Pięć dni minęło w ciężkiej pracy. Trenerzy wciąż wymagali
więcej. A ja starałem się, aby im to dać.
Dawałem z siebie wszystko – taki był plan. Wiedziałem, że
muszę pokazać się z najlepszej strony. Priorytetem był pierwszy skład. Starałem się nie zerkać
co wolna chwila na telefon z nadzieją, że ONA się odezwie.
Nie odzywała się od pięciu dni.
A ja się martwiłem.
- Zbychu, co ty tam oglądasz?- Zainteresował się Drzyzga.
- Nic, co ciebie zainteresuje.- Odparłem, chowając rysunek
Olki do kieszeni dżinsów.
- Ludzie!- Machnął rękami biegnący do naszego stolika
Ignaczak.
- Co jest?- Zainteresowali się wszyscy na raz.
- Przyjechali Włosi! I Rosjanie!
- Przybył Spirytus?- Uniósł brwi Kubiak. Igła tylko pokiwał z
satysfakcją głową.
- No, to panowie! Uczta dopiero się zaczyna!- Klasnąłem w ręce
z czystą satysfakcją.- Kto za tym, aby powitać naszych przyjaciół?
- Chyba miałeś na myśli wrogów…- Poprawił mnie odruchowo
Nowakowski.
- Nie, Piter. Każdy wróg jest twoim przyjacielem!
- Twoja nowa taktyka na Zaytseva? – Domyślił się Misiek.
- Jakąś trzeba mieć.- Wzruszyłem ramionami i wstałem z
miejsca.- Kto idzie ze mną?
- Oczywiście, że ja!- Prychnął mój najlepszy przyjaciel.- W
życiu nie odpuszczę Spirkowi.
- Beze mnie nie ma zabawy.- Dodał niby obojętnie Igła, ale już
szykował telefon do nagrywania.
- A my nie przepuścimy takiej okazji!- Zawołał Drzyzga.
Wszyscy więc wyszliśmy ze stołówki i udaliśmy się na parter.
Było tam dużo reporterów, którzy robili
wywiady z gwiazdami siatkówki. Nie musieliśmy długo szukać Ivana i jego kolegów.
Robili duży hałas w recepcji, bo nie dostali jeszcze kluczyka do pokoju.
- Ci to mają problemy.- Prychnął Nowakowski.
- Wyobrażasz sobie Ivka, kiedy rano wstaje i orientuje się, że
jego idealna fryzura jest rozpierdzielona?- Igła dobrze się bawił. Oczywiście
już nagrywał.
- Wystarczy, że ja widzę ciebie rano.- Wtrącił Fabian.-
Naprawdę, gdybym miał wytrzymać z dwoma takimi świrami…
- Polaki!- Usłyszeliśmy za sobą głos znajomego mi Włocha. Obróciłem się
natychmiast.
- Matteo Piano! – Podszedłem i przybiłem z nim piątkę. Był
taki czas, kiedy we Włoszech rywalizowaliśmy o pierwsze miejsce w turnieju w
piłce plażowej. – Dawno się nie widzieliśmy!- Przeszedłem płynnie na włoski.
- Miałem nadzieję, że cię spotkam! I znów po przeciwnej
stronie siatki.
- Do tego po raz kolejny będziesz musiał znieść porażkę.-
Uśmiechnąłem się. Oczywiście Matteo nie brał tego do siebie. Znamy się trochę i
lubimy ze soba przekomarzać. Poza tym, to zajebisty gość, wyluzowany i
przyjacielski.
- Nie tym razem, przyjacielu.- Zaśmiał się. Potem przywitał
się z moimi kolegami z boiska i wrócił do swoich.
- Oho, Spirytus na drugiej…- Mruknał Kubiak. Nie musieliśmy
nawet sprawdzać, czy ma rację. Kilka sekund później już jego rosyjski słychać
było w całym holu.
- Co on gada?- Szepnął młody Bieniek, który własnie do nas
dołączył.
- Lepiej nie wiedzieć za dużo.- Mruknąłem. I wtedy Spiridonov
spojrzał na nas, a jego kpiarski uśmiech rozszerzył się na całą twarz.
- Przyjaciele!- Zawołał po angielsku.- Gdzie zgubiliście tego
takiego małego…?
- Nie jestem mały, Rambo. – Warknął Ignaczak.
- Nie wkurzaj się tak, bo nawet ten przystojniak obok ci nie
pomoże. – Kiwnął na mnie z wyraźną kpiną.
- Wiem, że jestm zabójczo przystojny. Ale po tobie się tego
nie spodziewałem… Nie pasujemy do siebie, Spirik. – Podniosłem dłonie w geście
obrony.
Nic nie powiedział, tylko odszedł do trenera, który go wołał.
Wtedy w kieszeni zawirowała moja komórka. Wyjąłem ją szybko, a przy okazji
wypadła mi kartka, którą chwilę wcześniej schowałem.
Nie umknęło to uwadze naszego Drzyzgi. Zanim zdążyłem naprawić błąd, już ją podniósł
i rozłożył. Ale w tej chwili nie bardzo
się tym przejąłem.
Numer nieznany: „Mam nadzieję, że kolacja będzie smakować ;p”
Zmarszczyłem brwi. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, kto mi
wysłał tego sms’a. Jednak nic nie rozumiałem z jego treści.
- Stary, co to jest?!- Prawie krzyknął Kubiak. Natychmiast
wróciłem do rzeczywistości. Wyrwałem z jego rąk rysunek i po raz kolejny
schowałem do kieszeni.
A potem po prostu poszedłem do pokoju.
***
Nie wiem co mnie naszło, żeby wspominać tamten dzień. Może sms?
Trener szybko nas wypuścił z
treningu. I to dzięki
komu? Oli! Do cholery, dzisiaj naprawdę nie chciało mi się ćwiczyć.
Czasem człowiek
dostaje lenia i koniec. Nie jest w stanie dać z siebie nawet połowy tego, co zwykle.
Już świeżo wykąpany i
ubrany wyszedłem
przed halę. Natychmiast
dostrzegłem ciemnowłosą kobietę i Miśka. Nie czekając podszedłem do
nich. Może nie powinienem… ale co tam?
- Mam dla ciebie propozycję.- Michał aż parł się do
zaproponowania jej naszego planu. W szatni zaczęliśmy gadać o dobrym żarciu. I tak jakoś wyszedł ktoś z pomysłem, żeby
wybrać się na pizzę.
Dobrze, że trener nie słyszał!
- Mam się bać?- Zmarszczyła lekko brwi. Jej oczy czujnie się zaświeciły i dostrzegłem ich piękny kolor.
- Jego na pewno.- Wtrąciłem,
stając między nimi, skutecznie oddzielając Miśka od Olki.
Kurwa, sam nie wiem, po co. – Za to ja jestem łagodny, jak baranek!- Posłałem jej
mój najlepszy uśmiech.
- Co do barana się zgodzę…-
Przyznał przyjaciel. Nie mogłem się powstrzymać i po
prostu go walnąłem. Ja
pierdzielę, zasłużył sobie.
Zwłaszcza po tym, co powiedział.- Ale jeśli chodzi o tą propozycję… Co ty
na to, żebyśmy wybrali się na pizzę?
No teraz to już na pewno sobie zasłużył!
- To wy możecie coś takiego jeść?! Nie urośnie wam
brzuch? Pamiętam, że gdzieś o tym czytałam…-
Zdziwiła się. No cóż, roześmiałbym się.
Przeszkodził mi w
tym jednak mój „przyjaciel”.
Przyłożył jej palec do ust i znacznie się przybliżył. Najchętniej kopnąłbym go tam, gdzie słońce nie
dociera!
Boże
Drogi, skąd u
mnie taka agresja? Nie, żebym
nigdy się nie wściekał, ale
to… Przechodzi ludzkie pojęcie! O
taką głupotę?
- Cii. Nie mów tego tak głośno.- W
tej chwili pojawił się Igła i zainterweniował.
- Co tutaj za podchody do Olki?!- Odepchnął od dziewczyny najpierw Kubiaka,
a potem mnie. Mnie?! Miałem właśnie się kłócić, że nic
takiego nie robiłem… Ale
oni już przekomarzali się na temat pizzy.
- Ale ja nic nie powiedziałam!
- Nie musiałaś.- Wzruszyłem ramionami niby obojętnie. – Wiem, że tego chcesz.- Już miałem
powiedzieć, że ja tego chcę. Ja pierdolę,
czary. Spojrzałem jej
głęboko w oczy sprawdzając, czy nic nie zauważyła. Gdyby się domyśliła, że mi
zależy na jej obecności, pewnie by się nie zgodziła.
Ale się zgodziła. I nic nie zauważyła.
Na miejscu, odepchnąłem od Oli kolegów z drużyny, którzy chcieli znać od niej „sztukę brwiową”, jak
to później nazwali.
- No, już! Dajmy
dziewczynie pojeść.-
Podszedłem do niej. W swoim bardzo luzackim stylu
zawiesiłem ramię na jej szyi, prowadząc do pizzerii. – Bardzo jesteś głodna?
Sam się zdziwiłem, że poczułem w
stosunku do niej, jakby… opiekuńczość? Coś nowego.
- Trochę…-
Przyznała. Więc udaliśmy się i złożyliśmy zamówienie.
Przez te kilka godzin bacznie ją obserwowałem. Musiałem
dowiedzieć się wszystkiego, poznać ją. I nawet mi się udało. Jest
wesoła, nie daje się zwieść, twarda babka. A co ciekawe, jednocześnie taka delikatna… Ma bystre oczy. Takie,
w których można utonąć… Po prostu się zakochać. Niestety, zakochać. Natychmiast odepchnąłem od siebie takie myślenie. To jest zwykła dziewczyna, idioto! Kurwa, kretyn do potęgi!
I wtedy się zaśmiała. O Boże. W
jej prawym policzku pojawił się uroczy dołeczek…
Jęknąłem cicho, aż Kubiak dziwnie na mnie spojrzał. Odchrząknąłem więc.
I natychmiast włączyłem się do rozmowy, bo zaczęło się robić dość
ciekawie…
***
Po wieczornym treningu, wszyscy zebraliśmy się w stołówce. Tym
razem była cała zapełniona, bo oprócz Polaków swoje miejsca przy stołach zajęli
Włosi, Rosjanie, Francuzi i Serbowie. Przez to oczywiście zwiększyła się liczba
kelnerów i kucharzy.
Zająłem miejsce obok wykończonego Kubiaka i zafascynowanego
Ignaczaka.
- Podobno dzisiaj ma być Guziec!- Zatarł ręce ten drugi.
- Bredzisz. Mi tam się
marzą naleśniki.- Zrobiłem wielkie oczy.
- Pomarzyć można chyba, nie?- Oburzył się Libero i natychmiast
wypił swoją porcję soku w szklance.
O dziwo usiadł przy nas Zatorski i zaczął gadać o jakichś
nowych ładnych kelnerkach. Oni to już nie mają się czym zachwycać – prychnąłem.
Ale szczerze to sam byłem ciekawy. No co? Jestem facetem!
- Zibiemu zaświeciły się oczka!- Zaśmiał się Kubiak.
- No chyba tobie.- Odgryzłem się.
- Teraz już będę mógł „specjalnie” chodzić po brakującą
szklankę soku!- Ucieszył się Zator.
- Sorry, ale nie odbierzesz mi tej przyjemności.- Wtrącił
Nowakowski nachylając się do niego ze swojego krzesła przy sąsiednim stole.
- Sam mówiłeś, że to żadna przyjemność.- Wzruszył ramionami po
czym zajął się swoją szklanką z sokiem. Oczywiście też szybko wypiliśmy swój, a
powód mieliśmy nie mały.
Stanęło na kłótni o to, kto pójdzie do kuchni po dzbanek.
Natychmiast podniósł się Zati i Piter. Obaj zaczęli iść w tym samym kierunku,
przepychając się przy tym łokciami. Razem z kolegami zacząłem się głośno śmiać
i komentować ich zachowanie z Igłą.
- Wiesz co? Czasem się zastanawiam, ile my mamy lat.-
Zachichotał.
- A co? Czujesz się staro?
- Nie ma mowy!- Posłał mi szalone spojrzenie.- Jestem
przystojny, młody i utalentowany…
- Tak, tak. Dalej popadaj w samozachwyt.- Jęknąłem zły na
siebie, że zacząłem ten temat. Od zawsze było wiadomo, a zwłaszcza odkąd
Krzysiek stał się „smokiem” – prawie najstarszym graczem – w reprezentacji, że
ma na tym punkcie lekkiego fioła. Udaje, że żartuje i czasem mu wierzę. Jednak
są chwile, kiedy widzę, jak się męczy. A to była jedna z tych chwil.
Nasz kochany Ignaczak nie może powstrzymać pędzącego czasu i w
krótkiej chwili chce osiągnąć coś, czego nie zdołał osiągnąc przez te wszystkie
lata grajac w reprezentacji. Ma na kącie tyle zdobyczy, ile ja prawdopodobnie
nigdy nie będę mógł schować do swojej kieszeni.
- Ty, patrz.- Szturchnął mnie z drugiej strony Kubi.- Oni są
pojebani!
- Narażają się Jane, to ich sprawa.- Udawałem powagę, jednak w
środku cały się zaśmiewałem.
Obaj stanęli przed kołyszącymy się drzwiami do kuchni,
popatrzeli po sobie i już, już mieli wchodzić, kiedy nagle ktoś otworzył drzwi
i uderzył ich z rozmachem.
Nie mogłem dłużej wytrzymać i po prostu wybuchłem śmiechem.
Nowakowkski trzymał się za ramię. Był za wysoki i drzwiczki nie dosięgły jego
głowy, co skończy się siniakiem. Tylko sieniakiem.
Nie można tego samego powiedzieć o Pawle, który nie miał tyle
szczęścia. Niski wzrost poskutkował przywaleniem z całej siły w głowę. Aż się
zachwiał!
Prawie cała stołówka już na ich patrzyła. Byłem pewien, że
Rosjanie zdążyli już nakręcić filkim i porobić fotki do tych swoich cholernych
snapów i innych pierduł. Przed dwoma idiotami stanęła Jane mierzącich wściekłym
wzrokiem. Nie powiedzieli nic, tylko wrócili na swoje miejsca.
- O rany. Jezus drogi!- Jęczał Zatorski.
- Nie wierzę, że to był przypadek kurwa mać!- Westchnął
wściekły Piter. To, że jest wściekły można było poznac tylko po napiętej
szczęce i zbyt gwałtownych ruchach ręki, gdy masował sobie ramię. – Co za…
- Nie kląć mi tu!- Ostrzegł Ignaczak.
- … dupek z ciebie!- Trzepnął młodego Libero Piter w tył
głowy. Ten łypnął na niego groźnie i mu oddał.
- Ja?! Ja?!
- A kto zrobił tę całą szopkę?! Gdyby nie ty, nie dostałbym
drzwiami!- Uniósł się środkowy.
- Kretynie, przeciez to ja mocniej oberwałem!
- Kłócą się jak stare, dobre małżeństwo.- Stwierdził Kubiak. –
Jeden osioł, drugi łoś.
- Przynajmniej w jakiś sposób są spokrewnieni.- Dodałem. Wciąż
nie znikał mi z twarzy uśmiech.
Ale to, co miało się za chwile zdarzyć…
Nagle dwaj siatkarze zaczęli się szarpać i przez to stłukli
szklankę Pawła. Co za tym idzie, próbowali ją złapać i pociągnęli obrus. Z
obrusa spadły sztućce. Na szczęście Krzysiek zdazył złapać nakrycie z drugiej
strony – szybkość Libero, nawet tutaj potrafił się wykazać.
- No i co robisz, patolu!- Wybuchł Zati.
- Jest takie słowo w ogóle?- Czepiał się drugi.
- Ej, przestańcie w końcu!- Walnąłem ręką w stół, że wokół aż
zrobiło się cicho.- Niektórzy próbują jeść.
Spojrzeli na niego jak na wariata i dalej osbie dogryzali. Tym
razem ciszej.
- Idź dla mnie po szklankę, Piter.- Warknał Libero.
- To twoja szklanka, więc nie mój problem.- Wzruszył ramionami
i porwał chleb, ser i szynkę.
- Właśnie, że twój! Ty ją stłukłeś.
- Trzeba było mi nie wtrącać się…
- Idź po nią.
- Żebym znowu dostał opieprz od Jane? Albo co gorzej, tym
razem przyłożyła mi patelnią? Nie, dzięki.
I tak sprzeczali się przez kolejne pięć minut. W końcu jednak
Nowakowski ustąpił i powiedział:
- Dobrze. Będę mądrzejszy.- Uśmiechnął się szeroko i zniknał
nam z oczu. Po chwili już wracał- ale nie sam.
- O ja pieprzę! Czemu dałem mu wygrać?- Jęknął Zati.
Natychmiast uniosłem głowę.
I zobaczyłem JĄ.
Miała na sobie czarny fartuch z grubego materiału. Była w
białej koszuli, a na głowie znów miała chustkę, Podejrzewałem, że nosi ją przez
to, że znajduje się w kuchni. Gotuje. Jednak ta kwiecista chusta dodawała jej
uroku.
- Czy ja mam zwidy?- Zamrugałem.
- Jeśli tak, to dodali nam czegoś do tego cholernego soku.-
Mruknął Michał.
*******
Przepraszam, że spóźniony. Zaczęły mi
się ferie i nie miałam czasu dodać choćby wczoraj :c Za tydzień też może
niestety być dodany z opóźnieniem… A jak u Was? Mieliście już ferie?
Pozdrawiam ;***
*.*
OdpowiedzUsuńakcja ze Spirikiem mistrzowska! ♥
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super czekam na następny z niecierpliwością L i przesyłam linka do opwiadani o Pawle Zatotrskim, Maciej Muzaj i Pola Mazur http://zawszewalczoswojemarzenia.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńWpadnę do Ciebie z chęcią ;)
Usuń