czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział XXXI



Szkoła to podobno drugi dom. Jednak, kiedy wykorzystujemy ten tekst, nauczyciele zaprzeczają. I gdzie tu sprawiedliwość?
- No dobrze, Aleksandro…- Pani od polskiego uwielbia nie zdrabniać mojego imienia. Chociażby Alex by nie zaszkodziło. – Co możesz powiedzieć na temat tego dzieła i jego autora?
- Uważam, że nie przypuszczał, że jego bazgraje staną się sławne.- Na moją odpowiedź kilka osób parsknęło śmiechem. Natychmiast się uspokoili pod wpływem wzroku pani Szymalskiej.
- „Bazgroły” jak już coś, a nie „bazgraje” Aleksandro!- Skarciła mnie nauczycielka.- W takim razie może opowiesz coś o autorze?
- Jan Matejko. Tyle wiem.
- Nic więcej?- Zaskoczona patrzyła na mnie z nadzieją w oczach.
- Mogłaby mnie pani spytać z czegoś innego?- Poprosiłam. Na szczęście Dorotka ma masę pomysłów na materiał i styl pytania uczniów. Udało mi się obronić trzy na półrocze.
- Nie najgorzej, Olka. Zważywszy na to, że mieszkałaś od dziecka w Anglii i więcej słyszałaś angielskiego niż polskiego, to całkiem dobrze ci poszło. Nawet jeśli największe matoły z humanistyki miały czwórki… Nie jest źle, naprawdę.
- Zamilcz Kuba.- Do końca dnia miałam jeszcze pisać test z matematyki do poprawy. Udałam się więc na luźniejszej lekcji do pana Druja. Jak zwykle powitał mnie głębokim westchnieniem i bardzo „wesołym” uśmiechem. Jeśli poprzez –wesoły- rozumie się lekkie skrzywienie warg na ukos.
Okazało się, że nie jestem jedyną osobą. Tuż za mną wszedł Alan i zajął miejsce obok.
- Cześć!
- Hej.
- Nie odpisałaś na mojego sms’a.
- Przepraszam, nie miałam kiedy… Urwanie głowy od rana.- Oczywiście, że skłamałam. W każdej chwili mogłam mu odpisać. Nawet teraz. Ale tego nie zrobiłam. Bo? Bo jestem głupią idiotką.
Chwila, co on mi napisał? Przed oczami pojawił mi się obraz liter ułożonych w zdanie:
Hej, Ola. Wiem, że nie popisałem się. Chciałbym to naprawić… Jeśli chciałabyś się spotkać i pogadać, to daj znać. Proszę.
Przymknęłam powieki. Taaak. Mogłabym się z nim spotkać, pogadać, jeszcze bardziej się w nim zadurzyć. A on się pobawi mną i zostawi. Chyba… Chyba, że jest mądrym i uczciwym chłopakiem.
- To skoro nie odpisałaś… To może powiesz? Jak się już widzimy.- Szepnął, gdy pan od matmy zwrócił się w naszą stronę.
- Zaraz wam dam testy- obiecał. Zaczął szukać czegoś w teczkach. Zapewne zadań dla nas. Aż dziwne, że jeszcze sobie ich nie przygotował.
- Ola?- Alan wciąż oczekiwał, że coś powiem. Chciałabym powiedzieć.
- Ja…- Już miałam zamiar dokończyć zdanie, kiedy nad nami pojawił się pan Druj.
- Schowajcie ściągi. Alan, przesiądź się ławkę dalej.- Chłopak z niechęcią wykonał polecenie. A może to nie była niechęć? No bo w końcu… to mogło mi się tylko wydawać.
Otrzymałam sprawdzian i zaczęłam pisać. Potrzebowałam jeszcze przerwy, żeby sprawdzić. Wiedziałam, że Alan już napisał, ale nie oddaje. Najprawdopodobniej czeka na mnie. Zaczęłam myśleć nad planem ucieczki. Kto by pomyślał, że któregoś dnia będę chciała go unikać? Ale im więcej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to słuszne. Nie mogę z nim pisać, czy nawet niewinnie się spotykać wiedząc, że za chwile pójdzie do swojej dziewczyny. I zapomni o mnie jak gdyby nigdy nic. To nie fer. I nie pozwolę się ranić!
Z takimi myślami wyszłam z klasy. Po chwili Morczewski mnie dogonił.
- Olka!- Zawołał, chwytając mnie za łokieć.- Możemy porozmawiać?
- O czym?
- O tym, że właśnie nie chcesz ze mną rozmawiać. Jak na ironię kuźwa!- Zatrzymał mnie i próbował zajrzeć w oczy.
- Powiedziałam ci już, Alan. Zbyt dużo rzeczy mi się nie zgadza.
- Na przykład?
- Na przykład to, dlaczego nienawidzicie się z Kubą!- Syknęłam spoglądając dookoła, czy nikt nie słyszy.
- Nie powiedział ci?- Alan jest szczerze zdumiony.
- Nie chce mi powiedzieć. Więc może ty…
- Sorki, ale nie.
- To się nazywa męska solidarność!- Wzniosłam ręce w górę na znak swoich słów. – No dobra. Skoro nie chcesz mówić o Kubie… To powiedz chociaż, dlaczego się chcesz ze mną spotkać?
- Chciałem porozmawiać.
- Przecież, właśnie to robimy- zmarszczyłam brwi.- O co tak naprawdę chodzi?
- Czy to źle, że chcę spędzić z tobą chwilę czasu pijąc kawę?
- Nie. Ale złe jest to, że Jolka nic o tym nie wie. Okłamujesz swoją dziewczynę?- Podparłam się pod boki.
- Przecież mogę się umawiać z kim chcę. Mogę mieć koleżanki, Olka. Nie jestem uwiązanym psem do cholery!
- Okłamujesz ją?
- Tylko nie mówię całej prawdy.- Wzruszył ramionami. A mnie coś tchnęło. To znaczy, że gdybym to ja była jego dziewczyną, on by mnie okłamywał, czy jak to stwierdził: NIE MÓWIŁ CAŁEJ PRAWDY?
- Czyli, że jesteś cholernym kłamcą, jak większość facetów?- Niestety to zabrzmiało jak pytanie.
- Ciebie nie okłamuję.
- O, dziękuję za tą wyrozumiałość i hojność z twojej strony!- Zakpiłam i go wyminęłam.
- Ola, no! To pójdziesz ze mną, czy nie?!
- Nie!- Krzyknęłam za siebie niemal wybiegając z bocznego korytarza. Prawie wpadłam na Sokołowskiego.
- Hej, hej! Uważaj, jak chodzisz!- Zatrzymał mnie.- Co by było, gdybyś wpadła z impetem na pana od matematyki, a nie mnie?
- Zapewne już bym nie żyła. Ale na szczęście to ty!- Przytuliłam się do niego.
- Mogę wiedzieć, skąd ten nadmiar miłości?- Zachichotał obejmując mnie.
- Potrzebowałam tego.- Westchnęłam z ulgą, że na szczęście mam do kogo się zwrócić.
- Coś się stało?- Ledwo usłyszałam troskę w jego głosie. Odsunęłam się od niego i pociągnęłam w stronę szafek. Właśnie skończyliśmy lekcje.
- Zaraz wszystko ci opowiem. – Wkładając kurtkę i szalik streściłam mu całą sytuację z Alanem.
- I bardzo dobrze zrobiłaś!
- Nie czarujmy się, Kuba. Uważasz tak tylko dlatego, że się nie lubicie.- Wyszliśmy na dwór. Chłopak włożył kaptur na głowę. Przenikliwe oczy patrzyły na mnie, niemal wywiercając dziurę w głowie.
- Uważaj, bo jeszcze się we mnie zakochasz…- Uśmiechnął się.
- To ty nie wiesz, że od dłuższego czasu „pałam” do ciebie „nieokiełznanymi” uczuciami?- Odpowiedziałam zmysłowym głosem. Kuba wybuchnął śmiechem.
- Udzielił ci się nastrój Dorotki!- Pochwalił. – Co się dziwić. Ona też mnie kocha, chociaż myśli, że tego nie widzę.
- Dobrze wiem, że ty wolałbyś gorące spojrzenie nie Dorothy, a samego wuefisty!
- Nie mów nikomu, ale z Maciusiem to ja mam już pewien układ.- Mrugnął do mnie.
- Nie wierzę! Masz większe powodzenie jako gej, niż ja jako hetero. To nie jest fer!- Wkurzyłam się.
- Taki już urok mój… Nawet na ciebie działa.- Uśmiechnęłam się patrząc mu centralnie w twarz. Powiem szczerze, że jest bardzo przystojny. Czarne włosy i brązowe oczy były w połowie zasłonięte szarym kapturem, co jeszcze bardziej dodawało mojemu przyjacielowi uroku.
- Gdybyś nie był gejem, to kto wie…
- Dobrze, nie zapędzaj się już tak!- Ostrzegł ze śmiechem.- Chyba przyjechał ktoś po ciebie.- Głową wskazał za mnie.
- Czyżby Igła postanowił kolejny raz mnie odebrać ze szkoły?- Zdziwiłam się. A przecież byłam już gotowa na przejazd autobusem. Obróciłam się i zmarszczyłam brwi. Co tutaj robi Zbyszek?
- Okej, to ja lecę bo już widzę swój autobus!- Dał mi szybkiego buziaka w czoło i pobiegł trzysta metrów w stronę przystanku. Nie zdążyłam się nawet z nim porządnie pożegnać. Pokręciłam głową i zaczęłam iść w stronę siatkarza, bacznie go obserwując.
- Masz zamiar mnie porwać, czy uprowadzić?
- A to nie jedno i to samo?- Wyszczerzył się. Widząc jednak mój pytający wzrok, odpowiedział.- Igła kazał po ciebie wstąpić.
- „Kazał”? A co ty jesteś jego szoferem?
- Do dobra. Poprosił mnie bym po ciebie przyjechał i zabrał na salę.
- Wiedziałam, że kiedyś to musi nastąpić- skrzywiłam się. Otworzył mi drzwi, więc wsiadłam do samochodu. Przeszedł wokół i zajął swoje miejsce.
- Nie cieszysz się, że nas zobaczysz?
- Dopiero się z wami dzieliłam pizzą! Widuję was częściej niż własne odbicie w lustrze!- Poskarżyłam się.
- Przynajmniej masz na co dzień ładny widok- mrugnął do mnie i odpalił silnik.
Zdumiona już sama nie wiedziałam, czy mam się obrazić, czy raczej śmiać.  


*** 


- Proszę, oto twój strój.- Igła podał mi reklamówkę. Patrzyłam na jego wyciągniętą rękę w milczeniu.- Olka!
- Ach! Mówisz do mnie? Myślałam, że do kogoś za mną…
- Mamy umowę!- Krzyknął Fabian. Przewróciłam oczami dobrze wiedząc, o czym mówi.
- No dobra, dobra. A co z trenerem? Przecież nie mogę ćwiczyć z wami na jednym treningu!- To piękne, co wymyśliłam. Az sobie pogratulowałam.
- Trening mamy za godzinę- wyjaśnił Kubiak. Najwyraźniej już się nie gniewał na mnie o te kręgle.
- I waszym świetnym pomysłem było sprowadzenie mnie tutaj, żebym nauczyła się odbijać piłkę?
- Czas idzie!- Olieg przypomniał. 
- Czas nie może iść, Olek.- Usłyszałam pouczający ton Kosoka.- Może biec, ale nie iść.
- To jest samo to, co mówię.- Zdziwił się. 
- A jednak co innego!
- To jak?- Igła był z siebie dumny. Wyrwałam mu z ręki reklamówkę i udałam się do szatni. Włożyłam przygotowane dla mnie czerwone spodenki i i biało czerwoną koszulkę z krótkim rękawem. Z logo klubu na lewej piersi.
- Dobra, to zaczynamy!- Ogłosił Fabian Drzyzga, gdy tylko wróciłam.
Mordercza rozgrzewka. I ja narzekałam na w-f w szkole? Jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy rozgrzewka. Ale siatkarze postanowili mnie szybko uświadomić. Nie wiem jakim cudem miałam jeszcze siłę na próby odbijania posyłanych przez nich piłek. Na początku po prostu uciekałam. Nie wiem czemu, ale taki był mój pierwszy odruch. Gdy za siedemnastym razem uchyliła się przed piłką, Krzysiek nieźle się wkurwił.
- Kurwa, Olka!- Warknął podchodząc do mnie. – Czy ta piłka cie ugryzie?!
- Ona mnie uderzy!
- Dlatego ją musisz odbić, geniuszu!
- Ale to jest taki odruch! – Broniłam się. Igła powoli tracił cierpliwość.
- Dobra, jeszcze raz. Jak uciekniesz, to cię zamorduję!- Pogroził. Kiwnęłam głową. Krzysiek stanął z piłką pięć metrów dalej i odbił ją w moim kierunku. Przełknęłam ślinkę, ale się nie odsunęłam.
Dam radę! Co to takie odbicie piłki? Pff!
Ugięłam nogi, jak wcześniej pokazał mi Ignaczak. Wystawiłam ręce do przyjęcia. Piłka niemiłosiernie się zbliżała w moim kierunku. Jednak coś się nie zgadzało. Mikasa zamiast zbliżać się do moich rąk, wciąż leciała na tej samej wysokości.
Odbiję ją! Nie odsunę się! Nie będę tchórzem!
Zanim się obejrzałam, usłyszałam głośny plask. Zorientowałam się dopiero, gdy wylądowałam na plecach, a czoło zaczęło piec.
- AŁA!- ryknęłam. Natychmiast przy mnie znalazł się Igła i Zibi.
- Nic ci nie jest?- Zapytał ten drugi nachylając się nade mną.
- Nad twoją głowa wirują gwiazdy.- Oznajmiłam, a wszyscy ryknęli śmiechem. Nawet Bartman nieznacznie się uśmiechnął. Pomógł mi wstać. – Igłaa! Mówiłeś, że piłka nie może mnie skrzywdzić!
- Zamiast stać jak ciele, trzeba było ją odbić. Ewentualnie się uchylić.
- No nie! Trzymajcie mnie, bo zaraz mu przyłożę!- Wyrywałam się Zbyszkowi, który chyba dla mojego i kolegi bezpieczeństwa, trzymał mnie za ramiona. – Najpierw mówisz, że mam nie uciekać, a teraz mówisz co innego?!
- Chodzi o to, że gdy widzisz, że piłka leci na twoją twarz, to nie stoisz jak kołek, tylko robisz wszystko, żeby cię nie trafiła!  - Nie miałam więcej argumentów. Przecież to on wie lepiej. A skoro inni się nie wtrącali, to znaczy, że on ma rację. Westchnęłam i zrezygnowana oparłam się o Zbyszka.
- Może lepiej, jak ja cię będę uczył.
- Przyznaj się Bartman, że masz inny w tym interes!- Zachichotał Kubiak.
- Ależ to świetny pomysł!- Klasnęłam w ręce. Chwyciłam Zbyszka za nadgarstek i pociągnęłam w stronę kosza z piłkami. Chwilę później inni zajęli się sobą, a Zibi pokazywał mi, jak dokładnie mam ustawić ręce i nogi.
- Na początku, za każdym razem uginaj nogi. Całe ciało musi pracować.- Odbił kilka razy nad głową palcami, żeby mi zademonstrować.- Nie miej płaskich rąk. Ugnij palce. O, tak. A teraz ja stanę dwa metry dalej i rzucę w twoją stronę. Postaraj się odbić jak najwyżej potrafisz.- Zrobił, co powiedział. I o dziwo udało mi się! Aż pisnęłam z ekscytacji. Siatkarze tylko zachichotali widząc to.
- No, to teraz po prostu podrzuć piłkę i w ten sposób odbijaj nad głową.
- Ile?
- Jak najwięcej.- Kiwnęłam głową. Zbyszek jest dobrym trenerem. Nie, żeby Igła nie był. Al. On mnie irytuje, a pewna myśl, gdy go widzę nie może odejść z mojej głowy. Podrzuciłam piłkę i zaczęłam odbijać.
Po piętnastu minutach najwięcej odbiłam 20 razy bez przerwy. Marudziłam, że szyja bardzo boli. I ręce, ale Zibi tylko ze mnie żartował. W końcu odezwał się Jochen.
- Chodźcie zagramy w zbijaka!
- Chyba ziemniaka…- Poprawił go Piotrek.
- Nie ważne. To jak?- Zgodzili się wszyscy, oprócz mnie. Dopiero, gdy Paul zaczął się  śmiać ze mnie, że się boję… Nie miałam wyjścia. Musiałam się zgodzić.


*** 


Po treningu pożegnałam się z siatkarzami. Na koniec został Bartman z szerokim uśmiechem.
- No to ten… Dzięki.
- Jak skromnie!- Zażartował.- czy nie powinienem zostać obsypany kwiatami?
- Załatwione. Przyślę ci wiązankę do domu.
- Kubiak stwierdził, że to nie jest możliwe, żebym cię nauczył odbijać, a co dopiero grać!
- O graniu nie ma mowy!- Zastrzegłam od razu.- Pisałam się tylko na odbijanie. Poza tym Michał jedno mówi, a drugie robi.
- Dziku to dziku.- Podszedł do nas Igła.-  Dobra, to ja czekam w samochodzie młoda. Tylko nie żegnajcie się długo, bo Iwona pewnie czeka z kolacją.- Mrugnął do mnie i jestem pewna, że posłał Bartmanowi ostrzegawcze spojrzenie. Aż zaczęłam podejrzewać, czy jemu się aby na pewno tylko z powodu żony tak śpieszy.
- Byłbyś dobrym trenerem.- Odezwałam się, gdy Ignaczak wszedł do samochodu. Czułam na sobie jego wzrok.
- Gdyby nie gapiący się na nas Igła, pewnie bym się zarumienił.
- Nie wiem, czy będziesz miał tyle cierpliwości, żeby nauczyć mnie odbijać dołem…
- Jak już raz wspomniałem… Jestem w stanie się dla ciebie poświęcić.
- Jaki rycerz! Będziesz moim rumakiem na białym…
- Chyba rycerzem na białym koniu?- Zaśmiał się.
- Nie ważne. Przejęzyczenie. – Ale on nadal chichotał.- Przestań się śmiać!- trzepnęłam go w ramię.
- Dobrze, już się uspokajam..- Udawał powagę, co tym razem mnie rozśmieszyło. – Dobra, idę bo zaraz padnę ze śmiechu.
- To znaczy, że ja cie rozśmieszam? Czy raczej, śmiejesz się ze mnie?
- Po drodze do wyjaśnienia tego, sama się pogubiłam.- Przyznałam z uśmiechem.
- To co z tą nagrodą?- Spytał, gdy już miałam odchodzić.
- Może być moja wdzięczność?
- To niesprawiedliwe! Ja się poświęcam, a ty mi za to…- Nie skończył zdania bo natychmiast się do niego przytuliłam. Kiedyś miałam wiele skrupułów co do tego, czy mogę go przytulić. Zwłaszcza sportowca. Ale ostatnio Zibi stał się moim MISIEM.
- No, to już lepiej.- Mruknął odwzajemniając uścisk. Po kolejno mijanych sekundach, nadal nie chciał mnie wypuścić z objęć.
- Zbyszek…- warknęłam. Zaśmiał się i odsunął ode mnie.- Jak słowo daję, ostatni raz cię przytuliłam!
- Nie złość się. Miło jest przytulić dziewczynę, a nie podjaranego przyjaciela, który cieszy się ze zwycięstwa. Tak dla odmiany.
No, no. Czyli ja też jestem jego MISIEM.
- Olka!- Ryknął Ignaczak.
- Jeszcze raz dziękuję!- Pomachałam siatkarzowi i weszłam do samochodu. Gdy odjechaliśmy, nie spodziewałam się tego, co Igła powie.
- Może jeszcze trzeba było się pocałować na odchodne?- Spojrzałam na niego uważnie. Ton jego głosu mnie zaniepokoił.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Żegnacie się, jakbyście parą byli! Albo o czymś nie wiem?
- Jesteś zły, że to on mnie uczył odbijać a nie ty, czy o to, że spóźnisz się na kolację dwie minuty?
- Nie jestem zły.
- A jednak. Mnie nie oszukasz!- Przyjrzałam się mu uważnie. – Albo masz coś do tego, że się z nim przyjaźnię.
- Nic do tego nie mam. Jesteś dorosła.
- Więc?- Zachęciłam go.
- Ostatnio mało rozmawiamy. Nie wiem, co u ciebie.- Wyraźnie się zasmucił, aż mi się udzieliło. W tym momencie mam ochotę mu wszystko wyjaśnić. Ale wiem, że nie mogę. Jeszcze nie, bo nie mam dowodów. – Martwisz się tym, że nie spędzisz świąt z rodzicami?
- Nie. Martwię się zbliżającą maturą i-  o zgrozo- moim występem na scenie.
- Wiesz, że przyjdę na twój pokaz, prawda?- Ta jego podstępna mina mówiła mi, że nie żartuje.
- A tylko spróbujesz!
- I tak przyjdę!
Dupek.


*** 


Po kolacji zamknęłam się w swoim pokoju. Otworzyłam laptopa z zamiarem obejrzenia kilku odcinków Supernatural. Ale trafiłam na konwersację moich przyjaciółek.
- Alex!- Wydarła się Natalia.
- No jestem, jestem już!
- Nie było cię od tygodnia!- Poskarżyła się Karolina.
- Wiem, przepraszam, że tak was zaniedbałam. Ale ostatnio mam mało czasu…- Skrzywiłam się na samo wspomnienie.- Dziś na przykład siatkarze postanowili nauczyć mnie grać.
- Nie wierzę, że się na to pisałaś!- Zachichotała ruda. – I niech zgadnę… Twoim nauczycielem był… Bartman?
- Nie.. to znaczy…- Zarumieniłam się, czego kompletnie nie rozumiem. Przecież to nic takiego!- Na początku Igła mnie „uczył”. Ale w końcu poprzestało na Zibim. W ogóle to czemu ja wam się tłumaczę! Eh, nie ważne.
- Dobra, jak sprawa z Alanem?- Zagadnęła Karo. A ja natychmiast spochmurniałam.
- Skomplikowana.- Widząc ich zdezorientowane miny, pośpieszyłam z wyjaśnieniami.- Niby chciałabym, żeby na mnie zwracał uwagę… Ale nie w taki sposób. Wziął ode mnie numer telefonu. Trochę smsowaliśmy. Wczoraj napisał, że chce się ze mną umówić.
- A jego dziewczyna?- Karolina od razu pojęła o co chodzi.
- No właśnie. On ma dziewczynę! I nie mówi jej wszystkiego. Nie jest mi szkoda Jolki. No ale same wiecie, jak to jest… Nikt nie chciałby być oszukiwanym.
- Co ci szkodzi się trochę zabawić? Utrzesz nosa tej Jolce!- Natalia jak zwykle myślała po swojemu.
- Gdyby to było takie proste…
- Kuźwa, Nat! Przecież jej nie chodzi o zabawę, a o NIEGO.
- To nie znaczy, że nie może go sobie po prostu odbić! Każdy facet jest skonstruowany w ten sam sposób. Wystarczy kilka trików i już jest twój!
- To raczej zależy od kobiety- mruknęłam.
- Tylko nie mów, że nie jesteś atrakcyjna!- Pogroziła mi.- Jeśli tylko byś chciała, mogłabyś go zdobyć już dawno.- Nie podobało mi się nigdy jej rzeczowe nastawienie do facetów. Jakby byli tylko od jednej rzeczy.
- Jakoś sobie z nim poradzę. Niech udowodni, że choć trochę mnie lubi.
- A jak śledztwo?
- Nie wiem. Ostatnio się tym nie zajmowałam. Cały czas nauka. Może jutro posiedzę i pomyślę, co dalej.
- A na czym stanęło?- Chciała wiedzieć blondyna.
- Na tym, że moja mama ukrywa coś paskudnego. I śledziłam historię przyjaciela Igły. Zginął w wypadku.
- Podpytaj o niego.
- Co mi to da? On już nie żyje. Jedyne źródło informacji mam przy sobie. I nie umiem go wykorzystać.
- Pomyślimy nad tym.
- Dobra, ja spadam bo mi się odcinek już naładował!
- Nie wierzę, że nam to robisz!- Ruda udawała wściekłą, ale dobrze rozumiała jak przepadam za spn.
- Też was kocham!



*******
Taaaak Dzisiaj dość długi, prawda? Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało :D

Strasznie szybko mi ten tydzień mija. Dzień po dniu i już jest 9 lipiec! 
No, ale ja mam co robić. Czytam książki, oglądam seriale... I oczywiście piszę rozdziały. Chciałabym napisać całą pierwszą część, żebym mogła dodawać codziennie. Niestety tak się nie da ;c 

Hm, ciekawe komentarze otrzymałam od Was pod ostatnim postem ;D
Bardzo jestem ciekawa, jakie jeszcze macie teorie! 
O tym, czy macie rację, dowiecie się wkrótce ;*

Wreszcie kupiłam Mikasę!! Ale pogoda się popsuła... I do tego nie ma z kim grać ;/
 
Dziękuję za wyświetlenia <3
Do następnego ;)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział XXX



Cały kolejny tydzień spędziłam przy książkach. Odłączyłam się od świata. Dopiero w niedzielę postanowiłam odpocząć. W końcu to Boży dzień! 

Wreszcie zamknęłam książki. Głowa mi pęka od nadmiaru wiedzy. Plus taki, że nie muszę wkuwać słówek na angielski, bo posługuję się tym językiem dość biegle. Gorzej z matematyką. Ale koniec. Enough! Dziś robię sobie przerwę. Kuba zaprosił mnie na obiad, a wieczorem wybieram się z Ignaczakami do kina. Siatkarze wciąż przypominają mi zakładzie z Paulem. Jednak SA wyrozumiali ze względu na zbliżającą się maturę.
Jest koniec listopada, więc niedługo święta. Nie mam już ochoty rozmawiać z mamą na temat jej przyjazdu. Będzie chciała, to przyjedzie. I tak święta spędzę z moimi rozszerzeniami : )))
Powinnam już umieć tę piosenkę na akademię, o czym dokładnie mi przypomina Choinka. Mieliśmy kolejne spotkania, podział na role zakończony. Teraz tylko próby.
Pierwszy semestr zakończy się ze średnią 4,2. Nie jest źle.
Alan od kilku dni często do mnie pisze. O różne głupoty pyta, a z tego wynikają całkiem ciekawe, kilkugodzinne rozmowy. Nie powiem, cieszę się z tego powodu. Coś ruszyło do przodu! Nie mogę powiedzieć tego samego o mym dobrym, nowym przyjacielu Kubie. Ten to wiecznie nie jest zachwycony. Zwłaszcza moimi rozmowami z Morczewskim. W styczniu są moje dokładnie 19 urodziny, więc może wtedy poproszę, aby mi wszystko wytłumaczył. To będzie najlepszy prezent.
A tymczasem zbieram się do kościoła.

- Olka! Chodź już!- Zawył za moimi drzwiami stojący Krzysiek.
- No idę już, idę! Pali się?- bąknęłam.
- Nie powinno się spóźniać do kościoła- odparł, kiedy otworzyłam drzwi.
- Włożę tylko kurtkę i buty.- Oznajmiłam. Kiwnął głową i wyszedł z domu. Chwilę później dołączyłam od czekających na mnie Ignaczaków.

*** 

- Kuba, przynieś z kuchni inną łyżkę Oli…- Mama Sokołowskiego pogoniła syna.- Przecież nie będzie jadła z takiej brudnej…
- Ale nie trzeba…- Chciałam zaprotestować, jednak Kuba już podmienił mi sztućce. – Dziękuję.
- Tata będzie?- Spytał, gdy usiadł na swoim miejscu.
- Już powinien być…- Zmarszczyła brwi patrząc na zegarek wiszący na ścianie. – No dobrze, poczekamy jeszcze chwilę. Ola, jak podoba ci się nowa szkoła?- zwróciła się bezpośrednio do mnie.
- Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego, jak bardzo są tutaj gościnni ludzie. A dzięki Kubie odnalazłam się dość szybko w nowym otoczeniu. No i pomaga mi z matą!
- Taak, Kuba ma umysł matematyka.
- Nie mówcie, jakby mnie tutaj nie było. – Nagle drzwi frontowe się otworzyły.
- Jest tu kto?!- zawołał męski głos.
- Chodź szybko, bo czekamy na ciebie!- Odpowiedziała mama mojego przyjaciela. Mężczyzna odwiedził łazienkę i po kilku minutach wszedł do kuchni. Od razu spostrzegł mnie.
- A kogo me stare oczy widzą?- Uśmiechnął się szeroko do mnie.
- Tato, to jest Aleksandra Sowecka.
- Ta nowa z Anglii?- upewnił się podają cm rękę.
- Tak, to ja.- Uścisnęłam jego wielką dłoń. Mężczyzna jest odrobinkę wyższy od Kuby, ma ciemne włosy i oczy takie, jak syn.  Zajął jedno wolne miejsce obok żony i zaczął rozlewać rosół do naszych talerzy.
- A więc, Aleksandro…
- Ola- poprawiłam odruchowo. W Londynie ludzie różnie do mnie mówili. Polacy Ola, Anglicy Alex, nauczyciele Aleksandra. Ale tutaj wolałam Ola.
- Włodek.- Odpowiedział machinalnie. Wyszczerzyłam się.- Tak więc, Olu… Powiedz mi, jak ci się u nas podoba?
- Nie mogę narzekać.- Odparłam po krótkim zastanowieniu. Jak dla mnie bomba. Już pierwszego dnia zaprzyjaźniłam się z Kubą, w ciągu tygodnia poznałam kilku siatkarzy i Alana.
- Interesujesz się siatkówką? Albo jakimś sportem?- Wyraźnie to zdanie miało decydować o tym, czy będę w tym domu lubiana, czy nie. Zerknęłam na rozbawionego Kubę. W duchu przesyłałam mu wiadomość, żeby mi pomógł. Jednak chyba jej nie odebrał.
- Nie mogę powiedzieć, że jestem jakąś wielką fanką sportu…
- Ale mieszkasz z siatkarzem- dokończył za mnie.
- Poznałam już wielu siatkarzy i muszę przyznać, że jako osoby, to bardzo mili i inteligentni ludzie.- Zadowolona ze swojego zdania, aż się uśmiechnęłam.
- Umiesz grać w siatkówkę?- Zagadnęła mama Kuby.
- Nie za bardzo… Ale siatkarze pracują ze mną nad tym.- Gdy tylko pomyślałam o tym, jak dawno nie odwiedzałam siatkarzy na treningu… Nie wierzę, ale poczułam wyrzuty sumienia. Zbyszka nie widziałam od tygodnia. Jak i reszty. Nie, żebym za nimi tęskniła. Ale jednak ten ostatni wypad na kręgle przekonał mnie chyba ostatecznie do tych zajebistych ludzi. Niewiarygodne, jak przez kilka miesięcy potrafi się zmienić nastawienie człowieka do pewnych spraw.
- Miałem nadzieję, że namówisz Kubę do powrotu- westchnął pan Włodek.
- Powrotu?- Uniosłam obie brwi spoglądają z ciekawością na przyjaciela.
- Nie mówił ci?
- Mówiłem! Tylko jak zwykle Ola nie słucha mnie, a własnych bijących się w szarych zakamarkach jej umysłu myśli. – Wzruszył ramionami.
- Hej! Wspominałeś tylko, że grałeś w siatkówkę. Ale nie wyjaśniłeś, dlaczego.
- Nie musisz wiedzieć…- bąknął koncentrując się na zupie. Spojrzałam na jego rodziców. W końcu odezwała się jego matka.
- Kuba przestał grać… Przez pewnego chłopca. – Nie jestem pewna, ale chyba rozdziawiłam usta. – Bardzo go zranił… A…
- Dość!- Chłopak uderzył pięścią w stół.- Ola nie musi o tym wiedzieć. – Jego rodzice popatrzyli po sobie. Widocznie nie pierwszy raz taka sytuacja miała miejsce. Resztę posiłku spożyliśmy w milczeniu.
Po obiedzie uparłam się, żeby pomóc pani domu w myciu naczyń. Mocno protestowała, ale w końcu uległa. Podała mi ścierkę do wycierania, a sama zabrała się za czyszczenie talerzy.
- Przepraszam za to przy stole…- zaczęłam nieśmiało.
- Nic się nie stało, kochanie. Niestety ten temat Kuba unika jak ognia. Nie rozumiem jednak, dlaczego aż tak wybuchł przy tobie…
- Więc nigdy nie reagował aż tak wybuchowo?- Starałam się zrozumieć, o co chodzi.
- Nie, nie. Zazwyczaj tylko prosił, żebyśmy zmienili temat. To dzisiaj przy stole bardzo mnie zdziwiło.- Podała mi talerz, więc zaczęłam starannie go wycierać. Nie chciałam być wścibska, ale może ta sprawa jest ważna.
- A co się wtedy stało?- Od razu zrozumiała, o co mi chodzi. Westchnęła głośno.
- Może powinnas jego zapytać?- zasugerowała.
- Raczej nic mi nie powie, pani dobrze o tym wie- uśmiechnęłam się.
- No dobrze… - Odłożyłam suchy talerz na półkę.- Kuba na początku pierwszej klasy liceum zaczął się dziwnie zachowywać. Znikał na całe dnie, wracał późno wieczorem. Raz przyłapałam go pijanego, co nigdy się mu nie przytrafiało. Rozmawiałam z nim dużo, ale ot nic nie dało. Nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Świetnie grał w siatkówkę, więc poprosiłam jego brata, żeby jakoś go wciągnął do szkolnej drużyny. Miałam nadzieję, że w taki sposób Kuba powróci do swojej poprzedniej postaci. Więc jego brat załatwił mu pozycję przyjmującego. Żebyś widziała, jak on się cieszył! Odżył trochę. Ale między nim a bratem stosunki się pogorszyły. Nie miałam pojęcia, co się stało. Aż pewnego dnia… Kuba przy kolacji oznajmił nam, że… podobają mu się chłopcy. Mało tego! Że ma chłopaka!- Zerknęła na mnie, bo zauważyła, że przestałam wycierać naczynia. Natychmiast wróciłam do swojej pracy. Ale… Wreszcie coś się dzieje! Dowiem się, o co chodzi Kubie! Dlaczego nie lubi rozmawiać o tym, że znajdziemy mu chłopaka.
- I co dalej?- Nie mogłam się powstrzymać.
- Ja i mąż byliśmy w szoku. Za to po starszym nie widać było szoku. Okazało się, że wiedział od jakiegoś czasu.
- Kim był jego chłopak?- Zaciekawiła mnie niesamowicie ta myśl.
- Zdaje się, że jeden z najlepszych przyjaciół brata Kuby. – O mały włos nie upuściłam miski. – Adrian. To jasne, że nie mogliśmy się pogodzić z orientacją naszego drugiego syna. Ale w końcu to zaakceptowaliśmy.
- Nie rozumiem… Dlaczego zrezygnował z siatkówki?
- Kuba był ze swoim chłopakiem kilka miesięcy. A tu nagle ogłosił, że nie są parą. I że kończy z siatkówką. A był już na zawodach i zdobył nie jeden tytuł. Do tego jego brat nie mógł mu wybaczyć tego, co się stało.
- A gdzie teraz jest pański starszy syn?
- Wyjechał i mieszka w Katowicach ze swoją dziewczyną. Odwiedza nas często, jednak między nim, a Kubą nie jest w porządku.
- O masakra…- Skomentowałam, na co kobieta głośno się zaśmiała.- Dziękuję, że pani mi to wytłumaczyła.
- Moim zdaniem powinnaś wiedzieć, skoro się przyjaźnicie. Zatajanie tego przed tobą, nie wyszłoby na dobre. 
Dokończyłam pomaganie w kuchni i wróciłam do pokoju Kuby. Ten leżał brzuchem do góry na dywanie i wpatrywał się w sufit. Nawet nie drgnął, kiedy położyłam się obok niego.
- Kuba, o co chodziło z tym przy stole?- zagadałam.
- Pewnie już wiesz. – Mruknął posępnie. Przyznać się? Pytanie tylko, czy obrazi się na mnie za to.
- Kuba, to żaden wstyd, że miałeś chłopaka…
- No właśnie. Miałem.
- Nie on jeden i nie ostatni!- Próbowałam to powiedzieć optymistycznie, ale wyszło, jakbym na niego krzyczała.
- Ty nic nie rozumiesz…
- Więc wyjaśnisz mi to teraz? Czy może jutro? Albo… nigdy?- Przygryzłam wargę. Coś musi być na rzeczy.
- Nie wstydzę się, że miałem chłopaka. Mało ludzi o nas wiedziało… Prawie nikt. Szkoda tylko, że przez to jaki jestem, straciłem brata…
- Hej, nie straciłeś…- Przewróciłam się na prawy bok, podpierając głowę na ręce opartą o podłogę. – Skąd takie nastawienie?- Obrócił w moją stronę głowę i spojrzał prosto w oczy.
- Powiedział, że mnie nienawidzi. Że „zaraziłem” jego kumpla. I że wolałby, żebym nie istniał.- Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W życiu nie chciałabym usłyszeć takich słów od swojego brata… Chociaż nie mam rodzeństwa, to gdybym miała… W takiej sytuacji nie dziwię się Kubie. – Nadal uważasz, że jesteśmy super kochającym się rodzeństwem?
- Rozmawiacie w ogóle ze sobą?
- Tylko, gdy sytuacja tego wymaga- skrzywił się.
- A co z Adrianem?
- Jak to co?
- No… macie kontakt ze sobą? Czemu zerwaliście?- Długo nie odpowiadał. Bardzo długo. Jednak nie pytałam ponownie, żeby nie stracić tej chwili. Teraz mogę się dowiedzieć trochę o przeszłości przyjaciela. W końcu się odezwał.
- Nie widujemy się. Czasem piszemy na fb. Ale nigdy nie będziemy mogli wrócić do tego, co było między nami.
- Kochałeś go?- Spytałam delikatnie.
- Nadal kocham.- Jęknął przeraźliwie, jakby właśnie te słowa zraniły mu uszy.
- A on?
- Z tego co wiem, nic się nie zmieniło.
- To czemu nie możecie być razem? Albo raczej, czemu nie chcecie?
- To inna historia. W sumie łącząca się dość istotnie z tą, którą ci opowiedziała moja mama.
- Ona nic mi…- Już chciałam zaprzeczyć jego słowom, ale wzrok, który mi posłał zdecydowanie zmroził  krew w moich żyłach. – No dobra. Ale czemu nie chcesz mi powiedzieć dalszej części?
- Bo jeszcze nie mogę.
- I to ma mi wystarczyć?!- Prychnęłam poirytowana.
- Na razie tak. Wybacz.


*** 


Przez cały wieczór nie mogłam się skupić na niczym. Byłam tak roztargniona, że przed samym wyjściem do kina Igła pytał się mnie tysiąc razy, czy na pewno się dobrze czuję. Za każdym razem odpowiadałam to samo.
Ale moje myśli błądziły wciąż w jednym kierunku. Może dwóch. Siedziałam z tyłu między dzieciakami, ale w ogóle nie słyszałam i nie reagowałam na ich wrzaski.
- Ola, czy tobie dali jakieś środki otumaniające na tym obiedzie, czy jak? Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie wybuchłaś. – Jednak jego mina wyrażała więcej radości niż zmartwienia.
- Dowiedziałam się kilku ważnych rzeczy. Musze je przetrawić. To dlatego.- Wyjaśniłam.
- Krzysiek, daj jej spokój…- Iwona jak zwykle stanęła w mojej obronie. Jakieś dwadzieścia pięć minut później staliśmy w kolejce po bilety. Przed nami stały cztery osoby.
- Ola idziesz z nami na Dzwonieczka?- Dominika uśmiechnęła się do mnie słodko.
- Chyba, że wolisz z nami na Króla Lwa!- Zaproponował Krzysztof. Trio On-Seba-Ja, czy Iwona-Domi-Ja.
- Chodź z nami!- Pociągnął mnie za rękę Sebastian.
- Wiecie co? A może mogłabym pochodzić po sklepach w tym czasie? Jakoś nie mam ochoty na kino…
- Na pewno?- Uniósł brew Igła.- Wolisz ciuchy od pełnego niesamowitości seansu?- Kiwnęłam głową.
- Oczywiście, że możesz, co to za pytanie!- Uśmiechnęła się Iwona. – Tylko miej telefon włączony.
- Okej, dzięki.- Obróciłam się i jak najszybciej opuściłam tę część galerii. Postanowiłam rozejrzeć się po sklepach z ciuchami i butami. A na koniec iść do Empiku.

***

Chwyciłam do ręki jedną z książek fantastycznych. Zaczęłam czytać opis, ale nie porwało mnie. Więc zabrałam się do kolejnej. Ta była całkiem niezła, dopóki nie usłyszałam podobnego głosu do…
- … Al, no chodź już! Chciałam zobaczyć tą torebkę… - Choinka. I nie jest sama… Rozejrzałam się dyskretnie i wtedy zauważyłam Alana. Po drugiej stronie pomieszczenia. Nie zauważył mnie, więc natychmiast schowałam się za regałem.
Musze mieć jakiś plan. Nie chcę, żeby mnie zobaczyli. To mogłoby się źle skończyć. Na przykład mogłyby ucierpieć książki, a tego bym nie przeżyła. Wyjście jest jedno. Więc trzeba iść jak gdyby nigdy nic.  Odetchnęłam i wyjrzałam za regał z książkami. Zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa stwierdziłam, że nikogo przy wejściu nie ma. Może poszli i mam ułatwione zadanie? Wyprostowałam się i niemal zaczęłam skradać między półkami. Rozglądałam się, ale nigdzie ich nie było. Nabrałam odwagi. Już miałam się zbierać do wybiegnięcia, kiedy ktoś za mną szepnął:
- Czaisz się na kogoś?- Aż mnie sparaliżowało. Zamknęłam oczy powoli wzdychając.
- Śledzisz mnie, Alan?- Zapytałam odwracając się. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem. – Ładna bluza.
- Nie odwracaj kota ogonem…- Uśmiechnął się.
- Gdzie twoja dziewczyna?- Rozejrzałam się.
- Poszła obejrzeć torebki. A co?
- Nic, tak pytam. Czemu ją zostawiłeś samą?- Uniosłam brwi.
- Bo chciałem zobaczyć się z tobą.- Powiedział to takim tonem, jakby było oczywiste. Nieznacznie się zarumieniłam.
- Nie żartuj, ok? – Odwróciłam się i już miałam odchodzić.
- No czekaj… Chciałem się zapytać, cze nie poszłabyś ze mną na kawę?- Uśmiechnął się zagradzając mi drogę.
- Alan… Chyba powinieneś wrócić do swojej dziewczyny.- Nie chciałam tego powiedzieć. Ale to zrobiłam. Natychmiast między nami powietrze się stężyło.
- Jo da sobie radę beze mnie…- Jest tego taki pewien…
- Mimo wszystko nie powinieneś swojej dziewczyny zostawiać na lodzie. I do tego umawiać się z inną. Czy ona o tym wie?- Podparłam się pod boki.
- Nie, ale…
- Więc nie rozumiem waszej polityki. Wy, faceci jesteście naprawdę dranie.
- Ale, Ola…
- Nie skończyłam!- Uniosłam lekko głos.- Tylko prawdziwa świnia robi coś takiego swojej dziewczynie.
- Tylko, że…
- Nie rób tego. Określ się, czego ty chcesz i zacznij coś robić w tym kierunku.- Miałam na myśli, że zostawi Choinkę i bardziej zainteresuje się mną. Ale całkiem prawdopodobne, że pomyślał w inny sposób. – Albo daj mi spokój, albo określ się, czego ode mnie chcesz.
Stał zaskoczony, więc go wyminęłam i wyszłam.  



****
Miał być wczoraj, ale nie było mnie cały dzień w domu ;c  O masakra, to już trzydziesty rozdział... ;o
Troszkę rozjaśniła się przeszłość Kuby... Domyślacie się, jaka była druga część jego historii?

Dziękuję za komentarze ;**

Pozdrawiam ;)