czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział VIII



Ostatni miałam w-f. Znów łapała mnie kolka i nie mogłam biegać bo dostawałam zadyszki. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Serio muszę mieć słabą kondycję, chociaż w wakacje dwa razy w tygodniu chodziłam na siłownię w Londynie. A tutaj gdzieś nie mogę się przebić. Złośliwe komentarze Jolki i jej grupki wcale nie pomagały…
Wychodząc z sali gimnastycznej dziękowałam Bogu, że to już koniec moich męczarni. Szybko się przebrałam, schowałam buty do szafki, przepakowałam potrzebne książki i spojrzałam na zegarek w telefonie. Pewnie Krzysiek już czeka. Wychodząc z korytarza założyłam kurtkę i wyszłam na schody.
- Oczywiście, że pada- prychnęłam zła na niewdzięczną pogodę. Wtedy to niebo rozbłysło i rozległ się grzmot.- Dzień bez burzy? Ale to by było wyzwanie!
- Chodź już!- krzyknął Igła przez ulewę otwierając okno w samochodzie od strony pasażera.
- No przecież idę!- nałożyłam kaptur i przebiegłam na parking. Wskoczyłam do samochodu.- Jakby kurde nie mogło przestać padać. Święto będzie, gdy wyjdzie słońce…
- Co ty tam mamrotasz?- uśmiechnął się siatkarz.
- Nie ważne.- Rzuciłam na tylne siedzenie torbę z kilkoma zeszytami i jednym podręcznikiem do Historii. Ruszyliśmy. Mało byłam zainteresowana tym, gdzie jedziemy. Jednak na skrzyżowaniu, które prowadziło do ulicy domu Ignaczaków, skręciliśmy w przeciwnym kierunku.- Hej! Gdzie ty jedziesz? Pomyliłeś drogi?
- Nie. Przykro mi Olu, ale spieszę się na trening. Endrju mnie zabije, jak się spóźnię…
- Trzeba było mnie wysadzić, doszłabym pieszo!
- W deszczu? Nie sądzę.- Zmarszczyłam brwi. Faktycznie. Zmokłabym jak kura.- No okej. A co ja będę robiła przez ten cały czas, hę?
- Podziwiała mnie na hali- wyszczerzył się.
Ehe, już zadzieram kiecę i lecę! W życiu nie wejdę na halę pełną spoconych mężczyzn ganiających za piłką, która również jest obrzydliwie mokra. Nigdy.

Nigdy nie mów nigdy. To dobre przysłowie.
Piętnaście minut później stanęliśmy przed ogromną halą sportową.
- No, to ja sobie tutaj poczekam…- mruknęłam.
- Wolisz kisić się w aucie podczas burzy, zamiast wejść do środka na kawę i popatrzeć na przystojnych facetów. Co z tobą nie tak?
- Będę się uczyć.
- Zapewniam cię, że w środku jest dużo przytulniej. Poza tym chłopaki chcą cię poznać- uśmiechnął się.
- Nieee- jęknęłam.
- Obiecałem im, że was sobie przedstawię. Proszę…- Zrobił takie oczy, że po prostu nie mogłam. Jak tu dziecku odmówić cukierka?
- Niech będzie- westchnęłam zrezygnowana. Jestem całkowicie świadoma tego, że kolejny raz przegrywam bitwę na spojrzenia (dotąd wszystkie wygrywałam).
Przebiegliśmy znów przez lejący z nieba deszcz i wtargnęliśmy do środka jak tornado. Igła zaprowadził mnie przez tysiące korytarz, aż w końcu otworzył właściwe drzwi.
- Igła. Spóźnienie!- krzyknął z drugiego końca sali jakiś starszy od niego mężczyzna w biało-czerwonym dresie i gwizdkiem w palcach- zapewne trener. Na podłodze leżeli faceci. Siatkarze.
- Przepraszam trenerze!- obrócił się do mnie przodem.- Siądź gdzieś na trybunach, ja lecę się przebrać bo Edrju zły.
Kiwnęłam głową i zajęłam trzeci rząd. Ściągnęłam kurtkę i rozejrzałam się dookoła. Duże pomieszczenie, wielkie trybuny i boisko do siatkówki. A na nim siatkarze. Którzy teraz ćwiczą i z ciekawością na mnie spoglądają. Z zamyślenia sprowadził mnie głośny gwizd.
- No, już! Pompki!- krzyknął trener.- Igła, okrążenia. Plus dziesięć dodatkowych!
- Ale trenerze, to nie fer…
- Nie gadaj tyle Krzysiu, bo będzie kolejne dziesięć- uśmiechnął się władczo do niego. Pierwszy raz (odkąd przyleciałam do Polski) widzę, jak ktoś ma władzę nad tym gadułą!
Zachichotałam w duchu i wyciągnęłam podręcznik do wosu. Miałam zamiar pouczyć się na poniedziałkową kartkówkę. Jednak nie jest to łatwe, gdy w twojej obecności znajduje się tyle mężczyzn i do tego robiących pompki i brzuszki. Z otwartym podręcznikiem na kolanach przyglądałam się siatkarzom, jak wykonują kolejne polecenia. Prawie nikt nie narzekał. Prawie. Najwięcej do powiedzenia miał Krzysztof oczywiście. Gdy zaczęli rozgrzewkę z piłką, całkowicie mnie to pochłonęło. Napotykałam wzrokiem wzrok któregoś z nich. Z całej grupki znam trzech: Igła, Zbyszek i Piotr. W końcu trener dał im kilka minut odpoczynku. Wszyscy naraz podeszli do mnie.
- Czeeeść- uśmiechnął się Nowakowski.
- Hej- odpowiedziałam machinalnie.
- Weź już nie udawaj, że się tak uczysz- mrugnął Zbyszek Bartman i usiadł obok mnie. Po drugiej stronie zajął miejsce nie wiem kto.
- Halo! Przepuśćcie mnie…- jęknął znajomy mi głos. Po chwili znalazł się pośrodku i usiadł przede mną. – To jest Ola. A to: Grzegorz Kosok, ale mów mu Kosa; Michał Kubiak, w skrócie Dziku; Olieg Achrem, po prostu Olek Kapitan; Paul Lotman- Polski Amerykanin, Lukas Tichacek, Dawid Konarski, do tej pory nie wiadomo jakie ma prawdziwe przezwisko. Jedni mówią na niego Tytus, drudzy Konar… wymyśl własne. No i jeszcze ten tutaj Jochen Schops. A… byłbym zapomniał o najprzystojniejszym z naszego grona: Fabian Drzyzga- Fabio.
- Myślałem, że siebie nazywasz najprzystojniejszym…- podniósł brwi brunet.
- Tak mi się wymsknęło- machnął ręką. Potem usłyszeliśmy chrząknięcie.- No dobra. Jest jeszcze Nikolay Penchev. Ten tutaj- wskazał palcem.
- Mów mi Niko- mrugnął i wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam. Mówi po angielsku, jak chyba połowa tej drużyny.
- Krzysiek, zdajesz sobie sprawę… że nie zapamiętam wszystkich.
- Spokojnej głowa, młoda- odezwał się pierwszy z wymienionych przez Igłę siatkarzy.- Zapamiętasz będąc z nami często.
- Mam nadzieję- próbowałam udawać entuzjazm. Nie wiem, co niby ja miałabym robić z siatkarzami?
- Ile masz lat?- spytał Amerykanin.
- Dziewiętnaście…
- Powiedziałbym, że jesteś starsza.
- Wszyscy mi to mówią.- Dobrze znów posługiwać się angielskim…
- Wracamy do treningu!- krzyknął ich trener.
- Jeszcze chociaż minutka…- poprosił Zbyszek.
- Za każdą „minutkę” dodatkowe kółeczka panowie!
- Endrju się wkurzył- westchnął Igła. Wszyscy zeszli na boisko ociągając się z minami męczenników. Sorry, ale nie mogłam się nie zaśmiać. Jednak, gdy oglądałam dalszą część, zauważyłam, że ćwiczenia sprawiają im radość. W końcu, gdy „Endrju” jak nazywa go Igła, kazał im iść do domów. Uradowani niemal pobiegli do szatni. Również wstałam i poszłam do wyjścia.
Wtedy coś chwyciło mnie, podniosło do góry i zarzuciło sobie na plecy. Coś bez koszulki. Wielkie i umięśnione ciało mężczyzny. Wydarłam się. Tamten tylko zachichotał i otworzył jakieś drzwi. Postawił mnie na ziemi. Buchnęło na mnie gorąco i moim oczom ukazali się siatkarze. Jedni się przebierali, drudzy w pomieszczeniu obok kąpali za zasłonami. Otworzyłam szeroko usta. Odwróciłam się z zamiarem jak najszybszej ucieczki.
Ale wpadłam na coś twardego. Podniosłam głowę i ujrzałam znajomą twarz.
- Zbyszek. Przepuść mnie!
- Wstydzisz się?- zachichotał.
- My nie gryziemy!- zawołał z ręcznikiem powieszonym w pasie brunet o orzechowych oczach. – Grzesiek jestem, przypominam inteligentnie- posłał mi szeroki uśmiech. Zawahałam się. Znów zerknęłam na umięśnioną postać Zbyszka, który zasłaniał mi drzwi. Ciekawe, czy jakby się odwrócił to zdążyłabym uciec…
- Nawet o tym nie myśl- pchnął mnie lekko do przodu, więc wkroczyłam na terytorium męskiej szatni. O dziwo nie śmierdziało, jak się spodziewałam. Szczerze mówiąc onieśmielają mnie ich gołe torsy… Z drugiej jednak strony, ciekawe doświadczenie. I miłe dla oka.
- Ładny widok?- zachichotał Zibi. Zorientowałam się, że na niego gapię i niestety zarumieniłam, jakbym przyznawała się do winy. Odwróciłam wzrok. Siatkarze zaryli śmiechem. Zadziałali mi na nerwy i najchętniej bym uciekła.
Gdzie Krzysiek?! On mnie uratuje!
Ten wyszedł z łazienki również z ręcznikiem w pasie.
- O, jesteś- ucieszył się.- Już się bałem, że poszłaś.
- Chciałam iść do samochodu- wyjaśniłam. Jednak zaskoczyło mnie to, że nie wkurzył się widząc mnie w męskiej szatni… Czyżby często mieli takie niespodzianki? – Trzymaj kluczyki. Jak chcesz, to idź i poczekaj.
Uradowana złapałam klucze i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Zanim jednak zamknęłam drzwi, usłyszałam krzyk:
- Tylko nigdzie nie odjeżdżaj beze mnie!
- Jedź!- wrzasnął kolejny brunet, chyba… Michał…?- Nie przejmuj się nim!
- Zamknij się idioto!- jestem niemal pewna, że usłyszałam śmiech, a potem jęk. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i uciekłam przed wejście na parking. Krążąc między samochodami myślałam o tym, co przed chwilą miało miejsce.
Fakt, Igła zasłużył abym odjechała sobie bez niego. Przywiózł mnie na swój trening nie informując wcześniej. I do tego nie zareagował na moją kłopotliwą sytuację! Oj tak. Zasłużył abym odjechała bez niego. Niestety jest jeden mały problem. Nie potrafię prowadzić.
- Cholera jasna… gdzie to auto?- syknęłam i wtedy je zobaczyłam. Z ulgą podeszłam od strony pasażera i włożyłam kluczyki do zamka. Przekręciłam ale… nie otworzyły się. – Co jest?- Zmarszczyłam brwi zbita z tropu. Czy Igła gdy otwiera auto mówi jeszcze jakieś magiczne hasło „czary mary”? Nachyliłam się do dziurki i znów spróbowałam.
- Podoba ci się? – aż podskoczyłam. Odwróciłam się do Bartmana przodem, miał ubawioną minę. – Chcesz, to możemy się przejechać…
- Żartujesz? Nie mogę otworzyć drzwi.
- Pragnę ci przypomnieć, że nie masz kluczy- wyszczerzył się. Zdezorientowana spojrzałam jeszcze raz na samochód. I jęknęłam.
- O, Boże! Przepraszam…
- Gdzieś już słyszałem, że jestem do niego podobny… Ale z twoich ust brzmi lepiej- mrugnął.
- Ty sobie żartujesz, a ja pomyliłam auta. Masz to samo, co Igła!- pierwszy raz chyba użyłam na głos jego ksywki. W sumie nie najgorzej brzmi.
- Nie. To podobny model, ale inny. Jego jest o jeden odcień jaśniejsze.
- Podobny ale inny?- zachichotałam.
- Dobra, dobra. Nie łap mnie za słówka!
- W takim razie, może widziałeś prawidłowy samochód, którego poszukuję?- zastanowił się chwilę i rozejrzał.
– Na początku chyba gdzieś był…
- Ale ja jestem głupia!- uderzyłam się dłonią w czoło. Przecież padało!- Dobra. Dzięki za pomoc i jeszcze raz przepraszam.
- Spoko… I radzę iść wolno.
- Czemu?- zatrzymałam się w pół kroku.
- Krzysiek strasznie długo się zbiera po treningu- wyjaśnił szybko. Kiwnęłam głową i gdy już miałam odejść, kolejny raz mnie zatrzymał.- Przyjdziesz na jutrzejszy trening?
- Co?- zaskoczona spojrzałam mu w oczy. Raczej nie kłamie. Czy on mówi serio?- Nie wiem… Mam dużo nauki…
- Cóż- zmarszczył nos- jak chcesz. Ale ja bym na twoim miejscu nie ryzykował.
- Czy powinnam wiedzieć, dlaczego?
- Bo gdy się nie zjawisz, to my przyjdziemy po ciebie. Igła raczej nie będzie miał nic przeciwko, jak wbijemy mu do domu.
- Żartujesz?- spytałam z niedowierzaniem.
- Nie. Iwona też nas lubi, tak że ten… - posłał mi szeroki uśmiech i wsiadł do samochodu.
A ja stałam i gapiłam się jak odjeżdża. Czy naprawdę odważą się przyjść i mnie nękać? Pewnie żartował. Na pewno.
- Olka!- usłyszałam krzyk więc się odwróciłam. Igła zrobił minę, której nie potrafię zinterpretować. Ruszyłam w jego stronę.
Podczas jazdy do domu zagadał do mnie.
- I jak ci się podobało?- uśmiechnął się zerkając na mnie z ukosa.
- Było… Kuźwa, Igła zabiję cię!- wybuchłam.- Jak mogłeś mnie zostawić z tymi wielkimi ludźmi w szatni? I nie zareagowałeś! Wiesz jak się czułam?
- Jakbyś miała darmowy striptiz na urodziny?- zachichotał a ja łypnęłam na niego wściekłym wzrokiem. Od razu umilkł. – No dobrze. Przepraszam. Chociaż to była twoja wola. Mogłaś kulturalnie wyjść w każdej chwili.
No fajnie. Teraz obróci to na moją niekorzyść. Westchnęłam. Wjechaliśmy na plac. Gdy auto stanęło, wysiadłam. Wchodząc po schodach zrobiłam się czujna. Gdzie jest Azur?
- Spokojnie, w kojcu.- powiedział, jakby czytając mi w myślach. Wypuściłam powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymuję. Jakim prawem ja boję się tego kundla?
Weszliśmy do środka. Od razu Krzyśka zaatakowały dzieciaki. Iwonę usłyszałam w kuchni. Umyłam ręce i poszłam do niej.
- Pomóc?
- Nie trzeba. Już wszystko prawie gotowe- posłała mi miły uśmiech i wróciła do mieszania jakiegoś sosu i warzyw na patelni. Jak zawsze zdrowo.
Weszłam  więc do swojego pokoju i się przebrałam. Spojrzałam przez okno i o dziwo zaczęło wychodzić słońce. Zadzwonił mój telefon. A dokładniej Skype. Odebrałam.
- Heeej piękna!- ryknęła wyszczerzona Karolina.
- Cześć! Tęsknimy…- obok niej pojawiła się Natalia.
- Ja też kochane.
- Coś się stało?- podniosła brew Natka. Zdziwiona posłałam zdezorientowany uśmiech. – No wiesz, trochę dziwnie wyglądasz… Brałaś prysznic?- mój śmiech zbił ją z tropu.
- Nie…- wydukałam.- Byłam na dworze i padało…
- Sowa, ja wiem. Coś kręcisz- zmrużyła brwi Karo.- Ja to widzę! Co się naprawdę stało? Robisz wrażenie… zdenerwowanej?
- Po prostu…- westchnęłam i opowiedziałam im co się dziś zdarzyło. Miały niezły ubaw. - … I powiedzieli, że jak jutro nie przyjdę na ich trening to przyjdą po mnie.
- Ja bym nie szła- wyszczerzyła się Natalia. Przewróciłam oczami. – A jak tam twój chłopak?
- Nie widziałam go trzy dni bo jest chory- wzruszyła ramionami. Raczej nie wydaje się bardzo zmartwiona.
- Coś poważnego?
- Głupota- puściła mi oczko.
- Oooolaaaa!- krzyknął pod moimi drzwiami młody.- Mama mówi żebyś przyszła na obiad!
- Idę- powiedziałam to z głębokim westchnieniem, więc może mnie nie usłyszał. – Kochane, musze iść jeść. Od kilku godzin głoduję.
- Zadzwoń jutro! Pochwalisz się kolejną przygodą między wielkoludami.
- Chyba jednak nie pójdę- stwierdziłam po krótkim milczeniu.- Raczej nie odważą się przyjść…
- No zobaczymy- zachichotały i się rozłączyły. A ja z takimi myślami udałam się na obiad. Po zdrowym posiłku chwyciłam swój szkicownik i dokończyłam obrazek z parku. Teraz użyłam wyobraźni i szczerze powiedziawszy nieźle mi wyszło.
Skończywszy, schowałam szkicownik z powrotem do szafki i wzięłam się za lekcje. Odrobiłam polski, wkułam słówka na angielski. Z matmą miałam dużo problemu, ale po około godzinie udało mi się rozwiązać te trzy trudne zadania tekstowe. Po dwudziestej drugiej, już wykąpana otworzyłam pamiętnik.

Jak zawsze meldunek xd
Szkoda słów aby opowiedzieć to, co się dziś wydarzyło… Poznałam nowych ludzi. Fakt, że facetów i do tego są przystojni. Nie wspominając o tym, że z poczuciem humoru i nieźle wyrzeźbionymi klatami. Takie odniosłam wrażenie po pierwszym spotkaniu.
Ale w życiu bym tego nie powtórzyła. Głupia sytuacja z samochodem utwierdziła mnie w przekonaniu, że to zły pomysł tam wracać. Nie owijam w bawełnę, iż zrobiłam z siebie kompletną idiotkę myląc samochody Igły i Bartmana. Wreszcie zapamiętałam jakieś nazwisko, a jeszcze trochę mi ich zostało. Nie byli dla mnie niemili, nieuprzejmi. Wręcz przeciwnie! Oni się palili do tego, aby mnie poznać. Zauważyłam, że na treningu mimo zmęczenia i marudzenia, posłusznie wykonują polecenia trenera. Nie wspominając o wielkich bananach na twarzy i chichotach. Na razie nie ogarniam wszystkich ksywek. Gdybym miała zamiar spędzać z nimi więcej czasu, to może bym się ich nauczyła. Ale nie mam takiego zamiaru.
Wracając do odwiecznego (no okej, miesięcznego) problemu miłosnego. A dokładniej zauroczenia. Alan na mnie nie zwraca uwagi. I albo na serio o mnie zapomniał, albo mnie ignoruje. Tylko pytanie dlaczego? Wciąż z tyłu głowy chodzi mi jego imię i ostatnia z nim rozmowa. Nie zanosiło się na jakąś super znajomość, ale chociaż powiedzenie sobie cześć na powitanie kuźwa! Niestety on nawet nie uraczy mnie małym spojrzeniem, a co dopiero pomyśleć o jakimś mało skomplikowanym zdaniu. Ba! Słowie…
Przygotowania do matury trwają. Na razie nie mam pracy, a przydałaby mi się. Kończy mi się zaoszczędzona kasa. Może Kuba się ze mną rozejrzy nad jakimiś ofertami.
W każdym bądź razie dziś zostałam upokorzona i czuję się zdeptana przez wielkie stopy tych siatkarzy. Oby jutro nie strzeliło im do głowy, że mnie nawiedzą! 




******

Hej ;) Przepraszam, ale nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mógł być lepszy. Niestety nie potrafiłam mimo wielu prób poprawy. 

Jak tam Sylwester? Udana zabawa? ;)

Szczęśliwego Nowego Roku! ;* 

9 komentarzy:

  1. Nie możesz być z niego zadowolona. Ty wręcz MUSISZ być zadowolona :) jest świetny :) Zbyszek i jego genialne pomysły przebijają wszystko ;)
    Co do zdania: "podobne, ale inne" dwaj moi starsi bracia kiedyś przy każdej możliwej okazji się ze mnie nabijali jak podobnie mówiłam :P
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! :D
    Akcja z szatnią? Mistrzowska! :D
    Ciekawa jestem czy siatkarze naprawdę nawiedzą Olę jak nie pójdzie na ich trening.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny prezent na nowy rok nam sprawiłaś! :* Rozdział jak zawsze niesamowity :D
    Ahhh ci Resoviacy! Jak zawsze czarujący ♡
    No to do następnego! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam dwa dni temu ale niestety nie mogłam dodać komentarza :c rozdział jak zwykle świetny! Bartman coraz bardziej kręci się obok Olki ;d ciekawe czy coś z tego wyniknie.
    Zapraszam do siebie. Rozdział prawdopodobnie dziś albo jutro :)
    your-heart-never-lies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny! :) obiecuje być już na bieżąco :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za wszystkie komentarze!
    Również pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. No co Ty! Jak możesz być z niego niezadowolona? :( Ja jestem zadowolona :D Kurde, dzieje się z tymi siatkarzami i to dobrze, może dzięki nim Olka przestanie myśleć o Alanie. Taką mam nadzieję. Czekam na kolejny :* / S. Czyt

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początek przepraszam, że tak późno komentuję, ale do wtorku była na wyjeździe odcięta od świata i jeszcze transfer w telefonie mi się skończył i nie zdążyłam skomentować, choć przeczytałam ;>

    mam pytanie? JAK TY MOŻESZ BYĆ Z NIEGO NIEZADOWOLONA!?!?!?

    JEST WSPANIAŁY!!! jak każdy z resztą ;>

    po tej stronie wróżbita Maciej ;> wiedziałam, że moja imienniczka pojawi się na treningu siatkarzy ;> takie zazdro ;>

    Wiesz jak się czułam?
    - Jakbyś miała darmowy striptiz na urodziny? pozdrawiam z podłogi xD skąd ty bierzesz pomysły na tak świetne opowiadanie? chyba możesz podzielić się tym sekretem ;>

    no i ciekawe czy Zbyś spełni swoją obietnicę i przyjadą po Olę? czekam na to! ;>

    czekam niecierpliwie na następny! ;>

    Ściskam, buziaczki ;***
    Alexia ;**

    OdpowiedzUsuń