piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział IV



Dlaczego zawsze ja muszę mieć takiego pecha?
Jeszcze wczoraj myślałam o Kubie o jako super facecie, miałam nadzieję na głębszą znajomość… Ta, udało się. Tylko trochę w inną stronę.
Dowiedziałam się pewnej rzeczy, która mną lekko… wstrząsnęła. Otóż Kuba, mój nowy przyjaciel, mój kolega z ławki, niedoszły chłopak i korepetytor z matmy… jest gejem.
Ja broń Boże nie mam nic do homoseksualistów! Ale tak mi szkoda… no bo jakby nie było jest przystojny. I do tego wolny. Nieźle się ukrywa, to trzeba przyznać. Normalnie, to od razu rozpoznałabym homo. W Anglii pełno takich było, co nosili obcisłe spodnie i różowe koszulki… Ale nie o tym.
Wiem, że on się teraz boi. Boi się, że odwrócę się od niego tak jak ludzie, którzy o nim wiedzą. W tym jego brat. Tak mi to wytłumaczył. Dlatego dziś w szkole pokażę wszystkim, że są głupi. Nie można skreślać człowieka przez to, że ma inną orientację seksualną! 

- Jedziesz Ola?!- zawołał Krzysztof. Jakoś nie mogę mówić do niego wujku.
- Idę!
- Czekamy w samochodzie! Zamknij drzwi na klucz!- usłyszałam zamykane drzwi frontowe. Schowałam pamiętnik pod poduszkę, wzięłam torbę z książkami i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu.- O której kończysz lekcje?
- O piętnastej- odparłam błądząc myślami w zbliżających się chwilach w szkole.
- Przyjadę po ciebie- zapowiedział, kiwnęłam głową. Nawet wrzaski dzieciaków mi nie przeszkadzały, chociaż Iwona starała się je uspokoić. Gdy tylko samochód się zatrzymał, otworzyłam drzwi i wyszłam w podskokach. – Miłego dnia!- I tyle. Weszłam na plac liceum i szukałam wzrokiem mojego kolegę.
- Szukasz swojego chłopaka geja?- zaczepiła mnie blond lala w czarnej mini.
- Widać ty swojego też- odparowałam.
Prychnęła i odrzuciła długie włosy na jedno ramię.
- Twój gej pewnie ryczy w kiblu- powiedziała tylko i odeszła. Przewróciłam oczami i pokazałam jej fuck’a. Obejrzałam się znów, ale nigdzie nie dojrzałam mojego nowego przyjaciela. W końcu wkroczyłam do budynku, ale tutaj też go nie było.- Cholera, gdzie jesteś?
Wyciągnęłam komórkę i sprawdziłam godzinę. Do pierwszej lekcji mam jeszcze jakieś piętnaście minut. Wysłałam Kubie wiadomość: „Odezwij się, szukam cię. Gdzie jesteś?!”. Ale nie odpisał. Zmartwiona poszłam do korytarza z szafkami. Otworzyłam swoją i włożyłam tam sweter i część książek. Zamknęłam i przeszłam schodami do góry. Nagle przystanęłam przy męskiej toalecie. Może on tam jest?
No ale przecież nie wejdę do męskiej szukając zaginionego przyjaciela, a gdy jakiś chłopak mnie nakryje, powiem:
„- Ja… no zwiedzam sobie szkołę..”
Rozważałam wszystkie za i przeciw. I gdy już byłam praktycznie zdecydowana na radykalny krok wprzód, ktoś stanął za mną i chrząknął.
- Eghm, czekasz aż otworzy ci się droga mleczna?
- Kuba!- wrzasnęłam i odwróciłam się natychmiast.- Gdzie ty byłeś! Szukałam cię po całej szkole…
- Przepraszam, szukałem ciebie.
- Czemu nie odpisałeś na sms?
- Zapomniałem telefonu…- zawiesił głowę. Puknęłam go w czoło i razem udaliśmy się pod drzwi właściwej klasy. – Słuchaj… ja wiem, że to wszystko…
- Przestań. Nic się nie stało! – Obydwoje wiemy, o czym mówimy.
- Nie każdy na co dzień dowiaduje się, że jego nowy kolega siedzący z tobą w ławce szkolnej, chodzący z tobą po szkole na miasto, jest gejem…
- Nie każdy w stosunku do homoseksualistów zachowuje się jak cham, chociaż w tym pojebanym kraju wszyscy to idioci.
- Hej! Obrażasz mnie…
- Sorki, mówię o reszcie- wskazałam wzrokiem zbliżającą się elitę klasową. Moja klasa liczy coś chyba około 37osób. Jak w każdej klasie licealnej tworzą się grupki przyjaciół, znajomych i wrogów. Ja zdążyłam poznać przede wszystkim tę ostatnią grupę.
 Elita, oznacza ludzi najbardziej lubianych w klasie, przy których nigdy nie jest nudno. Ja natomiast uważam, że osoby należące do tej grupy to zwykłe niedorozwinięte i niewyżyte dzieci ze zrujnowaną psychiką, ćpających, palących, pijących i jeden Bóg wie co jeszcze, uważających że to jest super. A więc dla waszej wiadomości: wcale tak nie jest! Ja nigdy nie należałam do takiego rodzaju gangu, bo miałam swój własny: Karolina, Natalia i ja – nie do pokonania.
Ale wracając do tematu, moją nową klasę tworzą: wrogowie (czytaj: wszyscy, którzy źle spojrzą na mnie), znajomi (ci, których nie znam imion, ale zawsze mówią mi rano cześć, w przeciwieństwie do Elity), przyjaciele (jako jedyny: Kuba) i dwie największe „gwiazdki”: Marta i Jola. Boże, kto dał tej drugiej takie imię?? Jola, Jolka… błe! Obie brunetki, wysokie i szczupłe. To właśnie dzisiaj zalazły mi za skórę…
- O, widać nasza para się pogodziła!- zagruchała pierwsza, stając przed nami.
- A my byliśmy skłóceni?- podniosłam brwi, co wyszło jako zdziwienie.
- Plotki się rozeszły- wtrąciła druga.- Poza tym zajęliście nam nasze miejsce.
- Jakie miejsce?- zdziwiłam się szczerze.
- Siedzicie na naszej ławce- westchnęła.
- Ups, tak wyszło… A teraz może sprawdźcie, czy nie ma waszych odbić w łazienkowym lustrze?- syknęłam.
- Nie łódź się Aleksandro, że Kuba zmieni swoją orientację seksualną…
- Idź popyskuj sobie w swoje odbicie.- Nie chciałam być niegrzeczna, ale te dziewczyny mocno mnie wkurzyły. Poza tym, wszyscy dookoła na nas się gapili i zapanowała niemal cisza na korytarzu. Brunetki obrzuciły nas pogardliwym spojrzeniem, odwróciły się i poszły dalej swoim aktorskim, „pełnym wdzięku” krokiem. – Co to do cholery było?!
- Chyba poznałaś nasze dwie gwiazdki. Marta i Jolka- skrzywił się. Widocznie, nie tylko ja im nie pasuję.
- Jedna wygląda jak choinka, a druga jak jej sobowtór- wyznałam, czym zasłużyłam sobie śmiechem Kuby.
- Oj, Sowa… gdybym nie był gejem pewnie miałbym ochotę cię pocałować!- A mimo to mocno przytulił.
Lekcje mijały szybko. Podczas długiej przerwy siedziałam sobie samotnie na schodach i wpatrywałam w ludzi, słuchając 1D. Kuba musiał coś załatwić w sekretariacie. Lukając na ludzi, znalazłam kilka fajnych osób. A dokładniej chłopaków. Na pewno nie z mojej klasy… I wtedy zobaczyłam JEGO.
- O Boże…- szepnęłam pod nosem. O ścianę opierał się jakiś trzecioklasista, brunet, wysoki – idealny. Niestety jeden drobny szczegół powstrzymał mnie, żeby się mu przyglądać przez kilka sekund dłużej. Przy nim stała Jolka (tak, ta choinka), a on obejmował ją ramieniem. – Gówno…
- Jakie gówno?- od tyłu podszedł do mnie Kuba.
- Gówno jak gówno. Śmierdzące. Dobra, nie ważne… załatwiłeś co miałeś załatwić?
- Tak jest. Tylko jeszcze…- i zaczął mi tłumaczyć, czego kompletnie nie słuchałam. Zaczęłam się natomiast zastanawiać, jak może mieć ten chłopak na imię i jakim cudem Jolka go zdobyła? No bo chyba nie tymi swoimi implantami zamiast cycków? Jeżeli poleciał na jej „urodę” (sztuczną, tak na marginesie, bo więcej ma tapety niż samej twarzy), to odpada z mojej  „Listy Westchnień”. - … halo! Czy Ola mnie słucha?!
- Co?- spytałam nieprzytomna.
- Gdzie ty tak zerkasz cały czas, hę?- powędrował gdzieś wzrokiem. A ja się w duchu spytałam, jakim cudem nie wiem, że zerkam na „Chłopaka”.
- Ja nigdzie nie zerkam…- zaprzeczyłam słabo. Ale mi to nie wyszło, bo oczy same domagały się obrazu bruneta opartego o ścianę (bez Choinki).
- Oj, nie…- jęknął Kuba i walnął mnie lekko w ramię.- Przestań!
- Ale ja nic nie robię!...
- Patrzysz na Alana- stwierdził jednoznacznie- to nie jest „nic”.
- Alan?...
- Przestań! Sowa, kurwa ogarnij się! Nie radzę strzelać w niego. Jolka ci oczy wydrapie, potem powiesi, udusi i umrzesz. Ewentualnie przygotuje z ciebie miksturę.
- Widzę, że wkraczamy na tematy magii…- mruknęłam.- A propos, są tutaj miotły do latania? Przez cały dzień zastanawiam się, jak Jolka i Marta się przemieszczają… - Zaśmiał się tak głośno, że aż kilka osób spojrzało na nas ciekawie (co nie oznacza, że nie patrzyli przez cały czas, a mnie obserwują odkąd przybyłam do Polski i zamieszkałam u Ignaczaków).
- Niestety. Ale trzeba zaobserwować je na chemii.
Zachichotałam i wtedy moją uwagę przykuł brak Alana i Jolki. Dziewczyna szła po schodach po drugiej stronie, ale jego nie było. I już do końca dnia go nie widziałam.

***

Igła zjawił się punktualnie pod moim liceum.
- Co ty na to, żebyśmy dziś poszli do kina?
- Hm, zależy jaki film…
- Komedia. Ty, Iwona i ja.
- A co z dziećmi?
- A od czego ma się teściowe?- Przewróciłam oczami, ale on wydał się zadowolony.- To jak?
- Jestem za.
I tak zrobiliśmy.  Film okazał się śmieszny i poprawił mi humor. Kolację zjedliśmy o siódmej, razem z babcią i dziadkiem Seby i Dominiki. Urocza, starsza kobieta. Polubiłam ją, bo nie zadawała dużo pytań o moje życie.  Gdy skończyłam posiłek, spytałam czy mogę odejść od stołu. Gdy mi pozwolili, udałam się do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, umyłam głosy i przebrałam w piżamę. Potem otworzyłam swój pamiętnik i leżąc pod kołdrą zaczęłam pisać.

I jak to jest, że fajny chłopak może interesować się taką zdzirą jak Jolka? Jolka czytaj Choinka. Tak ją z Kubą nazywamy. Chyba nie muszę pisać, dlaczego…
Ogólnie nikogo oprócz Kuby nie poznałam. Ludzie w Polsce są dziwni. Śmieją się z chłopaka, który jest gejem. Jakby nie mogli się pośmiać z siebie. W Anglii wszyscy wszystko brali na luzie, nikt nikomu nie dokuczał. Oczywiście zdarzały się przypadki dresów, którzy uważali się za lepszych i dokuczali młodszym dzieciom. Jednak to zdarzało się rzadko. Bardzo rzadko. W Polsce, w moim nowym liceum zdaje się to być na porządku dziennym. Ciekawe, czy jakbym założyła do szkoły strój różowego króliczka playboya, to byłabym gwiazdą? W Londynie nie byłoby sensacji, jednak tutaj… Zaczęłoby się od nazywania mnie „idiotką” po bardziej wyrafinowane słownictwo na „k”, „s”itd. Nie będę wymieniać bo szkoda wolnego miejsca i długopisu. Zaczynam mega tęsknić za moją dawną klasą i przyjaciółkami…

Odłożyłam długopis i pamiętnik pod poduszkę. Wzięłam zeszyt z matmy i rozwiązywałam kilka zadań. Po dwudziestu minutach, przez które robiłam jeden przykład, dałam za wygraną. Po prostu się poddałam.
„Kuba powiedz, że masz zadania z matmy…”
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
„Czego nie wiesz?”

„ Tak pokrótce … to wszystkiego”

„Co ja z tobą mam? Rano. 7.15 pod przystankiem.”

„Jesteś wielki ;*”

„Wiem…”
Z bananem na twarzy położyłam się spać.

*** 

Zadzwonił budzik. Wymacałam telefon obok poduszki i wyłączyła upierdliwą melodię. Specjalnie taką ustawiłam, bo mnie wkurza i wtedy się budze. Naciągnęłam kołdrę na głowę i leżałam dwie minuty. Jak to jest, że człowiek nie może się przyzwyczaić do porannego wstawania? Do tego jest zimno. Wstałam z łóżka i pierwsze co miałam ochotę zrobić, to schować się z powrotem pod kołdrą… Jednak powstrzymałam się przed takim rozwiązaniem. Wzięłam wiszącą na krześle bluzę i założyłam, żeby było mi cieplej. Wyszłam ze swojego pokoju. Iwona już była w kuchni i chyba robiła śniadanie.
- Dzień dobry- przywitałam się.
- Cześć, Ola! Myślałam, że masz dzisiaj na godzinę później?
- Tak, ale musze być wcześniej w szkole, coś mi wypadło…- A dokładniej matma. Nienawidzę matematyki bo to przez nią nigdy nie mogę się wyspać. Przyszedł Krzysiek.
- Jak tam nasza duża księżniczka?
- Też miło cię widzieć- uśmiechnęłam się. oi prawda nie chciałam mieszkać z siatkarzem, jego rodziną i do tego w Polsce, ale trzeba przyznać, że ten człowiek ma tyle energii, co elektrownia. – Dziś jadę autobusem.
- Przyjechać po ciebie?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Udałam się do łazienki, bo dzieciaki przyszły jeść śniadanie. Wykonałam poranną toaletę. Ubrałam się, spakowałam, chwyciłam jedną kanapkę na drogę do przystanku i wyszłam przed dom żegnając rodzinę Ignaczaków.
Idąc chodnikiem do furtki, usłyszałam niepokojąco znajomy odgłos.
Za mną biegł pies. Pies, który na początku przywitał mnie jak prawdziwy Polski gospodarz – językiem. Nie czekając, aż mnie dogoni (i pewnie ubrudzi jasne dżinsy), podbiegłam do furtki, odblokowałam i w ostatniej chwili wyskoczyłam na ulicę zamykając drzwiczki. Pies Azur nie miał ze mną szans.
- Ha! I kto tu teraz jest górą?!- krzyknęłam do niego i pokazałam mu język i pokręciłam biodrami. Szczeknął. Oparł swoje wielkie łapy na bramie i patrzył jak odchodzę. Z bananem na twarzy szłam w kierunku przystanku. Nie czekałam długo na autobus.
Wchodząc po schodach do szkoły, zobaczyłam Alana. Szkoda tylko, że tak późno się zorientowałam, że się na niego patrzę. A raczej gapię. A najlepsze jest to, że on to zauważył i również się popatrzył. Odwróciłam speszona wzrok i napotkałam spojrzenie Kuby. Zrobiłam zwrot w prawo i szybko do niego podeszłam.
- Co to było?
- Też mi miło cię widzieć, Kubuś- uśmiechnęłam się. Przewrócił oczami i pociągnął mnie za sobą w stronę drzwi. Umiejętnie zasłonił widok na chłopaka.
- Ejj, nie musisz tego robić! Ja wcale się nim nie interesuję!- syknęłam mu do ucha. Co prawda musiałam nieźle się wyciągnąć żeby dostać do jego głowy. Jest wysoki!
- Właśnie, że muszę. Serio Ola, nie powinnaś nawet na niego patrzeć.
- Bo co? Jolka?- Zatrzymał się tak gwałtownie, że wpadłam na jego plecy.
- Alexandro. Ogarnij się. On nie jest dla ciebie.
- Ale przecież mówię ci, że ja wcale… hej! Czy ty właśnie usiłujesz dobierać mi idealnego faceta?- otworzyłam szeroko oczy.
- Nie. Bo nie ma ideałów. Oprócz mnie, rzecz jasna. Tylko że jestem gejem.
- Jesteś przykładem skromności- prychnęłam.- A tak serio to pomożesz mi z tą matmą?
- Może…
Trzepnęłam go za to w ramię. Usiedliśmy pod ścianą i zrobiliśmy zadania. Chyba muszę pomyśleć nad korkami…
Pierwsze lekcje minęły szybko i prosto. Siedząc obok Kuby nie da się nudzić. Największe wyzwanie dla mnie to wytrzymać całe 45minut bez zaśmiania się i zachowania powagi. Wychodząc z klasy językowej, uderzyłam kogoś drzwiami.
- Jezu, przepraszam!- W pierwszej chwili nie wiedziałam, kto jest poszkodowanym. Ale kiedy to do mnie dotarło, miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Spoko.
Nawet na mnie nie spojrzał. Ani jednego spojrzenia. Tylko głupie „spoko”. Wyszłam na głupią i niezdarną. Super. Naburmuszona odprowadziłam go wzrokiem, a kiedy zniknął mi z oczu przeszłam pod inną klasę. Tego dnia jeszcze trzy razy go widziałam, ale starałam się na niego nie patrzeć. Starałam się. Naprawdę.
W domu Ignaczaków cały dzień się uczyłam na angielski. No i jeszcze gadałam z Karo i Natalią na Skype. Wieczorem zadzwoniła mama z pytaniem, co u mnie nowego. Najchętniej bym nie odebrała telefonu. Nadal jestem na nią zła, że nie podała mi konkretnych powodów mojego nagłego wyjazdu. Powiedziała, że muszę wyjechać. Sprzeciwiałam się, że mam już skończone 18 lat i mogę decydować o sobie. Ostatecznie przekonał mnie ojciec. Nie będę przybliżać naszej rozmowy…
Mama: Jak ci się podoba w Polsce?
Ja: Okej.
Mama: Nie słyszę w twoim głosie entuzjazmu…
Ja: Okej.
Mama: Jak szkoła?
Ja: Okej…
Mama: Masz jakichś przyjaciół?
Ja:  *cisza*
Mama: Okej.
I tak generalnie nasza „rozmowa” przebiegała. Po wkuciu definicji na wos wyszłam z pokoju na kolację. Pomogłam Iwonie rozłożyć wszystko i zawołałam dzieciaki. Krzysztof przyszedł chwilę później. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
- Będę potrzebowała korepetycje z matematyki- wystrzeliłam.
- Dobrze. Znam kilka fajnych korepetytorów- uśmiechnęła się kobieta.
- A w ogóle to jak w nowej szkole?- spytał Igła.
-  Nie jest źle…- mruknęłam starając się utrzymać entuzjazm w głosie. Na ile mi się to udało, nie wiem. Ale Ignaczakowie nie byli zbytnio przekonani. Nie drążyli tematu.
Później znów wróciłam do nauki.




*****************

Witam ;)
Jak ocenicie to wyżej? Co sądzicie o pojawieniu się nowych postaci? Jak wielką rolę odegra w tym opowiadaniu Alan? 
Pozostawcie swoje przemyślenia w komentarzu ;p

Czas na porządki przed świętami... Nie lubię tego. Ale trzeba :c 

Nie wiem czemu, ale czuję... czuję, że jest Was mniej niż wcześniej. I to mnie troszku dobija ;c
Mam nadzieję, że się to niedługo zmieni :)

Do następnego, buziaki ;**

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział III



Drrrryńńń!
Przewróciłam się na prawy bok.
Dryyyyyńń!!
- Kurwa mać!- zaklęłam.
Sięgnęłam półprzytomna do telefonu. Wyłączyłam budzik i znów zamknęłam oczy. Gdy odpływałam, drzwi do pokoju nagle się otworzyły i na moje łóżko (czytaj na mnie) wskoczyło 'coś'.
- Olaaa! Wstawaj!
Jęknęłam. Czemu Sebastian mnie budzi? Czy nie widzi, że śpię?
- Śniadanie…
Nawet się nie poruszyłam.
- Wstaaaawaaaaj!- ryknął mi do ucha.
Natychmiast otworzyłam oczy. Posłałam młodemu mordercze spojrzenie. Zawsze nim odstraszam nieproszonych gości o tak wczesnej porze.
- Jest dopiero siódma!
- Seba, co ty wyprawiasz?
Do pokoju wszedł ojciec Sebastiana.
- Ola nie chce wstać.
- Idź lepiej się umyj- powiedział, co chłopak szybko poszedł wykonać.- Ola, jeżeli chcesz żebym cię zawiózł do szkoły, to musisz się już teraz zbierać. Chyba, że dojedziesz autobusem?
- Poradzę sobie- mruknęłam w poduszkę.
O tej porze jestem nieprzytomna.
- Jak coś wyjeżdżam za piętnaście minut.
Żartujesz? Nawet jeżeli bym chciała, w życiu bym się nie wyrobiła! Poszedł, a ja zdrzemnęłam się jeszcze pół godziny.
Wyszłam na przystanek o 7.46. Autobus właśnie jechał, więc musiałam biec. Fajnie, poranny jogging. Nie było już miejsc, więc stanęłam przy oknie. O mały włos nie przeoczyłam swojego przystanku, chociaż ten jest zaraz przed szkołą. Te dwieście metrów doszłam do bramy. Tam od razu wpadłam na Kubę.
- Hej, laska!
- Hejjj…
- Chodź bo się spóźnimy na wos!- chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia. Ludzie nadal na mnie dziwnie patrzą. Przypomniałam sobie, w co jestem ubrana: biały top, czarne dżinsy… chyba nie jest źle?
- Ładne Najeczki…- pochwalił mój kolega, siadając ze mną w ławce.
- Dzięki.- Wyszczerzyłam się do niego. Przynajmniej on docenia moje buty. Co z tego, że są czarne?
- Co się stało?
- Hę?
- Jesteś smutna.
Wzruszyłam ramionami. Nie wnikał. A ja miałam spokój. Przynajmniej przez tę lekcję. Na następnej była matematyka, jako pierwsza poszłam do tablicy. Nabazgrałam kredą jakieś bzdury i w końcu nauczyciel kazał mi usiąść. Z wielką dezaprobatą i niezadowoleniem. Na pocieszenie Kuba zgłosił się do odpowiedzi, więc Drujowi zrobiło się milej.
- Wiesz, chyba będę udzielał ci korepetycji z matmy- stwierdził Kuba, gdy szliśmy przez korytarz do kolejnej klasy. – Profesor był załamany po twojej odpowiedzi.
- Dzięki za szczerość, cenię takich ludzi- zakpiłam. Usiedliśmy na ławce pod ścianą. Wyciągnęłam wodę niegazowaną i upiłam łyk. Znów napotkałam ciekawskie i wręcz natrętne spojrzenia innych uczniów.
Dlatego nie lubię Polski.
- Głupi są.
- Kto?
Czyżbym przegapiła jakieś pytanie, stwierdzenie?
- Wszyscy- skrzywił się.
Ma powód, żeby tak o nich myśleć? Nie żebym się nie zgadzała z jego słowami!
- Nie ważne. Co teraz za lekcja?
- Wu-f.
Jęknęłam głośno. Podniósł brew zdziwiony.
- Nie lubisz? Jak możesz!- Wykonałam ruch, który ma oznaczać wymiotowanie.- Jesteś dziwna. I już ci mogę zapowiedzieć, że nie będziesz mieć życia.
- Dzięki. Potrafisz pocieszyć człowieka.
- Nie ma sprawy. Jak coś to w tej kwestii jestem mistrzem.
Prychnęłam. Wstaliśmy i udaliśmy się na salę gimnastyczną. Tam niestety musieliśmy się rozdzielić. Nie powiem, zaczynam lubić Kubę. I to bardzo. Jako jedyny do mnie zagadał… Hm, raczej nie miał wyjścia. Przecież musiał usiąść obok mnie w ławce, nie? No ale jakby nie chciał ze mną gadać, to raczej dziś by nie czekał na mnie przed bramą.
Gdy wkroczyłam do szatni nagle wszystkie rozmowy ucichły. Zdążyłam tylko usłyszeć słowa jakiejś blondyny:
- Idzie ta nowa, cicho.
Starałam się nie patrzeć w ich oczy. Pewnie zobaczyłabym nienawiść i może zazdrość. Ale czego one mogą mi zazdrościć? Że cholera zostałam zmuszona przyjazdu do tej dziury?
- Hej. Ty przyjechałaś z Anglii?- Podniosłam głowę zaciekawiona, kto pyta. Wysoka szatynka. Ma strasznie długie nogi.
- Ja. A co?- Nie chce mi się układać bardziej grzecznych, milszych i ładniejszych zdań. Są zbyt skomplikowane.
- Nic. Pytam, bo zawsze chciałam tam pojechać. Jak ci się podoba w Polsce?
- Może być- mruknęłam. Taaa, na razie wolę się nie narażać. Najpierw muszę poznać swojego wroga numer jeden. Tamta blondyna, co ogłosiła moje przyjście wydaje się żmiją. Chyba zrozumiała, że nie mam ochoty z nikim gadać. Wolę swój ból nosić w sobie i z nikim się nim nie dzielić. Oprócz moich dwóch przyjaciółek.
Wyszłyśmy na salę. W-f jest akurat dziś łączony. Także mogę się już szykować na pośmiewisko ze strony męskiej grupy i żeńskiej. W taki sposób to ja na pewno nikogo nie znajdę. Rozejrzałam się po ludziach. Wszyscy chłopcy są tacy niedojrzali… W Londynie to przynajmniej miło się patrzyło, gdy koszulka któregoś z chłopaków upinała się na klatce piersiowej… No dobra. Nie „jakiegoś”  chłopaka, tylko Andi. Przystojny brunet. Szaro niebieskie oczy. Wysoki. Umięśniony… Szkoda tylko, że nie jest (i nie będzie już zapewne) w moim zasięgu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wuefista wszedł.
- Zagramy dziś w siatkówkę. Chłopcy rozkładają siatkę, dziewczyny przynoszą piłki!
Zanim się obejrzałam już wszystko było zrobione. Moją uwagę zwróciła jedna dziewczyna. Jest sama, smutna i cicha. Nie odzywa się, nie śmieje z nikim i nie gada. Pomaga tylko reszcie. Aż mi się jej szkoda zrobiło. I gdy już miałam zamiar do niej podejść, zorientowałam się… że to ja.
- Bum!- Wzdrygnęłam się przestraszona. Odwróciłam i zobaczyłam Kubę.
- Jezu… musisz mnie tak straszyć?
- Zagrasz ze mną w drużynie?
- Nie umiem grać- przyznałam niechętnie.
- Nauczę cię- wyszczerzył się, zabrał piłkę i pociągnął mnie za sobą.- Po prostu odbijaj.- Posłał do mnie piłkę, a ja szybko się przed nią uchyliłam. Mój nauczyciel nie był zadowolony.- Boisz się piłki?
- Nieee. To był odruch- odpowiedziałam z kamienną twarzą. Oczywiście, że się boję! Nie uwierzył mi. Dziewczyna przysłuchująca się naszej wymianie zdań prychnęła i posłała mi kpiarskie spojrzenie. To nie było miłe.
Po godzinie w-f byłam spocona, chociaż dużo nie biegałam, bo wszystko robił za mnie Kubuś. W sumie taki układ mi pasował, bo wygraliśmy (no, on wygrał) dwa sety. Kolejne lekcje minęły mi bardzo szybko. I tak jak wczoraj, przed szkołą czekał na mnie Krzysztof. Znów skręcił tam, gdzie nie trzeba.
- Gdzie tym razem?- westchnęłam. Chcę jak najszybciej być w moim pokoju!
- Też miło cię widzieć.
- To gdzie?- mimowolnie przewróciłam oczami.
- Będziesz musiała wycierpieć jakieś pół godziny w samochodzie. Muszę wstąpić do klubu, bo zapomniałem coś załatwić.
- A dzieciaki?
- Iwona już je odebrała.
Kiwnęłam głową i natychmiast włączyłam radio. Rihanna poprawiła mi odrobinę humor. Po kilkunastu minutach wjechaliśmy na wielki parking przed ogromnym budynkiem i dobudowanym drugim. Wywarło to na mnie wrażenie.
- Czekasz w samochodzie, czy idziesz ze mną?
- Zostaję- odparłam natychmiast. Kiedy tylko wyszedł, pogłośniłam radio. Wyjęłam telefon i weszłam na Internet na Tumblra. Na fb dostałam zaproszenie od kilku osób z nowej szkoły w tym od Kuby. Od razu zaakceptowałam i wtedy drzwi budynku się otworzyły i wyszedł Igła. Ale nie sam. Za nim wyszedł śmiejący się mężczyzna. Pewnie kolejny siatkarz, na oko z 24 lata. Brunet hm. Nie mam nic przeciwko, żeby mój opiekun mnie z nim zapoznał… Mężczyźni przybili te swoje męskie piątki. Wtedy napotkałam wzrok tego wysokiego bruneta. Jak on może mieć na imię? Przez chwilę zaczęłam żałować, że nie interesuję się siatkówką. Ale chyba zacznę! Mężczyźni odwrócili się od siebie. Krzysiek wsiadł do samochodu, a ja odprowadziłam wzrokiem bruneta.
- Nudziłaś się bardzo?- spytał odpalając silnik.
- N- nie..- wyjąkałam. – Kto to był?- udawałam obojętną. Mam nadzieję, że tak to zabrzmiało.
- Kolega po fachu. Nie znasz go?
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Dlaczego nie powiedział, jak ma na imię? Teraz się będę główkować… A nie chcę pytać, bo wyjdę na zainteresowaną. Zresztą ten siatkarz jest za wysoki, pewnie ma dziewczynę. Nie ważne. Chcę się położyć do łóżka. Ale nie dane mi to było. Ledwo weszłam do domu, a przyszedł do mnie sms od mojego kolegi z ławki:
„Co ty na to żebym cię oprowadził po Rzeszowie? ;p”
W sumie czemu nie? „Niech będzie.”
„Za piętnaście minut obok szkoły! Jeżeli trafisz, oczywiście xd”
- Bardzo śmieszne- bąknęłam do siebie. Zmieniłam ciuchy na wygodniejsze, zabrałam bluzę i weszłam do salonu, gdzie dzieciaki odrabiały jakieś lekcje, a państwo Ignaczakowie oglądali TV.- Wychodzę- ogłosiłam.
- Gdzie idziesz?- spytał Igła.
- Na miasto. Jeżeli mam tu mieszkać przez rok, to chyba muszę poznać okolicę, nie?
- Nie zgubisz się?- spytała z troską Iwona.
- Nie będę sama. Idę z kolegą z klasy.
- Nie wróć późno, dobrze?
Kiwnęłam głową. Włożyłam buty i chciałam wyjść, ale Krzysiek mnie zatrzymał i dał trzydzieści złotych. Podziękowałam ładnie i udałam się w stronę szkoły.
Kuba już na mnie czekał.
- Ja nie wiem, czy ty chodzisz jak ślimak, czy ja przyszedłem za wcześnie?- zmarszczył brwi i teatralnie spojrzał na „zegarek”, którego w rzeczywistości nie miał na ręce.
- Przyzwyczajaj się.- Podeszłam i go przytuliłam, czym go nie zaskoczyłam.- Sorry, nie mogę się przestawić.
- Co?- jest zdezorientowany.
- No wiesz… przytulanie. Zawsze tak witałam się z moimi przyjaciółmi- wzruszyłam ramionami, ale nagle zrobiło mi się smutno.
- Opowiesz mi o nich?- ewidentnie jest zaciekawiony.- Powiedz coś o życiu w Anglii!
Więc nawijałam. Nie powiem, to ja cały czas gadałam, a on słuchał. Jak to wytrzymał? Rzadko tyle mówię. Przez chwilę miałam wrażenie, że udzieliło mi się od Ignaczaka… Mimo mojej nudnej gadki, żalenia się z utraty na rok bliskich przyjaciół i nienawiści do Polski, Kuba był wyraźnie zaciekawiony.
- Nie powiem, od razu mi lepiej- przyznałam.- Wreszcie mam się komu wygadać.
- To zazwyczaj pomaga- przyznał.- Idziemy na rynek. A tak poza tym wszystkim to możesz mi wytłumaczyć, czemu nie interesuje cię sport i siatkówka?
- To jest nudne. Nie umiem grać, bo jestem za mała do wszystkich dyscyplin sportowych. Zawsze przegrywam!- poskarżyłam się.
- Bo się nie starasz! Nie wiesz, co to znaczy kochać coś.
- Hej! Uważasz, że jestem bezduszna bo nie lubię siatkówki?
- Współczuję ci.
- Jesteś głupi- naburmuszyłam się. Przeszliśmy przez pasy i znaleźliśmy się w jakimś miejscu. Mogę się tylko domyślać, że to ten słynny Rzeszowski Rynek. – Usiądziemy gdzieś?
- Tam są pyszne pączki!- wskazał kawiarnię.- Nie odchudzasz się, nie? – Nie za bardzo wiem, o co mu chodzi. Dopiero gdy spojrzałam na słodkości, zrozumiałam. Ileż to musi mieć kalorii!
- Ja podziękuję- spasowałam.
- No daj spokój! Ja ci potem podam najlepszy sposób na odchudzanie…
- Że co?- jestem w szoku. On tylko wzruszył ramionami.- Trochę się tym interesuję. I kilkoma innymi rzeczami. Coś ci muszę wyznać. Ważnego…
- Nie powiem, teraz mnie przestraszyłeś…- kupiliśmy sobie po pączku i coca coli. Usiedliśmy na ławce obok jakiejś studni. Kuba zaczął opowiadać mi trochę o mieście. I kiedy temat przeszedł na jego rodzinę, niesamowicie mnie zaciekawił. – Masz rodzeństwo?
- Starszego brata. Gra w swoim klubue, jest środkowym.
- Kompletnie nic mi ta nazwa nie mówi…
- Stoi przy siatce i blokuje tych, co atakują- wyjaśnił spokojnie.- Rozumiesz teraz?
- Tak… no powiedzmy, że mniej więcej.
- Nie ważne. Nie mamy zbyt dobrego kontaktu ze sobą, bo on ma już 26lat...
- Hej! To ty ta z Anglii?- ktoś odezwał się do mnie. Obróciłam głowę i zobaczyłam grupkę ludzi chyba z mojej szkoły.- Mieszkasz u Ignaczaków, nie?
- Yy… znamy się?- podniosłam jedną brew.
- Helołł, jesteśmy w jednej klasie!- pomachał mi jakiś chłopak.- I dziwię się, że zadajesz się z pedałami.- Z wrażenia opadła mi szczęka. O co chodzi temu człowiekowi?
- Nie rozumiem…
- To on ci nie powiedział!- zaśmiali się.- Kuba, dlaczego nie powiedziałeś prawdy o sobie dziewczynie, która z tobą siedzi w ławce?- Zerknęłam na kolegę. Był zawstydzony i chyba przestraszony.- No co? Nie odezwiesz się?!
- Spierdalaj- syknął Kuba.- Co ciebie to obchodzi?
- Uważam- wtrąciła jakaś brunetka- że Ola ma prawo wiedzieć…
- No i myślałem- dopowiedział niski chłopak- że geje nie klną.
Rozszerzyłam oczy w zdumieniu. Jak to: GEJE??  




***********
Hej wszystkim! Taki oto rozdział... Co sądzicie? ;)
Jest mi przykro, że jest dopiero niecałe 1500 wyświetleń :C Ale dziękuję za komentarze <3

Rozpoczynamy weekend! Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta! Ja osobiście już się nie mogę doczekać xd


Może uda mi się jutro dodać kolejny rozdział. Postaram się ;p
Jak nie, to za tydzień...

Miłego weekendu  ;**
 


piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział II



Spokojnie. Oddychaj. Wdech, wydech. Będzie dobrze. Na pewno. Musi być.
- Przyjadę po ciebie, dobra?- uśmiechnął się Krzysztof, jak już miałam wychodzić.
Kiwnęłam tylko głową. Nie jestem w stanie mówić.
- Będzie dobrze- pocieszał mnie.- Pierwszy dzień nie musi być twoim najgorszym dniem.
I odjechał.
Odwróciłam się przodem do swojej nowej szkoły. Zwykły budynek. Trzy piętra.  Uczniowie byli wszędzie. Jakaś grupka zaczęła się głośno śmiać, inna cicho rozmawiała… Do której będę należeć? A może będę sama? Pewnie nikt się mną nie zainteresuje.
W tej jednej chwili mam ochotę obrócić się i uciec daleko stąd.
„Pierwszy dzień nie musi być twoim najgorszym dniem”
Słowa Krzyśka odbiły mi się w głowie. Ma rację. Nie poddam się.
Uniosłam wysoko głowę, wyprostowałam się i wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam od jakiegoś czasu.  Zrobiłam pierwsze dwa kroki.
- Dawaj, dawaj, Olka! Dam radę…- szepnęłam.
Idąc chodnikiem nie zwracałam uwagi na ludzi. Przynajmniej próbowałam. Nie wiem czemu, ale wszyscy na mnie zerkają. Dlaczego? Zerknęłam w dół. Czyżbym zapomniała włożyć spodni, butów, albo innej części garderoby? A może mam karteczkę przyklejoną na plecach? Nie. Nie, raczej nie.
Weszłam do szkoły. Duży hol, żółte ściany. Typowa Polska Szkoła. Uczniowie rozmawiają i się śmieją. Próbuję nie zwracać uwagi na te ukradkowe spojrzenia w moją stronę. Hej, przecież nie tylko ja doszłam tutaj do szkoły! Co z tego, że to trzecia klasa już? Aż taka to jest sensacja?
Zauważam nauczycielkę stojącą przy jakiejś dorosłej kobiecie. Chyba matka któregoś z ucznia. Gdy odchodzi, ja podchodzę.
- Przepraszam…
- Słucham?
Miły głos.
- Gdzie jest sala od matematyki?
- Drugie piętro, numer 33- uśmiechnęła się.
- Dziękuję.
Weszłam szybko po schodach na drugie piętro. Akurat zabrzmiał dzwonek. Drzwi, na który pisał odpowiedni numer były otwarte. Weszłam więc. Już kilka osób siedziało na swoich miejscach. Poszłam na same tyły i zajęłam ławkę. Po dwóch minutach sala była pełna. Nauczyciel wszedł.
- Dzień dobry- przywitał się.- To może zaczniemy od listy obecności?
Wyczytywał z dziennika nazwiska i imiona. Nagle drzwi się otworzyły i wpadł jakiś chłopak zdyszany biegiem.
- Dzień dobry… przepraszam- wydyszał.
- Siadaj.
Rozejrzał się po klasie i zobaczył puste (jedyne) miejsce obok mnie. Podszedł z uśmiechem.
- Można?
- Yyy, tak- wydukałam, odsuwając się.
Usiadł i wyciągnął potrzebne rzeczy na lekcję.
- Jestem Kuba- wyciągnął dłoń, mówił szeptem.- Nowa?
Odwróciłam głowę w jego stronę. Mam nadzieję, że nie zauważył, jak go oceniam.
- Ola, nowa.
Chyba zrozumiał, że nie mam ochoty na pogawędkę.  Brunet, trochę przydługawe włosy ułożone w nieładzie do góry, brązowe oczy…
- Aleksandra Sowa- wyliczył moje nazwisko nauczyciel.
- Jestem- podniosłam rękę.
Wszyscy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Czego się gapicie wy…
- Panno Aleksandro, proszę wstać i przedstawić się klasie. Jesteś nowym uczniem naszej szkoły, tak?
- Zgadza się.
Niechętnie wstałam. Teraz już wszyscy na mnie patrzyli. Jedni oceniali, drudzy się śmiali… ale raczej wszyscy byli zaciekawieni.
- Jestem Ola. Po prostu Ola. Przyjechałam z Anglii…
Pomruk i wzdychanie klasy było słychać. Czyli to o to chodzi? Zarumieniłam się. Rozejrzałam się niepewnie po ludziach. Jedna dziewczyna patrzyła na mnie ze złością. Farbowane na platynowo włosy… Plastik.
- Dobrze, siadaj.
Tylko Kuba na mnie nie patrzył. Po prostu słuchał. Boże, dzięki. Zerknęłam na mojego kolegę z ławki . Jestem mu wdzięczna, że nie spogląda na mnie z takim zainteresowaniem, jak wszyscy.  Wręcz przeciwnie! On tylko maluje coś na czystej kartce z zeszytu. Nie zwraca uwagi na to, co mówi nauczyciel, na to jak się przedstawiłam. Wydaje być się niezainteresowany. Dopiero, gdy pan profesor zaczął matematykę, chłopak ożył.
Nigdy nie byłam dobra z matmy i fascynują mnie ludzie, którzy ją rozumieją i potrafią rozwiązać nawet najtrudniejsze zadanie.  Często im tego zazdroszczę.
A teraz jest właśnie taki moment.
- Pomóc ci?
Głos mojego kolegi z ławki był miły. I wcale nie prześmiewczy ton. Spojrzałam mu w oczy i stwierdzam, że na serio chce mi pomóc.
- Jakbyś mógł…- poprosiłam.
 Przysunął się bliżej i pokazał, jak należy wykonać zadanie. Ma na sobie ciemne dżinsy i koszulę w kratę.
- Jezu, ale to skomplikowane- westchnęłam.- Ten, kto wymyślił przedmiot matematyka, był szurnięty.
- Po prostu nie każdy ma ścisły umysł.
Podniosłam jedną brew.
- Czyli uważasz, że mam nie ścisły, oznaczający zły umysł?
- Nie! Po prostu nie każdy jest utalentowany matematycznie…
- Jak ty.
Wzruszył ramionami. Zachichotałam.
- Więc dobrze, że siedzisz ze mną. Przynajmniej jakieś plusy! Będę przy tobie geniuszem z matmy!
- Hm. Zobaczymy, jaką będziesz uczennicą- udawał nauczyciela.- Musisz się przyłożyć.
- Weź…
- Panie Sokołowski, pan się nudzi? Proszę do zadania!
I takim oto sposobem nauczyciel przerwał naszą miłą konwersację. Myślałam, że zaraz po matematyce Kuba ucieknie i tyle będzie z naszej znajomości. Ale o dziwo pomógł mi w spakowaniu książek i wyszliśmy razem z klasy. 
- Jak on się nazywa? Ten nauczyciel.
- Jacek Druj. Kosa.
- I wszystko jasne- skrzywiłam się.
- Czyli przyjechałaś z Anglii… Od kiedy tam mieszkasz?
- Od dziecka. Nie pamiętam Polski.
- Jak dla mnie mówisz całkiem dobrze po Polsku… akcent typowo podkarpacki, uroda polki…
Zaśmiałam się i dla żartu uderzyłam go pięścią w ramię. Poprawił torbę na ramieniu i również się zaśmiał.
Udaliśmy się na język polski, a potem na niemiecki. W stołówce usiedliśmy w najdalszym kącie, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Przez cały dzień zauważyłam, jak się na mnie ludzie patrzą. Teraz postanowiłam zapytać, o co chodzi.
- Czemu wszyscy tak mnie obserwują? Przecież nie jestem jedyną nową osobą w szkole!
Wyszło to jak zarzut.
- To ty nie wiesz? Wszyscy tutaj wiedzą, że mieszkasz u Ignaczaków.
- Co to ma do rzeczy?- zdziwiłam się.- To po prostu przyjaciele moich rodziców… Ja się o to nie prosiłam.
- Dziewczyno, na jakim ty świecie żyjesz? Bo chyba nie na Ziemi!- zachichotał.- W Rzeszowie żyjemy sportem. A najbardziej siatkówką. Reska daje nam wiele emocji.
- Rzęska?- strzeliłam faceplama.
- Reska. Asseco Resovia Rzeszów. Jaśniej?
- A co to?
- Klub siatkarski. Jeden z najlepszych w Polsce. Krzysztof Ignaczak gra w pierwszej szóstce.
Stwierdził, jakby to było oczywiste.
Czyli to tak! Ja przyjechałam się uczyć, zdobywać nowe przyjaźnie, być na pierwszym planie… a okazuje się, że przede mną stoi siatkarz, który odbiera cały mój blask. No nieźle.
- Nie mów, że każdy tutaj lubi sport.
- Trzeba czymś oddychać, nie?- uśmiechnął się.
Przewróciłam oczami.
- Czemu tutaj przyjechałaś, skoro mogłaś skończyć szkołę w Londynie?
Nagle zrobiło mi się smutno i tęskno za domem.
- Nie miałam wyboru. Rodzice powiedzieli, że mam spędzić w Polsce rok. A jak mi się nie spodoba, mogę wrócić. Po roku. W sumie nie dali mi żadnego powodu takiej decyzji… a ja sama jestem przecież pełnoletnia! Ale nie mogłam się kłócić. Stwierdzili, że dobrze mi zrobi taki wyjazd. „Zmieni mnie na lepsze.” Czaisz?
- Nie za bardzo. To dziwne, co zrobili.
Wzruszyłam ramionami.
- A ty mieszkasz tutaj od dziecka?
- Tak, urodziłem się w Rzeszowie. I dzięki Bogu moi rodzice nie zamierzają mnie odesłać do Niemiec, czy Korei.
Wybuchłam śmiechem. Ogólnie tak mi czas minął. Na rozmowie z Kubą podczas przerw i lekcji. W końcu musieliśmy się rozstać. Myślałam, że na koniec się przytulimy, czy coś. Jak to się robi u mnie w domu, w Anglii. Ale on tylko pomachał mi i odjechał rowerem.
Wzruszyłam ramionami. Przeszłam przez bramę i się rozejrzałam. Nigdzie nie widzę samochodu Ignaczaków. Usiadłam więc na murku przy płocie i wyjęłam telefon. Połączyłam się z wi-fi (dzięki Boże, że w ogóle jest!) i weszłam na Tumblra. Zreblogowałam kilka fajnych fotek. Nie czekałam długo. Srebrne auto zaparkowało przy chodniku. Zabrałam torbę i bluzę, wskoczyłam do środka na miejsce pasażera.
- Cześć, jak minął dzień?- spytał Krzysztof.
- Myślałam, że będzie gorzej.
- Zaprzyjaźniłaś się już z kimś?- spytał ruszając w przeciwną stronę od domu.
- Powiedzmy. Hej, gdzie pan jedzie?
Westchnął.
- Nie mów mi na per „pan”. Przy tym czuję się taki stary…- zrobił smutna minkę. Potem się wyszczerzył. Ten człowiek jest niesamowity!- Jedziemy po Sebe i Dominikę.
Kiwnęłam głową.
- Mogę włączyć radio?- spytałam z nadzieją w głosie.
Kiwnął głową. Włączyłam więc i ustawiłam swoją stację RMF MAXXX. Akurat puścili jakiś remiks. Zdziwiłam się szczerze, kiedy Krzysztof zaczął nucić refren i bębnić palcami o kierownicę.
- No co?- spytał w końcu.
Pewnie zauważył moją rozdziawioną gębę i szeroko rozwarte oczy jak u umysłowo chorej.
- Pan… znaczy się ty to znasz?
- A twoim zdaniem, czemu miałbym nie znać? Przecież to hit! Aleksandro, nie jestem taki stary za jakiego mnie masz!
- Ja nic nie mówię!- podniosłam w obronnym geście ręce.
Zaśmiał się i skoncentrował już na jeździe. Kilkanaście minut później w samochodzie usiadły dzieciaki. I zrobiło się głośno. Bardzo głośno. Nawet moje mp3 nie zagłuszyło tego wrzasku. W połowie drogi do mojego tymczasowego domu poddałam się i wyłączyłam muzykę.
Po obiedzie siedziałam w swoim pokoju i przeglądałam zdjęcia na Tumblr. W końcu obejrzałam ulubione odcinki Supernatural. Położyłam się spać zaraz po dziesiątej. 




*******

Witam :) Drugi rozdział! Mam nadzieję, że się podoba... Przepraszam za błędy :/

Dziękuję za komentarze ;** Te Wasze miłe słowa zmotywowały mnie do tego, abym kontynuowała pisać. Bo stwierdziłam, że jeżeli nie będzie zainteresowania - przestanę. 

Jutro muszę iść do szkoły ;_; Fajnie, odrabiamy jakiś tam dzień. Tak mi się nie chce... ale muszę :c

Miłego weekendu życzę ;)