Nie
było łatwo się z nimi pożegnać. Jarosz dotarł do nas zaraz następnego dnia,
więc ja byłem wolny. Ciężko zostawić swoje życie dla życia kogoś innego. Taka
jest prawda. Ale nie chciałem się nawet zastanawiać, żeby przypadkiem jakiś
głupi pomysł mi do głowy nie przyszedł!
-
No, to stary szczęścia.- Mruknął smutny Fabian.
-
I miłości!- Dodał Nowakowski. – Wiesz, jak tylko po raz pierwszy was razem
zobaczyłem, to wiedziałem.
-
Co wiedziałeś?- Uśmiechnąłem się. Ten tylko puścił do mnie oko, poklepał po
plecach i wszedł z powrotem do ośrodka.
-
Tylko dawaj znaki życia! My też chcemy wiedzieć, co z nią.- Pogroził Ignaczak.-
A zwłaszcza ja. Jako wujek… - Co prawda nie jest wujkiem, ale tak się nazywa.
Zerknąłem na Miśka. Spuszczona głowa, smutny wyraz twarzy. Nie podoba mu się
to, że go zostawiam.
Podjechała
taksówka.
-
To moja…- Westchnąłem. Jeszcze raz się z nimi pożegnałem, po czym wsiadłem do
samochodu i odjechałem prosto do domu rodziców Oli.
Nie
wiem, który raz już
tędy jadę. Może dwudziesty? Obiecałem Tamarze, że się z nią spotkam. Po cholerę? Może dotarło do
mnie, że Olka po prostu odeszła i nie zmienię tego. Mógłbym co prawda jechać do
niej do Anglii, stanąć w jej progu, oczywiście przy założeniu, że wydobędę od
Ignaczaka adres… W każdym razie ile razy ja już dobie to wyobrażałem! Boże,
gdyby tak poje marzenia stały się rzeczywistością.
Ale
wiem, że nie mogę liczyć na więcej niż mam. Może faktycznie powinienem zacząć
nowe życie, jak to określił Kubiak. Wiem, że u niego też nie najlepiej układa
się w związku. Obaj zmieniliśmy klub, tyle że on gra nie w polskiej lidze. Ja musiałem coś zmienić. W
końcu po kolejnym roku w Rzeszowie, razem z ojcem przejrzałem inne oferty. Było
ich sporo, a ja nie mogłem się zdecydować. Ostatecznie ojciec przekonał mnie na
Jastrzębie. Wrócić na stare śmieci, pokazać tym młodszym, że jednak muszą się
obawiać Zbigniewa Bartmana.
Ciekawe,
co na to Tamara.
Nie
jesteśmy razem. Jeszcze. Ale na najlepszej drodze do tego! Ostatnim razem uciekłem,
kiedy za bardzo zacząłem się angażować. Wiem, że ją zraniłem. Ale nie mogłem
sobie pozwolić na związek. To było wtedy dla mnie coś okropnego.
Najwyraźniej
się starzeję, bo na tą chwilę pragnę czegoś więcej.
Szkoda
tylko, że nie ma tej odpowiedniej osoby.
Wysiadłem
z auta i moim oczom ukazała się piękna kobieta w zielonej sukience.
-
Pamiętam ją.- Uśmiechnąłem się do kobiety, lustrując wzrokiem ubiór.
-
Miałam nadzieję, że będziesz pamiętał. – Przyznała i objęła mnie za szyję.
-
Jak bym mógł zapomnieć? Chyba mnie nie doceniasz!- Droczyłem się.- Po tym, jak
zaprosiłem cię na pierwszą randkę, zastanawiałem się w co się ubrać. Żeby nie
wyjść na głupca. A gdy zobaczyłem cię w tej sukience pomyślałem, że patrzę na
najpiękniejszą kobietę na świecie…- Ucałowałem lekko jej usta, aby nie
zobaczyła bólu wypisanego na mojej twarzy. Poczułem się tak, jakbym zdradzał
Olę…
Ale
przecież nawet z nią nie chodziłem!
To
czemu te wyrzuty sumienia?
„Czas
najwyższy żebym się ogarnął. Zasługuję na szczęście”- Próbowałem sam siebie
przekonać słowami mojego najlepszego przyjaciela. Co z tego, że z tyłu głowy
chodziła mi inna myśl:
„Ale
bez niej nie będziesz szczęśliwy…”
Teraz, gdy o tym pomyślałem… Wydaje się
takie odległe. Odkąd zerwałem z Tamarą ani razu nie zastanawiałem się, co u
niej.
Po raz kolejny złamałem jej serce.
Wysiadłem z taksówki i wszedłem na plac. Wtedy drzwi
się otworzyły.
- Jesteś wreszcie!- Zawołała.- Chodź,
moi rodzice się niecierpliwią.- Po czym zniknęła. Uśmiechnąłem się na ten jej
dobry humorek, którego tak dawno nie miała. Wszedłem za nią, starannie
zamykając drzwi i ustawiając dwie walizki w przedpokoju.
- Pan Zbyszek! Cieszę się, że zdążył
pan na ciepły obiad.- Uśmiechnęła się Marzena i zaprowadziła do jadalni. –
Wizyta u lekarza jest umówiona na jutro rano. Dobrze, że doktor Zyne zgodził
się nam pomóc. Bez konsultacji z nim, nie byłoby możliwości wyjazdu.
Mariusz już zajął swoje miejsce z
wózkiem inwalidzkim. Przyglądał mi się uważnie.
- Dzień dobry.- Przywitałem się, jak na
grzecznego, kulturalnego chłopaka.
- Witaj, witaj. – Kiwnął głową. Czyżby
coś nie tak?
- Zaraz podam obiad! Usiądź sobie
Zbyszku!- Kobieta wyszła z pomieszczenia. Mariusz odprowadzał ją czułym
wzrokiem, po czym wrócił do obserwowania mnie.
- Dziękuję, że mogę się u państwa
zatrzymać.- Odezwałem się pierwszy aby przełamać lody.
- Gdyby nie moja córka i żona…
Prościej. Gdyby to ode mnie zależało, jadłbyś teraz w hotelu.- Aż mnie zatkało!
Czyżby ojciec Oli zdążył mnie znienawidzić?
- Rozumiem. – Sam się zdziwiłem, że ton
mojego głosu jest normalny.- Mimo wszystko dziękuję. Oczywiście, jeżeli jest to
jakiś problem…
- Jaki problem?- Zapytała Aleksandra,
wchodząc do jadalni z miską sałatki.
- Żaden.- Odpowiedzieliśmy
jednocześnie. Spojrzała po nas zaskoczona, po czym wzruszyła tylko ramionami.
- Pomóc wam?- Dopytywał Mariusz. Aż
wstyd mi było, że sam na to nie wpadłem.
- Damy sobie radę! A wy pogadajcie
sobie.. o sporcie. Czy czymś tam.
- No właśnie! Może opowiesz mi coś o
twojej karierze siatkarza?- Zainteresował się Mariusz. Sowa znów zniknęła, a
atmosfera między mną a jej ojcem ponownie zgęstniała. – W jakim grasz klubie?
- Miałem zamiar wyjechać do Turcji,
gdzie czeka na mnie ciekawa oferta.
- Hm. Turcja powiadasz? Czyli nie w
Polsce.- Zamyślił się.
- Myślałem o tym, dopóki… Dopóki nie
przyjechałem tutaj. Teraz, kiedy Ola jest chora, muszę się wstrzymać.
- A ja bym bardzo chciała, żebyś grał.-
Ogłosiła z powagą moja dziewczyna, wchodząc do jadalni za swoją matką. Zajęła
miejsce obok mnie, stawiając ziemniaki na środku stołu.
- Słońce, rozmawialiśmy o tym.-
Zmarszczyłem brwi.
- Nie chcę żebyś rezygnował z gry w
reprezentacji tylko z mojego powodu.- Poczułem, że się wścieka. Chwyciłem ją
więc za rękę i mocno ścisnąłem. Dopiero po chwili odpowiedziała tym samym.
- Nie będziesz dłużej grał na IO?-
Zdziwiona mina jej matki w ogóle nie poprawiła mi humoru.
- Hm. To bardzo… oddana postawa.- Przyznał
z niechęcią Mariusz, nakładając na swój talerz jedzenie.
- Robię tylko to, co uważam za słuszne.
– Wzruszyłem ramionami i poszedłem za jego przykładem. Zacząłem się
zastanawiać, skąd ta jego niechęć do mnie?
- Zbyszku, ale z tego co pamiętam, nie zdobyliście
jeszcze medalu na igrzyskach?
- Jeszcze nie. Ale mam nadzieję, że w
tym roku nam się uda.- Przyznałem z lekką dumą w głosie.
- Nigdy nie zapytałam… Jak się
poznaliście?- Strzeliła Marzena. Spojrzałem na Olę, która również spojrzała na
mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. I wiedziałem, że to ona wyjaśni.
- W sumie to troszkę dzięki wam, mamo.-
Zarumieniła się.- Gdybyś mnie nie wysłała na rok do Ignaczaków, pewnie byśmy
się nie znali.
- Och, patrz tylko Mariusz! Dzięki nam
Alex znalazła wspaniałego chłopaka!- Kobieta chwyciła go za ramię i ucałowała w
policzek. Zauważyłem, że mężczyzna wcale nie jest usatysfakcjonowany. A wręcz,
gdy sobie uświadomił to, co właśnie się dowiedział…
- Poznaliśmy się na spotkaniu z
siatkarzami w jej szkole.- Kontynuowałem, nie odrywając wzroku od Oli.
-Właściwie, to widzieliśmy się już
wcześniej.- Przypomniała.- Na parkingu przed klubem.
- Siedziałaś w samochodzie znudzona i
wkurzona. – Zachichotałem.- I pomyśleć, że tak nienawidziłaś tego sportu!
- Nie to, że nienawidziłam.- Broniła
się.- Nie przepadałam!
- Ale oczywiście, dzięki mojej urodzie
zmieniłaś zdanie.- Mrugnąłem. Nie chciałem wyjść na narcyza, ale na szczęście
jej rodzice załapali żart.
- Gapiłeś się na mnie bezczelnie
podczas wywiadu!
- Zauroczyłaś mnie. I wyobraź sobie
moje zaskoczenie, kiedy weszłaś z Igłą i on się przedstawił jako twój wujek! –
Pokręciłem głową w roztargnieniu.
- Krzysztof uważa się za twojego
wujka?- Przerwał nam Mariusz.
- Też go tak traktuję.- Wyznała z
wyćwiczoną obojętnością.
- A Wiktor się skarży, że jego nie
uznajesz.
- Mariusz.- Syknęła Marzena.
- Gdyby nie był takim dupkiem, to może
i bym go uznała.
- Jak ty się wyrażasz?
- Mam wiele innych, gorszych słów
określających jego zachowanie…
- Przestańcie!- Krzyknęła Marzena.
Zrobiło się cicho.- A teraz może zmieńmy temat.
- Nie,
dlaczego? Skoro już zaczęliśmy…
- Powiedziałam dość, Aleksandro. – Głos
nieuznający sprzeciwu. A więc Marzena pani domu!
- O której dokładnie jest ta wizyta?-
Spytałem, aby odejść od tematu Wiktora. Pytałem Olę wiele razy, czemu stosunki
między nimi się popsuły, ale nigdy nie chciała o tym gadać.
- O dziewiątej.- Odparł Mariusz po
krótkiej chwili.
- Mogę jechać z Olą jeżeli nie macie
nic przeciwko temu.
- A może Ola chce sama iść do lekarza,
bo nie ma pięciu lat?- Zdenerwowała się Sowa, chwytając się za głowę.
- Kochanie, to chyba nie najlepszy
pomysł…- Próbowała jej matka.
- Przepraszam, troszkę się źle czuję.-
Odłożyła sztućce i wstała od stołu. Gdy zniknęła, na twarzy Marzeny ujawniło
się zmęczenie i ból.
- Ja już nie wiem, jak z nią
rozmawiać.- Westchnęła.- Jej jest ciężko, ale nam też!
- Ja z nią pogadam.- Zaoferowałem.
Kiwnęła głową z wdzięcznością i wtuliła się w swojego męża. Aby im nie
przeszkadzać, szybko wyszedłem.
Zapukałem do jej pokoju, ale się nie
odezwała. Zaryzykowałem i wszedłem. Stała na środku pokoju wpatrzona w okno.
Cicho zamknąłem za sobą drzwi. I
przekręciłem klucz, aby nikt nam nie przeszkadzał. Sowa nawet nie drgnęła.
Podszedłem i objąłem ją ramionami od tyłu. Nie odtrąciła mnie. Ośmielony,
przysunąłem się jeszcze bliżej i zacząłem całować jej szyję i kark. Odgarnąłem
jej włosy na jedną stronę. Już dawno zauważyłem, że są znacznie krótsze.
- Przepraszam.- Mruknąłem. Nie
odpowiedziała, tylko odwróciła się do mnie przodem i gwałtownie pocałowała.
Wyglądało to trochę tak, jakby pragnęła ode mnie powietrza. Więc jej go dałem.
Pogłębiłem pocałunek. Objęła mnie za
szyję przyciągając jeszcze bliżej. W końcu między nami nie zostało żadnej
wolnej przestrzeni. Machinalnie moja lewa ręka wślizgnęła się pod jej koszulkę, a
prawa wplątała we włosy. I naprawdę nie moja wina, że moje ciało tak reaguje na
jej dotyk.
Gdy zaczęła bawić się włosami na moim
karku, poczułem wszechogarniające mnie pożądanie.
Podniosłem ją tak, aby objęła mnie
nogami w pasie. Oboje zaczęliśmy już ciężko dyszeć, więc zaniosłem ją na jej
łóżko. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła ściągać moją koszulkę…
Obudziłem się.
- Ja pierdole.- Jęknąłem.
- Yhym…
Poczułem ciepłe ciało obok mojego boku.
Nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, kto to jest. Pomimo tego, że zacząłem
świrować.
Przypomniałem sobie, co robię w jej
pokoju. Gdy przyszedłem, stała na środku pokoju, trzymając się za głowę, a po
jej policzkach spływały łzy. Natychmiast podałem jej środek przeciwbólowy i
położyłem do łóżka. Chciałem odejść, ale ona wtedy chwyciła mnie za rękę.
- Zbyszek. Zostań, proszę.- Spojrzała
na mnie tak, że nie mogłem odmówić. Eh, co ja się oszukuję. Nawet gdyby nic nie
powiedziała, to chciałbym zostać.
Położyłem się obok niej, a ona wtuliła
się we mnie i usnęła. Chwilę później i ja odpłynąłem.
- Co się stało?- Wymruczała sennie w
moją klatkę piersiową.
- Nic. Miałem po prostu piękny sen.-
Pocałowałem ją we włosy i uśmiechnąłem się na samo wspomnienie…
- Czyżby ten sen miał coś wspólnego ze
mną?- Odsunęła się i oparła na łokciu.
- Może.- Zachowałem pokerową twarz.
- Nie musisz kłamać. Czuję, że o mnie.-
Zachichotała i zerknęła na zegarek.- Dopiero druga w nocy.
- Twój tata pewnie czuwa pod drzwiami.-
Westchnąłem zrezygnowany.- Lepiej będzie, jak pójdę do swojego pokoju
gościnnego.
- To nie jego sprawa, co się dzieje w
MOIM POKOJU.- Podkreśliła ostatnie słowa.
- Ale kiedy postanowi mnie zastrzelić,
to już na pewno będzie moja sprawa.- Uśmiechnąłem się.
- Ja i tak już nie zasnę.- Przyznała,
ponownie kładąc się obok mnie.
- Ja pewnie też nie. Nie mógłbym.-
Odetchnąłem ciężko. Zaśmiała się.
- Czemu śpisz w podkoszulku?
- Już chcesz mnie rozbierać?-
Ucieszyłem się.
- Nigdy nie będę miała dość patrzenia
na twoją klatę.- Zerknęła do góry, w moje oczy. Pomyślałem wtedy, że przestraszyła
się, jak zareaguję.
- Ja jeszcze twojej nie widziałem, ale
też nie mogę się napatrzyć.- Puściłem do niej oko. Wybuchła śmiechem, a ja jej
zawtórowałem. Nie mogłem się powstrzymać by jej nie pocałować. Wiele dziewczyn
mi mówiło, a w tym Tamara, że mam niesamowicie wyrzeźbione ciało. Nigdy mnie to
specjalnie nie ruszało, ale wraz ze słowami Oli poczułem, że mój wysiłek nie
idzie na marne.
- Chyba zgłodniałam.- Westchnęła
podnosząc się.
- Przecież ja mogę ci coś przynieść.-
Zaoferowałem pomoc.
- Jeszcze aż tak obłożnie chora nie
jestem.- Wywróciła oczami i wstała. Ledwo przeszła kilka kroków, a puściła się
biegiem. Przestraszony wyleciałem za nią.
Była w łazience.
- Wszystko okej?- Zajrzałem do środka.
Nie odpowiedziała, bo nie musiała. Klęczała nad sedesem i wymiotowała.-
Cholera, Olka!- Wpadłem do środka.
- Idź. Stąd.- Wysapała.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię.-
Prychnąłem. Chwyciłem jej włosy i odsunąłem z twarzy. Kiedy skończyła,
odepchnęła mnie lekko, lecz stanowczo.
- Mógłbyś zrobić mi herbaty?
- Jasne. Jak coś to wołaj.- Kiwnęła
głową. Wyszedłem do kuchni. Znalazłem czajnik, nalałem wody i wstawiłem. Gdy
szukałem w półkach herbaty, Ola weszła.
- Trzecia po prawej.- Podpowiedziała i
usiadła przy małym stoliku.
Na jej słowa coś mi się przypomniało…
-
Kurwa mać,
czy nie może być tak, że w każdym domu kawa jest na swoim miejscu?- Jęknąłem do
siebie.
-
Gdyby tak było, to żaden dom nie byłby tajemnicą.- Uśmiechnęła się.
-
W takim razie muszę szybko nauczyć się tajemnic twojego domu, skoro mam tutaj z
tobą mieszkać.- Wypaliłem, ale na same słowa objął mnie strach.
-
Herbata, kawa i przyprawy są nad kuchenką. – Podpowiedziała łaskawie, posyłając
mi całusa.- Przy okazji mi też zrób…
-… Zbyszek. Zbyszek!
- Co?- Ocknąłem się. Wtedy usłyszałem
gwizd czajnika.- Przepraszam, zamyśliłem się.- Zalałem nam herbatę i postawiłem
na stole. Kiedy zająłem swoje miejsce, Olka bacznie mi się przyglądała.
- Co się stało?
- Nic.- Chwyciłem jej dłoń i
ucałowałem.
O dziewiątej rano doktor Zynne przyjął
Olę do gabinetu. Wszedłem razem z nią, ponieważ tego chciała. Była z nami jej
matka, ale została na korytarzu.
- Witam was, kochani. Pani Marzena
mówiła, że to pilna sprawa. Więc w czym mogę pomóc?
Wyjaśniliśmy pokrótce cała sprawę. Gdy
skończyliśmy, lekarz przyglądał nam się w skupieniu.
- Nie słyszałem o tej klinice. Jednak,
skoro uważacie, że to może pomóc… Nie mogę cię zatrzymać Aleksandro. Jeszcze
dzisiaj przeprowadzimy wszystkie potrzebne badania i myślę, że z końcem
tygodnia możesz wylecieć z kraju. Prosiłbym również o kontakt do twoich
najbliższych, bym mógł kontrolować twoją sytuację zdrowotną i być na bieżąco.
- Nie ma sprawy.
Gdy wyszliśmy, poczułem jak schodzi ze
mnie ciśnienie.
- I jak?- Napadła na nas jej matka.
- Jeszcze dzisiaj zarezerwuję bilety.-
Odpowiedziałem.
******
Witajcie po baaaardzo długiej przerwie. Nie wiem, czy wszyscy przeczytali tamten komentarz, który dodałam pod ostatnim postem... W każdym razie internet w końcu mam, laptop naprawiony! Więc będę dodawać codziennie nowy rozdział aby jak najszybciej skończyć bloga :) Zwłaszcza przed rokiem szkolnym!
Mam nadzieję, że nie jesteście bardzo na mnie źli :C
Pozdrawiam, buziaki ;***
Pisz, pisz :)) Super :)) Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów :)) Pozdrawiam, rebelliious :** P.S. W wolnej chwili zapraszam do siebie: http://todayforgetyourpast.blogspot.com/ :))
OdpowiedzUsuńMożesz nawet 2 dziennie 😀
OdpowiedzUsuń