poniedziałek, 15 lutego 2016

5. Bez przyjaciół życie staje się nijakie...

Pięć dni minęło w ciężkiej pracy. Trenerzy wciąż wymagali więcej. A ja starałem się, aby im to dać.
Dawałem z siebie wszystko – taki był plan. Wiedziałem, że muszę pokazać się z najlepszej strony. Priorytetem  był pierwszy skład. Starałem się nie zerkać co wolna chwila na telefon z nadzieją, że ONA się odezwie.
Nie odzywała się od pięciu dni.
A ja się martwiłem.
- Zbychu, co ty tam oglądasz?- Zainteresował się Drzyzga.
- Nic, co ciebie zainteresuje.- Odparłem, chowając rysunek Olki do kieszeni dżinsów.
- Ludzie!- Machnął rękami biegnący do naszego stolika Ignaczak.
- Co jest?- Zainteresowali się wszyscy na raz.
- Przyjechali Włosi! I Rosjanie!
- Przybył Spirytus?- Uniósł brwi Kubiak. Igła tylko pokiwał z satysfakcją głową.
- No, to panowie! Uczta dopiero się zaczyna!- Klasnąłem w ręce z czystą satysfakcją.- Kto za tym, aby powitać naszych przyjaciół?
- Chyba miałeś na myśli wrogów…- Poprawił mnie odruchowo Nowakowski.
- Nie, Piter. Każdy wróg jest twoim przyjacielem!
- Twoja nowa taktyka na Zaytseva? – Domyślił się Misiek.
- Jakąś trzeba mieć.- Wzruszyłem ramionami i wstałem z miejsca.- Kto idzie ze mną?
- Oczywiście, że ja!- Prychnął mój najlepszy przyjaciel.- W życiu nie odpuszczę Spirkowi.
- Beze mnie nie ma zabawy.- Dodał niby obojętnie Igła, ale już szykował telefon do nagrywania.
- A my nie przepuścimy takiej okazji!- Zawołał Drzyzga.
Wszyscy więc wyszliśmy ze stołówki i udaliśmy się na parter. Było  tam dużo reporterów, którzy robili wywiady z gwiazdami siatkówki. Nie musieliśmy długo szukać Ivana i jego kolegów. Robili duży hałas w recepcji, bo nie dostali jeszcze kluczyka do pokoju.
- Ci to mają problemy.- Prychnął Nowakowski.
- Wyobrażasz sobie Ivka, kiedy rano wstaje i orientuje się, że jego idealna fryzura jest rozpierdzielona?- Igła dobrze się bawił. Oczywiście już nagrywał.
- Wystarczy, że ja widzę ciebie rano.- Wtrącił Fabian.- Naprawdę, gdybym miał wytrzymać z dwoma takimi świrami…
- Polaki!- Usłyszeliśmy za sobą  głos znajomego mi Włocha. Obróciłem się natychmiast.
- Matteo Piano! – Podszedłem i przybiłem z nim piątkę. Był taki czas, kiedy we Włoszech rywalizowaliśmy o pierwsze miejsce w turnieju w piłce plażowej. – Dawno się nie widzieliśmy!- Przeszedłem płynnie na włoski.
- Miałem nadzieję, że cię spotkam! I znów po przeciwnej stronie siatki.
- Do tego po raz kolejny będziesz musiał znieść porażkę.- Uśmiechnąłem się. Oczywiście Matteo nie brał tego do siebie. Znamy się trochę i lubimy ze soba przekomarzać. Poza tym, to zajebisty gość, wyluzowany i przyjacielski.
- Nie tym razem, przyjacielu.- Zaśmiał się. Potem przywitał się z moimi kolegami z boiska i wrócił do swoich.
- Oho, Spirytus na drugiej…- Mruknał Kubiak. Nie musieliśmy nawet sprawdzać, czy ma rację. Kilka sekund później już jego rosyjski słychać było w całym holu.
- Co on gada?- Szepnął młody Bieniek, który własnie do nas dołączył.
- Lepiej nie wiedzieć za dużo.- Mruknąłem. I wtedy Spiridonov spojrzał na nas, a jego kpiarski uśmiech rozszerzył się na całą twarz.
- Przyjaciele!- Zawołał po angielsku.- Gdzie zgubiliście tego takiego małego…?
- Nie jestem mały, Rambo. – Warknął Ignaczak.
- Nie wkurzaj się tak, bo nawet ten przystojniak obok ci nie pomoże. – Kiwnął na mnie z wyraźną kpiną.
- Wiem, że jestm zabójczo przystojny. Ale po tobie się tego nie spodziewałem… Nie pasujemy do siebie, Spirik. – Podniosłem dłonie w geście obrony.
Nic nie powiedział, tylko odszedł do trenera, który go wołał. Wtedy w kieszeni zawirowała moja komórka. Wyjąłem ją szybko, a przy okazji wypadła mi kartka, którą chwilę wcześniej schowałem.
Nie umknęło to uwadze naszego Drzyzgi.  Zanim zdążyłem naprawić błąd, już ją podniósł i rozłożył. Ale  w tej chwili nie bardzo się tym przejąłem.

Numer nieznany: „Mam nadzieję, że kolacja będzie smakować ;p”

Zmarszczyłem brwi. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, kto mi wysłał tego sms’a. Jednak nic nie rozumiałem z jego treści.
- Stary, co to jest?!- Prawie krzyknął Kubiak. Natychmiast wróciłem do rzeczywistości. Wyrwałem z jego rąk rysunek i po raz kolejny schowałem do kieszeni.
A potem po prostu poszedłem do pokoju.


*** 


 Nie wiem co mnie naszło, żeby wspominać tamten dzień. Może sms?



Trener szybko nas wypuścił z treningu. I to dzięki komu? Oli! Do cholery, dzisiaj naprawdę nie chciało mi się ćwiczyć. Czasem człowiek dostaje lenia i koniec. Nie jest w stanie dać z siebie nawet połowy tego, co zwykle.
Już świeżo wykąpany i ubrany wyszedłem przed halę. Natychmiast dostrzegłem ciemnowłosą kobietę i Miśka. Nie czekając podszedłem do nich. Może nie powinienem… ale co tam?
- Mam dla ciebie propozycję.- Michał aż parł się do zaproponowania jej naszego planu. W szatni zaczęliśmy gadać o dobrym żarciu. I tak jakoś wyszedł ktoś z pomysłem, żeby wybrać się na pizzę. Dobrze, że trener nie słyszał!
- Mam się bać?- Zmarszczyła lekko brwi. Jej oczy czujnie się zaświeciły i dostrzegłem ich piękny kolor.
- Jego na pewno.- Wtrąciłem, stając między nimi, skutecznie oddzielając Miśka od Olki. Kurwa, sam nie wiem, po co. – Za to ja jestem łagodny, jak baranek!- Posłałem jej mój najlepszy uśmiech.
- Co do barana się zgodzę…- Przyznał przyjaciel. Nie mogłem się powstrzymać i po prostu go walnąłem. Ja pierdzielę, zasłużył sobie. Zwłaszcza po tym, co powiedział.- Ale jeśli chodzi o tą propozycję… Co ty na to, żebyśmy wybrali się na pizzę?
No teraz to już na pewno sobie zasłużył!
- To wy możecie coś takiego jeść?! Nie urośnie wam brzuch? Pamiętam, że gdzieś o tym czytałam…- Zdziwiła się. No cóż, roześmiałbym się. Przeszkodził mi w tym jednak mój „przyjaciel”.
Przyłożył jej palec do ust i znacznie się przybliżył. Najchętniej kopnąłbym go tam, gdzie słońce nie dociera!
Boże Drogi, skąd u mnie taka agresja? Nie, żebym nigdy się nie wściekał, ale to… Przechodzi ludzkie pojęcie! O taką głupotę?
- Cii. Nie mów tego tak głośno.- W tej chwili pojawił się Igła i zainterweniował.
- Co tutaj za podchody do Olki?!- Odepchnął od dziewczyny najpierw Kubiaka, a potem mnie. Mnie?! Miałem właśnie się kłócić, że nic takiego nie robiłem… Ale oni już przekomarzali się na temat pizzy.
- Ale ja nic nie powiedziałam!
- Nie musiałaś.- Wzruszyłem ramionami niby obojętnie. – Wiem, że tego chcesz.- Już miałem powiedzieć, że ja tego chcę. Ja pierdolę, czary. Spojrzałem jej głęboko w oczy sprawdzając, czy nic nie zauważyła. Gdyby się domyśliła, że mi zależy na jej obecności, pewnie by się nie zgodziła.
Ale się zgodziła. I nic nie zauważyła.
Na miejscu, odepchnąłem od Oli kolegów z drużyny, którzy chcieli znać od niej „sztukę brwiową”, jak to później nazwali.
- No, już! Dajmy dziewczynie pojeść.- Podszedłem do niej. W swoim bardzo luzackim stylu zawiesiłem ramię na jej szyi, prowadząc do pizzerii. – Bardzo jesteś głodna?
Sam się zdziwiłem, że poczułem w stosunku do niej, jakby… opiekuńczość? Coś nowego.
- Trochę…- Przyznała. Więc udaliśmy się i złożyliśmy zamówienie.
Przez te kilka godzin bacznie ją obserwowałem. Musiałem dowiedzieć się wszystkiego, poznać ją. I nawet mi się udało. Jest wesoła, nie daje się zwieść, twarda babka. A co ciekawe, jednocześnie taka delikatna… Ma bystre oczy. Takie, w których można utonąć… Po prostu się zakochać. Niestety, zakochać. Natychmiast odepchnąłem od siebie takie myślenie. To jest zwykła dziewczyna, idioto! Kurwa, kretyn do potęgi!
I wtedy się zaśmiała. O Boże. W jej prawym policzku pojawił się uroczy dołeczek…
Jęknąłem cicho, aż Kubiak dziwnie na mnie spojrzał. Odchrząknąłem więc.
I natychmiast włączyłem się do rozmowy, bo zaczęło się robić dość ciekawie…


 
*** 


Po wieczornym treningu, wszyscy zebraliśmy się w stołówce. Tym razem była cała zapełniona, bo oprócz Polaków swoje miejsca przy stołach zajęli Włosi, Rosjanie, Francuzi i Serbowie. Przez to oczywiście zwiększyła się liczba kelnerów i kucharzy.
Zająłem miejsce obok wykończonego Kubiaka i zafascynowanego Ignaczaka.
- Podobno dzisiaj ma być Guziec!- Zatarł ręce ten drugi.
-  Bredzisz. Mi tam się marzą naleśniki.- Zrobiłem wielkie oczy.
- Pomarzyć można chyba, nie?- Oburzył się Libero i natychmiast wypił swoją porcję soku w szklance.
O dziwo usiadł przy nas Zatorski i zaczął gadać o jakichś nowych ładnych kelnerkach. Oni to już nie mają się czym zachwycać – prychnąłem. Ale szczerze to sam byłem ciekawy. No co? Jestem facetem!
- Zibiemu zaświeciły się oczka!- Zaśmiał się Kubiak.
- No chyba tobie.- Odgryzłem się.
- Teraz już będę mógł „specjalnie” chodzić po brakującą szklankę soku!- Ucieszył się Zator.
- Sorry, ale nie odbierzesz mi tej przyjemności.- Wtrącił Nowakowski nachylając się do niego ze swojego krzesła przy sąsiednim stole.
- Sam mówiłeś, że to żadna przyjemność.- Wzruszył ramionami po czym zajął się swoją szklanką z sokiem. Oczywiście też szybko wypiliśmy swój, a powód mieliśmy nie mały.
Stanęło na kłótni o to, kto pójdzie do kuchni po dzbanek. Natychmiast podniósł się Zati i Piter. Obaj zaczęli iść w tym samym kierunku, przepychając się przy tym łokciami. Razem z kolegami zacząłem się głośno śmiać i komentować ich zachowanie z Igłą.
- Wiesz co? Czasem się zastanawiam, ile my mamy lat.- Zachichotał.
- A co? Czujesz się staro?
- Nie ma mowy!- Posłał mi szalone spojrzenie.- Jestem przystojny, młody i utalentowany…
- Tak, tak. Dalej popadaj w samozachwyt.- Jęknąłem zły na siebie, że zacząłem ten temat. Od zawsze było wiadomo, a zwłaszcza odkąd Krzysiek stał się „smokiem” – prawie najstarszym graczem – w reprezentacji, że ma na tym punkcie lekkiego fioła. Udaje, że żartuje i czasem mu wierzę. Jednak są chwile, kiedy widzę, jak się męczy. A to była jedna z tych chwil.
Nasz kochany Ignaczak nie może powstrzymać pędzącego czasu i w krótkiej chwili chce osiągnąć coś, czego nie zdołał osiągnąc przez te wszystkie lata grajac w reprezentacji. Ma na kącie tyle zdobyczy, ile ja prawdopodobnie nigdy nie będę mógł schować do swojej kieszeni.
- Ty, patrz.- Szturchnął mnie z drugiej strony Kubi.- Oni są pojebani!
- Narażają się Jane, to ich sprawa.- Udawałem powagę, jednak w środku cały się zaśmiewałem.
Obaj stanęli przed kołyszącymy się drzwiami do kuchni, popatrzeli po sobie i już, już mieli wchodzić, kiedy nagle ktoś otworzył drzwi i uderzył ich z rozmachem.
Nie mogłem dłużej wytrzymać i po prostu wybuchłem śmiechem. Nowakowkski trzymał się za ramię. Był za wysoki i drzwiczki nie dosięgły jego głowy, co skończy się siniakiem. Tylko sieniakiem.
Nie można tego samego powiedzieć o Pawle, który nie miał tyle szczęścia. Niski wzrost poskutkował przywaleniem z całej siły w głowę. Aż się zachwiał!
Prawie cała stołówka już na ich patrzyła. Byłem pewien, że Rosjanie zdążyli już nakręcić filkim i porobić fotki do tych swoich cholernych snapów i innych pierduł. Przed dwoma idiotami stanęła Jane mierzącich wściekłym wzrokiem. Nie powiedzieli nic, tylko wrócili na swoje miejsca.
- O rany. Jezus drogi!- Jęczał Zatorski.
- Nie wierzę, że to był przypadek kurwa mać!- Westchnął wściekły Piter. To, że jest wściekły można było poznac tylko po napiętej szczęce i zbyt gwałtownych ruchach ręki, gdy masował sobie ramię. – Co za…
- Nie kląć mi tu!- Ostrzegł Ignaczak.
- … dupek z ciebie!- Trzepnął młodego Libero Piter w tył głowy. Ten łypnął na niego groźnie i mu oddał.
- Ja?! Ja?!
- A kto zrobił tę całą szopkę?! Gdyby nie ty, nie dostałbym drzwiami!- Uniósł się środkowy.
- Kretynie, przeciez to ja mocniej oberwałem!
- Kłócą się jak stare, dobre małżeństwo.- Stwierdził Kubiak. – Jeden osioł, drugi łoś.
- Przynajmniej w jakiś sposób są spokrewnieni.- Dodałem. Wciąż nie znikał mi z twarzy uśmiech.
Ale to, co miało się za chwile zdarzyć…
Nagle dwaj siatkarze zaczęli się szarpać i przez to stłukli szklankę Pawła. Co za tym idzie, próbowali ją złapać i pociągnęli obrus. Z obrusa spadły sztućce. Na szczęście Krzysiek zdazył złapać nakrycie z drugiej strony – szybkość Libero, nawet tutaj potrafił się wykazać.
- No i co robisz, patolu!- Wybuchł Zati.
- Jest takie słowo w ogóle?- Czepiał się drugi.
- Ej, przestańcie w końcu!- Walnąłem ręką w stół, że wokół aż zrobiło się cicho.- Niektórzy próbują jeść.
Spojrzeli na niego jak na wariata i dalej osbie dogryzali. Tym razem ciszej.
- Idź dla mnie po szklankę, Piter.- Warknał Libero.
- To twoja szklanka, więc nie mój problem.- Wzruszył ramionami i porwał chleb, ser i szynkę.
- Właśnie, że twój! Ty ją stłukłeś.
- Trzeba było mi nie wtrącać się…
- Idź po nią.
- Żebym znowu dostał opieprz od Jane? Albo co gorzej, tym razem przyłożyła mi patelnią? Nie, dzięki.
I tak sprzeczali się przez kolejne pięć minut. W końcu jednak Nowakowski ustąpił i powiedział:
- Dobrze. Będę mądrzejszy.- Uśmiechnął się szeroko i zniknał nam z oczu. Po chwili już wracał- ale nie sam.
- O ja pieprzę! Czemu dałem mu wygrać?- Jęknął Zati. Natychmiast uniosłem głowę.
I zobaczyłem JĄ.
Miała na sobie czarny fartuch z grubego materiału. Była w białej koszuli, a na głowie znów miała chustkę, Podejrzewałem, że nosi ją przez to, że znajduje się w kuchni. Gotuje. Jednak ta kwiecista chusta dodawała jej uroku.
- Czy ja mam zwidy?- Zamrugałem.
- Jeśli tak, to dodali nam czegoś do tego cholernego soku.- Mruknął Michał. 




*******

Przepraszam, że spóźniony. Zaczęły mi się ferie i nie miałam czasu dodać choćby wczoraj :c Za tydzień też może niestety być dodany  z opóźnieniem… A jak u Was? Mieliście już ferie?
Pozdrawiam ;***



4 komentarze:

  1. akcja ze Spirikiem mistrzowska! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle super czekam na następny z niecierpliwością L i przesyłam linka do opwiadani o Pawle Zatotrskim, Maciej Muzaj i Pola Mazur http://zawszewalczoswojemarzenia.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń