niedziela, 1 maja 2016

11.Moja siła tkwi w setkach upadków, jakie dało mi życie. Za każdym razem, kiedy się podnoszę nabywam mocy aby kroczyć dalej...




Nie mogłem pogodzić się z całą sytuacją. Do tego Kubiak wciąż jęczał mi o swojej Monice, a Igła... Cóż, Ignaczak też miał swoje problemy. Po pierwsze pokłócił się z żoną przez telefon, a potem dowiedział się o wypadku rowerowym syna.
- Ale co dokładnie się stało?- Pytaliśmy go, kiedy trochę się uspokoił.
- Wyjechał na ulicę, jakiś facet nie zahamował i... bum.- Jęknął zrozpaczony. - Dzwoniłem do Iwony już po raz szósty chyba w ciągu godziny. W ogóle, sorry Zibi za twojego tela.
- Nie przejmuj się.- Skrzywiłem się lekko na wspomnienie tamtej chwili...
Podałem Krzysiowi litościwie komórkę. Wykręcił numer Iwony, który i tak miałem zapisany, po czym gadali jakąś godzinę. Na końcu, dość niespodziewanie, Igła zamachnął się i rzucił delikatnym sprzętem... przez okno.
- Coooo... A-a-all...- Protestowałem cicho. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Ale jak z nim?- Przerwał moje rozmyślania Fabian.
- Wstrząśnienie mózgu, złamana ręka, obita twarz... Kurwa chciałbym wrócić do Polski.
- Trener ci nie da. Paweł nadciągnął mięsień i nie może grać przez przynajmniej tydzień. - Wybiłem mu ten pomysł s głowy.
- Ja nie wiem, jak ja jutro zagram...- Krzysiek zamknął oczy i szybkim ruchem przeczesał włosy.- Chyba zadzwonię jeszcze raz do Iwony...
- Żeby znowu cię opierdoliła?- Prychnął Kubiak.- Uspokój się. Mówiłeś, że jego stan jest stabilny.
- Nie mówiłem.
- No to już wiesz. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
- Łatwo ci mówić! Gdyby tak twoje dziecko...?- Nie dokończył. W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi i naszym oczom ukazała się postać masażysty.
- Dobra, to który dzisiaj pierwszy?- Uśmiechnął się ponętnie.
- Dzisiaj On.- Wskazałem na Ignaczaka.- Przydałby mu się porządnie relaksujący masaż.
- Tak jest. Chodź, mały.
I nawet nie byliśmy zdziwieni, że Igła nie zareagował na tę zaczepkę Maćka.


*** 

Mecz z Serbią nie poszedł nam najlepiej. Może po części dlatego, że niektórzy zawodnicy byli zbyt zmęczeni, a w tym ja. Nie potrafiłem się skupić, co wtedy zdarzało mi się często. Nie wspomnę o grze Ignaczaka i Nowakowskiego. Inna sprawa, że tylko na niektórych pozycjach mamy wielu zmienników.
Przegraliśmy 2:3 lecz walczyliśmy do samego końca. Mięliśmy nawet jedną piłkę meczową, jednak nie wystarczyło nam już sił i na ekranie w ogromnej hali pozostał wynik 19:17. 
Wyszliśmy trochę podłamani. Nie jest dobrze zaczynać kolejną rundę przegranym pojedynkiem. Jedyne co mnie ucieszyło to dziwna wiadomość od Oli.

"Przyjedź."

Taaaak, dla mnie była bardzo dziwna. Zwykle Sowa dodaje minkę, żart... Chociaż zwykłe proszę. Dlatego nie zastanawiałem się dłużej i po prostu taksówką dotarłem pod jej blok. Otworzyła mi jej przyjaciółka Karolina.
- O, hej!
- Jest Ola?
- Wyszła na chwilę... Zaraz wróci. Wejdź.- Uśmiechnęła się promiennie. Wszedłem więc do środka.
- Pisała, żebym wpadł i jej nie ma? Wiesz, o co chodzi?- Zagadnąłem idąc za Karo do kuchni.
- Tak naprawdę to ja do Ciebie napisałam, Zibi.- Przyznała po chwili wahania. Zaskoczony uniosłem brwi.
- Po co?
- Bo ja już sobie z nią nie radzę!- Pisnęła. Zasłoniła dłonią usta, jakby nie mogła uwierzyć, że wypowiedziała te słowa. - Przepraszam. Ja... nie powinnam...
- Spokojnie. Po prostu powiedz, co się dzieje?- Usiadłem przy stole i wpatrywałem się w nią z wyczekiwaniem. Dziewczyna nalała wody do dwóch szklanek i postawiła jedną przede mną. Z drugą zaś w ręce, oparła się o blat kuchni i zaczęła nerwowo mówić.
- Wiesz, co przeszła, nie? Chory ojciec, potem jej choroba... Dużo zwaliło jej się na głowę. Udaje, że wszystko jest okej, ale ja wiem. Wiem, że nadal wszystko przeżywa. Nikt po czymś takim nie były w stanie normalnie żyć.
- Chodzi do psychologa?
- Była umówiona na dwie wizyty, po czym stwierdziła, że nie ma to większego sensu. Wpisała się z uczelni, a bardzo dobrze jej szło. Nawet szybko pozbierała się po Alanie i znalazła sobie kogoś... Ale nie na długo. Gdy tylko się dowiedział o jej chorobie, zostawił ją.
- Co za skurwiel!- Wkurwiłem się. Nie rozumiałem, jak tak można.
- Podobno miał podobną sytuację w rodzinie, wie jak to wygląda i nie ma ochoty ponownie przez to przechodzić. Tka się wytłumaczył. A potem ją zostawił.
- Mogę tylko sobie wyobrazić, jaka była załamana.- Posmutniałem.
- No właśnie!- Ożywiła się.- Mówiłam jej, odezwij się do Bartmana. On zawsze cię wspierał. To ona tylko kręciła głową i tłumaczyła, że nie przeżyje, jeśli tak samo ją potraktujesz.
- Co za bzdury.- Prychnąłem poirytowany.
- To samo jej powiedziałam, ale ona swoje. Wiesz, jaka potrafi być uparta.- Kiwnąłem głową. Zastanawiało mnie jedno...
- Mów, czego ode mnie chcesz.
- Ona się zatraciła i cierpi. Musimy jej pomóc!
- Ale ja mam mecze! Treningi...- Skrzywiłem się.- Nie przyjechałem tu na wakacje.
- Ale na pewno miałeś nadzieję ją spotkać, co? No wiem, że mam rację!
- I co z tego? Ona twierdzi, że niepotrzebnie.
- I dlatego...- Pisnęła konspiracyjnie, przy czym usiadła tuż obok mnie.- ... dlatego ty jesteś moją... jej jedyną szansą!
- Pierdolisz głupoty.
- Mówię poważnie, Bartman!- Warknęła, uderzając pięścią w stół.
- Przecież ona ma Paula, o którym wciąż mi mówi...
- Ale ty jesteś idiotą! Przecież o...
- Karo! Powiedz, że mamy śmietanę, proszę! Bo nie kupiłam!- Usłyszeliśmy krzyk Oli z przedpokoju i zatrzaskujące się drzwi. - Do tego mamy gościa!
- O nie...- jęknęła Karolina i natychmiast wstała. W tej samej chwili w kuchni zjawiła się Olcia i... jakiś chłopak.
- Zbyszek?- Zrobiła wielkie oczy. Po chwili strasznie sie zmieszała, spoglądając to na mnie, to na swojego kompana.
- Czeeeeść... To może ja już pójdę?- Wstałem z miejsca, jednocześnie oceniając chłopaka stojącego w pobliżu.
- Nie no, co ty! Fajnie, że jesteś.- Posłała mi wystudiowany uśmiech.- Poznasz Paula. Paul, to Zbigniew Bartman.
- Hej. Jesteś przyjacielem Karo i Oli?- Odezwał się młody. Nie mogłem wyjść z szoku. To był ten słynny Paul? Nawet gdyby mi zapłacili, nie uwierzyłabym, że jest to jej chłopak. Miałem ochotę się roześmiać, ale resztkami sił się powstrzymywałem.
- Miło mi!- Uścisnąłem mu rękę z wielkim szczerzem.
- Ty jesteś siatkarz, ten z Polaków?- Chciał się upewnić.
- Tak, to ja.
- Dobra, dobra! Chodź, Paul. Na pewno będziesz chciał coś zjeść...- Pociągnęła go za rękaw Olka i wyszli gdzieś. Zostałem sam z Karoliną.
- O to właśnie mi chodziło.- Podsumowała. Zachichotałem.
- I to jest jej chłopak?- Prychnąłem.
- Co?! Jaki chłopak! - Zdziwiła się.
- No ten Paul... on w ogóle jest Polakiem? Dobrze po polsku gada.
- Boże, ty jesteś faktycznie idiotą!- Jęknęła, chwytając się za głowę. 
- Może masz rację.- Przyznałem.
Później nie udało mi się pogadać na osobności z Sowecką, więc wróciłem do wioski. Wymieniłem się numerami z jej przyjaciółką, żeby w razie potrzeby dzwoniła do mnie.
Przynajmniej ulga spadła mi z serca, po poznaniu znajomego Oli.


Ola, 18 sierpień 2017r. – dziennik
Musiałam w końcu wrócić do normalnego życia. Postanowiłam, że wrócę do zdawania prawa jazdy. Teoretyczny zdałam od razu, na praktykę musiałam czekać dwa tygodnie. Na szczęście mama ma znajomości i skrócą termin do 7 dni! Chciałam poprosić Karo lub Nat o pomoc, jednak wstydziłam się. I z tego powodu po raz kolejny zgłosiłam się do Zbyszka. Nie wiem, może tak już ma być, że on ma mi pomagać? W każdym razie ucieszył się i obiecał, że dzień przed jazdami, zaraz po swoim treningu poświęci mi godzinę. Z doświadczenia wiem, że to dla niego musiało być trudne... 
Ale się zgodził. 
I to dzięki niemu dzisiaj zdałam! Odebrałam dokumenty, a przed drzwiami czekały na mnie dziewczyny.
Nawet nie kryłam, że jest mi słabo od emocji. W stanie kompletnego otępienia odstawiły mnie do moich rodziców. Teraz z zeszytem na kolanach oraz herbatą w dłoniach piszę te słowa. 
Na pamiątkę. 
Bo na ten krok odważyłam się dzięki jednej osobie... 
Zaraz przyjeżdżają po mnie znajomi, o czym chwilę wcześniej mnie poinformowali. Będę musiała jechać z nimi do klubu i po raz pierwszy prowadzić garbusa Natalii.
W sumie już się doczekać nie mogę…


***

- Zdała?
- Zdała!- Ucieszyłem się do mojego najlepszego przyjaciela.- I pomyśleć, że to po raz kolejny ja byłem jej mentorem…
- Powinieneś robić to zawodowo.- Zadrwił Kubiak.
- Wystarczy mi siatkówka.- Odparłem obojętnie. – Dzwoniłeś do niej?
- Nie.
- Bo?
- Bo nie chcę się narzucać. A jak kogoś ma?!
- Nie masz nic do stracenia. Nie bądź tak głupi, jak ja byłem. – Poklepałem go po plecach i wyszedłem z pokoju. Od razu wpadłem na kogoś biegnącego w drugą stronę.- Boooże! Kultury trochę!
- Sorry, Zibi. Umówiłem się z tą kelnerką ze stołówki.- Puścił do mnie porozumiewawcze oko Wrona.
- Co na to Kłos?
- Jak to on. Focha ma, ale mu przejdzie. Jak zawsze.
- No nie wiem, czy tym razem tak łatwo ci z nim pójdzie.- Zaśmiałem się.- Jak ona ma tak właściwie na imię?
- Maja. Także ten, lecę.- Nim się obejrzałem, już zbiegał po schodach. Pokręciłem głową i podszedłem do pokoju Karola. Nie odpowiedział, więc po prostu wszedłem.
Nie uwierzyłem w to, co widziałem.
Karol siedział na łóżku z MAJĄ i prowadził ożywioną rozmowę.
- Cholera. Chyba wpadłem nie w porę…- Zmarszczyłem brwi nic nie rozumiejąc.
- Chodź, chodź… Poznaj Majkę, Maja to kolega z drużyny- Zibi. -  Dziewczyna wstała i ucałowała mnie lekko w policzek.
- Fajnie cię poznać! I wreszcie pomówić po polsku.- Uśmiechnęła się do nas obojga.
- Przed chwilą wpadłem na Andrzeja, który mówił mi, że się z tobą umówił…
- Naprawdę?!- Zaskoczona dziewczyna zrobiła bezradną minę.
- No. Ale jak ty jesteś tutaj…- Oboje spojrzeliśmy na Kłosa. Środkowy wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie Endrju pomylił sobie dziewczyny.- Wyszczerzył się, a w tej samej chwili drzwi się otworzyły i wparował sam zainteresowany.
- Ty cholerny….!- Wraz z ujrzeniem Mai, lekko się zmieszał.- Karol!
- Co tam, brachu?- Wyszczerzył się tamten i wstał.
- Ty mały…
- Chyba zaraz może dojśc do rękoczynów.- Zauważyła dziewczyna.
- I dlatego w takiej sytuacji wolę się zmyć.- Mrugnąłem do niej. Między wyzwiskami środkowych, usłyszałem dzwonek swojego telefonu.
- O co chodzi, Karolina?- Odebrałem.
Wystarczyły trzy słowa, żeby podcięło mi nogi…








******
Jest, jest! Wiem, że późno. Postara się to nadrobić… Wciąż czasu brak :C
Mim wszystko dziękuję tym, którzy jeszcze tutaj są ;**

sobota, 2 kwietnia 2016

10. Żegnaj - ktokolwiek wymyślił to słowo, powinien samżyć się w piekle...

Udało nam się przejść fazę grupową. Byliśmy na drugim miejscu w tabeli, tuż za Francuzami. Naszym przeciwnikiem w kolejnej rundzie była Japonia.
Za każdym razem wychodziłem w pierwszej szóstce. I tym razem trener wywołał mnie do pierwszego składu.
Zagraliśmy cztery sety, gdzie dwa ostatnie okazały się najważniejsze. Zacięte ostatnie akcje pokazały to, że każdy walczy do samego końca. Nikt się nie poddaje, a zwłaszcza w tak pięknym turnieju. Na szczęście to my wyszliśmy zwycięsko.
Nie świętowaliśmy jakoś specjalnie tej wygranej. Oczywiście, radości nie mogliśmy ukryć. Ale czuliśmy, że to dopiero początek góry lodowej. Prawdziwa gra dopiero się zaczynała…

Na stołówce wypatrywałem Oli, jednak jej nie było. I to od kilku dni. Cieszyłem się za to powodzeniem Kłosa i Wrony, którzy podrywali śliczną kelnerkę. A dla odmiany… martwiłem się złym nastrojem mojego przyjaciela.
- Stary, co ci?- Spytałem po raz setny tego dnia. Zważywszy na wczesną porę to dość niesamowite.
- Nic.
- Nie wygląda na nic. Od kilku minut wpatrujesz się w wygaszony telefon. O co chodzi?- Tyrpłem go butem w nogę.
- Zerwałem z nią.- Wypowiedział grobowym tonem. A ja? Zamiast się skrzywić, poklepać pocieszająco po plecach, wciskać bajery o złych wyborach miłosnych, po prostu wyszczerzyłem się jak idiota.
- No nareszcie! Alleluja! Cuda istnieją!
- Dzięki, stary. Dzięki.- Zakpił. Przewróciłem oczami.
- No dobra. To czemu z nią zerwałeś?
 - Nie wiem.
- Okeeeej.- Przyglądałem mu się uważnie. Misiek smutny. Dosłownie można rzygać przy nim smutkiem. Wtedy dostałem sms. Natychmiast sprawdziłem.

„Jestem w siłowni.”

Nie czekałem. Po prostu wstałem i szybko wyszedłem.
- I kto tu ma bzika.- Prychnął na pożegnanie mój przyjaciel.

Znalazłem ją na miejscu. Siedziała na jednym z przyrządów, odwrócona do mnie plecami. Miała na sobie dżinsy i zieloną bluzkę, którą pamiętałem sprzed trzech lat. Wtedy też znalazłem ją na siłowni tuż po treningu.

Oparłem się o drzwi i przyglądałem jej smukłemu ciału. Obiecałem, że będę jej trenerem. I dotrzymam słowa.
- Nie za dużo jak na jeden dzień?- Odezwałem się w końcu. Ola wydawała się naprawdę bardzo zmęczona. Nie mogę patrzeć na nią w takiej sytuacji.
- Nie.- Wydyszała z trudem.- Potrzebuję. Więcej. Ćwiczeń.
- Biegasz jużł godziny. Daj chociaż tej bieżni odpocząć.- Podszedłem do niej, gotowy wyłączyć sprzęt.
- Wygram ten zakład.- Warknęła odpychając moją rękę.
- Nie wątpię. Ale masz jeszcze dużo czasu.- Tym razem wyłączyłem bieżnię. Niestety, ona niemal nie spadła, więc byłem zmuszony ją złapać. Jej zielona bluzka przykleiła się do jej pleców i płaskiego brzucha.
- Jak chciałeś mieć pretekst do popatrzenia sobie w mój dekolt to trzeba było to zrobić dyskretniej.- Wydyszała. Zmieszany odsunąłem się.
- Po prostu… na dzisiaj koniec.
- Czy trener nie powinien motywować?!- Zaprotestowała.- Ty mnie zniechęcasz!
- Trener nie tylko motywuje. Do jego obowiązków należy również troska o bezpieczeństwo podopiecznego. A tak się składa, że ja jestem twoim trenerem, sama mnie wybrałaś.
- Może faktycznie powinnam była iść do Alana.- Na te słowa zamarłem. Kurwa, to cios poniżej pasa! Czy ona zdaje sobie sprawę, jak bardzo mnie to rusza? To, że mogła iśc do niego po pomoc… Ale nie zrobiła tego. Przyszła do mnie. Dlaczego?
- Ale przyszłaś tutaj.- Nie odpowiedziała. – Czemu?
- Tobie mogę ufać. Jesteś moim… przyjacielem.- Wzruszyła ramionami, jednocześnie wycierając kark ręcznikiem.
- Nieee. Tu chodzi o coś innego.- Uśmiechnąłem się.- Czyli co? Jesteśmy przyjaciółmi?
- Pomagasz mi.
- On też by mógł.
- Nie wątpię.- Przyznała. Napiła się wody z butelki, jednocześnie bacznie mnie obserwując. Zmruży przy tym oczy, co naprawdę wygląda uroczo. No dobra, cholernie seksownie. Chciałbym, żeby zawsze tak na mnie patrzyła…
- Więc?
- Więc chyba rozumiesz, że nie mogę do niego iść, skoro mi się podoba? Zobaczyłby moją słabą kondycję. To drugi powód, dlaczego przyszłam do ciebie. Muszę ćwiczyć, żeby być lepsza.
- Okej.- Odparłem. Jednak dla mnie było to bez sensu. Męczy mnie, żeby zaimponować jemu. A ja głupi na to się godzę. Co jest ze mną nie tak?
- Pomożesz mi, Zibi?- Podeszła do mnie znacznie bliżej, niż zwykle. Położyła dłonie na moich ramionach i spojrzała mi głęboko oczy. Jezuu jakie ona ma piękne oczy. – Proszę Zbyszku.
- Niech będzie.- Westchnąłem odwracając wzrok.
I po raz kolejny dałem się złapać… 

- O co chodzi?
- Bałam się, że nie przyjdziesz. Zwłaszcza po tym, jak się dowiedziałeś…
- Martwiłem się. Nie widziałem cię od kilku dni.- Przerwałem jej. Podszedłem i kucnąłem przed Olą. Nie płakała, tylko wpatrywała się w ścianę przed sobą z nieobecnym wzrokiem.
- Wybaczysz mi kiedyś, że cię zostawiłam?
- Dawno ci już wybaczyłem.
- Chciałabym, żebyś wiedział… Zawsze byłeś dla mnie ważny. Dlatego nie mogłam ci powiedzieć.
- To nie ma sensu. Ale postaram się zrozumieć, Oluś. – Spojrzała na mnie twardym wzrokiem.
- Kochałam cię. Naprawdę cię kochałam, chociaż nie byłam tego w pełni świadoma. Zamroczyło mnie uczucie do Alana. Zawsze wiedziałam, że tylko u ciebie będę mieć pełne wsparcie. Że zawsze mi pomożesz, bez żadnych pytań. Tak, jak na przykład z moim ojcem. Byłeś ze mną, chociaż nie prosiłam o to.- Położyła dłoń na moim policzku i przyglądała mi się uważnie. Ile ja kurwa razy marzyłem, żeby taka chwila nadeszła… Jednak nie miałem pojęcia do czego zmierza. – Igła zawsze mi powtarzał, że jesteś dobrym człowiekiem. Nigdy w to nie wątpiłam. Dlatego nie powiedziałam ci. Bo wtedy zrobiłbyś wszystko, żeby być ze mną. A ja nie mogłam prosić o tak dużo… Zawsze mnie do ciebie ciągnęło.- Uśmiechnęła się pod nosem.- Wtedy, gdy szukałam trenera … Pamiętasz?- Kiwnąłem głową, więc kontynuowała.- Mogłam iśc do Alana, jak sugerowałeś. Mogłam też iść do Krzyśka. Ale przyszłam do ciebie. Wiesz czemu? Bo ty nigdy nie patrzyłeś na mnie z góry. Traktowałeś mnie jak równą tobie. I za to muszę ci cholernie podziękować.
- Nie powinnaś…
- Nie skończyłam.- Ucięła.- Za to wszystko ci dziękuję. Jednak teraz… Już nic nie zmieni tego, jaką decyzję podjęłam. – Westchnęła smutno. Zacząłem się bać.- Muszę w końcu zostawić cię w spokoju. Nie znajdziesz szczęścia ze mną, a jedynie cierpienie i ciągły strach. W każdej chwili choroba może się wrócić i to z podwójną mocą. Nie chcę cię narażać. Zasługujesz na więcej, na kogoś, kto zestarzeje się z tobą.
- A..a..ale Oluś! Nie wygłupiaj się. Nie ma nikogo, kto mógłby mi ciebie zastąpić!
- Musimy ograniczyć kontakty.
- Teraz jest z tobą ten cały Paul? Już mnie nie potrzebujesz? Jeśli o to chodzi, to ja…- Zawahałem się. Kurwa, nie chciałem jej stracić! Nigdy nie wybaczyłbym sobie tego. Ponownie. Dziewczyna wpatrywała się we mnie twardym wzrokiem. Coś mi nie pasowało. Jej oczy były… smutne. Jednak nic więcej nie zobaczyłem.
- Kocham go, Zbyszku.- Przerwała martwą ciszę. Jej głos był jednak przy tym martwy. – Nie mogłabym go zostawić.
- Rozumiem.- Przytaknąłem. Ola opuściła dłoń z mojej twarzy i wstała. Zrobiłem to samo.- Nie chcesz mnie już widzieć? Dopiero co prosiłaś mnie, żebym cię nie zostawiał.
- I nadal tego chcę. Nie mogłabym żyć bez ciebie.- Uśmiechnęła się lekko.- Ale będzie lepiej, jeśli ograniczymy kontakt.
Odwróciła się i już miała odejść. Jednak chwyciłem ją za rękę i powstrzymałem. Stała o krok ode mnie. Omiotłem wzrokiem jej twarz, by zapamiętać każdy szczegół. Jej ciemne oczy, piękne usta, które mógłbym całować całą wieczność…
„Kocham cię” – miałem na końcu języka. Tak bardzo chciałem jej to powiedzieć. Ale jednocześnie nie chciałem psuć relacji, jaką już osiągnęliśmy. Poza tym ona kochała Paula.
- Żegnaj, Zbyszku.- Dała mi całusa w policzek, kilka sekund dłużej przytrzymując usta na mojej skórze. Moje wewnętrzne „JA” aż zadrżało.
Po czym wyszła z siłowni.


Przyglądam się zdjęciu w gazecie. Mój tępy wzrok zamarł od kilka minut. Ogólnie cały zamarłem. Moje zdjęcie we włoskiej gazecie sportowej, tuż po wygranym meczu. Koledzy cieszący się ze zwycięstwa. I ja, całujący dziewczynę.
Minęły dwa lata, odkąd jesteśmy razem. Wróciliśmy do Włoch, pięknego miasta. Po części dlatego, że zdecydowałem się grać w Modenie, a po części dlatego, że Polska stała się dla mnie krajem cierpień. Ale nawet tutaj, nie mogę w pełni być sobą. Jakaś część mnie umiera codziennie.
Najgorsze są poranki.
Taki, jak ten dzisiejszy na przykład. Obudziłem się o piątej, zdążyłem pobiegać, wziąć prysznic… Mam świadomość, że tak nie da się żyć. I jednocześnie ukrywać emocje przed ukochaną. Od tego mam przyjaciół. Coraz częściej kontaktuję się z Igłą w nadziei, że poda mi jakieś rewelacje. Nic się jednak nie dzieje. Kubiaka mam na co dzień, gramy w jednym klubie. Obawiam się, że jeśli tak dalej pójdzie, mój najlepszy przyjaciel da mi kosza. Wtedy pozostała by mi tylko ona. Jednak nie umiem się przed nią otworzyć, tak jak ona przede mną. To źle. Jak twierdzi Misiek. W ogóle on jest skonstruowany ze sprzeczności. Twierdzi, że dobrze mi zrobi związek z nią i powinienem się zaangażować. A chwilęźniej mówi, żebym dał sobie spokój…
- O czym tak myślisz ciężko, kochanie?- Weszła do kuchni w swoim błękitnym szlafroku i z promiennym uśmiechem. Stanęła za mną i objęła.
- Jutro kolejny mecz.- Wyjaśniłem. Od pewnego czasu to moja standardowa wymówka. Odwróciłem głowę, aby ją pocałować.
- Nie martw się. Pewnie jak zwykle będziesz najlepszy na boisku.- Dała mi kolejnego buziaka w kark. Powstrzymałem się, żeby nie wywrócić oczami. Wcale nie jestem najlepszy. Jestem tylko częścią zespołu. Do tego rozsypany na kawałki.
- Nie jestem…
- Dla mnie zawsze będziesz najlepszy.- Skwitowała radośnie. Odsunęła się ode mnie i podeszła do lodówki. Korzystając z okazji poszedłem się przebrać. Gdy wróciłem ona już coś pichciła.- Masz ochotę na jajecznicę?
- Jasne.- Odpowiedziałem bez entuzjazmu i usiadłem na swoim miejscu przy ladzie. Przeglądałem kolejne strony gazety.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Zibi?- Zirytowała się Tamara. Uświadomiłem sobie, że przez cały czas o czymś mówiła.
- Co?- Uniosłem głowę.- Nie, przepraszam. Zamyśliłem się. Co mówiłaś?
- Mówiłam, że idziemy dzisiaj na do Bruna i Cristiny. Zaprosili nas dwa tygodnie temu. Zapomniałeś?- Uniosła brwi, jednocześnie nakładając na dwa talerze usmażone jajka.
- Wyleciało mi z głowy.- Westchnąłem ciężko.- Umówiłem się z kolegami…
- Nie ma mowy Zbyszek. – Przerwała mi. Nie miała pojęcia, jak bardzo mnie to wkurwiło. Bruno i jego dziewczyna są naprawdę mili, nie mam nic do nich. Lubię ich. Ale to bardziej jej znajomi niż moi. Poza tym nie mam ochoty na siedzenie z nimi w restauracji i pierdolenie o głupotach. Czy ona tego nie widzi?
- Obiecałeś, że pójdziesz.- Przypomniała siadając naprzeciwko mnie.
- Kiedy niby?!
- Tydzień temu. I trzy dni temu… Czy ty w ogóle żyjesz?- To ostatnie pytanie zadaje mi dość często. Średnio raz na dzień. Dzisiaj nawet wcześniej niż zwykle. Jest dopiero dziewiąta!
- Skoro obiecałem…- Aby nie być zmuszonym do dalszej dyskusji, zacząłem jeść. Po raz kolejny rozkoszowałem się dobrym smakiem dań Tamary. To jest jej jeden wielki plus. No, ma ich więcej. Ale gotowanie wychodzi jej najlepiej.
- Dziękuję.- Posłała mi buziaka. Uśmiechnąłem się szarmancko, co najwyraźniej jej się spodobało. Nie spuszczała ze mnie wzroku, aż w końcu chyba nie wytrzymała. Obeszła blat i stanęła przede mną. – Kocham cię, wiesz?
- Wiem. Mnie nie da się nie kochać.- Mruknąłem, gdy założyła mi ręce za szyję.
A następnie zatraciłem się w pocałunku. Marzyłem tylko, aby ten pocałunek był z kimś innym…  

- Bartman, skup się! Mecz sam się nie wygra do cholery!- Warknął na mnie główny rozgrywający, Fabian Drzyzga. Fakt, już drugą piłkę z rzędy psułem.
Okeeej. No, to skup się jełopie.- Warknąłem na siebie w myślach.- Zapomnij. Po prostu graj.
Kolejna akcja, punkt dla nas po udanym ataku ze środka. Wszedłem na zagrywkę. Dwa głębokie wdechy, podrzut piłki, skok… Siatka.
- Kurwa mać!- Wydarłem się. Igła podbiegł i poklepał mnie po plecach.
- Spokojnie.- Powiedział do mnie.- Myśl o meczu.- Nadal byłem na niego wściekły za zatajenie prawdy o chorobie Olki. Jednak zrozumiałem, że może faktycznie jestem skończonym imbecylem, idiotą i w ogóle egoistą.
Antiga zmienił mnie z Konarskim. Usiadłem na ławce i pijąc wodę wpatrywałem się w sufit. Wszystko się spierdoliło. Jak już odnalazłem Olę, to nagle ona mi mówi, tuż po wyznaniu prawdy (oraz po wyznaniu, że mnie kochała), że nie możemy się spotykać. Kubiak czepia się mnie o wszystko gdyż zerwał ze swoją laską, uświadamiając sobie swój błąd życiowy. Nagle zapragnął wrócić do Moniki, która zostawiła go za nie wiadomo co. Jakoś mało mi się zwierzał z tego… Cała grupa środkowych walczy o względy jednej kelnerki i jak na razie tylko Wrona wyróżnia się ze stada szczurów. W ogóle, czy szczury żyją w stadach?
A ja nie mogę skupić się na cholernej grze, bo wciąż zastanawiam się nad słowami dziewczyny, którą kocham.
Co to znaczy że mnie kochała? Już jej przeszło? Tka po prostu znalazła sobie jakiegoś Paula i o mnie zapomniała?
Nieeeee. Koniec tego.
Koniec.
Wkurzony podszedłem do Antigi.
- Chcę wejść.
- Dzisaj ne idie ci nalepej.
- Daj mi szanse. – Poprosiłem z mocą. Patrzył na mnie, ewidentnie się wahając. Ostatecznie podjął decyzję.
- Okej.
I mecz wygraliśmy.

***

Już w hotelu, walnąłem się na łóżko i starałem wyłączyć. Nie myśleć.
- Kurwa, co ja mam robić?
- Misiek, najlepiej idź do psychiatry.- Wymamrotałem z głową w poduszce.
- Zadzwonić do niej?- Przyjmujący kręcił się po pokoju z komórką w ręce.
- Dzwoń. Przynajmniej będziesz wiedział, czy chce cię jeszcze słyszeć.
- A jak się rozłączy, zanim zdążę się przywitać?
- To będzie znak od Boga, że masz dać jej spokój.
- Kurwa, bawi cię to?!
- Od dawna nic mnie tak nie bawiło.- Przyznałem.
- Pieprz się.
Zaśmiałem się. Chwilę później otrzymałem sms:
„Gratuluję ;)”
Uśmiechnąłem się pod nosem. Zapadłem w błogi sen… Dopóki do mojego pokoju nie wparował Krzysiek.
- Dajcie mi telefon!- Wydarł się. Normalnie to nawet bym się nie przejął napadem na mnie bezbronnego i śpiącego. Norma. Ale było coś takiego w jego głosie,że uniosłem głowę.
- Co się stało, Krzysiu?
- Sebastian...- Jego oczy zaszkliły się.
Bez słowa podałem mu komórkę.



******
Okeeeej, wiem. Mam się szykować? Chcecie mnie zabić? Mam coraz mniej czasu na pisanie – taka prawda. Nawet pisać nie mam kiedy ;/ A jak już mam czas, to nie mam weny :c Ciężkie jest życie autora…
No dobra, to dawać opinie na temat tego u góry ;p
Mam bilety na Kaliber 44 <3 Jeeejuuu *.* Chciałabym też takie na mecz :C

Dziękuję za wyświetlenia, komentarze… To naprawdę motywuje :)
Pozdrawiam ;**