niedziela, 28 lutego 2016

7.Tak, martwię się o Ciebie. I zależy mi. Czemu? Bo są tacy ludzie w życiu, na których bezpieczeństwie zależy Ci bardziej niż na swoim...

- No to wiesz, stary. Zachowuj się i wracaj o przyzwoitej porze!- Pogroził mi Misiek.
- Spierdalaj.
- Potrzebujesz gumek?
- Spierdalaj do potęgi.
Zaśmiał się głośno.
- Przecież wiesz, że żartuję. – Szturchnął mnie.
- Akurat teraz to mnie nie śmieszy.- Warknąłem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Za sobą jeszcze usłyszałem komentarz przyjaciela:
- Przez jedną laskę cały świat się zmienia…
Żebyś wiedział. – Pomyślałem. Czego wtedy się spodziewałem? Sam nie wiem. Może tego, że ona jednak nie będzie na mnie czekała? Albo, że nie odezwie się do mnie ani jednym słowem? Wszystkiego, tylko nie tego…
Wyszedłem przed budynek, gdzie wypożyczone auto już stało. Schowałem ręce do kieszeni, oparłem się o mur i czekałem. Po kilku minutach usłyszałem, jak z kimś rozmawia.
-… Wiem, kochanie. Nie musisz przyjeżdżać, jakoś sobie poradzę. Tak, tak. Ja ciebie też. – Co najlepsze, mówiła po polsku! Jednego byłem pewny, gadała z tym całym Paulem. Do kogo innego w taki sposób mogła się zwracać?
- Jakoś przeżyłam. Ale dzwoń częściej, co? Brakuje mi ciebie…- Jej głos się załamał. O, Boże! Czy teraz zacznie płakać? Coś się stało? – Naprawdę?! No to już się nie mogę doczekać! Okej. Super! Weź ze go ze sobą. Zabawimy się.- Słuchała przez dłuższą chwilę, a potem głośno się zaśmiała. – Tym bardziej nie mogę się doczekać! No, to rozłącz się. Bo jak nie, to ja to zrobię! Haha, no pa.
Westchnęła głośno i się rozejrzała. Nie miała szans mnie dojrzeć pod tą ścianą. Latarnia nie obejmowała tego miejsca. Więc przyglądałem się jej. Wyglądała na zmęczoną, ale zadowoloną. Dżinsy opinały jej nogi, a czarna kurteczka przylegała do ciała. Po raz kolejny wydała mi się zbyt chuda. Spojrzała na zegarek zniecierpliwiona, więc postanowiłem się ujawnić.
Wyszedłem z cienia i pocichł podszedłem do niej od tyłu. Zasłoniłem jej oczy jednym ruchem. Wzdrygnęła się, a z jej gardła wydobył się cichy krzyk.
- Zgadnij, kto?- Szepnąłem jej do ucha. Krzyknęła. Natychmiast odskoczyła, obróciła się i zaczęła mnie okładać pięściami.
- Ty durniu! Dureń! Cholerny idiota!- Krzyczała.
- Hej! Spokojnie.- Próbowałem złapać za jej nadgarstki, ale wciąż mi się wymykała i przeklinała na mnie pod nosem. W końcu udało mi się.- Ej! Ej! Olka!- Unieruchomiłem jej ręce. Gdy przestała się wyrywać, spojrzała na mnie twardym wzrokiem.- Spokojnie.
- Wystraszyłeś mnie!- Syknęła.
- Przepraszam.- Naprawdę było mi przykro. Kiedyś, reagowała zwykłym śmiechem i kilkoma wyzwiskami. A często bawiliśmy się w ten sposób. Tylko, że jej udało się mnie wystraszyć tylko raz…

 
Oparłem się ramieniem o futrynę i przyglądałem światu. Kochałem widok z tego budynku. Cały Rzeszów był mój. A teraz postanowiłem podzielić się nim z Olą. Dziewczyna rysowała w swoim szkicowniku i nie zwracała na mnie uwagi. Przez godzinę przyglądałem się jej i wchłaniałem widok. Ten akurat stał się jeszcze piękniejszy, niż to, co kiedyś uważałem za piękne.
Teraz rozumiałem dużo więcej, niż kiedyś. Wtedy bałem się… kochać. Dlatego wyjechałem od Tamary. Moja pierwsza dziewczyna, pierwsza miłość… Robiło się za poważnie. I po prostu uciekłem. Od tamtej chwili żałowałem tego, co zrobiłem. Do teraz.
Nigdy nie angażowałem się zbytnio. Po miłym wieczorze, może nocy, po prostu zapominałem. One odchodziły, żadna się nie liczyła. Zaraz na początku informowałem, że się nie angażuję. One to rozumiały i po prostu zostawiały mnie w spokoju. Bawiłem się na całego. Nie chciałem czuć więcej, niż potrzeba.
Ale oczywiście, kiedyś to musiało się skończyć.
Po pierwszym spotkaniu z Olą… poczułem. Poczułem COŚ. Nie wiedziałem w tamtej chwili, jak bardzo to jest silne. Ta dziewczyna wywołała u mnie emocje, których u siebie nigdy nie podejrzewałem. Ba! Nawet Kubiak nie podejrzewał. Tylko rodzice mieli nadzieję. W każdym razie poczułem chęć opiekowania się nią, kochania jej i po prostu bycia z nią.
Od tamtej chwili wykorzystywałem każdą okazję do spotkania.
Nagle z zadumy wyrwało mnie jakieś uderzenie. Przestraszyłem się nie na żarty i o mało nie przewróciłem.
Krzyknąłem.
W następnej chwili usłyszałem śmiech.
- Udało mi się! Udało!- Wiwatowała.
- O, ty mała…- Wskoczyła mi na plecy. Jednym ruchem chwyciłem ją w talii i obróciłem do przodu. Tak, że teraz wisiała głowa w dół.
- Jezuuu! Zbyszek, puszczaj!- Chichotała.
- Prawie zawału dostałem!
Nic nie odpowiedziała, tylko znów zaczęła się śmiać. Nie byłem zły. Też się uśmiechnąłem. Ale dalej musiałem grać obrażonego.
- Co się mówi?!- Postarałem się, aby w moim głosie pobrzmiewała nuta groźby.
- O jaaa. Nie umiesz się bawić!
- Co się mówi!- Powtórzyłem. Byłem jak najbardziej świadomy, że przewróciła oczami.
- Przepraszam.- Oczywiście. Nie była ani trochę skruszona. Jednak to mi wystarczyło. Nie chciałem jej wypuszczać ze swoich objęć, więc po prostu jedną ręką ja uniosłem za nogi, drugą chwyciłem w talii. Po czym objęła mnie nogami, a nasze twarze były na jednym poziomie.
Wpatrywałem się w nią jak zahipnotyzowany. Poczułem, że chcę ją pocałować. Tak wielkie to było pragnienie…
- Przestraszyłam cię.- Uśmiechnęła się tak niewinnie…
- Miałem zawał.- Wykrztusiłem. Zabrakło mi tchu.
- Nadal wyglądasz niewyraźnie.- Przyznała.
Nie chciałem jej mówić, z jakiego to powodu. Lepiej nie. Jeszcze nie teraz. Przestraszyłaby się
- Nie ma to jak umrzeć przez kobietę.- prychnąłem. Do mojego mózgu najwyraźniej doszedł tlen, bo odsunąłem ją od siebie i stanęła na podłodze.- Masz wody?
Kiwnęła głową i podeszła do torby. Grzebała w niej chwilę. A ja musiałem oprzeć się całym ciałem o ścianę. Dyszałem ciężko. Kurwa, gdyby ona wiedziała, jak na mnie działa… 

-… Nigdy więcej tak nie rób.- Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że coś do mnie mówi.
- Dobrze.- Zgodziłem się.- Chodź.
Poprowadziłem ją do czarnego Opla. Otworzyłem drzwi pasażera, więc nie czekając na zaproszenie wsiadła. Obszedłem auto u zająłem miejsce kierowcy.
Jechaliśmy w milczeniu.
Włączyłem radio. Po chwili usłyszałem, że coś nuci. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Śpiewaj.
Popatrzyła na mnie jak ja kosmitę.
- Nie.
- No daj spokój! Śpiewaj. Będę twoim chórkiem. – Puściłem jej oko. Dopiero po minucie zorientowałem się, że kiedyś już to powiedziałem.
- Nie lubię już śpiewać.
- Dlaczego? Dobrze ci szło!
- Nie miałam z kim.- Wzruszyła ramionami. Ponownie się zamyśliłem. – Skręć na światłach w lewo.
- Tak jest.- Uśmiechnąłem się. Nagle coś przyszło mi do głowy.- Nie masz prawa jazdy?
- Nie zdążyłam zrobić przed…- Nagle umilkła.
- Przed…?- Próbowałem ją zachęcić.
- Nie ważne. Nie miałam czasu.
- Ale teraz już masz!
- To co innego. Jakoś sobie radzę.
- No właśnie widzę.- Prychnąłem.
- Hej!
- No co? W takim mieście powinnaś mieć prawko. Nie możesz przez całe życie polegać na Karolinie.
- Jest jeszcze moja mama.
- I twój chłopak.
- Yhy.- Przytaknęła słabo.
- Jakoś Paul nie przybył dziś na ratunek.- Wkurzyłem się. Niech nie wciska mi kitu do kury nędzy! – Co? Twój chłoptaś nie może cię odebrać z pracy?
- Nie mów tak, Zbyszku.
- Bo co?
- Bo do cholery nie masz o niczym zielonego pojęcia!- Krzyknęła.- Skoro dla ciebie to taki był wielki kłopot, nie trzeba było się angażować!
- Nie da się nie angażować, kiedy komuś zależy na czyimś bezpieczeństwie! Martwię sie o ciebie.
No i proszę. Powiedziałem to.
- Nie chcę, żeby ci zależało.- Szepnęła już bardzo cicho. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy.
- Dlaczego?
- Bo to nie fer.
Zacisnąłem mocniej szczęki.
- Za późno mówić, co jest fer, a co nie.
Znów jechaliśmy w milczeniu, oprócz kilku wskazówek Oli dotyczących drogi.
Nigdy nie chciałem na nią krzyczeć. A zwłaszcza teraz, gdy ją odzyskałem. W ogóle po chuja się nią przejmuję? Trzeba było po prostu dać jej jechać nocną taksówką.
Nie… Nie mógłbym.
Nie chce, żeby mi zależało? Pff, jakbym miał wyjście.
- To ten blok.- Powiedziała odpinając pasy. Zatrzymałem się nie wyłączając silnika. Nadal byłem wzburzony i balem się odezwać. Gdybym to zrobił, pewnie powiedziałbym kolejne głupoty, których potem bym żałował.
Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Do środka wpadło rześkie powietrze, które trochę mnie ocuciło.
- Przepraszam za kłopot, Zbyszek. Masz rację. Powinnam zrobić prawko.- Uśmiechnęła się blado, ale nawet na mnie nie spojrzała. Po prostu wysiadła.- Dziękuję.
Zatrzasnęła drzwi i wolno ruszyła w stronę swojej klatki.
Boże, co ja zrobiłem? Nawet nie pożegnałem się jak należy! I na nią krzyczałem. Moje serce przyspieszyło…
Już chciałem wychodzić, pobiec za nią, przytulić i przeprosić… Ale nagle ujrzałem jakiegoś chłopaka, który przytulił ją i poprowadził do środka.
Oparłem głowę o zagłówek, wypuściłem głośno powietrze.
- No i co teraz, kretynie?- Mruknąłem do siebie.

***

Gdy dotarłem do pokoju, po prostu założyłem słuchawki na uszy. I zasnąłem. Rano nikt się mnie nie pytał, jak poszło. Chyba wyczuli to po moim nastroju. Na treningu wyżywałem się, jak tylko potrafiłem. Na śniadaniu usiadłem ponownie z Kłosem i Wroną. Jak zwykle przekomarzali się, co odrobinę poprawiło mi nastrój.
Zwłaszcza, że kłócili się o wysoką blondynkę, która od kilku dni obsługuje ich stolik i szeroko się uśmiecha.
Tym razem tez przyszła.
- Mam nadzieję, że smakowało.
- Było naprawdę pyszne!- Opiewał posiłek Andrzej.
- Wręcz nadpyszne!- Poprawił go Karol.
Nie chciałem się kłócić, ale gdybym miał coś do powiedzenia w tej sprawie… Jak dla mnie to zwykłe śniadanie.
- Przekażę Jane.- Puściła im oko i zniknęła za drzwiami kuchni.
- Mówię ci, ona na mnie leci.- Rozsiadł się wygodnie Endrju.
- Taaa. Raczej na mnie. Zibi niech ci powie!
- Ja się wolę nie udzielać.- Wzruszyłem ramionami, ale nie potrafiłem się nie uśmiechać.
- Zobaczysz, Zibi. To będzie moja kobieta.- Poruszył znacząco brwiami Karol.
- Nie bądź taki pewny swego! Zobaczysz, że…
Przestałem ich słuchać. Bo zobaczyłem wpatrzoną we mnie Olę. Czy gniewa się na mnie? Mam nadzieję, że nie!
Nie potrafiłem usiedzieć dłużej w jednym miejscu, więc udałem się do pokoju.
I tak minął mi cały dzień. Wieczorem natknąłem się na Spirika.
- Witaj, „przyjacielu”.- Zagrodził mi drogę.- Widziałeś moją ostatnią fotkę na TT? Chyba by ci się spodobała.
- Jaką fotkę? Myślisz, że mam czas oglądać twoje zdjęcia? Wystarczą mi moje własne!
- Tymi raczej byś się zainteresował. Powiem ci tylko jedno, ta twoja przyjaciółka jest bardzo uroczą osobą!- Poklepał mnie po ramieniu, jakby właśnie powiedział najlepszy żart świata i odszedł.
O co mu chodziło?
Nie czekałem dłużej niż to konieczne. Włączyłem Internet w telefonie i sprawdziłem twittera Rosjanina.
Zamarłem.
- Ty chuju.
Prawie wbiegłem do swojego pokoju, gdzie tradycyjnie siedział Kubiak, Igła, Fabian i Nowakowski.
- Zbychu, pali się?
- Żebyś wiedział, Igła!- Rzuciłem mu telefon. Natychmiast zerknął i zamarł.
- Zabiję gnoja.- Wstał i wybiegł.
- O co chodzi?!- Wszyscy spoglądali to na mnie to na otwarte drzwi.
- Lepiej go zatrzymajcie, bo ja nie będę w stanie.
A przede wszystkim, nie miałem ochoty go powstrzymywać. Sam z chęcią bym mu przyłożył.
Ale teraz ważniejsze. Muszę znaleźć Olkę!




*****
Późno trochę, ale jest ;p
Ktoś jeszcze tutaj jest? W następnym rozdziale kilka spraw się wyjaśni J

wtorek, 23 lutego 2016

6. Pytasz co u mnie? Nie powiem Ci tego, ale trochę się pozmieniało. Swoje rozjebane życie powoli układam w całość...

- Co jest? Nie cieszycie się, że mnie widzicie chłopcy?- Uśmiechnęła się, gdy razem z Pitem podeszła do naszego stolika.
- Co ty tutaj robisz?- Wymsknęło mi się. Raz, że byłem zaskoczony. A dwa, że to musi być sen. Zbyt realny jak na mój gust.
- Bartman, wyluzuj.- Kopnął mnie pod stołem Ignaczak.- Oluś, co ty tutaj robisz?- Powtórzył moje pytanie tylko troszkę grzeczniej.
- Pracuję. Od dzisiaj co prawda, a już zdążyłam poznać tyle fantastycznych ludzi!- Ustawiła przed nami brakujący napój.- Gdybyście jeszcze czegoś potrzebowali to śmiało walcie do mnie.- Mrugnęła i odeszła.
- To… była chyba najlepsza wycieczka do kuchni, jaką przeżyłem.- Przyznał Nowakowski.
- Stary, następnym razem ja idę.- Zgłosił się Zatorski.
- Chciałbyś.
- Hej, a wy ją znacie?- Zwrócił się do nas młody Libero.
- Tak jakby.- Przyznałem. Przed oczami wciąż miałem obraz uśmiechu tej dziewczyny.
Czekałem więc do samego końca kolacji, a razem ze mną Kubiak.
- Chłopie, robisz z siebie idiotę.- Westchnął.
- Też tu jesteś. Więc nie ja jeden.- Wyszczerzyłem się.
- I to mnie już bardziej martwi.- Odarł przewracając oczami.- A tak serio… co my tu jeszcze robimy?
- Czekamy. Jak ci się kurwa nudzi to idź sobie.- Warknąłem.
- Oho, wracamy do „złego Bartmana”?- W tej właśnie chwili miałem ochotę mu przypierdolić. Jakaś furia mną zawładnęła, inaczej nie umiałbym tego wyjaśnić. Już szykowałem się do ciętej riposty, kiedy na stołówkę wyszła Ola.
Nadal miała fartuch i chustkę. Wyglądała na zmęczoną. Natychmiast cała złość odpłynęła.
Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Dopiero po chwili zauważyła Kubiaka.
- Nadal głodni?- Podeszła i usiadła na wolnym krześle. Odsunęła kosmyk włosów opadający na jej oko i się uśmiechnęła. Boże, kochałem ten uśmiech. Nigdy go nie zapomniałem.
- Jakim cudem znalazłaś się w tym miejscu, Oluś?- Zapytałem.
- Koleżanka mnie wrobiła. Prosiła o zastępstwo bo sama nie da rady.- Wzruszyła ramionami.- Słyszałam od Jane, że jesteście okropni.
- O, tak. Oczywiście! Bo to my ją bijemy patelnią, drzwiami… I grozimy nożem.- Prychnął Michał.
- Stwierdziła tylko, że samo utrapienie z wami.
- Wypraszam sobie! Ja jestem grzeczny!- Zaprotestowałem.
- W takim razie w porównaniu z tobą, ja muszę być aniołem! Zibi po prostu udaje…
- Zamknij się.- Rzuciłem w niego zmiętą chusteczką. Ten natychmiast mi oddał.
- Jak dzieci.- Zachichotała dziewczyna. Wciąż zmagała się z przeszkadzającymi włosami wpadającymi jej do oczu.- Nic się nie zmieniliście.
- A ty wręcz przeciwnie.- Odparłem.- Co u ciebie?
Spojrzała na mnie tak jakoś… jakbym był chory na umyśle. Ale to trwało tylko kilka sekund. Potem przybrała znudzoną minę.
- Nic specjalnego. Miałam nadzieję, że was spotkam. Brakowało mi was.
- Ouoooo… Nam ciebie też.- Przytulił ją Misiek.- Kiedy masz czas na ten masaż?
- Ty mały wyzyskiwaczu!- Trzepnęła go w ramię i po chwili znów zakładała niesforne kosmyki za ucho.
- No już dobra, dobra. Dam ci spokój jeśli umówisz się w końcu ze Zbychem. Bo ja już kurwa nie mogę go znieść! – Jęknął udając rozpacz.
- Ty palancie!- Walnąłem go dość mocno w tył głowy.
- Umówić?- Spojrzała na przyjaciela, a potem na mnie. Zaskoczenie na jej twarzy było autentyczne.
Kurwa, Kubiak zabiję cię.- Przyrzekłem sobie.
- Weź, on żartuje.- Uśmiechnąłem się starając udawać całkiem spokojnego. Wmawiałem sobie w duchu, że to tylko żarty. Ale wiedziałem, a co lepsze, Misiek dobrze wiedział, że tego chcę najbardziej na świecie. Nigdy nie byłem  z nią na prawdziwej randce. Dziewczyna wciąż wpatrywała się we mnie. Z miną bez wyrazu.
- Nie mogę.- Szepnęła.
- Co?- Powiedzieliśmy w tej samej chwili.
- Przykro mi. Nawet gdybym chciała, to nie mogę.- Najwyraźniej już całkowicie zirytowana, ściągnęła chustkę z głowy. Wtedy ukazały mi się jej piękne, brązowe włosy związane w ciasny kok. Wyglądała… nieziemsko.
Nie wiem, co bardziej mnie zaskoczyło. To, że powiedziała nie, czy to, że aż tak mnie tym zraniła.
- Przecież mówiłem ci, że on się wygłupia.- Prychnąłem. Nie patrzyła już na mnie, ale na swoje dłonie, które mięły miękki materiał chusty.
- Właściwie to mówiłem poważnie.- Odezwał się mój „przyjaciel”.
- Nie rozumiecie. Ja naprawdę nie mogę. Mam chłopaka.- Odpowiedziała cicho, patrząc mi w oczy z przepraszającym przekazem.
-Oh.- Wyrwało mi się. Zaskoczenie mną wstrząsnęło.
Kurwa, a czego się spodziewałeś jełopie!- Kajałem się w duchu.- To oczywiste, że kogoś ma!
- Przykro mi.- Dodała. Mogłem wyczuć, że mówi szczerze. Przez kilka minut nikt się nie odzywał, aż w końcu Kubiak odchrząknął.
- No to kim jest ten twój chłopak?- Wyszczerzył się. Ola zarumieniła się lekko i nerwowym gestem poprawiła włosy.- Pochwal się!
- Może kiedyś wam go przedstawię…
- O nie, nie, nie. Teraz się nie wykręcisz! Daj mi pobyć starszym bratem!- Chwycił kilka kosmyków jej włosów i lekko pociągnął, dla żartów.
- I myślisz, że starszemu bratu bym się zwierzała z takich rzeczy?- Zakpiła.
- Wy dziewczyny już tak macie.- Wzruszyłem ramionami.- Ja z resztą też z chęcią dowiem się, kim jest twój chłopak.
- No nie! Jak całe życie nie miałam rodzeństwa, tak teraz mam dwóch starszych braci.- Zaśmiała się.- Obiecuję, że go poznacie.
- Wiesz, że gdyby coś… Zawsze mogę skopać któremuś tyłek.- Przypomniał Michał.
- Jesteś uroczy, ale sama potrafię się o siebie zatroszczyć.
- No chociaż imię!- Poprosiłem, gdy wstała by odejść.
Spojrzała na mnie w skupieniu. Po chwili znów się odezwała.
- Ma na imię… Paul.- Uśmiechnęła się nieśmiało i wróciła do kuchni.
- Paul?- Powtórzyłem.
- Wiesz co ci powiem, stary? Ta dziewczyny nigdy nie będzie twoja.
- Dzięki, potrafisz pocieszyć człowieka.- Warknąłem.
- No pięknie! Teraz będziesz się na mnie wyżywał. Chyba powinienem zabić tego całego Paula i podstawić cię Olce. Może w ten sposób wreszcie się pobierzecie!
Spojrzałem na niego krzywo, jednak nie zaprotestowałem. Naprawdę nie miałbym nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Jedno jest pewne – muszę dowiedzieć się wszystkiego na temat tego całego Paula.


Siedziałem z Krzyśkiem u niego w domu na kanapie i oglądaliśmy mecz. Żadne nudy. Sam nie wiem, po co przyjechałem. Zwłaszcza, że nie ma Oli. Kretyn ze mnie! Ja pierdolę, powinienem sobie odpuścić.
- … nie wierzę!- Wrzasnął przyjaciel. Ocknąłem się z zadumy.
- Co?
- Jak co?! Nie widzisz! Będziemy grać w następnym etapie ze Skrą.
- Wali mnie to. Skopiemy im dupy.
- To samo oni mówią o nas. Zibi…
Nagle drzwi frontowe się otworzyły i usłyszeliśmy dwa głosy.
- Powinnaś się zastanowić, co robisz. Ostrzegałem cię.
- Przestań. Wiesz dobrze, że serce nie sługa. Tak się chyba w Polsce mówi, co?
Zmarszczyłem brwi i popatrzyliśmy na siebie z Igłą. Chwilęźniej dołączyli do nas. Ola usiadła obok mnie, wciskając się obok nagłówka. Kuba na podłodze opierając się o jej nogi. Nie powiem, miło mi było.
- Co robicie? Znowu mecz?- Westchnęła teatralnie.
- Sowa, mecz już lepszy od cholernego Alana.- Warknął młody.
- Jakiego Alana?- Wtrąciłem.
- Jej chłopaka.- Wyjaśnił mi Krzysiek, przewracając jednocześnie oczami. W jednej chwili spięły mi się wszystkie mięśnie. No oczywiście, że ona ma chłopaka idioto skończony!
- Jeszcze nie chłopaka.- Poprawiła, akcentując pierwsze słowo.- Jedyna przeszkoda to Choinka.
- Wytnie się i już.- Wzruszyłem ramionami. Nie wiadomo dlaczego, wszyscy obecni się zaśmiali.
- Dobra, ja się zbieram. Nie będę marnował czasu na pogaduszki o cholernym Morczewskim.- Podniósł się Kuba z podłogi i wygładził żółtą koszulkę.
- Ej no!- Natychmiast zareagowała Aleksandra.
- Jutro szkoła, mecz. Muszę lecieć.- Dał jej buziaka w policzek, pomachał nam i we dwójkę wyszli.
- Nie wiedziałem, że ma chłopaka.
- A, daj spokój. Zwykłe zauroczenie. Jeszcze nie miałem okazji go poznać.
- Hm.- Znów się zamyśliłem. Jeśli jej się ktoś podoba, to tylko kwestia czasu, aż coś z tego będzie.
Za późno.
Ta myśl uderzyła we mnie, jak tornado. Zamrugałem szybko oczami i rozczochrałem dłońmi włosy. Nie mogłem dalej siedzieć w tym domu i myśleć. Myśleć, jak bardzo sytuacja jest beznadziejna.
- Ja też się zbieram.- Odchrząknąłem, aby nie było słychać w nim jakiejkolwiek słabej nutki.
- Już?- Usłyszałem za plecami. Odwróciłem się natychmiast i napotkałem rozczarowany wzrok Olki.
- Jużźno.
- Myślałam, że pogramy w karty!
- Aż tak nie chcesz mnie wypuścić?- Puściłem jej oczko i szeroko uśmiechnąłem.
- Nie schlebiaj sobie.- Wywróciła oczami, ale też się uśmiechnęła pod nosem. Przyglądałem się jej odrobinę dłużej niż powinienem.
- Dobra, lecę.- Przybiłem męską piątkę z Igłą.
- Młoda, odprowadź gościa okej?
- Ty leniu!- Syknęła, ale poszła za mną do przedpokoju. Ubrałem się i już miałem wychodzić, kiedy ona znów się odezwała:
- Nawet się nie pożegnasz?
Nie potrafiłem zażartować. Tak bardzo się śpieszę, żeby wyjść z tego domu, nie patrzeć już na nią
Odwróciłem się i przybrałem maskę na twarz. Obawiałem się jedynie, że moje oczy zdradzą więcej, niżbym chciał.
- Co się stało?- Szepnęła do mnie. - Co u ciebie? Och, Oluś… Jak to robisz, że wiesz więcej, niż ktokolwiek?
Co u mnie? Staram się poukładać swoje życie, które rozjebało się wraz z poznaniem Ciebie.
- Nic. Stresuję się jutrzejszym meczem.- Udawałem. Zawsze musiałem przy niej udawać.
- Nie przejmuj się, Zibi. Będę trzymać kciuki.- Nagle przytuliła mnie mocno. Natychmiast ją objąłem. Te krótkie chwile na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Sięgała mi ledwo do ramienia, więc jej twarz ukryła się w mojej klatce piersiowej. Odkąd ją spotkałem, pragnąłem… Pragnąłem, aby tak leżała przy mnie. Tak, jak teraz mnie przytula. Głupie, co? Położyłem brodę na jej głowie.
W następnej chwili już się odsuwała, więc ucałowałem ją w czoło i poszedłem.
Nigdy więcej nie miałem okazji w taki sposób się z nią pożegnać.

Następnego dnia spotkałem się z nią przed budynkiem. Była z nią Karolina, o ile dobrze pamiętam. My wracaliśmy właśnie z porannego biegania po parku. Dobrze to zrobiło na moje gorące myśli. Ochłonąłem po wczorajszych niespodziankach. W nocy nie mogłem zasnąć. A gdy już mi się udało, śniła mi się ONA.
Kurwa, to już nie jest normalne. Chyba czas na psychiatrę. Kadrowy psycholog nie poradzi sobie tutaj.
- Ej, to chyba Olka, nie?- Szturchnął mnie biegnący obok Nowakowski.
- No.- Tylko na tyle było mnie stać. Zatrzymałem się tuż za Olą.
- Sowaa, czy ot nie ten twój uroczy przyjaciel-siatkarz?- Szepnęła teatralnie blondynka. Tamta natychmiast się obróciła. Uśmiechnęła się szeroko.
- Zbyszek!
- Dobrze wiedzieć, że jeszcze się ktoś cieszy na mój widok.- Zażartowałem. Chociaż z drugiej strony… Faktycznie przez ostatni czas unikałem ludzi.
- Co tak stoicie ?- Zapytał Piter.
- Odwiozłam ją do pracy.- Wyjaśniła przyjaciółka dziewczyny, za którą tak bardzo szaleję. Niepokojąco szaleję. – Niestety nie będę miała, jak ją odebrać.
- Przecież mówiłam ci, że sobie poradzę!- Sowecka wykonała gest do nieba.
- Ale nawet Paul nie ma czasu. Po nocy będziesz jeździć taksówką?
- Nie takie rzeczy się robiło. Przeżyłam nie jedno.
- Fakt.- Nagle atmosfera zgęstniała między nami. Dziewczyny zrobiły się bardzo poważne.- Może uda mi się wyrwać godzinę wcześniej.
- Daj spokój, poradzę sobie.- Uściskała ją serdecznie.
- Uważaj na siebie. – Ucałowała ją w policzek, wsiadła do samochodu i odjechała.
- Jak chcesz, to mogę załatwić ci transport.- Wyrwało mi się. Kurwa, po chuja się odzywasz? Ma chłopaka od tego!
- Nie musisz…
- Jak Zbychu chce pomóc, to się z nim nie kłóć kobieto!- Ostrzegł ją Piotrek. Przewróciłem oczami, natomiast ona zaczęła się śmiać.
- Coś w tym jest.- Przyznała i spojrzała mi głęboko w oczy.- Okej. Niech będzie. Kończę o dwudziestej pierwszej.
- Okej.- Kiwnąłem i natychmiast wbiegłem do budynku. 




*****
Dziękuję za wyświetlenia! Kolejny rozdział dodam jeszcze w tym tygodniu w weekend.
Pozdrawiam ;**