piątek, 6 maja 2016

12. Życie jest tak piękne, że śmierć się w nim zakochała zazdrosna, zaborczą miłością, która zgarnia wszystko, co się da...

Nie  posłuchałem Krzyśka i prosto z jego auta poszedłem do baru. Nie obchodzi mnie nic w tej chwili. Gdybym zjawił się na tym cholernym lotnisku wcześniej o kilka minut…
Teraz już nic na to nie poradzę. Mogę jedynie się napić i zapomnieć. Chociaż łatwe to nie będzie…
- Co podać?- Piękna kelnerka błysnęła do mnie szerokim uśmiechem.
- Setkę.- Nalała i postawiła przede mną. Szybko wypiłem, nawet nie zwracając uwagi na paskudny smak.- Jeszcze jedną.
- To samo?
- Taa.- Kiwnąłem nieprzytomnie. I tak może z pięć kolejek. Dziewczyna nie odstępowała mnie i wciąż próbowała zagadywać. Nie jestem zbytnio rozmowny, szczerze mówiąc mam dość życia.
- Chwila, czy ty jesteś… Zbigniew Bartman?- Pisnęła mi do ucha jakaś dziewczyna dużo młodsza ode mnie. Zlustrowałem ją wzrokiem: krótka spódniczka, top, wysokie buty, blond włosy i zaczerwieniona twarz od alkoholu. Mimo wszystko wydała mi się ładna.
- We własnej osobie.- Uśmiechnąłem się.
- Kaśka.- Podała mi rękę i zalotnie drugą położyła na moim karku. Czyli kolejna laska lecąca na mój status. – Napijemy się razem?
- Niech będzie.- Pokazałem kelnerce, żeby nalała nam po piwie. Czuję, że jestem odrobinę wstawiony.
To się źle skończy, Bartman!- Upomniałem się.
Ale czy zależy mi na czymkolwiek? Olki nie ma. Mogę wrócić do swojego poprzedniego życia.
Ale czy chcę?
Tak. Ale nie sam…
Po kilku godzinach nie mogłem już kontrolować tego, co robię. Wyszedłem na dwór z Kasią, która jak na złość nie chciała się ode mnie odczepić. Zagroziła, że będzie krzyczeć moje nazwisko, jeśli ją zostawię. Co miałem zrobić?
Oparłem się o mur baru i przyglądałem jeżdżącym samochodom. Pomimo późnej godziny, ludzi nadal jest dużo.
- A może pójdziemy do mnie?- Objęła mnie za szyję i niebezpiecznie blisko stanęła.
- Nie mam nastroju.- Burknąłem, ale nie odepchnąłem jej.
Źle robisz, idioto!
Mogę robić co tylko chcę. Wraz z wyjazdem Oli, skończył się „dobry Zbyszek”
- Myślę, że by ci się spodobało…- Nagle mnie pocałowała. Zaskoczony nawet się nie poruszyłem. Po chwili przyparła mnie do muru i mimowolnie odpowiedziałem na pocałunek.
Dobrze całuje.- Stwierdziłem sam do siebie. Właśnie w takich chwilach wykorzystuję sytuację. Ale to było przed przyjazdem angielskiej dziewczyny…
Co mi tam!
Tym razem to ja przyszpiliłem ją całym ciałem do ściany, aż jęknęła. Całowałem ją po szyi, ustach… Jej ręce powędrowały na moje biodra. Tak przyjemnie, tylko z Olą
- Przestań!- Krzyknąłem wkurzony i odskoczyłem na kilka kroków.
- Przecież ci się podobało… Czułam, że ci się podoba!- Zdezorientowana, po raz kolejny próbowała mnie objąć.
- Nie.- Moja stanowczość zszokowała ją, więc przestała.
- Nie, to nie. Jak chcesz. Twoja strata!- Prychnęła gniewnie, po czym weszła do klubu.
- Ja pierdole!- Syknąłem. Przetarłem twarz i postanowiłem wrócić do mieszkania.
Zapomniałem tylko o jednym…
- Boże! Zbyszek, gdzieś ty był?!- Zmartwiony głos mojej „dziewczyny” usłyszałem już przy otwierających się drzwiach. Że też musiała zamknąć je od środka…
- Przepaszaaam. – Przepchnąłem się do środka i zacząłem rozbierać.
- Jesteś kompletnie pijany!- Krzyknęła.
- No. I?- Spojrzałem na nią wyzywająco.
- Śpisz na kanapie!
- Hahaha…- Zacząłem się śmiać. Nie mówiąc nic więcej, poszedłem do salonu. Tamara rzuciła na mnie poduszkę i koc.
- Jak mogłeś wyjść sobie w trakcie spotkania z moimi rodzicami! Miałeś wrócić za chwilę, a nie było cię sześć godzin!
- Toja mamuuusia i tatuuś są?- Wydukałem z głową przytwierdzoną do poduszki.
- Kazali cię pozdrowić! I mają nadzieję na kolejne spotkanie! Jestem na ciebie wściekła!
- Nie ma jej, nie ma już nic…- mruknąłem do siebie, ale chyba usłyszała.
- Co ty bredzisz?! Śpij i w żadnym wypadku mi tu nie śpiewaj! Jutro poważnie porozmawiamy! – Rzuciła we mnie kolejną poduszką i wyszła.
- I tak nie ma już nic.
Zasnąłem.
Rano nie pamiętałem nic ze spotkania z Kaśką, jedynie urywki naszej rozmowy.


Kubiak z Nowakowskim, Ignaczakiem i Drzyzgą znaleźli mnie w pubie z kuflem piwa w ręce.
- Jezu, on oszalał! Ty skończony kretynie! Kurwa mać! Przypierdolę mu zaraz…
- Nie w miejscu publicznym, Misiek.- Upomniał go najstarszy. Usiedli przy moim stoliku. Nawet na nich nie spojrzałem.
- Co ty robisz?- Spytał Fabian.
- Próbuję się upić.
- Słabo ci idzie.- Prychnął Piter.
- Co wy tu robicie, cholera jasna?
- Szukaliśmy cię wszędzie, imbecylu!- Warknął Michał. – Nie przyszedłeś na trening, podobno wybiegłeś z wioski jakby cię diabeł gonił i nawet nie powiedziałeś dokąd!
- Nie miałem czasu.- Przyznałem skruszony. Siatkarze musieli zauważyć mój stan, gdyż żaden się nie odezwał.
- Co się stało?- Podjął Krzysiu. Pamiętam, że z całych sił próbowałem się nie rozkleić. Wszystko gotowało się we mnie, nie mogłem oddychać. Zacisnąłem mocniej pięści.- Zibi, co się do kurwy stało?!
Podniosłem na nich wzrok. Otworzyłem usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał.
- Coś z Olą.- Wpadł na pomysł Fabian.- Tak?
- Miała wypadek.- Wychrypiałem. Igła oparł się o Piotrka i zaczął gwałtownie oddychać. Mimowolnie łzy popłynęły mi po policzkach.- Byłem w szpitalu. Ona i taki jeden chłopak są operowani. Mają dzwonić, kiedy będzie po….
- Jaki wypadek?!- Dopiero teraz ocknął się Kubiak.
- Samochodowy. Tyle wiem…
- Wstawaj, jedziemy. Już!- Igła wybiegł. Nie chciałem nigdzie jechać. Wolałem utopić przerażenie i wszechogarniający smutek w alkoholu.
- Chodź, Zibi..- Poklepał mnie po plecach Nowakowski i wszyscy razem udaliśmy się do szpitala.


***

Usiadłem w poczekalni, próbując się opanować. Schowałem twarz w dłoniach i cicho łkałem. Krzysiek został ze mną, a reszta pojechała do wioski przekazać trenerowi, co się stało. Żebym nie miał kłopotów.
W tamtej chwili jednak nic mnie nie obchodziło, oprócz Olki.
Drzwi zaskrzypiały, a wraz z nimi płaczliwy głos jakiejś rudej dziewczyny.
- Jezuuuuuu! To mojjjaaa wina aa.- Płakała.- Ja pierdole to mojaa… To ja…
- Ciii.- Uspakajała ją Karolina. – Natka, cicho… Wszystko będzie okej.
- To moja wina…- Pociągnęła nosem.- Gdybym wtedy nie kazała jej skręcić…
- Skąd mogłaś wiedzieć? Ciii…- Przytuliła ją i usiadły niedaleko mnie.
- Byłyście z nią w tym samochodzie?- Zapytałem je grobowym głosem. Karo pokiwała głową za nie obie, gdyż ruda nie była w stanie.
- Co tam się stało?- Dopytał Igła.
- Mieliśmy wybrać się na przejażdżkę, po drodze do klubu. Przekonaliśmy ją, żeby wsiadła za kółko…
- To ja.- Przerwała jej koleżanka i wyprostowała się.- Ja ją namówiłam, żeby prowadziła mojego skarba…
- Wszyscy tego chcieliśmy.- Poprawiła ją blondynka.- Potem nie pamiętam dokładnie co się działo. Zmieściliśmy się ledwo w sześć osób. Nie wiem, jak do tego doszło…
- Kazałam jej skręcić. To ja. Moja wina… - Mówiła Natalia ze wzrokiem pusto utkwionym przed siebie.- Miała jechać na światła, ale krzyknęłam, żeby zjechała na prawo. I nagle.. Nie wiem, co się stało….- Znów zapłakała.- Kazałam jej skręcić!
- To przez ciebie.- Szepnąłem. – Gdyby nie ty…
- Zbyszek. Przestań!- Potrząsnął mną Igła.- Nie widzisz, że one też się martwią?!
Zacisnąłem szczęki i pięści aż mi ramiona zadrżały. W tej samej chwili z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Szybko do niego podszedłem.
- Co z nią?!
- Pan z rodziny?
- Narzeczony.- Palnąłem, na co moi znajomi spojrzeli po sobie ale się nie odezwali.- Co z Olą?!
- Jej stan jest stabilny. Jednak uraz brzucha poważny. Będzie musiała zostać co najmniej na dwa tygodnie w szpitalu.
- Wiadomo coś o przyczynach wypadku?- Zmartwiony głos Ignaczaka dotarł do moich uszu.
- Obawiam się…
- Gdzie jest moja córka!?- Krzyknęła jakaś kobieta, pchając przed sobą wózek z mężczyzną. Oboje wydali mi się bardzo zmartwieni.
- Państwo to…?
- Rodzice Aleksandry Soweckiej. – Odparł mężczyzna. – Co z naszą córką?
- Właśnie wyjaśniałem narzeczonemu pańskiej córki, że Aleksandra doznała poważnego urazu brzucha w wyniku wypadku samochodowego.
Oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni i zdezorientowani. Szybko jednak wrócili do rozmowy z chirurgiem.
- Dlaczego był ten wypadek?- Po raz kolejny spytał Ignaczak. Dopiero w tej chwili zauważyła go Marzena.
- Skąd ty tutaj…?- Spytała bezgłośnie. Igła kiwnął tylko głową i całą uwagę zwrócili na lekarza.
- Obawiamy się, że doszło do pewnych powikłań związanych z ostatnią chorobą pacjentki.
- O Boże.- Zakryła rękami usta starsza kobieta. Facet na wózku wpatrywał się bezmyślnie we mnie.
We mnie?!
Odwróciłem wzrok.
- Aleksandra natychmiast musi wykonać rezonans oraz inne odpowiednie badania. Gdy tylko się przebudzi, zaczniemy działać.
Nie potrafiłem ustać, więc po prostu sobie usiadłam, zataczając się.
- To znaczy, że ona… ?- Spytał rzeczowo mężczyzna na wózku.
- Obawiam się, że tak.


***

Nie wiem, ile czasu minęło odkąd przestałem ich słuchać. Wiedziałem tylko, że Krzysiek coś do mnie mówił, pielęgniarka pytała, czy chcę wody. Wpatrywałem się tępo w ich twarze, a w głowie wciąż słyszałem echo wypowiedzi chirurga.
Jak to możliwe?- Zadawałem sobie pytanie.
- Zibi… Zibi, powiedz coś…- Machał mi przed twarzą Ignaczak.
- Dlaczego ten mężczyzna przedstawił się jako narzeczony Aleksandry?- Jej rodzice nic nie rozumieli. Ale nie chciało mi się wyjaśniać.- Kim jesteś dla naszej córki?
- Zbyszek jest przyjacielem Oli.- Wyjaśnił za mnie Libero. Po czym zwrócił się do mnie.- Stary, reaguj!
- To moja wina…- Nadal jęczała Natalia, a Karolina już nawet jej nie przytulała. Tak, jak wszyscy stała w otępieniu i płakała.
- Kurwa zamknij się, dziewczyno!- Wybuchłem na rudą, wstając nagle. Przestraszeni ludzie odsunęli się ode mnie.- Użalasz się nad sobą, a Olka tego nie potrzebuje! Co jej dadzą teraz twoje przeprosiny?!- Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że twarz mam mokrą od łez. Dziewczyna patrzyła na mnie przerażona i skulona na krzesełku, zasłoniła się rękami.
Po czym wyszedłem trzaskając drzwiami.

Wybiegł za mną Krzysztof.
- Bartman!- Krzyknął.
- Daj mi spokój!
- Gdzie idziesz?!
- Napić się! Nie wolno?- Siatkarz dogonił mnie i zatrzymał.
- Znając ciebie zrobisz coś głupiego. Idę z tobą.
- Chcę być sam! Upić się do nieprzytomności…
- Jej to nie pomoże. A tobie zaszkodzi. Kto za ciebie będzie grał jutrzejszy mecz?! Zakładając, że trener wystawi cię w takim stanie, oczywiście...
- Jaki mecz? Co ty pieprzysz, Igła!- Warknąłem.- Jak mógłbym grać po tym, co się dzisiaj stało?!
- A jak ja gram po tym, co się stało z Sebastianem?
Tym mnie zagiął. Przez to wszystko zapomniałem, że niedawno Krzysiek również przechodził stres. Jego dziecko wpadło pod samochód i wylądowało w szpitalu.
Jebane szpitale!
- Przepraszam.- Skruszony, spuściłem wzrok.
- A teraz chodź. Wypijemy kawę i poczekamy, aż Ola się obudzi.- Zaproponował.
- Co z jej rodzicami? Bardzo się zniechęcili do mnie?
- Myślę, że powiedziałeś to, co każdy miał ochotę powiedzieć. Mariusz patrzył na ciebie zafascynowany.
- Jasne.- Prychnąłem. Byłem pewny, że się ze mnie nabija. Niedługo potem sam się przekonałem, że wręcz odwrotnie… 




*****
No i taki jakiś… dziwny? W każdym razie niedługo Zbyszek będzie musiał podjąć ciężkie decyzje, które na pewno wpłyną na całe jego życie. Pozytywnie lub negatywnie. Do tego problemy Kubiaka z dziewczyną oraz Ignaczaka kłótnia z żoną. Co będzie dalej z Aleksandrą Sowecką?
Piszcie swoje myśli! Z chęcią je poczytam, bo to bardzo inspirujące czytać Wasze pomysły ;p

Dziękuję za wyświetlenia, jest już ich prawie 70 tys.! Prawie o 7 tys. Więcej niż na poprzednim blogu :o Także zapraszam!

Pozdrawiam ;**

niedziela, 1 maja 2016

11.Moja siła tkwi w setkach upadków, jakie dało mi życie. Za każdym razem, kiedy się podnoszę nabywam mocy aby kroczyć dalej...




Nie mogłem pogodzić się z całą sytuacją. Do tego Kubiak wciąż jęczał mi o swojej Monice, a Igła... Cóż, Ignaczak też miał swoje problemy. Po pierwsze pokłócił się z żoną przez telefon, a potem dowiedział się o wypadku rowerowym syna.
- Ale co dokładnie się stało?- Pytaliśmy go, kiedy trochę się uspokoił.
- Wyjechał na ulicę, jakiś facet nie zahamował i... bum.- Jęknął zrozpaczony. - Dzwoniłem do Iwony już po raz szósty chyba w ciągu godziny. W ogóle, sorry Zibi za twojego tela.
- Nie przejmuj się.- Skrzywiłem się lekko na wspomnienie tamtej chwili...
Podałem Krzysiowi litościwie komórkę. Wykręcił numer Iwony, który i tak miałem zapisany, po czym gadali jakąś godzinę. Na końcu, dość niespodziewanie, Igła zamachnął się i rzucił delikatnym sprzętem... przez okno.
- Coooo... A-a-all...- Protestowałem cicho. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Ale jak z nim?- Przerwał moje rozmyślania Fabian.
- Wstrząśnienie mózgu, złamana ręka, obita twarz... Kurwa chciałbym wrócić do Polski.
- Trener ci nie da. Paweł nadciągnął mięsień i nie może grać przez przynajmniej tydzień. - Wybiłem mu ten pomysł s głowy.
- Ja nie wiem, jak ja jutro zagram...- Krzysiek zamknął oczy i szybkim ruchem przeczesał włosy.- Chyba zadzwonię jeszcze raz do Iwony...
- Żeby znowu cię opierdoliła?- Prychnął Kubiak.- Uspokój się. Mówiłeś, że jego stan jest stabilny.
- Nie mówiłem.
- No to już wiesz. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
- Łatwo ci mówić! Gdyby tak twoje dziecko...?- Nie dokończył. W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi i naszym oczom ukazała się postać masażysty.
- Dobra, to który dzisiaj pierwszy?- Uśmiechnął się ponętnie.
- Dzisiaj On.- Wskazałem na Ignaczaka.- Przydałby mu się porządnie relaksujący masaż.
- Tak jest. Chodź, mały.
I nawet nie byliśmy zdziwieni, że Igła nie zareagował na tę zaczepkę Maćka.


*** 

Mecz z Serbią nie poszedł nam najlepiej. Może po części dlatego, że niektórzy zawodnicy byli zbyt zmęczeni, a w tym ja. Nie potrafiłem się skupić, co wtedy zdarzało mi się często. Nie wspomnę o grze Ignaczaka i Nowakowskiego. Inna sprawa, że tylko na niektórych pozycjach mamy wielu zmienników.
Przegraliśmy 2:3 lecz walczyliśmy do samego końca. Mięliśmy nawet jedną piłkę meczową, jednak nie wystarczyło nam już sił i na ekranie w ogromnej hali pozostał wynik 19:17. 
Wyszliśmy trochę podłamani. Nie jest dobrze zaczynać kolejną rundę przegranym pojedynkiem. Jedyne co mnie ucieszyło to dziwna wiadomość od Oli.

"Przyjedź."

Taaaak, dla mnie była bardzo dziwna. Zwykle Sowa dodaje minkę, żart... Chociaż zwykłe proszę. Dlatego nie zastanawiałem się dłużej i po prostu taksówką dotarłem pod jej blok. Otworzyła mi jej przyjaciółka Karolina.
- O, hej!
- Jest Ola?
- Wyszła na chwilę... Zaraz wróci. Wejdź.- Uśmiechnęła się promiennie. Wszedłem więc do środka.
- Pisała, żebym wpadł i jej nie ma? Wiesz, o co chodzi?- Zagadnąłem idąc za Karo do kuchni.
- Tak naprawdę to ja do Ciebie napisałam, Zibi.- Przyznała po chwili wahania. Zaskoczony uniosłem brwi.
- Po co?
- Bo ja już sobie z nią nie radzę!- Pisnęła. Zasłoniła dłonią usta, jakby nie mogła uwierzyć, że wypowiedziała te słowa. - Przepraszam. Ja... nie powinnam...
- Spokojnie. Po prostu powiedz, co się dzieje?- Usiadłem przy stole i wpatrywałem się w nią z wyczekiwaniem. Dziewczyna nalała wody do dwóch szklanek i postawiła jedną przede mną. Z drugą zaś w ręce, oparła się o blat kuchni i zaczęła nerwowo mówić.
- Wiesz, co przeszła, nie? Chory ojciec, potem jej choroba... Dużo zwaliło jej się na głowę. Udaje, że wszystko jest okej, ale ja wiem. Wiem, że nadal wszystko przeżywa. Nikt po czymś takim nie były w stanie normalnie żyć.
- Chodzi do psychologa?
- Była umówiona na dwie wizyty, po czym stwierdziła, że nie ma to większego sensu. Wpisała się z uczelni, a bardzo dobrze jej szło. Nawet szybko pozbierała się po Alanie i znalazła sobie kogoś... Ale nie na długo. Gdy tylko się dowiedział o jej chorobie, zostawił ją.
- Co za skurwiel!- Wkurwiłem się. Nie rozumiałem, jak tak można.
- Podobno miał podobną sytuację w rodzinie, wie jak to wygląda i nie ma ochoty ponownie przez to przechodzić. Tka się wytłumaczył. A potem ją zostawił.
- Mogę tylko sobie wyobrazić, jaka była załamana.- Posmutniałem.
- No właśnie!- Ożywiła się.- Mówiłam jej, odezwij się do Bartmana. On zawsze cię wspierał. To ona tylko kręciła głową i tłumaczyła, że nie przeżyje, jeśli tak samo ją potraktujesz.
- Co za bzdury.- Prychnąłem poirytowany.
- To samo jej powiedziałam, ale ona swoje. Wiesz, jaka potrafi być uparta.- Kiwnąłem głową. Zastanawiało mnie jedno...
- Mów, czego ode mnie chcesz.
- Ona się zatraciła i cierpi. Musimy jej pomóc!
- Ale ja mam mecze! Treningi...- Skrzywiłem się.- Nie przyjechałem tu na wakacje.
- Ale na pewno miałeś nadzieję ją spotkać, co? No wiem, że mam rację!
- I co z tego? Ona twierdzi, że niepotrzebnie.
- I dlatego...- Pisnęła konspiracyjnie, przy czym usiadła tuż obok mnie.- ... dlatego ty jesteś moją... jej jedyną szansą!
- Pierdolisz głupoty.
- Mówię poważnie, Bartman!- Warknęła, uderzając pięścią w stół.
- Przecież ona ma Paula, o którym wciąż mi mówi...
- Ale ty jesteś idiotą! Przecież o...
- Karo! Powiedz, że mamy śmietanę, proszę! Bo nie kupiłam!- Usłyszeliśmy krzyk Oli z przedpokoju i zatrzaskujące się drzwi. - Do tego mamy gościa!
- O nie...- jęknęła Karolina i natychmiast wstała. W tej samej chwili w kuchni zjawiła się Olcia i... jakiś chłopak.
- Zbyszek?- Zrobiła wielkie oczy. Po chwili strasznie sie zmieszała, spoglądając to na mnie, to na swojego kompana.
- Czeeeeść... To może ja już pójdę?- Wstałem z miejsca, jednocześnie oceniając chłopaka stojącego w pobliżu.
- Nie no, co ty! Fajnie, że jesteś.- Posłała mi wystudiowany uśmiech.- Poznasz Paula. Paul, to Zbigniew Bartman.
- Hej. Jesteś przyjacielem Karo i Oli?- Odezwał się młody. Nie mogłem wyjść z szoku. To był ten słynny Paul? Nawet gdyby mi zapłacili, nie uwierzyłabym, że jest to jej chłopak. Miałem ochotę się roześmiać, ale resztkami sił się powstrzymywałem.
- Miło mi!- Uścisnąłem mu rękę z wielkim szczerzem.
- Ty jesteś siatkarz, ten z Polaków?- Chciał się upewnić.
- Tak, to ja.
- Dobra, dobra! Chodź, Paul. Na pewno będziesz chciał coś zjeść...- Pociągnęła go za rękaw Olka i wyszli gdzieś. Zostałem sam z Karoliną.
- O to właśnie mi chodziło.- Podsumowała. Zachichotałem.
- I to jest jej chłopak?- Prychnąłem.
- Co?! Jaki chłopak! - Zdziwiła się.
- No ten Paul... on w ogóle jest Polakiem? Dobrze po polsku gada.
- Boże, ty jesteś faktycznie idiotą!- Jęknęła, chwytając się za głowę. 
- Może masz rację.- Przyznałem.
Później nie udało mi się pogadać na osobności z Sowecką, więc wróciłem do wioski. Wymieniłem się numerami z jej przyjaciółką, żeby w razie potrzeby dzwoniła do mnie.
Przynajmniej ulga spadła mi z serca, po poznaniu znajomego Oli.


Ola, 18 sierpień 2017r. – dziennik
Musiałam w końcu wrócić do normalnego życia. Postanowiłam, że wrócę do zdawania prawa jazdy. Teoretyczny zdałam od razu, na praktykę musiałam czekać dwa tygodnie. Na szczęście mama ma znajomości i skrócą termin do 7 dni! Chciałam poprosić Karo lub Nat o pomoc, jednak wstydziłam się. I z tego powodu po raz kolejny zgłosiłam się do Zbyszka. Nie wiem, może tak już ma być, że on ma mi pomagać? W każdym razie ucieszył się i obiecał, że dzień przed jazdami, zaraz po swoim treningu poświęci mi godzinę. Z doświadczenia wiem, że to dla niego musiało być trudne... 
Ale się zgodził. 
I to dzięki niemu dzisiaj zdałam! Odebrałam dokumenty, a przed drzwiami czekały na mnie dziewczyny.
Nawet nie kryłam, że jest mi słabo od emocji. W stanie kompletnego otępienia odstawiły mnie do moich rodziców. Teraz z zeszytem na kolanach oraz herbatą w dłoniach piszę te słowa. 
Na pamiątkę. 
Bo na ten krok odważyłam się dzięki jednej osobie... 
Zaraz przyjeżdżają po mnie znajomi, o czym chwilę wcześniej mnie poinformowali. Będę musiała jechać z nimi do klubu i po raz pierwszy prowadzić garbusa Natalii.
W sumie już się doczekać nie mogę…


***

- Zdała?
- Zdała!- Ucieszyłem się do mojego najlepszego przyjaciela.- I pomyśleć, że to po raz kolejny ja byłem jej mentorem…
- Powinieneś robić to zawodowo.- Zadrwił Kubiak.
- Wystarczy mi siatkówka.- Odparłem obojętnie. – Dzwoniłeś do niej?
- Nie.
- Bo?
- Bo nie chcę się narzucać. A jak kogoś ma?!
- Nie masz nic do stracenia. Nie bądź tak głupi, jak ja byłem. – Poklepałem go po plecach i wyszedłem z pokoju. Od razu wpadłem na kogoś biegnącego w drugą stronę.- Boooże! Kultury trochę!
- Sorry, Zibi. Umówiłem się z tą kelnerką ze stołówki.- Puścił do mnie porozumiewawcze oko Wrona.
- Co na to Kłos?
- Jak to on. Focha ma, ale mu przejdzie. Jak zawsze.
- No nie wiem, czy tym razem tak łatwo ci z nim pójdzie.- Zaśmiałem się.- Jak ona ma tak właściwie na imię?
- Maja. Także ten, lecę.- Nim się obejrzałem, już zbiegał po schodach. Pokręciłem głową i podszedłem do pokoju Karola. Nie odpowiedział, więc po prostu wszedłem.
Nie uwierzyłem w to, co widziałem.
Karol siedział na łóżku z MAJĄ i prowadził ożywioną rozmowę.
- Cholera. Chyba wpadłem nie w porę…- Zmarszczyłem brwi nic nie rozumiejąc.
- Chodź, chodź… Poznaj Majkę, Maja to kolega z drużyny- Zibi. -  Dziewczyna wstała i ucałowała mnie lekko w policzek.
- Fajnie cię poznać! I wreszcie pomówić po polsku.- Uśmiechnęła się do nas obojga.
- Przed chwilą wpadłem na Andrzeja, który mówił mi, że się z tobą umówił…
- Naprawdę?!- Zaskoczona dziewczyna zrobiła bezradną minę.
- No. Ale jak ty jesteś tutaj…- Oboje spojrzeliśmy na Kłosa. Środkowy wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie Endrju pomylił sobie dziewczyny.- Wyszczerzył się, a w tej samej chwili drzwi się otworzyły i wparował sam zainteresowany.
- Ty cholerny….!- Wraz z ujrzeniem Mai, lekko się zmieszał.- Karol!
- Co tam, brachu?- Wyszczerzył się tamten i wstał.
- Ty mały…
- Chyba zaraz może dojśc do rękoczynów.- Zauważyła dziewczyna.
- I dlatego w takiej sytuacji wolę się zmyć.- Mrugnąłem do niej. Między wyzwiskami środkowych, usłyszałem dzwonek swojego telefonu.
- O co chodzi, Karolina?- Odebrałem.
Wystarczyły trzy słowa, żeby podcięło mi nogi…








******
Jest, jest! Wiem, że późno. Postara się to nadrobić… Wciąż czasu brak :C
Mim wszystko dziękuję tym, którzy jeszcze tutaj są ;**