Nigdy nie
czułam takiego strachu, jak w tej chwili.
Zaraz zginę-
przeszło mi tylko przez myśl po każdym nabieranym zakręcie.
- Zbyszek-
szepnęłam.- Zwolnij…
- Czemu?
- Bo kurwa
zaraz dostanę zawału?- widziałam, że zerka na mnie zaniepokojony a potem
zmniejsza prędkość samochodu. Ja natomiast nadal wczepiałam się jedną dłonią w
siedzenie, a drugą w uchwyt drzwi. Oczy na sto procent wyszły mi z orbit.
- Ola,
wszystko okej?- zaniepokoił się i dotknął lekko mojego ramienia. Nawet nie
drgnęłam. Cała spięta wpatrywałam się w drogę przede mną i kolejno mijane
samochody.
Gdy
zatrzymał auto na parkingu, natychmiast wysiadłam odpinając pasy. Gdy znalazł
się blisko mnie rzuciłam się na siatkarza z pięściami i waliłam po torsie. Najprawdopodobniej
to właśnie mnie bardziej bolało. Chwycił moje nadgarstki.
- Hej, przestań! Ja zawsze tak jeżdżę…
- Czyli jak
cholerny psychopata, idiota, pirat drogowy, samobójca, dupek…
- Masz tego
więcej w zanadrzu?- wyszczerzył się. Wyrwałam ręce z jego uścisku.
- Chciałeś
nas zabić!
- Żyjemy-
rozłożył ramiona w geście ukazania siebie w całym kawałku.
- Jechałeś
prawie 160/h!- wrzasnęłam spanikowana.
- To nie
teren zabudowany. Nie lubię się wlec.
- Cud, że to
auto jeszcze jeździ- mruknęłam i obróciłam się w stronę centrum. Nie musiałam
długo czekać, aż pójdzie w moje ślady. Po chwili zrównał się ze mną i nadal
zerkał.
- Jesteś
blada.
- No co ty
nie powiesz?
- Hej…-
złapał mnie za ramię i zatrzymał, natychmiast się wyrwałam.- Przepraszam, okej?
Nie chciałem cię wystraszyć. – mimo tego, że jestem wściekła dostrzegłam, iż
mówi prawdę. – Obiecuję, że następnym razem pojadę wolniej, dobra?
- Następnym
razem?- w moim głosie dało się wyczuć histerię. Nie zdziwiłam się, gdy
zachichotał.
- Chodź.
Trzeba znaleźć ci robotę, nie?- uśmiechnął się i lekko popchnął w stronę
wejścia.
***
Godzinę
później nadal chodziliśmy po sklepach z pytaniem o pracę. Na razie jestem bez
żadnej oferty i robi się coraz mniej ciekawie.
Nie gniewam
się już na Zbyszka, chociaż wciąż udaję. On próbuje mnie rozśmieszyć, a ja
staram się nie śmiać.
- Dobra. To zapraszam
cię na kawę i ciastko- uśmiechnął się wchodząc do jakiejś kawiarni.
- Za ciastko
podziękuję, ale kawy chętnie się napiję- przyznałam.
- Odchudzasz
się?- podniósł brwi.
- Nie, ale…
- Więc zjesz
też ciasto- skwitował i odwrócił się do obsługującej kobiety. Zamówił dla
siebie ciasto z truskawkami i bitą śmietaną oraz kawę. Poprosiłam o to samo.
Wyciągnęłam portfel, ale Zibi mnie powstrzymał.- Ja zapłacę.
- Nie możesz
za mnie płacić! Cały dzień pomagasz mi, przywiozłeś tutaj. Już nie wspomnę, że
to było samobójcza moja decyzja jechać z tobą autem.
- Po prostu
weź zamówienie i zajmij stolik- poprosił. Posłał mi taki wzrok, że nie mogłam
odmówić. Zauważyłam po raz pierwszy jego kolor oczu. Zielone i takie… kocie.
- Niech
będzie- zrezygnowana wzięłam tacę i poszłam na sam koniec kawiarni. Po minucie
przyszedł do mnie z kawami.
- Proszę-
podał mi napój.
- Dzięki…
dawno nie piłam- wzięłam łyk i się uśmiechnęłam.- Dobra!
- Moja
ulubiona- przyznał i już zabierał się za swoją porcję ciasta. Nabrał na widelczyk
spory kawałek i włożył do ust.- To tso dtalej?
Zachichotałam,
gdy wymówił te słowa z pełnymi ustami. Wzruszyłam ramionami.
- Tutaj jest
mega ciężko znaleźć cokolwiek- posmutniałam.- Jak tak dalej pójdzie to nie
będzie mnie stać nawet na bułkę do szkoły.
- Mogę ci
spokojnie kupować codziennie pół bułki- stwierdził z kamienna twarzą.
- O, dzięki!
To może Kuba drugą połowę bułki i będę miała jedną!- udawałam entuzjazm.
- Dobry
plan… A jak się wkręci tego chłopaka, co przez niego mnie wykorzystałaś,
dostaniesz nawet darmową kawę!
- Wiesz, nie
protestowałeś…- wyszczerzyłam się.
- Co nie
zmienia faktu, że mnie wykorzystałaś.
- A ty o
mało nie zabiłeś.
- Będziesz
mi to wypominać do końca życia?- uniósł brwi. – Poza tym nie zagrażałem twojemu
życiu! Jestem dobrym kierowcą.
- Jak każdy
facet, który tak mówi, a potem kasuje auto- uśmiechnęłam się.
- Masz
samochód?
- Zacznijmy
od kwestii, czy mam prawko.- zaśmiał się głośno, aż kilka osób popatrzyło w
nasza stronę. Pokazałam im dyskretnego fucka.
Zjedliśmy do
końca ciasto i wyszliśmy.
- Nie ma
sensu już nic dzisiaj szukać- stwierdziłam.- Jestem zmęczona.
- Dobra. To
zawiozę cię do domu- zaproponował, a ja na to przystałam.
- Tylko
obiecaj, że nie pojedziesz więcej niż 110/h! Inaczej tutaj zostaję- założyłam
ręce na piersi.
- Słowo!-
zasalutował, jak harcerz. Na początku mu nie wierzyłam, ale gdy ruszył
samochodem zorientowałam się, że dotrzyma obietnicy. – Mogę o coś zapytać?
- Wal.
- Kim on
był? Ten chłopak. – zmarszczyłam nos. Powiedzieć mu, czy nie? W końcu zasługuje
chyba na jakieś wyjaśnienia…
- Alan. Z
klasy 3d. Sportowej.
- Podoba ci
się?- spojrzałam na jego profil. Wcale się nie uśmiechał. Po prostu pytał.
Tylko po co mu to wiedzieć?
- Nie da się
ukryć- przyznałam.- Po co ci to wiedzieć?
- Nie wiem-
wzruszył ramionami i zmienił bieg. – Znacie się?
- Nie.
Niestety on ma dziewczynę. A ja z nią nie mam szans- posmutniałam.
- Nie
możliwe.
- Co?
- No nie
możliwe, żebyś z nią nie miała szans.
- Czy to coś
w rodzaju komplementu?
- Odbieraj
to jak chcesz- uniósł jeden kącik ust. Odchrząknęłam lekko speszona.
Rzadko ktoś, a zwłaszcza chłopak mówi do mnie takie rzeczy.
- Ile tak
właściwie masz lat?- zapytałam od niechcenia.
- A na ile
wyglądam?- podniósł brodę i nie spuszczając wzroku z jezdni, obracał głowę.
- Czy ja
wiem… Stary jesteś…
- Stary?-
zdumiał się.- W sensie, że starszy od ciebie.
- Odbieraj
to jak chcesz- wypowiedziałam tę sama regułkę, co on chwilę wcześniej.
- Teraz
przez całą noc się będę zastanawiać, czy nie mam jakichś zmarszczek…
- Pocieszę
cię, że nie zauważyłam.
- Cóż, od
razu mi lepiej- zakpił i podjechał pod bramę posesji Ignaczaków. Zerknęłam na
dom i stwierdziłam, że najprawdopodobniej nikogo nie ma. Wszystkie światła
pogaszone.
- Hm. Igła
nie mówił, że gdzieś się wybierają…- zmarszczyłam brwi i odwróciłam się do
siatkarza.- Chcesz wejść?
- To zależy,
czy nie masz dość mojego starego widoku.
- Nigdy za
wiele!- weszliśmy więc na plac. Zaczęłam rozglądać się za psem, ale nigdzie go
nie ma. Pewni zamknięty w kojcu. – Starość na swój sposób jest piękna-
stwierdziłam otwierając drzwi frontowe kluczem. Weszliśmy do środka, oświeciłam
światło. Kurtek rodzinki i butów nie ma. Przekręciłam klucz w zamku.- Rozgość
się.
Rzuciłam
plecak na kanapę w salonie.
- Napijesz
się czegoś?- spytałam wyglądając już z kuchni.
- Cokolwiek-
odparł wieszając kurtkę. Wstawiłam wody do czajnika i wyjęłam szklanki.
Włożyłam torebki herbaty i wtedy Zibi wszedł do kuchni.
- Może być
owocowa?- uśmiechnęłam się. Skinął głową. Podeszłam do lodówki, na której
wisiała kartka od Igły.
„Będziemy
późno wieczorem. Nie było cię, więc obiad masz w lodówce!
- Igła.”
- Gdzieś
pojechali- powiedziałam głośno i wyrzuciłam karteczkę do kosza. Czajnik zaczął
gwizdać, więc zalałam herbatę i poszliśmy przed telewizor. Puściłam jakiś
głupkowaty program, z którego w ogóle się nie śmialiśmy.
- Mogę?- nie
czekając na moją odpowiedź, odebrał mi brutalnie pilota i włączył kanał
sportowy. No jasne!
- Nie ma
mowy!- syknęłam odbierając mu przedmiot z zamiarem zmienienia programu.
- Ale to
piłka nożna!- zaprotestował próbując wyrwać pilota z moich objęć.
- Sport jak
każdy inny- wzruszyłam ramionami, chowając pilot pod uda. Zbyszek spojrzał się
w tę stronę z błyskiem w oku.- Nawet nie próbuj!
Zaczął mnie
łaskotać w żebra. Nie moja wina, że mam łaskotki! Po czym swobodnie ustawił
kanał sportowy. Włożył rzecz do kieszeni dżinsów. No nie! Przecież nie będę mu
grzebać w spodniach! Marudząc pod nosem oparłam się o oparcie kanapy i założyłam ręce na piersi.
- Wiesz, że
w tym momencie wyglądasz jak małe dziecko?- zachichotał.
- Wiesz, że
nie lubię oglądać sportu- skrzywiłam się. – Możemy obejrzeć nawet jakiś film!
Byle nie sport.
Zadzwonił
telefon Zbyszka. Wyjął go z kieszeni spodni przy czym wypadł pilot, Od razu go
schwyciłam i z triumfem włączyłam TVN. Zibi posłał mi mordercze spojrzenie, a
ja pokazałam mu język. Tak, bardzo dorosłe.
- Halo? Nie…
Tak. Wiem, trenerze… Źle się poczułem. Nie miałem siły nawet zadzwonić… Wiem,
wiem. Jutro będę. Okej. Do jutra.
- O co
chodzi?- uniosłam jedną brew.
- Trener się
pytał, czemu mnie nie było na treningu- wzruszył ramionami. A mnie zatkało.
Całkowicie o tym zapomniałam!
- O cholera.
Przeze mnie nie byłeś na treningu. Jaaa, przepraszam… Ej serio… Przeze mnie…
- Daj
spokój! Potrzebowałaś pomocy, jasne?- usiadł obok mnie.
- Ale z
mojego powodu nie poszedłeś na trening!- prawie krzyknęłam.
- Uspokój
się. Nic się nie stało- uśmiechnął się lekko.- Stwierdziłem, że pomoc bliźniemu
jest ważniejsza. Kuźwa, mój ksiądz od religii w podstawówce byłby ze mnie dumny!
- Nie żartuj
sobie, no. Teraz będę miała wyrzuty sumienia. Proszę- podałam mu pilot.- Możesz
włączyć ten cholerny kanał sportowy.- Popatrzył na mnie zszokowany. Odebrał
pilot, ale nie zmienił stacji.
I tak
siedzieliśmy oglądając i trochę rozmawiając. Szczerze mówiąc, dobrze się z nim
dogaduję. Jest miły, śmieszny i inteligentny. W końcu postanowił wrócić do
siebie. Odprowadziłam go do drzwi.
- Jakbyś
czegoś potrzebowała, albo po prostu… nie wiem, chciała pogadać, to dzwoń.
- Jak?
Przecież nie mam twojego numeru.
Uśmiechnął
się tylko promiennie i poszedł. Wróciłam do środka i zamknęłam drzwi. Zebrałam
z salonu szklanki i umyłam. Potem wzięłam plecak, wyłączyłam TV i poszłam do
swojego pokoju. Dopiero teraz wezmę się za lekcje. Dużo na jutro ich nie mam,
ale jak zwykle coś się znajdzie. Zadzwoniłam do Kuby.
- Hej, jak
babcia?- spytałam od razu.
- Lepiej.
Mam nadzieję, że nie skoczy jej znów ciśnienie- westchnął głośno. – Chyba nie
będzie mnie jutro w szkole.
- Kurde-
zasmuciłam się.- I z kim ja będę obgadywać ludzi?
- Wiem,
jestem niezastąpiony- wiem, że teraz się uśmiechnął.- Przepraszam, że nie
mogłem jechać… Przeze mnie nie znalazłaś pracy.
- Szukałam.
- Sama?-
zdziwił się szczerze.
- Nie… Był
ze mną Zbyszek. Stwierdził, że mi pomoże.
- Hm. A
znalazłaś chociaż coś?
- Zero.
Trzeba wziąć na celownik inne miejsce.
- Pomyślę
nad tym- obiecał.
- Dzięki,
jesteś wielki!
- No
oczywistość!- przewróciłam oczami.- Dobra, ja kończę. Powodzenia jutro na
matmie!
I się
rozłączył. A ja w kompletnej rozpaczy wyobrażałam sobie siebie przy tablicy i
pana Druja, który bezkarnie i bezczelnie oskarżał mnie o to, że nie potrafię
matematyki. Co jest nie do końca prawdą. No bo przecież umiem dodawać i
odejmować nie? A jak zaszaleję, to nawet pomnożę i podzielę!
Wyciągnęłam
książkę od wosu i próbowałam przeczytać cokolwiek, abym wiedziała na
jutrzejszej lekcji. Po pięciu minutach stwierdziłam, że to i tak nie ma sensu
bo nie mogę się skupić. Rzuciłam książki na biurko i wyciągnęłam pamiętnik.
11 listopad 2013r.
Dzień taki sobie. Nie znalazłam
roboty mimo pomocy samego siatkarza! To dla mnie udręka, bo kasy coraz mniej, a
nie więcej. Cud, jeżeli gdziekolwiek mnie przyjmą. A chciałabym zarobić na
prawko i samochód. Najprawdopodobniej będę zbierać do końca życia, jeżeli
rodzice nie wesprą mnie finansowo.
I jak już napisałam, Zbigniew Bartman
we własnej osobie opuścił trening specjalnie, aby mi pomóc w tym jakże nużącym
zadaniu. Jestem mu na serio wdzięczna, bo Kuba nie mógł iść ze mną. No i jest
jeszcze jeden powód. Pozwolił się przytulić przed oczami Alana, który w tamtym
momencie na mnie spojrzał. I chyba rozpoznał. A może on mnie rozpoznaje z
każdym razem, gdy widzi, ale udaje że nie? Może po prostu nie chce mieć ze mną
nic wspólnego? Tak się teraz zastanawiam, czemu po prostu nie zagadam? Niestety
po tacie odziedziczyłam wstydliwość. Chociaż gdy mi potrzeba, potrafię być
wredna.
Nie mam siły już myśleć. Zaraz idę
spać i mam nadzieję, że nie przyśni mi się nic, co bym sobie nie życzyła.
Jutrzejszy dzień bez Kuby będzie
udręką.
Trzeba przeżyć matematykę.
Koniec .
Zamknęłam z
trzaskiem zeszyt i zorientowałam się, że w domu jest głośno. Nie chcąc, aby
ktokolwiek mnie zobaczył, zgasiłam lampkę nocną i włączyłam mp3. Nie mam ochoty
z nikim rozmawiać.
Zasnęłam
przy 1D.
*****
Hej ;) I jak się podoba? Mam nadzieję, że jesteście zadowolone :D
Przepraszam za błędy różnego rodzaju :c
Wreszcie weekend! Jeszcze tydzień i ferie <3 A wtedy będę miała więcej czasu do pisania ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze! Postaram się każdy Wasz blog nadrobić w czytaniu przez te dwa dni... Pozdrawiam ;*
Szkoda, że Olce się nie udało znaleźć pracy :/
OdpowiedzUsuńZadowolona, ale już czekam na następny :)
świetny! czekam na nn ^^ <3
OdpowiedzUsuńCudowny! Czekam na next! ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńJak dużo Zbyszka było. :3
Może Bartman swoim urokiem osobistym sprawi, że Oli zmięknie serce i przestanie myśleć o Alanie.
Pozdrawiam! ;*
Czy mi się wydaje czy Zibi polubił Olkę ale tak polubił polubił? :D Hahah mam nadzieję, że coś z nich będzie, bo fajnie by było :D
OdpowiedzUsuńCzekam na koleejny :* /S. Czyt
Ojej *_* troszkę mnie tu nie było, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz ;> ostatnio miałam studniówkę i trochę zaganiana byłam, żeby wszystko wyszło perfekcyjnie ;> ale już koniec o tym xD w sumie miało to swoje plusy ;> miałam do przeczytania dwa rozdziały *_*
OdpowiedzUsuńZbyszek jaki pomocny <3 najpierw akcja przed szkołą, teraz pomoc przy szukaniu pracy ;> coś czuję, że nasz kochany Zibi coś jej załatwi, a to bardzo wkurzy Olę xD on chyba baaaardzo ją lubi, skoro opuścił trening ;> ale wiesz tak lubi lubi ^^
Ola!!! Daj Ty sobie spokój z tym Alanem!!!! On zwraca na ciebie uwagę tylko wtedy, gdy jesteś z siatkarzami ŻA-ŁO-SNE!!!
Zbysia coraz więcej *_* bardzo mnie to cieszy, choć to oznacza, że pewnie Kubusia będzie mniej ;((( ale Kubuniu pamiętaj, jak byś tam nie miał za dużo do roboty, to zapraszam do mnie xD
Przepraszam, że krótki, ale muszę lecieć na autobus xD
Ściskam, buziaczki ;***
Alexia ;**