środa, 11 lutego 2015

Rozdział XV



Tak, to prawda. Mogę na niego liczyć. Na siłowni było fajnie. Bo był ze mną… ciężko mi to przyznać ale siatkarz był ze mną. Przeraziły mnie jego słowa, że chce być moim przyjacielem! Gdybym to powiedziała Nat i Karo, pewnie by go wyśmiały. Ale dla mnie… Pierwszy raz ktoś otwarcie tak do mnie mówił. I podoba mi się czas, który z nim spędzam. Może faktycznie dążymy do przyjaźni?
Między mną i Igła jest lepiej niż myślałam. Czuję się przy nim swobodnie. I pomału zapominam o Anglii. O tej tęsknocie za krajem. Nie jestem z tego powodu dumna, ani trochę. Ale z drugiej strony to dobrze. Wystarczy, że moje myśli są zajęte Alanem. Pewnie nigdy już nie porozmawiamy, jak za pierwszym razem. Pogodziłam się z tym za pomocą Zbyszka. Podczas biegania na bieżni wszystko mu powiedziałam. Czuję, że mogę mu ufać. Poradził mi abym do niego „zagadała, albo odpuściła. A to moja już decyzja”. Wtedy zrozumiałam, że ma rację. W drodze powrotnej, gdy milczeliśmy w samochodzie, obiecałam sobie, że przy najbliższej okazji zagadam do Alana. Czy mi się to uda? Dowiem się już jutro w szkole. Albo w ciągu najbliższych dni. Nie ważne. Rozmowa ze Zbyszkiem dała mi dużo do myślenia i nie wiem, czy teraz zasnę.
Przynajmniej spróbuję…  

Rano miałam problem ze wstaniem. Nie spałam do drugiej w nocy. A pierwsze dwie lekcje to miały być matematyki. Wyszłam z pokoju w nadziei, że nikogo w kuchni nie zastanę. Niestety siedziała tam Iwona czytająca gazetę i pijąca kawę.
- O, wstałaś- uśmiechnęła się odrywając wzrok od czytanego artykułu.
- Równie dobrze mogłabym nie wstać- westchnęłam siadając naprzeciwko niej.
- Chcesz kawy?- wskazała na ekspres. Kiwnęłam głową. Iwona wstała i przygotowała dla mnie. Wzięłam łyk rozkoszując się smakiem.- Nie masz dziś dobrego humoru.
- Stwierdziłaś oczywistość- westchnęłam po raz kolejny odkładając filiżankę. – A gdzie Igła?
- Wstał wcześnie rano… Mają poranny trening. Jutro jadą na mecz do Jastrzębia.
- Co znów mnie ominęło?- wkurzyłam się.
- Mecz będzie. Nie chcesz z nimi jechać?
- Nie, raczej nie- skrzywiłam się lekko.
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami i dopiła kawę.- Mogę cię zawieźć do szkoły, jeśli chcesz.
- Byłoby fajnie- mruknęłam.- To idę się ubrać.
- A, Ola!- zawołała za mną, gdy wychodziłam z kuchni. Odwróciłam się.- Może chciałabyś jutro spędzić ze mną babskie popołudnie? Wykorzystajmy to, że nie ma w tym domu facetów!
- A dzieci?- zmarszczyłam brwi.
- Mama je odbiera, więc… Co ty na to?- uśmiechnęła się. Zastanawiałam się przez chwilę. Co mi szkodzi? Ostatnio mało widzę się z Iwoną. Czas to zmienić.
- Jestem za- posłałam jej szeroki uśmiech i wyszłam do łazienki.

***

- Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak cię bawi ta cała sytuacja- syknęłam na Kubę, który śmiał się właśnie z mojego marudzenia na Jolkę.
- Za bardzo się przejmujesz! Spójrz na mnie- stanął przede mną rozkładając ramiona.- Co widzisz?- zlustrowałam go wzrokiem.
- Widzę wysokiego idiotę, udającego stracha na wróble.
- No dobra, inaczej. Czy widzisz abym się przejmował?
- Jesteś nadzwyczaj wulkanem spokoju- prychnęłam.
- No widzisz! Znowu ten ton… Ty nie potrafisz wyluzować- stwierdził.
- Więc twoim zdaniem jestem sztywna?- z wrażenia aż nabrałam głęboko powietrza do płuc.
- Tego nie powiedziałem- bronił się.- Po prostu przestań się zamartwiać głupimi jasełkami! Do cholery, zaśpiewasz i będzie z głowy.
- Znając mnie, po drodze popełnię miliardy gaf- cmoknęłam zdegustowana ustami.
- Wynajdujesz kolejne powody do tego, żeby myśleć. Staraj się NIE MYŚLEĆ.
- Oto najlepsze rady mistrza niemyślenia!- klasnęłam w ręce i wskazałam na niego, jakbym prezentowała jego osobę.
- Nie wygłupiaj się- przewrócił oczami i usiadł z powrotem obok mnie na schodach.- I nie lustruj ludzi. Alana tu nie ma.
- Skąd wiesz?- uniosłam brew.
- Bo właśnie ma wu-f. Pewnie rozgrzewa się na sali gimnastycznej- wyjaśnił spokojnie. Widząc moją minę, natychmiast dodał.- Nawet o tym nie myśl!
- O czym?- udawałam niewiniątko.
- Już ty dobrze wiesz, o czym! Chodź, bo spóźnimy się na wos- wstał i podał mi rękę. Ujęłam ją, a on pociągnął mnie do góry i razem poszliśmy do klasy. 
Jakoś przeżyłam do długiej przerwy. Kubie zachciało się truskawkowego kiślu, poszliśmy na stołówkę. Na szczęście nie było dużo ludzi, więc zajęłam jeden ze stolików i czekałam na przyjaciela, który stał w kolejce. Wyjęłam z torebki swoje paluszki z sezamem i zaczęłam przegryzać, gdy nagle czyjaś tacka pojawiła się przede mną i ktoś usiadł naprzeciwko mnie. Nie ktoś, a sam Alan, o którym właśnie myślałam. Czyżbym go ściągnęła myślami?
- Cześć, Ola- uśmiechnął się do mnie. Gapiłam się na niego jak wariatka. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że on czeka na moją odpowiedź.
- Yhm, cześć- odpowiedziałam speszona. Jezu, ale ja jestem głupia! Odkaszlnęłam dyskretnie i zdobyłam się na odwagę.- O co chodzi?
- W sumie to… Przyszedłem cię przeprosić.- Spuścił lekko głowę. Gdyby nie to, że opierałam podbródek o dłoń, pewnie moja szczęka opadłaby do podłogi. Patrzyłam na niego oniemiała i szczerze zdumiona.
- Za co?- wykrztusiłam.
- Za to co zrobiła Jola… Domyślam się, że wcale nie zgłosiłaś się do jasełek- wypuścił powietrze odgarniając przy tym włosy z czoła. Ten gest był na serio uroczy.
- Tak, ale…
- Jo jest bardzo… gwałtowna- uśmiechnął się do siebie.- Czasem zrobi coś szybciej niż pomyśli. Znam ją już trochę i wiem, jaka jest. Ale uwierz, to nie jest zła dziewczyna! Jest piękna i mądra. Nie wiem, dlaczego tak się ze sobą żrecie…
- Chwila- przerwałam mu zaskoczona.- Skąd pomysł, że się ze sobą „żremy”?
- To widać- wzruszył ramionami.- Zresztą Jo unika rozmów na twój temat. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale może spróbowałabyś się z nią dogadać?
- Ja!?- niemal krzyknęłam.
- Rozmawiałem z nią już o tym. Stwierdziła, że z chęcią mogłaby się z tobą zakolegować.
- Nie wierzę- szepnęłam do siebie, ale usłyszał.
- Obiecała mi, że pomoże ci z tym występem na jasełka. O ile będziesz chciała zaśpiewać- uśmiechnął się tak, że ukazały się dołeczki w policzkach. Chwycił jednego z moich paluszków w opakowaniu i zjadł. – To co?
- Nie wiem…
- No weź… Jo i Marta ci pomogą. Jeśli trzeba będzie, to ja też. Obiecuję!
- Ale Kuba…
- Sokołowski?- skrzywił się. Ale szybko znów na jego ustach pojawił się uśmieszek.- Z tego co wiem, on nie występuje. – Wstał, gdy mój przyjaciel zbliżał się w naszą stronę. Wziął tacę. Nachylając się, szepnął:- Nie mów mu. Zapraszam na spotkanie ludzi zaangażowanych do jasełek w poniedziałek na pierwszej lekcji. Przyjdź piętnaście minut wcześniej.- Wyprostował się, gdy Kuba stanął za nim.- To cześć!- posłał mi szeroki uśmiech i odszedł nie spoglądając na chłopaka.
-  O co chodziło?
- O nic- zrobiłam niewinna minkę.
- O, czekaj…- zrobił pauzę, jakby na coś czekał.- Tak, moje włoski na rękach stoją, więc to oznacza coś złego. Czego chciał od ciebie Alan Morczewski?- syknął, siadając w miejscu poprzednika.
- Będziesz się śmiał- westchnęłam. Alan prosił, żebym nie mówiła Kubie. Ale to mój przyjaciel, nie potrafię! Zwłaszcza w takiej sprawie.- Alan powiedział, że Choinka chce się ze mną dogadać i pomóc w tym występie na jasełka. Przeprosił mnie za jej zachowanie tłumacząc, że ona jest porywcza i często nie wie co robi.
- Z tym się zgadzam- poparł od razu. – Ale reszta to jakaś bujda.
- Kuba!- syknęłam.- On mnie przeprosił.
- A ty mu tak uwierzysz i wybaczysz? I polecisz do niego? Czemu jak ja cię przepraszam, to wybaczasz mi cały dzień i całą noc, a jak on, wystarczy, że pstryknie palcem, już jesteś jego!
- To nieprawda- oburzyłam się, ale szybko przywróciłam normalny ton.- Zrozum mnie…
- I co? Polecisz do Jolki… Hej, czy on powiedział Choinka na swoją dziewczynę?- wyszczerzył się.
- Nie. To był mój drobny dodatek. To jak?
- Nie powinnaś im ufać- odchylił się na krześle patrząc w sufit.- Nie możesz im ufać!
- Dlaczego? Może Alan serio…
- Alan to, Alan tamto- przerwał mi, naśladując mój głos. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego to Jolka nie przyszła cię przeprosić tylko on?
- Ty w ogóle mnie nie rozumiesz!- wybuchłam.- Chodzi o to, że nie przyszedł przeprosić w jej imieniu, tylko za nią. To jest różnica! On do mnie zagadał, Kuba.
- I co? Masz zamiar tam iść?- zmarszczył brwi.
- W poniedziałek na pierwszej lekcji- odpowiedziałam, zbierając paluszki do torby.- Alan też będzie.
- Nie podoba mi się to- mruknął.
- Wcale nie musi ci się podobać- uśmiechnęłam się, wstając.- Bo pójdziesz tam ze mną.
- Słucham?- otworzył szeroko oczy. Ale ja nie obracając się, wyszłam jak najszybciej słysząc za sobą: - Olka!

***

- Nie ma opcji żebym tam z tobą poszedł! Zastrzegam swoją prywatność i wolną wolę!
- No ale przecież nie zostawisz mnie…- mruknęłam.- Prawda?
- To ty się w to wpakowałaś, nie ja- stwierdził. Patrzyłam na niego błagalnie.
- Potrzebuję cię- szepnęłam spuszczając głowę.- Tylko ty powstrzymasz mnie przed zrobieniem głupoty.
- Właśnie próbuję ci uświadomić twoją głupotę, że zgodziłaś się na ten chory pomysł z jasełkami i nabraniem się na dobre serduszko Choinki i jej świty, ale oczywiście mnie nie słuchasz!- to było chyba najdłuższe jedno zdanie wypowiedziane przez niego bez tchu. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja.
- Kuba, błagam- zatrzymałam się przed nim i złożyłam dłonie jak do modlitwy.- Mam klęknąć?
- Sowa, ja nie zostałem zaproszony!
- Przecież właśnie cię zaprosiłam… Jest inny powód, prawda?- domyśliłam się. Lekko zbladł.- Mów.
- Co?
- O co chodzi?- jęknęłam z wściekłością.- Od początku nie lubiłeś Alana, ale nigdy nie powiedziałeś prawdziwego powodu. On też za tobą nie przepada. O czym nie wiem? Alan ci się podoba, tak?
- Co?- wytrzeszczył oczy.- Oczywiście, że nie! Fakt, jest przystojny. Ale…
- Więc o co chodzi?- uniosłam jedną brew. Kuba unikał mojego wzroku.- Kubuś… Powiedz mi. Jak mam być twoją przyjaciółką, kiedy nic mi nie mówisz?
- Przykro mi, Ola. Nie mogę ci pomóc akurat w tej sprawie.- mój mały świat, w którym od kilku miesięcy centrum był Kuba, nagle się rozpadł. Patrzyłam na niego z bólem wypisanym na twarzy.- Oluś… Przepraszam, musisz mnie zrozumieć…- jęknął widząc moją minę. Sam był udręczony.
- Przestań- powstrzymałam go gestem dłoni.- Nie rozumiem twojego zachowania. Nie chcesz mi powiedzieć ważnej rzeczy, która jest związana z Alanem. I tobą. Okej. Chyba myliłam się co do naszej znajomości…
- Olka! Daj spokój. Nie mogę ci pomóc… To zbyt trudne- westchnął.
- Okej, rozumiem. Pójdę sama, trudno- wzruszyłam ramionami. Wtedy usłyszałam znajomy głos, który mnie wołał z parkingu.- Igła już czeka… Musze iść, cześć.
- Cześć- szepnął. Odwróciłam się do niego plecami i pierwszy raz nie przytuliłam na pożegnanie. Mijając ludzi, niemal czułam ich ciekawskie spojrzenia na sobie. Miałam ochotę krzyczeć: „czego się gapicie, cholerni idioci!”. Nie zrobiłam tego jednak, bo Krzysiek zbliżył się do mnie i zatrzymał.
- Hej, coś się stało?- nachylił się i spojrzał mi w oczy.- Czemu płaczesz?
- Nie płaczę!- krzyknęłam ocierając policzki. Obejrzałam się za siebie, ale Kuba już poszedł.
- Pokłóciłaś się z nim?- spytał cicho.
- Nie twój zasrany interes!- syknęłam i wsiadłam do samochodu. W lusterku widziałam, że był w szoku po moim wybuchu. Stał przez chwilę, a później wsiadł do szoferki i odpalił silnik. Przez całą drogę milczeliśmy. Nie włączyłam radia, nie słuchałam 1D z mp3 w telefonie. Siedziałam patrząc się w mijane samochody. Nie mam pojęcia co się stało w ciągu ostatnich piętnastu minut. Dopiero, gdy wysiedliśmy z samochodu zrozumiałam, jak się zachowałam. Przecież to nie wina Ignaczaka! A ja na niego krzyczałam. Nie odzywał się do mnie, ale zerkał ze zmartwieniem w oczach. Szliśmy razem przez plac, aż w końcu nie wytrzymałam i odezwałam się na schodach przed drzwiami.
- Przepraszam.- Odwrócił się w moją stronę zdziwiony.
- Za co?- spytał.
- Za to, co powiedziałam. I że krzyczałam… Nie powinnam była- westchnęłam. Potarłam nerwowo czoło i odgarnęłam włosy.- Nie masz pojęcia co się stało. Przepraszam.
- Nie ważne- uśmiechnął się słabo.- Nie musisz mi wszystkiego mówić. Nie powinienem był się wtrącać.
- Och, przestań!- przewróciłam oczami.- Miałeś rację. Pokłóciłam się z Kubą.
- Coś poważnego? Kłótnia małżeńska?- zmarszczył brwi.- To twój przyjaciel, prawda?
- Tak- kiwnęłam głową. A potok słów sam wypłynął z moich ust.- Pokłóciłam się z nim, bo nie chciał mi powiedzieć o co chodzi z Alanem. Nie lubią się, a Kuba odradza mi znajomość z nim. Nie wyjaśnił dlaczego, ale czują, że ma to coś z nim wspólnego. Teraz potrzebuję jego pomocy, wsparcia. Ale on powiedział, że nie może.
- Może faktycznie nie może?- zasugerował delikatnie Krzysiek.
- Ale ja chcę mu pomóc! Nie może być tak, że on zawsze będzie przy mnie, a ja przy nim nie. Gdyby wyjaśnił,  o co chodzi… Może potrafiłabym.
- Może nie jest gotowy, żeby ci to powiedzieć?- uśmiechnął się smutno.- Może to coś poważnego. Nie powinnaś się na niego złościć.
- Jak ja mam być jego przyjaciółką, gdy on nic mi o sobie nie mówi!- zdenerwowałam się. Krzysiek podszedł do mnie. Starł kilka łez, które uwolniły się z moich oczu. Spojrzałam w jego tęczówki. Teraz dopiero zauważyłam, jakie ma piękne szaro niebieskie oczy.- Potrzebuję go- szepnęłam.
- Cii. Na pewno ci powie. Gdy będzie na to gotowy- uśmiechnął się smutno. Może Igła ma rację? Poczułam, że się odprężam i trochę uspokajam. Nie wiedząc dlaczego, przytuliłam Krzyśka. Odwzajemnił i dopowiedział.- Pamiętaj, że jestem tutaj. Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.
- Dziękuję- wtuliłam się jeszcze mocniej i przez chwilę poczułam się, jak kiedyś, gdy tata mnie przytulał, kiedy potrzebowałam jego wsparcia. – I przepraszam.
- Nie przepraszaj już… Zaraz mnie udusisz- jęknął.
- Jejć, sorry!- odskoczyłam od niego przerażona.- Nie wiedziałam, że mam tyle siły…
- Uwierz, ja tez nie- jęknął. Gdy zobaczyłam jego minę, zaczęłam się śmiać. Natychmiast mu się udzieliło.   



*****
Witajcie! Znów krótki... Ale musicie mi wybaczyć. Nie mogłam dalej pisać, żeby nie zdradzić wszystkiego od razu. Starałam się go przedłużyć!

Okej, no to jeszcze tylko kilka dni i koniec laby :c 

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! <3

Informujcie mnie o swoich rozdziałach w kom. ;)

Buziaki ;**

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział XIV



- Karo! No mówię serio…
- I masz zamiar chodzić sama na siłownię? Codziennie?- dopytywała.
- Wiem, to nie w moim stylu. Ale co mi zaszkodzi?
- Nie musisz przyjmować tego całego „chrztu” od nich- wzruszyła ramionami Nat malując paznokcie.- Sama tego chciałaś!
- Jakbym się nie zgodziła to bym przegrała- wyjaśniłam.
- CZASEM TRZEBA!!
- Och, daj spokój… Potem do końca życia by mi to wypominali.
- Przypominam, iż będziesz ich widzieć przez rok, a nie całe życie- Karolin zrobiła dziwną minę, którą tak dobrze znam. Zawsze taką ma, gdy ma rację.
- Ale to nie jest mój największy problem- westchnęłam przeraźliwie. Dziewczyny spojrzały po sobie a potem na mnie. Natalia odstawiła flakonik z lakierem.
- Gadaj.
- Mówiłam wam już o Choince?- kiwnęły głowami. Odchyliłam się na krześle.- Jest źle. Nasza wojna trwa i przybrała niebezpieczne tory. Skutki mogą być śmiertelne. Dla mnie, oczywiście.
- Co się stało?- zaniepokoiła się Karo.
- Przy całej szkole powiedziała, że mam zamiar śpiewać na jasełkach. ŚPIEWAĆ, CZAICIE!- wzniosłam do góry oczy.
- Przecież nie raz śpiewałaś i zazwyczaj nieźle ci to wychodziło…- pocieszała mnie Natka wracając do malowania paznokci. Widocznie uznała, że to nie jest za bardzo poważne.
- Dopóki za pierwszym razem nie nadepnęłam na kabel od mikrofonu i nie upadłam ukazując ludziom tego, czego nie powinnam- zmarszczyłam brwi.
- O! Pamiętam- zachichotała Karolina.- Za drugim razem dostałaś mikrofon bez kabla.
- Ale wtedy też coś było… chwila- intensywnie myślała Natalia stukając o czoło pędzelkiem.
- A! Poślizgnęłaś się na krawędzi sceny!- klasnęła w ręce blondynka i pstryknęła na mnie palcami.
- Upadłaś w ramiona samego Nata…- szturchnęły się nawzajem.- Może tym razem wpadniesz na Alana!
- Jasne! A po drodze zabiję Jolkę swoim obcasem, a z jej cienia Marty zedrę kieckę!- prychnęłam.
- Ta ironia nie była potrzebna.
- Wcale mi nie pomagacie, dziewczyny- westchnęłam.
- Po prostu nie śpiewaj.
- Albo śpiewaj. Tylko beż żadnych drak.
- Ależ wy macie wspaniałe pomysły!- prychnęłam.- Dobra, ja kończę. Trzeba się zbierać… Umówiłam się z Kubą.
- Szkoda, że to gej- zrobiła smutną minkę Natalia nadal skupiając się na paznokciach.
- Bardzo dobry przyjaciel, który na pewno mi doradzi w sprawie Choinki i reszty!
- Zdradzasz nas- udała oburzenie Karolina.
- Ja? No coś ty…- posłałam im buziaka i się rozłączyłam.  Wyłączyłam laptopa. Zebrałam portfel, założyłam bluzę i wyszłam z pokoju. Wpadłam wprost w ramiona Ignaczaka.- Co tam, Krzysiu?
- O, widzę dobry humor- uśmiechnął się przepuszczając mnie i idąc za mną do kuchni.
- Idę z Kubą do kina…
- A nie z tym…
- Nie rób za mojego ojca- spojrzałam na niego z byka.
- Tak tylko pytam. Ciekawy jestem jak tam sytuacja z tą… Choinką?
- O! Widzę, że załapałeś- wyszczerzyłam się.- Bez zmian. Chyba powinnam szykować się na kompletną kompromitację.
- Nie będzie tak źle…
- Wiem, że starasz się mnie pocieszyć. Ale nie rób tego- schyliłam się po buty. Odsznurowałam jednego adidasa i zaczęłam go wkładać na stopę. – Wolę wiedzieć, kiedy sytuacja jest krytyczna. W ogóle to mam jeszcze inne problemy. Koniecznie muszę znaleźć pracę- westchnęłam wiążąc kolejną sznurówkę.
- Jeszcze nic nie znalazłaś?- zmarszczył brwi opierając się o futrynę.
- Nie za bardzo- przyznałam prostując się i odgarniając włosy z twarzy.- Mówię ci Igła, skończę pod mostem.
- Moje serduszko chyba nie jest jeszcze takie z lodu… Dam ci nocować w domu.
- Dzięki- prychnęłam.- Dobra, spadam bo przydałoby się jeszcze wstąpić na siłownię.
- Siłownia?- uniósł brwi.
- No wiesz, trzeba się przygotować do tych trzech kilometrów- przewróciłam oczami. Chwyciłam przygotowany już wcześniej plecak ze strojem.
- I co? Będziesz sama ćwiczyć?
- Nie mam nikogo do towarzystwa.
- A Kuba?
- Nie może bo do babci jeździ.- Chwyciłam kurtkę z wieszaka.
- No to miłego biegania- wyszczerzył się. Pomachałam mu i wyszłam przed dom. Nagle drzwi się otworzyły i wyjrzał Krzysiek.- Jakby co, dzwoń! I możesz kierować się moim nazwiskiem.- I zniknął. Wzruszyłam ramionami i szybko wybiegłam zamykając furtkę. Czułam obecność biegającego po placu zwierza. Ja już go normalnie wyczuwam. To nie jest normalne.
Na przystanek szłam kilka minut. Tak dojechałam do centrum handlowego. A przed kinem czekał na mnie nie kto inny jak mój przyjaciel!
- Robię postępy!- przerwałam mu, gdy nabierał powietrza, nim usłyszałam słowa…
- Spóźniłaś się!- o, właśnie takie.
- Autobus się wlekł- wyjaśniłam.
- Pół godziny?!- ups… chyba za bardzo się rozgadałam z Karo i Nat.
- Był korek- wykręciłam się.- Hej, wybrałeś już coś?
- W tym czasie to zdążyłbym wiele rzeczy zrobić… Mam bilety na jakąś komedię. Podobno fajne.
Film faktycznie okazał się śmieszny. Wychodząc z resztkami popcornu i pudełkiem po coli cały czas się śmialiśmy. Następnie połaziliśmy po sklepach.
- Myślisz, że ten kolor mi do twarzy pasuje?- uniósł pomarańczowy sweterek.
- Jeżeli go kupisz, założysz i pokarzesz się w nim w moim towarzystwie… Nie przyznam się do ciebie. Obiecuję.- Miałam tak śmiertelnie poważną minę, że bez słowa odłożył ciuch na miejsce.
- Ale ja tak lubię się ubierać!- zaprotestował cicho.
- Jakoś nie zauważyłam…
- Bo chodzę w nich po domu!- wyjaśnił.
- Nigdy cię nie widziałam jak chodzisz po domu w pomarańczowym swetrze!
- Bo nigdy nie byłaŚ u mnie w domu?- podpowiedział.
- Byłam! Może nie w środku… ale byłam.
- Przed furtką. Do tego przez moje gapiarstwo.
- I to niby  ja nie myślę- prychnęłam.
- O, a może ten? Z psem?- podniósł tym razem zielony sweter.
- Już bardziej. Ale serio… Nie jest ci ładnie w swetrach.
- To jak ja twoim zdaniem mam sobie znaleźć faceta?
- Nigdy nie miałeś partnera…?- Spytałam delikatnie, bo wiem, że to temat tabu.
- Miałem. Jednego. Ale nie chcę o tym mówić. Skończyło się, jak się skończyło.
- Niech będzie. A jak babcia?
- Lepiej.
- Ale dziś znów nie zostaniesz ze mną dłużej niż to konieczne?- zgadywałam.
- Przepraszam Ola… Wiesz, że bym chciał. Ale…
- Spoko, rozumiem. W sumie to ja też już się będę zbierać. Jak ci wcześniej już mówiłam, muszę wstąpić na siłownię.
- Mi zaraz odjedzie autobus, więc kochanie ja spadam.- pocałował mnie w policzek i wbiegł ze sklepu. Westchnęłam odkładając bluzkę na wieszaku. Pięć minut później zjeżdżałam schodami z piętra. Zapięłam kurtkę i już miałam iść do wyjścia, kiedy usłyszałam swoje imię.
- Ola!- odwróciłam się i ujrzałam idącego w tym samym kierunku Bartmana.- Zakupy?
- Jeśli tak można to nazwać- uśmiechnęłam się.- A ty? Śledzisz mnie?
- Wpadłem tylko po jedną rzecz. Ale już wracam. Jesteś z kimś?- rozejrzał się.
- Nie, nie… Kuba musiał iść. A ja zaraz mam autobus, więc…
- Daj spokój! Podwiozę cię- zaoferował.
- Tylko, że ja jeszcze muszę odwiedzić pewne miejsce…- zaczęłam.
- Robi się tajemniczo- jego poważna mina mnie rozśmieszyła.- W takim razie podwiozę cię gdziekolwiek będziesz chciała!
- Nie możesz.
- Bo?
- Bo wciąż mi pomagasz a ja nie wiem, jak ci się odwdzięczyć!
- Po prostu się uśmiechaj- poprosił i wyszliśmy na zewnątrz. Zimny wiatr zmierzwił mi włosy.- Nie pozwolę ci jeździć wieczorem autobusem. Mój samochód stoi tam- wskazał i ruszył we wskazanym kierunku. A ja stałam i patrzyłam za nim. Nie zatrzymał się chyba myśląc, że za nim idę. Więc co mam robić? Jeśli każę się zawieźć pod siłownię, będzie się ze mnie śmiał. Z drugiej strony co mnie to obchodzi? Szybciej bym skończyła… Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam w jego ślady i dogoniłam już przy aucie. Otworzył mi od środka drzwi i uchylił je. Wsiadłam. Uderzył mnie znajomy już zapach męskich perfum. – To gdzie mam się kierować?
- Na Strażackiego* - zakomunikowałam.
- Czyżby siłownia?- zachichotał odpalając silnik.
- Jeżeli chcesz się śmiać, wysiądę- ostrzegłam ostrym tonem.
- Spokojnie, kobieto- uśmiechnął się.- Dobrze, że ćwiczysz. Te trzy kilometrów to wyzwanie.
- Próbujesz mnie pocieszyć, czy dobić?
- Tak tylko nawijam.- Wyjechaliśmy z parkingu na trasę. Po dłuższej chwili milczenia, znów się odezwał.- Jak tam sprawa z twoim chłopakiem?
- On nie jest moim chłopakiem- wyjaśniłam. Czuję, że będę żałować tego, co mu powiedziałam.
- Mniejsza o to. Sytuacja się poprawiła?- zerknął na mnie i stwierdziłam, że naprawdę jest zaciekawiony. Albo tak dobrze udaje.
- Jest gorzej. Pewnie skompromituję się przed nim dodatkowo na jasełkach.
- Jasełkach?- był ewidentnie zbity z tropu.
- To Igła ci nie powiedział?- szczerze się zdumiałam.
- Ale o co chodzi?
- Mam śpiewać. Kolędę.
- To źle?
- TAK! Ja nie potrafię śpiewać!
- Na pewno umiesz- wyszczerzył się. Sięgnął do radia i go włączył.- No, dajesz.
- Co?
- Śpiewaj- zachęcił.- Nie musisz się niczego wstydzić. Będę twoim chórkiem.
- Nie- skrzyżowałam ręce na piersiach.
- No weź… Zrób to dla mnie.
- Niby na jakiej podstawie?!- oburzyłam się.
- Wiozę cię na siłownię!- przygryzłam wargę, a on się wyszczerzył. Już wiedział, że wygrał.
- Okeeej, ale coś co ja wybiorę!
- Niech będzie taki kompromis- zgodził się gładko. Wyjęłam swój telefon i puściłam One Direction.
Zaśpiewałam wraz z Nialem. Zbyszek domruczał każdy refren. W sumie to nie źle się bawiłam przez te dwadzieścia minut jazdy. (Tym razem siatkarz postanowił mnie łaskawie nie zabić prędkością auta.) Za każdym razem  robił dziwne miny i nawzajem oskarżaliśmy się o przekręcanie tekstu. Wybuchy śmiechu były niekontrolowane. Więc, gdy stanęliśmy przed siłownią zrobiło mi się troszkę smutno.
- Dzięki za podwózkę- uśmiechnęłam się wychodząc. Zamknęłam drzwi. Idąc w stronę wejścia usłyszałam zamykane drugie drzwiczki i kroki. Zdziwiona obróciłam głowę.- A ty…
- A ja postanowiłem ci towarzyszyć- rozłożył ramiona z szerokim uśmiechem.
- Nie możesz…
- Nie chcesz mojego towarzystwa?- szczerze się zasmucił. Albo to też udawał.
- Nie o to chodzi! Po prostu… jesteś wszędzie.- Wszędzie, gdzie cię potrzebuję znaczy się, to dopowiedziałam w myślach.
- Po prostu nie chcę być dla ciebie głupim sportowcem. Chciałbym być twoim przyjacielem. I pomóc. Zawsze, gdy będziesz tego potrzebować.
- Skąd pewność, że teraz potrzebuję pomocy?- uniosłam brew.
- Bo beze mnie będziesz się niemiłosiernie nudzić i wiem, że pragniesz mojego towarzystwa- wyszczerzył się i ruszył do drzwi. A ja nadal w szoku udałam się za nim. 

 _________________
*Strażacki - nazwa ulicy zmyślona na potrzebę opowiadania! 




*****
Hej! Jak się podoba to u góry? :D Starałam się, naprawdę. 

Jeszcze tylko tydzień i znów do szkoły :c  Przydałoby się pouczyć trochę... Jak sobie o tym pomyślę to mi się w głowie kręci, serio xd

I Reska wygrywa z Lotosem <3 Brawo ! 

Dziękuję za wyświetlenia i komentarze ;)

Ps. Jeśli są u Was jakieś nowości - informujcie w komentarzach!






poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział XIII



Nigdy więcej pizzy!!!
Nie wierzę, że na to poszłam. Po prostu jestem głupia. Mega głupia! Zjadłam sześć kawałków pizzy. Jeden po drugim. Zaraz pęknę. I ją zwrócę. A to wszystko przez tych siatkarzy! Rozchoruję się.
Podpuścili mnie! Igła co jakiś czas pyta się mnie, jak się czuję. Pokazywałam tylko kciuk w górę bo nawet mówić mi się nie chce. Chyba będę musiała pożyczyć przepis na szybkie odchudzanie od Kuby. Iwona przygotowała mi swoją zieloną herbatę, która bardzo mi smakuje.
Tak się teraz zastanawiam nad tym, co mi powiedzieli. Gdy zapytałam po co ten cały chrzest odparli, że to rytuał siatkarski. Oczywiście się sprzeciwiałam, bo nawet nie gram. Oni wysuwali argumenty, że przecież mieszkam z siatkarzem i to nieuniknione, że również często będę się z nimi spotykać.
Plus tego wszystkiego jest taki, że już nie jestem głodna. No, może jeszcze poprawili mi humor. A dokładniej sprawili, że mój dzień nie był jeszcze bardziej do dupy. Dobrze, że już ten cały chrzest mam za sobą… Chyba nie byli na mnie źli za to, że nie przyszłam na mecz. Może zrozumieli, że nie ma mnie co namawiać? I tak to nie mój klimat. I w sumie jestem ciekawa, dlaczego się ze mną zadają?

Schowałam zeszyt. Jeżeli rano będę się źle czuła, nie pójdę do szkoły. Mówi się trudno.  

*** 

Czy mieliście kiedyś tak, że najchętniej przyłożylibyście każdemu kto na was spojrzy?
Ja właśnie tak dzisiaj mam.
Pierwszą osobą był Igła, który już rano napatoczył mi się w drodze do łazienki. Przez pięć minut kłóciłam się z nim, że mam pierwszeństwo bo jestem gościem. I do tego dziewczyną, nastolatką potrzebującą skorzystać z porannej toalety. Wygrałam. Jego argumenty nie były dostatecznie dobre. Czuję się dobrze, pomimo wczorajszej pizzy. Humor mi się poprawił i jak rano wstałam stwierdziłam, że nie jestem już zła na Ignaczaka. Aż do tej sytuacji z łazienką. Odwiózł mnie do szkoły. Oczywiście rano zaatakował mnie Azur. Nadal nie rozumiem co ten pies ma do mnie. Ale nie zrozumiesz, dopóki psem się nie staniesz! To chyba będzie moje poranne motto.
- Ziemiaaa, odbiór!- wrzasnął mi do ucha Kuba.
- Nie drzyj się! Nie jestem głucha, a moje ucho może długo nie przetrwać.
- O czym myślałaś tak intensywnie, że nie słuchałaś mnie? Jak mogłaś?
- O życiu, Kubuniu. O życiu.
- Znaczy o Alanie?- skrzywił się. Rozejrzałam się pospiesznie.
- Myślałam, że sobie odpuściłeś!- jęknęłam.- Nie, nie o nim. A o czym mówiłeś?
- Ja nie wiem, jak ja z tobą wytrzymuję. Ty mnie nigdy nie słuchasz!
- Słucham cię. Tylko czasem uda mi się odpłynąć z nudów.
- CZYLI NUDZĘ!
- Nie…
- Sama sobie zaprzeczasz- podparł się pod boki. Dziś założył zielony podkoszulek i serio wygląda jak gej.
- Po prostu powiedz, o co chodzi?
- Pytałem, czy znalazłaś już jakąś pracę?
- Nie.
- Ja się rozglądałem ale nic ciekawego dla ciebie. I tak się zastanawiam… No czy… Może Igła by ci coś załatwił? Wiesz, on ma wpływy na ludzi, jest znany..
- Oszalałeś?!- wrzasnęłam, że większość osób z korytarza na nas spojrzało. Miałam ochotę pokazać im fuck’a.
- Nie wściekaj się… Ja tylko głośno myślę!- bronił się.
- Kuba. CZY TOBIE KOMPLETNIE ODBIŁO?! Dla twojej wiadomości, nie mam zamiaru wykorzystywać Krzyśka do czegokolwiek! Nawet jakby miał mi załatwić bogatego faceta.
- Alana?- podniósł brwi.
- Tym bardziej. Dlaczego faceci muszą być tacy…
- Dobra, dobra. Rozumiem. To był głupi pomysł.
- Oczywiście, że tak. Znajdę coś sama i już- wzruszyłam ramionami.
- Pójdziemy dzisiaj na basen?- szturchnął mnie lekko w ramię.
- Nie mogę. Obiecałam siatkarzom, że przyjdę na ich trening- skrzywiłam się, jakbym zjadła cytrynę. Zmusili mnie do tego. Wcale nie chciałam! Ale wtedy trudno mi było im odmówić, bo chwilę wcześniej razem się śmialiśmy… I chyba mi wybaczyli nieobecność na meczu. Poprawili mi humor, nie mogłam ich zasmucić. Obiecałam, a ja słowa dotrzymuję!
- Nie wierzę!- Kuba był w szoku.
- Nie miałam wyjścia- zaczęłam się bronić.
- Oni mają cię w swoich wielkich rękach! Mówię ci, siatkarze cię pokochali i teraz cię nie oddadzą.
- Nic nie zmieni tego, że nie lubię sportu. I siatkówki.
- A widzisz, już siatkówkę oddzielasz od reszty! Mogę się założyć, że zmienisz zdanie- wyszczerzył się do mnie i wyciągnął rękę.
- O co?- pochwyciłam jego dłoń.
- Pizzę.
- Błagam, nie- jęknęłam. Zrobił dziwną minę, ale o nic nie spytał.
- To może… pudło lodów truskawkowych?
- Deal.
Już wygrałam- pomyślałam i się szeroko uśmiechnęłam. W tym momencie na horyzoncie dojrzałam Jolkę i Martę. Wiedziałam, że się na mnie patrzą. Nie ubłagalnie zbliżały się do nas.
- Idzie Choinka i jej sobowtór- mruknęłam. Kuba spojrzał za siebie i nic nie powiedział. Dziewczyny podeszły do nas z wrednymi uśmiechami.
- Oooo, jak miło! Odnalazłaś swoją gejowską połówkę!- klasnęła w dłonie Jola.
- Jak widać twoja chodzi za tobą jak cień- odezwał się głośno Kuba. Wyzywająco patrzył jej w oczy. Brunetka zacisnęła tylko usta. Wtedy szeroko uśmiechnęła się za moje plecy. Zerknęłam i zobaczyłam stojącego Alana.
- Al! Słyszałeś już nowinę?- odezwała się do niego. Chłopak podszedł do niej i objął ramieniem. Spojrzał na mnie ale omijał wzrok Kuby, jak on zresztą też. – Ola postanowiła zaśpiewać na akademii z okazji przerwy świątecznej!
- Co?- wyrwało mi się.
- Z tego co wiem, święta za dwa miesiące Jo- zmarszczył nos Alan.
- Tak, ale już są nabory do różnych ról- odezwała się Marta. – Stwierdzili, że nie będą wszystkiego na ostatnią chwilę robić. A Ola chciała śpiewać.
- Naprawdę?- zerknął na mnie zdziwiony. Nie wiedziałam co zrobić, więc tylko gapiłam się na nich w osłupieniu. Na szczęście miałam przy sobie swojego przyjaciela.
- Nie stać cię na lepsze kłamstwo?
- Na pewno lepsze niż twoje riposty- odcięła się.- Mam nadzieję Olu, że umiesz śpiewać… Trochę głupio by było, gdybyś…
- … gdybyś nie potrafiła śpiewać- dokończyła Marta.
- Chcę już zobaczyć twoją szczękę na ziemi, Jolka- Kuba nie dawał za wygraną. – Raczej twój chłopak nie będzie chciał cię wtedy całować…
- Ty wiesz o tym najlepiej, co?- zachichotała.
- Dajcie spokój…- westchnął Alan.- Może Ola ładnie śpiewa?
Czy mi się wydaje, czy on teraz mnie broni?
- Chodź, Al… dajmy gejowskiej parze się pomiziać. – Odciągnęła go za rękę, a za nimi Marta coś żywo gestykulowała i nadawała. Ciekawe, czy w ogóle jej słuchają. Patrzyłam się za nimi w odrętwieniu.
Więc jednak mnie nie bronił. Do oczu napłynęły mi łzy wściekłości. Czułam na sobie wzrok mojego przyjaciela i wielu innych osób obecnych na korytarzu.
- Nie przejmuj się nimi…- przytulił mnie lekko.- To nie jest ich warte.
- Ona mnie wkopała- szepnęłam.- Ja nie umiem śpiewać!
- Wcale nie musisz występować. To nie jest obowiązkowe. Nie zgłosiłaś się,  a ona zrobiła to tylko po to aby cię upokorzyć.
- I tym samym, jeśli nie zjawię się na pierwszej próbie dowiodę, że one miały rację.
- Nie lubisz przegrywać, hę?- uśmiechnął się.
- Nie. Nie lubię.

*** 

- Uśmiechnij się wreszcie!- powiedział w samochodzie Krzysiek.
- Nie mam powodu do radości- mruknęłam.
- Powiesz mi w końcu, o co do cholery chodzi?- zerknął na mnie. Właśnie wybieramy się na siłownię, gdzie siatkarze będą mieć trening. Po naleganiu siatkarza, spakowałam swój strój i również będę troszkę ćwiczyć. Sama stwierdziłam, że to lepsze niż gapienie się na nich i nudzenie. Poza tym czuję, że muszę schudnąć.
- Nie zrozumiesz.
- Chociaż daj mi szansę. No!- zatrzymaliśmy się na światłach.
- Jest taka Choinka, której wręcz nienawidzę. Jak ją widzę to mam ochotę jej przywalić. Dokucza mi, chociaż nie mam pojęcia z jakiego powodu! Jest wredna…
- Chwila- przerwał mi marszcząc czoło.- O jakiej choince mowa?
- Sorki. Taka dziewczyna. Z Kubą mówimy na nią Choinka, bo tak wygląda.
- Kontynuuj.
- A więc Jolka Choinka mnie nienawidzi i nie wiem dlaczego. A jakby tego było mało ma chłopaka, który mi się podoba… Spokojnie, nie mam zamiaru rozczulać się nad tym, jaka to jestem bidna bo Alan nie zwraca na mnie uwagi itd.- dopowiedziałam, gdy zobaczyłam jego minę. Ruszyliśmy znów. Przez kilka minut nikt się nie odezwał.
- A więc sprawa jest taka: nieudana miłość, zauroczenie, nienawiść… walka wściekłych kocic.
- Walka wściekłych kocic?- spojrzałam na niego w szczerym zdumieniu.
- No wiesz, rywalizacja kobiet i te sprawy- wyszczerzył się.- Wolałabyś wściekłych krów?
-  Już wole koty… Tak naprawdę to ich jest dwie, a ja jedna.
- To nie fer!- niemal krzyknął. Ciekawe, może on bardziej to przeżywa w tym momencie niż ja?
- I dziś właśnie, ta Choinka i jej Cień, postanowiły wrobić mnie w śpiewanie na akademii.
- To źle?
- TAK! Człowieku, ja nie potrafię śpiewać!- schowałam twarz w dłoniach.
- Nie ma sprawy. Znam kilka osobowości, które są w tym dobre. Na przykład taki Winiar. Wiesz ile on ma talentów?! Albo…
- Igła!- przerwałam mu.- Ale ja nie nie chcę brać w tym udziału.
- W takim razie nie idź i nie śpiewaj- wzruszył lekko ramionami zmieniając bieg i skręcając pod budynek, gdzie wielkimi literami pisało SIŁOWNIA.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Nie dam Jolce tej satysfakcji! Udowodnię tym, że ona miała rację.
- Nie lubisz nie mieć racji- stwierdził oczywistość. – Można powiedzieć, że trzyma cię twoja „męska duma”.
- Jestem kobietą!
- Ale masz charakter jak chłop- wyszczerzył się gasząc samochód.- A teraz ładnie się uśmiechnij do mnie.
- Czy możesz…
- Nie. Po prostu to zrób. – on pierwszy się uśmiechnął na zachętę. Zrobiłam to samo. Na początku wymuszenie, ale potem już prawdziwie.- Dasz radę. Jak nie, to ci pomogę. Ci, do których teraz idziemy też. Nie jesteś sama.
- Dzięki. Ale w jaki sposób WY możecie mi pomóc?
- Znajdzie się zawsze coś- mrugnął.- A teraz idziemy ćwiczyć. Moje mięśnie domagają się wysiłku fizycznego!- klasną w dłonie.

- Nie gap się na mój tyłek!- warknęłam do stojącego za mną Lotmana.
- Ja nie patrzę!- bronił się. Mówiliśmy po angielsku, dlatego lubię przebywać w jego towarzystwie.
- Widzę przecież- westchnęłam zatrzymując bieżnię. Zeszłam z niej i wzięłam z jego rąk wodę.- Czy ty przypadkiem nie masz tutaj ćwiczyć?
- Ćwiczę. Wiesz, takie swoje specjalne ćwiczenia- mrugnął.
- Ćwiczenia gałek ocznych?
- Zawsze to coś, prawda?
- Paul, nie potrafisz kłamać- odkręciłam butelkę i napiłam się jej zawartości.
- Dowiedziałem się, że kcimy!- nagle obok nas zjawił się Lukas. 
- Chrzci-my- podzielił na sylaby Bartman.- Powtórz ładnie!
- Już przeszłam ten wasz chrzest- wyjaśniłam pewna swego.
- Przetrwałaś tylko jedną jego część- wyjaśnił Grzesiu. Nagle wszyscy siatkarze podeszli do mnie. Czułam się otoczona, wręcz osaczona.
- Przecież to głupie- prychnęłam.- Zjadłam pizzę!
- To tylko pierwsza część prawdziwej zabawy- zachichotał Kubiak.
- No, chyba że nie dasz rady… - zaczął Nikolay.
- Ja nie dam rady?!- wypięłam dumnie pierś.- Ja?
- Czyli co, podejmujesz wyzwanie?- uśmiechnął się Igła.
- Co mam zrobić tym razem? Włożyć jak najwięcej pianek do ust? A może makaron?
- To by było zbyt proste- prychnął Fabian Drzyzga.
- Wykorzystajmy to, że jesteśmy na siłowni- wzruszył lekko ramionami Piotrek.
- Ty to masz łba!- po przyjacielsku klepnął go w plecy Jochen.
- A wątpiłeś!- niewinna mina Niemca oburzyła Piotra.- Obrażę się! Foch!
- Jak zwykle- podsumował Alek Achrem.
- A wracając do sprawy…- podjął temat Igła.
- A już miałam nadzieję, że zapomnieliście- westchnęłam głośno.
- Nie ma tak łatwo!- klasnął w ręce Zibi.- To kto wymyśla chrzest?
- A może nadajmy im imiona? Wtedy będzie tak pięknie!- ta moja ironia była wyczuwalna na kilometr.
- Świetny pomysł!- wrzasnął Grzesiek. Nie powstrzymałam gestu uderzania otwartą dłonią w czoło z rezygnacją.
- No to dziś moja kolej!- podsunął się do mnie bliżej Paul Lotman.
- Czekam na temat- uniosłam jedną brew co wywołało chichot i zachwyt siatkarzy.
- Umiesz biegać.
- Odkryłeś Amerykę! Wygrywasz… toster!- z uznaniem zaklaskałam w ręce.
- Ach, daj spokój bo się zarumienię- mrugnął.- Umiesz biegać na bieżni i to dość dobrze.
- Do czego dążysz tym wywodem?- zniecierpliwiłam się.
- Biegaj!
Przystałam na wyzwanie. Co to trzy kilometry dla mnie? Ale poprosiłam o tydzień. Zgodzili się bez przeszkód. Przynajmniej są wyrozumiali…
Od jutra codziennie odwiedzam siłownię! To postanowione.



*****
Witajcie ;) I jak podoba się kolejny rozdział? Mam nadzieję, że nie brakuje Wam tym razem Kuby? Wiem, że kilka osób obawia się o stopniowym zanikaniu przyjaźni między chłopakiem a Olą. Jednak chcę uspokoić, że Kuba będzie odgrywał kluczową rolę w tym opowiadaniu :) W niektórych rozdziałach będzie go mniej, w niektórych więcej. 

Mamy brązowy medal! Moje 9723848460737538 zawałów podczas niedzielnego meczu XD 
Gratulacje dla naszych Szczypiornistów! 


O nowych rozdziałach u Was informujcie mnie w komentarzach ;)

Dziękuję za tyle wyświetleń!! I komentarzy!! Kocham Was <3