piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział X



- Musisz to pomnożyć… Tak. I normalnie wyliczasz.
Napisałam odpowiednie liczby w zeszycie. Właśnie jestem na korkach z matmy i to dwugodzinnych. I zaraz mi głowa pęknie! Westchnęłam, gdy znów profesor zwrócił mi uwagę. Dziś nie myślę. A to wszystko przez ten cholerny sen!
Śnił mi się Alan. Że mnie przytulił w szkole i nazwał swoją najlepszą przyjaciółką. Nie wiem jakim cudem, ale moje tymczasowe LO wyglądała jak sala do siatkówki, gdzie ostatnio byłam na treningu Krzyśka. Zerknęłam na zegarek na nadgarstku. Za pół godziny grają mecz, o którym tak dużo się mówiło. Może to przez to nie mogłam się skupić? Wiem, że Kuba już jest tam na hali i będzie im kibicował. Iwona z dzieciakami zniknęły na cały dzień, żeby nie przeszkadzać Krzyśkowi w koncentracji. A ja się uczyłam. Ciekawe, czy Alan też będzie na tym meczu? Może mogłam jednak przyjąć ten bilet od Igły…
-… żyjesz, Olu?- głos korepetytora sprowadził mnie na ziemię.
- Tak, tak… Ale dlaczego tutaj jest pierwiastek trzeciego stopnia?- zmarszczyłam brwi.
- Ponieważ on wychodzi z tej liczby- wskazał swoim długopisem rząd cyfr. Westchnęłam zrezygnowana.
- Dobrze, na dziś koniec. Możesz iść- uśmiechnął się i wstał. Zebrałam swoje rzeczy i wręczyłam mu pieniądze. Potem ubrałam się, podziękowałam i wyszłam. Akurat zdążyłam na autobus, który zawiózł mnie do domu Ignaczaków.
Weszłam na plac i nagle kilka metrów przede mną ujrzałam wpatrzonego we mnie Azura.
- Nawet nie próbuj ty zapchlony…- nie skończyłam zdania, bo pies zaczął biec w moją stronę. Szykując się na śmierć, stanęłam prosto jak struna i mocno zacisnęłam powieki. Wyobraziłam sobie, jak upadam na tyłek, a pies zaczyna na mnie szczekać i gryźć…
Po dłuższej chwili stwierdziłam, że coś jest nie tak. Otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Azur biegał wzdłuż płotu i warczał na coś. Wpatrzyłam się w tamto miejsce i rozpoznałam czarnego kota. Postanowiłam nie igrać z życiem i szybko wbiegłam po schodach na ganek. Otworzyłam drzwi kluczem, wparowałam do środka i głośno zatrzasnęłam.
Zdjęłam kurtkę i buty. Potem weszłam do kuchni i odgrzałam sobie zupę. Z miską wkroczyłam do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam TV.  Kanał był ustawiony na sportowy. I to akurat na siatkówkę. Przez chwilę wpatrywałam się jak gra Resovia. A nawet rozpoznałam siatkarzy! Postęp jest taki, że ich twarze kojarzę, a tylko kilka potrafię dopasować do nazwisk. Wiem tylko, że Rzeszowska drużyna prowadzi. Nawet nie wiem, z kim grają! Znudzona przełączyłam na TVN. Akurat szedł jakiś film akcji z Super Kina. Jedząc, oglądałam i myślałam o jutrzejszym dniu. Czy w kościele spotkam Alana? Czy odezwie się do mnie? Marzenia…
Pół godziny później wzięłam gorący prysznic. Z ręcznikiem obwiązanym na głowie wyszłam do swojego pokoju. Laptop był uruchomiony, więc usłyszałam dźwięk, który oznajmiał mi, że moje przyjaciółki mają ochotę ze mną pogadać. Odebrałam i się uśmiechnęłam.
- Niezła czapka- zachichotała Natalia.
- No nie? Uważam, że mi z nim do twarzy- wyszczerzyłam się.- A gdzie Karolla?
- Zaraz przyjdzie. Dziś urządziłyśmy sobie babski wieczór- mrugnęła.- Szkoda, że ciebie nie ma.
- Ja też mam tutaj super imprezę! No wiesz… ja.. ja… ja… i Azur.
- Kto?- dopytała Karolina, która właśnie się pojawiła na ekranie.
- To ten pies, co jej nie lubi- wytłumaczyła Natka.- Myślałam, że już się pogodziliście?
- Taaa…- przewróciłam oczami.
- Jak tam? Poszłaś wczoraj na ten trening?- posłała mi tajemniczy uśmiech Karolina.- Na samo wspomnienie przewróciło mi się w żołądku.
- Zostałam zmuszona. Wiecie… nie zamierzałam iść.
- Spełnili groźbę?
- Przyjechali po mnie do szkoły. Wzięłam ze sobą Kubę tak na wszelki wypadek, no ale wiecie… Dzięki temu Alan wreszcie mnie zauważył- wyszczerzyłam się.
- Myślisz, że zagada w poniedziałek?- spytała Natka. Wzruszyłam ramionami niby to obojętnie. Nabrał by się ktoś inny, ale nie one. – Zależy ci, żeby się odezwał.
- Nie! Znaczy…
- Widzę to w twoich oczach, Sowa- poruszyła znacząco brwiami Karolina.
- Jesteśmy!- usłyszałam krzyk Iwony.
- Dziewczyny, zaraz wracam- obiecałam i wyszłam do pani domu i dzieciaków, które od razu zaczęły pi opowiadać, gdzie mama ich zabrała. – Nie byliście na meczu?
- Niestety…- posmutniała Iwona.- Ale przynajmniej obejrzymy końcówkę w telewizorze!- klasnęła w dłonie.
- Ja nie mogę… Będę w swoim pokoju- poinformowałam i wróciłam do siebie, gdy kobieta zaczęła pomagać zdejmować kurtkę i szalik Dominice. – Jestem już!
- Kto przyszedł?
- Iwona z dziećmi. Igła dziś gra mecz. W sumie to się będzie już kończył…
- Rozumiem!- krzyknęła Karolina z miną odkrywcy. – Jesteś smutna, że cię tam nie ma!
- Nie. On zaproponował mi, abym przyszła… Ale jakoś mnie nie ciągnie- skrzywiłam się i zaczęłam zastanawiać, czy aby to na serio jest prawda.
- Laska, weź się nie dołuj. My musimy kończyć, bo Kevin przyszedł i kilkoro jego znajomych- posłała mi smutny uśmiech Natka.
- Żałuj!
I się rozłączyły.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo żałuję, że mnie z wami nie ma- szepnęłam zamykając laptopa.

*** 

- I kto jest najlepszy?! Sovia!- wydarł się Krzysiek wpadając do domu i rzucając torbę pod ścianę. Właśnie robiłam sobie herbatę i aż podskoczyłam, gdy tak krzyknął. O włos kubek nie wypadł mi z ręki
- Głośniej, kurde- mruknęłam pod nosem. Krzysiek wparował do salonu i ucałował swoją żonę, potem Sebastian wskoczył mu na plecy i pogratulował zwycięstwa. Dominika spała w swoim pokoju. Zalałam herbatę i poszłam do rodzinki. Usiadłam w fotelu.- Jak mecz?
- Wygraliśmy trzy zero z Olsztynem- wyszczerzył się.- Szkoda, że cię nie było! Chłopcy pytali.
- Co powiedziałeś?- zmarszczyłam brwi jednocześnie unosząc jedną.
- Tego też mnie musisz nauczyć, koniecznie!- rozkazał.
- To trudne, kiedy nie masz wyćwiczonych mięśni twarzy…- stwierdziłam.- To co im powiedziałeś?
- Że masz dużo nauki- wzruszył ramionami.
- Boszzz… dzięki ci Igła!- zeszło ze mnie powietrze. Ale wtedy on dopowiedział:
- I że zrewanżujesz się im przychodząc na wtorkowy trening.- Zamarłam i w tej chwili pożałowałam wszystkiego, co o nim dobrego myślałam. Posłałam siatkarzowi tak mrożący i zabijający wzrok, że uśmiech, który jeszcze przed chwilą igrał na jego ustach znikł. Zamiast tego, zrzedła mu mina.- No nie mów, że się nie cieszysz!
- Krzysiek…- westchnęła Iwona zrezygnowana i posłała mi przepraszające spojrzenie.- Nie powinieneś zmuszać jej do chodzenia na twoje treningi!
- Ja jej nie zmuszam. Przecież wcale nie musi…- zrobił niewinną minkę. – Przykro mi.
Wiem, że wcale mu nie jest przykro. Oni wszyscy są przeciwko mnie! Wiedzą, że nienawidzę sportu. A oni swoje. To chyba przez to, że trafiłam do rodziny sportowej. I miasta Rzeszów, gdzie siatkówka jest sportem narodowym.
- Ola?
- Tak?- zerknęłam na Sebastiana, który podszedł do mnie.
- Jesteś zła na tatę- spytał bardzo poważnie wpatrując się we mnie wielkimi błękitnymi oczami. Igła z zainteresowaniem spoglądał na mnie i oczekiwał odpowiedzi.
- Nie Seba. Nie jestem zła… tylko zaskoczona.- chociaż zaskoczona nie powinnam być, bo to oczywiste. Czego ja się spodziewałam?
- No. To teraz wszyscy się przytulmy na zgodę!- zaproponował Krzysiek wyciągając ręce. Spojrzałam na niego spode łba. Zrzedła mu mina- Nie?- pokręciłam przecząco głową.- To nie! Ale chciałem ci powiedzieć, że kilku siatkarzy bardzo było smutnych, że nie ma ciebie.
- Kto na przykład?- prychnęłam nie dowierzając.
- Zibi- i poszedł.
- On mówił serio?- zerknęłam na Iwonę.
- Z nim nigdy nie wiadomo, kiedy mówi poważnie- wzruszyła ramionami.
Zamyśliłam się na moment. Dlaczego siatkarzom miałoby zależeć na mojej obecności? Albo takiemu Zbyszkowi? To śmieszne i absurdalne! Pewnie kolejny podchwytliwy plan. Chcą wywrzeć na mnie litość… A może jednak to prawda? Tylko jaki to ma sens?
Wstałam i z kubkiem w ręce udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam na łóżku. Znów wróciły myśli o Alanie. I tej nocy zbyt dobrze nie spałam…

Poniedziałek to dzień najgorszy w tygodniu. Raz, że zaraz po weekendzie. A dwa, że mam trzy matmy. Czy życie da mi kiedyś coś fajnego, zamiast obdarowując mnie matematyką. Oczywiście, ja ją kocham!
- Dziś jesteś jakaś niewyraźna- stwierdził Kuba przyglądając mi się.
- A ty byś był, gdyby twój crush nawet nie powiedział ci cześć na powitanie?
- Więc ty znowu o tym…- westchnął. – Myślałem, że chociaż trochę ci przeszło.
- To nie choroba.
- Miłość jest chorobą okropną- powiedział dziwnym tonem.
- Jest do dupy- dopowiedziałam ze smutkiem.
Rano, gdy tylko weszłam na wielki korytarz szkolny zaczęłam rozglądać się za Alanem Morczewskim. Siedział sobie na ławce, a na jego kolanach Choinka. Znaczy Jolka.
Wcale tam nie patrzyłam. W ogóle. A przynajmniej się starałam. Próbowałam być uśmiechnięta i pewna siebie. Chociaż to nie jest łatwe, gdy czujesz, że swoją urodą nie możesz konkurować z Jolantą. Praktycznie się nie maluję bo uważam, że mi to nie potrzebne. Skoro nikt nie zwraca na mnie uwagi, znaczy żaden chłopak, kiedy jestem bez makijażu, to tym bardziej nie zwróci z tapetą na twarzy. Ewentualnie już jakiś puder. Nawet moje włosy po wczorajszym myciu nie posiadają swojego rodzaju blasku.
- Hej… nie smuć się- przytulił mnie Kuba i szepnął we włosy.- Nie pozwól, żeby ten dupek zrujnował ci dzień. Życie.
- Nie pozwolę- obiecałam, chociaż po policzku spłynęła pojedyncza łza. Czemu ja ryczę? Przyjaciel chwycił mnie pod brodę i spojrzał w oczy. Wierzchem dłoni starł słony płyn.
- Jestem z tobą. I chociaż znamy się dopiero trochę ponad dwa miesiące czuję, że zależy mi na twojej przyjaźni. Jesteś wyjątkową osobą. I cieszę się, że mogłem ciebie poznać. A Alan to cholerny dupek.
- I od razu mi lepiej- uśmiechnęłam się.
- Ola, zawsze możesz na mnie liczyć… Jeśli ktoś cię skrzywdzi…
- Nikt mnie nie skrzywdzi. Bo jesteś moim ochroniarzem- wyszczerzyłam się, a oczy przestały mi już łzawić.
- Tylko nie porównuj mnie do tego psa Ignaczaków!- ostrzegł. Zaśmiałam się głośno.
- Nieee… ty jesteś o wiele lepszym ochroniarzem- przyznałam.
- No tak… przynajmniej nie chcę cię ugryźć, czy obślinić.- Wybuchliśmy gromkim śmiechem. I taki oto sposób Kubuś poprawił mi humor.
Chłopak przez resztę dnia rozśmieszał mnie i nie pozwalał płakać. Jestem mu taka wdzięczna za to, że jest. Powoli mam do niego coraz większe zaufanie i chyba może stać się moim najlepszym przyjacielem. Nie licząc Natki i Karo, które znam od bardzo dawna.
Po lekcjach stanęliśmy przed bramą jeszcze gadając i czekając na autobus.
- Dzięki, że zgodziłeś się ze mną jechać. Muszę znaleźć pracę bo inaczej za dwa tygodnie będę już bez grosza przy duszy…
- Chwila… Telefon.- Wyciągnął komórkę i odszedł kilka kroków aby odebrać. Czekałam na niego i zastanawiałam się, co się stało. Był spięty. Wtedy czyjeś ręce zasłonił mi oczy. Wzdrygnęłam się.
- Kto?- spytałam z nadzieją, że to Alan. Ale zapach wody kolońskiej przypominał mi tylko jedną postać. Swoją drogą ciekawe jest to, że akurat ten zapamiętałam.  Najwyraźniej mój mózg przyjmuje tylko to, co mu się podoba, a nie to co mnie. – Alan?
- Jaki Alan?- głos Bartmana wcale mnie nie zaskoczył.
- Zbyszek! Co ty tutaj robisz?- odwróciłam się do niego przodem.
- A tak pomyślałem, że skoro jadę w stronę Igły, to zabiorę cię po drodze- uśmiechnął się promiennie.
- Skąd wiedziałeś, o której kończę lekcje?- podniosłam jedną brew.
- Igłą miał rację!- zdziwił się.- Serio potrafisz wydziwiać cuda z jedną brwią!
Przewróciłam oczami. Oczywiście mój opiekun musiał się tym pochwalić.
- Nie odpowiedziałeś.
- Mam czuja- wzruszył obojętnie ramionami i zerknął za mnie.- Cześć.
- Hej- odparł Kuba.- Słuchaj, Ola…
- O właśnie!- klasnęłam w ręce.- Zibi, może podwiózłbyś nas do centrum?
- Ola…
- Po co?- zmarszczył brwi siatkarz.
- Chciałabym rozejrzeć się za jakąś pracą. Sama się zgubię- przyznałam niechętnie.
- Nie no, jasne- uśmiechnął się do nas.
- Ola!
Wreszcie się zorientowałam, że Kuba ma mi coś do powiedzenia.
- Słuchaj, ja nie mogę jechać. Babcia źle się poczuła…
- Ale nic jej nie jest?- zaniepokoiłam się.
- Musze do niej jechać- wyjaśnił.
- Spoko. Jedź. Jakoś dam sobie radę- uśmiechnęłam się.
- Na pewno?- spojrzał mi głęboko w oczy i sprawdzał, czy nie kłamię. Co prawda chciałam aby mi pomógł i szkoda, że tak wyszło. Ale ważniejsza sprawa to zdrowie jego babci.
- Na pewno. Jedź i pozdrów ją ode mnie- uśmiechnęłam się. Wypuścił powietrze. Przytulił mnie i pognał na przystanek, gdzie właśnie zajeżdżał jego autobus. Patrzyłam jak odjeżdża, pomachaliśmy sobie. Odwróciłam się w stronę siatkarza.- No trudno. To nici z dzisiejszych planów!
- Wcale nie- zaprotestował energicznie.- Mogę ci pomóc- zaoferował. Spojrzałam na niego zaskoczona i jednocześnie wdzięczna.
- Serio? Chciałoby ci się łazić ze mną po knajpach i pytać o „ekskluzywną pracę d lanastolatki bez doświadczenia”?
- Poprawka. „Dla pięknej nastolatki”
- Teraz to przesadziłeś- wyszczerzyłam się i wtedy zobaczyłam Alana idącego w nasza stronę chodnikiem. – I mam pytanie.
- Tak?
- Czy jesteś w stanie zrobić dla mnie wszystko? – zerknęłam na niego. Stał zdziwiony.
- Raczej tak- skinął.
- To uśmiechnij się teraz i rozłóż ramiona, żebym mogła cię przytulić…
Zdezorientowany wykonał polecenie, a ja go przytuliłam. Poczułam jego rozluźnione mięśnie, ten specyficzny zapach. Zbyszek objął mnie ramionami. Ale to było mniej ważne. Bo właśnie wtedy Alan przeszedł obok nas i popatrzył na mnie z błyskiem rozpoznania w oczach. Jednak nie zatrzymał się, nie powiedział cześć. Wraz z oddalającą się postacią, moja głowa przekrzywiała się w tamtą stronę. Dopiero po minucie uświadomiłam sobie, że nadal stoję w objęciach Bartmana.
- Yyy, okej. To może.. mnie puścisz?- zasugerowałam.
- Wedle życzenia- zachichotał i opuścił ręce. – Mogę wiedzieć, co to było?
- Próba.
- I wszystko jasne – zakpił sobie. A potem podążył za moim wzrokiem i od razu zrozumiał.- No jasne! Chodzi o tego chłopaka?
- Którego?- udawałam głupią.
- Co tutaj przechodził…
- Nie.
- Na pewno?
- TAK.
- Okej, to chodź do samochodu. Jedziemy w poszukiwaniu pracy.
Otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam. Potem skierowaliśmy się w stronę centrum.




******
Witajcie ;)
Jak podoba się rozdział? Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowani.  

Mam prośbę! Czy mogłybyście podawać mi swoje blogi pod każdym komentarzem? Bo nie wiem, kiedy pojawiają się nowe rozdziały :c
Dzięki :D  

Pozdrawiam!

 

11 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że się doczekam momentu kiedy Ola da sobie spokój z tym całym Alanem :D Tylko na to czekam!
    Rozdział jak zwykle rewelacja :* / S. Czyt

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! :D
    Jest i Zbysiu! :3
    Mam nadzieję, że Ola zapomni o Alanie. On nie zasługuje na jej miłość. Za to Bartman jak najbardziej. :D
    Pozdrawiam! ;*

    http://uwielbiaj-mnie-mimo-wszystko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Spadaj Alan, witaj Zbysiu! :D
    Rozdział cudowny! :* ♥
    Jaki ten Zibi pomocny :) zobaczymy co z tego wyjdzie. Czekam na następny! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy Ola wreszcie przekona się do siatkówki? :3 Mogłaby szybciej :P Zbysiu się na coś przydał :)


    P.S. Zapraszam :) http://podroz-do-raju.blogspot.com/2015/01/czesc-iv-grudzien.html :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny! :*
    Akcja się rozkręca, oby tak dalej! :D

    Zapraszam do siebie na szósty rozdział:
    milosc-jak-wino.blogspot.com

    Ps. Mogłabyś informować mnie w komenterzu na moim blogu o nowościach u siebie? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski!!! Uwielbiam. Uwielbiam. UWIELBIAM twojego bloga. Wyczekuje next :3

    OdpowiedzUsuń