piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział XXXIX



- Dobra. O co chodzi?- Zapytał mój przyjaciel, siadając na łóżku. Wzięłam głęboki oddech.
- Sama nie dam rady tego otworzyć.- Wskazałam na paczkę, którą chwilę wcześniej położyłam na biurku. – Nie mam pojęcia co to i od kogo. Boję się, co tam znajdę.
- Dziewczyno, mnie już dawno by ciekawość zżarła!- Zrobił wielkie oczy.
- Nie, jeżeli jesteś przerażona.- Wyjaśniłam i usiadłam obok niego. – Czekałam, aż się spotkamy.
- No to zobaczmy, co to takiego…- Chwycił pudełko i zaczął je oglądać z każdej strony.- Co to za paczka, bez żadnego nadawcy?!
- No właśnie.- Mruknęłam.
- Ej, a może tam jakaś bomba jest!- Zrobił taką minę, że jestem pewna, on bez żadnego wahania otworzyłby ją. Nawet z bombą w środku.
- Nie wygłupiaj się… Dobrze wiesz, że w ogóle mnie to nie śmieszy.
- Dobra, przepraszam.- Przywołał się do porządku.- Daj jakieś nożyczki, rozerwę je.
- Nożyczki?!- Zaskoczona otwarłam usta.
- Tak, Sowa. Daj jakieś.
- Chcesz rozerwać nożyczki?!
- Co? Aleś ty głupia, Sowa. Od myślenia to ty już w ogóle nie myślisz!- Prychnął rozbawiony.
- Chyba coś ci się pokręciło.- Odparłam wstając do szufladki w biurku. Wyjęłam długie metalowe nożyczki.
- Pokręciło mnie, że się z tobą zadaję.- Odparował. No pięknie!
- Jak było na świętach z rodziną?- Zagadnęłam, gdy zaczął mocować się z taśmą.
 - Zabawnie.
- Ej, pytam serio. Widziałeś się z bratem?
- Ta.
Nie doczekałam się ciągu dalszego.
- Kuba, do cholery! Czy ja zawsze muszę z ciebie wyciągać szczegóły?!- Wkurzyłam się wymachując rękoma.
- No co chcesz wiedzieć?- Westchnął ciężko.- Nie odzywaliśmy się do siebie, oprócz życzeń w Wigilię, jeśli o to ci chodzi.
- Nadal jest na ciebie wściekły?
- Inaczej foch numer 66.- Nie zrozumiałam, więc posłałam mu pytające spojrzenie. – Czyli piekielny foch, ostateczny, potępiający.
- Jak miło.- Odburknęłam. – Czekaj. Czyli on jest na ciebie wściekły, że…?
- On jest fochnięty!- Poprawił mnie.- Uważa, że zaraziłem mu przyjaciela „pedalstwem”. A mało tego…- Nagle nabrał głośno powietrza. Zamknął szybko usta.
- No? Kontynuuj!- Ponagliłam zniecierpliwiona. Po raz kolejny westchnął.
- Nie powinienem ci mówić. Zabiją mnie za to.- W tym momencie myślałam, że go rozszarpię! Z moich palców u dłoni utworzyłam „szpony” i zbliżyłam je do jego karku. Nie widział tego, zajęty otwieraniem pudełka.
- Zaraz ja cię zabiję, jak mi nie powiesz!- Pogroziłam.- A uwierz, że śmierć zadana przeze mnie będzie boleśniejsza!
- Bardziej bolesna, a nie boleśniejsza. Zajmijmy się może tobą, co?
- O wiele bardziej ciekawisz mnie ty.- Już miałam go trzepnąć w głowę, nawet podniosłam rękę, kiedy drzwi się otworzyły i do środka wlało się grono młodych przyjaciół. Opuściłam zawstydzona dłoń.
- Olaaa!- Dominika wskoczyła mi na kolana, a Seba stanął obok mnie i wpatrywał się podejrzliwie w mojego gościa. Nie rozumiem nadal, dlaczego jest tak sceptycznie nastawiony do Kuby?
- Co się stało?- Zapytałam. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że dzieci Ignaczaków tak mnie adorują.
- To nie ja powiedziałem!- Od razu ostrzegł chłopiec.
- Czego nie powiedziałeś?- Uniosłam jedną brew, nadal nie rozumiejąc.
- To on! To on!
- Nie! Przysięgam!
- Możecie mi wytłumaczyć, o co chodzi?
- Ja też jestem bardzo ciekawy!- Wyszczerzył się zachęcająco Kuba na chwilę przestając otwierać pudełko. Tak, jeszcze go nie otworzył!
- No bo… Ona powiedziała…- Zaczął Sebastian.
- Nie ja!- Pisnęła mała i wcisnęła małą główkę w moją szyję. Na chwilę odebrało mi dech i wytrzeszczyłam oczy.
- Ona powiedziała, że był wujek w Sylwestra! – Wykrztusił z siebie chłopak. Mi natomiast jeszcze bardziej zabrało tchu. Otworzyłam usta.
- A co ty, Olka? Rybę udajesz?- Zachichotał przyjaciel. Po kilku sekundach, gdy już mogłam nabrać powietrza, zadał pytanie.- A kto był wtedy?
- Wujek Zbysek.- Odpowiedziała mu dziewczynka zeskakując z moich kolan. Sokołowski zrobił wielkie oczy niedowierzając jej słowom. Spojrzał na mnie.
- Tak, on. I uprzedzę kolejne pytanie… Wiem, że nic ci nie powiedziałam. – Dodałam, gdy już otwierał oskarżycielsko usta. Dzieci zaczęły się śmiać. Natychmiast zwróciłam się w ich stronę. Ucichły.- Co tata na to?
- Powiedział, że się nie dziwi.
- No tak.- Przewróciłam oczami. – Wiem, co myślisz Kuba. Po prostu nie było okazji, żeby ci o tym powiedzieć!- Broniłam się, jak tylko mogłam.
- A telefony nie istnieją?!- Jego głos stał się o trzy skale wyższy. Więc jego słowa stały się piskliwe. Na co po raz kolejny zachichotał Sebastian i Dominika.
- A wy jeszcze tutaj jesteście?- Zrobiłam groźną minę. Udały, że się przestraszyły. Wstałam i zaczęłam je gonić.- Ja wam jeszcze pokarzę!- Pogroziłam, gdy wybiegły z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz.- Dobra. Wiem, że możesz być wkurzony lekko…
- Zdasz mi relację z tej nocy.- Uprzedził.- Ze szczegółami!
- Niech będzie.- Zgodziłam się.- Otworzyłeś?
- Tak. – Podał mi je, odebrałam po chwili wahania i usiałam na łóżku obok niego.
Zamknęłam oczy otwierając skrzydła pudełka. Może z minutę siedzieliśmy w ciszy. Zaczęłam się zastanawiać, co się stanie, gdy otworze oczy. Co zobaczę? Może to jakiś prezent od rodziców na święta? Nie… Tata dzwonił i składał mi życzenia przecież. Do tego wyczuwałam w jego głosie głęboki żal, że nie ma mnie z nimi. Mama… Ona też zadzwoniła, kolejnego dnia. Od Natki i Karo? Gadałyśmy przecież przez Skajpaja. Od Ignaczaków już przecież dostałam prezent.
- Ja nie mogę!- Krzyknął Kuba.
- Co to jest?- Jęknęłam, nadal bojąc się otworzyć oczy.
- Nie wierzę, że tyle zachodu o…
- No o co!
- Sama zobacz.- Niemal wyczułam, jak wzrusza ramionami. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam do środka paczki.
Zaskoczona uniosłam brwi.
- Książka?
- Książka.
- Tylko?
- Tylko.
- Kuba!- Wkurzyłam się, gdy tak po mnie powtarzał. Natychmiast zamilkł. Wyjęłam rzecz i w świetle dnia się jej przyjrzałam. – Ciekawe od kogo…
- Sprawdź w środku, może jest podpisana!
Odchyliłam okładkę, na której jest napisany tytuł: „Mój życiowy moment”* Na pierwszej pustej stronie, która oczywiście powinna być pusta… Ktoś napisał kilka zdań czarnym długopisem. Otworzyłam szerzej i przyjrzałam się pismu. Nie poznałam. Jest schludne, pisane cienkimi i małymi literkami.
- No! Czytaj!- Ponaglił mnie przyjaciel. Przełknęłam ślinkę i zaczęłam czytać.
- Kochana Aleksandro- cholera, skąd zna moje imię!
- Może się dowiesz, jak przeczytasz całość.
- Ok. Soł… „Kochana Aleksandro, w rękach trzymasz moją najnowszą książkę. Postanowiłem, że pierwszy egzemplarz otrzymasz właśnie Ty. Nie będę ukrywał, że chciałbym Cię zobaczyć. Zobaczyć powód mojej powieści.”
- „Powód książki”!?- Tym razem przerwał mi Sokołowski.- Ten gościu…
- „Tak, Ty nim jesteś. – Ciągnęłam dalej.- Powinnaś wszystko zrozumieć po jej przeczytaniu. Mam nadzieję, że nie namieszam za bardzo w Twoim życiu. Chociaż domyślam się, że już teraz jest nieźle pogmatwane! Jedna rada ode mnie: kto pyta, nie błądzi. Zaufaj przyjaciołom”. Podpisano: NIEZNANY.
- Że jak?!- Kuba chyba równie mocno jak ja jest zdezorientowany. Spojrzałam ponownie na okładkę.
- Cholera. Cwany koleś!- Wkurzyłam się.- Autorem jest NIEZNANY.
- Po tych słowach, można rzec… Może to twój ojciec?
- Na to wygląda. Tylko cholera jasna, jak ja mam go znaleźć? Nawet nie znam imienia i nazwiska.- Buzujące we mnie emocje wypływają na moją twarz. Ze złości policzki i uczy mnie pieką. Czuję tak okropną złość, zdezorientowanie… Nawet jestem troszkę skołowana. – Na końcu napisał, że wie…
- Może po prostu nie chce, żebyś go znalazła.- Podsunął mi swoją myśl. Zamyśliłam się.
- Skoro by nie chciał, to po choinkę mi swoje dobre rady sadzi!- Wrzasnęłam.
- Ciii.- Przystawił palec do ust.- Wiem, jak się czujesz, ale musisz…
- Nie! Ty nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak się czuję! Nie możesz wiedzieć! Chcę odkryć prawdę, wiedzieć kim jest mój ojciec! Bo wychodzi na to, że tylko ten gość jest prawdziwy w moim życiu.
- Nie mów tak. Olka! Spójrz na mnie!- Obróciłam niechętnie głowę w jego stronę i spojrzałam w oczy.- To, co tutaj widzisz jest prawdziwe. Rozumiesz? Ja jestem twoim przyjacielem, to jest prawdziwe. Trzymaj się tego, okej? – Wpatrywałam się w niego tępo, więc powtórzył dobitniej.- OKEJ?
- Right.- Kiwnęłam głową. Ale nie mogłam dłużej ukrywać, jak bardzo cierpię. Po prostu wybuchłam płaczem. Kuba przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wtuliłam głowę w jego jaskrawozieloną koszulkę.
- Musisz być silna, Ola. Nie możesz pozwolić, żeby niewiedza doprowadzała cię do takiego stanu…
- Ale…
- Rozumiem, że teraz twój świat wydaje się inny. Ale ja jestem przy tobie. I wiem, że nie tylko ja. Karolina i Natalia są twoimi przyjaciółkami od dziecka. Powinnaś z nimi pogadać. A nawet spotkać się. To może ci pomóc!
- Nie ma szans.- Pociągnęłam nosem.- One są w Londynie.
- Coś wymyślimy.- Przytulił mnie jeszcze mocniej.
Nie wiem, jak długo tak siedziałam w jego objęciach. W końcu przypomniałam sobie o liście matki.
- To jeszcze nie wszystko.- Odsunęła się od niego. Wytarłam nos i policzki rękawem koszuli. Po czym wstałam, podeszłam do biurka. Z książki do polskiego wyciągnęłam białą kopertę.
- Co to jest?- Zmarszczył nos odbierając ode mnie papier.
- Po prostu czytaj. Głośno.- Odparłam zajmując swoje miejsce. Chłopak wyciągnął list.
- „Przepraszam.- zaczął czytać.- To chyba nawet za mało, abyście mi wybaczyli to, co mam zamiar zrobić. Na początku muszę napisać Wam, że Was bardzo kocham. Mimo żadnego spokrewnienia, jesteście dla mnie jak najbliższa rodzina. Kocham Was, ale nie miałam wyboru. Musze wyjechać na jakiś czas. Nie wiem, ile mnie nie będzie. Może kilka miesięcy, może rok, a może kilka lat. Nie chcę tylko, żebyście płakali z tego powodu. Nic mi nie jest.
Krzysiek wie wszystko. Mam nadzieję, że rozumie to, co mam zamiar zrobić. On wie, że nie mam wyboru. Nie chcę tutaj pisać, o co chodzi. Obawiam się, że moglibyście mnie za to znienawidzić. A tego muszę uniknąć. Nie przeżyłabym gdyby tak się stało. To Wy przyjęliście mnie z otwartymi rękami, gdy potrzebowałam pomocy. Mogłabym nawet powiedzieć, że traktuję Was jak drugich rodziców! I to jest jeden z powodów, dla których wyjeżdżam. Gdybyście wiedzieli… nic nie byłoby już takie samo. Kocham Was… I Krzysia. Z całego serca.
Proszę tylko o jedno. Nie pokazujcie tego listu Igle i nie martwcie się o mnie. Jakoś sobie poradę.
Kochająca M.
- Kuźwa, to wszystko wszystkiemu przeczy i nic kupy dupy się nie trzyma!- Kuba wpatrywał się w kartkę z szeroko rozwartymi oczami.
- Trafnie powiedziane.- Przyznałam z żalem. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że Kuba wpadnie na jakiś trop. – A to oznacza, że prawdę wie tylko kilka osób.
- Twoja matka.
- Igła.
- I ten NIEZNANY. Ciężko od któregokolwiek coś wyciągnąć.
- W sumie… Jest chyba jeszcze jedna osoba.- Przerwałam mu.
- Kto?- Zaciekawiony spojrzał na mnie.
- Żona zmarłego Arka. Ona musi coś wiedzieć, skoro jej zmarły mąż był przyjacielem Igły. I mojej mamy.
- Powinnaś się z nią spotkać.
- Gdybym jeszcze wiedziała, kim ona jest! Wiem tylko, że mieszka gdzieś niedaleko Rzeszowa.
- Zdobądź adres od Igły.- Wzruszył ramionami wpatrując się we mnie z obojętną miną. Jakby to wszystko było takie proste!
- Kuba, czy ty słyszysz, co ty mówisz?
- Tak. I wiem, że…- Przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Zaskoczona, odebrałam nawet nie patrząc na wyświetlony numer. Rzadko kto do mnie dzwoni, raczej wysyłam sms’y. No, chyba, że to mama, tata… Chyba mój tata.
- Halo?- Mój głos jest twardy i zirytowany.
- Cześć, Ola.
- O, hej!- Natychmiast mój głos się zmienił w łagodny i bardziej przyjazny.
- Przeszkodziłem w czymś?
- Nie, no coś ty!- Zaśmiałam się. Kuba spojrzał na mnie jak na wariatkę. Cóż… - Coś się stało?
- Nie. Tak dzwonię, czy masz może dzisiaj ochotę wpaść na mój trening?
- Wiesz, Alan… Dzisiaj nie za bardzo mam czas…
- To ON?!- Pisnął przerażony przyjaciel.- Natychmiast go spław.
- Ja wiem, że ty postanowiłaś nigdzie ze mną nie chodzić… Ale trening to nie jakieś tam wielkie spotkanie przecież!- Mówił w tym samym czasie Morczewski.
- Nie mogę.- Odparłam i do jednego i do drugiego.- Wiem, że byś chciał. Ale w tej chwili tutaj nie chodzi o ciebie, Jolkę i wszystkie inne cholerne sprawy całego cholernego świata. Teraz chodzi o mnie. Przepraszam, ale dzisiaj nie mam czasu…
Zaskoczony rozmówca, przez kilka sekund nic nie mówił. Kuba natomiast pokazał mi okejkę i błysnął swoimi białymi zębami w szerokim uśmiechu. Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niego plecami.
- A a a… No to spoko.- Najwyraźniej poczuł się zmieszany. – No spoko. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdziesz na mój trening.
- Może przyjdę.- Postanowiłam nic nie obiecywać. Jeszcze tego mi brakuje, żebym wplątała się w jakieś sprawy z Alanem i Choinką w roli głównej. Wystarczy mi tyle kłopotów, ile mam.
- Ok.
- To hej.
- Hej.- Po kilku sekundach rozłączyłam się. Obróciłam się w stronę Kuby.
- Masz pod nosem tak wielkiego banana, że …
- Nie kończ!- Przerwałam mu.- Skupmy się może na poważnych sprawach?
- Po co on do ciebie dzwoni?- Zadał od razu pytanie.
- To nie jest aż takie ważne. Chodziło mi raczej o moją tożsamość.
- Wiem. Ale jeśli ten człowiek nie da ci spokoju, będę musiał zrobić z tym porządek!
- Znowu się czepiasz!- Założyłam ręce na piersi.- Mógłbyś odpuścić.
- Gdybyś wiedziała, co ja wiem, to byś mi się nie dziwiła.
- Może by i tam było, gdybyś po prostu mi o tym powiedział.
- Powiem.
- Słucham.
- Ale nie teraz!
- Nie wiem, kiedy ten piękny moment nadejdzie. Jak umrę?
- Prędzej to ja umrę, słońce. Przeżyjesz mnie- machnął ręką.
- W każdym razie chcę się dowiedzieć przed swoją śmiercią.
- Okej. Ale mnie czeka ciekawa historia do wysłuchania!- Zatarł ręce.
- Co?
- Natychmiast masz mi opowiedzieć o Sylwestrze w towarzystwie Bartaman!
- Nie ma co opowiadać...- Udawałam, że ten temat w ogóle nie jest interesujący dla niego. 
- Czekam na relację.
No super. On mi nic nie mówi, a ja jemu mam się zwierzać ze wszystkiego? To nie jest fer! 

______________________


* "Mój życiowy moment" – nazwa wymyślona na potrzeby opowiadania. Treść książki, która zostanie przestawiona w kolejnych rozdziałach, jest fikcją wymyśloną przeze mnie.





****
Witajcie! Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Dziś dostałam weny na kolejny rozdział, więc dodaję ;p

Jakieś nowe sugestie? :D

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! Mam nadzieję, że jesteście ze mną, mimo dłuższej przerwy :C

Pozdrawiam ;**

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział XXXVIII



Po jakichś dwóch godzinach rozmowy zorientowałam się, że w salonie nastała cisza. Odsunęłam od siebie kieliszek z nalanym winem i udałam się do dzieci. Zastałam je śpiące na kanapie, co wygląda naprawdę uroczo. Wróciłam do Zbyszka i poprosiłam, aby pomógł mi je przenieść do łóżek.
Gdy układałam Dominikę pod kołdrą, nagle otworzyła oczy.
- Ola…- Mruknęła przecierając oczka.- Obudzis mnie? Jak będą scelać?
- Jasne.- Uśmiechnęłam się. Przykryłam ją szczelnie a następnie wyszłam. Uchyliłam drzwi, gdyby zaczęła mnie wołać. Wróciłam do salonu, gdzie już czekał na mnie Zbyszek. Przeniósł nasz „piknik”.
- Jeszcze wina? Czy może szampana?- Zerknął na mnie, stojącą w progu.
- Wino.- Zajęłam miejsce obok niego na kanapie. Rozłożyłam koc leżący na oparciu. Przykryłam sobie nogi. Podał mi kieliszek.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie upić?- Uniosłam jedną brew, czym znów zaczął się zachwycać.
- Wolę cię przytomną, gdy rzucisz się na mnie z pożądania.- Zaśmiał się pod nosem upijając łyk czerwonego napoju.
- Niedoczekanie twoje!
- Jak ty to robisz?
- Co robię?- Nie mam pojęcia o co mu chodzi. W każdym razie patrzy na mnie dość.. dziwnie.
- To z tą brwią.- Odparł szczerząc zęby.
- Cecha wrodzona.- Wyjaśniłam.- Najprawdopodobniej odziedziczyłam to po rodzicach.
- Naucz mnie.
- Co?!- Zaskoczona aż zakrztusiłam się winem. Odebrał ode mnie kieliszek i postawił go na ławie przed nami.- Tego nie da się tak po prostu nauczyć…
- Jestem cierpliwym i pojętnym uczniem. Spróbuj. Może odkryjesz swój talent?
- Do czego?- Uśmiechnęłam się.
- Do uczenia ludzi…
- .. podnosić jedną brew?- Dokończyłam.- Czy w ogóle jest taki zawód?!
- Nie. Ale możesz być jego twórcą! Spójrz, te reklamy, bilbordy…
- Chyba jednak nie masz tak twardej głowy jak mówiłeś.- Zachichotałam.- Odbija ci.
- Słońce, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.- Zbliżył się odrobinę.- Naucz mnie.
- Mogę spróbować, ale… Ani słowa Krzyśkowi!- Zastrzegłam.
- Nie pisnę ani słówka. – Obiecał robiąc przy tym ten słynny gest dwóch palców.
- Ok. To pokarz najpierw, jak ty to robisz.- Rozkazałam, więc natychmiast wykonał polecenie.- Chwila. Przecież umiesz!
- Ale nie na lewe oko. A najwidoczniej ty już jesteś wyćwiczona.- Wyjaśnił i zademonstrował. Zrobił przy tym tak śmieszną minę, że parsknęłam głośnym śmiechem. Natychmiast zatkał mi dłonią usta, żebym nie obudziła dzieciaków. – Nie śmiej się, tylko pokarz co mam robić.
Dałam mu wszelkie instrukcje, jednak to nie pomagało. Za każdym razem wykrzywiał twarz, policzek, wargi w dziwny sposób. Nieźle się przy tym uśmialiśmy. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam ustawiać jego brew w pożądany sposób.
Gdy dotknęłam po raz pierwszy jego twarzy… Szczerze mówiąc bardziej skupiłam się na jego brwi. Chwilę później zdałam sobie sprawę, że całą dłoń przykładam do jego policzka i wpatruję mu się w oczy. Zbyszek robi to samo, jednak bardziej świadomy tego, co robię. Ale nie interweniuje. Speszona odsunęłam dłoń.
- Ehm, tak to powinno wyglądać.- Opuściłam bezwładnie dłonie na uda. Podałam mu swój telefon, gdzie na dużym ekranie odbiła się jego twarz.
- Sypko, rop foto.- Wyseplenił prze ułożone usta. Podał mi komórkę, więc włączyłam aparat. Najpierw zrobiłam mu dwa zdjęcia. Potem zbliżyłam policzek do jego policzka i zrobiłam swoją minę. Przez kolejne dziesięć minut bawiliśmy się robiąc sobie selfie.
- Nie ma to jak takie zdjęcia z siatkarzem!- Przeglądam je właśnie siedząc skulona na kanapie. Nie jest mi zimno, bo ta butelka czerwonego wina, którą już zdążyliśmy dawno wypić, nadal ogrzewa mój organizm.
- Zwłaszcza takim przystojnym.- Wyszczerzył się zaglądając mi przez ramię. Przełączył kanał w TV. – Wolisz Polsat, czy TVN? Bo szczerze mówiąc mi to obojętne.
- Nie mam pojęcia, o czym teraz mówisz.- Przyznałam.
- Mam kilka pytań.- Odezwał się po kilku minutach wysłuchiwania jakiejś polskiej piosenki.
- Słucham?
- Jak sprawa z Alanem?- Nie powiem, zaskoczył mnie tym.
- Czemu pytasz mnie o niego?
- Bo od czasu tamtego meczu, mało o nim mówisz.
- Może dlatego, że się pokłóciliśmy.
- Cholera, o co mogliście się pokłócić? Nawet nie jesteście parą!- Całkowicie obrócił się w moją stronę i uważnie mi się przyglądał.
- W sumie sama nie wiem, o co.- Wyznałam, czym sama siebie zaskoczyłam. Skąd u mnie nagle te chęci zwierzenia się Bartmanowi? Jak by nie było sportowcowi, a przecież nie lubię sportowców. No okej, może po tych kilku miesiącach spędzonych z nimi zmieniłam zdanie, ale jednak… - Denerwuje mnie to, że nie chce powiedzieć swojej dziewczynie o tym, że chce się ze mną spotkać. I tłumaczy to tym, że dzięki temu moglibyśmy być razem.
- To on tego chce?- Zbyszek nie był zaskoczony. Raczej… zawiedziony? Ale niby dlaczego?
- Szczerze mówiąc sama nie wiem, czego on chce!- Uniosłam lekko głos.- Jedyne o co go proszę, to aby zdefiniował się, czego on własnie chce. Bo ja nie będę na niego czekała w nieskończoność. Mam tylu facetów tylu.
- Chyba się plączesz.- Zachichotał atakujący. Machnęłam lekceważąco ręką.
- Chodzi o to, że w tym momencie mogłabym mieć kogo zechcę. Nie, żebym była jakąś pięknością… Właściwie po kilku piwach nawet bym nie wiedziała, czy jestem sobą.
- Ewidentnie się upiłaś po tym szampanie.- Uśmiechnął się.
- A więc to tak!- Zmrużyłam oczy.- Ty serio chciałeś mnie upić! Ale powiem ci jedno…
- Może najpierw weź oddech?- Zaproponował widząc moją minę.
- Dobry pomysł. Zaraz wracam.
Wyszłam przed domu, nakładając na siebie sweter. Musze troszkę otrzeźwieć. Ta rozmowa o Alanie wcale mi nie pomogła, a jedynie wkurzyła. Czemu tak łatwo przyszło mi się spowiadać siatkarzowi z moich sercowych spraw? Do tej pory żadnemu nie ufałam. A odkąd poznałam Igłę, Zbyszka… Ogólnie całą Resovię…
Po kilkunastu minutach stania na zimnie weszłam z powrotem do domu. Natychmiast udałam się na kanapę pod ciepły koc.
- Zmarzłaś…- Zmarszczył czoło.
- Przynajmniej już mogę normalnie mówić.- Uśmiechnęliśmy się do siebie. – Wiesz, nigdy bym się nie spodziewała, że spędzę sylwester ze sportowcem… Siatkarzem.
- Czemu? W życiu nigdy nic nie jest pewne. Nawet nie wiesz, czy jutro o tej porze nie przejedzie cię samochód.
- To było mocne.- Przyznałam.- Ale masz rację. Mnie już chyba nic nie zdziwi…
- Coś się stało?
- Nie nic.- Nic, oprócz myśli o biologicznym ojcu.
- Wiem, że chcesz zmienić temat o Alanie.- Rozłożył się wygodnie i położył swoje nogi na moich.
- Zgnieciesz mi nogi.- Jeknęłam.
- Niech będzie.- Przewrócił oczami i je zabrał.
- Skąd wiesz, że nie chce o nim rozmawiać?
- Jesteś spięta, kiedy o niego pytam. A dziś mamy być rozluźnieni, nie?- Puścił mi perskie oczko.
- Zabawa najważniejsza…
- I tak mam jeszcze kilka pytań.
- Dawaj.- Westchnęłam teatralnie i umieściłam się na kanapie tak, żeby go widzieć.
- Co jest między tobą a Kubą?- Uniósł brwi w znaku zapytania.
- Co..?- Wytrzeszczyłam na niego oczy. Troszkę się speszył, nie wiedząc o co mi chodzi.
- No, wy…- Zaczęłam się tak głośno śmiać, że zamilkł i przypatrywał mi się uważnie.
- Ty myślisz.. hahahaha! Serio?!- Śmiejąc się, patrzyłam na niego niedowierzająco. Jednocześnie zastanawiam się, czy powiedzieć mu prawde o Sokołowskim. Może lepiej, żeby nie ode mnie się tego dowiedział.- Uwierz mi, między mną a nim niczego nie ma. Nie było. I na pewno nie będzie.- Uspokoiłam się troszkę, ale nadal do twarzy mam przyklejonego banana.
- Nie wierzę, że jesteście tylko przyjaciółmi. Damsko męska przyjaźń zazwyczaj przeradza się w…
- W miłość? Czyli co? Nasza przyjaźń…? To sugerujesz!- Z niedowierzaniem patrzyłam na niego. Jego twarz jest… bez wyrazu.
- Nie chodzi tu o nas. Po za tym nie wiedziałem że jesteśmy przyjaciółmi?- To bardziej zabrzmiało jak pytanie.
- A nie jesteśmy? Gdyby twoja teoria się sprawdzała, to musiałabym z całą moją szkołą chodzić.- Zachichotałam na samą myśl. A potem troszkę się skrzywiłam, bo wróciły wspomnienia o ludziach z Londynu.
- Chyba wkroczyliśmy na kiepski teren.- Zauważył Zbyszek.
- Skąd możesz wiedzieć?- Udałam nie wzruszoną i chwyciłam za swój kieliszek. Nie odpowiedział. Po prostu wstał i poszedł do łazienki. Gdy wrócił, w swoich rękach trzymał jakąś rzecz. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój szkicownik!
- Masz talent.
- Ey, skąd go masz!?- Próbowałam mu go wyrwać, jednak szybko uciekł ręką.- Oddaj mi go. To moja własność…
- Chcę tylko obejrzeć, no.- Niemalże wyczułam błagający ton w jego głosie. Niechętnie skinęłam głową. Gdy obracał strony, pilnie go obserwowałam. Na jego twarzy odmalowywały się różne emocje.- Masz tutaj mój rysunek?
- Jeszcze nie skończyłam!- Zaprotestowałam i wyrwałam mu szybko z ręki szkicownik.
- To może skończysz teraz? Będę twoim modelem! – Wyszczerzył się.
- No nie wiem…
- Daj spokój, zostało nam jeszcze trochę czasu do północy.- Zachęcał. W sumie, czemu miałabym się nie zgodzić? I tak tylko siedzimy i gadamy, no może troszkę pijemy.
- Dobra. Usiądź w rogu kanapy.- Poleciłam. Zrobił co kazałam, ale chciał odłożyć kieliszek, więc go powstrzymałam. – Nie, nie. Trzymaj go w prawej ręce, oprzyj ją na oparciu. Okej. Lewą ułóż na kolanie… Nie! Trochę wyżej.
- Czuję się jak u profesjonalisty.- Zaśmiał się pod nosem.
- Bo jesteś. Dobra! W ogóle to lewą nogę załóż na prawą. Tylko tak po męsku, nie? OK. Głowa… Całkiem w moją stronę. I patrz tak, żeby mnie nie rozpraszać!
- Rozpraszam cię? No nieźle, a nawet nie zdążyłem ściągnąć koszulki…
- Bartman!- Warknęłam niby zła. Serio to troszkę mnie rozbawił. Ale szczerze mówiąc, gdyby ściągnął koszulkę… Może lepiej nie. Jasne, że szkic byłby bardziej interesujący. Do tego już widziałam jego nagi tors.. ma się czym chwalić. Ale będąc z nim tutaj sama, bałabym się. Sama nie wiem czego. Może moich reakcji, a może jego? Wiem, to głupie.
Pociągnęłam ołówkiem. Zaczęłam szkicować siatkarza.
- Hej, nie wierć się!- Ostrzegłam po jakichś trzydziestu minutach.
- Powiedz to mojemu zbolałemu tyłkowi.- Skrzywił się.
- Chcesz, to możemy przerwać. Ale wtedy będę musiała zdać się na swoją niesamowitą pamięć fotograficzną!
- Dobra, rób szybko.- Warknął przez zaciśnięte wargi. – Ale będę chciał kopię!
- Powiesisz nad łóżkiem?
- Nie, schowam na pamiątkę.
Gdy skończyłam ostatni włos szkicować, odetchnął z ulgą.
- O moje zbolałe kości pośladkowe…- Jęknął wstając z kanapy.- Teraz pokarz mi to twoje dzieło!
- Proszę.- Podałam mu szkicownik.
- Powiedz mi, co planujesz po skończeniu liceum?- zagadał oddając mi go.
- Chyba dziennikarstwo.
- A nie lepiej coś związanego z plastyką?- Zaproponował ostrożnie. Usiadł tuż obok mnie.
- Nie nadaję się. Nie jestem zbyt dobra.
- Żartujesz?! Jesteś bardzo dobra! Powinnaś wykorzystać swój talent.
- Jeszcze o tym nie myślę.- Mruknęłam zawstydzona. Niepotrzebnie pokazywałam mu swoje rysunki!- Mamy dziesięć minut do północy…
Obudziłam dzieciaki tuż przed wystrzeleniem petard. Rozbudzone, natychmiast pobiegły na taras. Zbyszek wniósł tam kieliszki z szampanem dla nas i Piccolo dla dzieci.
- 5, 4, 3… 2… 1!- Odliczały głośno krzycząc. Wtedy na niebie pojawiły się kolorowe światełka.
- Szczęśliwego nowego roku!- Usłyszałam tuz przy uchu głos atakującego.
- Wzajemnie.

Po wypiciu całych zapasów, gdy tylko Sebastian i Dominika zasnęli, ułożyłam się na kanapie z nogami na nogach Zibiego. O dziwo ten w ogóle nie jest upity. Znaczy może troszkę. Siedzieliśmy w milczeniu.
O czwartej nad ranem otworzyłam oczy i spostrzegłam, że zasnęłam. A Zbyszek leży tuż obok mnie. Z nogą i ręką przełożoną na moje ciało! Przerażona usiadłam, a siatkarz spadł na podłogę.
- Au!- Jęknął.- Mogłabyś być bardziej delikatna?
- Co ty tutaj jeszcze robisz?- Zdziwiona przechyliłam się, aby spojrzeć na niego z góry. Ten natychmiast się podniósł i jego twarz znalazła się na poziomie mojej. Ostry ból przeszył moją głowę.
- Śpię. Nie chciałem cię zostawiać w takim stanie z dziećmi… no wiesz. Troszkę wypiłaś.
- Ty też!
- No właśnie! I dlatego nie chciałem wsiadać za kółko, nie?- Wzruszyłam ramionami. Opuściłam nogi na miękki dywan i wstałam. Kolejny rwący ból głowy…
- Auć..- Jęknęłam i opadłam z powrotem na kanapę.- To wino i szampan dały mi w kość.
- Zrobię kawy, jak chcesz.- Zaproponował.- Nie mam przy sobie nic na kaca.
- Jakoś sobie poradzę. Aż tak źle nie jest.- Uśmiechnęłam się. Zbyszek wyszedł do kuchni i chyba zaczął szykować nam poranny napój. Nie ma co, kawa o czwartej rano. Zaczęłam sprzątać w salonie.
Ciekawe, kiedy Ignaczakowie wrócą?
- Mówiłaś wczoraj coś o swoich rodzicach, Olka.- Nagle odezwał się Zbyszek. Siedzimy właśnie przy stole w kuchni i pijemy kawę. Brałam łyk czarnego płynu, a na jego słowa aż się zakrztusiłam.
- Co takiego?- Przerażnona, najchętniej bym się gdzieś schowała.
- Mówiłaś, że musisz coś znaleźć…
- Kiedy?
- Przez sen.
- Ja nie mówię przez sen!- Przynajmniej tak mi się wydawało…
- Nie chcesz, to nie mów. Ale pamiętaj, że zawsze mogę ci pomóc.
- Dzięki.- Uśmiechnęłam się sztucznie. Ciekawe, ile z tego co rzekomo mówiłam przez sen zrozumiał?
Poszedł jakąś godzinę później. 

Dobra, Sylwester za mną. O dziwo nie byłam sama i fajnie się bawiłam. Nie spodziewałam się, że Zibi postanowi spędzić ze mną ten wieczór. Na jego miejscu poszłabym na jakąś imprezę. Jednak to, że został… Jestem mu naprawdę wdzięczna. Starałam się jak mogłam, żeby rysunek w szkicowniku był idealny.
Jutro już zobaczę Kubę! Nie wierzę, że aż tak za nim tęsknię … No może po części dlatego, że potrzebuję jego wsparcia. Przez cały czas z tyłu głowy miałam pudełko, które otrzymałam od nie wiadomo kogo… Oraz ten list matki. Potrzebuję jego perspektywy, aby wszystko zrozumieć.
Właśnie słyszę, jak na podjazd wjeżdża samochód Ignaczaków. Trzeba zdać relację!

Schowałam pamiętnik i pobiegłam otworzyć drzwi frontowe.
- Cześć, młoda! Jak się bawiłaś?- Igła wparował do mieszkania jak burza. Widać, że najchętniej jeszcze by tańczył.
- Było nawet fajnie.- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Postanowiłam, że opowiem mu wszystko później. Zwłaszcza o niespodziewanej wizycie jego kolegi.
- Ja idę się położyć.- Oznajmiła Iwona.- Jesteś cała? Jakoś wytrzymałaś z dziećmi?
- Nie było żadnego problemu.- Odparłam z uśmiechem. – Idźcie, idźcie. Ja się nimi zajmę, jakby wstali.
- Dzięki, Sowa.- Przesłał mi całusa Igła. Objął żonę w pasie i pociągnął do sypialni.
No, to znowu jestem sama! Jak ja to uwielbiam…


*** 


- Kuba! Jak dobrze, że już jesteś!- Uwiesiłam mu się na szyi.
- Co się stało?
- Dzisiaj zapraszam cię do mnie… Musisz coś zobaczyć.- Zrobiłam tajemnicza minę. 
Zgodził się bez problemu.



*****
Wybaczcie, że tyle czekałyście/ czekaliście? na nowy rozdział... Nie mogłąm sie zebrać, zeby coś napisać. 
Postanowiłam, że ten wpis całkowicie poświęcę Zbyszkowi i Oli. 

Wiem, co chcę napisać w kolejnych rozdziałach, jednak za każdym razem jak dotknę klawiatury, wszystko mi umyka. To jest okropne ;/ 

Postaram się coś szybko napisać, żeby dodać. Ale nic nie obiecuję :c

Mam nadzieję, że nie zawiodłam tym rozdziałem ;/

Do następnego ;**

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział XXXVII



Zdziwieni popatrzyliśmy po sobie. Kogo o tej porze niesie? Nikt nie spodziewał się gości.
- Pójdę otworzyć…- Zaoferował Igła i odszedł do stołu. Czekaliśmy w napięciu. W końcu Krzysiek się wydarł.- Ola, do ciebie!
- Do mnie?!- Powiedziałyśmy obie zdziwione.
- Młoda, rusz tu swój tyłek!- Ryknął. Młoda? Czyli ja. Zaskoczona, wyszłam do ganku. Nie spodziewałam się tego, co zobaczę. Krzysztof uśmiechnął się do mnie wesoło i wrócił na swoje miejsce.
Spojrzałam na postać stojącą przede mną. Był to mężczyzna w średnim wieku. Pod ręką trzymał jakieś pudełko.
- O co chodzi?
- Przesyłka do pani.- Oświadczył wyciągając w moją stronę jakieś papiery i długopis.
- Od kogo?- Zdezorientowana machnęłam gościowi podpis w wyznaczonym miejscu. Podał mi pudełko.
- Ja tam nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Wesołych świąt.
- Wesołych.- Mruknęłam zamykając za nim drzwi. Nie wiedziałam, że kurierzy jeżdżą w wigilię. Obejrzałam dokładnie pudełko, nigdzie nie ma podpisu. Jedyna kartka na spodzie to informacja z jakiej firmy, oraz data wysłania i dostarczenia.O dziwo czas pomiędzy tymi dwoma datami to kilka miesięcy! Obejrzałam jeszcze raz dokładnie etykietę, nigdzie podpisu. Poddałam się i ustawiłam rzecz pod ścianą w przedpokoju. Wróciłam do stołu, gdzie nadal wszyscy rozmawiali.
- W porządku?- Szepnął do mnie Krzysiek, gdy zajęłam miejsce obok.
- Nie wiem.- Skrzywiłam się.
Kolejne pytanie, na które nie mam jeszcze odpowiedzi.

Po kolacji całą rodziną usiedliśmy przed telewizorem, oglądając Kevina. To tradycją, którą nawet u nas w Anglii obowiązuje. Nie miałam ochoty otwierać paczki, którą dostałam. Może tam jest coś, co pomoże mi w rozwiązaniu problemów? A bardziej prawdopodobne, że jeszcze bardziej skomplikuje sprawę. Tak więc zapomniałam o niej i teraz oparta o kanapę, śmiałam się z poczynań złodziei w filmie.

*** 

Do znajomej Ignaczaków nie pojechałam. Strasznie zaczął mnie brzuch boleć i zostałam w domu. Poza tym nawet mi się nie chciało. Wolę posiedzieć w domu i obejrzeć TV niż jechać w odwiedziny do osoby, której nawet nie znam.
Jak na złość w telewizji nic ciekawego nie było, a w zasadzie wszystko co puszczają już oglądałam. Ostatecznie więc postawiłam na Supernatural. Miałam całkowitą ciszę i spokój do samego wieczora. Tuż przed przyjazdem Ignaczaków, wzięłam się za naukę.
Nie mogłam jednak się skupić, bo wciąż nie dawała mi ta sprawa spokoju. Wciąż nie otworzyłam paczki, którą otrzymałam. Od Krzyśka otrzymałam piłkę do siatkówki. Biedaczek, wciąż żywi nadzieję, że przekonam się do sportu… Ale prezent przyjęłam.
- Uczysz się?- Zapukał do mojego pokoju Igła.
Od tamtej rozmowy z nim w Katowicach, zrozumiałam jedno. Był prawdziwym przyjacielem mojej mamy. Może faktycznie żywili do siebie jakieś większe uczucia. Czy jednak na pewno jest moim ojcem? Najchętniej bym go zapytała, ale to kiepski pomysł.
- Właściwie to nie.- Wyznałam. Krzysztof wszedł do mojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Coś się stało?
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami. Usiadł obok na moim łóżku.
- Mów, co ci leży na wątrobie!- Rozkazał z lekkim żartobliwym uśmiechem. Spojrzałam mu w oczy. Zacząć znów temat? Na pewno nic nie powie. Jak zwykle usprawiedliwi się tym, że mama zabroniła mu mówić. Tylko, że to jest dla mnie ważne! I nie rozumiem, dlaczego robią z tego taką tajemnicę!
- Po prostu… mi smutno.- Westchnęłam zażenowana swoim tchórzostwem.
- Jaki powód?- Uniósł brwi.
- Nie wiem… Może dlatego, że nie wykorzystam tego twojego prezentu.- Zbyt łatwo przychodzą mi kłamstwa, nie fajnie. Chociaż w sumie, to nie kłamstwo, co teraz mówię.
- Oj, wierz mi mała… Wykorzystasz!- Wyszczerzył się. No jasne! Oczywiście, że musiał mieć jakiś swój cel, dając mi piłkę. Dlaczego na to nie wpadłam?- Na przykład do ćwiczenia zagrywki!
- Nie da się tego opóźnić?- Skrzywiłam się, przypominając sobie ostatni zakład z Tuchackiem.
- Nie tym razem.- Poklepał mnie po plecach.
- Igła, gdzie położyłeś tę przesyłkę, co dostałam?- Zerknęłam na niego.
- W garażu nadal jest.- Oświadczył i wstał.- Idziesz zagrać z nami w chińczyka?
- Co?- Zdziwiona patrzyłam na niego tępo.
- Chińczyk? Gra? Planszowa?- Dawał mi wskazówki myśląc, że nie ma pojęcia na czym polega gra.
- Grasz w planszówki?- Uśmiechnęła się.
- A co? Wchodzisz w to?- Odpowiedział równie szerokim uśmiechem.
- Nie wygrasz ze mną!- Ostrzegłam.
- Pff! To ja jestem mistrzem!
- Już niedługo.
- Tak?
- Tak.
- Czekam w salonie. Za dziesięć minut.- Pokazał na mnie palcem wskazującym. Już miał wychodzić, ale go zatrzymałam.
- Igła?
- Oj, nie, nie! Stoczysz ze mną pojedynek, nie wymigasz się!
- Co? Nie o to chodzi! I tak cię ogram… Chodziło mi o to, że… Dzięki.
- Za co?- Zdziwiony patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami.
- Za wszystko… I przede wszystkim za to na spotkaniu w klubie i tej rozmowie z tym prezesem…
- Potrzebowałaś pomocy.- Przerwał mi.- A od czego jest wujek Krzysztof Wspaniały Igła?
- Po prostu dzięki. Chyba nawet nie zdążyłam tego zrobić…
- Spoko.

***

- Wygrałam! Wygrałam! Wyyygraaaałaaaam!- Krzyczała rozradowana Dominika. W przeciwieństwie do jej brata, który pozwolił jej wygrać. Jak dla mnie, zachował się bardzo po męsku. – Chcie naglode!
- Oczywiście. Alu Lu do łóżeczka, spać!- Uśmiechnął się Igła.
- Ja Ce naglode!- Zrobiła zbolałą minkę.
- Jutro, dobrze?- Wzięła ją na ręce Iwona.- Chodź, Sebastian.
Poszła uśpić dzieci. Wtedy Krzysiek spojrzał mi prosto w oczy.
- Wyzywam cię na pojedynek, Aleksandro Soweccka.
- Przyjmuję wyzwanie, Krzysztofie Ignaczaku.
- Wiedz, że wygram.- Uśmiechnął się słodko.- Jestem mistrzem w tym domu.
- Zobaczymy, staruszku.- Chwyciłam swój pionek i postawiłam na kwadracie z napisem START.

*PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ*
- Oszukiwałaś.
- Niby jak, Krzysiu?- Zachichotałam pod nosem. A to dopiero widok! Igła nie może pogodzić się z tym, że ze mną przegrał. Ostatecznie.
- Nie wiem. Ale to jest NIE MOŻLIWE! – Powiedział zdenerwowany.
- Potrzebujesz czasu, żeby się pogodzić z porażką? Dam ci minutkę…- Włożyłam planszę do pudełka i zamknęłam je. Następnie wstałam dumna z siebie.
- To jeszcze nie koniec, młoda damo!- Zagroził.
- Tak, tak, Krzysiu…- Kierowałam się właśnie w stronę drzwi. Wpadłam na jego żonę.- O, Iwona! Spóźniłaś się.
- Coś przegapiłam?- Spytała zerkając to na mnie, to na swojego wściekłego męża. Tak, Igła zdecydowanie jest wkurwiony. I pomyśleć, że to dzięki mnie!
- Droga Iwona, w tym miejscu mam zaszczyt uświadomić cię, iż przegapiłaś walkę wieczoru! To była totalna rywalizacja pomiędzy mną, a twoim jakże świetnie grającym mężem. Przechodząc do sedna mego przemówienia ogłaszam, że w tym domu należy powitać nowego mistrza. Mnie!- Uśmiechnęłam się do Igły, który właśnie palcem wskazującym i środkowym pokazywał to swoje oczy, to mnie. Przy tym ma poważną, godną prezesa minę. Uciekłam więc jak najszybciej.
Teraz trzeba będzie wyjątkowo uważać. Igła na pewno się zemści.
I to z podwójną, ba!, z poczwórną siłą.

***
Jest Sylwester. Ignaczakowie wybierają się na jakąś imprezę u znajomych. Oczywiście, kto ma się zająć ich dziećmi? Ola. Kto ma ich nieńczyć przez całą noc, Az do samego rana? Ola. Nie żebym miała coś do dzieci Ignaczaków… Czasem nawet potrafią być słodkie i miłe. Ale, jak sobie pomyślę o tych pieluchach, karmieniu, przebieraniu, bawieniu, usypianiu… Oj, niedobrze mi. Siłą woli powstrzymuję właśnie odruch wymiotny.
- Na pewno dasz sobie radę?- Po raz piąty w ciągu dwóch godziny Iwona zadaje mi to samo pytanie.
- Jasn! Mam już doświadczenie, nie?- Zażartowałam. Jednak w ogóle mi nie było do śmiechu. Mogłam kulturalnie wbić na jakieś party. Zabrałoby się Kubę, albo Alana… Nie, ten woli towarzystwo swojej dziewczyny. Ach, no tak. A Kuba nadal jest u rodziny i wraca drugiego stycznia. Super po prostu!
- Gdyby coś się działo, dzwoń na moją lub Krzyśka komórkę.- Poleciał, wiążąc apaszkę.
- Nie ma sprawy, dam sobie radę.- Uśmiechnęłam się. Kobieta przede mną wygląda zjawiskowo. W ogóle nie na jej wiek! Jej sukienka pasowała do garniaka Igły. Nic dziwnego, że ona i Igła są tak szczęśliwym małżeństwem. Nawet w kwestii ubioru potrafią się idealnie dopasować. Poza tym są piękną parą! Ciekawe, jak by wyglądała u jego boku moja mama… Nie! Nie wolno mi tak myśleć.
Jednak musze się dowiedzieć, co się wydarzyło, tutaj w Rzeszowie te 19 lat temu.
Gdy wyszli, od razu do moich nóg przyczepiła się Dominika i Sebastian.
- To co robimy?- Spytałam, mając nadzieję, że mi powiedzą.
- Fiiiilmmm!- Wrzasnął chłopiec i pobiegł do telewizora. Poszłam za nim i usiadłam na kanapie. Miałam właśnie rozdzielać dzieci, które kłóciły się o pilota, gdy usłyszałam dźwięk Skype z mojego telefonu. Od razu odebrałam domyślając się, kto to jest. – Część, dziewczyny!
- Olka, spóźnione życzenia świąteczne!- Krzyknęła ruda przyjaciółka.
- I wesołego nowego roku!- Dodała druga.- Idziesz na jakąś imprezę?
- A wyglądam?- Poirytowana chwyciłam za rękę Sebastiana, który własnie przede mną przelatywał.
- Jak to? A gdzie ten przystojny, uroczy gej? No, a Alan?!- Zdziwiona Natalia, posłała mi swoje spojrzenie. Dość przerażające.
- Jeden u rodziny, a drugi… Drugi pewnie ze swoją Choinką świąteczną.- Zachichotały na moje słowa. Usadziłam dzieciaki po moich bokach.- Poznajcie Domi i Sebe. To Natka i Karo.
- Jakie urocze!!!- Pisnęła blondynka.
- Opiekuję się nimi w tę noc. Prawda, że uroczy selwester?- Zakpiłam.
- Nie mów tak! Oni są prze słodcy! – Zagruchała ponownie Karolina.
-To się z nią zamień, mądralo.- Burknęła druga i poslała mi współczujące spojrzenie.- Co będziecie robić?
- Oglądać film!- Pisnęła dziewczynka.
- A jaki?
- Wojenny!
- O, nie mój drogi!- Ostrzegłam chłopca.- Oglądamy bajkę.
- Ale…
- Powiedziałam.- Byłam nie ugięta. Nie mam zamiaru uspokajać zanoszącej się Dominiki, bo zobaczyła jak ludzie się zabijają. – Idźcie coś wybrać.
- Jesteś okropna! Nie masz serca.- Oburzyła się przyjaciółka z blond włosami.
- Uwierz, wiem co robię. A wy gdzie spędzacie tę noc?- Szybko zmieniłam temat.
- Jest impreza u Kevina. – Uśmiechnęła się szeroko Natka.
- Czyżby kolejny obiekt westchnień?- Zaśmiałam się.
- Nie! To tylko kolega.- mrugnęła znacząco.
- Dobra, dobra. Ja tam swoje wiem.
- Olaaaaa!- Płaczliwy ton dziewczynki zaalarmował mnie.
- Musze kończyć.- Posmutniałyśmy wszystkie. – Bawcie się dobrze!
- Ty też.- Zachichotały i się rozłączyły zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.
- Ola!
- No idę przecież!- Westchnęłam z rezygnacją. Włączyłam im króla lwa i udałam się do kuchni.
Wyciągnęłam popcorn, wsadziłam do mikrofalówki i wstawiłam mleko. Jednocześnie zastanawiałam się, kiedy zdążę w końcu otworzyć tę anonimowa paczkę. Chyba poczekam na Kubę. Nie wiem, co w niej jest. A może powinnam ją teraz otworzyć? Nie.
Mikrofalówka głośno zapikała, więc wyciągnęłam woreczki i wysypałam ich zawartość do dwóch miseczek. Zaniosłam dzieciom. Wróciłam do kuchni i nasypałam do trzech kubków kakao. Wyłączyłam gotujące się mleko i wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Kogo niesie?
Otworzyłam drzwi.
- Co tu robisz?- Zaskoczona kogo zobaczyłam, o mało się nie przewróciłam.
- Jak to co? Stoję.- Odparł z wielkim bananem na twarzy. We włosach ma płatki śniegu.- mogę wejść?
- Czemu nie jesteś z rodziną? Albo na jakiejś imprezie?- Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam gościa.
- Przyjechałam do Igły na chwilę…
- Nie ma go. Poszli do znajomych.- Oznajmiłam zamykając drzwi na klucz.- A o co chodzi?
- Nic, tak tylko… Zaraz. A co ty robisz o tej porze w domu?- Zaskoczony przerwał zdejmowanie czarnego, męskiego płaszcza. Nie powiem, wygląda w nim i tym szarym szaliku tak… przystojnie.
- Zgadnij.- Uśmiechnęłam się sztucznie. Na podkreślenie moich słów z salonu usłyszeliśmy śmiechy.
- To może ja przeszkadzam?- Jego tajemnicza mina nie wróżyła nic dobrego…
- Wchodź, no. Mnie to już i tak wszystko jedno!- Machnęłam lekceważąco rękę. Poszłam do kuchni, a on udał się za mną. Oparł się o blat i przypatrywał, jak nalewam do kubków mleko. – Zostaniesz na kakao?
- Czy ja wiem…- droczy się ze mną. Ewidentnie. – W sumie wolę się ponudzić z tobą, niż na imprezie. A dawno się nie widzieliśmy…
- Bardzo!- Zakpiłam, nalewając mu do szklanki zawartość garnka. Swoją drogą idealnie starczyło dla niego. Zaniosłam dzieciom kubki, postawiłam na stole. Gdy wróciłam, Zbyszek siedział sobie jak gdyby nigdy nic przy stole i otwierał wino.
Chwila. Wino?
- Co ty robisz?
- Otwieram butelkę czerwonego wina. Dobre, wytrawne.- Uśmiechnął się znad korkociągu. Korkociągu Ignaczaków. Skąd wiedział, gdzie go szukać? Lepiej nie wnikać.
- Ale po co wino?
- Mam tez szampany. Dwa dla nas i dwa dla dzieci.
- Zaplanowałeś to!- Krzyknęłam, gdy sobie to uświadomiłam. Zrobił minę niewiniątka.
- Nie, no co ty! Tak przy okazji wziąłem.
- Nie kręć, Bartman!
- Z tobą? Mógłbym kręcić zawsze.- Mrugnął do nie zalotnie. Halo! Czy on próbuje ze mną flirtować?!
- Oj przestań, Zbysiu.- Uśmiechnęłam się kpiarsko. Chłopak nawet się nie zmieszał.
- Daj kieliszki, słońce!
- Nie powinnam pić, kiedy pod opieką mam dzieci. Do tego nie moje!
- Ola, przecież one są tak jakby nasze. – Zrobiłam face plama. O co mu chodzi?
- Co ty pierdo… Mówisz?- Poprawiłam się. Tak, zdecydowanie musze przestać kląć.
- Mecz Alana? Starsza pani?- Podpowiadał. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Faktycznie, to był mecz Alana. Fajnie wyglądał w tamtym stroju, opinającym jego mięśnie…
- To dasz te kieliszki?- Wyrwał mnie z zamyśleń.
- Raz, ta kobieta nie miała pojęcia o czym mówi. A dwa, co jeśli się coś stanie?
- Przecież się nie opijemy! Przynajmniej dopóki Seba i Dominika nie zasną.- Odparł spokojnie.- Mam twardą głowę.
- Ale…
- Obiecuję, że nic się nie stanie.- Uśmiechnął się uspokajająco. Patrzyłam przez dłuższą chwilę w jego oczy. Walczyłam z sobą samą. W końcu się skusiłam i podałam mu dwa kieliszki.
- Jeśli cokolwiek się wydarzy…
- Biorę za to pełną odpowiedzialność.- Przyrzekł niemal salutując przede mną. Kiwnęłam głową. 



****
Cześć wszystkim! Od razu przepraszam, jeśli są jakieś błędy. Pisałam na szybko i nie mam czasu nawet sprawdzić. Ale obiecałam, że dziś się pojawi, więc dodają :)

Mam nadzieję, że nim Was nie zawiodłam, bo siebie tak. Nie wyszedł mi tak, jak powinien.

Dzięki za wyświetlenia, pozdrawiam ;**

PS. Wiem, że za dużo wymagam, ale proszę o komentarze... One na serio mnie motywują, a u mnie coraz mniej weny do pisania. Szczerze mówiąc to nawet nie chce mi się pisać. To jakiś okropny kryzys ;/