niedziela, 4 października 2015

Rozdział XLVI



Taaak. I co się stało dalej? Trudno wyjaśnić. Naprawdę nie wiem. Po prostu wstałam z uśmiechem.
I sobie poszłam.
Nie no. Może nie tak bez słowa pożegnania…
- Ola, powiesz coś?- Spytał, gdy ja przeraźliwie starałam się znaleźć wyjście z sytuacji. Co mogę zrobić? Od początku roku szkolnego chciałam, żeby chłopak, a zwłaszcza Alan, coś takiego powiedział. Serio mu się podobam? Czy to kolejna jego gierka, żeby obsmarować kwasem przyjaciółkę geja? Coraz więcej wątpliwości kłębiło mi się w głowie.
- Ja… yyy.- Wydusiłam, ale nic więcej nie mogłam powiedzieć.
- Jeśli nie chcesz… Ok. Ale moje uczucia do ciebie się nie zmienią.]
- Alan… ja…- Znów się zacięłam. Wtedy, normalnie jakby znak od Boga, albo przeznaczenie po prostu, ktoś zawołał moje imię. Automatycznie wstałam i rozejrzałam się. A może mi się wydawało?- Chyba ktoś mnie wołał.
- Dobra, nie było tematu…- Skrzywił się i odwrócił do mnie plecami. Nie! Nie, tylko nie to…
- Alan?- Natychmiast z powrotem się do mnie odwrócił i z nadzieją w oczach spojrzał w moje.- Możemy pogadać o tym później?
- A. No okej.- Nie mogłam nie dostrzec tego błysku rozczarowania. Nie potrafiłam dłużej na niego patrzeć. Dlaczego mu odmówiłam? Sama siebie nie rozumiem. Kuba niby mnie ostrzegał, ale czy ludzie się nie zmieniają? O to zapytałam Sokołowskiego pod koniec dnia.
- Nie, Olka. Ludzie się nie zmieniają. Tylko czas się zmienia. Cham pozostanie chamem.
- Ale może on naprawdę coś do mnie czuje?- Po raz kolejny zerknęłam na ekranik w telefonie. 

Wiadomość: Ola, musimy porozmawiać jeszcze dzisiaj. Proszę Cię, przyjdź do tej kawiarni niedaleko szkoły.

I to była wiadomość od Alana kilka minut temu.
- Chcesz żebym z tobą tam poszedł?
- Nie musisz. Poradzę sobie.
- Misiu, a co chcesz zrobić?- Użył tego pieszczotliwego słówka, żeby zwrócić na siebie moją uwagę.
- Nie wiem.- Uśmiechnęłam się.- Ale rozmowa w cztery oczy chyba mi pomoże…
- Może poczekać tutaj na ciebie?
- Nie. Kubuś, jedź do domu. – Przytuliła go mocno i poszłam w kierunku kawiarni. Zobaczyłam znajomą postać siedzącą w najdalszym kącie.
- Dziękuję, że przyszłaś!- Usiadłam obok niego na krześle i nie patrząc mu w oczy, zaczęłam mówić.
- Alan, ja wiem, że to w stołówce nie było zbyt miłe…
- Nie przejmuj się.
- Ale ja się źle zachowałam!
- Nawet nie zauważyłem. Bardziej boli mnie myśl, że tak się pomyliłem, co do twoich uczuć…
- Nie pomyliłeś się.- Szepnęłam.
- Co powiedziałaś?- Otworzył szeroko oczy. Wtedy po raz pierwszy od kilku godzin unikania jego wzroku, spojrzałam na niego. Jest autentycznie zdziwiony i ta nadzieja…
- Miałeś rację. Też mi się podobasz.- Jego uśmiech rozjaśnił mu twarz. Ta reakcja wydaje się być taka szczera… - Ale nie będę z tobą, jeśli nie wyjaśnisz mi tego, dlaczego byłeś z Jolką.
- Czy to ważne?
- Tak!
- Okej. A co dokładniej chcesz wiedzieć?- Przysunął się bliżej mnie i chwycił za rękę. Nie wyrwałam się. Przeszło mnie przyjemne ciepło po całym ramieniu, a serce mocniej zabiło.
- Kochałeś ją?
- To trudno wyjaśnić.- Skrzywił się. Spojrzałam na niego gniewnie, więc natychmiast przewrócił oczami i zacisnął dolną wargę zębami. Jedyne oznaki zdenerwowania. – No dobra. Na początku nie. Ale z czasem, zacząłem ją lubić. I rozumiałem jej zachowania. Niektóre. Ale jednego nie potrafiłem pojąć. Dlaczego mi to robi?
- Co robiła?- Zadałam to pytanie machinalnie, ale sama nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć.
- Wykorzystywała mnie. Szantażowała.
- CO?!
- No tak. I tu zaczyna się kolejna sprawa… To nie tak, że ja nie lubię Kuby. Nie mam nic do niego! Ale Jola… Ona dowiedziała się pierwsza, całkiem przypadkiem o moim starszym bracie. Wtedy już bardzo chciała ze mną być. Ale powiem szczerze, że nie za bardzo mi się podobała. Odrzucałem ją kilkakrotnie, dopóki nie postawiła mi warunku.
- Albo z nią jesteś, albo ona powie o orientacji Adriana.- Wyszeptałam z niedowierzaniem.
- Dokładnie. Co miałem za wyjście? Zwłaszcza, że Adrian zaczął się spotykać z Kubą. Nie mogłem ich obu obsmarować przed całą szkołą. – Skrzywił się lekko.
- No dobra. Więc się zgodziłeś. To dlaczego wszyscy jednak wiedzą?
- Pokłóciłem się z Jolą.
- I ona postanowiła wszystko powiedzieć?! Co za suka!
- Powiedziała znajomym, oni przekazali dalej. Dowiedziała się drużyna siatkarska, w której oboje grali… W końcu przestali się spotykać. Sokołowksi odszedł z drużyny. Mój brat miał przerąbane u ojca. On nie akceptował jego orientacji. Był załamany i jak tylko skończył liceum, wyjechał do Warszawy. A teraz jest gdzieś za granicą.
- To wszystko jest takie dziwne…
- Pewnie Kuba ci powiedział, że to przeze mnie to wszystko się stało?
- Nie no, on…
- I ma rację.- Przerwał mi. – Gdybym wtedy nie wyzwał Jolki, teraz wszystko byłoby inne.
- Nie poznałbyś mnie.- Wtrąciłam wstydliwie się rumieniąc. Natychmiast chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- I tak doszlibyśmy do tego momentu, w którym jesteśmy teraz. Tylko może troszkę wcześniej. – Już miał zamiar mnie pocałować, ale się odsunęłam.
- Co na to Choinkaa… a. Znaczy Jolka? No wiesz, po tym, jak ją zostawiłeś?
- Groziła mi. Ale raczej się jej nie boję.- Wzruszył ramionami wracając do poprzedniej pozycji. Oparł się wygodnie o oparcie krzesła i przyglądał się mnie. – Co najwyżej puści na mnie jakąś plotkę, że mam chorobę weneryczną. Kiła, albo coś w tym stylu. Mało mnie to obchodzi, bo będę z tobą. Bardziej się martwię, że wtedy ty nie będziesz miała życia.- Zmarszczył brwi nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Poradzę sobie.- Odparłam z przekonaniem w głosie, ale bez przekonania w sercu. Wcześniej ja kontra Choinka i jej ozdoba w postaci Marty, teraz ja kontra cała szkoła. Super. Już się doczekać nie mogę!
- Czyli…?- Zadał niewypowiedziane pytanie. Kiwnęłam głową. Uśmiechnął się i wstał podając mi rękę. Chwyciłam ją i również się podniosłam.- To co? Może mała przejażdżka?
- Hahaha autobusem dookoła Rzeszowa? Czemu nie!- Uśmiechnął się szeroko i tajemniczo jednocześnie.
- Nie. Chodź, zobaczysz!- Pociągnął mnie za sobą i tak szybko wybiegliśmy z kawiarni, że ledwo skończyłam krzyknąć do widzenia…
Zaprowadził mnie na tyły szkoły i wtedy to zobaczyłam.
- Masz motor?!- Pisnęłam.
- Podoba ci się?- Uśmiechnął się do mnie.
- Żartujesz! Jest super!- Zaczęłam oglądać sprzęt. – Ale zdajesz sobie sprawę, że ja nigdy nie jechałam na motorze?
- Spokojnie, jesteś ze mną.- Podał mi kask i pomógł włożyć. Nie starał się nawet nie dotykać mojej gołej skóry na szyi. – Dobra, wsiadaj za mną i mocno się trzymaj!
Zrobiłam co kazał, obejmując go mocno w pasie i przywierając nogami do jego ud. W duchu modliłam się, żeby ten wypad nie był moim ostatnim w życiu.
- Gdzie jedziemy?
- Mógłbyś mnie podwieźć pod Resowię? – Krzyknęłam, żeby mnie usłyszał. Nic nie odpowiedział, tylko dodał gazu i już mknęliśmy w odpowiednim kierunku.
Piętnaście minut później, co jak na razie jest moim rekordem w dotarciu do pracy, stanęłam na parkingu przed budynkiem klubu.
- Możesz ściągnąć kask.- Oznajmił stając obok mnie. Swój już położył na siodełku. Następnie zaczął mi pomagać wydostać się na wolność. – O matko! Jesteś przerażona!
- Ja… Chyba troszkę.- Przyznałam mrugając szybko powiekami.
- Cholera! Ola, przepraszam… Nie chciałem, żebyś umarła ze strachu!- Natychmiast mnie do siebie przytulił. Troszkę się rozluźniłam.- Mówiłaś mi przecież, że nigdy nie jechałaś na motorze…
- Było fajnie. I… szybko.- Kaszlnęłam nerwowo.- Dobra, przyznaj się. Zrobiłeś to specjalnie, żeby teraz móc robić to, co robisz.
- Dobra, przejrzałaś mnie!- Przyznał żartobliwie do mojego ucha.- Na szczęście teraz mogę cię przytulać kiedy tylko zechcę.
- Jeśli na to pozwolę!- Poprawiłam go, odsuwając się.
- Chyba nie będziesz miała oporu…- Wyszczerzył się.
- Zobaczymy.- Zachichotałam jak idiotka. Co się ze mną dzieje?? – Dobra, ja muszę iść. Czekają na mnie.
- Okej. To widzimy się jutro rano.- Podszedł i nachylił się. Już myślałam, że pocałuje mnie w usta. Z jednej strony, bardzo tego chciałam. Wreszcie się tego doczekać. Ale z drugiej coś mnie powstrzymywało. Za szybko. Jednak on cmoknął mnie w policzek, wsiadł na motor i odjechał.
Westchnęłam przyglądając mu się, jak odjeżdża.
- Olka! Idziesz?- Krzyknął za mną mój kolega z pracy.
- Jasne, już!- Odkrzyknęłam pędząc do środka.
Ale w głowie miałam burzę, w której centrum była twarz mojego… chłopaka.

***
- Kto to był?- Spytał Rafał.
- Przyjaciel.
- Bardzo czule się żegnaliście.- Zachichotał siadając za biurkiem. Usiadłam obok niego gotowa do pracy. Ostatecznie Raf jest moim partnerem, z którym wykonują różną robotę.
- Tak już mam z przyjaciółmi.- Wzruszyłam ramionami, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Jakoś ze mną się tak nie żegnasz!
- A jesteśmy przyjaciółmi?- Uniosłam brew w geście pytającym, za co dostałam kuksańca w bok.
- A nie?- Uśmiechnął się. – No dobra, jak ma na imię?
- Nie wierzę, że jesteś taki wścibski!- Udawałam oburzenie, ale jakoś nie mogłabym się na niego gniewać. Rafał jest naprawdę dobrym kolegom. – Alan.
- Ola i Alan. Dlaczego mi to nie pasuje?- Zamyślił się.
- Bo wciąż masz nadzieję, że się w tobie zakocham. Nieodwracalnie!- Żartowałam sobie z niego.
- To nie byłoby głupie. Jakoś Ola i Rafał lepiej brzmi.- Wyszczerzył do mnie zęby.
- Niedoczekanie twoje!
Zaczęliśmy się śmiać. Wtedy przyszła Iwona.
- O, ty już tutaj?- Zapytała, gdy mnie zobaczyła.
- No. Pomyślałam, że szybciej skończę i będę mogła jeszcze wpaść na trening chłopaków.- Wyjaśniłam.
- A to Krzysiek cie nie odebrał?
- A miał mnie odebrać?!- Przeraziłam się, że Igła stoi przed budynkiem szkoły, marznie i czeka na mnie. A mnie nie ma. Cholera.
- Chyba miłość ci zawróciła w głowie.- Zachichotał Rafał, za co otrzymał ode mnie potępiające spojrzenie.
- No tak. Mówił ci dzisiaj rano, że po ciebie podjedzie.- Wyjaśniła patrząc na mnie cierpliwie, ale też troszkę z uśmiechem.
- Kurdeee!- Warknęłam. Chwyciłam telefon i wybiegłam z biura. Stanęłam w jasnym korytarzu, wybrałam numer i wcisnęłam słuchawkę. Pięć sygnałów i nic. W końcu odebrał.- Igła! Gdzie jesteś?
- Czekałem na ciebie i…
- Przepraszam!- Wtrąciłam się.
- … i wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy jakaś dziewczyna podchodzi do mnie i mówi, że odjechałaś na motorze z jakimś kolesiem.
- To nie tak, że…
- Porozmawiamy o tym w domu, młoda damo!- Ostrzegł i się rozłączył.
Super. Jeszcze tylko mi potrzebna rozmowa z nim.

***
- No dobra. Mów.- Powiedziałam, kiedy jechaliśmy samochodem do domu. Iwona wcześniej odebrała dzieci z przedszkola i już czeka na nas z kolacją.
- Mam jedno pytanie, a właściwie kilka. Gdzie? Kiedy? Dlaczego? Takie trzy podstawowe.
- W szkole. Dzisiaj. Nie wiem.
- Może rozwiń swoją wypowiedź, a nie tylko takimi równoważnikami zdań mi odpowiadasz.
- Łoch! Igła, polszczyzną pojechałeś!
- Nie odwracaj kota ogonem.
- Nigdy tego nie zrobiłam!- Sprzeciwiłam się natychmiast.
- A co z Choinką?
- Nie wiem. Mam to gdzieś.- Wzruszyłam ramionami.
- Co na to Kuba?
- A co on ma tutaj do powiedzenia?!- Wkurzyłam się. Czy wszystko co robię, mój przyjaciel gej musi brać w tym udział? Jak będę z Alanem robić różne rzeczy, to on się do nas włączy? Nie rozumiem logiki ludzkiej. Może nie jestem człowiekiem?
Ew, zaczynają się te egzystencjalne pytania.
- Będę musiał sobie chyba porozmawiać z tym Alanem.- Mruknął do siebie, ale usłyszałam.
- Ani mi się waż!- Ostrzegłam ukazując swój palec wskazujący.
- Ktoś musi mu powiedzieć kilka słów…
- Tak, tak. ,Jak ją skrzywdzisz to obiecuję, że cię znajdę i będę torturował do końca życia!’- Naśladowałam jego głos.
- Ja tak nie mówię!- Żachnął się.
- Nie, tylko zawsze.
- A co u Zibiego?- Uśmiechnął się.
- Nie wiem. Nie byłam u niego dzisiaj.- Wzruszyłam ramionami nie koniecznie orientując się w jego podchwytliwym pytaniu.
- Nie dzisiaj?- Wyszczerzył się jeszcze bardziej. Udaję, że go nie rozumiem.- Oj, przestań. Ja wiem, że do niego jeździłaś, bo był chory.
- Może.
- Wiem, że się o niego martwisz. Dzisiaj jeszcze nie był na treningu.
- Wiem, napisał mi, że go nie będzie.- Przyznałam.
- Nie odwiedziłaś go.
- A ty znowu swoje!- Wkurzyłam się. – Sam mówi, że niepotrzebnie do niego jeżdżę.
- Naprawdę uważasz, że mówi to poważnie?- Wiem, że nie. Ale nie przyznam tego. Bo ja sama chciałam do niego jeździć. A dzisiaj o nim zapomniałam.
- Chcesz w tym momencie uruchomić moje sumienie?- Spytałam trzeźwo.
- Może…
- Udało ci się.- Westchnęłam i wyjęłam telefon.

Odpowiedz: Jak się czujesz?
Wiadomość: Już myślałem, że o mnie zapomniałaś :c Jest ok.
Odpowiedz: To dobrze :D Kiedy wracasz do treningów? Nie chcą tego przyznać, ale bez ciebie ciężko im idzie xD
Wiadomość: Wiedziałem! xD Może pojutrze. A co? Te się stęskniłaś?
Odpowiedz: Chciałbyś ha ha. Nie mogłam dziś do Ciebie wpaść, przepraszam ;/
Wiadomość: Sam Ci zakazałem, słońce. Dzięki, że się tak martwisz ;**
Odpowiedz: Muszę się martwić o mojego przyjaciela <3 nie dziękuj, tylko zdrowiej ;p

- Zadowolony?- Spytałam na głos Krzyśka, który zerkał na mnie co chwilę.
- Oj, mniejsza o mnie. Jestem pewny, że on jak najbardziej jest zadowolony!- Uśmiechnął się.
Oby nie za bardzo.
Następnego dnia rano, gdy ja kulturalnie jadłam śniadanie, zadzwoni dzwonek do drzwi. W domu byłam tylko ja i Igła. Iwona pojechała zawieźć dzieci do przedszkola. Spojrzałam na zegarek ścienny.
- Kto przychodzi do kogoś o dziewiątej rano?- Mruknęłam, wstałam i wpadłam na Krzyśka. Poszedł do drzwi, wiec z powrotem usiadłam na swoim miejscu.
- Dzień dobry. Jest może Ola?- Usłyszałam powitanie skierowane do Ignaczaka. Natychmiast wyplułam łyk kawy, który zdążyłam nabrać z filiżanki.
- O kurwa.- Syknęłam. Przerażona zaczęłam krzątać się po kuchni, zbierać resztki z śniadania i starłam blat. Potem zerknęłam na swój ubiór.
- Jest. Wchodź do kuchni.- Zaprosił gościa Krzysiek. Pisnęłam spanikowana. Ciaśniej okryłam się błękitnym szlafrokiem, usiadłam na wysokim krześle barowym przy wysepce, poprawiłam włosy przeglądając się w szklanej szybce naprzeciwko mnie i…
- Cześć!- W momencie, kiedy założyłam nogę na nogę i mocno skupiłam się na otwartej gazecie sportowej, do kuchni wszedł Alan, a za nim mój opiekun. Posłał mi znaczący uśmieszek.
- O, heeej!- Uśmiechnęłam się. Podszedł do mnie i cmoknął w policzek. Dzięki Bogu, nie zrobił nic więcej! – Co ty tutaj robisz?
- Pomyślałem, że po ciebie podjadę i moglibyśmy razem do szkoły jechać… Wysłałem ci sms’a przecież!
- Oj, nie zauważyłam. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
- Dobra, to ja się zbieram. Poczekaj pięć minut.- Poprosiłam i wybiegłam z kuchni.
- Nie bierz tego tak do siebie kolego, ale ona zawsze tak mówi. A Ja czekam przynajmniej piętnaści minut.- Usłyszałam jeszcze za sobą.
Ubrałam się szybko w dżinsy i koszule w kwiatowe wory. Sześć minut później stałam przed nimi ubrana w kurtkę z torbą i szalikiem w ręce.
- Nowy rekord?- Spytał Igła.
- Lubie pobijać własne rekordy.
- Najważniejsze, że już nie do tyłu.- Przewróciłam oczami.
Wyszłam z Alanem na dwór, przed dom.
- Znowu motorem?
- W końcu to polubisz!- Obiecał, wsadzając mi na głowę czarny kask.
Byłam przygotowana na wszystko. Naprawdę na każdą ewentualność. Ale to… Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Każdy obracał się do nas tyłem. Oprócz jednej osoby.
- Cześć, Kuba.- Uściskałam go, ale nie odwzajemnił.
- A więc jednak?- Spytał, zerkając na moją dłoń trzymaną w uścisku Alana.
- Mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać?- Wtrącił Morczewski.
- Nie bardziej niż zwykle.- Westchnął kręcąc głową. Wtedy podeszli do nas kumple Alana i o dziwo, wszyscy razem weszliśmy do szkoły.
Jakim cudem ze zwykłej, szarej myszki z Anglii, stałam się dziewczyną na wysokiej pozycji społecznej z gwiazda szkolną u boku?

***
- Dzięki, że zgodziłeś się mnie podwieźć tutaj…- Mruknęłam do niego, gdy odstawił mnie pod blokiem Bartmana.
- Nie ma sprawy, Ola.- Podszedł bliżej, objął mnie w pasie i przyciągną do siebie. – Wiem, że martwisz się o przyjaciela.- Pochylił się i nosem wodził po moim policzku. Nie powiem, całą drżałam od tego.
A może z zimna?
Wtedy zbliżył usta do moich i mnie pocałował.
To był chyba najdłuższy pocałunek w moim życiu. 



****
Witajcie :D Okeeeej, dzisiaj cały rozdział poświęciłam Alanowi. Wiem, że może nie jesteście zbytnio zadowolone z takiego obrotu sprawy, ale wszystko ma jakiś sens. Jakiś ukryty cel autorki. Czyli mnie XD 
W każdym razie pisałam go cały ranek. Nie wyszedł całkiem tak, jak bym chciała, no ale... Musicie się niestety takim zadowolić ;/ 

Jak myślicie, jak zareaguje Zbyszek na rewelację dnia? 
Co takiego zrobi Jolka, żeby zemścić się na Olce i Alanie?
Do czego będzie zdolny Kuba, aby popsuć ich relację?
Jak dalej potoczy się dziwna sytuacja z ojcem głównej bohaterki?

Wszystko w kolejnym rozdziale :D

Do następnego ;***

niedziela, 27 września 2015

Rozdział XLV



Niewiarygodne. Po prostu niemożliwe! Poznałam Anetę. Tak, Anetę. Tę Anetę. Anetę Gołaś! I do tego spotkałam się z nią wczoraj w kawiarni. Niestety ucierpiał na tym Zbyszek. Nie mogłam jednocześnie być u niego i porozmawiać z dawną przyjaciółką mamy, a po siedemnastej było już za późno aby go odwiedzić. Oczywiście dzwoniłam do niego i pisałam, czy wszystko okej. Zapewniał, że lepiej się czuje, co w sumie uznałam za prawdę. Jego głos w słuchawce był pewniejszy i zdrowszy niż kilka dni temu.
No dobra, ale przejdę do rzeczy. Ta kobieta jest niesamowita! Pytałam ją o różne sprawy. Odpowiedziała na wiele pytań. Podobno na zabój od samego początku była zakochana w swoim zmarłym mężu. A co ciekawe, Iwona również musiała nieźle się  starać, żeby zwrócić na siebie uwagę Igły! Czyli ich miłośc nie była „od pierwszego wejrzenia”. Przynajmniej z jego inicjatywy. No ale teraz są piękną parą. Co do mojej matki… Wiem tylko, że była twarda babką. Podobno wiele chłopców ubiegało się o jej względy, ale ona była nieugięta. Żadnego nie przyjmowała. Oprócz flirtu z kilkoma facetami, nie za bardzo chciało jej się romansu. Tak przynajmniej to wyjaśniała swoim przyjaciółkom. Ogólnie była bardzo skryta i rozmarzona. Uwielbiała tańczyć (co jej w sumie pozostało do tej pory). Nigdy nie wystawiła swoich przyjaciół. Aż do pewnego momentu.
Nie dowiedziałam się, co tak właściwie było tamtego dnia, co się stało gdy uciekła. Nikt nie wiedział.
I nadal nikt nie wie. Podobno. Ale ja uważam, że Igła tak. Tylko nie chce nikomu powiedzieć.
Wspomnę jeszcze o tej książce, którą zauważyłam wtedy w stołówce w szkole. Okazało się, że dziewczyna zakupiła ją w Internecie. Przejrzałam ją przelotnie i stwierdzam, że czymś się różni. Czegoś w niej brakuje.
I dzisiaj (niedziela wieczór, jak coś) zrozumiałam. W mojej, na pierwszej stronie, która teoretycznie powinna być czysta, jest zapisana dedykacjami. U Alicji – tak ma na imię blondynka w okularach- nie ma nic. Tylko podziękowania na samym końcu. I to zwięzłe. Okularnica obiecała, że w poniedziałek pożyczy mi ją na cały dzień. Wtedy będę mogła je porównać. Już nie mogę się doczekać! Jeszcze tylko 12h :D
Poza tym w weekend spotkałam się z Kubą. Już mu lepiej i będzie jutro w sq. Brakowało mi go.
A …

- Ola?- Krzysiek zajrzał do mojego pokoju.
- Tak?- Uniosłam głowę znad notatnika.
- Iwona pyta, czy chcesz jeszcze tego ciasta, czy może go schować?- Uśmiechnął się.
- Pyszne było, ale na dzisiaj koniec.- Wyszczerzyłam się.
- Trudno, więcej dla mnie.- Puścił oko i wyszedł.
A ja wróciłam do pisania.

A … tak to w sumie wszystko okej. Znaczy między mną a Alanem. Niedawno przysłał mi SMS’A, że jutro musi ze mną poważnie porozmawiać. O co chodzi? Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że w centrum naszego dialogu nie pojawi się imię CHOINKA. Znaczy, przepraszam. Jolusia. Mam jej serdecznie dość. Jej i Marty. Musiałam znosić ich towarzystwo przez cały tydzień! I nie wiem, czy nasza, powiedzmy sobie, „umowa” nadal jest aktualna. Jeśli nie, to trzeba będzie Choineczce przypomnieć, kto tutaj rządzi.
A tak dla odmiany… tym razem szefem jestem ja.

***
- Kubuś!- Rzuciłam mu się na szyję, mocno ściskając i całując w policzek. Na środku głównego korytarza, co zwróciło uwagę.
- Wiem, że mnie kochasz, ale może wreszcie mnie puścisz?- Jęknął przy moim uchu.
- Przepraszam.- Odsunęłam się natychmiast, ale ujęłam go pod ramię i poprowadziłam do wyjścia.- Nie mamy pierwszej lekcji jak się okazało.
- Super. Wreszcie możemy dłużej pogadać!- Ucieszył się.
- Ola!- Usłyszałam za nami krzyk Alana. Zatrzymałam się i szybko odwróciłam przywołując na twarz jeszcze szerszy uśmiech. O ile jest to możliwe. U jego boku znowu plątała się Jolka.
- O, hej!- Podszedł do nas. Przywitał się z moim przyjacielem, który zacisnął mocno wargi. Choinka stała na swoim miejscu czekając na chłopaka. – Coś się stało?
- Nie. Chciałem się tylko przywitać i upewnić, że będę mógł z tobą pogadać. Później.- Zerknął na Sokołowskiego i ukradkiem za swoje ramię.
- Tak, tak. Jasne.
- Przyjdziesz na trening?- Uśmiechnął się ukazując białe zęby. Coś w brzuchu mi się przewróciło kilka razy.
- Yyy akurat nie za bardzo.- Skrzywiłam się.- Mi nie pasuje dzisiaj.
- No okej. Ale liczymy, że znów będziesz się u nas pojawiać mimo powrotu twojego przyjaciela.
Kuba odchrząknął znacząco, przypominając o swojej obecności.
- Zobaczymy.
- Okej. To do zobaczenia później.- Cmoknął mnie w policzek i podszedł do swojej dziewczyny. Nie objął jej. Ale za to ona położyła mu rękę na klatce piersiowej i wtuliła się w jego szyję. Spojrzała mi głęboko w oczy z wielkim uśmiechem, który oznacza: „nie możesz nic poradzić, żadne groźby ci nie pomogą. On jest mój!”.
- Jeszcze zobaczymy.- Mruknęłam do siebie i odwróciłam się do Kuby, który… No właśnie. Gdzie on jest? Rozejrzałam się i zobaczyłam, że wchodzi przez drzwi.
- Kuba!- Ryknęłam, ruszając za nim. Odwrócił głowę i spojrzał smutno na mnie. W tym momencie od drugiej strony szedł jakiś chłopak z drugiej klasy, a w rękach trzymał stos książek z biblioteki. – Kuba, uważaj!
Ale było już za późno. Mój przyjaciel wpakował się w tego nieszczęśnika. Lektury rozsypały się pod drzwiami. Natychmiast podeszłam.
-… naprawdę przepraszam!- Lamentował Sokołowski, pomagając chłopakowi zbierać książki. Przyglądałam się tej scenie z zaciekawieniem.
- Nic się nie stało.- Odpowiedział słabym głosem, spoglądając na mojego przyjaciela geja spod czarnych okularów. – Poradzę sobie.
- Daj spokój. Pomogę ci.- Zebrali wszystko i podał je chłopakowi. – Po co ci ich tyle?
- Polonistka kazała przynieść na lekcję. I jak zwykle wypadło na mnie. A raczej nikt by pomóc mi nie chciał…
- Dlaczego?- Dopytywał. Drugi tylko wzruszył ramionami.
- Nie ważne. Jeszcze raz dzięki.- Uśmiechnął się do niego, odwrócił i odszedł. Kuba wciąż patrzył za wysokim, ciemnym blondynem z czarnymi okularami. Nawet mnie nie zauważył przez ten cały czas.
- Przystojny.- Przyznałam, podchodząc do niego i bacznie się mu przyglądając. Spojrzał na mnie, ale się nie odezwał. Po prostu wyszedł.
A ja za nim.
- Ej, no! Czekaj na mnie! Gdzie idziesz?
- Chyba cię to nie interesuje, więc…- Wzruszył ramionami.
- Wiem, wiem. Ten komentarz Alana był niepotrzebny. Przepraszam za to.
- Umawiasz się z nim?- Zatrzymał się i wpatrywał we mnie z poważną miną. Tka poważną, jakiej nigdy u niego nie widziałam.
- Nie!
- Więc co to miało znaczyć?
- Po prostu, jak ciebie nie było… On, on dosiadł się do mnie na niektórych lekcjach. I w ogóle…
- Nie powiedziałaś mi wcześniej.
- Wybacz, że nie napomknęłam o tym. Jakoś nasze rozmowy nie zawsze kierują się w tym kierunku.
- Bredzisz. Kierują się w kierunku? Zmień język. Może ci lepiej po angielsku będzie się mówić.
- A ty taki polonista, jak z koziej dupy…- Nie dokończyłam. Chwycił mnie za rękę i przeprowadził przez lewy korytarz do szafek. Zajrzał wszędzie, upewniając się, że nikogo nie ma.
- Okej. Tutaj możemy pogadać. Czy między tobą a nim coś jest?
- Nie. Przynajmniej na razie.
- Wiem, że poradziłaś sobie z Choinką, ale tutaj nie chodzi tylko o to.
- A o co?- Zmrużyłam oczy. Kuba zacisnął palcami grzbiet nosa. Usiadłam na parapecie i wskazałam, żeby zrobił to samo.- Powiesz mi?
Oboje wiedzieliśmy, o co chodzi. Nadal o przeszłość Sokołowksiego. O tę drugą część, o której obiecał mi kiedyś opowiedzieć.
- Miałem zamiar ci w ogóle tego nie mówić, wierz. Popsuła byś sobie zdanie o… Nie ważne. Sprawy zaszły za daleko i to ja niestety muszę cię ostrzec.
- Prze czym?
- Przed Alanem. Przed Jolką. Martą. I ich całą bandą.
- To znaczy?
- Pamiętasz, mówiłem ci o tym, , że zrezygnowałem z siatkówki. Z drużyny.
- Nie powiedziałeś dlaczego.
- To teraz ci powiem. Wszyscy się dowiedzieli. O tym, że jestem gejem. I o Adrianie też. Żartowali sobie ze mnie i unikali. Wytykali palcami.
- Ale jak się dowiedzieli!- Prawie krzyknęłam.
- Dowiedziałem się kilka dni później, kto to zrobił. Jedyną osobą, która wiedziała bym mój brat. I brat Adriana.
- Więc to oni?- Zdziwiłam się.- Po co mieliby to robić?
- Bo im się postawiłem. Chcieli mnie wykorzystać, żebym tylko piłki sprzątał i zwijał siatkę. A ja chciałem grać.
- No dobra. Ale co to ma wspólnego z Alanem? Bo nie widzę związku.
- A jak myślisz, kim jest brat Adriana?- Zadał mi tak oczywiste pytanie.
Zamurowało mnie i aż z wrażenia otworzyłam szeroko usta.
- Chcesz mi powiedzieć, że brat Alana… był twoim… Serio?!
- Tak.
- Skąd wiesz, że to on was wsypał?
- Słyszałem ich rozmowę po treningu, kiedy myśleli, że w szatni nikogo nie ma.
- Nie wierzę… Nie mogę uwierzyć, że to Alan zrobił.
- Wiedzieli odkąd poznałem się z Adrianem. Na pierwszym treningu. Wtedy załatwił mi miejsce w składzie brat. Nie wtrącali się do naszej znajomości. Wiedzieli, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ale pewnego razu nakryli nas na… całowaniu.- Skrzywił się nieznacznie.- Ciężko mi o tym opowiadać dziewczynie.
- Spokojnie, stoję po twojej stronie.
- No właśnie nie. Musisz uważać na Alana. Obiecaj mi to. Nie chodzi tutaj o mnie. W tej chwili chodzi o ciebie. Żebyś nie musiała czegoś podobnego przechodzić, co ja.
- Jej… Kuba. Teraz rozumiem twoje uprzedzenia do niego. I to, dlaczego nie chciałeś o tym mówić. Rozumiem. I dziękuję ci. Jesteś wspaniałym przyjacielem.- Zarzuciłam mu ręce na szyję i z całej siły uściskałam.
Wtedy pierwszy raz widziałam, jak po jego policzkach spływają łzy.
- A tak swoją drogą… Ten chłopak przed wyjściem z głównego korytarza…
- Przestań.
- No co? Fajny był.- Wyszczerzyłam się.

***
- Chciałeś się ze mną widzieć?- Podeszłam do Alana. Spojrzałam w jego oczy i po prostu zaczęłam się zastanawiać. Czy nadal jest zdolny do takiej okrutności? Kim on naprawdę jest?
- Tak. Usiądziesz?- Wskazał miejsce obok siebie. Myślałam, że zajmę miejsce tam gdzie zwykle, naprzeciwko niego. Ale bez wahania zajęłam miejsce obok chłopaka. Włożyłam pożyczoną książkę od okularnicy do torby i skupiłam całą swoją uwagę na przystojnym brunecie.
- To o coc chodzi?
- Ola… Wiem, że nie jestem najlepszym przyjacielem…- Już miałam się odezwać. Naprawdę miałam ochotę go zapytać o Kubę. Ale się powstrzymałam. – Ale to dlatego, że nie potrafię… Nawet zdania nie mogę skleić, eh. W każdym bądź razie bardzo mi się podobasz.
Zrobiłam wielkie oczy. Wieki temu chciałam to od niego usłyszeć! A teraz, kiedy znam jego czarne czyny… Czy jestem w stanie spojrzeć na niego, jakby nic się nie wydarzyło?
- Żartujesz?- Wymsknęło mi się.
- Nie.- Westchnął i spojrzał mi w końcu w oczy.- Bardzo mi się podobasz. Bardzo.
- Alan, czy ty siebie słyszysz? Ty masz DZIEWCZYNĘ! – Wszystko we mnie zaczęło krzyczeć. W brzuchu poczułam motyle, na twarz wystąpiły rumieńce…
- Ola, ale ja zerwałem z Jolą.
- CO!?- Krzyknęłam niemal spadając z ławki.
- Zerwałem z nią.
- Ale dlaczego?!
- Bo nic już do niej nie czuję.- I ten jego kpiący uśmieszek… Jakby mówił, że nigdy niczego nie czuł.- Poza tym, ona bardziej interesuje się Karolem.
- A już myślałam, że po prostu jesteś ślepy.- Zakpiłam, jednocześnie ciesząc się z takiego obrotu sprawy.  Tylko… czy powinnam? Wciąż z tyłu głowy mam ostrzeżenie od Kuby.
- A poza tym… działasz na mnie w taki sposób, że nie mogę przestać o tobie myśleć.
- Alan…- Syknęłam, bo strasznie zaczął mnie zawstydzać. Serce po jego słowach zaczęło bić jeszcze szybciej i jeszcze mocniej, niż kiedy siadałam obok niego.
- Wiem, że też nie jestem ci obojętny. Widzę to.
- Serio?- Przestraszyłam się, że aż tak może wyczuć, co ja czuję.
- Tak. I dlatego chciałem się ciebie spytać… Już od dawna o tym myślałam. Dawno powinienem zapytać… chciałabyś być ze mną?
O żeż kurwa. 


****
Dobra, wiem. Dzisiaj krótko. Ale chyba w końcu zaczęło się coś dziać? Wciąż sie boję, że Was tylko zanudzam :C

Jutro poniedziałek :C Tak bardzo nie chce! Czuję potrzebę dłuższego weekendu. Takiego tygodniowego. W ogóle nic nie zrobiłam. Miałam sie uczyć, a czytałam "Cztery sekundy do stracenia". Tak w ogóle to polecam, super książka ;D Przeczytałam ją w jeden dzień, więc...  Oczywiście w tym czasie mogłam robić tysiące innych rzeczy. Na przykład czytać lekturę na rozszerzony polski, która ma jakieś 750 stron. Ale mam jeszcze tydzień. Spokojnie, dam radę. Chyba. Albo mogłam też uczyć się na kartkówkę ze słówek na niemiecki. Znienawidzony przeze mnie język. W ogóle do tej pory nie mogę sama siebie zrozumieć, dlaczego wybrałam niemiecki zamiast włoskiego? Błąd życia.
W każdym razie, dziękuję za czytanie moich wypocin. Tych u góry. I za komentarze! I wyświetlenia!

Powoli zbliżam się do końca pierwszej części tego opowiadania. W sumie samo tak wyszło, że pierwsza część ma ponad 40rozdziałów. Tak już mam, jak się zacznę rozpisywać... No właśnie.

Dotrwaliście do końca? Przepraszam.

Liczę na Wasze komentarze, oceny i teorie związane z życiem Aleksandry Soweckiej. 

Pozdrawiam ;**

czwartek, 24 września 2015

Rozdział XLIV



Poznałam od razu kobietę stojącą przede mną. Kilka razy Igła pokazywał mi jej zdjęcia, a teraz mam okazję ją poznać. To kolejna cicha postać z życia mojej matki. Rudowłosa wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Jesteś Ola?- Wydusiła w końcu.
- Yy, tak. A pani to…
- Aneta.- Wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnęłam. – Miło mi w końcu ciebie poznać!
- Jest pani jedną z przyjaciółek mojej mamy?
- Mów mi na ty, proszę.- Uśmiechnęła się nie spuszczając ze mnie wzroku.- Szczerze mówiąc to nie wiem jak powinnam określić naszą relację z Marzeną. Nie kontaktowała się ze mną od szesnastu lat.
- Co?- Z szoku aż usiadła na kanapie.- Dlaczego?!
- Nie mam pojęcia. Wiedziałam, że urodziła córkę. I że mieszka w Londynie. Nigdy mi nie wyjaśniła prawdziwego powodu swojego wyjazdu.
- Net, napijesz się jeszcze herbaty?- Wtrąciła Iwona.- Ola?
Pokiwałam przecząco głową, zbyt zainteresowana nowym gościem. Nie mogę uwierzyć, że właśnie z nią rozmawiam.
- A dlaczego przyjechałaś?- Nie wytrzymałam. Musiałam zadać to pytanie.
- Obiecałam odwiedzić rodzinę Igły. Nie widzieliśmy się z rok chyba!
- No wiesz, ja proponowałem spotkania…- Uśmiechnął się Krzysiek.
- Wiem, wiem. Moja wina Przyznaję się! – Uniosła ręce w geście pokoju.- Ale naprawdę tamten rok był szalony.
- Rozumiemy… Nie musisz się tłumaczyć.- Szybko wyjaśniła żona Ignaczaka.
- Nadal nie mogę pojąć, dlaczego tyle lat minęło… I wszystko się zmieniło, a ja czuję, jakby każda część była na swoim miejscu.- Rozmarzyła się Aneta. – Dziękuję, że byliście na rocznicy.
- Wiesz dobrze, że nie unikamy tego!- Wszyscy nagle się spięli. Oprócz mnie, bo chyba nie wiem o co chodzi.- Szkoda, że syna nie przywiozłaś. Jako chrzestny chyba zaniedbałem swoje Obowiązki.
- Moje biedactwo, chory jest.
- Ostatnio wszyscy chorzy.- Mruknęłam, ale usłyszeli.
- O, a kto taki?- Zachichotał Igła posyłając mi figlarny uśmieszek.
- Wiele OSÓB.- Odparłam twardo.- Kuby dziś nie było, pewnie jutro też nie przyjdzie.
- A to nie byłaś dzisiaj u niego?- Uniósł brwi. Ale ja go już dość dobrze znam i wiem, że on wie. Ale skąd, tego ja nie wiem.
- Może.
- Jest szerokie i głębokie.
- Chyba mylisz pojęcia!
- No ja widzę, że trafiła ci się niezła przeciwniczka! Jak bym słyszała Marzenkę…- Uśmiechnęła się promiennie Aneta.
- Wdało się to w nią, fakt.- Przyznał. Ok. A może mi powiecie po kim odziedziczyłam resztę moich zalet i wad. Ale w sumie to chyba przede wszystkim zalet? Mam jakieś wady…?
- Co u mamy?- Kobieta ponownie zaczęła się we mnie intensywnie wpatrywać.
- Nie wiem. Nie gadałyśmy od dwóch tygodni.- Przyznałam wstydliwie.
- Nawet nie poznałam twojego taty! Pewnie jest tak samo uroczy, jak ty!
- Och, mój tata jest dość… różnorodny. Znaczy… trudno powiedzieć, jaki jest.- A nawet, kim jest – dodałam w myślach.
- Typowe u wielu facetów… A propos! Masz jakiegoś przystojniaka?- Mrugnęła do mnie. Chyba zaczynam się czuć jak na odwiedzinach u babci.
- Ehm…- Odchrząknęłam, ale zanim się wypowiedziałam, Igła zrobił to za mnie.
- Myślę, że ma. A nawet kilku.- Ten jego uśmiech pod nosem jeszcze bardziej mnie zirytował. Posłałam mu nienawistne spojrzenie i wróciłam do rozmowy z Anetą zwłaszcza, że wspomniała o moim przyjacielu.
- Aaaa ten Kuba? Tak?
- Co?- Zachichotałam.- Oj, nie! W żadnym wypadku.
- Taaak. Zawsze się tak mówi: to tylko przyjaciel. Prawda, Iwona?
- My coś o tym wiemy.- Zgodziła się i chwyciła męża za rękę.
- Nie. Ja i Kuba… Po prostu jesteśmy jak…- Jak mogę wytłumaczyć bardziej delikatnie jego orientację? Jesteśmy w tym samym worku! On też kocha facetów! Serio? Ugh!
- Kubie nie podobają się dziewczyny.- Oznajmił spokojnie Ignaczak. Odetchnęłam z ulgą, że wypowiedział te słowa za mnie. Ale po chwili…
- Skąd….?- Otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się w niego.
- Nie trudno zgadnąć.- Uśmiechnął się. – Ale chyba Zibi nic o tym nie wie, co? Bo wiesz… Mi się wydaje, że on uważa, że ma już dwóch rywali. Biedak nie ma pojęcia, jak ma walczyć o twoje względy.- Zaśmiał się głośno, na co Iwona dała mu kuksańca i posłała znaczące spojrzenie.
- Igła, weź nie żartuj, co?- Tez się zaśmiałam. Krzysiek uwielbia żartować, ale tego typu żarty mnie nie bawią akurat.
- Ja żartuję!- Westchnął i przewrócił oczami. No i jak ja mam to interpretować? Jak zrozumieć? Przecież Bartman to kolega. Nikt więcej i on o tym na pewno dobrze wie. Przecież chyba zauważyła bym, gdyby coś było na rzeczy… Bo bym zauważyła, prawda?
- Przecież ja i on to tylko przyjaciele.- Wyjaśniłam. Skinął tylko głową, bo wyraźnie Iwona zakazała mu się więcej odzywać.
- Opowiadaj, co u ciebie?- Zagadnęła Iwona Anetę. W tym czasie ja poszłam się przebrać, skorzystałam z ubikacji i wróciłam. Akurat gość zaczął się zbierać.
- Mogę cię odprowadzi?- Zapytałam, gdy już się pożegnała i miała wychodzić.
- Jasne.- Skinęła na mnie, więc wyszłam na dwór wkładając ręce głęboko w bawełnianą bluzę.- O co chodzi?
- Mam kilka pytań…
- Wiesz co, Ola? Dam ci mój numer, okej? Zadzwoń do mnie, napisz. Umówimy się, spotkamy i pogadamy na spokojnie. Wiem, że na pewno masz dużo pytań. Tez bym miała.
- Więc wiesz, że ja…
- Nie wiem nic, co by mi Krzysiek nie przekazał. Dowiedziałam się, że przyjechałaś to postanowiłam cię poznać. A jesteś naprawdę inteligentną dziewczyną. Jak twoja mama.- Uśmiechnęła się, wsiadła do samochodu i odjechała.
Zanim zdążyłam wejść do domu, musiałam pozbyć się Azora, który wskoczył na moje plecy i o mało co nie przewrócił. W korytarzu natknęłam się na Ignaczaka.
- Tego psa to mógłbyś może zamykać, hę?- Warknęłam zła.
- To jest wielki pies. Musi biegać!
- A ja muszę chodzić. Nie z duszą na ramieniu!- Ominęłam go i wpadłam do swojego pokoju. Stanęłam przed łóżkiem i wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w rozłożone zeszyty i książki. Zacisnęłam wargi, zrzuciłam wszystko z kołdry i poszłam spać, słuchając 1D.

*** 

Kolejny dzień w szkole spędziłam na rozmowach z Alanem. I nawet Jolka, która nam towarzyszyła, już tak bardzo mi nie przeszkadzała, jak kiedyś. Poza tym ona zaczęła zarywać do Karola. Morczewski nie zwracał na to zbytniej uwagi, co mnie kolejny raz zdziwiło. Wręcz wytrąciło z równowagi.
No jaki normalny chłopak nie zwraca uwagi, kiedy jego przyjaciel kładzie rękę na udo jego dziewczyny? Normalnie to by już Rok (tak się nazywa Karol, co udało mi się ustalić!) dostał po ryju, a o Mariusz, z który dość często się sprzecza, poprawiłby mu z drugiej strony.
W końcu stwierdzam, że trafiłam do grupy ludzi tak zwanej grupy dziwnej. Sama się zastanawiam, co ja tam robię. Właśnie pisałam z Kubą i stwierdził, że nie będzie go do końca tygodnia. Suuuper po prostu!
Teraz przesiadłam się do autobusu, który jedzie w kierunku bloku Zbyszka. No ciekawe, jak to on choruje. 

Zamknęłam szybko zeszyt i schowałam do torby. Wysiadłam na odpowiednim przystanku i w drodze do Bartmana zrobiłam kolejne zakupy. Dobrze, że dostałam już hajs. W sumie to bardzo cieżko na niego zapracowałam.
Wjechałam na odpowiednie piętro i zapukałam do drzwi.
- No, już myślałam, że mi nie otworzysz!- Wepchnęłam się do środka nie dając mu nic powiedzieć.- Co ty na to, żebym zrobiła dziś dla ciebie rosół? Specjalnie grzebałam w necie przepis, jak tu jechałam. W ogóle to jak się czujesz? Nadal masz gorączkę? Pamiętasz o naszym układzie, co?- Odstawiłam w kuchni wszystkie reklamówki i spojrzałam na niego, opartego o framugę drzwi z podkrążonymi oczami, jeszcze bardziej zmierzwionymi włosami i słabym uśmiechem.
- Jesteś blady.
- Nie powinnaś jednak była przychodzić.- Zachrypiał i kaszlnął.
- Dlaczego? Przecież trzeba się tobą zająć!
- Nie powinnaś mnie widzieć w takim stanie.- Uniósł jeden kącik ust patrząc na mnie spod lekko przymkniętych powiek. – Powinnaś mnie oglądać zdrowego, przystojnego, pełnego energii faceta. A nie kupę gówna.
- Nie pierdol.- Wkurzyłam się, podeszłam do niego.- Masz gorączkę?- Wzruszył ramionami. Zrobiła niezadowoloną minę, że nie zalecił się do moich wczorajszych poleceń. Dotknęłam ręką jego czoła.- W sumie nie jest najgorzej. Lepiej niż ostatnio.
- To dlatego, że przyszłaś.
- Ale do lekarza i tak idziemy!- Klasnęłam w ręce. Zerknęłam na godzinę w telefonie. – Masz piętnaście minut, żeby się zebrać. Wiesz, gdzie jest przychodnia?
- Nie ma sensu, żebym gdziekolwiek jechał…
- Zbyszek!- Warknęłam niemalże tupiąc nogą.
- Daj mi dokończyć! Chodzi o to, że przyjedzie za godzinę mój lekarz klubowy.
- Pieniek wpadnie?- Ucieszyłam się.
- Nie. Inny, nie znasz. W sumie to się nie poznaliście.- Wzruszył ramionami.- Zadzwonił do mnie i obiecał, że przyjedzie dzisiaj o siedemnastej.
- Super. Ale połóż się już, co?- Zaproponowałam.- Jesteś tak blady, że zaraz zemdlejesz…
- Chyba nie dam rady sama dojść do sypialni.- Mruknął. Nagle odległość między nami stała się dla mnie uciążliwa.
- Próbujesz mnie wykorzystać?- Uniosłam brew.
- A dasz się?
- A wyglądam na taką?
- Fakt.- Skinął głową i odszedł. A ja zabrałam się za gotowanie zupy.
Jak tak dalej pójdzie to stanę się mistrzem kuchni!
Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Leż! Ja otworzę!- Krzyknęłam do siatkarza i przywitałam się z mężczyzną w średnim wieku. Łysy, w okularach. – Dzień dobry.
- Dzień dobry. Czy ja dobrze trafiłem? Mieszkanie pana Bartmana?
- Tak, tak. Proszę wejść.- Zaprosiłam gościa do środka.
- Nazywam się Ireneusz Szwakowicz. Jestem lekarzem z klubu.
- Aleksandra, miło mi.
- To gdzie mój pacjent?
- A tak, już… Proszę za mną.- Udałam się w kierunku sypialni Zbyszka. Zapukałam i zajrzałam przez uchylone drzwi. – Zibi? Lekarz już jest.
- Wpuść go.- Poprosił i poprawił się na łóżku. Zaprosiłam gestem pana Irka i zamknęłam za nimi drzwi. Wróciłam do kuchni robić swoje rzeczy. Po jakimś czasie, zostałam przywołana. Niepewnie wróciłam do pokoju.
- Tak?
- Obawiam się, że będzie się pani musiała nim odpowiednio zająć.- Uśmiechnął się do mnie.- Zbyszek jest strasznie uparty i nie chce mnie słuchać!
- Oj tam od razu nie chcę… Po prostu nie zgadzam się.
- Musisz brać antybiotyk. Jak tak dalej pójdzie dostaniesz zapalenia płuc!- Zirytował się mężczyzna.
- Nie dostanę żadnego…
- Zbyszek!- Warknęłam ostrzegawczo. Popatrzył na mnie swoimi wielkimi szklącymi się oczami. I to on ustąpił.
- Niech będzie.- Westchnął.
- No nareszcie!- Ucieszył się lekarz. Receptę i wskazania zostawiam tutaj.- Położył na szafce nocnej i wstał. Już miał wychodzić, kiedy obrócił się do Zbyszka i powiedział:
- Masz szczęście, że ona jest z tobą. Nie wiem, czy ktokolwiek inny by wytrzymał twoje humorki. – Pokręcił głową, pożegnał się i wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi na klucz. Zaciekawiona, o co tez chodziło mężczyźnie, wróciłam do pokoju Zbyszka, który… No właśnie. Ściągnął bluzę, rzucił na krzesło pod ścianą akurat jak weszłam do pokoju.
- Przepraszam.- Zatrzymałam się w pół kroku.
- Przecież nie widzisz mnie rozebranego po raz pierwszy.- Prychnął. Podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać. – Kurwa mać, gdzie ona jest?
- Czego szukasz?- Spytałam odczytując receptę.- Będę musiała do apteki iść i…
- Nie!- Warknął zatrzaskując drzwi szafy. Zaskoczona spojrzałam na niego. Ciężko westchnął.- Sorry. Nie chciałem. Po prostu nie mogę pozwolić, żebyś to wszystko dla mnie robiła, rozumiesz?
- Zibi… Mówiłam ci już, gdzie mam te twoje widzimisię. – Przewróciłam oczami odkładając kartkę na swoje miejsce. Podeszłam do niego.- Naleję ci rosołu. I pójdę do apteki.- Powiedziałam stanowczo.
- Oluś, nie możesz…- Jęknął.
- Mogę. Bo chcę. A wiesz, że jak coś chcę to dostaję to.
- Ostatnio zastanawiam się, czy to twoja wada czy zaleta.- Mruknął i zaczął rozcierać sobie ramiona.
- Jezus Maria! Przecież tobie na pewno jest zimno!
- Rozgrzewa mnie twój widok.
- Nie żartuj, tylko natychmiast się ubieraj.- Rozkazałam. Nie ruszył się, więc wyminęłam go, otworzyłam szafę, wyciągnęłam pierwszą z brzegu bluzę i mu podałam.- Masz. Jak przyjdę to widzę cię leżącego. Pod kołdrą.
I wyszłam.

***
- To co? Opowiesz mi coś o tej twojej dziewczynie?- Zagadałam podając mu rosół.
- Byłej dziewczynie.- Wymamrotał między kolejnymi łyżkami zupy.
- Nie ważne. To jak?
- Nudna historia. Poza tym po co ci to wiedzieć?- Zerknął na mnie podejrzliwie.
- Jestem ciekawa.- Wzruszyłam ramionami.
- Nie dzisiaj.
- To kiedy?- Westchnęłam.
- Kiedyś na pewno.- Posłał mi perskie oczko.
A ja wiedziałam już jedno na pewno. Zbyszek stara się ukryć przede mną coś, co się wydarzyło w jego życiu.

***
Następnego dnia w szkole zobaczyłam coś, co odpowiadało na kilka pytań, a jednocześnie zadawało kolejne.
Otóż siedzę sobie na stołówce. Alan poszedł dla nas po jedzenie, Jolka gdzieś wybyła z Martą. Pisałam SMSY z Kubą i Zbyszkiem co jakiś czas pytając się, jak się czują. Do tego plotkowałam z nimi na temat rożnych ludzi.
- Idziesz ze mną teraz na trening?- Zadał mi pytanie Morczewski.
- Tak, jasne.- Uśmiechnęłam się i wstałam. Odebrałam od niego wodę niegazowaną oraz Kinder Delice. Przechodziłam między stolikami i nagle, całkiem niespodziewania coś rzuciło mi się w oczy.
Zatrzymałam się w miejscu i wpatrywałam w dziewczynę czytająca książkę.
- Co jest?- Szturchnął mnie Alan. Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do Krótkowłosej blondynki w okularach.
- Hej. Co czytasz?- Uśmiechnęłam się. Ale ledwo zwracałam uwagę na nią. Dziewczyna oderwała się od lektury i spojrzała na mnie ciekawie.
- O co chodzi?
- Zainteresowała mnie twoja książka… Mogę zobaczyć?
- Jasne.- Podała mi ją, wkładając zakładkę w miejsce, gdzie skończyła czytać.- To książka Nieznanego.
Spojrzałam na okładkę. 

MÓJ ŻYCiOWY MOMENT 




*** 

Witajcie! Mam nadzieję, że jako tako się spodobał. Jak myślicie, kim była ta kobieta? I o co chodzi z tą książką? Macie jakieś teorie? W kolejnym rozdziale pojawią się wyjaśnienia i kilka innych, dość ciekawych szczegółów ;p Dodam w weekend.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze <3