawet gdybym się położył, nie mógłbym usnąć.
Jakoś o piątej nad ranem wyszedł do nas wykończony chirurg. Pokiwał tylko głową.

- O, Boże.- Szepnąłem.


***


Wpadłem do jej pokoju, kiedy już mi pozwolili. Chwyciłem ją w ramiona, nadal słabą po zabiegu.
- Udało się.- Szepnęła. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach, które po chwili spływały po jej policzku.
- Udało się.- Wycałowałem całą twarz Sowy, nie potrafiłem się odsunąć.


Ola – dziennik
Uleczyli mnie? Dlaczego tak długo musiałam cierpieć, aby w końcu się udało? Teraz będę mogła w końcu żyć. Ze Zbyszkiem.  Będę żyć!
To jest to, o co się modliłam.
Nigdy nie zapomnę zadowolonej grupy chińskich lekarzy, którzy przyszli mnie odwiedzić tuż po moim przebudzeniu.
„Operacja… udała się! Wycięliśmy nowotwór. Zostanie pani jeszcze na tygodniowej obserwacji, następnie przygotujemy wypis.”
„Dziękuję!” I wtedy wbiegł Zibi. Oboje popłakaliśmy się ze szczęścia.
„ To co? Hiszpania?” Zaśmiałam się i pocałowałam go mocno. Albo przynajmniej tak mi się wydawało, wciąż brak mi było sił.
A teraz? Lecimy na chwilę do Polski, aby zrobili mi kontrolne badania. No i czeka na mnie… tata. Mój biologiczny ojciec. Chce mieć ze mną jak najlepszy kontakt i nadrobić wszystkie zaległe lata. Czy nam się to uda? Zobaczymy.
W końcu mogę przestać myśleć o chorobie. Po prostu usnę i wypocznę w Hiszpanii…

Ola zasnęła na moim ramieniu, z druga ręką na ręce Sokołowskiego. Wciąż nie mogłem uwierzyć w cud. Czyżby Bóg wysłuchał moich modlitw? Mojego błagania? Tak. Najwyraźniej stwierdził, że już za dużo wycierpieliśmy. Że zasługujemy na szczęście.
Oby trwało jak najdłużej. Mam plan naszej małej wycieczki. Najpierw Rzeszów, żeby zrobić badania, potem małe pożegnalne przyjęcie, wylot do Hiszpanii… Gdy wrócimy, wznowię kontrakt z Resovią. Kupię dom. Założymy rodzinę.
To będzie nasze życie.

3 godziny później

Odebrali nas jej rodzice. Zjedliśmy obiad na mieście. Amadeusz to miły facet, naprawdę skruszony. Ola powoli się do niego przekonywała. Umówili się na kolejne spotkanie.
A ja, za namową Sowy, umówiłem się z Tamarą.
Myślałem, żeby Sowa była tam ze mną, ale nie chciała. I nie miałem jej tego za złe. Spiąłem się i przyszedłem w umówione miejsce. Nawet nie potrafiłbym wyjaśnić, jak bardzo się zdziwiłem na jej widok.
W ciągu kilku miesięcy człowiek potrafi się tak zmienić! Tamara przefarbowała włosy na rudo i się obcięła, przez co wyglądała młodziej. Nie pasował tylko jeden element: duży brzuch.
- Cześć.- Przywitałem się. Uśmiechnęła się do mnie i wskazała miejsce obok. – Nie wiedziałem, że jesteś w ciąży… Który to miesiąc?
- Widzę, że jesteś zaskoczony.
- Troszkę.- Przyznałem.- O czym chciałaś porozmawiać.
- Chciałam oddać ci to.- Wyciągnęła małą reklamówkę. Zajrzałem do środka i natychmiast pożałowałem. Biżuteria, którą jej kiedyś kupiłem.
- Możesz to zatrzymać. – Oddałem jej.- Ale czemu wydaje mi się, że nie po to mnie ściągnęłaś?
- Dalej z nią jesteś?- Szepnęła nie patrząc mi w oczy.
- Ma na imię Ola. I tak. Jestem z nią.
- Zmieniłeś się.- Posłała mi smutny półuśmieszek.
- Na lepsze czy gorsze?- Uniosłem brew.
- Na lepsze. Zdecydowanie.- Pokiwała głową, wciąż nie patrząc mi w oczy.- Dawniej w tak trudnej sytuacji byś ją zostawił.
- Pewnie masz rację. Ale ona mnie zmieniła. Nadal chowasz do mnie urazę?- Spytałem.
- Już nie. Pogodziłam się z faktem, że to ona jest dla ciebie lepsza. Pozostaje mi tylko przeprosić, że nie jestem nią…
- Jak widzę, ty też znalazłaś sobie kogoś idealnego.- Uśmiechnąłem się wskazując wymownie na jej brzuch.
- Tak.- Zaśmiała się.- Faktycznie.
- Znam go?
- Nie.
- To może kiedyś go poznam?
- Może...
- Chłopczyk, czy dziewczynka?- Zawsze musiałem wszystko z niej wydobywać, każdą informację. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej to się nie zmieniło. Co nie oznacza, że przestało wkurzać!
- Jeszcze nie wiem. Chcę, żeby to była niespodzianka.
- I niech zgadnę! Twój mąż chce wiedzieć?- Wyszczerzyłem się.
- A no. Tylko, to nie mój mąż.
- To kiedy ślub?
- Pewnie nigdy.- Wyznała. Zrobiła się bardzo smutna. Machinalnie chwyciłem ją za rękę. Spojrzała na nasze złączone dłonie.
- Nie chce uznać dziecka.- Raczej stwierdziłem niż spytałem.
- Nie ważne. Nie chcę o tym mówić. 
- Dlaczego?
- Słuchaj, kocham go. I jesteśmy razem. Ale nie ma mowy o ślubie. Poza tym... Muszę cię poinformować… Moja matka zmarła.
- Cholera! Przykro mi, Tami.- Ścisnąłem mocniej jej rękę. Odpowiedziała tym samym.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Kiedy pogrzeb?
- Już był. Szkoda, że cię nie było. Ona zawsze cię uwielbiała…- Jej oczy zrobiły się szkliste, a po chwili po policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Jeśli mogę jakoś pomóc…
- Nie, nie. Daję sobie radę.- Uśmiechnęła się pomimo swojego żalu i zaczęła zbierać.
- Gdzie została pochowana?
- Niedaleko naszej posiadłości we Włoszech.
- Przepraszam, że mnie tam nie było.- Wstałem za nią.
- Nie przepraszaj. Ty też miałeś swoje problemy. W ogóle, jak Ola się czuje?
- Jest już lepiej.- Wyznałem i natychmiast pojawiły się łzy w oczach. Położyła mi dłoń na ramieniu. Kiedyś, jeszcze zanim zacząłem grać w siatkówkę halową, bardzo mnie to uspakajało. I tym razem podziałało.
- Będzie dobrze.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że tobie się ułoży. Zasługujesz na to, Tami.- Użyłem zdrobnienia, które jej się podobało. Mówiła, że czuje się wtedy wyjątkowo, gdy ją tak nazywam.
Pocałowała mnie w policzek, odwróciła się i odeszła.
- I o co chodziło?- Zapytała Ola, gdy tylko pojawiłem się w domu jej mamy i ojczyma.
- Zmarła jej matka. Jest w ciąży…
- Zrobiło mi się jej żal.- Wyznała Sowa.
- A jednak mięknie twoje kamienne serce?- Zachichotałem.- Pamiętam jeszcze dzień, kiedy o mało się nie pobiłyście!
- Zaprosiłeś mnie do swojego mieszkania na kolację z twoją narzeczoną. A ona powiedziała, że nie jestem w twoim typie. Sorry, ale miałam prawo się wkurzyć!- Broniła się zaciekle. Podszedłem do niej i objąłem ją.
- To w tobie kocham. – Ucałowałem jej policzek. Na głowie znów miała swoją ulubioną chustkę. – A Tamara myliła się co do tej jednej rzeczy. Bo ty jesteś jak najbardziej w moim typie!
- Uważała, że jesteś dla mnie za stary.
- Pięć lat to nie tak dużo…- Mruknąłem do jej ucha. Dziewczyna objęła mnie za szyję.
- Właściwie to… tylko cztery.- Także szepnęła. Zaskoczony, odsunąłem się na wyciągnięcie ręki.- No co? W Anglii naprawdę miałam problem z matmą!
- Nie zdałaś klasy? Tylko mów mi tu zaraz prawdę!
- A przez to będziesz mnie mniej kochał?
Udałem, że się ciężko zastanawiam.
- Nieee… W sumie to mi na rękę.- Wyszczerzyłem się.
- Nie zdałam w drugiej gimbazie.
- I tak cię kocham. – Po krótkim pocałunku, coś mi się przypomniało.- Chwila. Byłaś wtedy zazdrosna?
- Kiedy?- Prychnęła.
- Byłaś zazdrosna już wtedy?!- Mój szok był tak duży, że nawet nie zauważyłem wchodzącego do kuchni Kuby.
- Człowieku, ona wariowała. – Wtrącił nowy gość.
- Dobrze wiedzieć…
- Nie wariowałam. Po prostu, tak wyszło.- Wzruszyła ramionami. Kuba uniósł brwi i pokazał mi gestem, że jednak była zazdrosna.
- Och, ty moje słoneczko…- Zmierzwiłem jej włosy, po czym wyszedłem.

***

- Kiedy wylatujecie?
- Jutro.
- Na długo?
- Nie wiem, Michał. Miesiąc? Dwa? Może dłużej. Wszystko będzie zależało od jej stanu zdrowia. – Wzruszyłem ramionami i upiłem łyk piwa z butelki.
- Ale czemu Hiszpania?! Tak daleko od nas!- Wkurzał się wciąż zagniewany Igła. Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
- Prosiła mnie o to. Jej marzenie. Chociaż jedno będę mógł spełnić.- Przymknąłem powieki by się nie rozkleić. Przypomniałem sobie jej rozpromienioną twarz, kiedy pokazałem bilety na samolot. Ta radość mi się udzieliła. Obiecałem sobie w duchu, że to będą jej najlepsze wakacje w życiu.
- Zibi.- Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
Natychmiast oprzytomniałem. Zadarłem głowę do góry i uśmiechnąłem się zaskoczony.
- Oooo! Cześć, mamo.

- Dzień dobry!- Przywitał się Michał i Krzysiek.
- Witajcie. Zbyszku, dlaczego nie odzywałeś się do nas od tak bardzo dawna?
- Jest tata?
- Tak, w hotelu. Ale..
- Spotkajmy się o siódmej w tej restauracji.- Wskazałem za siebie. – Wtedy wszystko wam wytłumaczę.
- Dobrze.- Zmarszczyła brwi, zdezorientowana.
- Jest bardzo zły?- Kaszlnąłem. Wystarczyło, że spojrzała na mnie i wszystko było dla mnie jasne. – Co robicie w Rzeszowie?
- Postanowiliśmy cię odwiedzić, skoro ty nie masz czasu żeby przyjechać do nas.
- To nie tak… Eh. Mamo, wyjaśnię wieczorem, dobrze?
- O siódmej.- Zgodziła się i odeszła.
- No stary, Leon ci nie odpuści!- Poklepał mnie Kubiak.
- Już naprawdę mam to gdzieś.- Sapnąłem. Po czym trzema dużymi łykami dokończyłem piwo.

- Jak to? Twoi rodzice? Tutaj!- Wpatrywała się we mnie z zaskoczeniem. Ani trochę nie była zła, przerażona. W końcu się uśmiechnęła.- Więc w końcu poznam twoich rodziców!
- Cieszysz się? Myślałem, że będziesz zła… W końcu miałaś się spotkać z przyjaciółkami. I Kubą.
- No co ty! Jasne, że się cieszę.- Pocałowała mnie w policzek. Obejrzałem się za nią.
- A ty dokąd?!
- Wybrać strój na kolację!- Odkrzyknęła i zamknęła się w swoim pokoju.
Nadal gościliśmy u jej rodziców. Usiadłem w wygodnym fotelu i bez zainteresowania wpatrywałem się w ekran telewizora.
Co będzie, gdy rodzice dowiedzą się, że ukrywałem przed nimi mój związek tak długo? Znowu gadka o wspaniałej rodzinie, którą stworzę z Olą, naszych dzieciach, przyszłości. A co zrobią kiedy się dowiedzą, że nie możemy liczyć na tak wspaniałą przyszłość, bo liczy się tylko tu i teraz? Faktycznie - zaniedbałem nasze relacje. I to tylko moja wina. Ojciec dzwonił do mnie tyle razy, jednak nigdy nie chciało mi się z nim gadać. Wiedziałem, o czym miałaby być taka rozmowa.
I nieuniknione, że dzisiaj w końcu ją odbędziemy.


Wieczorem zrobiło się chłodno, więc kategorycznie odmówiłem spaceru. Nie chciałem żeby Olka się przeziębiła, to mogłoby spowodować jeszcze większe komplikacje. Odpaliłem samochód, kiedy wsiadała.
Przez całą drogę słuchaliśmy radia, nie odzywając się do siebie. Co jakiś czas tylko głaskałem ją po ręce, lub policzku. A ona za każdym razem uśmiechała się leciutko w moja stronę. Też się stresowała.
Rodzice byli już na miejscu. Nie widzieli nas, gdy weszliśmy do restauracji. Odwiesiliśmy nasze kurtki i podeszliśmy do stolika. Pierwsza zorientowała się mama.
- Leon.- Szturchnęła go. Oboje wstali. Tata już trochę niższy ode mnie, spojrzał za moje plecy.
- O co tutaj chodzi, synu?
- Mamo, tato… To jest Ola. Moja dziewczyna.- Objąłem ją dla podkreślenia słów. Twarz mamy się rozpromieniła, za to tata zbladł.
Usiedliśmy przy stole po dogłębnym przedstawieniu.
- To nie wyjaśnia, dlaczego się do nas nie odzywałeś. No przecież to, że masz dziewczynę nie mogło ograniczać ci…
- Do tego zrezygnowałeś z gry w reprezentacji?! O co z tym chodzi?- Leon spojrzał na mnie twardym wzrokiem.
- To nie jest takie proste, okej? Zamówmy coś. Oluś, jesteś głodna pewnie?
- Nie chce mi się jeść aż tak bardzo…
- Musisz jeść.- Odpowiedziałem tonem bez sprzeciwu. Rodzice popatrzyli tylko po sobie.
- No dobrze. A potem nam wszystko wyjaśnisz.
- Wszystko.
I tak też się stało. Gdy przynieśli nam deser, postanowiłem troszkę rozjaśnić sprawę.
- Wiem, że się nie odzywałem. Uwierzcie mi, nie miałem zbyt dużo czasu. Miałem na głowie ponowną przeprowadzkę, trudne rozstanie… ogólnie skomplikowaną sytuację miłosną.- odkaszlnąłem, a moja dziewczyna przewróciła oczami. Puściłem do niej oko, na co się uśmiechnęła. – No i reprezentacja.
- Nadal nic nie rozumiemy. Jeszcze zanim zastąpił cię ten miły chłopiec Kuba Jarosz, dzwoniłeś regularnie.
- No właśnie. I wtedy dowiedziałem się bardzo… Wstrząsnął mną stan zdrowia Oli…- Nie wiedziałem, czy mam kontynuować, więc spojrzałem na nią. Niech powie tyle, ile chce.
- Zbyszek przez cały ten czas pomagał mi, ponieważ miałam nowotwór.  Nieuleczalny guz mózgu. Prosiłam, by odpuścił i grał dalej w IO.- Mówiąc to, wpatrywała się głęboko w oczy moich rodziców, którzy słuchali jej z wielkim zainteresowaniem. – Ale nie chciał odpuścić. Wówczas nie byliśmy parą. Tylko dobrymi przyjaciółmi. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy w Polsce i Anglii nie chciano podjąć się terapii, która mogłaby ocalić mi życie. Zrozumiałam, że on naprawdę coś musi do mnie czuć, skoro walczy tak zacięcie… Bardziej jemu zależało, niż mnie.
Przestała mówić. Zerknęła na mnie z czułością, więc chwyciłem jej rękę i ucałowałem przegub dłoni. Wiedziałem, że stara się nie rozpłakać. Zawsze udaje, że wszystko jest  w porządku, kiedy i tak wiem, że nie jest. Znam ją zbyt dobrze.
- Więc, jak twoje zdrowie?- Zadała pytanie mama.
- Mam nadzieję, że lepiej. Z początku wszystko szło dobrze. Chińskie leczenie pomagało. Zmniejszono guza, a następnie wycięto. - Zachłysnęła się powietrzem.
- Dość.- Przerwałem.
- Nie, nie… Ja mogę…
- Olu, dziękuję.- Odezwała się moja mama. – Jesteś wspaniałą dziewczyną, skoro Zbyszek cię wybrał.- Chwyciła jej drugą rękę i czule pogłaskała. Poczułem, że kamień spada mi z serca.
- No cóż.- Odchrząknął Leon. Był troszkę zakłopotany.- Jeśli potrzebujecie więcej środków...
- To bardzo miłe z pana strony. Ale chyba podziękuję.- Uśmiechnęła się szeroko Sowa. I znów była tą radosną dziewczyną sprzed kilku lat. – Już pogodziłam się z tym, co mnie czeka. Nie chcę kolejnej nadziei i kolejnych rozczarowań. Kupiłam czas. I oby go starczyło na długie lata.
- W razie czego, walcie do nas.- Poklepał mnie po ramieniu.
- Dziękujemy, tato.
Reszta wieczoru minęła nam bardzo przyjemnie. Gdyby nie to, że Ola już usypiała, pewnie siedzielibyśmy w czwórkę do późnej nocy.
Odprowadziłem dziewczynę do mojego samochodu i wróciłem żeby pożegnać się.
- Jeszcze raz was przepraszam.- Uściskałem ich oboje.
- Jestem z ciebie dumna, kochanie. – Pogładziła mnie po policzku. Zaczęło kropić, więc schowała się do swojego samochodu. Za to Leon mnie jeszcze zatrzymał.
- Zbyszku, dlaczego to robisz? Widzę, jak bardzo jesteś w tej dziewczynie zadurzony. I ona w tobie też.. Ale nic ci nie może zaoferować. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Tato. Przestań. Kocham ją i nie zostawię jej. Czegoś takiego się nie robi.  Nie potrafiłbym jej zostawić…
- Tego się obawiałem, synu. Za bardzo się zakochałeś. Potem będziesz cierpiał.
- Nie musisz mi tego mówić…
- Życzę wam szczęścia. Zasługujecie oboje. - Poklepał mnie po raz kolejny w ramię i sam wsiadł do auta. Ja jeszcze chwile postałem, nim dołączyłem do swojej dziewczyny.
Nie od razu zapytała, jak wypadła. Ale gdy padło to pytanie…
- Pokochali cię.- Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu.