sobota, 6 lutego 2016

4. Nieważne, kim byłaś wczoraj. Wczoraj Cię kochałem i dzisiaj Cię kocham...



- Jeszcze tu jesteś?- zdziwiła się, gdy siedziałem w tym samym miejscu i popijałem drugą już herbatę.
- Czekałem na ciebie.
- Coś się stało?- Uniosła lewą brew i podeszła do mnie.
- Jeszcze się pytasz?- Prychnąłem. Od razu zrozumiała.
- Okej. Zbyszek, ja nie bardzo będę potrafiła ci wyjaśnić….- Zaczęła ale jej przerwałem.
- Nie. To ty posłuchaj. Martwiłem się do cholery! Odkąd ostatni raz do mnie napisałaś martwiłem się. Zawsze się o ciebie martwiłem.
- Zbyszku…
- Nie musisz mi mówić wszystkiego. Po prostu chcę wiedzieć, dlaczego. Okej? Tylko tyle. Kilka wyjaśnień. Proszę Cię…
Spojrzała mi w oczy z takim bólem, że nie wiedziałem co robić. W pierwszej chwili chciałem zwiać. Tak, ja Zbigniew Bartman chciałem spieprzać z tamtego lokalu jak najdalej. Ale potem… Potem tylko chciałem, żeby ten ból z jej oczu znikł. Chciałem go wymazać pocałunkami, dotykiem. Odegnać wszystkie złe rzeczy, o których w tej chwili myśli.
- Dobra.
I zanim się obejrzałem już jej nie było. Po kilku minutach wyszła z zaplecza w letniej, czarnej kurtce i rozmawiała z tym kolesiem, co ostatnio… Jak mu tam było?
- … I powiedz mamie, gdy się już pojawi, że wszystko załatwiłam.- Mówiła po angielsku.
- Załatwione.- Uśmiechnął się, ale jeszcze spojrzał na mnie z niepokojem.
- Dzięki Matt.- Pocałowała go w policzek.
Cios poniżej pasa.
Kurwa, ogarnij dupę!- Warknąłem do siebie. – To na pewno nic nie znaczyło.
Ale wciąż wpatrywałem się w tego kolesia. Wodził za Olą wzorkiem, jak za… Zacisnąłem pięści.
- Dobra, Zbyszek. Idziemy?- Stanęła przede mną i wpatrywała z niepokojem.
- Tak. Tak, już idę.- Ostatnie spojrzenie na Matta i wyszedłem za dziewczyną.- To gdzie idziemy?
- W spokojne miejsce.- Zapewniła.
Mijaliśmy ulicę za ulicą w milczeniu. Nie szliśmy szybko, dostosowałem swój krok do jej kroku i miałem cholerną ochotę wziąć ja za rękę.
Po pewnym czasie znaleźliśmy się na ulicy, gdzie stały same wysokie bloki.
- Mieszkasz tutaj?- Zagadnąłem w końcu na to się zdobywając.
- Tak. Zaskoczony?- Uśmiechnęła się.
- Ani trochę.- Skłamałem. Wciąż myślałem, że mieszka z rodzicami…
- Wyprowadziłam się od rodziców kilka miesięcy temu. -  Odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie.
- Czemu?
- Czy ja wiem? Chyba byli za bardzo opiekuńczy. – Wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi do klatki schodowej.  Potem weszliśmy do windy.- Wybacz, ale nie za bardzo chce mi się iść schodami.
- Nie szkodzi. Mi też nie.
- Czyżby?- Zakpiła.- Siatkarz unika wysiłku fizycznego?
Zmarszczyłem nos. O co jej chodziło?
- Ola, coś się stało?
 - Nie. – Nacisnęła 7 piętro.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Otworzyła drzwi kluczem i zaprosiła mnie gestem do środka. W tej samej chwili usłyszeliśmy wołanie kogoś z kuchni.
- Olka! Nie wchodź!
- Osz kuźwa!- Przewróciła oczami.- Zapomniałam, że dzisiaj Karo ma wolne.
- Kto?
- Poznałeś ją. Karolina. Moja przyjaciółka.- Wyjaśniła i ściągnęła kurtkę i buty. Potem udała się w głąb mieszkania.
Swoją drogą nie było za duże. W przedpokoju ledwo mieściły się dwie osoby. Udałem się za nią w lewo. Mijaliśmy chyba kuchnię, gdzie grało radio.
- Nie chcę wiedzieć, że znów bzykałaś się z nim w naszej kuchni!- Wrzasnęła.- I nic mnie nie obchodzi, że jest przystojnym Hiszpanem!
- Nie bądź okrutna! To, że ty nie przyprowadzasz chłopaków, to nie znaczy, że ja za każdym razem to ro…- Wyszła z kuchni i spojrzała prosto na mnie.- … bię.
- Cześć.- Uśmiechnąłem się. Nie żeby aż tak ucieszyła mnie ta informacja od Karoliny na temat Oli…
- H-hej.- Spiekła buraka i uciekła. Olka zaśmiała się głośno.
- Coś cię bawi?- Puściłem jej oko.
- Już zapomniałam, jak działasz na dziewczyny.- A potem natychmiast się zamknęła.
Już miałem się odezwać, że zawsze chciałem tak działać na nią, choć nigdy do końca mi się to nie udało, ale zaprosiła mnie dalej.
Otworzyła jakieś przesuwane drzwi i weszła do środka. Udałem się za nią.
- Zamknij.- Wskazała za mnie. Zrobiłem co kazała i zacząłem się rozglądać. Tymczasem ona usiadła na łóżku po turecku i mi się przyglądała.
Łóżko, na którym siedziała było starannie zasłane. Obok duża komoda robiąca za stolik nocny – a przynajmniej tak przypuszczałem po ustawionej na niej książce i kosmetyczce- oraz jako biurko, gdyż walały się na niej książki. I laptop. Po prawej wisiała mała półka z różnymi duperelami. A wokół niej plakaty. I to nie byle jakie plakaty.
Chyba zauważyła, że się na nie gapię.
- To tylko szkice.
- Są… wspaniałe!- Zabrakło mi słów, żeby powiedzieć coś więcej. Podszedłem bliżej. Na najniższych kartkach narysowane były różne miejsca. W tym słynny park w Rzeszowie. Potem na wyższych zauważyłem Spodek, kawiarnię, gdzie czasem spędzaliśmy czas…
I my. Znaczy… Ja. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie naszego wspólnego sylwestra.
- Masz to jeszcze.- Pokazałem  to, co właśnie zobaczyłem.
- Nie mogłabym się tego pozbyć. – Mówiła tak cicho, że aż się do niej odwróciłem przodem. – Tęskniłam.
- To dlaczego…?- Nie skończyłem, tylko podszedłem do niej i ukląkłem przed nią.- Hej, spójrz na mnie.- Dwoma palcami podniosłem jej podbródek.  Biegała wzrokiem wszędzie, byle tylko nie patrzeć na mnie. Ale  w końcu się poddała.
- Przepraszam! Tak bardzo tęskniłam!- Rzuciła się na mnie i wtuliła. Zaskoczony objąłem ją lekko, a potem gdy usłyszałem, że płacze, uściskałem jeszcze mocniej.
W końcu wziąłem ją na kolana i trzymałem przy sobie. Nie mogłem patrzeć i słuchać, jak płacze. Pocałowałem ją w czubek głowy, gdzie nadal miała związaną chustkę.
- Ale już jestem.- Uspakajałem ją.- Zawsze byłem. I nigdzie się nie wybieram.
Na te słowa jeszcze bardziej się rozpłakała.
- Jak możesz to mówić? Skrzywdziłam cię, a ty nadal… Nadal tutaj jesteś.- Spojrzała mi w oczy, swoimi w łzach.
- Za bardzo mi na tobie zależy, żebym sobie odpuścił. Przecież mnie znasz.
- No tak. Uparciuch.- Uśmiechnęła się. A potem po prostu usiadła obok mnie.- To co chcesz się dowiedzieć?
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej, że wyjeżdżasz?- W moim głosie słychać było taki żal, że aż sam się zaskoczyłem.
- Nie wiedziałam. Ledwo wróciłam do domu po tym…- Zaczerpnęła powietrza.
- Słyszałem. Już się tym zająłem.- Uśmiechnąłem się tajemniczo.
- Boże, coś ty zrobił?- Szepnęła.
- Alan dostał lekcję, której na pewno nie zapomni.- Uścisnąłem jej rękę.
- Powiedz!- Nakazała.
- Nie musisz wiedzieć. Lepiej odpowiedz na moje pytanie.
- Mówiłam ci. Wróciłam, a tu nagle pojawiła się mama i mówi, że ojciec jest chory. Nie miałam czasu do Ciebie zadzwonić. Chciałam, ale telefon został u Ignaczaków i…
- Ja pierdole!- Wybuchłem.- To dlatego nie mogłem się dodzwonić!
- Przepraszam. Naprawdę ciężko mi było wyjechać bez pożegnania z tobą.- Zrobiła taką minę, jakby wciąż się za to karała.
- Nie przepraszaj. Powinienem wtedy być na tej cholernej studniówce i…
- Nie mogłeś, Zbyszek. Musiałeś być przy swojej dziewczynie. I ja to rozumiałam. Mam tylko nadzieję, że przeze mnie nie popsuło się między wami.- Zwiesiła głowę.
Och, mała. Gdybyś ty wiedziała…
- Nie przejmuj się tym teraz. Powiedz mi, czemu po ostatniej wiadomości nie odezwałaś się więcej? I co to miało znaczyć?
- To, co napisałam. Miałam ważną sprawę do załatwienia. Nie mogę ci teraz powiedzieć dokładnie, o co chodziło…
- Ok. Ale kiedyś mi powiesz?- Skinęła głową. Najwyraźniej jeszcze nie jest gotowa na aż tak szczerą rozmowę. – Ten chłopak z kawiarni… Matt?
- Matt.
- To twój chłopak?- Wpatrywałem się w nią w skupieniu, gotowy wyłapać jakiekolwiek kłamstwo.  Ale ona tylko się roześmiała.
- O Mój Boże, nie!- Chichotała. – W życiu!
- Podobasz mu się chyba.- Powiedziałem ostrożnie.
- Tak??- Ewidentnie była zaskoczona-Ale ja nie jestem zainteresowana.- Wyszczerzyła się do mnie.- Rozumiem, że chcesz mnie chronić, nawet po tych cholernych trzech latach. Ale spokojnie, dam sobie radę.- Puściła mi żartobliwie oko. Nie pozostało nic innego, tylko udawać, że w ogóle mnie to nie obeszło.
Ona nadal uważa cię tylko jako przyjaciela.- Szepnęła moja podświadomość.- Nie ważne, jak bardzo będziesz się starał. Ona nigdy nie spojrzy na ciebie inaczej, tak jak ty byś chciał.
- No ja myślę! Się zastanawiałem, jak ty żyjesz beze mnie.- Zażartowałem.
- Jak widzisz, żyję. Więc nie jest najgorzej!- Uderzyła się dłońmi w uda i wstała.- Chodź, zjemy coś. Pewnie zaraz będziesz musiał wracać na trening.
- Nie śpieszy mi się.
- Zibi.- Spojrzała na mnie surowo. Przewróciłem oczami i wstałem. Udałem się z Anią do małej kuchni, gdzie mieściło się nie więcej niż pięć osób.
- A gdzie twoja przyjaciółka?- Rozejrzałem się. Nic, tylko jasne meble.
- Pewnie ukrywa się u siebie i drży ze strachu przed tobą.- Zakpiła.
- Aż taki przerażający jestem?- Wyszczerzyłem się.
- Chciałbyś.- Zaśmiała się.
Boże, jak bardzo brakowało mi tego śmiechu. Patrzyłem, jak odgrzewa coś na kuchence. Chciałbym teraz ją przytulić, całować i…
Dość!- Pomyślałem.- Ogarnij się kurwa mać.
Wtedy weszła wysoka blondynka ubrana w obcisłą czarną bluzeczkę z dużym dekoltem i dżinsowych spodenkach.
- Cześć, sorry za tamto. Trochę się… przestraszyłam.
- Ha! A nie mówiłam?- Skierowała to do mnie.- Karo, zjesz z nami odgrzewaną pomidorową?
- Nie, dzięki. Umówiłam się z Natką. Pytała, czy też nie chciałabyś wpaść do niej, ale… Widzę, że masz lepsze zajęcie.- Uśmiechnęła się do mnie.
- Ja zaraz spadam.- Ogłosiłem.
- Oooo nie. Nie ma mowy! Teraz, jak ja już podgrzałam!- Wkurzyła się Ola.
- Ja, na twoim miejscu nie bardzo bym chciała jej podpaść.- Szepnęła do mnie Karolina i wyszła.
Już za późno – pomyślałem.
- To ja może jednak zjem.- Uśmiechnąłem się natychmiast, gdy brunetka spojrzała na mnie zmrużonymi oczami.
Natychmiast poprawił jej się humor.
- Super!- Położyła na stole dwa talerze i podała mi łyżkę. Gdy zaczęliśmy jeść, znów zaczęła rozmowę.- Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Ciekawi mnie, co robiłaś przez tyle czasu… Bez nas.
- Nudziłam się.- Odparła zdawkowo.
- Czy ty i Natalia…?
- Czy nadal się przyjaźnimy?- Spytała, więc tylko kiwnąłem głową. Westchnęła ciężko.- Powiedzmy. Wiesz, wybaczyłam jej tamten numer z Alanem. Nie jestem taką suką. Wiem, że ona nie wiedziała, że to TEN ALAN. Więc tak jakby nie ma sprawy.- Wzruszyła ramionami.
- A jednak coś się zmieniło.- Zgadłem.
- No cóż. A co byś ty czuł do Kubiaka, gdyby całował się z Tamarą? To ta sama sytuacja.
- Nie do końca ta sama.- Wymsknęło mi się, więc natychmiast zapełniłem usta pomidorową. Dziewczyna odłożyła łyżkę, przypatrywała mi się w skupieniu.
- Co jest?
- Nic.- Mruknąłem.
- Zibi, przecież widzę.  O co chodzi z Tamarą? Jeśli to przez to moje zachowanie wtedy w twoim mieszkaniu…
- Nie! Ola, nie. Naprawdę.- Starałem się ją uspokoić. Bałem się, że kolejne poczucie winy może ją zranić. Że znów zacznie płakać, a wtedy ja …
- Chciałam ją przeprosić za to. Wiesz, w końcu zachowałam się jak głupia nastolatka…
- Podobało mi się to.- Palnąłem. A zaraz potem uświadomiłem sobie, co powiedziałem.- Znaczy… Ja… To nie…
- Bartman! Ty się czerwienisz!- Zaśmiała się głośno.- No nie wierzę! Chyba pierwszy raz coś takiego widzę. Zwykle to ze złości nabierałeś kolorów.
Nic na to nie powiedziałem.
- Co miałeś na myśli?- Drążyła temat.
- Tylko to, że… To było słodkie.- Puściłem jej oko. Patrzyła na mnie uśmiechnięta, a potem nagle spoważniała i wróciła do jedzenia.
- To się więcej nie powtórzy. Obiecuję.
Ale ja chcę!- Wrzeszczałem od środka.
- Nie smakuje ci?- Wskazała na mój do połowy opróżniony talerz. Natychmiast wziąłem się w garść.
- Jest wyśmienita. Dużo lepsza niż na stołówce w ośrodku.- Dokończyliśmy jedzenie w spokoju. Poprosiłem o dokładkę, bo faktycznie zupa była pyszna.
Odprowadziła mnie przed blok.
- Chyba będę już wiedziała kogo zawołać, kiedy Karo będzie narzekać  na moje gotowanie.
- Zawsze do usług!- Zasalutowałem. Staliśmy naprzeciwko siebie. Unikała mojego wzroku, ale ja wciąż się w nią wpatrywałem.- Nie uciekniesz mi już?
- Eh, nie. Chyba, że mnie o to poprosisz.
- W życiu.- Przytuliłem ja mocno do siebie.- Trzymaj się Olcia.
- Pa.- Odwróciłem się i już miałem odchodzić, kiedy ona nagle przytrzymała mnie za ramię.- Daj mi swój numer, Zbyszek. – Podała mi komórkę. Wpisałem numer, wtedy ona odsunęła się i pobiegła do mieszkania.
Przeszedłem się na postój taksówek i kazałem się zawieźć do do wioski olimpijskiej. Przez te piętnaście minut zdążyłem przeanalizować całą rozmowę z Olą.
I przypomnieć sobie o tym, jak dowiedziałem się…

- Coś kręcisz!- Krzyknąłem na Kubę.- Gadaj, co stało na tej studniówce?
- Ale obiecasz, że nie zrobisz niczego głupiego?
- Kurwa mać, mów!- Kilka osób stojących przy swoim samochodzie na parkingu szkolnym zerknęło na nas z zaciekawieniem.
- No już! Człowieku opanuj się.- Przeczesał palcami włosy i kontynuował.- Olka zerwała z Alanem.
- A-a-ale jak?- Zamurowało mnie. Już wtedy gdy zerwała i pojechała… Teraz i tak nie mam jej jak zapytać, co się stało. Bo coś musiało być na rzeczy!- Co. On. Jej. Zrobił.
- Całował się z Natalią.- Moja mina musiała go uświadomić, że nie do końca wiem, o kogo chodzi.- Ta ruda przyjaciółka Oli.
- Przyjaciółka.- Prychnąłem. Wszystko się we mnie gotowało. Gdyby nie on, może by nie wyjechała tak szybko! Może wtedy bym zdążył się pożegnać! – Gdzie jest ten gnojek?
- Dostał ode mnie i Maćka po pysku z każdej strony. Zostaliśmy za to wyrzuceni z imprezy. Tyle wiem.
- Gdzie on jest do cholery?!- Wrzasnąłem. Kuba musiał się chyba nieźle wystraszyć, bo natychmiast wskazał mi czarny motor. Nie zwracając na jego protesty, podszedłem do grupki licealistów.
- Który z was to Alan?
- O Kuźwa, dla ciebie to i jak nim mogę być!- Odezwał się jakiś niski. Reszta zaczęła coś mówić jeden przez drugiego. Dopiero wtedy zauważyłem znajomego mi chłopaka, który się nie odzywał tylko unikał mojego wzroku. Właśnie miał uciec tylnymi drzwiami do szkoły.
- Oooo nie. Nie tak szybko!- Złapałem go za tył skórzanej kurtki i wyciągnąłem z tłumu. Wszyscy jego przyjaciele patrzyli na nas z otwartymi szeroko oczami. I się odsunęli.
- Ej no, koleś. Ale…- Odezwał się najwyższy z nich.
- To nie twoja sprawa.- Warknąłem do niego, a potem zwróciłem już całą uwagę na Morczewskim.- To ty.
- Czego jedna z gwiazd siatkówki ode mnie chce?- Spojrzał mi hardo w oczy, co mi się nawet spodobało. To, ze się nie zsikał do spodni.
- Ty już dobrze wiesz, czego. Skrzywdziłeś moją przyjaciółkę.
- Kogo?- Zrobił wielkie oczy, co oznaczało, że już wie. Uśmiechnąłem się.
- Jeszcze się pytasz, skurwielu?!- Pchnąłem go na tylni mur szkoły, gdzie nikt oprócz kilku tu zebranych, nie mógł nas widzieć. A potem uderzyłem.
Nawet nie poczułem bólu. Cały gniew, który trzymałem w sobie od kilku dni, teraz nareszcie mnie opuszczał.
- To za to, że w ogóle musiałem cię znosić.- Ogłosiłem. A potem znów uderzyłem, tym razem w brzuch.- A to za to, że ją skrzywdziłeś. A ona ci ufała, dupku!
- Ja nie chciałem!- Krzyknął z rozpaczą.- To ona się rzuciła! Ja nie zdążyłem jej odepchnąć! Poza tym byłem pijany!
- To żadne wyjaśnienie.- Warknąłem mu w twarz, nachylając się by być na tym samym poziomie, co on.- Gdybyś był prawdziwym facetem, nigdy by do tego nie doszło. Ona nigdy by nie cierpiała. Bo nie zasłużyła na to, co zrobiłeś.
Wyprostowałem się.
- Następnym razem lepiej uważaj, bo inny gość nie będzie tak wyrozumiały jak ja. I masz ją przeprosić! Zrozumiałeś?!- Chwyciłem go za koszulkę i zmusiłem, żeby też stanął prosto. Kiwnął głową.- To dobrze. Nie chcę cię więcej widzieć.
Puściłem go, minąłem jego kolegów zdruzgotanych, wsiadłem do auta i odjechałem.

- Proszę pana! Jesteśmy na miejscu.- Z zamyślenia wyrwało mnie wołanie taksówkarza.
- Tak. Dzięki.- Podałem mu pieniądze i wyszedłem.





*****
Dzięki Wam za wszystkie komentarze i wyświetlenia!
Rozdział całkowicie poświęcony Oli i Bartmanowi. Niedługo więcej takich ;)
Mam nadzieję, że czekaliście na to coś u góry!
Buziaki ;**

3 komentarze:

  1. Przepraszam bardzo... kiedy oni będą wreszcie razem co? :O
    Pewnie, że czekałam a rozdział :*
    Czekam na nn
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kurde, wszystko to pokręcone. :3 a Zbyszek taki słodki. ^^ czekam na next'a :D

    OdpowiedzUsuń