czwartek, 25 sierpnia 2016

16. Jeśli czegoś nie spróbujesz to nigdy nie dowiesz się, czy było warto...





Nie było łatwo się z nimi pożegnać. Jarosz dotarł do nas zaraz następnego dnia, więc ja byłem wolny. Ciężko zostawić swoje życie dla życia kogoś innego. Taka jest prawda. Ale nie chciałem się nawet zastanawiać, żeby przypadkiem jakiś głupi pomysł mi do głowy nie przyszedł!
- No, to stary szczęścia.- Mruknął smutny Fabian.
- I miłości!- Dodał Nowakowski. – Wiesz, jak tylko po raz pierwszy was razem zobaczyłem, to wiedziałem.
- Co wiedziałeś?- Uśmiechnąłem się. Ten tylko puścił do mnie oko, poklepał po plecach i wszedł z powrotem do ośrodka.
- Tylko dawaj znaki życia! My też chcemy wiedzieć, co z nią.- Pogroził Ignaczak.- A zwłaszcza ja. Jako wujek… - Co prawda nie jest wujkiem, ale tak się nazywa. Zerknąłem na Miśka. Spuszczona głowa, smutny wyraz twarzy. Nie podoba mu się to, że go zostawiam.
Podjechała taksówka.
- To moja…- Westchnąłem. Jeszcze raz się z nimi pożegnałem, po czym wsiadłem do samochodu i odjechałem prosto do domu rodziców Oli. 

Nie wiem, który raz już tędy jadę. Może dwudziesty? Obiecałem Tamarze, że się  z nią spotkam. Po cholerę? Może dotarło do mnie, że Olka po prostu odeszła i nie zmienię tego. Mógłbym co prawda jechać do niej do Anglii, stanąć w jej progu, oczywiście przy założeniu, że wydobędę od Ignaczaka adres… W każdym razie ile razy ja już dobie to wyobrażałem! Boże, gdyby tak poje marzenia stały się rzeczywistością.
Ale wiem, że nie mogę liczyć na więcej niż mam. Może faktycznie powinienem zacząć nowe życie, jak to określił Kubiak. Wiem, że u niego też nie najlepiej układa się w związku. Obaj zmieniliśmy klub, tyle że on gra nie  w polskiej lidze. Ja musiałem coś zmienić. W końcu po kolejnym roku w Rzeszowie, razem z ojcem przejrzałem inne oferty. Było ich sporo, a ja nie mogłem się zdecydować. Ostatecznie ojciec przekonał mnie na Jastrzębie. Wrócić na stare śmieci, pokazać tym młodszym, że jednak muszą się obawiać Zbigniewa Bartmana.
Ciekawe, co na to Tamara.
Nie jesteśmy razem. Jeszcze. Ale na najlepszej drodze do tego! Ostatnim razem uciekłem, kiedy za bardzo zacząłem się angażować. Wiem, że ją zraniłem. Ale nie mogłem sobie pozwolić na związek. To było wtedy dla mnie coś okropnego.
Najwyraźniej się starzeję, bo na tą chwilę pragnę czegoś więcej.
Szkoda tylko, że nie ma tej odpowiedniej osoby.
Wysiadłem z auta i moim oczom ukazała się piękna kobieta w zielonej sukience.
- Pamiętam ją.- Uśmiechnąłem się do kobiety, lustrując wzrokiem ubiór.
- Miałam nadzieję, że będziesz pamiętał. – Przyznała i objęła mnie za szyję.
- Jak bym mógł zapomnieć? Chyba mnie nie doceniasz!- Droczyłem się.- Po tym, jak zaprosiłem cię na pierwszą randkę, zastanawiałem się w co się ubrać. Żeby nie wyjść na głupca. A gdy zobaczyłem cię w tej sukience pomyślałem, że patrzę na najpiękniejszą kobietę na świecie…- Ucałowałem lekko jej usta, aby nie zobaczyła bólu wypisanego na mojej twarzy. Poczułem się tak, jakbym zdradzał Olę…
Ale przecież nawet z nią nie chodziłem!
To czemu te wyrzuty sumienia?
„Czas najwyższy żebym się ogarnął. Zasługuję na szczęście”- Próbowałem sam siebie przekonać słowami mojego najlepszego przyjaciela. Co z tego, że z tyłu głowy chodziła mi inna myśl:
„Ale bez niej nie będziesz szczęśliwy…”


Teraz, gdy o tym pomyślałem… Wydaje się takie odległe. Odkąd zerwałem z Tamarą ani razu nie zastanawiałem się, co u niej.
Po raz kolejny złamałem jej serce.
Wysiadłem  z taksówki i wszedłem na plac. Wtedy drzwi się otworzyły.
- Jesteś wreszcie!- Zawołała.- Chodź, moi rodzice się niecierpliwią.- Po czym zniknęła. Uśmiechnąłem się na ten jej dobry humorek, którego tak dawno nie miała. Wszedłem za nią, starannie zamykając drzwi i ustawiając dwie walizki w przedpokoju.
- Pan Zbyszek! Cieszę się, że zdążył pan na ciepły obiad.- Uśmiechnęła się Marzena i zaprowadziła do jadalni. – Wizyta u lekarza jest umówiona na jutro rano. Dobrze, że doktor Zyne zgodził się nam pomóc. Bez konsultacji z nim, nie byłoby możliwości wyjazdu.
Mariusz już zajął swoje miejsce z wózkiem inwalidzkim. Przyglądał mi się uważnie.
- Dzień dobry.- Przywitałem się, jak na grzecznego, kulturalnego chłopaka.
- Witaj, witaj. – Kiwnął głową. Czyżby coś nie tak?
- Zaraz podam obiad! Usiądź sobie Zbyszku!- Kobieta wyszła z pomieszczenia. Mariusz odprowadzał ją czułym wzrokiem, po czym wrócił do obserwowania mnie.
- Dziękuję, że mogę się u państwa zatrzymać.- Odezwałem się pierwszy aby przełamać lody.
- Gdyby nie moja córka i żona… Prościej. Gdyby to ode mnie zależało, jadłbyś teraz w hotelu.- Aż mnie zatkało! Czyżby ojciec Oli zdążył mnie znienawidzić?
- Rozumiem. – Sam się zdziwiłem, że ton mojego głosu jest normalny.- Mimo wszystko dziękuję. Oczywiście, jeżeli jest to jakiś problem…
- Jaki problem?- Zapytała Aleksandra, wchodząc do jadalni z miską sałatki.
- Żaden.- Odpowiedzieliśmy jednocześnie. Spojrzała po nas zaskoczona, po czym wzruszyła tylko ramionami.
- Pomóc wam?- Dopytywał Mariusz. Aż wstyd mi było, że sam na to nie wpadłem.
- Damy sobie radę! A wy pogadajcie sobie.. o sporcie. Czy czymś tam.
- No właśnie! Może opowiesz mi coś o twojej karierze siatkarza?- Zainteresował się Mariusz. Sowa znów zniknęła, a atmosfera między mną a jej ojcem ponownie zgęstniała. – W jakim grasz klubie?
- Miałem zamiar wyjechać do Turcji, gdzie czeka na mnie ciekawa oferta.
- Hm. Turcja powiadasz? Czyli nie w Polsce.- Zamyślił się.
- Myślałem o tym, dopóki… Dopóki nie przyjechałem tutaj. Teraz, kiedy Ola jest chora, muszę się wstrzymać.
- A ja bym bardzo chciała, żebyś grał.- Ogłosiła z powagą moja dziewczyna, wchodząc do jadalni za swoją matką. Zajęła miejsce obok mnie, stawiając ziemniaki na środku stołu.
- Słońce, rozmawialiśmy o tym.- Zmarszczyłem brwi.
- Nie chcę żebyś rezygnował z gry w reprezentacji tylko z mojego powodu.- Poczułem, że się wścieka. Chwyciłem ją więc za rękę i mocno ścisnąłem. Dopiero po chwili odpowiedziała tym samym.
- Nie będziesz dłużej grał na IO?- Zdziwiona mina jej matki w ogóle nie poprawiła mi humoru.
- Hm. To bardzo… oddana postawa.- Przyznał z niechęcią Mariusz, nakładając na swój talerz jedzenie.
- Robię tylko to, co uważam za słuszne. – Wzruszyłem ramionami i poszedłem za jego przykładem. Zacząłem się zastanawiać, skąd ta jego niechęć do mnie?
- Zbyszku, ale z tego co pamiętam, nie zdobyliście jeszcze medalu na igrzyskach?
- Jeszcze nie. Ale mam nadzieję, że w tym roku nam się uda.- Przyznałem z lekką dumą w głosie.
- Nigdy nie zapytałam… Jak się poznaliście?- Strzeliła Marzena. Spojrzałem na Olę, która również spojrzała na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. I wiedziałem, że to ona wyjaśni.
- W sumie to troszkę dzięki wam, mamo.- Zarumieniła się.- Gdybyś mnie nie wysłała na rok do Ignaczaków, pewnie byśmy się nie znali.
- Och, patrz tylko Mariusz! Dzięki nam Alex znalazła wspaniałego chłopaka!- Kobieta chwyciła go za ramię i ucałowała w policzek. Zauważyłem, że mężczyzna wcale nie jest usatysfakcjonowany. A wręcz, gdy sobie uświadomił to, co właśnie się dowiedział… 
- Poznaliśmy się na spotkaniu z siatkarzami w jej szkole.- Kontynuowałem, nie odrywając wzroku od Oli.
-Właściwie, to widzieliśmy się już wcześniej.- Przypomniała.- Na parkingu przed klubem.
- Siedziałaś w samochodzie znudzona i wkurzona. – Zachichotałem.- I pomyśleć, że tak nienawidziłaś tego sportu!
- Nie to, że nienawidziłam.- Broniła się.- Nie przepadałam!
- Ale oczywiście, dzięki mojej urodzie zmieniłaś zdanie.- Mrugnąłem. Nie chciałem wyjść na narcyza, ale na szczęście jej rodzice załapali żart.
- Gapiłeś się na mnie bezczelnie podczas wywiadu!
- Zauroczyłaś mnie. I wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy weszłaś z Igłą i on się przedstawił jako twój wujek! – Pokręciłem głową w roztargnieniu.
- Krzysztof uważa się za twojego wujka?- Przerwał nam Mariusz.
- Też go tak traktuję.- Wyznała z wyćwiczoną obojętnością.
- A Wiktor się skarży, że jego nie uznajesz.
- Mariusz.- Syknęła Marzena.
- Gdyby nie był takim dupkiem, to może i bym go uznała.
- Jak ty się wyrażasz?
- Mam wiele innych, gorszych słów określających jego zachowanie…
- Przestańcie!- Krzyknęła Marzena. Zrobiło się cicho.- A teraz może zmieńmy temat.
- Nie, dlaczego? Skoro już zaczęliśmy…
- Powiedziałam dość, Aleksandro. – Głos nieuznający sprzeciwu. A więc Marzena pani domu!
- O której dokładnie jest ta wizyta?- Spytałem, aby odejść od tematu Wiktora. Pytałem Olę wiele razy, czemu stosunki między nimi się popsuły, ale nigdy nie chciała o tym gadać.
- O dziewiątej.- Odparł Mariusz po krótkiej chwili.
- Mogę jechać z Olą jeżeli nie macie nic przeciwko temu.
- A może Ola chce sama iść do lekarza, bo nie ma pięciu lat?- Zdenerwowała się Sowa, chwytając się za głowę.
- Kochanie, to chyba nie najlepszy pomysł…- Próbowała jej matka.
- Przepraszam, troszkę się źle czuję.- Odłożyła sztućce i wstała od stołu. Gdy zniknęła, na twarzy Marzeny ujawniło się zmęczenie i ból.
- Ja już nie wiem, jak z nią rozmawiać.- Westchnęła.- Jej jest ciężko, ale nam też!
- Ja z nią pogadam.- Zaoferowałem. Kiwnęła głową z wdzięcznością i wtuliła się w swojego męża. Aby im nie przeszkadzać, szybko wyszedłem.
Zapukałem do jej pokoju, ale się nie odezwała. Zaryzykowałem i wszedłem. Stała na środku pokoju wpatrzona w okno.
Cicho zamknąłem za sobą drzwi. I przekręciłem klucz, aby nikt nam nie przeszkadzał. Sowa nawet nie drgnęła. Podszedłem i objąłem ją ramionami od tyłu. Nie odtrąciła mnie. Ośmielony, przysunąłem się jeszcze bliżej i zacząłem całować jej szyję i kark. Odgarnąłem jej włosy na jedną stronę. Już dawno zauważyłem, że są znacznie krótsze.
- Przepraszam.- Mruknąłem. Nie odpowiedziała, tylko odwróciła się do mnie przodem i gwałtownie pocałowała. Wyglądało to trochę tak, jakby pragnęła ode mnie powietrza. Więc jej go dałem.
Pogłębiłem pocałunek. Objęła mnie za szyję przyciągając jeszcze bliżej. W końcu między nami nie zostało żadnej wolnej przestrzeni. Machinalnie moja  lewa ręka wślizgnęła się pod jej koszulkę, a prawa wplątała we włosy. I naprawdę nie moja wina, że moje ciało tak reaguje na jej dotyk.
Gdy zaczęła bawić się włosami na moim karku, poczułem wszechogarniające mnie pożądanie.
Podniosłem ją tak, aby objęła mnie nogami w pasie. Oboje zaczęliśmy już ciężko dyszeć, więc zaniosłem ją na jej łóżko. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła ściągać moją koszulkę…
Obudziłem się.

- Ja pierdole.- Jęknąłem.
- Yhym…
Poczułem ciepłe ciało obok mojego boku. Nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, kto to jest. Pomimo tego, że zacząłem świrować.
Przypomniałem sobie, co robię w jej pokoju. Gdy przyszedłem, stała na środku pokoju, trzymając się za głowę, a po jej policzkach spływały łzy. Natychmiast podałem jej środek przeciwbólowy i położyłem do łóżka. Chciałem odejść, ale ona wtedy chwyciła mnie za rękę.
- Zbyszek. Zostań, proszę.- Spojrzała na mnie tak, że nie mogłem odmówić. Eh, co ja się oszukuję. Nawet gdyby nic nie powiedziała, to chciałbym zostać.
Położyłem się obok niej, a ona wtuliła się we mnie i usnęła. Chwilę później i ja odpłynąłem.
- Co się stało?- Wymruczała sennie w moją klatkę piersiową.
- Nic. Miałem po prostu piękny sen.- Pocałowałem ją we włosy i uśmiechnąłem się na samo wspomnienie…
- Czyżby ten sen miał coś wspólnego ze mną?- Odsunęła się i oparła na łokciu.
- Może.- Zachowałem pokerową twarz.
- Nie musisz kłamać. Czuję, że o mnie.- Zachichotała i zerknęła na zegarek.- Dopiero druga w nocy.
- Twój tata pewnie czuwa pod drzwiami.- Westchnąłem zrezygnowany.- Lepiej będzie, jak pójdę do swojego pokoju gościnnego.
- To nie jego sprawa, co się dzieje w MOIM POKOJU.- Podkreśliła ostatnie słowa.
- Ale kiedy postanowi mnie zastrzelić, to już na pewno będzie moja sprawa.- Uśmiechnąłem się.
- Ja i tak już nie zasnę.- Przyznała, ponownie kładąc się obok mnie.
- Ja pewnie też nie. Nie mógłbym.- Odetchnąłem ciężko. Zaśmiała się.
- Czemu śpisz w podkoszulku?
- Już chcesz mnie rozbierać?- Ucieszyłem się.
- Nigdy nie będę miała dość patrzenia na twoją klatę.- Zerknęła do góry, w moje oczy. Pomyślałem wtedy, że przestraszyła się, jak zareaguję.
- Ja jeszcze twojej nie widziałem, ale też nie mogę się napatrzyć.- Puściłem do niej oko. Wybuchła śmiechem, a ja jej zawtórowałem. Nie mogłem się powstrzymać by jej nie pocałować. Wiele dziewczyn mi mówiło, a w tym Tamara, że mam niesamowicie wyrzeźbione ciało. Nigdy mnie to specjalnie nie ruszało, ale wraz ze słowami Oli poczułem, że mój wysiłek nie idzie na marne.
- Chyba zgłodniałam.- Westchnęła podnosząc się.
- Przecież ja mogę ci coś przynieść.- Zaoferowałem pomoc.
- Jeszcze aż tak obłożnie chora nie jestem.- Wywróciła oczami i wstała. Ledwo przeszła kilka kroków, a puściła się biegiem. Przestraszony wyleciałem za nią.
Była w łazience.
- Wszystko okej?- Zajrzałem do środka. Nie odpowiedziała, bo nie musiała. Klęczała nad sedesem i wymiotowała.- Cholera, Olka!- Wpadłem do środka.
- Idź. Stąd.- Wysapała.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię.- Prychnąłem. Chwyciłem jej włosy i odsunąłem z twarzy. Kiedy skończyła, odepchnęła mnie lekko, lecz stanowczo.
- Mógłbyś zrobić mi herbaty?
- Jasne. Jak coś to wołaj.- Kiwnęła głową. Wyszedłem do kuchni. Znalazłem czajnik, nalałem wody i wstawiłem. Gdy szukałem w półkach herbaty, Ola weszła.
- Trzecia po prawej.- Podpowiedziała i usiadła przy małym stoliku.
Na jej słowa coś mi się przypomniało…

- Kurwa mać, czy nie może być tak, że w każdym domu kawa jest na swoim miejscu?- Jęknąłem do siebie.
- Gdyby tak było, to żaden dom nie byłby tajemnicą.- Uśmiechnęła się.
- W takim razie muszę szybko nauczyć się tajemnic twojego domu, skoro mam tutaj z tobą mieszkać.- Wypaliłem, ale na same słowa objął mnie strach.
- Herbata, kawa i przyprawy są nad kuchenką. – Podpowiedziała łaskawie, posyłając mi całusa.- Przy okazji mi też zrób…

-… Zbyszek. Zbyszek!
- Co?- Ocknąłem się. Wtedy usłyszałem gwizd czajnika.- Przepraszam, zamyśliłem się.- Zalałem nam herbatę i postawiłem na stole. Kiedy zająłem swoje miejsce, Olka bacznie mi się przyglądała.
- Co się stało?
- Nic.- Chwyciłem jej dłoń i ucałowałem.


O dziewiątej rano doktor Zynne przyjął Olę do gabinetu. Wszedłem razem z nią, ponieważ tego chciała. Była z nami jej matka, ale została na korytarzu.
- Witam was, kochani. Pani Marzena mówiła, że to pilna sprawa. Więc w czym mogę pomóc?
Wyjaśniliśmy pokrótce cała sprawę. Gdy skończyliśmy, lekarz przyglądał nam się w skupieniu.
- Nie słyszałem o tej klinice. Jednak, skoro uważacie, że to może pomóc… Nie mogę cię zatrzymać Aleksandro. Jeszcze dzisiaj przeprowadzimy wszystkie potrzebne badania i myślę, że z końcem tygodnia możesz wylecieć z kraju. Prosiłbym również o kontakt do twoich najbliższych, bym mógł kontrolować twoją sytuację zdrowotną i być na bieżąco.
- Nie ma sprawy.
Gdy wyszliśmy, poczułem jak schodzi ze mnie ciśnienie.
- I jak?- Napadła na nas jej matka.
- Jeszcze dzisiaj zarezerwuję bilety.- Odpowiedziałem. 


******
Witajcie po baaaardzo długiej przerwie. Nie wiem, czy wszyscy przeczytali tamten komentarz, który dodałam pod ostatnim postem... W każdym razie internet w końcu mam, laptop naprawiony! Więc będę dodawać codziennie nowy rozdział aby jak najszybciej skończyć bloga :) Zwłaszcza przed rokiem szkolnym! 

Mam nadzieję, że nie jesteście bardzo na mnie źli :C 

Pozdrawiam, buziaki ;***

sobota, 2 lipca 2016

15.Nie ważne, jak ciężko jesteś ranny. Póki żyjesz - masz nadzieję...


Telefon przerwał mój piękny sen. Klnąc na cały świat przystawiłem go do ucha.
- Haalooo?
- Mamy to!
- Pomyłka.- Mruknąłem i się rozłączyłem. Nie minęła minuta, jak ponownie ktoś się odezwał.- Pomyłka mówię.
- Olka! Mamy to!
- Co?- Natychmiast się przebudziłem. Dopiero teraz poznałem głos Wiktora, który nawijał o czymś bez żadnego sensu.- Wolniej.
- Nie ma czasu do stracenia. Wieczorem będę w Lonydnie. Spotkamy się w kawiarni Soweckich.
- Ale…- Brak sygnału.- Co za palant!
- Co się kurwa mać dzieje?!- Kubiak podniósł głowę i spojrzał na mnie wojowniczo.
- Wiktorowi udało się coś wymyślić.
- To znaczy?
- To znaczy, że jest szansa dla Oli na odpowiednią opiekę medyczną!

Umówiłem się z Olcią na 18.00 w jej kawiarni. Gdy tylko zobaczyła mój dobry nastrój, od razu się odprężyła.
- A już myślałam, że coś się stało.
- A no stało się. Ale to zaraz. Będziemy mieli gościa za jakieś dziesięć minut.- Pocałowałem ją w policzek, troszkę dłużej przytrzymując wargi na jej skórze. Po raz kolejny poczułem ten piękny zapach: jabłek i mięty.
- Napijesz się czegoś?- zapytała z wielkim uśmiechem. Tak bardzo kochałem jej uśmiech…
- Kawy z chęcią.
- Śmietanka, dwa cukry plus cynamon?
- Jak dobrze mnie znasz.- Puściłem jej oko. Zarumieniła się po czym poszłą wykonać swoją robotę. Akurat, gdy wróciła do kawiarni wszedł wysoki mężczyzna. Dobrze go pamiętałem z ostatniego spotkania. Ten sam wyraz twarzy, ta sama ryzura, i ta sama otyłość. Często, gsy tak patrzę na ludzi, zastanawiam się jak to możliwe, że nie przeszkadza im ich masa. Ja na przykład nie potrafiłbym funkcjonować bez moich mięśni.
- Spóźnił się pan.
- Przepraszam, korki.- Wzruszył obojętnie ramionami i usiadł obok mnie. Ola patrzyła na wujka z szeroko otwartymi oczami.- Aleksandro nie patrz tak na mnie. Jeszcze żyję i mam się dobrze. Dziękuję, że spytałaś!
- Skąd ty tutaj?
- By pomóc.
- I to był ten twój wspaniały pomysł?!- Odwróciła się do mnie wściekła.
- Lepszy niż żaden!- Broniłem się.- Poza tym my z Wiktorem się bardzo lubimy. Obiecał nam pomóc.
- Ile po raz kolejny musiałeś mu zapłacić?- Wpatrywała się we mnie takim wzrokiem, że aż mi ciarki przeszły. Normalnie to by mi w ogóle nie przeszkadzało. Cała uwaga skupiona tylko na mnie! Ale w takich okolicznościach… Do tego goście wpatrywali się w nas z zainteresowaniem.
- Nic.- Odpowiedzieliśmy razem.
- I ja mam w to uwierzyć? Po co tutaj przyjechałeś, Wiktor?
- Usiądź z nami, proszę.- Skierowałem swoją prośbę do niej. Spojrzała na mnie krzywo, ale posłuchała.
- Dobrze. Wysłucham cię, ale na więcej nie licz.
- Odezwał się do mnie twój przyjaciel kilka dni temu. Wyjaśnił sytuację a ja postanowiłem coś zrobić. Nie mogę przecież po raz kolejny patrzeć jak bliska osoba cierpi. Podzwoniłem po znajomych z całego świata. Jeden z nich prowadzi klinikę, w której leczą twoją chorobę.
- Leczą?- Ola nie była do końca przekonana.
- Tak, mają odpowiedni sprzęt.
- Gdzie?- Mój entuzjazm był aż nad to słyszalny.
- Chiny.
- Chyba oszalałeś!- Wybuchła dziewczyna. – Jeden z drugim postradaliście zmysły.
- Przestań. – Przerwałem jej.- Tam mogą ci pomóc! Załatwimy ci najlepszych lekarzy. Pieniądze nie grają roli!
- Właśnie że grają! Ile to będzie kosztować, hę?
- Po znajomościach na pewno mniej niż normalnie.- Uśmiechnął się. Olka nie wydawała się udobruchana. Wręcz przeciwnie! Takiej wściekłej nie widziałem jej od… nigdy.
- Przynajmniej się zastanów. To dobra oferta. A …- Chciałem mówić dalej, jednak ona posłała mi miażdżące spojrzenie, wstała z miejsca i bez pożegnania wyszła przed kawiarnię.- No tak.
- Dajmy jej trochę czasu, na pewno go potrzebuje.
Skinąłem głową. Ale nie byłem do końca przekonany.


Ola – dziennik
Czy powinnam się cieszyć? Jakoś nie mogę poradzić sobie z myślą, że ktoś może mi pomóc. Już pogodziłam się z tym, że umrę. I to niedługo. Po raz kolejny ktoś zburzył mój świat. Byłam gotowa się pożegnać, utonąć w ciszy i nagle ktoś rzuca mi koło ratunkowe. Jednak nie wiadomo, czy mi pomoże, czy jeszcze bardziej przygniecie do gleby.
Zbyszek jest taki radosny! Cieszy się, że znalazł jakieś wyjście z sytuacji. Nie chcę go martwić wiadomością, że to może być ślepa uliczka. Jednak ta jego radość daje mi siłę by walczyć. I dla niego postaram się wygrać.
Jest moim przyjacielem. W sumie to już … chłopakiem. Nie pozwalam sobie na nic więcej. W ten sposób nie skrzywdzę bardziej niż to konieczne ani siebie, ani tym bardziej jego.  Obawiam się tylko, że może naciskać, a wtedy będzie to znak dla mnie, żeby go od siebie odtrącić. Im szybciej, tym lepiej.
I nie zmieni moich przekonań nawet to, że bardzo go lubię.
Bardzo, bardzo lubię.


Ze spotkania w kawiarni od razu poleciałem do szefa. W sensie do trenera. Musiałem w końcu zdecydować, co jest najważniejsze. Ale najpierw upewnię się, że dadzą sobie radę, gdybym odszedł. Starałem się myśleć jak najbardziej pozytywnie, tylko że powoli zaczynało to męczyć.
Zapukałem trzy razy w drzwi, po czym wszedłem na wołanie Stefana.
- Cio tam Zibi?- Zerknął znad ekrany komputera. Kolejna analiza najbliższego przeciwnika.
- Przyszedłem w swojej sprawie…
- Coś z tfoją dzieczyna?
- I tak i nie. Chodzi bardziej o mnie. Wiesz, jaka jest sytuacja.
- Mhm.
- Po prostu muszę cię prosić, że gdy przyjdę do ciebie… pozwolisz mi odejść.
- Tak z nią źle?- Odłożył laptopa na stolik. Usiadł wygodnie i skupił całą uwagę na mnie.
- Jest możliwość walki z tym cholerstwem, ale Ola musi wyjechać do Chin.
- Roziumiem. – Kiwnął z powaga głową.
- Nie chcę rezygnować z tego turnieju… Ale jeśli ona się zdecyduje, a będę ją do tego przekonywał, ja jej nie zostawię.
- Okej. Wim, że to ciężkie dla was. Pomogę, jeśli będziecie potrzebować. Dobzie, że mi powiedziałeś wcześniej. Dzwonię po ……..
Wstałem i z wdzięcznością uścisnąłem mu rękę. Po czym pognałem do Ignaczak. Ten, siedział na swoim łóżku i rozmawiał przez telefon. Prawdopodobnie ze swoją żoną. Usiadłem na łóżku obok i cierpliwie czekałem przeglądając gazety na stoliku nocnym.W końcu zakończył rozmowę.
- Co tam Zibi?
- Jest możliwość uratowania sytuacji w Chinach.- Ogłosiłem uroczyście, odkładając gazety.
- To będzie dużo kosztować... 
- Jakoś mnie to nie martwi. - Wzruszyłem ramionami.- Ważne żeby pomogło.
- Dołożę się.- Zapewnił Igła.- To kiedy wylot?
- No właśnie w tym problem. Ona nie chce. Nie rozumiem czemu!- Pożaliłem się jak pięcioletnie dziecko. 
- No to trzeba ją przekonać, a co! Jak doszedłeś do tego?
-Z pomocą Wiktora...
- No to już rozumiem jej niechęć. Wie, że on ma dłużników. I nie chce, żebyś sie do tego mieszał.
- Skąd...?
- Bo znam ją trochę. Całkiem jak jej matka!- Pokręcił głową przy czym na jego twarzy zagościł czuły śmiech. 
- Pomożesz mi ją przekonać?
- Jasne, że tak!- Poklepał mnie po plecach.- A teraz czas się przygotować na trening.
- Znowu ci skopię dupę na siłowni.- Trąciłem go lekko łokciem.
- Chciałbyś! Ostatnio nie dorównywałeś mi w podnoszeniu ciężarów.- Zachichotał.
- Myślisz, że nie wiem, że Fabian ci pomagał?!- Udawałem oburzenie.
- Wiem tylko tyle, że dzisiaj zgarniam całą wygraną.- Wyszczerzył się, po czym wypchnął mnie za drzwi pokoju i zamknął je przed moim nosem.
- Jeszcze zobaczymy.- Prychnąłem.

Po treningu byłem tak wykończony, że po prostu zasnąłem gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki. I znów miałem ten sen.
Ten, w którym trząsłem się ze strachu.
A obudziłem się zalany potem. Kilka minut później odczytałem sms.

Od: Ola
Wiadomość: Rozmawiałam z rodzicami. Zgadzam się na wyjazd.

 Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Czułem się taki szczęśliwy! Miałem nadzieję, wielką nadzieję, że to zadziała. 
Teraz została jedna rzecz. Trzeba było pożegnać się z reprezentacją, moimi najlepszymi przyjaciółmi. Pożegnać z szansą na medal na tych IO. A to jest najtrudniejsze... 


 ,

czwartek, 9 czerwca 2016

14.Trzeba będzie sporo się natrudzić i wiele zaryzykować. Ale przecież na tym polega życie, prawda..?

Francja pokonana! Teraz kilka dni oddechu i dalsza część turnieju. Jakoś nie mogłem o tym myśleć. Codziennie odwiedzałem Olę i prawie zawsze ktoś u niej był. Nie było czasu zadowolić się tym co osiągnąłem.
Dziewczyna jakoś nie bardzo chciała mówić o"naszym czymś". W sumie sam nie wiedziałem, co to jest. Nikt nie wiedział o naszym pocałunku. Ale zdawałem sobie sprawę, że Misiek i Igła domyślili się. Chwała im za to, że nikomu o tym nie gadali.
Dzień wcześniej dowiedziałem się, że Olka wychodzi ze szpitala i będzie mieszkać u rodziców. Z wielką rozkoszą zgłosiłem się na ochotnika by pomóc przewieź jej rzeczy. Właśnie się do niej wybierałem, kiedy Krzysiek mnie zatrzymał.
- Zibi! Wiesz, że Antiga rozmyśla nad twoją sytuacją z Blainem?
- O co dokładnie chodzi?
- Chcą, żebyś podjął decyzję: zostajesz, czy odchodzisz na ten sezon.
- No tak.- Mruknąłem. To by komplikowało sytuację. Chciałem pomóc drużynie i jednocześnie być przy Oli. Jednak podświadomość pukała do okienka twierdząc, że tak się nie da. Chociaż jak na razie nieźle sobie radziłem...
- Pojechać z tobą?
- Jak chcesz.- Wzruszyłem ramionami. Nie było mi to jednak tak do końca obojętne, gdyż miałem nadzieję na pozostanie chociaż na kilka minut samemu z dziewczyną.
Muszę wyjaśnić sobie z nią kilka spraw...




Olam 22 sierpień 2017r. - dziennik
- Dobrze, że masz tak dobrego przyjaciela! Inaczej nie poradziłybyśmy sobie z tymi kartonami...
Tak zareagowała moja matka na wiadomość, że Zbyszek pomoże mi w przeprowadzce. Na samą myśl o nim moje tętno przyspieszyło. Oglądałam ostatni mecz, a moja duma z niego była tak ogromna! Więc dlaczego nie potrafię jej mu okazać? Nie wiem, może nie jestem gotowa na kolejny związek. Zwłaszcza w takiej sytuacji. A cholera jasna! Nie mogę wszystkiego zwalać na robaka, który siedzi w moim mózgu ;/ Tu bardziej chodzi o niego. Przystojny, w miarę inteligentny, rozgarnięty, pomocny, miły, uczynny, zawzięty i uparty... Tyle zalet! Jakim cudem on mnie chce?
Pocałował mnie.
Wciąż czuję jego dłonie na mojej twarzy i jego usta na moich ustach. Tak słodko i przyjemnie... Inaczej niż z Alanem, czy Michaelem (ten, który mnie zostawił). Znaczy... z nimi było naprawdę fajnie. Zwłaszcza z tym pierwszym. Jednak czegoś brakowało. U Zibiego było idealnie. I jeszcze mu na mnie zależy!
Ba, przecież on mi powiedział... On mnie kocha. I jak ja mogę mu dać coś w zamian? Jeszcze nie wie nic o dokładnej diagnozie lekarzy. Kiedy się dowie, pewnie zmieni zdanie. Poza tym jego życiem jest siatkówka i nie może poświęcać się dla mnie, kiedy to drużyna go potrzebuje!
Chyba właśnie przyszedł. Słyszę jego głos z końca mieszkania. Super.



Otworzyła nam Natalia.
- O, siema mistrzowie!- Cmoknęła nas w policzek.- Kartony są w przedpokoju, a Karo zaraz podjedzie autem.
- Natalka , to Zbyszek?- Usłyszeliśmy głos matki Oli. Wyszła do nas i stanęła jak wryta na widok mojego towarzysza.- Krzysiek.
- Cześć Marzena.- Uśmiechnął się.- Wpadłem, może tez pomogę...
- Każde ręce się przydadzą! To co? Bierzemy się do pracy?
- Gdzie jest Ola?- Zapytałem zniecierpliwiony.
- U siebie pewnie.- Odpowiedziała mi Karolina,która właśnie weszła za nami do mieszkania. - Ale zanim będziecie się witać, zanieście te kartony to od razu je zawiozę.
I tak zrobiliśmy. Było ich trochę, ale daliśmy sobie radę w kilkanaście minut.
- Chyba się starzeję.- Mamrotał Ignaczak, gdy zniósł ostatni bagaż.
- Ja nie wiem, jak ty możesz grac z taką kondycją.- Nabijałęm się z niego.
- Rzucanie po boisku to nie to samo co bieganie po schodach!
- Taaa...
- Już koniec?- Usłyszeliśmy za sobą głos Marzeny.
- Tak.
- Dobra. Pojedziemy na dwa samochody... Kto jedzie ze mną i Olą?
- Ale ja jadę z Karo.- Ogłosiła cicho dziewczyna, która wyszła z klatki schodowej. Przyjrzałem jej się dokładniej: błękitna sukienka, białe buty (nie pamiętam jak się nazywają... ale dziewczyny w nich lubią chodzić w lato, chociaż one mają tyle rodzajów butów, że można się pogubić) i tradycyjnie chustka na głowie.
- Na pewno? Kochanie, tam jest mało miejsca...
- Nie jestem najgrubsza. Zmieszczę się.- Ta jej waleczność mi zaimponowała. Kochałem ją taką. Naprawdę...
- Niech będzie.- Poddała się starsza kobieta.- Wy dwaj ze mną.- Kiwnęła na mnie i Igłę. Bez słowa podążyliśmy za nią. Minąłem się z Olą, która uśmiechnęła się do mnie.
Na miejscu byliśmy jakieś czterdzieści minut później. Po raz kolejny zabraliśmy się do wnoszenia kartonów. Tym razem poszło szybciej, bo nie musieliśmy biegać po schodach.
Państwo Soweccy mieli piękny dom jednorodzinny z dużym ogrodem. Nie miałem jednak ochoty pozwiedzać, gdyż marzyłem tylko o jednym.
Pani Marzena zrobiła nam kawy i całkowicie pochłonęła ją rozmowa ze swoim mężem oraz Krzyśkiem. Nie chcąc przeszkadzać, wyszedłem z pokoju. Nawet tego nie zauważyli. Zacząłem szukać Oli, aż w końcu zobaczyłem ją w garażu, dźwigającą ciężkie pudełko.

- Słabo ci to idzie.- Napomknąłem. Przestraszona upuściła rzeczy na beton.
- Cholera jasna, Bartman! Znowu mnie straszysz?
- Daj, zaniosę to za ciebie.- Zacząłem zbierać książki, ale mnie odepchnęła. Co prawda z jej siłą nic nie mogła mi zrobić, ale zadziałało tu zaskoczenie.- No przecież chcę ci pomóc!
- Dam sobie radę.- Burknęła. - Ty weź to drugie.
Zerknąłem na miejsce, które wskazywała. Faktycznie tamto było większe. Podniosłem je i zrównałem się do niej.
- To co? Ścigamy się?- Zaproponowałem.
- Cwaniak z ciebie.- Zachichotała.
- Dam ci wygrać, jak chcesz.- Szturchnąłem ją łokciem i puściłem oko. Lekko się zaczerwieniła.
- Nie potrzebuję twojej łaski.
- Jak chcesz.- Wzruszyłem ramionami i pognałem do środka. Odnalazłem jej pokój i postawiłem pudełko na łóżku. Wypadła jedna z  książek na podłogę a razem z nią jakaś kartka. Podniosłem obie rzeczy i przyjrzałem się tej drugiej.
Aż sobie usiadłem, gdy to przeczytałem.
- Co ty robisz?!- Ola wpadła do pokoju i wyrwała mi list. Bo to był list.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Nie było kiedy.- Zwinęła papier w kulkę i cisnęła do kosza.
- Byłem u ciebie wczoraj. I przedwczoraj. I przed meczem. Nie było kiedy?!
- Boże, Zbyszek uspokój się!
- Naprawdę, myślałem, że już wiesz. Zależy mi na tobie. A ty mi o takich rzeczach nie mówisz?!
- Nie muszę ci się spowiadać.- Burknęła. Zaczęła chaotycznie układać tomy na półce. Wstałem, podszedłem do niej i ją przytuliłem.
- Znajdę sposób, żeby ci pomóc. Na pewno jakiś jest.- Pocałowałem ją w czubek głowy.
- Napisali, że nie ma sposobu ze względu na jego umiejscowienie.- Szepnęła w moją koszulkę. Nie płakała. Była tylko bardzo smutna. Poczułem wtedy taki podziw do niej, jak nigdy wcześniej.
- Nie ma w Anglii. Nie ma w Polsce. Ale może gdzieś jest.
- Naprawdę w to wierzysz? - Odsunęła się ode mnie na wyciągnięcie ręki, ale nadal kurczowo trzymała mojej koszulki.- Bo ja nie.
- Wierzę, że razem damy sobie radę. - Przyciągnąłem ją do siebie i po chwili całowałam z największą namiętnością, na jaką mnie było stać. Tym razem odwzajemniła pocałunek od razu. A nawet mocno się do mnie przytuliła. Objąłem ją ramionami dając przy tym schronienie.
Kiedy się od niej odsunąłem, nadal stała z zamkniętymi oczami i błogim uśmieszkiem na twarzy.
- Hmmm. Aż tak dobrze całuję?- Zachichotałem. Natychmiast się ocknęła.
- Nie schlebiaj sobie.- Trzepnęła mnie w ramię. Ściągnęła chustkę i rozpuściła przycięte włosy. Wyglądała wtedy tak młodo...
- Co jest takiego w niej, że ją nosisz?- Zastanawiałem się na głos, biorąc do rąk kwiecistą rzecz.
- Była ze mną od początku i mnie nie zostawiła.
- Ale ona jest potargana!- Zdumiałem się.
- Co z tego? Ja też nie jestem w najlepszym stanie. Idealnie do siebie pasujemy.- Zażartowała.
- Humorek ci dopisuje.- Uśmiechnąłem się.
- A co? Mam siedzieć i płakać? Użalać się nad sobą?
- Nie... Chodzi mi tylko o to, że to takie...
- Inne?
- Sprzeczne.
- Postanowiłam, że nie będę dla nikogo ciężarem. Sama muszę sobie radzić z tym, co mnie spotyka.
- Ale w tej sytuacji potrzebujesz pomocy.
- Czy musimy po raz kolejny wracać na ten sam temat?- Warknęła. Usiadła na łóżku, więc do niej dołączyłem. Oparła głowę na moim ramieniu.
- Możemy go pominąć.- Zgodziłem się.
Dwie godziny później wróciłem z Igłą do wioski. Akurat na wieczorny trening.
Następnego dnia przeszukiwałem sieć w związku z klinikami, gdzie leczą nowotwory mózgu. Nie było ich dużo, a te, które się wyświetliły nie miały takiego sprzętu i możliwości leczenia, jakich potrzebowaliśmy.
Zrezygnowany, nałożyłem słuchawki na uszy.
I wtedy wpadłem na pewien pomysł.

Tak, jak myślałem - Ola dzisiaj pracowała w rodzinnej kawiarni. I nawet zdziwiłem się, że gdy mnie zobaczyła, od razu podeszła nie zważając na marudzenie klientów przy stoliku. Pocałowałem ją szybko i przeszedłem do rzeczy.
- Mam pomysł. Musisz mi tylko dać namiar na twojego wujka.
- Jakiego wujka?- Zdezorientowana wpatrywała się we mnie jak na głupiego.
- Wiktor. Muszę z nim pogadać.
- Jaki pomysł?- Jej podejrzliwość troszkę mnie wkurzyła.
- Zaufaj mi, okej? - Wziąłem jej twarz w swoje dłonie i spojrzałem w oczy.
- Najpierw mi powiedz.
- Nie, najpierw muszę się dowiedzieć, czy to zadziała. Jeśli nie, nie chcę ci dawać nadziei.
- Niech będzie. Daj komórkę.- Podałem jej, a ona wpisała numer. Po czym zniknęła na zapleczu.


Ola, 23 sierpień 2017r. - dziennik.
Wpadł do mnie w środku dnia, prawdopodobnie zaraz po treningu i zażądał telefonu do Wiktora. Co go złapało? Mam tylko nadzieję, że to żaden durnowaty pomysł.
Nie potrafiłam dalej stać koło niego, więc uciekłam dając znać koledze aby przejął mój stolik. Nie płaczę, bo to nie ma sensu. W ogóle! To co on robi nie ma sensu.
Paranoja. Durnota.
Wczoraj o mało nie przyłapał mnie na chowaniu pamiętnika do pudełka w garażu. Gdyby go przeczytał chyba bym się zapadła pod ziemię. Za to znalazł list od lekarza z dokładną diagnozą. I potem ten pocałunek... I kolejne godziny spędzone z nim w moim pokoju, gdzie nikt nam nie przeszkadzał. Mogłam korzystać z jego energii ile tylko było trzeba. Dzięki temu miałam siłę przyjść dzisiaj do pracy.
Czy to już odurzenie?
Nie mogę sobie na to pozwolić. Bo, kiedy już i on straci nadzieję, a ja będę powoli umierać, bardziej będzie mnie boleć to, że go zostawiam.
Super, i znowu zaczyna mnie głowa boleć... 






*********
Witajcie! Musicie mi wybaczyć :C Te ostatnie tygodnie szkoły to był jeden wielki wyścig. Potem problemy z netem i dlatego tak długo nie dodawałam.
Nie wiem nawet czy uda mi się w ten weekend jeszcze coś napisać.
Wolne to ja chyba będę mieć dopiero po zakończeniu roku xD
W każdym razie dziękuję, że czytacie!
Pozdrawiam ;**