środa, 13 września 2017

Epilog II

***
"Będę o Tobie pamiętać.  
I Ty o mnie nie zapomnij.
Nie pozwól, by życie szło obok.
I nie opłakuj wspomnień."
 ****


Dzień, czy noc? Słońce, czy księżyc?
Życie, czy Śmierć?
Los. To jedyne w co w tej chwili wierzę. Bo czy istnieje Bóg? Skoro życie zaczyna się oddechem i kończy nicością, to czy możemy wierzyć, że ktoś tym kieruje?
Ja już nie wierzę.
Straciłem wszelkie nadzieje na szczęście w moim życiu. Jeśli Bóg istnieje, to dlaczego odbiera nam radość? Jedyną rzecz, którą kochamy? Wierzyłem w niego. Wierzyłem aż do nicości, która mnie ogarnęła 21 grudnia, pięć lat po ślubie z Aleksandrą Sowecką. Ufałem, że obdaruje nas już spokojnym życiem.
Niepotrzebnie.
Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Już nawet nie wiem, że płaczę. Za to czuję żal, smutek, rozpacz, wściekłość, nienawiść… Najchętniej bym krzyczał. Tak, jak wtedy w szpitalu, gdy drzwi do Sali intensywnej terapii otworzyły się, a ja zobaczyłem na twarzy lekarza smutek.
Krzyczałem. Właściwie… wrzeszczałem. Bo jak to możliwe, że moje szczęście tak szybko odebrano? Przecież jeszcze tydzień temu śmialiśmy się, planowaliśmy przyszłość! I tę przyszłość odebrano nam na gwałt.
Moja Ola. Olusia… Moje życie.
- Zbyszku…- Usłyszałem tuż przy moim ramieniu. Spojrzałem na moją matkę, która stała przy mnie przez całą ceremonię. – Zbyszku, rzuć.
Dopiero teraz zorientowałem się, że trzymam w dłoni ziemię i stoję nad grobem. Powinienem rzucić ją na trumnę, ale brakuje mi siły.
Kiedy to zrobię, to będzie naprawdę koniec. Tak, jakby ta gruda ziemi oddzielała życie od śmierci.
Wszyscy czekali. Musze to zrobić.
Rzuciłem.
I nie poczułem nic. Znowu pustka. Znowu cierpienie.
Zimny wiatr mroził moją mokra twarz, we włosy wczepiły się kolejne płatki śniegu. Aż przypomina się dzień, który był chyba najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Tydzień przed świętami bożego Narodzenia, pięć lat  temu… przysięgałem jej miłość aż do śmierci.
Wyglądała cudownie! Rumiana twarz, biała suknia, welon. I jej oczy. Pełne życia! Dzisiaj… właśnie te oczy są zamknięte. Nikt już ich nie zobaczy, nikt się nimi nie zachwyci. JA już nigdy w nich nie utonę. Zostanie jedynie wspomnienie.
Ale wspomnienia też się zacierają. W końcu nic mi po niej nie zostanie.

Czekałem do końca, aż dół zostanie zapełniony przez grabarzy. Jak przez mgłę pamiętam poklepywania po plecach przez przyjaciół rodzinę…
- Żałuję…- Zaczął jej biologiczny ojciec. Ale nie słuchałem.
- Tak bardzo nam przykro!- Przytuliła mnie Karolina i Natalia. Były najlepszymi przyjaciółkami Oli od zawsze. I chociaż Natalia nie raz bardzo ją zraniła, moja żona zawsze jej wybaczała. Miała takie dobre serce!
- Zibi… Proszę, bądź silny.- Igła też nie krył swoich łez. Razem z Iwoną próbowali mnie jakoś uspokoić. To oni zjawili się pierwsi w szpitalu. Zadzwoniłem do Igły, że Ola się strasznie przeziębiła i musi jechać do szpitala.
Okazało się, że to nie było przeziębienie a zapalenie płuc. Zważywszy na fakt, że Oli brakowało jednego…
- Zbyszek, proszę. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebował.- Ucałowała mnie w policzek Iwona.- Dzwoń o każdej porze.
Jej matka wciąż łkała wczepiona w ramię biologicznego ojca Olki. Dla niej musiało być dopiero trudne! Dwa pogrzeby w ciągu roku. Pięć miesięcy wcześniej zmarł Mariusz, drugi mąż Marzeny.
Więc jak można mówić, że Bóg istnieje?
Ale w końcu i oni powoli odeszli z cmentarza. Na pożegnanie mocno ścisnęła moją dłoń. Dzięki temu i ona i ja wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami w smutku.
Chociaż nie. Ja jestem sam. Moja miłość, a miłość matki do Aleksandry różni się  całkowicie. Chociaż jest tak samo czysta i niewinna.
- Czekamy w aucie.- Szepnął mi ojciec.
To nawet lepiej. Wolałem zostać sam.
Mroźne powietrze już nawet mi tak nie dokuczało. Zakryłem dłońmi twarz i znów zacząłem wyć. Nagle czyjaś ręka znalazła się na moim ramieniu.
- Będzie nam jej brakowało.- Zapłakany głos Kuby.- Pieprzone życie.
- Na pewno chciałaby , żebyśmy żyli dalej. – Pociągnąłem nosem.
- Właśnie. Tylko jak?
Spojrzałem na Kubę Sokołowskiego. Cierpiał równie mocno, jak ja.
- Nawet pojawił się Alan.
Nie zareagowałem. Podejrzewałem, że na pogrzebie musiało być dużo osób ze szkoły Oli w Rzeszowie.
Nagle coś przykuło mój wzrok. Spojrzałem po przyjacielu.
- Mogę wiedzieć, dlaczego ubrałeś się na żółto?
- Co? Ach, to! No cóż… Dawno temu rozmawiałem z Olą na temat pogrzebów. Mówiła, że chciałaby, aby na jej pogrzeb ludzie przyszli ubrani na żółto.
- Nigdy tego nie słyszałem.- Zdziwiłem się i zamyśliłem. – Swoją drogą, kto normalny na co dzień rozmawia o swojej śmierci?
- Tylko takie debile, jak my.- Wyszczerzył się, a po chwili znów zasmucił. – Najgorsze, że teraz …- Zatkało go i znów się popłakał.
Na cmentarzu już całkiem spustoszało. Byliśmy tylko my dwaj. W końcu Kuba się ocknął.
- Słuchaj… Wiem,  że ona by chciała… Chciałaby, żebyś to miał.
Wyciągnął rękę, w której coś trzymał. Wziąłem to i otworzyłem.
- Jej pamiętnik.- Szepnąłem.
- To jej pierwszy, pisany gdy się przeprowadziła. Jest tam parę wzmianek o tobie… Chociaż parę to mało powiedziane.
- Dziękuję.- Spojrzałem na niego z wdzięcznością. Nie pytałem skąd go ma.
- Nie ma sprawy. Powinieneś go mieć.- Poklepał mnie po plecach i poszedł.
Po chwili i ja się zebrałem.



***


„Jest tak pięknie i cicho. Można się w tym miejscu zakochać..” Usiadłem dokładnie w tym samym miejscu, w którym napisała te słowa. Przed oczami ujrzałem obraz, który naszkicowała.
- Umiałaś oddać to piękno…- Uśmiechnąłem się.
Minął rok od pogrzebu. Nadal nie do końca poradziłem sobie ze stratą, ale dzięki przyjaciołom i najbliższym staram się z tym pogodzić i żyć dalej. Dla niej.
Czytam każdy jej wpis. Śmieję się przy tym i płaczę – na zmianę.
Najbardziej boli, kiedy jej wspomnienia zlewają się z moimi. Już rozumiem, jak myślała. I wtedy się zastanawiam, co by było, gdybym inaczej postąpił? Gdybym jedno zdanie powiedział, a drugiego nie?
Całą naszą historię przypomniałem sobie w kilka miesięcy. Pomagały mi w tym pojedyncze notatki z jej Dziennika.
Wszystkie jej szkice oprawiłem w ramki i powiesiłem w domu. Może to głupie – jak sądzi ojciec –ale dla mnie jej obecność jest ważna. Kiedy dotykam na przykład tego dziennika, czuję jej obecność. Coraz słabiej, ale nadal to czuję. Wiem, że jest przy mnie.
- Zbyszek?
Uniosłem głowę.
- Tamara! – Uśmiechnąłem się szeroko. Wstałem, objąłem ją, a potem razem usiedliśmy na ławce. – Co tutaj robisz?
- Odebrałam właśnie Emilkę z przedszkola.
- Więc jednak dziewczynka! Gdzie ona jest?
- Chowa się za drzewem.- Wskazała głową.- Nie wiem, dlaczego. Zwykle nie jest wstydliwa. Wręcz… bardzo bezpośrednia. Em! Chodź tutaj!
Po chwili ujrzałem śliczną twarzyczkę sześcioletniej dziewczynki, o czarnych włosach i brązowych oczach. Było w niej coś… znajomego.
- Kim pan jest?- Jej bystre oczy ogarnęły moją sylwetkę.
- Jestem przyjacielem twojej mamy.- Posłałem jej jeden z moich najlepszych uśmiechów. Chyba podziałało, bo odwzajemniła.
- Emilko, to jest Zbyszek.
- Jesteś moim tatą?
Zatkało mnie tak bardzo, że chyba moja szczęka wylądowała na chodniku.
- Em!
- Nic się nie stało!- Zareagowałem, ale zaskoczenie wciąż na pewno było widać na mojej twarzy. – Ale… Jak to? A co z tym facetem…?
- To nie był jej biologiczny ojciec. Zresztą, zostawił mnie dla jakiejś blondyny.
- Przykro mi.- Powiedziałem, ale tylko wzruszyła ramionami.- To kto jest biologicznym?
Uśmiechnęła się do siebie.
Kilka minut później spacerowaliśmy po parku, opowiadała mi o swojej córce. W końcu złożyła kondolencje, kiedy usłyszała o mojej zmarłej żonie.
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Wiem, że sporo czasu już upłynęło, ale rany jeszcze się nie zagoiły. Gdybyś chciał pogadać…
Podała mi swoją wizytówkę.
- Pracujesz w kancelarii adwokackiej?- Uniosłem brew.
- Jako sekretarka.- Wyjaśniła. – Trzeci numer jest mój. Dzwoń o każdej porze.
- Dziękuję.
Uściskaliśmy się na pożegnanie.
- To cześć!
- Do zobaczenia.- Puściłem oko.
- Cześć, Zbyszek!- Pomachała mi dziewczynka. Znów z tak znajomym mi zapałem.
Odmachałem.
Wsiadłem do samochodu i zacząłem się uważnie przyglądać wizytówce, obracając nią między palcami.
Wiem, że kiedyś zadzwonię. Może umówimy się na kawę?
Ale na razie… Został ostatni wpis mojej zmarłej żony. Ze łzami w oczach otworzyłem na ostatniej zapisanej stronie zeszytu…


Ola,  19 grudnia 2022r. – Dziennik

Zbyszku,
   Wiem, że czytasz te słowa. Ufam iż Kuba podał Ci mój dziennik. Skoro tak, to znaczy… że mnie już nie ma.
To takie moje pożegnanie. Zawsze wiedziałam, odkąd pozbyłam się nowotworu, że w każdej chwili może „coś” się stać. Nie przypuszczałam jednak, że pokona mnie małe przeziębienie. Niby takie nie groźne, a jednak daje w kość!
Również nie przypuszczałam, że dane nam będzie spędzić ze sobą pięć lat spokojnego, pełnego miłości życia. Za to akurat jestem wdzięczna Bogu. Za to, że dał mi Ciebie…
Musisz wiedzieć, że zawsze będę przy Tobie. Nigdy w to nie wątp! Przykro mi, że nie mogłam dac Ci jeszcze jednego szczęścia – dzieci. Zawsze o nich marzyłeś. Ja też.
Musisz iść dalej! Obiecaj mi to, Zbyszku. Nie pozwól, żeby żal i smutek odcięły Cię od przyszłości. Nawet, jeśli ma być ona beze mnie.
Jesteś całym moim światem i wierzę, że kiedyś się znów spotkamy!
Znajdź nową miłość, żyj, baw się, ciesz z życia!
Nie wiem, czy ktokolwiek kochał tak mocno, jak ja kocham Ciebie.
Kocham, kocham, kocham…



~ Ola


   PS. Nie zapomnij o mnie

                      

 

1 komentarz: