piątek, 6 maja 2016

12. Życie jest tak piękne, że śmierć się w nim zakochała zazdrosna, zaborczą miłością, która zgarnia wszystko, co się da...

Nie  posłuchałem Krzyśka i prosto z jego auta poszedłem do baru. Nie obchodzi mnie nic w tej chwili. Gdybym zjawił się na tym cholernym lotnisku wcześniej o kilka minut…
Teraz już nic na to nie poradzę. Mogę jedynie się napić i zapomnieć. Chociaż łatwe to nie będzie…
- Co podać?- Piękna kelnerka błysnęła do mnie szerokim uśmiechem.
- Setkę.- Nalała i postawiła przede mną. Szybko wypiłem, nawet nie zwracając uwagi na paskudny smak.- Jeszcze jedną.
- To samo?
- Taa.- Kiwnąłem nieprzytomnie. I tak może z pięć kolejek. Dziewczyna nie odstępowała mnie i wciąż próbowała zagadywać. Nie jestem zbytnio rozmowny, szczerze mówiąc mam dość życia.
- Chwila, czy ty jesteś… Zbigniew Bartman?- Pisnęła mi do ucha jakaś dziewczyna dużo młodsza ode mnie. Zlustrowałem ją wzrokiem: krótka spódniczka, top, wysokie buty, blond włosy i zaczerwieniona twarz od alkoholu. Mimo wszystko wydała mi się ładna.
- We własnej osobie.- Uśmiechnąłem się.
- Kaśka.- Podała mi rękę i zalotnie drugą położyła na moim karku. Czyli kolejna laska lecąca na mój status. – Napijemy się razem?
- Niech będzie.- Pokazałem kelnerce, żeby nalała nam po piwie. Czuję, że jestem odrobinę wstawiony.
To się źle skończy, Bartman!- Upomniałem się.
Ale czy zależy mi na czymkolwiek? Olki nie ma. Mogę wrócić do swojego poprzedniego życia.
Ale czy chcę?
Tak. Ale nie sam…
Po kilku godzinach nie mogłem już kontrolować tego, co robię. Wyszedłem na dwór z Kasią, która jak na złość nie chciała się ode mnie odczepić. Zagroziła, że będzie krzyczeć moje nazwisko, jeśli ją zostawię. Co miałem zrobić?
Oparłem się o mur baru i przyglądałem jeżdżącym samochodom. Pomimo późnej godziny, ludzi nadal jest dużo.
- A może pójdziemy do mnie?- Objęła mnie za szyję i niebezpiecznie blisko stanęła.
- Nie mam nastroju.- Burknąłem, ale nie odepchnąłem jej.
Źle robisz, idioto!
Mogę robić co tylko chcę. Wraz z wyjazdem Oli, skończył się „dobry Zbyszek”
- Myślę, że by ci się spodobało…- Nagle mnie pocałowała. Zaskoczony nawet się nie poruszyłem. Po chwili przyparła mnie do muru i mimowolnie odpowiedziałem na pocałunek.
Dobrze całuje.- Stwierdziłem sam do siebie. Właśnie w takich chwilach wykorzystuję sytuację. Ale to było przed przyjazdem angielskiej dziewczyny…
Co mi tam!
Tym razem to ja przyszpiliłem ją całym ciałem do ściany, aż jęknęła. Całowałem ją po szyi, ustach… Jej ręce powędrowały na moje biodra. Tak przyjemnie, tylko z Olą
- Przestań!- Krzyknąłem wkurzony i odskoczyłem na kilka kroków.
- Przecież ci się podobało… Czułam, że ci się podoba!- Zdezorientowana, po raz kolejny próbowała mnie objąć.
- Nie.- Moja stanowczość zszokowała ją, więc przestała.
- Nie, to nie. Jak chcesz. Twoja strata!- Prychnęła gniewnie, po czym weszła do klubu.
- Ja pierdole!- Syknąłem. Przetarłem twarz i postanowiłem wrócić do mieszkania.
Zapomniałem tylko o jednym…
- Boże! Zbyszek, gdzieś ty był?!- Zmartwiony głos mojej „dziewczyny” usłyszałem już przy otwierających się drzwiach. Że też musiała zamknąć je od środka…
- Przepaszaaam. – Przepchnąłem się do środka i zacząłem rozbierać.
- Jesteś kompletnie pijany!- Krzyknęła.
- No. I?- Spojrzałem na nią wyzywająco.
- Śpisz na kanapie!
- Hahaha…- Zacząłem się śmiać. Nie mówiąc nic więcej, poszedłem do salonu. Tamara rzuciła na mnie poduszkę i koc.
- Jak mogłeś wyjść sobie w trakcie spotkania z moimi rodzicami! Miałeś wrócić za chwilę, a nie było cię sześć godzin!
- Toja mamuuusia i tatuuś są?- Wydukałem z głową przytwierdzoną do poduszki.
- Kazali cię pozdrowić! I mają nadzieję na kolejne spotkanie! Jestem na ciebie wściekła!
- Nie ma jej, nie ma już nic…- mruknąłem do siebie, ale chyba usłyszała.
- Co ty bredzisz?! Śpij i w żadnym wypadku mi tu nie śpiewaj! Jutro poważnie porozmawiamy! – Rzuciła we mnie kolejną poduszką i wyszła.
- I tak nie ma już nic.
Zasnąłem.
Rano nie pamiętałem nic ze spotkania z Kaśką, jedynie urywki naszej rozmowy.


Kubiak z Nowakowskim, Ignaczakiem i Drzyzgą znaleźli mnie w pubie z kuflem piwa w ręce.
- Jezu, on oszalał! Ty skończony kretynie! Kurwa mać! Przypierdolę mu zaraz…
- Nie w miejscu publicznym, Misiek.- Upomniał go najstarszy. Usiedli przy moim stoliku. Nawet na nich nie spojrzałem.
- Co ty robisz?- Spytał Fabian.
- Próbuję się upić.
- Słabo ci idzie.- Prychnął Piter.
- Co wy tu robicie, cholera jasna?
- Szukaliśmy cię wszędzie, imbecylu!- Warknął Michał. – Nie przyszedłeś na trening, podobno wybiegłeś z wioski jakby cię diabeł gonił i nawet nie powiedziałeś dokąd!
- Nie miałem czasu.- Przyznałem skruszony. Siatkarze musieli zauważyć mój stan, gdyż żaden się nie odezwał.
- Co się stało?- Podjął Krzysiu. Pamiętam, że z całych sił próbowałem się nie rozkleić. Wszystko gotowało się we mnie, nie mogłem oddychać. Zacisnąłem mocniej pięści.- Zibi, co się do kurwy stało?!
Podniosłem na nich wzrok. Otworzyłem usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał.
- Coś z Olą.- Wpadł na pomysł Fabian.- Tak?
- Miała wypadek.- Wychrypiałem. Igła oparł się o Piotrka i zaczął gwałtownie oddychać. Mimowolnie łzy popłynęły mi po policzkach.- Byłem w szpitalu. Ona i taki jeden chłopak są operowani. Mają dzwonić, kiedy będzie po….
- Jaki wypadek?!- Dopiero teraz ocknął się Kubiak.
- Samochodowy. Tyle wiem…
- Wstawaj, jedziemy. Już!- Igła wybiegł. Nie chciałem nigdzie jechać. Wolałem utopić przerażenie i wszechogarniający smutek w alkoholu.
- Chodź, Zibi..- Poklepał mnie po plecach Nowakowski i wszyscy razem udaliśmy się do szpitala.


***

Usiadłem w poczekalni, próbując się opanować. Schowałem twarz w dłoniach i cicho łkałem. Krzysiek został ze mną, a reszta pojechała do wioski przekazać trenerowi, co się stało. Żebym nie miał kłopotów.
W tamtej chwili jednak nic mnie nie obchodziło, oprócz Olki.
Drzwi zaskrzypiały, a wraz z nimi płaczliwy głos jakiejś rudej dziewczyny.
- Jezuuuuuu! To mojjjaaa wina aa.- Płakała.- Ja pierdole to mojaa… To ja…
- Ciii.- Uspakajała ją Karolina. – Natka, cicho… Wszystko będzie okej.
- To moja wina…- Pociągnęła nosem.- Gdybym wtedy nie kazała jej skręcić…
- Skąd mogłaś wiedzieć? Ciii…- Przytuliła ją i usiadły niedaleko mnie.
- Byłyście z nią w tym samochodzie?- Zapytałem je grobowym głosem. Karo pokiwała głową za nie obie, gdyż ruda nie była w stanie.
- Co tam się stało?- Dopytał Igła.
- Mieliśmy wybrać się na przejażdżkę, po drodze do klubu. Przekonaliśmy ją, żeby wsiadła za kółko…
- To ja.- Przerwała jej koleżanka i wyprostowała się.- Ja ją namówiłam, żeby prowadziła mojego skarba…
- Wszyscy tego chcieliśmy.- Poprawiła ją blondynka.- Potem nie pamiętam dokładnie co się działo. Zmieściliśmy się ledwo w sześć osób. Nie wiem, jak do tego doszło…
- Kazałam jej skręcić. To ja. Moja wina… - Mówiła Natalia ze wzrokiem pusto utkwionym przed siebie.- Miała jechać na światła, ale krzyknęłam, żeby zjechała na prawo. I nagle.. Nie wiem, co się stało….- Znów zapłakała.- Kazałam jej skręcić!
- To przez ciebie.- Szepnąłem. – Gdyby nie ty…
- Zbyszek. Przestań!- Potrząsnął mną Igła.- Nie widzisz, że one też się martwią?!
Zacisnąłem szczęki i pięści aż mi ramiona zadrżały. W tej samej chwili z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Szybko do niego podszedłem.
- Co z nią?!
- Pan z rodziny?
- Narzeczony.- Palnąłem, na co moi znajomi spojrzeli po sobie ale się nie odezwali.- Co z Olą?!
- Jej stan jest stabilny. Jednak uraz brzucha poważny. Będzie musiała zostać co najmniej na dwa tygodnie w szpitalu.
- Wiadomo coś o przyczynach wypadku?- Zmartwiony głos Ignaczaka dotarł do moich uszu.
- Obawiam się…
- Gdzie jest moja córka!?- Krzyknęła jakaś kobieta, pchając przed sobą wózek z mężczyzną. Oboje wydali mi się bardzo zmartwieni.
- Państwo to…?
- Rodzice Aleksandry Soweckiej. – Odparł mężczyzna. – Co z naszą córką?
- Właśnie wyjaśniałem narzeczonemu pańskiej córki, że Aleksandra doznała poważnego urazu brzucha w wyniku wypadku samochodowego.
Oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni i zdezorientowani. Szybko jednak wrócili do rozmowy z chirurgiem.
- Dlaczego był ten wypadek?- Po raz kolejny spytał Ignaczak. Dopiero w tej chwili zauważyła go Marzena.
- Skąd ty tutaj…?- Spytała bezgłośnie. Igła kiwnął tylko głową i całą uwagę zwrócili na lekarza.
- Obawiamy się, że doszło do pewnych powikłań związanych z ostatnią chorobą pacjentki.
- O Boże.- Zakryła rękami usta starsza kobieta. Facet na wózku wpatrywał się bezmyślnie we mnie.
We mnie?!
Odwróciłem wzrok.
- Aleksandra natychmiast musi wykonać rezonans oraz inne odpowiednie badania. Gdy tylko się przebudzi, zaczniemy działać.
Nie potrafiłem ustać, więc po prostu sobie usiadłam, zataczając się.
- To znaczy, że ona… ?- Spytał rzeczowo mężczyzna na wózku.
- Obawiam się, że tak.


***

Nie wiem, ile czasu minęło odkąd przestałem ich słuchać. Wiedziałem tylko, że Krzysiek coś do mnie mówił, pielęgniarka pytała, czy chcę wody. Wpatrywałem się tępo w ich twarze, a w głowie wciąż słyszałem echo wypowiedzi chirurga.
Jak to możliwe?- Zadawałem sobie pytanie.
- Zibi… Zibi, powiedz coś…- Machał mi przed twarzą Ignaczak.
- Dlaczego ten mężczyzna przedstawił się jako narzeczony Aleksandry?- Jej rodzice nic nie rozumieli. Ale nie chciało mi się wyjaśniać.- Kim jesteś dla naszej córki?
- Zbyszek jest przyjacielem Oli.- Wyjaśnił za mnie Libero. Po czym zwrócił się do mnie.- Stary, reaguj!
- To moja wina…- Nadal jęczała Natalia, a Karolina już nawet jej nie przytulała. Tak, jak wszyscy stała w otępieniu i płakała.
- Kurwa zamknij się, dziewczyno!- Wybuchłem na rudą, wstając nagle. Przestraszeni ludzie odsunęli się ode mnie.- Użalasz się nad sobą, a Olka tego nie potrzebuje! Co jej dadzą teraz twoje przeprosiny?!- Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że twarz mam mokrą od łez. Dziewczyna patrzyła na mnie przerażona i skulona na krzesełku, zasłoniła się rękami.
Po czym wyszedłem trzaskając drzwiami.

Wybiegł za mną Krzysztof.
- Bartman!- Krzyknął.
- Daj mi spokój!
- Gdzie idziesz?!
- Napić się! Nie wolno?- Siatkarz dogonił mnie i zatrzymał.
- Znając ciebie zrobisz coś głupiego. Idę z tobą.
- Chcę być sam! Upić się do nieprzytomności…
- Jej to nie pomoże. A tobie zaszkodzi. Kto za ciebie będzie grał jutrzejszy mecz?! Zakładając, że trener wystawi cię w takim stanie, oczywiście...
- Jaki mecz? Co ty pieprzysz, Igła!- Warknąłem.- Jak mógłbym grać po tym, co się dzisiaj stało?!
- A jak ja gram po tym, co się stało z Sebastianem?
Tym mnie zagiął. Przez to wszystko zapomniałem, że niedawno Krzysiek również przechodził stres. Jego dziecko wpadło pod samochód i wylądowało w szpitalu.
Jebane szpitale!
- Przepraszam.- Skruszony, spuściłem wzrok.
- A teraz chodź. Wypijemy kawę i poczekamy, aż Ola się obudzi.- Zaproponował.
- Co z jej rodzicami? Bardzo się zniechęcili do mnie?
- Myślę, że powiedziałeś to, co każdy miał ochotę powiedzieć. Mariusz patrzył na ciebie zafascynowany.
- Jasne.- Prychnąłem. Byłem pewny, że się ze mnie nabija. Niedługo potem sam się przekonałem, że wręcz odwrotnie… 




*****
No i taki jakiś… dziwny? W każdym razie niedługo Zbyszek będzie musiał podjąć ciężkie decyzje, które na pewno wpłyną na całe jego życie. Pozytywnie lub negatywnie. Do tego problemy Kubiaka z dziewczyną oraz Ignaczaka kłótnia z żoną. Co będzie dalej z Aleksandrą Sowecką?
Piszcie swoje myśli! Z chęcią je poczytam, bo to bardzo inspirujące czytać Wasze pomysły ;p

Dziękuję za wyświetlenia, jest już ich prawie 70 tys.! Prawie o 7 tys. Więcej niż na poprzednim blogu :o Także zapraszam!

Pozdrawiam ;**

6 komentarzy:

  1. Boże biedny Zbyszek, biedna Ola :o Masakra, czulan ze to bd. Wypadek... Mam nadzieję ze z Ola wszystko będzie OK

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na 5 :) http://marzenia-sa-jak-gwiazdy.blogspot.com/

      Usuń
  2. Biedna Ola. Mam nadzieję że w następnym rozdziale Bartman podejmie dobrą decyzję .

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju... Po przeczytaniu tego mam pustkę w głowie, jestem ciekawa jak to sie dalej potoczy. Pozdrawiam i życze weny
    Kiedy nastepny?
    /black_16

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za masakra... Z jednej strony brak słów, a z drugiej rozdział świetnie napisany :D jak tu teraz to wszystko pogodzić?
    Nic. Pozostaje teraz czekać tylko na następny.
    Zapraszam do mnie:
    reanimowany blog http://boimy-sie-uczuc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń