niedziela, 17 stycznia 2016

1. Wszystko przyjdzie z czasem, trzeba tylko umieć cierpliwie czekać...



Wciągnąłem głośno powietrze. Tak dawno jej nie widziałem… I nigdy  sobie nie wybaczę, że wtedy… Znów poczułem, że mam łzy w oczach. Nie potrafiłem po raz kolejny powstrzymać się przed przypomnieniem sobie tamtego cholernego dnia…

- Jak dobrze, że znów możemy was widzieć razem!- Cieszy się pani Danuta.- Prawda, Henryku?
- Tak, tak kochanie. Wiedzieliśmy, że pewnego dnia znów się odnajdziecie!- Uśmiechnął się do nas ojciec Tamary. Odpowiedziałem tym samy, ale niezbyt szczerze. W tej chwili chciałbym być gdzie indziej. Z moją przyjaciółką.
Boże, ale czy to tylko przyjaciółka? Dla mnie na pewno nie. Jednak ona… ma chłopaka. Ma kogoś a ja muszę zapomnieć. Powinienem się skupić teraz na Tamarze. Na spotkaniu z jej rodzicami. Nie na balu maturalnym Olki.
- Zbyszku, słuchasz mnie?- Dziewczyna dotknęła lekko mojego ramienia, aż się wzdrygnąłem.
- Przepraszam, zamyśliłem się.- Próbowałem udawać skruszonego. Niestety to nie w moim stylu, wiec na pewno nie wyszło to wiarygodnie.
- Nie musisz się tak spinać. Przecież znasz moich rodziców… polubili cię.- Szepnęła mi do ucha. Nic nie odpowiedziałem.
Poczułem wibracje w kieszeni. Wyciągnąłem telefon.
„Ola wylatuje za czterdzieści minut do Londynu”
W jednej chwili zrobiło mi się słabo i poczułem ból w klatce piersiowej.
- Kochanie, co się stało?!- Doskoczyła do mnie Tamara.
- Zrobiłeś się bardzo blady, Zbyszku.- Oznajmiła jej matka. Zacząłem spazmatycznie oddychać.
Ja pierdole… Ale jak?! Odepchnąłem lekko od siebie dziewczynę i natychmiast wstałem. Spojrzałem na zegarek. Cholera, nie mam czasu… W biegu ubrałem buty i skórzaną kurtkę. Wróciłem potem na chwilę do salonu by zabrać klucze.
- Gdzie ty się wybierasz?!- Usłyszałem z kanapy zirytowany głos mojej dziewczyny.
- Muszę szybko coś załatwić. Wracam niedługo.- Nawet na nią nie spojrzałem tylko wybiegłem z mieszkania. Wyciągnąłem komórkę.- Chciałem zamówić taksówkę na adres…- Powiedziałem niezbędne informacje.
Czekałem piętnaście cholernych minut.
- Na lotnisko. I to szybko!- Popędziłem człowieka za kierownicą, ledwo wsiadając na tylne siedzenie.
- Witam. Obawiam się, że w tamtą stronę są korki. Był wypadek. – Oświadczył odpalając samochód.
- To proszę je ominąć!- Warknąłem wkurwiony.
W tym czasie użalałem się nad sobą, że zostawiłem swoje auto u Kubiaka, bo jego się zepsuło. A musiał jutro wcześnie rano jechać do swojej dziewczyny. Jakaś grubsza sprawa, więc pożyczyłem mu swoje.
Nerwy zaczęły działać. Co chwila pośpieszałem faceta, chociaż dobrze wiedziałem, że stoimy w korku. Wydzwaniałem do Olki. Modliłem się, żeby odebrała. Ale za każdym razem włączała się poczta. Kląłem pod nosem jak nigdy  wcześniej. Na zmianę wybierałem albo jej numer, albo Krzyśka. Żadne nie odbierało. Schowałem twarz w dłoniach i powstrzymywałem się od bezradnego wyciu do księżyca oraz płaczu. Ten ból, panika, niepewność, uczucie że coś stracę, że nie zdążę… Powoli mnie zabijało.
Do tego jakiś czubek z drugiego pasa niemal wjechał nam na dupy, pisząc sms’a. Posypały się nieprzyjemne epitety i jechaliśmy dalej.
Mniej więcej na zjeździe na lotnisko samochód zgasł.
- Co za popierdolony samochód! Takim starym dziadem jeździć!- Wrzeszczałem to i jeszcze kilka innych rzeczy. A kierowca oczywiście nie był dłużny. – Niech pan jedzie najszybciej, jak się da!
Niestety na miejscu byłem już spóźniony i jedynie nadzieja kazała mi się jakoś trzymać. Nadzieja, że jednak zdążyłem.
Zapłaciłem człowiekowi należną kasę nie czekając nawet na resztę i już biegłem w kierunku wielkich szklanych drzwi. Wpadłem do środka zdyszany, zacząłem się rozglądać.
I wtedy ich zobaczyłem.
Kuba z Maćkiem Przytulali się i płakali. A Igła właśnie w tej chwili obracał się w moją stronę i nie miał za wesołej miny. Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
- Przykro mi. Właśnie jej samolot odleciał.

Nie wiedziałem, kiedy wstałem i jakim cudem znalazłem się przy barku. Ola wpatrywała się we mnie wielkimi oczami przez dłuższą chwilę. Potem odwróciła się i wyszła na zaplecze.
Zaskoczony zmarszczyłem brwi. O co chodzi? Poznała mnie na pewno.
- Zbychu, chodź usiądź. Potem ją złapiemy i pogadamy.- Ciągnął mnie za ramię Ignaczak.
Ale ja nie chcę gadać z nią przy was!- Pomyślałem z irytacją. Jednak udałem się za nim do stolika. Wszystkie pary oczu wpatrywały się we mnie, czekając na jakiś wybuch. Ale tak naprawdę ja nic nie czułem.
- Chyba jest w szoku.- Stwierdził Bociek.
- W szoku to on jest od trzech lat.- Prychnął Kubiak.
W następnej chwili działo się tyle rzeczy…
Najpierw usłyszałem JEJ głos, gdzieś za mną. Potem zorientowałem się, że niesie nam kawę. W następnej chwili już stała przed nami i rozdawała napój.
- Cześć, Ola!- Uśmiechnął się do niej Fabian.
- Cześć wszystkim.- Również się uśmiechnęła, ale słabo. Zerknęła szybko na mnie i zacisnęła wargi. Zmarszczyłem brwi zbity z tropu. Nigdy nie chciałem, aby była na mnie zła!- Później się z wami przywitam, okej? Mam robotę na razie na zapleczu. Poczekajcie jakieś pół godzinki.
I odeszła. To by było na tyle.
Co się z nią stało? Gdzie ta żywa, pragnąca mojego towarzystwa kobieta?
-… tak. Ale nie wiedziałem, że aż tak!- Rozwodził się nad czymś Grzesiu.
- Fajnie to oni w tym Rzeszowie się bawią!- Zaśmiał się najwyższy spośród całej kadry.
- Możdżon zazdrości.- Poruszył śmiesznie brwiami Fabian.
- Wszystko okej?- Szepnął do mnie Kubiak.
- Jasne.
Przyglądał mi się podejrzliwie przez jakiś czas. Az w końcu odpuścił. Jakiś pół godziny później wyszła do nas Ola. Patrzyłem na nią jak urzeczony. Obcisłe dżinsy, które prezentowały jej długie, wspaniałe nogi… I ta obcisła, zielona bluzka! Poczułem gorąco rozlewające się po moim ciele. Jak to możliwe, że ta kobieta tak zawróciła mi w głowie, że od trzech lat nie mogłem jej wyrzucić z pamięci? A wtedy nagle zjawiam się w kawiarni i okazuje się, że ona tam pracuje. Cóż za zbieg okoliczności!
Przytuliła najpierw Ignaczaka – swojego niedoszłego ojca, jak mniemam. Następnie Fabiana i Miśka, który przedstawił jej resztę grupy. Na końcu podeszła do mnie.
Cały czas wodziłem za nią wzrokiem, chłonąc jak najwięcej szczegółów. Ale dopiero wtedy, gdy podeszła, zauważyłem, jak bardzo się zmieniła. Jej twarz nie miała tych rumieńców, gdy mieszkała w Rzeszowie. Jej uśmiech nie był tak szeroki, jak wcześniej, chociaż jak najbardziej szczery. Oczy nie błyszczały już tamtym blaskiem, chęcią poznawania świata. I ta chustka na głowie… Postarzała się w trzy lata. Jakim cudem? Jedno było pewne – nadal była piękna.
- Cześć, Zbyszku.- Powiedziała tylko i głęboko patrzyła mi w oczy. Poczułem, jakby przewiercała mnie wzrokiem. Tego było mi trzeba. Jej oczu…
- Oluś…- Szepnąłem i po chwili trzymałem ja w swoich wielkich ramionach. Zdziwiłem się, gdy zdałem sobie sprawę, że schudła. W Rzeszowie miała idealne ciało. Uwielbiałem ją przytulać. A po tych trzech latach zdaje się, jakby ubyło mojej Oli.
Nie jest już taka sama. – Podpowiedziało mi coś w mojej głowie. – Ty też nie jesteś.
- Udusisz mnie!- Jęknęła. Natychmiast się odsunąłem, ale nadal trzymałem dłonie na jej ramionach. Nie byłem gotowy jej puścić. Najpierw musiałem się upewnić, że to nie sen. Sen, który często pojawiał się w środku nocy.
Czułem wwiercane spojrzenia moich kolegów w moje plecy. Z westchnieniem opuściłem ramiona i wycofałem się, by podziwiać ją z daleka.
 Najwyraźniej nie chce ze mną gadać.- Pomyślałem.
- Pracujesz tutaj?- Zaciekawił się Misiek.
- To kawiarnia moich rodziców.- Powiedziała z dumą.
- To dlatego taka dobra kawa!- Klasną w dłonie uradowany.
- Nie odzywałaś się przez długi czas!- Wypomniał jej Drzyzga.- Usychałem z tęsknoty. To wyobraź sobie, co musiał przeżywać Bartman!
Wszystkim wydało się to zabawne. Tylko nie mnie. I nie jej. Spojrzała na mnie i wyczuwałem przeprosiny, które posłała mi wzorkiem.
Problem w tym, że już dawno jej wybaczyłem. Nie mógłbym się na nią gniewać. Jednak w każdym razie nadal jestem zirytowany, że nie kontaktowała się ze mną. Ba! Nawet nie próbowała. W przeciwieństwie do mnie. Byłem poirytowany, nie zły. I miałem ochotę ją zapytać, o wszystko.
- Wszędzie huczało, że przyjeżdżacie na jakiś turniej.
- Igrzyska Olimpijskie w Londynie.* - Wyjaśnił Igła.
- A tak… Mówiłeś coś mi o tym…- Zrobiła zmieszaną minę. Najwyraźniej nie mieliśmy się o tym dowiedzieć.
- Chwila… To wy …- Michał robił dziwne gesty rękami, a przy tym miał taką minę, że się głośno zaśmiałem.
Wtedy wszyscy spojrzeli na mnie.



____________________

*Igrzyska Olimpijskie w Londynie – na potrzeby opowiadania został specjalnie zmieniony rok turnieju; proszę o zrozumienie! 



*****
Wiem, ten rozdział też nie jest najdłuższy... 
Musiałam zmienić kilka rzeczy, w tym czcionkę (jeśli źle będzie się Wam czytać, to piszcie!) oraz czas.

Jeśli coś się nie będzie podobać, lub zaczniecie się nudzić, błagam napiszcie o tym szybko!  Postaram się wtedy coś zmienić :) 

Dziękuję, że nadal jesteście i czekałyście!
Te wyświetlenia mówią same za siebie :)
























8 komentarzy:

  1. Pisze ten komentarz 3 raz..uroki pisania na telefonie ;-;
    Jak napisalas o tej chustce to odrazu "o nie ona ma raka" powiedz ze moje przemyslenia sa nieprawdziwe ;-;
    Pozdraeiam xx
    ~SanDra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chustka będzie miała symboliczne znaczenie :)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Ja chce jeszcze L

    OdpowiedzUsuń
  3. Tooo jest.....ŚWIETNE!!!No po prostu kocham czytac twoje opowiadanie :D Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :D Następny dopiero za tydzień ;)

      Usuń
  4. Ulala... Co to dalej będzie? Bo ciekawe *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. nie czaje tego wszystkiego.. :D czekam na dalszą część :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle sie dzieje a ja musze tyle czekać??!? Wrescie sie spotkali ale cos jest inaczej. Nie wiadomo jeszcze co jest ale jest inaczej. Czekam na następny rozdział i życzę weny
    Całuje Miska

    OdpowiedzUsuń