Siedzę
właśnie w pewnym uroczym miejscu na spotkaniu z Nieznanym. Po mojej lewej
stronie czuwa Kuba, a po drugiej… Zbyszek. Nie udało mi się go pozbyć. Więc
teraz jestem w takiej sytuacji, a nie innej. Mam prywatnych ochroniarzy! Igła
nie ma pojęcia, że jestem właśnie w Krakowie. Nikt nie wie, oprócz nas tu
obecnych.
- Są jeszcze
jakiś pytania?- Odezwał się wysoki, dość szczupły mężczyzna. Ubrany jest w
spodnie od garnituru, biały podkoszulek i czarną marynarkę. – W takim razie
dziękuję i zapraszam na kolejne spotkanie za cztery tygodnie.- Uśmiechnął się i
wstał.
Tłum ludzi
zaczął kierować się w stronę wyjścia. Dlatego ciężko mi było przedostać się do
Nieznanego. Kiedy w końcu dotarłam do owego stojącego faceta w dresie,
patrzącego na mnie z góry groźnym wzrokiem, zamarłam.
- Serio,
musi mieć ochroniarza?- Syknęłam do Sokołowskiego.
- Po prostu
się uśmiechaj…- Wyszczerzył się do dużego goryla, ale on tylko na nas patrzył.
W końcu za naszymi plecami ktoś odchrząknął.
- Eghm.-
Stanął obok mnie. Wtedy ochroniarz zmierzył go od stóp do głowy ( a nie musiał
za bardzo się wysilać, bo Zbyszek przewyższał go wzrostem i moim zdaniem budową
ciała też, ale oczywiście nigdy mu tego nie powiem…) – My do tego pana.
- Kim
jesteście?- Zacharczał.
-
Znajomymi.- Wymsknęło mi się, zanim Bartman zdążył odpowiedzieć.
- Nie mogę
was wpuścić. – Mowił o „nas”, a patrzył na Zbyszka. Mega, jednak dobrze, że go
ze sobą zabraliśmy! Przyda się do czegoś.
- To zawołaj
Nieznanego.
- Bartman,
może jednak się nie wtrącaj!- Syknął dość głośno Kuba.
- Bartman?-
Bramkarz był zdecydowanie zdziwiony, gdy po raz kolejny przyglądał się mojemu
prawoskrzydłowemu. – To ty?
- W jednej
jak najprawdziwszej postaci!- Przewrócił oczami.
- Dobra.
Zaczekajcie chwilę.- Poprosił facet i wyszedł za jakieś drzwi. Po chwili za nim
kroczył z poważną miną mężczyzna, do którego przybyłam.
- Kim
jesteście i czego chcecie?- Spojrzał po każdym, a na końcu jego wzrok padł na
mnie. Zrobił zdziwiona minę, co mnie tym bardziej upewniło, że koleś mnie zna.
- Aleksandra
Sowecka.- Przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę. Uścisnął. Potem przedstawiłam
swoich przyjaciół.
- W jakiej
sprawie? Autografów nie rozdaję.- Przyglądał mi się uważnie.
- Myślę, że
dla nas zrobi pan wyjątek.- Uśmiechnęłam się przymilnie. Znów przyglądał mi
się. W końcu skinął głową i zaprowadził do jakiegos pomieszczenia.
Nie
różniłoby się to biuro od innych niczym, gdyby nie to, że wszystkie ściany
zostały obwieszone… historycznymi rzeczami. Mapy, zdjęcia, dziwne przedmioty. I
książki.
- A więc o
co dokładnie chodzi?- Usiadł za biurkiem nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wydaje mi
się, że mnie pan zna. A przynajmniej kojarzy.- Zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
Zbyszek i Kuba usiedli na kanapie pod ścianą.
- Hm.
Tylko tyle.
Nic więcej nie powiedział. W końcu wyjęłam książkę z mojej torebki.
- A to, pan
kojarzy?- Rzuciłam ją na biurko tak, aby dobrze jej się przyjrzał. W pierwszej
chwili miał zdziwioną minę. Już naprawdę byłam w stanie uwierzyć, że to nie o
tego gościa chodzi. W myślach dedukowałam, czy jest choć trochę podobny do
mnie.
Wciąż jest
wariant taki, że Igła to mój ojciec. Nawet pogodziłabym się z tym. Co prawda
ciężko by mi było przyzwyczaić się, że ten który całe moje życie grał ojca, tak
faktycznie nim nie jest. Ciężko mi o tym myśleć, bo za każdym razem chce mi się
płakać. Natomiast ten przede mną… Ani trochę nie przypomina mnie. Niestety. A
może stety?
- Wysłał mi
pan tę książkę! Na święta. Może mi pan wytłumaczyć, dlaczego?- Napadłam
zakładając ręce na piersi.
- Faktycznie
wysłałem.- Przyznał. Ale nawet nie dotknął swojego dzieła.
- Niech mi
pan wyjaśni, dlaczego? Po co?
- Zapłacono
mi za to.- Uśmiechnął się.- Ta historia też nie jest moja.
- Nie
rozumiem…
- Kilka lat
temu przyszedł do mnie pewien człowiek. Zapłacił i kazał napisać to tutaj.-
Wskazał palcem.- Ludzie, a w
szczególności nastolatki uwielbiają nazywać to „książką”. Chociaż moim zdaniem
to kupa gówna.
- Więc czemu
pan zgodził się to napisać?
- Za takie
pieniądze można nawet zabić.- Wzruszył ramionami.- Ale wy dzieciaki, jeszcze
tego nie rozumiecie.
- Kim był
ten facet?- Wtrącił Kuba, który dotychczas siedział cicho. Odwróciłam się w ich
stronę. Jeden nie wiedział, co się dzieje, a drugi …- Potrzebujemy informacji.
- Nie wiem.
Kimkolwiek był, musiał być nadziany.
- Nie
kojarzył go pan?- Spytałam nagle podekscytowana.- Nie podał żadnego motywu?
- Przyszedł.
Usiadł. Powiedział: „Napiszesz dla mnie książkę. Będziesz autorem.” Podał cenę
to się zgodziłem. Za dodatkowe koszty na jego życzenie napisałem jedną dodatkową
i wysłałem tobie.
- Jak
wyglądał?
- Bo ja
wiem? Pamiętam tylko sumę.- Uśmiechnął się znacząco.
No tak,
jasne. Bez hajsu nie ma rozmowy! Co za…
- Nie mam
przy sobie pieniędzy.- Odparłam wprost.
- A ja nie
mam informacji.- Wzruszył ramionami.- Obawiam się, że powinniście wyjść.
- Ale…
-
Do widzenia. – Wpatrywał się beznamiętnie w gazetę i przeglądał strony. Wstałam
czując, że nic nie wskóram.
- Ale ja
mam.- Odezwał się Zbyszek. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Uśmiechnął się
szeroko.
- Czyżby?-
Uniósł wzrok znad czasopisma Nieznany.
Zbyszek
podszedł do niego, wyjął portfel i podał mu ileś banknotów. Nie byłam jednak w
stanie zauważyć ile, bo umiejętnie zasłonił swoim ciałem.
- Ehm, niech
będzie. W takim razie, co chcecie wiedzieć?- Nagle zrobił się taki uprzejmy…
Miałam ochotę podejść i mu przywalić. Naprawdę, aż zacisnęłam pięści. Wtedy
poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Zrób co
musisz.- Uśmiechnął się Zibi i wrócił na swoje miejsce. Przełknęłam ślinkę,
policzyła do dziesięciu i usiadłam na krześle.
- Proszę mi
powiedzieć, jak wyglądał ten mężczyzna?
- Och, była
szczupłą, wysoką brunetką o ciemnych oczach.
- Co?!-
Wyrwało się mi w tym samym czasie co Sokołowskiemu.
- Kobieta?
- Tak.
- Więc
dlaczego pan mówił, że to facet?
- Ponieważ
wy tak założyliście. Więc stwierdziłem, że nie będę poprawiał.
- Nie ważne.
Coś jeszcze mówiła?
-
Powiedziała, że mam wysłać jeden egzemplarz z dedykacją. Napisała te słowa.-
Otworzył moja książkę i wskazał na pierwszą stronę.
- Coś
jeszcze sobie pan przypomina?- Naciskałam.
- Jedynie
to, że sprawdzał mnie pewien mężczyzna. Jednak nie byłem w stanie powiedzieć,
czy to jej mąż, czy kochanek. Ale na pewno nie
ochroniarz.
- Bo?
- Był zbyt
przystojny. No i elegancko ubrany. Bardzo zależało mu na tym, abys otrzymała
moje dzieło akurat 12 grudnia 2014r.
- Mówił
dlaczego?
- Tylko, że
to ważne.
- Nic
więcej?
- Nic.
***
Wychodząc z
budynku, wciąż myślałam o tym, czego się dowiedziałam. Kim była ta kobieta?
Dlaczego to ona zleciła napisać tę książkę? I ten facet. Czyżby to mój ojciec?
A może ktoś inny? Tylko pośrednik? Jedno jest pewne, coś przeoczyłam czytając
to „dzieło”. Sam autor okazał się bezdusznym gnojem. I nadal mam ochotę wrócić
i mu przywalić.
- Ej,
spokojnie…- Szturchnął mnie Bartman.
- Wcale nie!
- Właśnie,
że tak. Dowiedziałaś się przynajmniej czegos istotnego?
- Sama nie
wiem…- Siatkarz otworzył przede mną drzwi samochodu. Kuba już znalazł się w
środku.
- Przykro
mi, jeżeli nic to nie pomogło.- Spojrzałam mu w oczy. Wygląda na ewidentnie zmartwionego.
Takiego przyjaciela, który w każdej chwili jest w stanie mi pomóc…
- Zbyszek,
dlaczego to zrobiłeś?- Spytałam cicho, nadal wpatrując się w jego twarz.
- Co?
- No
zapłaciłeś temu gnojowi?
- Przecież
inaczej nie zdobyła byś informacji.- Wydaje się, jakby to dla niego było oczywiste.
- Ale ja nie
prosiłam! Już i tak jestem wdzięczna, że zgodziłeś się mnie przywieź tutaj.
- Po
pierwsze to ja byłem ci coś winien. Po drugie jestem twoim przyjacielem i nawet
gdybyś nie chciała, to bym ci pomógł. A po trzecie, same twoje towarzystwo w
samochodzie, przez całą drogę do Krakowa to tylko przyjemność. Z tobą mogę
jechać na koniec świata.- Mrugnął z łobuzerskim uśmiechem.
Nie
potrafiłam dłużej udawać. Po prostu wybuchłam płaczem. Zaczęło mi rozrywać w
klatce piersiowej. Bartman natychmiast przyciągnął mnie do siebie i mocno
przytulił. Ukrylam twarz w jego kurtce nie mogąc się uspokoić.
- Jak… Jak ty…
m-możesz… - Pociągnęłam nosem.- J-jak ty możesz ttak mówić?! Przecież nie masz
pojęcia c-co to za sprawa!
- Nie musze
wiedzieć. Chcę tylko ci pomagać i być przy tobie, kiedy tego potrzebujesz.-
Szepnął w moje włosy. Na te słowa jeszcze bardziej się rozryczałam.
- Jestem
taka beznadziejna! – Wkurzyłam się na siebie. – Tyle dla mnie robisz, a ja dla
ciebie nic!
- Pomogłaś
mi dojść odo siebie. Byłem chory, pomogłaś mi. Poza tym, nie masz pojęcia, jak
bardzo liczy się dla mnie twoje towarzystwo, Oluś.
Nagle coś
sobie uświadomiłam. Tkwię tak w jego objęciach, ryczę mu na kurtkę z powodu, którego
on nie zna przynajmniej po części, a on nadal nic. Próbuje mi uspokoić.
- Jesteś za
dobrym przyjacielem jak dla mnie.- Odsunęłam się.
- Co ty
mówisz?- Zmarszczył brwi.- Nie wygłupiaj się!
- Nie
zasługuję na takiego przyjaciela.- Oświadczyłam wycierając twarz w rękaw
kurtki.
- Hej!
Wsiadacie czy nie? Ja rozumiem, że możecie czuć potrzebę obściskiwania się na
środku parkingu, ale… Chciałbym w końcu coś zjeść do cholery!- Krzyknął przez
uchylone okno mój przyjaciel.
- Już
idziemy!- Krzyknęłam i natychmiast podbiegłam. Wsiadłam do auta.
- Co tam
zaszło między wami, hę?- Zapytał wychylając się między przednimi siedzeniami
nad ręcznym.
- Nic.
Musiałam go przeprosić.
- Wiesz co,
Sowa? Moim zdaniem Bartman powinien wiedzieć. Może się nam jeszcze przydać.-
Poruszył śmiesznie brwiami.
- Powiem mu,
bo na to zasługuje. A nie dlatego, że może się nam do czegoś jeszcze przydać
Kuba.- Syknęłam. Wtedy Zbyszek do nas dołączył.
- To co?
Kawa?
-
Zdecydowanie mój żołądek domaga się jedzenia panie kierowco!- Poskarżył się
Sokołowski zapinając pas.
W knajpie,
do której zabrał nas siatkarz, wszystko mu wyjaśniłam. Zaczął się głośno śmiać,
gdy usłyszał moją teorię o biologicznym ojcostwie Krzyśka.
- No co cię
tak bawi!
- Nic, tylko…-
I znów trząsł się ze śmiechu. Dopiero po kilku minutach słuchał dalej już
bardziej spokojny. – Powiem tak… Ciężka sprawa. Na pewno nie możesz się tego
dowiedzieć od mamy?
- Nie.
Zwykle zmienia temat. A Igła dostał od niej zakaz i nabrał wody w usta.
- Może ja
coś wskóram?- Zaproponował.- Jakoś go podpytam?
- Nie!-
Zareagowałam.
- Hej, czemu
nie!- Nie zgodził się ze mną Kuba. – Przecież nic nie stracisz, a możesz
zyskać!
-
Powiedziałam nie.
- Bo?
- Bo nie?
- To nie
jest argument.- Wtrącił Bartman.- Mówiłem ci przecież, że zrobię wszystko, aby
ci pomóc.
- Ale ja nie
mogę na to pozwolić.- Pokręciłam głową. – Poza tym Igłą wie, że się przyjaźnimy.
I że mi pomagasz. Nie jest głupi.
- To jestem
w stanie podważyć…- Mruknął siatkarz.
- Nie,
Zbyszek.
- Kobiety są
uparte.- Westchnął Kuba.- Co zrobisz.
- Nic nie
zrobisz. Jak się uprą to nie ma zmiłuj się.
- Super.
Teraz działacie oboje przeciwko mnie?!- Zerkałam to na jednego, to na drugiego.
- Szczerze?
Już lepiej mi się z nim dogadać niż z twoim tak zwanym „chłopakiem”.- To były
brutalne słowa Sokołowskiego.
Ale dlaczego
czułam, że prawdziwe?
***
- Gdzieś ty
była tyle czasu?!- Napadł na mnie Igła.
- Ze
Zbyszkiem i Kubą.- Odpowiedziałam spokojnie.
- Okeeej. A
nie masz telefonu?
-
Przypominam ci Igła, że jestem już pełnoletnia.
- Ale ja za
ciebie odpowiadam, młoda damo! Twoja matka nie byłaby zadowolona, gdybym nie
umiał się tobą zająć.
- A umiesz?-
Uniosłam brew.
- Martwiłem
się!
-
Niepotrzebnie. Jeśli czujesz, że musisz, to zadzwoń do Bartmana. Zda ci całą relację z dnia. A nawet jeśli byś chciał,
napisze raport i odda na twoje biurko. Lub do sekretarki.
- Mówię
poważnie, Olka.
- Ja też.
- Po prostu
mów mi, czy masz zamiar wybyć z domu na cały dzień. A może nawet noc!
- Krzysiek,
uspokój się. Dzieci pobudzisz.- Weszła zaspana do kuchni Iwona.
-
Przepraszam kochanie.
- Nie krzycz
na nią. Porozmawiacie jak ludzie o przyzwoitej porze. Chodź spać.- Pociągnęła
go za rękę.- Dobranoc Ola.
Dopiero gdy
zniknęli, odpowiedziałam.
Przez
następne dwa tygodnie mijałam się z Alanem. Nie mogliśmy spędzać ze sobą dużo
czasu. A to on miał mecz, w tym czasie ja korki z matmy. Albo się uczyliśmy.
Albo po prostu nas nie było w szkole. Jedynie długie przerwy nam zostały, ale
to i tak za mało. Kuba niesamowicie się z tego cieszył, czego nawet nie
ukrywał. Zaczął zapraszać mnie do siebie jeszcze częściej niż przedtem.
Oczywiście za każdym razem towarzyszył nam Mciuś. Zaczęłam się zastanawiać, co
jest tego przyczyną. Może w końcu zapomni o Adrianie i zacznie się umawiać z
tym drugoklasistą? Nawet pasują do siebie.
Taaaak. Co ja mogę napisać? Ostatnio
moje życie nabrało tempa. Przez to spędzam mało czasu z Alanem. Za to w pracy lajcik.
Pracuję z siatkarzami i chyba nawet niedługo uda im się mnie przekonać, żebym
zagrała. Oczywiście to im się tak wydaje. Kuba… Kuba to Kuba. Nic ponad to.
Wspiera mnie, gdy ryczę. I wyzywa, gdy się nad sobą użalam. Prawdziwy skarb.
Nadal nie dowiedziałam się, ile Zibi zapłacił Nieznanemu, ale podejrzewam, że
niezłą sumkę. Jak ja mu się odwdzięczę?
Gadałam z mamą. Wydawała się taka
szczęśliwa! Chociaż mówiła, że nie może się doczekać, aż się zobaczymy. Miałam na
końcu języka, że nie musiałoby tak być, gdyby mnie nie zostawiała u Ignaczaków.
Powstrzymałam się jednak, żeby nie zrobić jej przykrości. Co ze mną nie tak?
Kilka miesięcy temu nawet bym się nie wahała.
Natalię i Karolinę już przygotowuję
na przyjazd do Polski. Mają mnie odwiedzić na weekend w bal maturalny.
Co do Choinki i Marty… Już się nimi
nie przejmuję. Ostatnio przed całą stołówką wyzwała mnie od zdradzieckich zdzir
i że nie ma pojęcia, co takiego we mnie Alan widzi. Hm. To samo zastanawiałam
się ja, gdy z nią chodził. Cóż za ironia?
W każdym razie doszłam do wniosku, że
nie będę się nią przejmować. A mojego ojca i tak znajdę.
***
Cześć <3
Muszę wyjaśnić, dlaczego tydzień temu rozdział się nie pojawił. Otóż nie miałam kiedy napisać. Ostatnio mam urwanie głowy z nauką ;/ Biologia rozszerzona - mówi samo za siebie. Ci, którzy rozszerzają w liceum bio, dobrze wiedzą, o czym mówię ;)
Dzisiaj troszkę czasu znalazłam i napisałam coś takiego... Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Chciałam, żeby wyszedł dłuższy, ale naprawdę nie mogłam.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia! Postaram sie jeszcze dzisiaj nadrobić zaległości, jakie sobie narobiłam u Was na blogach...
Jutro Wszystkich Świętych. A ja i tak spędzę dzień z książką...
Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że nadal tutaj jesteście!
Pozdrawiam serdecznie ;***
Ps. Przepraszam za błędy.