piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział IX



Obudziłam się zanim zadzwonił budzik. W sumie nie wiem dlaczego. Ogólnie niespokojnie spałam. Dziś już na szczęście piątek, a potem weekend. Będę musiała jakoś odreagować ten tydzień i mam nadzieję na ciszę i spokój. Żadnych imprez, żadnego hałasu. Tylko ja, 1D, Tumblr, Supernatural i szkicownik. Będę musiała nadrobić serial, bo mam niezłe zaległości.
Ubrałam się w dżinsy i bluzkę z czarnymi wąsami na plecach. Udałam się do kuchni, gdzie jeszcze nikogo nie było. Zerknęłam na zegarek.
- O cholera- szepnęłam.
- Ranny z ciebie ptaszek- zachichotał Ignaczak, wchodząc za mną. 
- Dzień dobry, tak w ogóle- przypomniałam o manierach.- Taaa, ja zawsze wstaję o piątej.
- Piątej po południu- raczej stwierdził niż zapytał.
- Aż tak źle mnie oceniasz?- podparłam się pod boki. Przeszła mi już całkowicie złość na niego. Mam nadzieję, że nie doprowadzi do kolejnej.
- Co zjesz na śniadanie?- uśmiechnął się ignorując moje pytanie.
- Płatki z mlekiem- oświadczyłam uroczyście i usiadłam do stołu.
- Jakieś specjalne życzenia? – wyjął dwie miski i nasypał płatków. Potem nalał do garnka mleko i postawił na kuchenkę.
- Niegotowane ale ciepłe mleko, najpierw nalane, potem nasypane płatki.
Zrobił jak poprosiłam i postawił przede mną talerz zupy mlecznej. Usiadł po drugiej stronie i zaczął jeść. Wzięłam z niego przykład. Po chwili odczułam jego wzrok na swoim.
- Co?- wymamrotałam zdezorientowana.
- Nic- wzruszył ramionami, ale nadal się gapił.
- Igła, przestań! Nie mogę się skupić na jedzeniu- wymamrotałam zarumieniona.- Po prostu powiedz, o co chodzi.- Nie wiem ile się do tego zbierał ale oblizał usta i odstawił łyżkę.- Jesteś podobna do matki.
- No wiesz, jak rodzice postanawiają mieć dzieci, to…
- Dobra, dobra….
- … dzieci są podobne do rodziców. Raczej. Chyba tak. Nie uważasz?- podniosłam jedną brew, a on zrobił duże oczy i się wyszczerzył.
- Musisz mnie tego nauczyć!- klasną w ręce zachwycony.
- Czego? Biologii? Przecież takie rzeczy to każdy wie!- zdziwiona przestałam jeść.
- Nieeee… tej sztuczki z brwią- poruszył swoimi brwiami.- Zawsze próbowałem się tego nauczyć. Ale nigdy mi nie wychodziło…
Kolejny raz podniosłam łuk brwiowy, tym razem lewy. I w sumie tak się z nim bawiłam przez resztę czasu zapominając o mleku, które wystygło.
- Dlaczego zacząłeś mówić o mojej mamie?- uspokoiłam się w końcu. Spojrzał na mnie poważnie, jednak w kącikach oczy się iskrzyły.
- Dawno jej nie widziałem, a ostatni raz rozmawialiśmy zaraz po twoim przyjeździe. Zastanawiam się, co u niej. Dzwoniła do ciebie?
- Kilka razy- przyznałam. A po chwili z moich ust wypłynęły słowa, których praktycznie nikomu nie mówiłam.- Nie rozumiem, dlaczego mi to zrobiła? Przysłała mnie do Polski. Samą. Do tego do mekki siatkówki. Nie wyjaśniła, po prostu chciała się mnie pozbyć…
- Nie mów tak- przerwał mi ostro, potem jego głos zmiękł. – Mnie też nic nie powiedziała.
- Nic nie wyjaśniła?
- Nie- pokręcił głową.- Poprosiła tylko, abym cię przyjął na ten rok. Oczywiście się zgodziłem. Zawsze chciałem cię poznać.
- Skąd wy się znacie?- nieświadomie podniosłam jedną brew, a on się na to uśmiechnął.
- Jedna klasa, jedna szkoła…- zadzwonił telefon. I w tym momencie przerwał.- Przepraszam, muszę odebrać- westchnął zerkając na ekran i wstając. – Słucham?
Wyszedł na korytarz. Ciekawe, co chciał jeszcze powiedzieć? To, że się przyjaźnili w dzieciństwie, nadal nie wyjaśnia tego, że trafiłam pod jego dach. Nie rozumiem działania mamy. A tata mi nie pomaga! Również trzyma język za zębami. Z czego tu robić taką wielką aferę? Gdyby mi wyjaśnili, pewnie inaczej bym do tego podeszła.
- Dobra! Czas się zbierać!- klasnął w ręce wracający Igła, sprowadzając mnie na ziemię.
- A co z Iwoną i dzieciakami?- oderwałam wzrok od upatrzonej nierówności na ścianie.
- Dziś mają wolne.
Więcej nie pytałam. Po prostu zabrałam torbę i wyszłam z nim z domu. Podwiózł mnie pod szkołę około 7.50. Nie spytał o trening, więc chyba wie, że nie idę. Na schodach czekał na mnie Kuba. Zerwał się, gdy tylko mnie zobaczył. Podbiegł i przytulił okręcając wokół własnej osi.
- Jak miło- zaśmiałam się głośno.
- Miło cię widzieć- odstawił mnie na ziemię. Skierowaliśmy się w stronę wejścia do liceum.- Jak matma?
- Lepszego pytania nie miałeś w zanadrzu? – skrzywiłam się.
- Uznałem, że najlepiej zacząć od najtrudniejszych i najnieprzyjemniejszych.
- To ci się udało- stwierdziłam przechodząc przez próg. Na powitanie przed moimi oczami pojawiła się laska Alana i jej świta. Przeszły obok nas piorunując wzrokiem.- Czy one uważają się za królowe?- szepnęłam do kolegi, gdy oddaliły się.
- To ty nie wiesz? To przecież miss.
Stanęliśmy przed klasą matematyczną. Z niepokojem spojrzałam na otwarte drzwi i nauczyciela czekającego za biurkiem na uczniów.
- Szykujmy się na śmierć- wysapałam i wkroczyłam do” krainy mrocznych cieni. „

*** 

Kolejne pięć lekcji minęło szybciej niż się spodziewałam. Chyba weekend równie mocno pragnie mojego towarzystwa, jak ja jego. Wychodząc z Kubą na parking rozmawialiśmy o rąbniętej babce od polaka, która gada jakby była z innej planety. Święty jest ten, kto ją choć raz zrozumie!
Byłam bardziej niż świadoma obecności Alana po drogiej stronie. Kuba łaskawie się zatrzymał i zaczął do mnie mówić. A ja go już nawet nie słuchałam, tylko uśmiechałam i zerkałam na stojącą z tyłu postać.
- … wiem, że mnie nie słuchasz, ale właśnie w tym momencie zbliżają się do nas ludzie, którzy na pewno idą w naszym kierunku… Olka, oni chyba do ciebie…
Odwróciłam głowę i z zaskoczenia, a może przerażenia aż krzyknęłam. Szli, a tłum powoli się odsuwał, co nie oznacza, że dziewczyny nie zaczęły piszczeć. Kiedy trzech facetów się zbliżyło, wreszcie sobie przypomniałam.
- Nie…- szepnęłam z przerażeniem w oczach.
- Wiem, że nie wierzyłaś. Ale oto jesteśmy- wyszczerzył białe zęby Zbyszek.
- Nie…- pokręciłam głową tym razem niedowierzając.
- Taaaakk- mrugnął do mnie kolejny brunet, o ile zapamiętałam to Grzegorz.
- Porywamy cię na nasz trening- dopowiedział Piotrek Nowakowski.
- Ale ja mam tyle nauki- jęknęłam. Po co tu przyszli, płakałam w duchu. Dlaczego nie zostawią mnie w spokoju?!
- O wiele więcej nauczysz się na hali. Gwarantuję ci to- zapewnił Bartman, uśmiechając się do mnie. W tym momencie zapomniałam całkowicie o istnieniu Kuby. Ale nadal czułam obecność Alana. A nawet wiedziałam, że się patrzy. Na pewno. Zerknęłam za siebie i jak się okazało, nie myliłam się.
- Ja naprawdę mam dużo nauki- przyznałam. Chciałam się ich pozbyć, zanim całkowicie zepsują mi weekend, który tak pięknie się zapowiadał…
- Skoro ona nie chce iść…- nagle z tłumu wyskoczyła Jolka i stanęła przede mną wpatrując się w chłopaków. Nie trzeba było stać blisko, aby zauważyć, że większość swych słów koncentruje na Bartmanie. - … to ja chętnie ją zastąpię.- Puściła do niego oczko. Normalnie, to większość facetów od razu by się zgodziła i bez wahania zastąpiła mnie- zwykłą, prostą dziewczynę, na tę- piękną, szczupłą, wysoką.
Ale nie spodziewałam się tego, co właśnie Zibi powie.
- Niestety. Trening jest zamknięty dla osób trzecich.
- A ona?- zdziwiła się Jolka i lekko odsunęła. Teraz widziałam, że siatkarze patrzą na mnie wyczekująco i posyłają błagalne spojrzenia. Ale tak naprawdę byłam ciekawa rozwoju tej sytuacji. – Przecież nie należy do zespołu!- prychnęła odrzucając do tyłu długie, falujące włosy.
- Jest nam potrzebna- wtrącił swoje Piotr.
- Do czego? Podaje wam piłki?- prychnęła ze śmiechem, co i tak w jej wykonaniu nie wyszło jak rżenie konie (gdy ja to zrobię), ale całkiem idealnie. Zauważyłam również, że nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem, uważając z pewnością to za poniżej jej poziomu.
- Co złego jest w podawaniu piłek?- zmarszczył nos ten wyższy do Bartmana, Grzesiu.
- Później ci wytłumaczę głąbie…- jęknął Nowakowski przewracając oczami.
Ale Jolka zdawała się tego nawet nie zauważyła. Nadal wyczekiwała odpowiedzi na pytanie.
- Motywuje nas- odparł Zbyszek posyłając mi wielki (moim zdaniem uroczy) uśmiech, przy tym mrugnął. Mina dziewczyny – bezcenna. Jakby była na skraju płaczu, histerii i wrzasku w jednym. – To co? Idziesz z nami, Ola?
Stałam tam jak słup soli i się na nich gapiłam. Od jednej twarzy, do drugiej. Iść, czy nie iść? Oto jest pytanie!
- No, chodź… Nie daj się prosić! Wszyscy chcą znów się z tobą spotkać- zachęcił Grzegorz… Kosok! Kosa! Wreszcie sobie przypomniałam.
Nadal czułam no sobie spojrzenia ciekawskich uczniów I … Alana. Uśmiechnęłam się szeroko i udając zrezygnowaną, powiedziałam:
- Niech będzie… Ale! Mam warunek.
- Słuchamy?- widać, że byli gotowi na wszystko.
- Zabierzemy ze sobą Kubę- chwyciłam chłopaka za rękaw i pociągnęłam w naszą stronę.Biedak o mało się nie przewrócił. Chyba nie był przygotowany na to szarpnięcie zbyt pochłonięty wpatrywaniem, a raczej wlepianie gał w siatkarzy.
- Nie jestem pewien czy się zmieści w aucie…- zmarszczył brwi Zbyszek i przebiegł po chłopaku wzrokiem.
- Chcesz mi powiedzieć, że samochód nie ma pięciu siedzeń?
- Nie, ale…
- W takim razie Kuba jedzie z nami!- zarządziłam i nie czekając na ich reakcję poszłam w stronę zaparkowanych samochodów.
Siatkarze ucieszyli się tak, jakby dostali wymarzonego zwierzaka pod choinkę. Mówili jeden przez drugiego. W końcu obrócili się i pomału szliśmy w kierunku ich samochodu. Tłum schodził nam z drogi, wiele osób patrzyło na mnie z zazdrością. Przez chwilę czułam się jak gwiazda Hollywood. Nie obyło się bez autografów i zdjęć. Normalnie jak w alei gwiazd! Najbardziej skupiłam się na uwadze Alana Morczewskiego. Jolka gadała coś do niego, mocno gestykulując. Zapewne żaliła się, jak można było wziąć mnie, zamiast jej. Czułam JEGO wzrok na mnie. Jeszcze szerzej się uśmiechnęłam, więc mogło to wyglądać tak, że jestem cholernie zadowolona z udania się na trening siatkówki.  Kuba szedł tak podjarany…
- Uważaj, bo się zapalisz- szepnęłam do niego. Nawet nie odpowiedział.
A ja sobie coś uświadomiłam. Czyżby Alan był zazdrosny? A może ciekawy? W każdym bądź razie, od dłuższego czasu udało mi się zwrócić jego uwagę na sobie. I kto by pomyślał, że to wszystko dzięki tym wielkim ludziom?
Stanęliśmy przy samochodzie. Wtedy się odezwałam. I sama siebie zaskoczyłam, gdy zawiesiłam się na szyi Piotra.
- Tak bardzo wam dziękuję, że jednak przyjechaliście po mnie!- serio byłam szczęśliwa. Ale nie z tego powodu, co oni myśleli.- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Hej! A nas to nie przytulisz?- zrobił smutną minkę Grzesiu.
- No, was też…- marudziłam i lekko ich przytuliłam.
- Widzicie, ona mnie bardziej lubi- pokazał im język Piotrek.
- Śnisz królewiczu- szturchnął go Kosok.
- To co? Jedziemy. Możecie mnie odwieźć do domu.- Zdezorientowani popatrzyli po sobie.
- Jedziemy na trening- wyjaśnił Zbyszek. – A wy z nami. Chociaż nie wiem, jak wy się chcecie tam zmieścić- nieświadomie wskazał ruchem ręki samochód. Zainteresowana podeszłam do okna i spojrzałam. Za kierownicą siedział nie kto inny jak Igła. Pomachał mi z wielkim szczerzem na ustach. Wyprostowałam się i wtedy zrozumiałam, że to samochód Ignaczaków i faktycznie braknie jednego siedzenia.
 - Po prostu pójdę na nogach do domu- wzruszyłam ramionami.
- Nie ma mowy!- zaprotestował Piotrek i wyrósł przede mną. – Jedziesz z nami. Obiecałaś!
- Ale ja nic nie obiecywałam!- oburzyłam się.- Powiedziałam „może”. A to nie to samo, co „na pewno”.
- Proszę… jedź z nami.- Mieli takie błagające oczy, że miałam wrażenie, gdybym odmówiła pewnie utonęłyby w rozpaczy. Nie lubię ranić ludzi.
- Cholera jasna, Olka!- syknął Kuba.- Jedziemy i koniec!- no tak, dla niego to byłaby najlepsza rzecz pod słońcem.
- O! Zabierzcie Kubę. A ja pojadę do domu autobusem…
- Nie.
- Ale dla mnie braknie miejsca!- zaprotestowałam.
- Jakoś się zmieścimy- mruknął Zbyszek.
- Ja mogę siedzieć nawet w bagażniku- zaoferował Kuba. Siatkarze zachichotali.
- Po prostu siądziesz na kogoś kolanach- oznajmił Grzesiu.- Zapraszam na swoje.
- Nie, ona wolałaby na moich- objął mnie ramieniem Zbyszek z wielkim uśmiechem.
- Wiecie co, a może pozwolicie jej samej zdecydować? Z pewnością wolałaby przystojnego i wysokiego blondyna.
- Jak ty?- uniósł brwi Grześ.
- A widzisz tu jeszcze jakiegoś blondyna?- przeczesał dumnie włosy palcami. Wywinęłam się niezdarnie spod ciężkiego ramienia Bartmana i stanęłam obok Kuby.
- Skoro już mam jechać… To po prostu siądę na kolanach Kuby.- na potwierdzenie swoich słów, położyłam mu dłoń na ramieniu. Chłopak spojrzał na mnie, jakbym była niezdrowa umysłowo. O co mu chodzi? Jego znam najdłużej, a siedzieć na kolanach chłopaka, którego nie interesuje mój tyłek, a na kolanach siatkarza lecącego na mój tyłek, to duża różnica. Siatkarze byli zdziwieni.
Ale zrobiliśmy, jak chciałam. Obok kierowcy usadowił się Zbyszek i nadal próbował mnie przekonać, że z przodu miałabym więcej miejsca. Byłam nie ugięta. Kuba siadł z brzegu, a ja na jego kolanach.
- Witaj Olu i Kubo- Krzysiek posłał mi uśmiech do lusterka wstecznego.
- Nie raczyłeś mnie poinformować, że zamierzasz wrócić po mnie z przyjaciółmi?- uniosłam brew.
- Myślałem, że się ucieszysz. A z tego co widziałem, bardzo się cieszyłaś- wyszczerzył się. Nie skomentowałam. Trochę naburmuszona siedziałam oparta o swojego nowego przyjaciela i rozmyślałam, po co w ogóle się zgodziłam.
No tak. Aby w końcu Alan na mnie spojrzał. I się udało. Więc trzeba tylko przetrwać ich trening i spokojnie wrócić do swojego nowego pokoju. Oby ta wyprawa na halę sportową nie okazała się mym największym błędem i nie popsuje mojego weekendu, który miał się pięknie rozpocząć. 



- Oooolllaaaa!- ten krzyk przywitał mnie przed wejściem na halę sportową. Kapitan drużyny, ale nie pamiętam imienia, podbiegł do mnie i przytulił. Nie powiem, przeraził mnie ten gest. – Wiedziałem, że przyjdziesz!
- Trener chce cię poznać- uśmiechnął się zza pleców kolegi Fabian. Chyba Fabian. – A kto to?
- Kuba. Mój przyjaciel. Bardzo chciał was poznać- uśmiechnęłam się.
 Potem weszliśmy do sali, gdzie większość osób już się rozgrzewało. Gdy mnie zobaczyli, natychmiast przestali, wstali i podbiegli do mnie.
- Wykonaliście swoją misję- stwierdził z niedowierzaniem Michał Kubiak.
- A wątpiłeś?- prychnął Zibi.
- Myślałem, że jesteś twardsza- przejechał po mnie wzrokiem i w końcu się uśmiechnął.- Ale cieszę się, że jednak jesteś!
- Słuchajcie… Ja mam dużo nauki…
- Daj spokój. Weekend jest!- szturchnął mnie w ramię Igła. I na tym najprawdopodobniej miało się skończyć. Kuba był we własnym świecie. Dostał od każdego siatkarza autograf i nawet zrobili sobie selfie! Aż w końcu przyszedł trener.
- Spóźnił się trener!- wrzasnął oskarżycielskim głosem Paul Lotman.
- A ja widzę, że zamiast rozgrzewki tutaj jakieś obrady podekscytowanych- zmarszczył nos.
- No bo trenerze… Nie uwierzy trener!- podbiegł drobnym kroczkiem do niego Krzysztof i chwycił pod ramię prowadząc w moją stronę.- Ola postanowiła nas znów odwiedzić!
- Zmuszono mnie- burknęłam.
- Ach, to ta młoda dama…- spojrzał na mnie z uśmiechem.- Ta dziewczyna, co rozprasza mi moją drużynę!
- Ja nie…- zarumieniona ukryłam twarz we włosach opadających mi na policzek. Teraz oczywiście wszystko będzie na mnie! Zamorduję ich.
- Ona nas motywuje- wyszczerzył się Nowakowski wypinając dumnie pierś.
- Hej! To był mój tekst!- oburzył się Zbyszek i szturchnął go w ramię.
- No dobra, dobra… A co robi tutaj ten chłopak?
- Przybłęda się dołączyła…
- To mój przyjaciel!- przerwałam w pół słowa Kosokowi. – Bardzo chciał was poznać…
- Miło mi. Kuba jestem- wyciągnął rękę w stronę trenera, który ją uścisnął. – Mogę prosić o autograf i zdjęcie??
Trener zaśmiał się głośno i pokiwał głową.
- Jasne. A wy- palcem wskazującym pokazał na każdego siatkarza- brać się do roboty! A jak nie, to Ola wyznaczy wam karę- posłał mi oczko i odszedł z Kubą. Każdy rozszedł się w swoją stronę.
- W sumie… Nie mam nic przeciwko, żebyś dała nam jakąś karę!- krzyknął z drugiego końca Michał Kubiak. Siatkarze wydali swoje „uuuuu”. A ja? Ja się załamałam.

***

Siedziałam z Kubą na najniższych siedzeniach widowni i przyglądałam się ćwiczącym mężczyznom.
- Patrz! Zawsze chciałem umieć robić te fikołki.
- Które tym razem?- westchnęłam i podążyłam wzrokiem za jego palcem wskazującym.
- Igła robi to z taką… gracją.
- Ciekawe, czy patrzysz tylko na ich grę, czy także na tyłki- zamyśliłam się na głos.
- Większość z nich ma tutaj dziewczynę, narzeczoną lub żonę. Raczej nie mam szans- smutno się uśmiechnął.- Za to ty…
- Nie kończ- przerwałam mu natychmiast.
- Wszyscy z nich cię kochają! Nie widzisz tego? Podbiłaś ich serca od pierwszego wejrzenia.
- Przestań- syknęłam zażenowana. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że jakiś chłopak na mnie patrzy. W TEN sposób.
- Nie. No spójrz na przykład na takiego Nowakowskiego. Blondyn… A nie. Sorry, ty lubisz brunetów.
- I nawet wiesz kogo- westchnęłam z rozmarzeniem.
- Wiem, że od początku ci wpadłem w oko. Musiałaś być nieźle rozczarowana moją różną od twojej orientacją seksualną… - zachichotał, a ja uderzyłam go lekko w ramię i również się zaśmiałam. Po chwili znów wpatrywaliśmy się w siatkarzy, a on powiedział:
- No, ale musisz przyznać, że ich mięśnie brzucha i barków pięknie opinają te koszulki… A spodenki…
- Kurde. Trzeba ci jak najszybciej znaleźć faceta- pokręciłam z niedowierzaniem głową.

*** 

Weekend. Wreszcie w swoim pokoju. Włączyłam Spn i od dwóch godzin nadrabiam odcinki. Już po kolacji. I z tego co wiem, jutro jest jakiś mecz. Mówili o tym siatkarze na treningu, mówił o tym Kuba w drodze. Cały czas mówią o tym tutaj w domu. Można oszaleć!
Jakim cudem znalazłam się w samym centrum siatkarskiego grona, tego nie wiem. Próbuję właśnie odciąć się od świata i przenieść do serialu. Nie usłyszałam pukania do drzwi, bo mam słuchawki na uszach. Dopiero po chwili zauważyłam Igłę stojącego na środku mojego pokoju z dwoma kubkami. Zawartość pachniała aż tutaj gdzie siedzę, a naczynia parowały. Wyjęłam słuchawki z uszu i wstrzymałam film. Akurat była scena mego męża Castiela.
- O co chodzi?
- Mogę?- zerknął obok mnie na łóżko. Kiwnęłam głową, więc usiadł i podał mi kubek.
- Co to?- spytałam wąchając płyn.
- Specjalna herbata Iwony. Pomyślałem, że może ci posmakować…- uśmiechnął się i upił łyka. Zrobiłam to samo.- I jak?
- Dobra- przyznałam z uznaniem znów biorąc łyk herbaty.
- Co oglądasz?- wskazał na laptopa.
- Supernatural.- Siedzieliśmy w milczeniu pijąc. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam pierwsza się odzywać. Nie mam pojęcia po co tutaj przyszedł?
- Jak podobał ci się dzisiejszy trening?- uśmiechnął się tajemniczo.
- Było… spoko- wzruszyłam lekko ramionami.
- Wiesz, że teraz się od nich nie uwolnisz? Będziesz musiała wpadać często na nasze treningi… Inaczej oni będą po ciebie przyjeżdżać.
- Nie- jęknęłam. – Dlaczego ja? Czemu?
- Bo cię polubili. A kilka osób w szczególności. W tym ja- mrugnął do mnie.- Wiem, że nie lubisz sportu. Zauważyłem i Marzena trochę mi o tym mówiła. Nie rozumiem tylko, dlaczego?
- Po prostu nie przepadam- ucięłam krótko. Nie potrafię w nic grać. I nie interesuje mnie to.
- Sport jest piękny. Siatkówka jest częścią mojego życia. Życia tego miasta.
- Zauważyłam- mruknęłam.- O co chodzi?
- Chciałem się zapytać… Jutro jest mecz. Chciałabyś pójść? Chłopcy się ucieszą.
- Sorry Igła. Poszłabym, ale mam naukę. I korki. I…
- Nie, nie. Jasne. Tak tylko pytałem- uśmiechnął się smutno.- Jakbyś zmieniła zdanie to mi powiedz.- wstał.
- Okej- odpowiedziałam szczerym uśmiechem. Odwrócił się i wyszedł. Nie mam nic do niego. Polubiłam Krzyśka i szczerze powiem, że już nie działa mi na nerwy jego optymizm. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że będę z nim mieszkać przez kolejne dziesięć miesięcy. Ale na jego treningi i mecze… niestety nie będę chodziła. Dziś to był ostatni raz, kiedy się zgodziłam. I to tylko dlatego, żeby zwrócić na siebie uwagę Alana. Mam nadzieję, że mi się udało i w poniedziałek powie mi chociaż głupie „cześć”.






********
Hej! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba ;p  
I weekend wreszcie! Chociaż co z tego, jak będę musiała się uczyć ;-; 

Dziękuję za komentarze ;*
Kolejny postaram się dodać w niedzielę. Ale nic nie obiecuję!

Buziaki ;**






czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział VIII



Ostatni miałam w-f. Znów łapała mnie kolka i nie mogłam biegać bo dostawałam zadyszki. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Serio muszę mieć słabą kondycję, chociaż w wakacje dwa razy w tygodniu chodziłam na siłownię w Londynie. A tutaj gdzieś nie mogę się przebić. Złośliwe komentarze Jolki i jej grupki wcale nie pomagały…
Wychodząc z sali gimnastycznej dziękowałam Bogu, że to już koniec moich męczarni. Szybko się przebrałam, schowałam buty do szafki, przepakowałam potrzebne książki i spojrzałam na zegarek w telefonie. Pewnie Krzysiek już czeka. Wychodząc z korytarza założyłam kurtkę i wyszłam na schody.
- Oczywiście, że pada- prychnęłam zła na niewdzięczną pogodę. Wtedy to niebo rozbłysło i rozległ się grzmot.- Dzień bez burzy? Ale to by było wyzwanie!
- Chodź już!- krzyknął Igła przez ulewę otwierając okno w samochodzie od strony pasażera.
- No przecież idę!- nałożyłam kaptur i przebiegłam na parking. Wskoczyłam do samochodu.- Jakby kurde nie mogło przestać padać. Święto będzie, gdy wyjdzie słońce…
- Co ty tam mamrotasz?- uśmiechnął się siatkarz.
- Nie ważne.- Rzuciłam na tylne siedzenie torbę z kilkoma zeszytami i jednym podręcznikiem do Historii. Ruszyliśmy. Mało byłam zainteresowana tym, gdzie jedziemy. Jednak na skrzyżowaniu, które prowadziło do ulicy domu Ignaczaków, skręciliśmy w przeciwnym kierunku.- Hej! Gdzie ty jedziesz? Pomyliłeś drogi?
- Nie. Przykro mi Olu, ale spieszę się na trening. Endrju mnie zabije, jak się spóźnię…
- Trzeba było mnie wysadzić, doszłabym pieszo!
- W deszczu? Nie sądzę.- Zmarszczyłam brwi. Faktycznie. Zmokłabym jak kura.- No okej. A co ja będę robiła przez ten cały czas, hę?
- Podziwiała mnie na hali- wyszczerzył się.
Ehe, już zadzieram kiecę i lecę! W życiu nie wejdę na halę pełną spoconych mężczyzn ganiających za piłką, która również jest obrzydliwie mokra. Nigdy.

Nigdy nie mów nigdy. To dobre przysłowie.
Piętnaście minut później stanęliśmy przed ogromną halą sportową.
- No, to ja sobie tutaj poczekam…- mruknęłam.
- Wolisz kisić się w aucie podczas burzy, zamiast wejść do środka na kawę i popatrzeć na przystojnych facetów. Co z tobą nie tak?
- Będę się uczyć.
- Zapewniam cię, że w środku jest dużo przytulniej. Poza tym chłopaki chcą cię poznać- uśmiechnął się.
- Nieee- jęknęłam.
- Obiecałem im, że was sobie przedstawię. Proszę…- Zrobił takie oczy, że po prostu nie mogłam. Jak tu dziecku odmówić cukierka?
- Niech będzie- westchnęłam zrezygnowana. Jestem całkowicie świadoma tego, że kolejny raz przegrywam bitwę na spojrzenia (dotąd wszystkie wygrywałam).
Przebiegliśmy znów przez lejący z nieba deszcz i wtargnęliśmy do środka jak tornado. Igła zaprowadził mnie przez tysiące korytarz, aż w końcu otworzył właściwe drzwi.
- Igła. Spóźnienie!- krzyknął z drugiego końca sali jakiś starszy od niego mężczyzna w biało-czerwonym dresie i gwizdkiem w palcach- zapewne trener. Na podłodze leżeli faceci. Siatkarze.
- Przepraszam trenerze!- obrócił się do mnie przodem.- Siądź gdzieś na trybunach, ja lecę się przebrać bo Edrju zły.
Kiwnęłam głową i zajęłam trzeci rząd. Ściągnęłam kurtkę i rozejrzałam się dookoła. Duże pomieszczenie, wielkie trybuny i boisko do siatkówki. A na nim siatkarze. Którzy teraz ćwiczą i z ciekawością na mnie spoglądają. Z zamyślenia sprowadził mnie głośny gwizd.
- No, już! Pompki!- krzyknął trener.- Igła, okrążenia. Plus dziesięć dodatkowych!
- Ale trenerze, to nie fer…
- Nie gadaj tyle Krzysiu, bo będzie kolejne dziesięć- uśmiechnął się władczo do niego. Pierwszy raz (odkąd przyleciałam do Polski) widzę, jak ktoś ma władzę nad tym gadułą!
Zachichotałam w duchu i wyciągnęłam podręcznik do wosu. Miałam zamiar pouczyć się na poniedziałkową kartkówkę. Jednak nie jest to łatwe, gdy w twojej obecności znajduje się tyle mężczyzn i do tego robiących pompki i brzuszki. Z otwartym podręcznikiem na kolanach przyglądałam się siatkarzom, jak wykonują kolejne polecenia. Prawie nikt nie narzekał. Prawie. Najwięcej do powiedzenia miał Krzysztof oczywiście. Gdy zaczęli rozgrzewkę z piłką, całkowicie mnie to pochłonęło. Napotykałam wzrokiem wzrok któregoś z nich. Z całej grupki znam trzech: Igła, Zbyszek i Piotr. W końcu trener dał im kilka minut odpoczynku. Wszyscy naraz podeszli do mnie.
- Czeeeść- uśmiechnął się Nowakowski.
- Hej- odpowiedziałam machinalnie.
- Weź już nie udawaj, że się tak uczysz- mrugnął Zbyszek Bartman i usiadł obok mnie. Po drugiej stronie zajął miejsce nie wiem kto.
- Halo! Przepuśćcie mnie…- jęknął znajomy mi głos. Po chwili znalazł się pośrodku i usiadł przede mną. – To jest Ola. A to: Grzegorz Kosok, ale mów mu Kosa; Michał Kubiak, w skrócie Dziku; Olieg Achrem, po prostu Olek Kapitan; Paul Lotman- Polski Amerykanin, Lukas Tichacek, Dawid Konarski, do tej pory nie wiadomo jakie ma prawdziwe przezwisko. Jedni mówią na niego Tytus, drudzy Konar… wymyśl własne. No i jeszcze ten tutaj Jochen Schops. A… byłbym zapomniał o najprzystojniejszym z naszego grona: Fabian Drzyzga- Fabio.
- Myślałem, że siebie nazywasz najprzystojniejszym…- podniósł brwi brunet.
- Tak mi się wymsknęło- machnął ręką. Potem usłyszeliśmy chrząknięcie.- No dobra. Jest jeszcze Nikolay Penchev. Ten tutaj- wskazał palcem.
- Mów mi Niko- mrugnął i wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam. Mówi po angielsku, jak chyba połowa tej drużyny.
- Krzysiek, zdajesz sobie sprawę… że nie zapamiętam wszystkich.
- Spokojnej głowa, młoda- odezwał się pierwszy z wymienionych przez Igłę siatkarzy.- Zapamiętasz będąc z nami często.
- Mam nadzieję- próbowałam udawać entuzjazm. Nie wiem, co niby ja miałabym robić z siatkarzami?
- Ile masz lat?- spytał Amerykanin.
- Dziewiętnaście…
- Powiedziałbym, że jesteś starsza.
- Wszyscy mi to mówią.- Dobrze znów posługiwać się angielskim…
- Wracamy do treningu!- krzyknął ich trener.
- Jeszcze chociaż minutka…- poprosił Zbyszek.
- Za każdą „minutkę” dodatkowe kółeczka panowie!
- Endrju się wkurzył- westchnął Igła. Wszyscy zeszli na boisko ociągając się z minami męczenników. Sorry, ale nie mogłam się nie zaśmiać. Jednak, gdy oglądałam dalszą część, zauważyłam, że ćwiczenia sprawiają im radość. W końcu, gdy „Endrju” jak nazywa go Igła, kazał im iść do domów. Uradowani niemal pobiegli do szatni. Również wstałam i poszłam do wyjścia.
Wtedy coś chwyciło mnie, podniosło do góry i zarzuciło sobie na plecy. Coś bez koszulki. Wielkie i umięśnione ciało mężczyzny. Wydarłam się. Tamten tylko zachichotał i otworzył jakieś drzwi. Postawił mnie na ziemi. Buchnęło na mnie gorąco i moim oczom ukazali się siatkarze. Jedni się przebierali, drudzy w pomieszczeniu obok kąpali za zasłonami. Otworzyłam szeroko usta. Odwróciłam się z zamiarem jak najszybszej ucieczki.
Ale wpadłam na coś twardego. Podniosłam głowę i ujrzałam znajomą twarz.
- Zbyszek. Przepuść mnie!
- Wstydzisz się?- zachichotał.
- My nie gryziemy!- zawołał z ręcznikiem powieszonym w pasie brunet o orzechowych oczach. – Grzesiek jestem, przypominam inteligentnie- posłał mi szeroki uśmiech. Zawahałam się. Znów zerknęłam na umięśnioną postać Zbyszka, który zasłaniał mi drzwi. Ciekawe, czy jakby się odwrócił to zdążyłabym uciec…
- Nawet o tym nie myśl- pchnął mnie lekko do przodu, więc wkroczyłam na terytorium męskiej szatni. O dziwo nie śmierdziało, jak się spodziewałam. Szczerze mówiąc onieśmielają mnie ich gołe torsy… Z drugiej jednak strony, ciekawe doświadczenie. I miłe dla oka.
- Ładny widok?- zachichotał Zibi. Zorientowałam się, że na niego gapię i niestety zarumieniłam, jakbym przyznawała się do winy. Odwróciłam wzrok. Siatkarze zaryli śmiechem. Zadziałali mi na nerwy i najchętniej bym uciekła.
Gdzie Krzysiek?! On mnie uratuje!
Ten wyszedł z łazienki również z ręcznikiem w pasie.
- O, jesteś- ucieszył się.- Już się bałem, że poszłaś.
- Chciałam iść do samochodu- wyjaśniłam. Jednak zaskoczyło mnie to, że nie wkurzył się widząc mnie w męskiej szatni… Czyżby często mieli takie niespodzianki? – Trzymaj kluczyki. Jak chcesz, to idź i poczekaj.
Uradowana złapałam klucze i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Zanim jednak zamknęłam drzwi, usłyszałam krzyk:
- Tylko nigdzie nie odjeżdżaj beze mnie!
- Jedź!- wrzasnął kolejny brunet, chyba… Michał…?- Nie przejmuj się nim!
- Zamknij się idioto!- jestem niemal pewna, że usłyszałam śmiech, a potem jęk. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i uciekłam przed wejście na parking. Krążąc między samochodami myślałam o tym, co przed chwilą miało miejsce.
Fakt, Igła zasłużył abym odjechała sobie bez niego. Przywiózł mnie na swój trening nie informując wcześniej. I do tego nie zareagował na moją kłopotliwą sytuację! Oj tak. Zasłużył abym odjechała bez niego. Niestety jest jeden mały problem. Nie potrafię prowadzić.
- Cholera jasna… gdzie to auto?- syknęłam i wtedy je zobaczyłam. Z ulgą podeszłam od strony pasażera i włożyłam kluczyki do zamka. Przekręciłam ale… nie otworzyły się. – Co jest?- Zmarszczyłam brwi zbita z tropu. Czy Igła gdy otwiera auto mówi jeszcze jakieś magiczne hasło „czary mary”? Nachyliłam się do dziurki i znów spróbowałam.
- Podoba ci się? – aż podskoczyłam. Odwróciłam się do Bartmana przodem, miał ubawioną minę. – Chcesz, to możemy się przejechać…
- Żartujesz? Nie mogę otworzyć drzwi.
- Pragnę ci przypomnieć, że nie masz kluczy- wyszczerzył się. Zdezorientowana spojrzałam jeszcze raz na samochód. I jęknęłam.
- O, Boże! Przepraszam…
- Gdzieś już słyszałem, że jestem do niego podobny… Ale z twoich ust brzmi lepiej- mrugnął.
- Ty sobie żartujesz, a ja pomyliłam auta. Masz to samo, co Igła!- pierwszy raz chyba użyłam na głos jego ksywki. W sumie nie najgorzej brzmi.
- Nie. To podobny model, ale inny. Jego jest o jeden odcień jaśniejsze.
- Podobny ale inny?- zachichotałam.
- Dobra, dobra. Nie łap mnie za słówka!
- W takim razie, może widziałeś prawidłowy samochód, którego poszukuję?- zastanowił się chwilę i rozejrzał.
– Na początku chyba gdzieś był…
- Ale ja jestem głupia!- uderzyłam się dłonią w czoło. Przecież padało!- Dobra. Dzięki za pomoc i jeszcze raz przepraszam.
- Spoko… I radzę iść wolno.
- Czemu?- zatrzymałam się w pół kroku.
- Krzysiek strasznie długo się zbiera po treningu- wyjaśnił szybko. Kiwnęłam głową i gdy już miałam odejść, kolejny raz mnie zatrzymał.- Przyjdziesz na jutrzejszy trening?
- Co?- zaskoczona spojrzałam mu w oczy. Raczej nie kłamie. Czy on mówi serio?- Nie wiem… Mam dużo nauki…
- Cóż- zmarszczył nos- jak chcesz. Ale ja bym na twoim miejscu nie ryzykował.
- Czy powinnam wiedzieć, dlaczego?
- Bo gdy się nie zjawisz, to my przyjdziemy po ciebie. Igła raczej nie będzie miał nic przeciwko, jak wbijemy mu do domu.
- Żartujesz?- spytałam z niedowierzaniem.
- Nie. Iwona też nas lubi, tak że ten… - posłał mi szeroki uśmiech i wsiadł do samochodu.
A ja stałam i gapiłam się jak odjeżdża. Czy naprawdę odważą się przyjść i mnie nękać? Pewnie żartował. Na pewno.
- Olka!- usłyszałam krzyk więc się odwróciłam. Igła zrobił minę, której nie potrafię zinterpretować. Ruszyłam w jego stronę.
Podczas jazdy do domu zagadał do mnie.
- I jak ci się podobało?- uśmiechnął się zerkając na mnie z ukosa.
- Było… Kuźwa, Igła zabiję cię!- wybuchłam.- Jak mogłeś mnie zostawić z tymi wielkimi ludźmi w szatni? I nie zareagowałeś! Wiesz jak się czułam?
- Jakbyś miała darmowy striptiz na urodziny?- zachichotał a ja łypnęłam na niego wściekłym wzrokiem. Od razu umilkł. – No dobrze. Przepraszam. Chociaż to była twoja wola. Mogłaś kulturalnie wyjść w każdej chwili.
No fajnie. Teraz obróci to na moją niekorzyść. Westchnęłam. Wjechaliśmy na plac. Gdy auto stanęło, wysiadłam. Wchodząc po schodach zrobiłam się czujna. Gdzie jest Azur?
- Spokojnie, w kojcu.- powiedział, jakby czytając mi w myślach. Wypuściłam powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymuję. Jakim prawem ja boję się tego kundla?
Weszliśmy do środka. Od razu Krzyśka zaatakowały dzieciaki. Iwonę usłyszałam w kuchni. Umyłam ręce i poszłam do niej.
- Pomóc?
- Nie trzeba. Już wszystko prawie gotowe- posłała mi miły uśmiech i wróciła do mieszania jakiegoś sosu i warzyw na patelni. Jak zawsze zdrowo.
Weszłam  więc do swojego pokoju i się przebrałam. Spojrzałam przez okno i o dziwo zaczęło wychodzić słońce. Zadzwonił mój telefon. A dokładniej Skype. Odebrałam.
- Heeej piękna!- ryknęła wyszczerzona Karolina.
- Cześć! Tęsknimy…- obok niej pojawiła się Natalia.
- Ja też kochane.
- Coś się stało?- podniosła brew Natka. Zdziwiona posłałam zdezorientowany uśmiech. – No wiesz, trochę dziwnie wyglądasz… Brałaś prysznic?- mój śmiech zbił ją z tropu.
- Nie…- wydukałam.- Byłam na dworze i padało…
- Sowa, ja wiem. Coś kręcisz- zmrużyła brwi Karo.- Ja to widzę! Co się naprawdę stało? Robisz wrażenie… zdenerwowanej?
- Po prostu…- westchnęłam i opowiedziałam im co się dziś zdarzyło. Miały niezły ubaw. - … I powiedzieli, że jak jutro nie przyjdę na ich trening to przyjdą po mnie.
- Ja bym nie szła- wyszczerzyła się Natalia. Przewróciłam oczami. – A jak tam twój chłopak?
- Nie widziałam go trzy dni bo jest chory- wzruszyła ramionami. Raczej nie wydaje się bardzo zmartwiona.
- Coś poważnego?
- Głupota- puściła mi oczko.
- Oooolaaaa!- krzyknął pod moimi drzwiami młody.- Mama mówi żebyś przyszła na obiad!
- Idę- powiedziałam to z głębokim westchnieniem, więc może mnie nie usłyszał. – Kochane, musze iść jeść. Od kilku godzin głoduję.
- Zadzwoń jutro! Pochwalisz się kolejną przygodą między wielkoludami.
- Chyba jednak nie pójdę- stwierdziłam po krótkim milczeniu.- Raczej nie odważą się przyjść…
- No zobaczymy- zachichotały i się rozłączyły. A ja z takimi myślami udałam się na obiad. Po zdrowym posiłku chwyciłam swój szkicownik i dokończyłam obrazek z parku. Teraz użyłam wyobraźni i szczerze powiedziawszy nieźle mi wyszło.
Skończywszy, schowałam szkicownik z powrotem do szafki i wzięłam się za lekcje. Odrobiłam polski, wkułam słówka na angielski. Z matmą miałam dużo problemu, ale po około godzinie udało mi się rozwiązać te trzy trudne zadania tekstowe. Po dwudziestej drugiej, już wykąpana otworzyłam pamiętnik.

Jak zawsze meldunek xd
Szkoda słów aby opowiedzieć to, co się dziś wydarzyło… Poznałam nowych ludzi. Fakt, że facetów i do tego są przystojni. Nie wspominając o tym, że z poczuciem humoru i nieźle wyrzeźbionymi klatami. Takie odniosłam wrażenie po pierwszym spotkaniu.
Ale w życiu bym tego nie powtórzyła. Głupia sytuacja z samochodem utwierdziła mnie w przekonaniu, że to zły pomysł tam wracać. Nie owijam w bawełnę, iż zrobiłam z siebie kompletną idiotkę myląc samochody Igły i Bartmana. Wreszcie zapamiętałam jakieś nazwisko, a jeszcze trochę mi ich zostało. Nie byli dla mnie niemili, nieuprzejmi. Wręcz przeciwnie! Oni się palili do tego, aby mnie poznać. Zauważyłam, że na treningu mimo zmęczenia i marudzenia, posłusznie wykonują polecenia trenera. Nie wspominając o wielkich bananach na twarzy i chichotach. Na razie nie ogarniam wszystkich ksywek. Gdybym miała zamiar spędzać z nimi więcej czasu, to może bym się ich nauczyła. Ale nie mam takiego zamiaru.
Wracając do odwiecznego (no okej, miesięcznego) problemu miłosnego. A dokładniej zauroczenia. Alan na mnie nie zwraca uwagi. I albo na serio o mnie zapomniał, albo mnie ignoruje. Tylko pytanie dlaczego? Wciąż z tyłu głowy chodzi mi jego imię i ostatnia z nim rozmowa. Nie zanosiło się na jakąś super znajomość, ale chociaż powiedzenie sobie cześć na powitanie kuźwa! Niestety on nawet nie uraczy mnie małym spojrzeniem, a co dopiero pomyśleć o jakimś mało skomplikowanym zdaniu. Ba! Słowie…
Przygotowania do matury trwają. Na razie nie mam pracy, a przydałaby mi się. Kończy mi się zaoszczędzona kasa. Może Kuba się ze mną rozejrzy nad jakimiś ofertami.
W każdym bądź razie dziś zostałam upokorzona i czuję się zdeptana przez wielkie stopy tych siatkarzy. Oby jutro nie strzeliło im do głowy, że mnie nawiedzą! 




******

Hej ;) Przepraszam, ale nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mógł być lepszy. Niestety nie potrafiłam mimo wielu prób poprawy. 

Jak tam Sylwester? Udana zabawa? ;)

Szczęśliwego Nowego Roku! ;*