- No to wiesz, stary. Zachowuj
się i wracaj o przyzwoitej porze!- Pogroził mi Misiek.
- Spierdalaj.
- Potrzebujesz gumek?
- Spierdalaj do potęgi.
Zaśmiał się głośno.
- Przecież wiesz, że żartuję. –
Szturchnął mnie.
- Akurat teraz to mnie
nie śmieszy.- Warknąłem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Za sobą jeszcze
usłyszałem komentarz przyjaciela:
- Przez jedną laskę
cały świat się zmienia…
Żebyś wiedział. – Pomyślałem.
Czego wtedy się spodziewałem? Sam nie wiem. Może tego, że ona jednak nie będzie
na mnie czekała? Albo, że nie odezwie się do mnie ani jednym słowem?
Wszystkiego, tylko nie tego…
Wyszedłem przed
budynek, gdzie wypożyczone auto już stało. Schowałem ręce do kieszeni, oparłem
się o mur i czekałem. Po kilku minutach usłyszałem, jak z kimś rozmawia.
-… Wiem, kochanie. Nie
musisz przyjeżdżać, jakoś sobie poradzę. Tak, tak. Ja ciebie też. – Co
najlepsze, mówiła po polsku! Jednego byłem pewny, gadała z tym całym Paulem. Do
kogo innego w taki sposób mogła się zwracać?
- Jakoś przeżyłam. Ale
dzwoń częściej, co? Brakuje mi ciebie…- Jej głos się załamał. O, Boże! Czy
teraz zacznie płakać? Coś się stało? – Naprawdę?! No to już się nie mogę
doczekać! Okej. Super! Weź ze go ze sobą. Zabawimy się.- Słuchała przez dłuższą
chwilę, a potem głośno się zaśmiała. – Tym bardziej nie mogę się doczekać! No,
to rozłącz się. Bo jak nie, to ja to zrobię! Haha, no pa.
Westchnęła głośno i się
rozejrzała. Nie miała szans mnie dojrzeć pod tą ścianą. Latarnia nie obejmowała
tego miejsca. Więc przyglądałem się jej. Wyglądała na zmęczoną, ale zadowoloną.
Dżinsy opinały jej nogi, a czarna kurteczka przylegała do ciała. Po raz kolejny
wydała mi się zbyt chuda. Spojrzała na zegarek zniecierpliwiona, więc
postanowiłem się ujawnić.
Wyszedłem z cienia i
pocichł podszedłem do niej od tyłu. Zasłoniłem jej oczy jednym ruchem.
Wzdrygnęła się, a z jej gardła wydobył się cichy krzyk.
- Zgadnij, kto?-
Szepnąłem jej do ucha. Krzyknęła. Natychmiast odskoczyła, obróciła się i
zaczęła mnie okładać pięściami.
- Ty durniu! Dureń!
Cholerny idiota!- Krzyczała.
- Hej! Spokojnie.-
Próbowałem złapać za jej nadgarstki, ale wciąż mi się wymykała i przeklinała na
mnie pod nosem. W końcu udało mi się.- Ej! Ej! Olka!- Unieruchomiłem jej ręce.
Gdy przestała się wyrywać, spojrzała na mnie twardym wzrokiem.- Spokojnie.
- Wystraszyłeś mnie!-
Syknęła.
- Przepraszam.-
Naprawdę było mi przykro. Kiedyś, reagowała zwykłym śmiechem i kilkoma
wyzwiskami. A często bawiliśmy się w ten sposób. Tylko, że jej udało się mnie
wystraszyć tylko raz…
Oparłem się ramieniem o futrynę i przyglądałem światu. Kochałem widok z tego budynku. Cały Rzeszów był mój. A teraz postanowiłem podzielić się nim z Olą. Dziewczyna rysowała w swoim szkicowniku i nie zwracała na mnie uwagi. Przez godzinę przyglądałem się jej i wchłaniałem widok. Ten akurat stał się jeszcze piękniejszy, niż to, co kiedyś uważałem za piękne.
Teraz
rozumiałem dużo więcej, niż kiedyś. Wtedy bałem się… kochać. Dlatego wyjechałem od Tamary. Moja pierwsza dziewczyna, pierwsza miłość… Robiło się za poważnie. I po prostu uciekłem. Od tamtej chwili żałowałem tego, co zrobiłem. Do teraz.
Nigdy nie
angażowałem się zbytnio. Po miłym wieczorze, może nocy, po prostu zapominałem. One odchodziły, żadna się nie liczyła. Zaraz na początku informowałem, że się nie angażuję. One to rozumiały i po prostu zostawiały mnie w spokoju. Bawiłem się na całego. Nie chciałem czuć więcej, niż potrzeba.
Ale oczywiście, kiedyś to musiało się skończyć.
Po pierwszym
spotkaniu z Olą… poczułem. Poczułem COŚ. Nie wiedziałem w tamtej chwili, jak bardzo to jest silne. Ta dziewczyna wywołała u mnie emocje, których u siebie
nigdy nie podejrzewałem. Ba! Nawet Kubiak nie podejrzewał. Tylko rodzice mieli nadzieję. W każdym razie poczułem chęć opiekowania się nią, kochania jej i po prostu bycia z
nią.
Od tamtej
chwili wykorzystywałem każdą okazję do spotkania.
Nagle z
zadumy wyrwało mnie jakieś uderzenie. Przestraszyłem się nie na żarty i o mało nie przewróciłem.
Krzyknąłem.
W następnej chwili usłyszałem śmiech.
- Udało mi się! Udało!- Wiwatowała.
- O, ty mała…- Wskoczyła mi na plecy. Jednym ruchem chwyciłem ją w talii i obróciłem do przodu. Tak, że teraz wisiała głowa w dół.
- Jezuuu!
Zbyszek, puszczaj!- Chichotała.
- Prawie
zawału dostałem!
Nic nie
odpowiedziała, tylko znów zaczęła się śmiać. Nie byłem zły. Też się uśmiechnąłem. Ale dalej musiałem grać obrażonego.
- Co się mówi?!- Postarałem się, aby w moim głosie pobrzmiewała nuta groźby.
- O jaaa.
Nie umiesz się bawić!
- Co się mówi!- Powtórzyłem. Byłem jak najbardziej świadomy, że przewróciła oczami.
-
Przepraszam.- Oczywiście. Nie była ani trochę skruszona. Jednak to mi wystarczyło. Nie chciałem jej wypuszczać ze swoich objęć, więc po prostu jedną ręką ja uniosłem za nogi, drugą chwyciłem w talii. Po czym objęła mnie nogami, a nasze twarze były na jednym poziomie.
Wpatrywałem się w nią jak zahipnotyzowany. Poczułem, że chcę ją pocałować. Tak wielkie to było pragnienie…
-
Przestraszyłam cię.- Uśmiechnęła się tak niewinnie…
- Miałem zawał.- Wykrztusiłem. Zabrakło mi tchu.
- Nadal wyglądasz niewyraźnie.- Przyznała.
Nie chciałem jej mówić, z jakiego to powodu. Lepiej nie.
Jeszcze nie teraz. Przestraszyłaby się…
- Nie ma to
jak umrzeć przez kobietę.- prychnąłem. Do mojego mózgu najwyraźniej doszedł tlen, bo odsunąłem ją od siebie i stanęła na podłodze.- Masz wody?
Kiwnęła głową i podeszła do torby. Grzebała w niej chwilę. A ja musiałem oprzeć się całym ciałem o ścianę. Dyszałem ciężko. Kurwa, gdyby ona wiedziała, jak na mnie działa…
-… Nigdy więcej tak nie rób.-
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że coś do mnie mówi.
- Dobrze.- Zgodziłem się.- Chodź.
Poprowadziłem ją do czarnego
Opla. Otworzyłem drzwi pasażera, więc nie czekając na zaproszenie wsiadła.
Obszedłem auto u zająłem miejsce kierowcy.
Jechaliśmy w milczeniu.
Włączyłem radio. Po chwili
usłyszałem, że coś nuci. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Śpiewaj.
Popatrzyła na mnie jak ja
kosmitę.
- Nie.
- No daj spokój! Śpiewaj. Będę
twoim chórkiem. – Puściłem jej oko. Dopiero po minucie zorientowałem się, że
kiedyś już to powiedziałem.
- Nie lubię już śpiewać.
- Dlaczego? Dobrze ci szło!
- Nie miałam z kim.- Wzruszyła
ramionami. Ponownie się zamyśliłem. – Skręć na światłach w lewo.
- Tak jest.- Uśmiechnąłem się.
Nagle coś przyszło mi do głowy.- Nie masz prawa jazdy?
- Nie zdążyłam zrobić przed…-
Nagle umilkła.
- Przed…?- Próbowałem ją
zachęcić.
- Nie ważne. Nie miałam czasu.
- Ale teraz już masz!
- To co innego. Jakoś sobie
radzę.
- No właśnie widzę.- Prychnąłem.
- Hej!
- No co? W takim mieście powinnaś
mieć prawko. Nie możesz przez całe życie polegać na Karolinie.
- Jest jeszcze moja mama.
- I twój chłopak.
- Yhy.- Przytaknęła słabo.
- Jakoś Paul nie przybył dziś na
ratunek.- Wkurzyłem się. Niech nie wciska mi kitu do kury nędzy! – Co? Twój
chłoptaś nie może cię odebrać z pracy?
- Nie mów tak, Zbyszku.
- Bo co?
- Bo do cholery nie masz o niczym
zielonego pojęcia!- Krzyknęła.- Skoro dla ciebie to taki był wielki kłopot, nie
trzeba było się angażować!
- Nie da się nie angażować, kiedy
komuś zależy na czyimś bezpieczeństwie! Martwię sie o ciebie.
No i proszę. Powiedziałem to.
- Nie chcę, żeby ci zależało.-
Szepnęła już bardzo cicho. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy.
- Dlaczego?
- Bo to nie fer.
Zacisnąłem mocniej szczęki.
- Za późno mówić, co jest fer, a
co nie.
Znów jechaliśmy w milczeniu,
oprócz kilku wskazówek Oli dotyczących drogi.
Nigdy nie chciałem na nią
krzyczeć. A zwłaszcza teraz, gdy ją odzyskałem. W ogóle po chuja się nią
przejmuję? Trzeba było po prostu dać jej jechać nocną taksówką.
Nie… Nie mógłbym.
Nie chce, żeby mi zależało? Pff,
jakbym miał wyjście.
- To ten blok.- Powiedziała
odpinając pasy. Zatrzymałem się nie wyłączając silnika. Nadal byłem wzburzony i
balem się odezwać. Gdybym to zrobił, pewnie powiedziałbym kolejne głupoty,
których potem bym żałował.
Chwyciła za klamkę i otworzyła
drzwi. Do środka wpadło rześkie powietrze, które trochę mnie ocuciło.
- Przepraszam za kłopot, Zbyszek.
Masz rację. Powinnam zrobić prawko.- Uśmiechnęła się blado, ale nawet na mnie
nie spojrzała. Po prostu wysiadła.- Dziękuję.
Zatrzasnęła drzwi i wolno ruszyła
w stronę swojej klatki.
Boże, co ja zrobiłem? Nawet nie
pożegnałem się jak należy! I na nią krzyczałem. Moje serce przyspieszyło…
Już chciałem wychodzić, pobiec za
nią, przytulić i przeprosić… Ale nagle ujrzałem jakiegoś chłopaka, który
przytulił ją i poprowadził do środka.
Oparłem głowę o zagłówek,
wypuściłem głośno powietrze.
- No i co teraz, kretynie?-
Mruknąłem do siebie.
***
Gdy dotarłem do pokoju, po prostu
założyłem słuchawki na uszy. I zasnąłem. Rano nikt się mnie nie pytał, jak
poszło. Chyba wyczuli to po moim nastroju. Na treningu wyżywałem się, jak tylko
potrafiłem. Na śniadaniu usiadłem ponownie z Kłosem i Wroną. Jak zwykle
przekomarzali się, co odrobinę poprawiło mi nastrój.
Zwłaszcza, że kłócili się o
wysoką blondynkę, która od kilku dni obsługuje ich stolik i szeroko się
uśmiecha.
Tym razem tez przyszła.
- Mam nadzieję, że smakowało.
- Było naprawdę pyszne!- Opiewał posiłek
Andrzej.
- Wręcz nadpyszne!- Poprawił go
Karol.
Nie chciałem się kłócić, ale
gdybym miał coś do powiedzenia w tej sprawie… Jak dla mnie to zwykłe śniadanie.
- Przekażę Jane.- Puściła im oko
i zniknęła za drzwiami kuchni.
- Mówię ci, ona na mnie leci.-
Rozsiadł się wygodnie Endrju.
- Taaa. Raczej na mnie. Zibi
niech ci powie!
- Ja się wolę nie udzielać.-
Wzruszyłem ramionami, ale nie potrafiłem się nie uśmiechać.
- Zobaczysz, Zibi. To będzie moja
kobieta.- Poruszył znacząco brwiami Karol.
- Nie bądź taki pewny swego!
Zobaczysz, że…
Przestałem ich słuchać. Bo
zobaczyłem wpatrzoną we mnie Olę. Czy gniewa się na mnie? Mam nadzieję, że nie!
Nie potrafiłem usiedzieć dłużej w
jednym miejscu, więc udałem się do pokoju.
I tak minął mi cały dzień.
Wieczorem natknąłem się na Spirika.
- Witaj, „przyjacielu”.-
Zagrodził mi drogę.- Widziałeś moją ostatnią fotkę na TT? Chyba by ci się
spodobała.
- Jaką fotkę? Myślisz, że mam
czas oglądać twoje zdjęcia? Wystarczą mi moje własne!
- Tymi raczej byś się
zainteresował. Powiem ci tylko jedno, ta twoja przyjaciółka jest bardzo uroczą
osobą!- Poklepał mnie po ramieniu, jakby właśnie powiedział najlepszy żart
świata i odszedł.
O co mu chodziło?
Nie czekałem dłużej niż to
konieczne. Włączyłem Internet w telefonie i sprawdziłem twittera Rosjanina.
Zamarłem.
- Ty chuju.
Prawie wbiegłem do swojego
pokoju, gdzie tradycyjnie siedział Kubiak, Igła, Fabian i Nowakowski.
- Zbychu, pali się?
- Żebyś wiedział, Igła!- Rzuciłem
mu telefon. Natychmiast zerknął i zamarł.
- Zabiję gnoja.- Wstał i wybiegł.
- O co chodzi?!- Wszyscy
spoglądali to na mnie to na otwarte drzwi.
- Lepiej go zatrzymajcie, bo ja
nie będę w stanie.
A przede wszystkim, nie miałem
ochoty go powstrzymywać. Sam z chęcią bym mu przyłożył.
Ale teraz ważniejsze. Muszę
znaleźć Olkę!
*****
Późno
trochę, ale jest ;p
Ktoś jeszcze
tutaj jest? W następnym rozdziale kilka spraw się wyjaśni J