Ostatni
miałam w-f. Znów łapała mnie kolka i nie mogłam biegać bo dostawałam zadyszki.
Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Serio muszę mieć słabą kondycję, chociaż
w wakacje dwa razy w tygodniu chodziłam na siłownię w Londynie. A tutaj gdzieś
nie mogę się przebić. Złośliwe komentarze Jolki i jej grupki wcale nie
pomagały…
Wychodząc z sali gimnastycznej dziękowałam Bogu, że to już koniec moich męczarni. Szybko
się przebrałam, schowałam buty do szafki, przepakowałam potrzebne książki i spojrzałam
na zegarek w telefonie. Pewnie Krzysiek już czeka. Wychodząc z korytarza
założyłam kurtkę i wyszłam na schody.
-
Oczywiście, że pada- prychnęłam zła na niewdzięczną pogodę. Wtedy to niebo
rozbłysło i rozległ się grzmot.- Dzień bez burzy? Ale to by było wyzwanie!
- Chodź
już!- krzyknął Igła przez ulewę otwierając okno w samochodzie od strony
pasażera.
- No
przecież idę!- nałożyłam kaptur i przebiegłam na parking. Wskoczyłam do
samochodu.- Jakby kurde nie mogło przestać padać. Święto będzie, gdy wyjdzie
słońce…
- Co ty tam
mamrotasz?- uśmiechnął się siatkarz.
- Nie
ważne.- Rzuciłam na tylne siedzenie torbę z kilkoma zeszytami i jednym
podręcznikiem do Historii. Ruszyliśmy. Mało byłam zainteresowana tym, gdzie
jedziemy. Jednak na skrzyżowaniu, które prowadziło do ulicy domu Ignaczaków,
skręciliśmy w przeciwnym kierunku.- Hej! Gdzie ty jedziesz? Pomyliłeś drogi?
- Nie.
Przykro mi Olu, ale spieszę się na trening. Endrju mnie zabije, jak się
spóźnię…
- Trzeba
było mnie wysadzić, doszłabym pieszo!
- W deszczu?
Nie sądzę.- Zmarszczyłam brwi. Faktycznie. Zmokłabym jak kura.- No okej. A co
ja będę robiła przez ten cały czas, hę?
- Podziwiała
mnie na hali- wyszczerzył się.
Ehe, już
zadzieram kiecę i lecę! W życiu nie wejdę na halę pełną spoconych mężczyzn
ganiających za piłką, która również jest obrzydliwie mokra. Nigdy.
Nigdy nie
mów nigdy. To dobre przysłowie.
Piętnaście
minut później stanęliśmy przed ogromną halą sportową.
- No, to ja
sobie tutaj poczekam…- mruknęłam.
- Wolisz
kisić się w aucie podczas burzy, zamiast wejść do środka na kawę i popatrzeć na
przystojnych facetów. Co z tobą nie tak?
- Będę się
uczyć.
- Zapewniam
cię, że w środku jest dużo przytulniej. Poza tym chłopaki chcą cię poznać-
uśmiechnął się.
- Nieee-
jęknęłam.
- Obiecałem
im, że was sobie przedstawię. Proszę…- Zrobił takie oczy, że po prostu nie
mogłam. Jak tu dziecku odmówić cukierka?
- Niech
będzie- westchnęłam zrezygnowana. Jestem całkowicie świadoma tego, że kolejny
raz przegrywam bitwę na spojrzenia (dotąd wszystkie wygrywałam).
Przebiegliśmy
znów przez lejący z nieba deszcz i wtargnęliśmy do środka jak tornado. Igła
zaprowadził mnie przez tysiące korytarz, aż w końcu otworzył właściwe drzwi.
- Igła.
Spóźnienie!- krzyknął z drugiego końca sali jakiś starszy od niego mężczyzna w
biało-czerwonym dresie i gwizdkiem w palcach- zapewne trener. Na podłodze
leżeli faceci. Siatkarze.
-
Przepraszam trenerze!- obrócił się do mnie przodem.- Siądź gdzieś na trybunach,
ja lecę się przebrać bo Edrju zły.
Kiwnęłam
głową i zajęłam trzeci rząd. Ściągnęłam kurtkę i rozejrzałam się dookoła. Duże
pomieszczenie, wielkie trybuny i boisko do siatkówki. A na nim siatkarze.
Którzy teraz ćwiczą i z ciekawością na mnie spoglądają. Z zamyślenia sprowadził
mnie głośny gwizd.
- No, już!
Pompki!- krzyknął trener.- Igła, okrążenia. Plus dziesięć dodatkowych!
- Ale
trenerze, to nie fer…
- Nie gadaj
tyle Krzysiu, bo będzie kolejne dziesięć- uśmiechnął się władczo do niego.
Pierwszy raz (odkąd przyleciałam do Polski) widzę, jak ktoś ma władzę nad tym
gadułą!
Zachichotałam
w duchu i wyciągnęłam podręcznik do wosu. Miałam zamiar pouczyć się na
poniedziałkową kartkówkę. Jednak nie jest to łatwe, gdy w twojej obecności
znajduje się tyle mężczyzn i do tego robiących pompki i brzuszki. Z otwartym
podręcznikiem na kolanach przyglądałam się siatkarzom, jak wykonują kolejne
polecenia. Prawie nikt nie narzekał. Prawie. Najwięcej do powiedzenia miał
Krzysztof oczywiście. Gdy zaczęli rozgrzewkę z piłką, całkowicie mnie to
pochłonęło. Napotykałam wzrokiem wzrok któregoś z nich. Z całej grupki znam
trzech: Igła, Zbyszek i Piotr. W końcu trener dał im kilka minut odpoczynku.
Wszyscy naraz podeszli do mnie.
- Czeeeść-
uśmiechnął się Nowakowski.
- Hej-
odpowiedziałam machinalnie.
- Weź już
nie udawaj, że się tak uczysz- mrugnął Zbyszek Bartman i usiadł obok mnie. Po
drugiej stronie zajął miejsce nie wiem kto.
- Halo!
Przepuśćcie mnie…- jęknął znajomy mi głos. Po chwili znalazł się pośrodku i
usiadł przede mną. – To jest Ola. A to: Grzegorz Kosok, ale mów mu Kosa; Michał
Kubiak, w skrócie Dziku; Olieg Achrem, po prostu Olek Kapitan; Paul Lotman- Polski Amerykanin,
Lukas Tichacek, Dawid Konarski, do tej pory nie wiadomo jakie ma prawdziwe
przezwisko. Jedni mówią na niego Tytus, drudzy Konar… wymyśl własne. No i
jeszcze ten tutaj Jochen Schops. A… byłbym zapomniał o najprzystojniejszym z
naszego grona: Fabian Drzyzga- Fabio.
- Myślałem,
że siebie nazywasz najprzystojniejszym…- podniósł brwi brunet.
- Tak mi się
wymsknęło- machnął ręką. Potem usłyszeliśmy chrząknięcie.- No dobra. Jest
jeszcze Nikolay Penchev. Ten tutaj- wskazał palcem.
- Mów mi
Niko- mrugnął i wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam. Mówi po angielsku, jak chyba
połowa tej drużyny.
- Krzysiek,
zdajesz sobie sprawę… że nie zapamiętam wszystkich.
- Spokojnej
głowa, młoda- odezwał się pierwszy z wymienionych przez Igłę siatkarzy.- Zapamiętasz będąc z nami często.
- Mam
nadzieję- próbowałam udawać entuzjazm. Nie wiem, co niby ja miałabym robić z
siatkarzami?
- Ile masz
lat?- spytał Amerykanin.
- Dziewiętnaście…
-
Powiedziałbym, że jesteś starsza.
- Wszyscy mi
to mówią.- Dobrze znów posługiwać się angielskim…
- Wracamy do
treningu!- krzyknął ich trener.
- Jeszcze
chociaż minutka…- poprosił Zbyszek.
- Za każdą
„minutkę” dodatkowe kółeczka panowie!
- Endrju się
wkurzył- westchnął Igła. Wszyscy zeszli na boisko ociągając się z minami męczenników.
Sorry, ale nie mogłam się nie zaśmiać. Jednak, gdy oglądałam dalszą część,
zauważyłam, że ćwiczenia sprawiają im radość. W końcu, gdy „Endrju” jak nazywa
go Igła, kazał im iść do domów. Uradowani niemal pobiegli do szatni. Również
wstałam i poszłam do wyjścia.
Wtedy coś
chwyciło mnie, podniosło do góry i zarzuciło sobie na plecy. Coś bez koszulki.
Wielkie i umięśnione ciało mężczyzny. Wydarłam się. Tamten tylko zachichotał i
otworzył jakieś drzwi. Postawił mnie na ziemi. Buchnęło na mnie gorąco i moim
oczom ukazali się siatkarze. Jedni się przebierali, drudzy w pomieszczeniu obok
kąpali za zasłonami. Otworzyłam szeroko usta. Odwróciłam się z zamiarem jak
najszybszej ucieczki.
Ale wpadłam
na coś twardego. Podniosłam głowę i ujrzałam znajomą twarz.
- Zbyszek.
Przepuść mnie!
- Wstydzisz
się?- zachichotał.
- My nie
gryziemy!- zawołał z ręcznikiem powieszonym w pasie brunet o orzechowych
oczach. – Grzesiek jestem, przypominam inteligentnie- posłał mi szeroki
uśmiech. Zawahałam się. Znów zerknęłam na umięśnioną postać Zbyszka, który
zasłaniał mi drzwi. Ciekawe, czy jakby się odwrócił to zdążyłabym uciec…
- Nawet o
tym nie myśl- pchnął mnie lekko do przodu, więc wkroczyłam na terytorium
męskiej szatni. O dziwo nie śmierdziało, jak się spodziewałam. Szczerze mówiąc
onieśmielają mnie ich gołe torsy… Z drugiej jednak strony, ciekawe
doświadczenie. I miłe dla oka.
- Ładny
widok?- zachichotał Zibi. Zorientowałam się, że na niego gapię i niestety
zarumieniłam, jakbym przyznawała się do winy. Odwróciłam wzrok. Siatkarze
zaryli śmiechem. Zadziałali mi na nerwy i najchętniej bym uciekła.
Gdzie
Krzysiek?! On mnie uratuje!
Ten wyszedł
z łazienki również z ręcznikiem w pasie.
- O, jesteś-
ucieszył się.- Już się bałem, że poszłaś.
- Chciałam
iść do samochodu- wyjaśniłam. Jednak zaskoczyło mnie to, że nie wkurzył się
widząc mnie w męskiej szatni… Czyżby często mieli takie niespodzianki? –
Trzymaj kluczyki. Jak chcesz, to idź i poczekaj.
Uradowana
złapałam klucze i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Zanim jednak
zamknęłam drzwi, usłyszałam krzyk:
- Tylko
nigdzie nie odjeżdżaj beze mnie!
- Jedź!-
wrzasnął kolejny brunet, chyba… Michał…?- Nie przejmuj się nim!
- Zamknij
się idioto!- jestem niemal pewna, że usłyszałam śmiech, a potem jęk. Pokręciłam
z niedowierzaniem głową i uciekłam przed wejście na parking. Krążąc między
samochodami myślałam o tym, co przed chwilą miało miejsce.
Fakt, Igła
zasłużył abym odjechała sobie bez niego. Przywiózł mnie na swój trening nie
informując wcześniej. I do tego nie zareagował na moją kłopotliwą sytuację! Oj
tak. Zasłużył abym odjechała bez niego. Niestety jest jeden mały problem. Nie
potrafię prowadzić.
- Cholera
jasna… gdzie to auto?- syknęłam i wtedy je zobaczyłam. Z ulgą podeszłam od
strony pasażera i włożyłam kluczyki do zamka. Przekręciłam ale… nie otworzyły
się. – Co jest?- Zmarszczyłam brwi zbita z tropu. Czy Igła gdy otwiera auto
mówi jeszcze jakieś magiczne hasło „czary mary”? Nachyliłam się do dziurki i
znów spróbowałam.
- Podoba ci
się? – aż podskoczyłam. Odwróciłam się do Bartmana przodem, miał ubawioną minę.
– Chcesz, to możemy się przejechać…
- Żartujesz?
Nie mogę otworzyć drzwi.
- Pragnę ci
przypomnieć, że nie masz kluczy- wyszczerzył się. Zdezorientowana spojrzałam
jeszcze raz na samochód. I jęknęłam.
- O, Boże!
Przepraszam…
- Gdzieś już
słyszałem, że jestem do niego podobny… Ale z twoich ust brzmi lepiej- mrugnął.
- Ty sobie
żartujesz, a ja pomyliłam auta. Masz to samo, co Igła!- pierwszy raz chyba
użyłam na głos jego ksywki. W sumie nie najgorzej brzmi.
- Nie. To
podobny model, ale inny. Jego jest o jeden odcień jaśniejsze.
- Podobny
ale inny?- zachichotałam.
- Dobra,
dobra. Nie łap mnie za słówka!
- W takim
razie, może widziałeś prawidłowy samochód, którego poszukuję?- zastanowił się
chwilę i rozejrzał.
– Na początku
chyba gdzieś był…
- Ale ja
jestem głupia!- uderzyłam się dłonią w czoło. Przecież padało!- Dobra. Dzięki
za pomoc i jeszcze raz przepraszam.
- Spoko… I
radzę iść wolno.
- Czemu?-
zatrzymałam się w pół kroku.
- Krzysiek
strasznie długo się zbiera po treningu- wyjaśnił szybko. Kiwnęłam głową i gdy
już miałam odejść, kolejny raz mnie zatrzymał.- Przyjdziesz na jutrzejszy
trening?
- Co?-
zaskoczona spojrzałam mu w oczy. Raczej nie kłamie. Czy on mówi serio?- Nie
wiem… Mam dużo nauki…
- Cóż-
zmarszczył nos- jak chcesz. Ale ja bym na twoim miejscu nie ryzykował.
- Czy
powinnam wiedzieć, dlaczego?
- Bo gdy się
nie zjawisz, to my przyjdziemy po ciebie. Igła raczej nie będzie miał nic
przeciwko, jak wbijemy mu do domu.
- Żartujesz?- spytałam z niedowierzaniem.
- Nie. Iwona
też nas lubi, tak że ten… - posłał mi szeroki uśmiech i wsiadł do samochodu.
A ja stałam
i gapiłam się jak odjeżdża. Czy naprawdę odważą się przyjść i mnie nękać?
Pewnie żartował. Na pewno.
- Olka!-
usłyszałam krzyk więc się odwróciłam. Igła zrobił minę, której nie potrafię
zinterpretować. Ruszyłam w jego stronę.
Podczas
jazdy do domu zagadał do mnie.
- I jak ci
się podobało?- uśmiechnął się zerkając na mnie z ukosa.
- Było…
Kuźwa, Igła zabiję cię!- wybuchłam.- Jak mogłeś mnie zostawić z tymi wielkimi
ludźmi w szatni? I nie zareagowałeś! Wiesz jak się czułam?
- Jakbyś
miała darmowy striptiz na urodziny?- zachichotał a ja łypnęłam na niego
wściekłym wzrokiem. Od razu umilkł. – No dobrze. Przepraszam. Chociaż to była
twoja wola. Mogłaś kulturalnie wyjść w każdej chwili.
No fajnie.
Teraz obróci to na moją niekorzyść. Westchnęłam. Wjechaliśmy na plac. Gdy auto
stanęło, wysiadłam. Wchodząc po schodach zrobiłam się czujna. Gdzie jest Azur?
- Spokojnie,
w kojcu.- powiedział, jakby czytając mi w myślach. Wypuściłam powietrze. Nawet
nie wiedziałam, że je wstrzymuję. Jakim prawem ja boję się tego kundla?
Weszliśmy do
środka. Od razu Krzyśka zaatakowały dzieciaki. Iwonę usłyszałam w kuchni.
Umyłam ręce i poszłam do niej.
- Pomóc?
- Nie
trzeba. Już wszystko prawie gotowe- posłała mi miły uśmiech i wróciła do
mieszania jakiegoś sosu i warzyw na patelni. Jak zawsze zdrowo.
Weszłam więc do swojego pokoju i się przebrałam.
Spojrzałam przez okno i o dziwo zaczęło wychodzić słońce. Zadzwonił mój
telefon. A dokładniej Skype. Odebrałam.
- Heeej
piękna!- ryknęła wyszczerzona Karolina.
- Cześć!
Tęsknimy…- obok niej pojawiła się Natalia.
- Ja też
kochane.
- Coś się
stało?- podniosła brew Natka. Zdziwiona posłałam zdezorientowany uśmiech. – No
wiesz, trochę dziwnie wyglądasz… Brałaś prysznic?- mój śmiech zbił ją z tropu.
- Nie…-
wydukałam.- Byłam na dworze i padało…
- Sowa, ja
wiem. Coś kręcisz- zmrużyła brwi Karo.- Ja to widzę! Co się naprawdę stało?
Robisz wrażenie… zdenerwowanej?
- Po
prostu…- westchnęłam i opowiedziałam im co się dziś zdarzyło. Miały niezły
ubaw. - … I powiedzieli, że jak jutro nie przyjdę na ich trening to przyjdą po
mnie.
- Ja bym nie
szła- wyszczerzyła się Natalia. Przewróciłam oczami. – A jak tam twój chłopak?
- Nie
widziałam go trzy dni bo jest chory- wzruszyła ramionami. Raczej nie wydaje się
bardzo zmartwiona.
- Coś
poważnego?
- Głupota-
puściła mi oczko.
-
Oooolaaaa!- krzyknął pod moimi drzwiami młody.- Mama mówi żebyś przyszła na
obiad!
- Idę-
powiedziałam to z głębokim westchnieniem, więc może mnie nie usłyszał. –
Kochane, musze iść jeść. Od kilku godzin głoduję.
- Zadzwoń
jutro! Pochwalisz się kolejną przygodą między wielkoludami.
- Chyba
jednak nie pójdę- stwierdziłam po krótkim milczeniu.- Raczej nie odważą się
przyjść…
- No
zobaczymy- zachichotały i się rozłączyły. A ja z takimi myślami udałam się na
obiad. Po zdrowym posiłku chwyciłam swój szkicownik i dokończyłam obrazek z
parku. Teraz użyłam wyobraźni i szczerze powiedziawszy nieźle mi wyszło.
Skończywszy,
schowałam szkicownik z powrotem do szafki i wzięłam się za lekcje. Odrobiłam
polski, wkułam słówka na angielski. Z matmą miałam dużo problemu, ale po około
godzinie udało mi się rozwiązać te trzy trudne zadania tekstowe. Po dwudziestej
drugiej, już wykąpana otworzyłam pamiętnik.
Jak zawsze meldunek xd
Szkoda słów aby opowiedzieć to, co
się dziś wydarzyło… Poznałam nowych ludzi. Fakt, że facetów i do tego są
przystojni. Nie wspominając o tym, że z poczuciem humoru i nieźle wyrzeźbionymi
klatami. Takie odniosłam wrażenie po pierwszym spotkaniu.
Ale w życiu bym tego nie powtórzyła.
Głupia sytuacja z samochodem utwierdziła mnie w przekonaniu, że to zły pomysł
tam wracać. Nie owijam w bawełnę, iż zrobiłam z siebie kompletną idiotkę myląc
samochody Igły i Bartmana. Wreszcie zapamiętałam jakieś nazwisko, a jeszcze
trochę mi ich zostało. Nie byli dla mnie niemili, nieuprzejmi. Wręcz
przeciwnie! Oni się palili do tego, aby mnie poznać. Zauważyłam, że na treningu
mimo zmęczenia i marudzenia, posłusznie wykonują polecenia trenera. Nie
wspominając o wielkich bananach na twarzy i chichotach. Na razie nie ogarniam
wszystkich ksywek. Gdybym miała zamiar spędzać z nimi więcej czasu, to może bym
się ich nauczyła. Ale nie mam takiego zamiaru.
Wracając do odwiecznego (no okej,
miesięcznego) problemu miłosnego. A dokładniej zauroczenia. Alan na mnie nie
zwraca uwagi. I albo na serio o mnie zapomniał, albo mnie ignoruje. Tylko
pytanie dlaczego? Wciąż z tyłu głowy chodzi mi jego imię i ostatnia z nim rozmowa.
Nie zanosiło się na jakąś super znajomość, ale chociaż powiedzenie sobie cześć
na powitanie kuźwa! Niestety on nawet nie uraczy mnie małym spojrzeniem, a co
dopiero pomyśleć o jakimś mało skomplikowanym zdaniu. Ba! Słowie…
Przygotowania do matury trwają. Na
razie nie mam pracy, a przydałaby mi się. Kończy mi się zaoszczędzona kasa.
Może Kuba się ze mną rozejrzy nad jakimiś ofertami.
W każdym bądź razie dziś zostałam
upokorzona i czuję się zdeptana przez wielkie stopy tych siatkarzy. Oby jutro
nie strzeliło im do głowy, że mnie nawiedzą!
******
Hej ;) Przepraszam, ale nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mógł być lepszy. Niestety nie potrafiłam mimo wielu prób poprawy.
Jak tam Sylwester? Udana zabawa? ;)
Szczęśliwego Nowego Roku! ;*
Nie możesz być z niego zadowolona. Ty wręcz MUSISZ być zadowolona :) jest świetny :) Zbyszek i jego genialne pomysły przebijają wszystko ;)
OdpowiedzUsuńCo do zdania: "podobne, ale inne" dwaj moi starsi bracia kiedyś przy każdej możliwej okazji się ze mnie nabijali jak podobnie mówiłam :P
Pozdrawiam :)
Świetny! :D
OdpowiedzUsuńAkcja z szatnią? Mistrzowska! :D
Ciekawa jestem czy siatkarze naprawdę nawiedzą Olę jak nie pójdzie na ich trening.
Pozdrawiam! ;*
Cudowny prezent na nowy rok nam sprawiłaś! :* Rozdział jak zawsze niesamowity :D
OdpowiedzUsuńAhhh ci Resoviacy! Jak zawsze czarujący ♡
No to do następnego! :3
cudo! <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dwa dni temu ale niestety nie mogłam dodać komentarza :c rozdział jak zwykle świetny! Bartman coraz bardziej kręci się obok Olki ;d ciekawe czy coś z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie. Rozdział prawdopodobnie dziś albo jutro :)
your-heart-never-lies.blogspot.com
Świetny! :) obiecuje być już na bieżąco :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie komentarze!
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam ;*
No co Ty! Jak możesz być z niego niezadowolona? :( Ja jestem zadowolona :D Kurde, dzieje się z tymi siatkarzami i to dobrze, może dzięki nim Olka przestanie myśleć o Alanie. Taką mam nadzieję. Czekam na kolejny :* / S. Czyt
OdpowiedzUsuńNa początek przepraszam, że tak późno komentuję, ale do wtorku była na wyjeździe odcięta od świata i jeszcze transfer w telefonie mi się skończył i nie zdążyłam skomentować, choć przeczytałam ;>
OdpowiedzUsuńmam pytanie? JAK TY MOŻESZ BYĆ Z NIEGO NIEZADOWOLONA!?!?!?
JEST WSPANIAŁY!!! jak każdy z resztą ;>
po tej stronie wróżbita Maciej ;> wiedziałam, że moja imienniczka pojawi się na treningu siatkarzy ;> takie zazdro ;>
Wiesz jak się czułam?
- Jakbyś miała darmowy striptiz na urodziny? pozdrawiam z podłogi xD skąd ty bierzesz pomysły na tak świetne opowiadanie? chyba możesz podzielić się tym sekretem ;>
no i ciekawe czy Zbyś spełni swoją obietnicę i przyjadą po Olę? czekam na to! ;>
czekam niecierpliwie na następny! ;>
Ściskam, buziaczki ;***
Alexia ;**