- Musisz to
pomnożyć… Tak. I normalnie wyliczasz.
Napisałam
odpowiednie liczby w zeszycie. Właśnie jestem na korkach z matmy i to
dwugodzinnych. I zaraz mi głowa pęknie! Westchnęłam, gdy znów profesor zwrócił mi uwagę. Dziś nie
myślę. A to wszystko przez ten cholerny sen!
Śnił mi się
Alan. Że mnie przytulił w szkole i nazwał swoją najlepszą przyjaciółką. Nie
wiem jakim cudem, ale moje tymczasowe LO wyglądała jak sala do siatkówki, gdzie
ostatnio byłam na treningu Krzyśka. Zerknęłam na zegarek na nadgarstku. Za pół
godziny grają mecz, o którym tak dużo się mówiło. Może to przez to nie mogłam
się skupić? Wiem, że Kuba już jest tam na hali i będzie im kibicował. Iwona z
dzieciakami zniknęły na cały dzień, żeby nie przeszkadzać Krzyśkowi w
koncentracji. A ja się uczyłam. Ciekawe, czy Alan też będzie na tym meczu? Może
mogłam jednak przyjąć ten bilet od Igły…
-… żyjesz,
Olu?- głos korepetytora sprowadził mnie na ziemię.
- Tak, tak…
Ale dlaczego tutaj jest pierwiastek trzeciego stopnia?- zmarszczyłam brwi.
- Ponieważ
on wychodzi z tej liczby- wskazał swoim długopisem rząd cyfr. Westchnęłam
zrezygnowana.
- Dobrze, na
dziś koniec. Możesz iść- uśmiechnął się i wstał. Zebrałam swoje rzeczy i
wręczyłam mu pieniądze. Potem ubrałam się, podziękowałam i wyszłam. Akurat
zdążyłam na autobus, który zawiózł mnie do domu Ignaczaków.
Weszłam na
plac i nagle kilka metrów przede mną ujrzałam wpatrzonego we mnie Azura.
- Nawet nie
próbuj ty zapchlony…- nie skończyłam zdania, bo pies zaczął biec w moją stronę.
Szykując się na śmierć, stanęłam prosto jak struna i mocno zacisnęłam powieki.
Wyobraziłam sobie, jak upadam na tyłek, a pies zaczyna na mnie szczekać i
gryźć…
Po dłuższej
chwili stwierdziłam, że coś jest nie tak. Otworzyłam oczy i się rozejrzałam.
Azur biegał wzdłuż płotu i warczał na coś. Wpatrzyłam się w tamto miejsce i
rozpoznałam czarnego kota. Postanowiłam nie igrać z życiem i szybko wbiegłam po
schodach na ganek. Otworzyłam drzwi kluczem, wparowałam do środka i głośno
zatrzasnęłam.
Zdjęłam
kurtkę i buty. Potem weszłam do kuchni i odgrzałam sobie zupę. Z miską
wkroczyłam do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam TV. Kanał był ustawiony na sportowy. I to akurat
na siatkówkę. Przez chwilę wpatrywałam się jak gra Resovia. A nawet rozpoznałam
siatkarzy! Postęp jest taki, że ich twarze kojarzę, a tylko kilka potrafię
dopasować do nazwisk. Wiem tylko, że Rzeszowska drużyna prowadzi. Nawet nie
wiem, z kim grają! Znudzona przełączyłam na TVN. Akurat szedł jakiś film akcji
z Super Kina. Jedząc, oglądałam i myślałam o jutrzejszym dniu. Czy w kościele
spotkam Alana? Czy odezwie się do mnie? Marzenia…
Pół godziny
później wzięłam gorący prysznic. Z ręcznikiem obwiązanym na głowie wyszłam do
swojego pokoju. Laptop był uruchomiony, więc usłyszałam dźwięk, który oznajmiał
mi, że moje przyjaciółki mają ochotę ze mną pogadać. Odebrałam i się
uśmiechnęłam.
- Niezła
czapka- zachichotała Natalia.
- No nie?
Uważam, że mi z nim do twarzy- wyszczerzyłam się.- A gdzie Karolla?
- Zaraz
przyjdzie. Dziś urządziłyśmy sobie babski wieczór- mrugnęła.- Szkoda, że ciebie
nie ma.
- Ja też mam
tutaj super imprezę! No wiesz… ja.. ja… ja… i Azur.
- Kto?-
dopytała Karolina, która właśnie się pojawiła na ekranie.
- To ten
pies, co jej nie lubi- wytłumaczyła Natka.- Myślałam, że już się pogodziliście?
- Taaa…-
przewróciłam oczami.
- Jak tam?
Poszłaś wczoraj na ten trening?- posłała mi tajemniczy uśmiech Karolina.- Na
samo wspomnienie przewróciło mi się w żołądku.
- Zostałam
zmuszona. Wiecie… nie zamierzałam iść.
- Spełnili
groźbę?
-
Przyjechali po mnie do szkoły. Wzięłam ze sobą Kubę tak na wszelki wypadek, no
ale wiecie… Dzięki temu Alan wreszcie mnie zauważył- wyszczerzyłam się.
- Myślisz,
że zagada w poniedziałek?- spytała Natka. Wzruszyłam ramionami niby to
obojętnie. Nabrał by się ktoś inny, ale nie one. – Zależy ci, żeby się odezwał.
- Nie!
Znaczy…
- Widzę to w
twoich oczach, Sowa- poruszyła znacząco brwiami Karolina.
- Jesteśmy!-
usłyszałam krzyk Iwony.
-
Dziewczyny, zaraz wracam- obiecałam i wyszłam do pani domu i dzieciaków, które
od razu zaczęły pi opowiadać, gdzie mama ich zabrała. – Nie byliście na meczu?
- Niestety…-
posmutniała Iwona.- Ale przynajmniej obejrzymy końcówkę w telewizorze!-
klasnęła w dłonie.
- Ja nie
mogę… Będę w swoim pokoju- poinformowałam i wróciłam do siebie, gdy kobieta
zaczęła pomagać zdejmować kurtkę i szalik Dominice. – Jestem już!
- Kto
przyszedł?
- Iwona z
dziećmi. Igła dziś gra mecz. W sumie to się będzie już kończył…
- Rozumiem!-
krzyknęła Karolina z miną odkrywcy. – Jesteś smutna, że cię tam nie ma!
- Nie. On
zaproponował mi, abym przyszła… Ale jakoś mnie nie ciągnie- skrzywiłam się i
zaczęłam zastanawiać, czy aby to na serio jest prawda.
- Laska, weź
się nie dołuj. My musimy kończyć, bo Kevin przyszedł i kilkoro jego znajomych-
posłała mi smutny uśmiech Natka.
- Żałuj!
I się
rozłączyły.
- Nawet nie
wiecie, jak bardzo żałuję, że mnie z wami nie ma- szepnęłam zamykając laptopa.
***
- I kto jest
najlepszy?! Sovia!- wydarł się Krzysiek wpadając do domu i rzucając torbę pod
ścianę. Właśnie robiłam sobie herbatę i aż podskoczyłam, gdy tak krzyknął. O
włos kubek nie wypadł mi z ręki
- Głośniej,
kurde- mruknęłam pod nosem. Krzysiek wparował do salonu i ucałował swoją żonę,
potem Sebastian wskoczył mu na plecy i pogratulował zwycięstwa. Dominika spała
w swoim pokoju. Zalałam herbatę i poszłam do rodzinki. Usiadłam w fotelu.- Jak
mecz?
- Wygraliśmy
trzy zero z Olsztynem- wyszczerzył się.- Szkoda, że cię nie było! Chłopcy
pytali.
- Co
powiedziałeś?- zmarszczyłam brwi jednocześnie unosząc jedną.
- Tego też
mnie musisz nauczyć, koniecznie!- rozkazał.
- To trudne,
kiedy nie masz wyćwiczonych mięśni twarzy…- stwierdziłam.- To co im
powiedziałeś?
- Że masz
dużo nauki- wzruszył ramionami.
- Boszzz…
dzięki ci Igła!- zeszło ze mnie powietrze. Ale wtedy on dopowiedział:
- I że
zrewanżujesz się im przychodząc na wtorkowy trening.- Zamarłam i w tej
chwili pożałowałam wszystkiego, co o nim dobrego myślałam. Posłałam siatkarzowi
tak mrożący i zabijający wzrok, że uśmiech, który jeszcze przed chwilą igrał na
jego ustach znikł. Zamiast tego, zrzedła mu mina.- No nie mów, że się nie
cieszysz!
- Krzysiek…-
westchnęła Iwona zrezygnowana i posłała mi przepraszające spojrzenie.- Nie
powinieneś zmuszać jej do chodzenia na twoje treningi!
- Ja jej nie
zmuszam. Przecież wcale nie musi…- zrobił niewinną minkę. – Przykro mi.
Wiem, że
wcale mu nie jest przykro. Oni wszyscy są przeciwko mnie! Wiedzą, że nienawidzę
sportu. A oni swoje. To chyba przez to, że trafiłam do rodziny sportowej. I
miasta Rzeszów, gdzie siatkówka jest sportem narodowym.
- Ola?
- Tak?-
zerknęłam na Sebastiana, który podszedł do mnie.
- Jesteś zła
na tatę- spytał bardzo poważnie wpatrując się we mnie wielkimi błękitnymi
oczami. Igła z zainteresowaniem spoglądał na mnie i oczekiwał odpowiedzi.
- Nie Seba.
Nie jestem zła… tylko zaskoczona.- chociaż zaskoczona nie powinnam być, bo to
oczywiste. Czego ja się spodziewałam?
- No. To
teraz wszyscy się przytulmy na zgodę!- zaproponował Krzysiek wyciągając ręce.
Spojrzałam na niego spode łba. Zrzedła mu mina- Nie?- pokręciłam przecząco
głową.- To nie! Ale chciałem ci powiedzieć, że kilku siatkarzy bardzo było
smutnych, że nie ma ciebie.
- Kto na
przykład?- prychnęłam nie dowierzając.
- Zibi- i
poszedł.
- On mówił
serio?- zerknęłam na Iwonę.
- Z nim
nigdy nie wiadomo, kiedy mówi poważnie- wzruszyła ramionami.
Zamyśliłam
się na moment. Dlaczego siatkarzom miałoby zależeć na mojej obecności? Albo
takiemu Zbyszkowi? To śmieszne i absurdalne! Pewnie kolejny podchwytliwy plan.
Chcą wywrzeć na mnie litość… A może jednak to prawda? Tylko jaki to ma sens?
Wstałam i z
kubkiem w ręce udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i
położyłam na łóżku. Znów wróciły myśli o Alanie. I tej nocy zbyt dobrze nie
spałam…
Poniedziałek
to dzień najgorszy w tygodniu. Raz, że zaraz po weekendzie. A dwa, że mam trzy
matmy. Czy życie da mi kiedyś coś fajnego, zamiast obdarowując mnie matematyką.
Oczywiście, ja ją kocham!
- Dziś
jesteś jakaś niewyraźna- stwierdził Kuba przyglądając mi się.
- A ty byś
był, gdyby twój crush nawet nie powiedział ci cześć na powitanie?
- Więc ty
znowu o tym…- westchnął. – Myślałem, że chociaż trochę ci przeszło.
- To nie
choroba.
- Miłość
jest chorobą okropną- powiedział dziwnym tonem.
- Jest do
dupy- dopowiedziałam ze smutkiem.
Rano, gdy
tylko weszłam na wielki korytarz szkolny zaczęłam rozglądać się za Alanem
Morczewskim. Siedział sobie na ławce, a na jego kolanach Choinka. Znaczy Jolka.
Wcale tam
nie patrzyłam. W ogóle. A przynajmniej się starałam. Próbowałam być
uśmiechnięta i pewna siebie. Chociaż to nie jest łatwe, gdy czujesz, że swoją
urodą nie możesz konkurować z Jolantą. Praktycznie się nie maluję bo uważam, że
mi to nie potrzebne. Skoro nikt nie zwraca na mnie uwagi, znaczy żaden chłopak,
kiedy jestem bez makijażu, to tym bardziej nie zwróci z tapetą na twarzy.
Ewentualnie już jakiś puder. Nawet moje włosy po wczorajszym myciu nie
posiadają swojego rodzaju blasku.
- Hej… nie
smuć się- przytulił mnie Kuba i szepnął we włosy.- Nie pozwól, żeby ten dupek
zrujnował ci dzień. Życie.
- Nie
pozwolę- obiecałam, chociaż po policzku spłynęła pojedyncza łza. Czemu ja
ryczę? Przyjaciel chwycił mnie pod brodę i spojrzał w oczy. Wierzchem dłoni
starł słony płyn.
- Jestem z
tobą. I chociaż znamy się dopiero trochę ponad dwa miesiące czuję, że zależy mi na
twojej przyjaźni. Jesteś wyjątkową osobą. I cieszę się, że mogłem ciebie
poznać. A Alan to cholerny dupek.
- I od razu
mi lepiej- uśmiechnęłam się.
- Ola,
zawsze możesz na mnie liczyć… Jeśli ktoś cię skrzywdzi…
- Nikt mnie
nie skrzywdzi. Bo jesteś moim ochroniarzem- wyszczerzyłam się, a oczy przestały
mi już łzawić.
- Tylko nie
porównuj mnie do tego psa Ignaczaków!- ostrzegł. Zaśmiałam się głośno.
- Nieee… ty
jesteś o wiele lepszym ochroniarzem- przyznałam.
- No tak…
przynajmniej nie chcę cię ugryźć, czy obślinić.- Wybuchliśmy gromkim śmiechem.
I taki oto sposób Kubuś poprawił mi humor.
Chłopak
przez resztę dnia rozśmieszał mnie i nie pozwalał płakać. Jestem mu taka
wdzięczna za to, że jest. Powoli mam do niego coraz większe zaufanie i chyba
może stać się moim najlepszym przyjacielem. Nie licząc Natki i Karo, które znam
od bardzo dawna.
Po lekcjach
stanęliśmy przed bramą jeszcze gadając i czekając na autobus.
- Dzięki, że
zgodziłeś się ze mną jechać. Muszę znaleźć pracę bo inaczej za dwa tygodnie
będę już bez grosza przy duszy…
- Chwila…
Telefon.- Wyciągnął komórkę i odszedł kilka kroków aby odebrać. Czekałam na
niego i zastanawiałam się, co się stało. Był spięty. Wtedy czyjeś ręce zasłonił
mi oczy. Wzdrygnęłam się.
- Kto?-
spytałam z nadzieją, że to Alan. Ale zapach wody kolońskiej przypominał mi
tylko jedną postać. Swoją drogą ciekawe jest to, że akurat ten
zapamiętałam. Najwyraźniej mój mózg
przyjmuje tylko to, co mu się podoba, a nie to co mnie. – Alan?
- Jaki
Alan?- głos Bartmana wcale mnie nie zaskoczył.
- Zbyszek!
Co ty tutaj robisz?- odwróciłam się do niego przodem.
- A tak
pomyślałem, że skoro jadę w stronę Igły, to zabiorę cię po drodze- uśmiechnął
się promiennie.
- Skąd
wiedziałeś, o której kończę lekcje?- podniosłam jedną brew.
- Igłą miał
rację!- zdziwił się.- Serio potrafisz wydziwiać cuda z jedną brwią!
Przewróciłam
oczami. Oczywiście mój opiekun musiał się tym pochwalić.
- Nie
odpowiedziałeś.
- Mam czuja-
wzruszył obojętnie ramionami i zerknął za mnie.- Cześć.
- Hej-
odparł Kuba.- Słuchaj, Ola…
- O
właśnie!- klasnęłam w ręce.- Zibi, może podwiózłbyś nas do centrum?
- Ola…
- Po co?-
zmarszczył brwi siatkarz.
- Chciałabym
rozejrzeć się za jakąś pracą. Sama się zgubię- przyznałam niechętnie.
- Nie no,
jasne- uśmiechnął się do nas.
- Ola!
Wreszcie się
zorientowałam, że Kuba ma mi coś do powiedzenia.
- Słuchaj,
ja nie mogę jechać. Babcia źle się poczuła…
- Ale nic
jej nie jest?- zaniepokoiłam się.
- Musze do
niej jechać- wyjaśnił.
- Spoko.
Jedź. Jakoś dam sobie radę- uśmiechnęłam się.
- Na pewno?-
spojrzał mi głęboko w oczy i sprawdzał, czy nie kłamię. Co prawda chciałam aby
mi pomógł i szkoda, że tak wyszło. Ale ważniejsza sprawa to zdrowie jego babci.
- Na pewno.
Jedź i pozdrów ją ode mnie- uśmiechnęłam się. Wypuścił powietrze. Przytulił
mnie i pognał na przystanek, gdzie właśnie zajeżdżał jego autobus. Patrzyłam
jak odjeżdża, pomachaliśmy sobie. Odwróciłam się w stronę siatkarza.- No
trudno. To nici z dzisiejszych planów!
- Wcale nie-
zaprotestował energicznie.- Mogę ci pomóc- zaoferował. Spojrzałam na niego
zaskoczona i jednocześnie wdzięczna.
- Serio?
Chciałoby ci się łazić ze mną po knajpach i pytać o „ekskluzywną pracę d
lanastolatki bez doświadczenia”?
- Poprawka.
„Dla pięknej nastolatki”
- Teraz to
przesadziłeś- wyszczerzyłam się i wtedy zobaczyłam Alana idącego w nasza stronę
chodnikiem. – I mam pytanie.
- Tak?
- Czy jesteś
w stanie zrobić dla mnie wszystko? – zerknęłam na niego. Stał zdziwiony.
- Raczej
tak- skinął.
- To
uśmiechnij się teraz i rozłóż ramiona, żebym mogła cię przytulić…
Zdezorientowany
wykonał polecenie, a ja go przytuliłam. Poczułam jego rozluźnione mięśnie, ten
specyficzny zapach. Zbyszek objął mnie ramionami. Ale to było mniej ważne. Bo
właśnie wtedy Alan przeszedł obok nas i popatrzył na mnie z błyskiem
rozpoznania w oczach. Jednak nie zatrzymał się, nie powiedział cześć. Wraz z
oddalającą się postacią, moja głowa przekrzywiała się w tamtą stronę. Dopiero
po minucie uświadomiłam sobie, że nadal stoję w objęciach Bartmana.
- Yyy, okej.
To może.. mnie puścisz?- zasugerowałam.
- Wedle
życzenia- zachichotał i opuścił ręce. – Mogę wiedzieć, co to było?
- Próba.
- I wszystko
jasne – zakpił sobie. A potem podążył za moim wzrokiem i od razu zrozumiał.- No
jasne! Chodzi o tego chłopaka?
- Którego?-
udawałam głupią.
- Co tutaj
przechodził…
- Nie.
- Na pewno?
- TAK.
- Okej, to
chodź do samochodu. Jedziemy w poszukiwaniu pracy.
Otworzył mi
drzwi, a ja wsiadłam. Potem skierowaliśmy się w stronę centrum.
******
Witajcie ;)
Jak podoba się rozdział? Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowani.
Mam prośbę! Czy mogłybyście podawać mi swoje blogi pod każdym komentarzem? Bo nie wiem, kiedy pojawiają się nowe rozdziały :c
Dzięki :D
Pozdrawiam!
Zibi! :D czekam na nn .^^
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się doczekam momentu kiedy Ola da sobie spokój z tym całym Alanem :D Tylko na to czekam!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle rewelacja :* / S. Czyt
Dziękuję <3
UsuńŚwietny! :D
OdpowiedzUsuńJest i Zbysiu! :3
Mam nadzieję, że Ola zapomni o Alanie. On nie zasługuje na jej miłość. Za to Bartman jak najbardziej. :D
Pozdrawiam! ;*
http://uwielbiaj-mnie-mimo-wszystko.blogspot.com/
Spadaj Alan, witaj Zbysiu! :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! :* ♥
Jaki ten Zibi pomocny :) zobaczymy co z tego wyjdzie. Czekam na następny! :3
Kiedy Ola wreszcie przekona się do siatkówki? :3 Mogłaby szybciej :P Zbysiu się na coś przydał :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam :) http://podroz-do-raju.blogspot.com/2015/01/czesc-iv-grudzien.html :)
Wszystko w swoim czasie XD
UsuńWpadnę do Ciebie ;*
Rozdział świetny! :*
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca, oby tak dalej! :D
Zapraszam do siebie na szósty rozdział:
milosc-jak-wino.blogspot.com
Ps. Mogłabyś informować mnie w komenterzu na moim blogu o nowościach u siebie? :)
Będę informować ;p
UsuńBoski!!! Uwielbiam. Uwielbiam. UWIELBIAM twojego bloga. Wyczekuje next :3
OdpowiedzUsuńJej, cieszę się :D
Usuń