czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział XXVI



- Co TY tutaj robisz?!- Moje zaskoczenie chyba go rozbawiło.
- Zostałem wezwany- wyszczerzył białe zęby.
- A jaśniej?- uniosłam jedną brew.
- Zibi pomoże ci z dzieciakami- uśmiechnęła się do mnie Iwona przechodząc do łazienki. Zamurowało mnie całkowicie. Nawet nie usłyszałam wrzasku Sebastiana biegnącego w stronę Bartmana.
- Wujek!
- Siema młody- rozczochrał mu włosy, na co Seba się oburzył.
- Nie rób tak! Czesałem je…
- No normalnie jakbym ciebie słyszał Krzysiu- zachichotał atakujący.
- Igła, wyjaśnisz mi o co chodzi?- popatrzyłam na niego z byka.
- Pójdziesz na mecz ze Zbyszkiem, Dominiką i Sebastianem.
- A-a-ale…
- Zibi pomoże ci z nimi. Sama nie dasz rady mając głowę w chmurach.
- A-a-a-a-alee…
- Powiedziałem, że coś wymyślę? Powiedziałem. Wymyśliłem? Wymyśliłem. Ciesz się, że w ogóle powierzam ci opiekę nad moimi dziećmi!
- Krzysztof, nie przesadzaj już…- odezwała się Iwona z łazienki.
- Ja nie przesadzam! Zobaczysz, oni sprzedadzą nam dzieci przy pierwszej lepszej okazji i uciekną!
- Kto by tam chciał nasze dzieci- popukała go palcem w czoło, przechodząc obok.
- No nie wiem- wzruszył ramionami.- Nie słyszałaś o tych przewoźnikach i handlarzach?
- Ale ty masz bujną wyobraźnię!
- Ktoś musi w tym domu.
- Miałeś coś wymyślić, a nie zostawiać mi na głowie dwójkę małych dzieci!
 - No przecież nie będziesz sama. Razem sobie poradzicie z nimi. Nie są aż tak niegrzeczni. Dobra, to my się zbieramy. A !- Zwrócił się do mnie wkładając czarny płaszcz.- Zibi będzie cię pilnował. Więc nie próbuj uciekać z tym swoim Alanem.
- Czyli co? Zostawiacie mnie z trójką dzieciaków na głowie i karzecie się dobrze bawić?- zażartował atakujący.
- Pokrótce tak to właśnie wygląda- klasnął w ręce Igła.- Dzieciaki żegnamy się!- Dominika wskoczyła mu w ramiona, pożegnali się i wyszli. Ja tymczasem stałam w miejscu.
- Nie ubierasz się? Powinniśmy już wyjść.
- Zastanawiam się, czy jest w ogóle sens- mruknęłam i udałam się do kuchni. Dominika i Sebastian już wyszykowani czekali tylko na nasz znak.
- Czemu? Chyba nie wstydzisz się nas…
- Będziesz odciągał całkowicie uwagę od meczu!
- Może nie… Założę maskę Zorro!
- A może zrobimy tak, że ty się zajmiesz dzieciakami w domu… A ja pójdę na mecz?- Zadowolona ze swojego pomysłu wyszczerzyła się do niego.
- Nie ma szans. Obiecałem Krzyśkowi, że się tobą zaopiekuję.
- Czy ja jestem jakimś małym dzieckiem?!- wzburzona spakowałam do torebki kubek z herbatą i ciastka dla dzieci. Nie odpowiedział mi tylko poszedł ubrać kurtkę Dominice. Nadal trochę wzburzona wzięłam torebkę i poszłam za nimi do ganku. Pięć minut później jechaliśmy na halę szkolną. Na miejscu nie było bardzo dużo ludzi. Przede wszystkim wierni kibice drużyn. Chłopcy się rozgrzewali, więc zajęłam miejsce na niższych rzędach naszej malutkiej widowni ciągnąc za sobą Dominikę. Usadowiliśmy ze Zbyszkiem dzieciaki między nas. Po chwili zauważył mnie Alan. Podbiegł szybko z szerokim uśmiechem.
- A jednak jesteś!
- A co? Cieszysz się?
- No jasne! Wiedziałem, że przyjdziesz. I to nie sama…- zerknął na moją lewą stronę.
- Dominika, Sebastian. To jest Alan- przedstawiłam ich sobie. Chłopak uśmiechnął się do nich i przybili sobie piątki. – Ze Zbyszkiem się znacie?
- Oficjalnie nie…- Przedstawiłam więc ich sobie. Mocno uścisnęli sobie dłonie i przez dłuższą chwilę nie puszczali. – Dobra, to ja idę.- Zwrócił się do mnie szeroko uśmiechając.
- Idź, idź. Powodzenia!- Tylko mrugnął w odpowiedzi. Za to nachylił się do mnie Zbyszek.
- I to za nim tak przez cały czas latasz?
- Ja za nikim nie latam!- Broniłam się.
- To dobrze bo nie ma za czym- wyszczerzył się szyderczo. Jak to nie ma za czym?! Jak to nie ma?! Ludzie, Alan to największe ciacho w szkole. Ba, może i w całym kraju! I kto by pomyślał, że przez jedną osobę tak bardzo spodoba mi się Polska. No dobra, może nie podoba… Ale już jej nie nienawidzę.
- Nie miej takie miny!
- Jakiej? Takiej?
- Mówię serio. Nie masz za czym się oglądać.
- Przyszłam na mecz.
- Ciekawe, że jak ja ciebie zapraszam to nigdy nie masz czasu- zmarszczył brwi.
- Chcesz się teraz ze mną na ten temat kłócić?!- wkurzona obróciłam się całkowicie w jego stronę a z oczu chyba ciskały błyskawice.
- Pięknie wyglądasz, kiedy się złościsz- uśmiechnął się lekko, a w policzkach pojawiły się ledwo widoczne dołeczki. Tego uśmiechu jeszcze nie widziałam u niego. Omiatał wzrokiem moją twarz. Momentalnie złagodniałam, odchrząknęłam i wróciłam do poprzedniej pozycji. Nadal jednak czułam na sobie jego spojrzenie. Nie podoba mi się to. Całą swoją uwagę skupiłam na rozgrzewce młodych siatkarzy. W końcu zaczęli grać. Nudziłam się niemiłosierni. Naprawdę nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. W końcu odezwałam się do Zbyszka.
- Czemu sędzia zagwizdał, kiedy on serwował?
- Bo przekroczył linię przy zagrywce- miał taką minę jakby to było oczywiste.
- Aha.- Tylko na tyle mnie było stać. – A czemu teraz dał punkt im? No przecież to dla nas!
- Ciszej Ola- zachichotał Zibi.
- Nie wpadła w boisko!- wytłumaczył mi Sebastian.
- Nie rozumiem tego. Głupia gra.
- Każda gra musi mieć swoje zasady- uśmiechnął się cierpliwie Bartman.
- No ale to nie jest normalne! Widzieć każdy szczegół, w którym miejscu piłka spadła. Albo stopa zawodnika- naburmuszona założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Wyglądasz jak dziecko- zaśmiał się głośno Seba.
- No nie? Prawie jak Dominika!- Dodał siatkarz ze śmiechem. Mała słysząc swoje imię spojrzała się na nas, a potem znów bawiła się swoją zabawką.
- Tak, nabijajcie się dalej- przewróciłam oczami.
- Ja wiem zasady siatkówki, a ty nie wiesz!- Sebastian poklepał mnie po ramieniu.- Żal mi cię.
- Ty mały mądralo!- Prawie krzyknęłam. Zbyszek rył ze śmiechu. - Masz ojca siatkarza, to czego ty się spodziewasz, hę?
- Twój chłopak gra!- Zbyszek przestał się śmiać na te słowa chłopca.
- Jaki mój chłopak?- Strzeliłam face plama.
- Ten co tu był- uśmiechnął się z wyższością do mnie.
- Alan nie jest moim chłopakiem! On ma dziewczynę.- Udawałam oburzenie i rozśmieszenie jednocześnie, ale w głowie przemknęła mi myśl, że to serio wyglądało tak, jakby to był mój chłopak. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale nie martw się, jej to nie przeszkadza- mruknął do młodego Zbyszek. Zdziwiona spojrzałam na nich. Porozumiewawczo skinęli do siebie głowami. Dominika niczego nieświadoma podeszłą do mnie.
- Chce mi się siku- zrobiła słodką minkę.
- O masakra- wymsknęło mi się.
- Taka oto jest reakcja młodej matki po tym, jak córka ogłasza swoją potrzebę- zachichotał siatkarz.
- No dobra. To co teraz?- Przerażona  chroniłam brzuch torebką kurczowo ją przytrzymując. Jednocześnie udawałam, że interesuję się oglądaniem meczu.
- Wiesz, ja raczej nie pójdę z nią do damskiej toalety. Męskiej tym bardziej- wyszczerzył się.
- Ja w życiu nie byłam z dzieckiem w łazience!- Powiedziałam to troszkę głośniej niż zamierzałam.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz- niespodziewanie odezwał się Seba.
- O, nasz mądrala się odezwał- rozczochrałam mu włosy.
- Ania, siku mi się chce!- Szturchnęła mnie za rękaw Dominika.
- No dobrze, idziemy…- Wzięłam ją na ręce i przeszłam.
- Iść z wami?
- Teraz to już sobie jakoś poradzę, dzięki!- Żachnęłam się. Wyszłam z hali i udałam się do łazienek damskich. – Umiesz się sama załatwić?- Spytałam stawiając dziewczynkę na podłodze i otwierając drzwi do kabiny.
- Umiem.
- To jak coś, to wołaj mnie- zamknęłam za nią drzwi. W tym czasie przejrzałam się w lusterku i uczesałam włosy.
- Ola! Już skończyłam!- zawołała Dominika, więc otworzyłam drzwi. Na szczęście mała nie narozrabiała. Pomogłam jej odpowiednio zapiąć spodnie i umyć ręce.
- To teraz ty poczekaj, dobrze? Nie ruszaj się stąd- pogroziłam palcem i zajęłam inną kabinę. To mój pretekst do chwilowego wytchnienia od hałasu na hali. Wcale mi się tam nie podoba. Zibi ostrzegał, że to inny mecz będzie niż w lidze. Ale nie mam porównania. Zresztą to jest nie ważne. Najważniejsze, że zaprosił mnie tutaj Alan. Jak pięknie by mogło być, gdyby nie dzieciaki i Bartman. Byłoby idealnie! No właśnie… Dominika czeka. Westchnęłam ciężko kilka razy, przekręciłam klucz i wyszłam.  - Już wracamy!- Uśmiechnęłam się do… pustego pomieszczenia. W tej chwili miałam tysiące myśli.- Dominika? Gdzie się schowałaś?- Zaczęłam się rozglądać i zaglądać do pustych kabin. – Dominika!- W tej chwili wyszła z jednej kabiny młoda kobieta. Spojrzała na mnie i zaczęła myć ręce.
- Szuka pani tej małej dziewczynki?- uśmiechnęła się do mnie do lustra.
- Widziała ją pani?
- Wychodziła stąd. Chciałam ją zatrzymać, ale powiedziała, że idzie do brata.- Przerażona miałam ochotę uderzyć tę kobietę. Cała sytuacja trwała może z trzydzieści sekund. Natychmiast wzięłam torebkę i wybiegłam.
- Dominika!- wrzasnęłam na cały głos. – Matko, przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu!- Natychmiast wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer do Bartmana.
- Potrzebna ci pomoc w damskiej toalecie?- zachichotał do słuchawki.
- Dominika zniknęła!- krzyknęłam.- Nie wiem, gdzie jest…
- Co?! Gdzie jesteś?
- Na głównym korytarzu, szukam jej!- Mój głos był… brzmiał, jakbym się miała zaraz rozpłakać.
- Nie ruszaj się! Idziemy do ciebie!- Natychmiast się rozłączył. Nie powiem, jestem przerażona. Jak to się mogło stać? Dlaczego nie zaczekała na mnie tak, jak ją prosiłam! Uparty bachor kuźwa!
- Olka?!
- Tutaj!- Odwróciłam się w stronę nadchodzących dwóch postaci. Podbiegli do mnie. – Ja nie wiem… Nie mam pojęcia!
- Uspokój się.- Zbyszek mówił spokojnie i stanowczo.- Nie mogła wyparować. Znajdziemy ją.
- A jak nie?
- Seba, gdzie mogła iść twoja siostra?- uklęknął przed chłopcem. Ten z kolei był przestraszony i miałam tylko nadzieję, że się nie rozpłacze.
- Nie wiem…- głos też miał słaby.
- Była już taka sytuacja kiedyś?- uśmiechnął się do niego Zibi dodając otuchy.
- Nie wiem- pokręcił głową chłopczyk.
- Na pewno nie masz pojęcia, gdzie mogłaby być?- dopytałam, starając się naśladować spokój siatkarza. Kolejny raz zaprzeczył. Mimowolnie westchnęłam zniecierpliwiona.
- Dobra. Trzeba zawiadomić Krzyśka.
- Nie!- krzyknęłam.- Nie możemy…
- Musimy, Ola. To nie jest zgubiona łyżka, czy strzaskany talerz. To dziecko!
- Najpierw poszukajmy… Proszę. Znajdziemy ją…
- Dobrze. Ale jak za pół godziny…
- Wtedy powiemy Ignaczakom- uśmiechnęłam się słabo. W sumie to jest mi słabo i czuję, jakbym zaraz się miała przewrócić.
- Dobra, to ja biorę Sebastiana i szukamy w tamtej stronie szkoły- oznajmił wskazując  za siebie. Oddalili się.  Poszłam w drugą stronę. Zaczęłam wołać po imieniu dziewczynkę. Wkrótce dołączyło się do poszukiwań kilka innych osób. W tym kobieta z toalety.
- Jestes pewna, że nie mogła wyjść na zewnątrz?- dopytała starsza pani, towarzysząca mi.
- Jestem pewna. Niemożliwe żeby otworzyła tak ciężkie drzwi…
- W takim razie na pewno jest w budynku.
- Nie znam zbyt dobrze tej szkoły… Dopiero do niej zaczęłam chodzić. Ona może być wszędzie!
- Znajdziemy ją, zobaczysz- uśmiechnęła się pocieszająco do mnie.
- Nigdy sobie tego nie wybaczę.- Zaczęłam się dławić od środka. Chce mi się płakać, ale nie mogę w tym momencie. Zerknęłam na zegarek. Za pięć minut spotykamy się w korytarzy głównym i decydujemy co dalej. A ja już wiem co dalej będzie.
Przegięłam.

*** 

Spotkaliśmy się w tym samym miejscu. Pierwsze co zobaczyłam, to Złego Zbyszka. Potem załamanego Sebastiana. Który płakał. Podeszłam do nich obejmując się ramionami, jakby było mi zimno.
- Więc trzeba zadzwonić. Nie ma wyjścia…- szepnęłam Bartmanowi, nawet nie patrząc mu w oczy. Próbuję nie płakać. Oczy na pewno mam całe szklące się. Jeśli u niego zobaczę rozczarowanie wypisane na twarzy, nie wytrzymam i się rozpłaczę. Nie wiem, dlaczego mi na tym zależy. Nie, żeby nie płakać. Ale żeby Zbyszek nie był rozczarowany. Nie chcę, żeby przestał mnie traktować tak, jak na początku. Żeby nigdy nie przestawał na mnie patrzeć, jak na równego sobie. Sama siebie nie rozumiem. Dobra, może na mnie teraz krzyczeć. Jestem gotowa na to. Zasłużyłam.
Ale zamiast tego, siatkarz nic nie powiedział. Zrobił dwa kroki bliżej, przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nie płacz- szepnął mi we włosy.- Znajdziemy ją. 
Zacisnęłam mocniej zęby. Poddałam się i po prostu cała wtuliłam w ramiona Zbyszka.
Nie wiem, ile stałam w jego objęciach. Ale w końcu przerwał nam głos starszej kobiety.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba zguba się znalazła.- Natychmiast oderwałam się speszona od siatkarza i rozejrzałam wokół. Po drugiej stornie korytarza szedł wysoki mężczyzna, ubrany w czarny strój. Zapewne ochroniarz, który miał za zadanie pilnować dzisiejszego meczu. Za rękę trzymał małą dziewczynkę uśmiechniętą od ucha, do ucha. Poczułam tak wielką ulgę i radość, że zaczęłam biec w jej kierunku.
- Domi!- krzyknęłam porywając ją w ramiona. Mała przytuliła się do mnie i zaczęła śmiać. Odstawiłam ją na podłogę.- Jak mogłaś wyjść z łazienki! Prosiłam, żebyś na mnie poczekała?
- Przepraszam- wysepleniła i pobiegła do brata.
- Dziękujemy, że ją pan przyprowadził- odezwał się zza moich pleców Zbyszek.
- Dziewczynka szukała brata. Nie ma sprawy- uśmiechnął się i poszedł dalej.
- Widzę, że już nic nie pomogę- odezwała się kobieta.
- Dziękujemy za pomoc- uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Nie dziękujcie!- Machnęła ręką.- Ważne, że dziecko całe i zdrowe. Tylko… uważajcie na nią. I na syna też!- Zrzedła mi mina. Kobieta oddaliła się, a ja powoli obróciłam w stronę Bartmana.
- Czy ona…- Moja mina musiała go bardzo rozbawić, gdyż zaczął się głośno śmiać, trzymając za brzuch. – To nie jest śmieszne! Ona stwierdziła, że mamy dwójkę dzieci!
- Co z tego hahahaha!
- Dostał głupawki- oznajmiłam dzieciom. – Chodźcie, zostawimy go samego.
- Dobra, dobra. Już się opanowałem!- przestał się śmiać, chociaż nadal się szeroko uśmiechał.- Najważniejsze, że Dominika jest cała.
- W jednym kawałku!- Sebastianowi również poprawił się humor. A mi nadal jest słabo. I duszno.
- Możemy już iść?
- Ola, wszystko w porządku?- Zbyszek zaniepokojony podszedł do mnie.
- Tak. Tylko, czy możemy wyjść?- poprosiłam słabym głosem. Im bardziej się denerwowałam, tym bardziej traciłam siły. Zaczynają mi latać przed oczami czarne plamy. – Proszę…
- Dobrze, chodź. Usiądziesz przed budynkiem…- Objął mnie jedną ręką i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Szkoda tylko, że to taka długa droga. A ja potrzebuję powietrza! – Ola, nie zamykaj oczu… Olka!
Więcej nie usłyszałam.




*****
Hejo ;) Co myślicie o tym u góry? 

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia!

O nowych rozdziałach informujcie mnie w komentarzach ;*

Pozdrawiam, buziaki ;***

sobota, 23 maja 2015

Rozdział XXV



Dwie godziny później przed oczami miałam listę zawodników.
Ci ludzie grali z Igłą w jednym składzie. Żadnego z nich nie znałam. Mój przyjaciel uświadomił mnie, że nie łatwo będzie kogokolwiek z nich znaleźć. O większości się nie słyszy, a niektórzy mieszkają poza granicami województwa podkarpackiego. Ale Kuba przy ostatnim nazwisku podał dodatkową informację.
- To był jego najlepszy przyjaciel.
- Był?
- Tak… - Ale nic więcej nie dodał. Od razu skojarzyłam, że coś musi być  z tym nie tak. Chciałam zapytać Krzyśka, ale wtedy mógłby coś podejrzewać. Poszperałam na jego temat w necie. Okazało się, że zginął w wypadku pozostawiając żonę i rocznego synka Adasia.
Z nim już pogadać nie mogę, ale… Od razu zaczyna układać mi się plan działania. Nie mam adresu- nic nie mam. Otworzyłam ponownie zdjęcia wysłane przez moje przyjaciółki. Na fb wysłałam wiadomość Karolinie, żeby przysłała więcej fotek jeśli ma. Po kilku minutach dostałam całą resztę. Prześledziłam napisany ręcznie tekst przez mamę. Jej pismo gdzieniegdzie stawało się nieczytelne dla mnie, chociaż już nauczyłam się go na pamięć. Było mi to potrzebne do wypisywania usprawiedliwień do szkoły. 

„Serce mnie boli, kiedy pomyślę o wyjeździe. I oni nigdy się nie dowiedzą. A zwłaszcza on. To byłby wielki cios dla jego rodziny. Nie czułabym się z tym dobrze. Iwona też by mnie znienawidziła…”

- Wreszcie!- krzyknęłam z ulgą.- Nareszcie jakieś imię.
Więc Iwona też wie? A raczej nie wie. Nie ma pojęcia. A cały czas, wszystko co czytam prowadzi do jednego. Że moim ojcem jest Krzysiek. Powoli chyba powinnam się przyzwyczajać do tej myśli. Znów zadzwoniłam do Kuby.
- To on- zaczęłam prosto z mostu.
- Kto?
- No Igła.
- Twoim ojcem?
- Tak.
Chwila milczenia.
- Skąd wiesz? Masz stu procentową pewność?
- No nie… Ale wszystko na to wskazuje! Wreszcie mama napisała jakieś imię. Iwona. Że nic nie wie, bo gdyby … Zresztą przeczytam ci. Cytuję: „Serce mnie boli, kiedy pomyślę o wyjeździe. I oni nigdy się nie dowiedzą. A zwłaszcza on. To byłby wielki cios dla jego rodziny. Nie czułabym się z tym dobrze. Iwona też by mnie znienawidziła…”
 - Okeeej, to jest dziwne.
- Wszystko tutaj jest dziwne. Ale tak sobie myślę… Gdybym znalazła żonę przyjaciela Igły, to może poznałabym prawdę?
- Całkiem możliwe, że dowiedziałabyś się czegoś nowego. Ale bardzo prawdopodobne jest, że ona też nic nie wie. No i najważniejsze. Nie masz jak do niej dotrzeć. Żadnego kontaktu.
- Coś wymyślę.
- Jak zawsze- mruknął i się rozłączył. 

*** 

Następnego dnia w szkole znów nie było mojej przyjaciółki ukochanej Choinki i jej świty Marty. Za to już na pierwszej przerwie otoczył mnie tłum chłopaków z zespołu Alana.
- Siemka, Ola!- wyrósł przede mną najniższy.
- Yyy, hej- uśmiechnęłam się drętwo i próbowałam przejść między nimi i dostać się do Sokołowskiego, który gdzieś tam na mnie czekał.
- Ale nie uciekaj od nas, no… Ola, nie lubisz nas?- zasmucił się Karol.
- No co wy… Jasne, że lubię. Tylko…
- Tylko ona próbuje dostać się do mnie- odchrząknął Alan. Natychmiast jego przyjaciele odsunęli się ode mnie i ukazał mi się promienny uśmiech mego wybawcy.
- Tak naprawdę to…- Już miałam powiedzieć, że szukam Kuby, ale się powstrzymałam. Morczewski od razu zostawiłby mnie w spokoju, skoro tak bardzo się nie lubią.
- Tak, wiem. Kuba czeka na ciebie przed szkołą- oznajmił a mnie zamurowało. Czy ja się przesłyszałam?
- C-co? – wyjąkałam.
- Dopiero przyjechał autobusem z tego co wiem- uśmiechnął się.- Szukałaś jego, prawda?
- Tak- spuściłam wzrok gotowa na cios.
- Ok., to chodź- posłał mi oczko i ruszył w stronę drzwi wejściowych (bardzo dużych swoją drogą). Stałam w miejscu jeszcze przez kilka sekund, a później ruszyłam za nim. Gdy wyszłam, ujrzałam dziwny widok. Kuba i Alan cicho o czymś rozmawiali. Szczęka opadła na całego. Chyba to ich jeszcze bardziej rozbawiło.
- Co tak stoisz?- Kuba pierwszy przerwał i natychmiast przybrał dokładnie taki sam ton, jak za każdym razem gdy Alan był w pobliżu. Podeszłam do nich i uważnie każdemu się przypatrywałam. Alan wciąż ten luźny styl, niczym się nie przejmował. Kuba się trochę spiął.
- Jutro- odezwał się w końcu Alan- wraca Jo i Marta. Będzie oficjalna próba. Przyjdźcie po szóstej lekcji.
- Super. Od razu poprawił mi się humor- zadrwił mój przyjaciel.
- Też nie jestem zadowolonym, że biorę w tym udział- przerwał mu ostro drugi. – Ale raczej nie mam wyjścia.
- Dlaczego?- wtrąciłam nagle zaciekawiona. Czyżby Jolka mu KAZAŁA? – Przecież to nie żaden przymus.
- Bycie chłopakiem gwiazdy szkolnej oznacza poświęcenia- uśmiechnął się i poszedł.
- Wiedziałam! Ona go unieszczęśliwia!- klasnęłam w ręce zafascynowana odkryciem, a jednocześnie wkurzona.
- A tobie co do tego? Nie widzisz, że jemu to odpowiada?- mruknął nie wiadomo na co zły Kuba i wszedł do szkoły. Przewróciłam oczami i wbiegłam za nim. Dogoniłam go na środku korytarza i zatrzymałam.
- O czym gadaliście?
- O niczym.
- Powiedz.
- Nie.
- Hej! To ja mogę ci się zwierzać, a ty mi nie? To niesprawiedliwe! – niemal tąpnęłam butem jak małe dziecko.
- Dobra, okej.
- Poddajesz się?- ucieszona podskoczyłam lekko.
- Mówiliśmy o tobie.
- A dokładniej?
- Pytałem, gdzie jesteś i czy znóaw ma zamiar cię porwać. On na to, że wcale cię nie porywał. Sama poszłaś i fajnie się bawiłaś. Tym dał mi do zrozumienia, że przy mnie się nudzisz i marnujesz. Wiesz, że czasem sam mam takie wrażenie?
- Czy tobie odbiło? Ja się nudzę przy tobie? Kuba, no sorry. Na jakiej lekcji potrafię przesiedzieć pięć minut bez gadania z tobą? Lub roześmiania się z twojej miny? Nie wspominając o przerwach i czasie spędzonym poza szkołą…
- Dobra, dobra. Ja tam swoje wiem. – Ruszyliśmy dalej.
- Ale nie skończyłeś mówić!
- Skończyłem.
- Nie! Nie powiedziałeś, czy ma zamiar mnie porwać znowu.
- Przecież powiedział, że on cię nie porywa, nie?- zachichotał.
- Ale z ciebie idiota!- trzepnęłam go w ramię. Udaliśmy się na lekcję języka angielskiego. Potem dwa w-fy, matematyka polski i wos. Gdy wychodziłam z ostatniej lekcji, nagle coś pociągnęło mnie do tyłu i znalazłam się między ścianą a jakimś chłopakiem. Od razu poznałam, że to Alan.
- Matko Święta!- chwyciłam się za klatkę piersiową lekko przestraszona.
- To tylko ja- wyszczerzył się.
- Chcesz mnie wystraszyć na śmierć?!- wkurzyłam się.
- Sorki… Chciałem się zapytać czy przyszłabyś dziś na mecz mojej drużyny w turnieju.
- Co?- zrzedła mi mina. O nie, tylko nie to!
- No wiesz… Turniej między szkołami. Dziś o osiemnastej na naszej hali.
- Wiesz co… Nie wiem, czy będę miała czas… - próbowałam się wykręcić. No serio, musiał mnie o to zapytać?!- Czemu Jolka z tobą nie pójdzie?
- Jeszcze jest przeziębiona- wyjaśnił szybko.- To jak? Będziesz?
- Alan… Zobaczę. Przyjdę, jeśli nic mi nie wypadnie innego- udawałam entuzjazm.
- Okej- uśmiechnął się smutno.- Mam nadzieję, że jednak będziesz. Wszyscy się ucieszą. Ja tym bardziej- mrugnął do mnie i poszedł. Oparłam się o ścianę i wypuściłam wstrzymywane powietrze w płucach. Dlaczego to nie może być kino, czy kawiarnia, tylko mecz? Rozumiem, że wszyscy tutaj kochają sport. No ale bez przesady do cholery! Teraz pytanie: Isć, czy nie iść. Jeśli nie pójdę, drugi raz może mnie nie zaprosić. Może się obrazi… Jeśli pójdę będę się nudzić. Chyba, że wezmę ze sobą kogoś… Igła? Kuba? Ciekawe, czy znaleźliby czas. W ogóle, to gdzie jest Kuba?! Rozejrzałam się dookoła. Stał po przeciwnej stronie i obserwował mnie.
- Walka, walka…
- Iść, czy nie iść? Poszedłbyś ze mną?- spytałam błagalnym tonem.
- Ja dziś odpadam, niestety- zrobił smutną minkę.
- Nie ma opcji, żebym nie poszła- zmarszczyłam brwi.
- Może twój tata?- zachichotał.
- On nie jest moim tatą!
- Tego nie wiesz.
- A, przestań mnie wkurzać. Igła pewnie będzie miał trening- wzruszyłam ramionami.
- No to nie wiem.
- Ja też nie.

*** 

- Serio ?-  Okazało się, że Krzysiek ma zamiar wyjść z Iwoną do restauracji. A mnie chcieli pozostawić dzieci. No nieźle.
- Ale ja je zgubię!- przeraziłam się.
- W domu? Nie sądzę- uśmiechnął się wiążąc krawat.
- Ale ja miałam zamiar iść na mecz!- Zamarł i pomału odwrócił się w moją stronę. Jego mina – bezcenna.
 – No co?- bąknęłam.
- Czy ja się przesłyszałem?- uśmiechnął się szeroko.
- Nie. Nie przesłyszałeś się! Miałam zamiar iść na mecz, bo Alan mnie zaprosił. Jego drużyna gra z jakąś inną szkołą dziś o osiemnastej.
- Przykro mi, ale nie zmienię planów. Obiecałem Iwonce…
- Igła no! Kurde, rozumiem. Ale ja musze tam być!
- Nie wierzę, że chcesz- uśmiechnął się.
- Ty też mnie chcesz jeszcze bardziej wkurzyć?
- Okej, dobra- powiedział wzdychając. Poprawił kołnierzyk koszuli i powiedział: - Coś wymyślę.
- Dzięki, dzięki, dzięki!- Pisnęłam zachwycona. Wpadłam do swojego pokoju jak burza. Będzie idealnie! Zawiozą dzieci do dziadków, ja pójdę na mecz, potem będę gadać z Alanem… Co z tego, że nie będę miała pojęcia o co chodzi? Wybrałam ubranie na mecz: Czarne legginsy i bluzka z rękawami ¾. Musi być pięknie. Będzie pięknie.
Zrobiłam lekki makijaż. I wtedy przyszedł sms od Sokołowskiego:

Wiadomość: I jak? Idziesz na ten mecz? Sorki, że nie mogę iść z Tobą ;c
Odpowiedz: Spoko, spoko ;* Igła wymyślił sobie, że mam się zająć dzieciakami -,- Ale ma coś wymyślić żebym mogła iść.
Wiadomość: No to chyba dobrze, nie?
Odpowiedz: Zależy co wymyśli. On jest do wszystkiego zdolny : ))
Wiadomość: Na pewno nie będziesz się nudzić xd
Odpowiedz: Ja? No co Ty! Mecze siatkówki to moje życie! -,-
Wiadomość: No to baw się dobrze! Ja lecę na korki z angola ;p
Odpowiedz: Czy ja Ci przypadkiem nie mówiłam, że mogę pomóc z angielskim?
Wiadomość: Mówiłaś, ale wole profesjonalnego nauczyciela. Przy Tobie się nic nie nauczę xD
Odpowiedz: Widzę jak we mnie wierzysz…
Wiadomość: To nie kwestia wiary. I dobrze wiesz, o co mi chodzi xD
Odpowiedz: Dobra dobra. To ucz się Ty mój kujonku Kubusiu <3
Wiadomość: Też Cię kocham <3

Pokręciłam głową i odłożyłam komórkę. Spojrzałam w lustro po raz ostatni i wstałam do przygotowanych ubrań. Za pół godziny powinnam być już na hali. Przebrałam się szybko w łazience. Otworzyłam drzwi i wpadłam na kogoś. Ale z pewnością wyższego, niż bym się spodziewała… Podniosłam głowę.
- Co TY tutaj robisz?! 



*****
Hejo ;) Mam nadzieję, że rozdział się podoba :D Jak myślicie, co się stanie podczas meczu?

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia ;**

Pozdrawiam <3

piątek, 8 maja 2015

Rozdział XXIV



- I jak ci się podobało?- napadł na mnie po treningu Alan. Odłączył się od grupki idących przed nami siatkarzy.
- Spoko było- przyznałam.- Nie wiedziałam, że tak dobrze grasz…
- Są lepsi- odparł skromnie.
- Daj spokój! Mógłbyś zapisać się do jakiegoś klubu…
- Na razie nie mam na to głowy- przyznał.- Nauka i w ogóle. Ale kiedyś… Może uda mi się zagrać w Resovii.
- Marzenia się spełniają.
- Błąd. Marzenia się spełnia. Czyli… wierzysz we mnie?- Albo mi się wydaje, albo w tej chwili się zarumienił. Przyjrzałam mu się. Tak! Matko, jak to uroczo wygląda…
- Wierzę.
- Dziękuję- uśmiechnął się.- Nie tylko za to… Że byłaś i w ogóle…- zaczął się plątać.
- Nie musisz. Miło było zobaczyć, jak grasz. Moim zdaniem Jola też powinna zobaczyć.- Na wspomnienie o dziewczynie, atmosfera między nami troszkę zgęstniała.
- Ona nie lubi…
- Olka!- głos mojego przyjaciela rozniósł się po całym korytarzu, jak echo. Zatrzymałam się w pół kroku.
- Mam przerąbane…- mruknęłam.
- Jak chcesz, to go spławię- zaoferował się Alan, zerkając na biegnącego w naszym kierunku chłopaka.
- Nie!- zareagowałam.- Po prostu… muszę z nim pogadać. Okej?
- Dobra, zostawię was samych.- Nie był za bardzo z tego powodu zadowolony, co mnie zaskoczyło.- To do zobaczenia- uśmiechnął się na odchodne. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy Kuba stanął między nami. Morczewski nie miał nic innego do zrobienia, jak tylko obrócić się i dołączyć do kolegów z drużyny. Patrzyliśmy za nimi chwilę, a gdy oddalili się na odpowiednią odległość, by nas nie słyszeli, Kuba wybuchł:
- Co ty sobie wyobrażasz?!
- Uspokój się, Kuba…
- Uciekłaś z ALANEM? Czy ty wiesz, co ty robisz?!
- Kuba! Ja nigdzie nie uciekłam!
- To jak inaczej to nazwać? Chłopak oferuje ci wypad na jego trening w czasie lekcji: jasne, już leci!
- To nie tak…
- Dlaczego poszłaś?
- Bo mnie zaprosił.
- I oczywiście się zgodziłaś. A Choinka i jej cień jak się dowie, to…
- Mam je w dupie, Kuba! Alan nigdy jej nie zapraszał na trening! Tak powiedzieli jego koledzy. Rozumiesz? Mnie zaprosił!
- I co ? Teraz nagle stałaś się jego ulubienicą?- prychnął wściekły.
- Oczywiście, że nie! Ale dążymy do przyjaźni.
- To chyba mylisz pojęcia! ON dąży do wykorzystania ciebie i psychicznie i fizycznie. TY dążysz tylko do jednego.
- Mianowicie?- założyłam ręce na piersi.
- Oj, daj spokój Olka… - westchnął. – Nie masz pojęcia jaki on jest.
- To może mnie oświecisz? Wciąż powtarzasz to samo: Nie wiesz, jaki on jest! Nie rozumiesz! Ble, ble, ble. – Naśladowałam jego głos.
- On cię wykorzysta ze względu na siatkarzy, zobaczysz.
- Nie kłóćmy się- poprosiłam.
- Gdybyś mnie słuchała…
- Słucham. Tylko, że nie mówisz mi wszystkiego. Uszanowałam fakt, że chcesz coś ukryć tylko dla siebie. Tylko ty wiesz co. Naprawdę nie mam do ciebie już o to żalu. Sam kiedyś mi powiesz. Ale błagam! Skoro teraz nie chcesz wyjaśnić, to nie wtrącaj się!
- Jestem twoim przyjacielem! Muszę się wtrącać!
- Czyżby?- uniosłam brew.
- O co chodzi?
- Jesteś moim przyjacielem?
- Oczywiście, że tak głuptasie!- wzniósł ręce do nieba. – Nie rozumiem, jak możesz w to wątpić!
- Czasem sama nie wiem, co myślę…- ściszyłam głos opuszczając wzrok na swoje buty.
- Od tego masz mnie- przytulił mnie. Schowałam głowę w jego różowej koszulce. – Od tego jestem. Żeby ci przypominać, co masz myśleć. Co jest ważne i ważniejsze. I chronić cię przed złem tego świata.
- Brzmisz jak w dennej komedii romantycznej- zachichotałam w jego klatkę piersiową.
- Nie wiem o czym mówisz- udawał niewiniątko.
- W takim razie…- odsunęłam się od niego, ale nadal nie wypuszczał mnie z objęć.- Co jest ważne, a co ważniejsze?
- Teraz dla ciebie najważniejsza jest sprawa rodzinna. Alan musi zejść na dalszy plan.
- Wiem- skrzywiłam się.- Nie gniewaj się już na mnie, Kuba…
- Nie mógłbym dłużej- przyznał i pocałował w policzek. Ostatni raz go przytuliłam i udaliśmy się na ostatnią lekcję tego dnia.

*** 

- Chłopaki się skarżą, że nie odwiedzasz nas na treningu- odezwał się Igła. Siedzę właśnie z rodziną Ignaczaków przy stole i jemy kolację. Igłą niedawno wrócił z siłowni.
- Przeproś ich ode mnie… Nie miałam czasu ostatnio.- Zaczęłam bawić się tym, co mam na talerzu.
- Krzysiek, przecież Ola musi się uczyć!- przypomniała mu Iwona.
- Dwie godziny odpoczynku dobrze jej zrobią co jakiś czas. Poza tym nie zawsze widzę, żeby się uczyła…
- Ma również życie prywatne- odparła kobieta uśmiechając się do mnie. – Dominika, jedz groszek. Jest zdrowy.
- Jest niedobry!- zaprotestowała energicznie dziewczynka.
- Nie zawsze to co dobre jest zdrowe- odezwałam się.
- Dlaczego?- spytała mała, patrząc na mnie.
- Bo tak jest, po prostu – wzruszyłam ramionami. Dominika jednak nie była zadowolona moją odpowiedzią i zaczęła męczyć o to swoją mamę.
- Dobrze się czujesz?- Nachylił się do mnie Igła, który siedział na honorowym miejscu, po mojej prawej stronie.
- Tak. Czemu pytasz?- wyprostowałam się.
- Jesteś smutna- zauważył. – Coś się stało?
- Nic, Igła.- Miałam nadzieję, że dał sobie spokój.
- Chodzi o matmę?- drążył temat.
- Nie! Czemu?- zdziwiłam się i nabrałam na widelec sałatki.
- Ktoś ci dokucza? Pokłóciłaś się z Kubą?
- Na miłość Boską, nie!- syknęłam w jego stronę.
- Więc chodzi o Alana?- zrobił tą swoją jedną z minek.
- Nie. Przynajmniej nie w całości.
- Więc o co?- wyraźnie zabrakło mu pomysłów.
- Krzysztof, daj Oli zjeść!- zdenerwowała się Iwona siedząca naprzeciwko męża.
- Ja już skończyłam…- odsunęłam od siebie talerz.- Mogę iść do siebie?
- Nic nie zjadłaś!- krzyknął Sebastian.
- Jasne, idź.
- Ale mamo!- zaczął protestować chłopiec.- Jak ja nie zjem, to nie pozwalasz mi iść grać!
- Bo jesteś za mały- wzruszył ramionami Igła.
- Jestem już duży- naburmuszył się Seba.
- Sebastian płacze! Sebastian płacze!- zaczęła nucić jego siostra.
- Nie płaczę!- wkurzył się.
- Dobra, dość tego!- ryknął Ignaczak. Natychmiast zrobiło się cicho. Iwona uśmiechnęła się zadowolona i wdzięczna mężowi. Dzieciaki spuściły głowy i wznowiły posiłek. Igła napił się herbaty i oblizał usta. Wstałam więc i zasunęłam za sobą krzesło.
- Gdybyś czegoś potrzebowała…- odezwał się.
- Jasne. Dzięki. – Wyszłam do siebie. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam na łóżku twarzą do poduszki. Kilka minut później wyciągnęłam swój pamiętnik. 

28 listopada 2013r.
Sama nie wiem, dlaczego tak popsuł mi się humor. Dziś o mały włos nie pokłóciłam się znów) z Kubą. Na szczęście wyszło, jak wyszło. Ucieszyłam się, że Alan zaprosił mnie na swój trening, czego podobno nigdy nie robił z innymi dziewczynami. Poczułam się troszkę wyróżniona. A co najlepsze nie było dziś Choinki. Wolę nie wiedzieć, jak by zareagowała widząc mnie tyle razy jednego dnia z jej chłopakiem. Chyba by mi oczy wydłubała. Jak nie gorzej. Dziś Alan się tak uroczo zarumienił… to była naprawdę fantastyczna scena! Poznałam jego kolegów… Uznali mnie za jego nową dziewczynę. Nie zaprotestował od razu. Może to tylko dla mnie takie ważne… W końcu jednak wyjaśnił, że jesteśmy tylko znajomymi. Potem powiedział, że cieszy się, że widziałam jak gra… Kuba sugeruje mi tutaj, że Alan chce mnie wykorzystać. Może ma racje? Może powinnam być ostrożna? No, ale przecież chyba jestem…
Zaraz będę szukać w necie informacji o siatkarzach mieszkających w Rzeszowie jakieś dziewiętnaście lat temu. Może dwadzieścia. Może w taki sposób uda mi się coś znaleźć. Jest trudniej niż myślałam, bo w dzienniku mamy nic nie jest konkretnie napisane. Jakby nie chciała wydać całego sekretu na świat.
Ale dowiem się o co chodzi. Prędzej, czy później.
A, i jeszcze trzeba znaleźć pracę. Trudne zadanie, skoro nigdzie mnie przyjąć nie chcą -,-

Zamknęłam z trzaskiem zeszyt. Odpaliłam laptopa i znów przyglądałam się zdjęciom. Wtedy na skype pojawiła się Karolina.
- Cześć!
- Hej- uśmiechnęłam się.- Co tam?
- Ciekawa byłam, czy w końcu na coś wpadłaś.
- Raczej Kuba.- Wyjaśniłam jej wszystko.- Teraz mam zamiar pogrzebać trochę w necie. A gdzie Natka?
- Na randce.
- Z Kevinem?- wyszczerzyłam się. Zrzedła mi mina, gdy usłyszałam odpowiedź.
- Nie. Oni nie są już razem.
- CO?! Ale dlaczego?
- Nie wiem. Znaczy mówiła coś, że się posprzeczali. Ale wydaje mi się, że oni po prostu przestali być „razem” i w ogóle. To była kwestia czasu od miesiąca aż się rozejdą. Natalia cały czas mówiła o Roy’u.
- Tym z drugiej szkoły?
- Tak.
- Są razem?
- Z tego co wiem, Kevin szybko znalazł sobie zastępstwo. Ale Natalia na razie nie chce się angażować. Tak powiedziała.
- Ona często mówi jedno, a myśli drugie- przewróciłam oczami.
- Dlatego jej nie wierzyłam, gdy powiedziała… Że idzie z Royem tylko do kina. I że to takie zwykłe koleżeńskie spotkanie.
- Akurat… Ja już ją dobrze znam! A jak z tobą?
- Co ze mnę?- udała, że nie rozumie.
- Masz kogoś? Ostatnio nie pytałam… Wciąż mówimy o mnie i was zaniedbałam. Mam wyrzuty sumienia!
- Niepotrzebnie. U mnie się nic nie zmieniło- uśmiechnęła się.
- Nadal owijasz sobie wokół palca pana od wuefu?- zaśmiałam się szczerze.
- Ja nic nie robię!
- Jasne, jasne.
- A jak tam sprawa z Alanem?- zagadnęła.
- Nijak. Znaczy dziś była taka sytuacja, że mnie zaprosił na swój trening, czego z nikim innym nie robił…
- A co na to Choinka?
- Chyba nie wie.
- Pewnie się dowie.
- Pewnie tak. Nie było jej dziś w szkole.
- Zachorowała?
- Mam nadzieję, że na jakąś paskudną grypę.
- Nie życz innemu, co tobie nie miłe!- ostrzegła mnie.
- Dobra, dobra. Nie przesadzaj. Żartuję przecież. Ale serio mam nadzieję, że jutro jeszcze jej nie będzie. Może Alan znów do mnie zagada i będzie tak fajnie, jak dziś…
- Wszystko się jutro okaże.
- Dobra. Ja teraz mykam. Sprawdzę tych siatkarzy.
- Okej. Jak coś to pisz na fb. Raczej nie dobijaj się do naszej Natki…
- Raczej nie będę jej przeszkadzać- przyznałam.
- Pa!
- No, hej!
Zamknęłam konwersację i włączyłam Google. W pustej karcie wpisałam:
„siatkarze 1993 Rzeszów”
Niestety nic konkretnego się nie pojawiło. Przejrzałam pierwsze najlepsze strony. Żadnych konkretnych informacji. Sprawdziłam w historii klubu, ale nic. Westchnęłam wściekłą i zrezygnowana. Sięgnęłam po telefon.
- Kuba?
- Wiem, że czegoś chcesz. Ten twój ton mówi sam przez siebie.
- Mam prośbę… Czy mógłbyś znaleźć ludzi, który grali w Resovii w latach 1993/4?
- Dla ciebie wszystko, madame.



*****
Hejo ;) Wiem, że krótki i zbyt dużo się nie dzieje na razie... Ale mam nadzieję, że niedługo akcja się rozwinie i nie będę Was już nudziła :D

Weekend! Co prawda dużo z niego mieć nie będę, bo sporo nauki czeka ;/ 

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! 

Pozdrawiam ;**