czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział XXVI



- Co TY tutaj robisz?!- Moje zaskoczenie chyba go rozbawiło.
- Zostałem wezwany- wyszczerzył białe zęby.
- A jaśniej?- uniosłam jedną brew.
- Zibi pomoże ci z dzieciakami- uśmiechnęła się do mnie Iwona przechodząc do łazienki. Zamurowało mnie całkowicie. Nawet nie usłyszałam wrzasku Sebastiana biegnącego w stronę Bartmana.
- Wujek!
- Siema młody- rozczochrał mu włosy, na co Seba się oburzył.
- Nie rób tak! Czesałem je…
- No normalnie jakbym ciebie słyszał Krzysiu- zachichotał atakujący.
- Igła, wyjaśnisz mi o co chodzi?- popatrzyłam na niego z byka.
- Pójdziesz na mecz ze Zbyszkiem, Dominiką i Sebastianem.
- A-a-ale…
- Zibi pomoże ci z nimi. Sama nie dasz rady mając głowę w chmurach.
- A-a-a-a-alee…
- Powiedziałem, że coś wymyślę? Powiedziałem. Wymyśliłem? Wymyśliłem. Ciesz się, że w ogóle powierzam ci opiekę nad moimi dziećmi!
- Krzysztof, nie przesadzaj już…- odezwała się Iwona z łazienki.
- Ja nie przesadzam! Zobaczysz, oni sprzedadzą nam dzieci przy pierwszej lepszej okazji i uciekną!
- Kto by tam chciał nasze dzieci- popukała go palcem w czoło, przechodząc obok.
- No nie wiem- wzruszył ramionami.- Nie słyszałaś o tych przewoźnikach i handlarzach?
- Ale ty masz bujną wyobraźnię!
- Ktoś musi w tym domu.
- Miałeś coś wymyślić, a nie zostawiać mi na głowie dwójkę małych dzieci!
 - No przecież nie będziesz sama. Razem sobie poradzicie z nimi. Nie są aż tak niegrzeczni. Dobra, to my się zbieramy. A !- Zwrócił się do mnie wkładając czarny płaszcz.- Zibi będzie cię pilnował. Więc nie próbuj uciekać z tym swoim Alanem.
- Czyli co? Zostawiacie mnie z trójką dzieciaków na głowie i karzecie się dobrze bawić?- zażartował atakujący.
- Pokrótce tak to właśnie wygląda- klasnął w ręce Igła.- Dzieciaki żegnamy się!- Dominika wskoczyła mu w ramiona, pożegnali się i wyszli. Ja tymczasem stałam w miejscu.
- Nie ubierasz się? Powinniśmy już wyjść.
- Zastanawiam się, czy jest w ogóle sens- mruknęłam i udałam się do kuchni. Dominika i Sebastian już wyszykowani czekali tylko na nasz znak.
- Czemu? Chyba nie wstydzisz się nas…
- Będziesz odciągał całkowicie uwagę od meczu!
- Może nie… Założę maskę Zorro!
- A może zrobimy tak, że ty się zajmiesz dzieciakami w domu… A ja pójdę na mecz?- Zadowolona ze swojego pomysłu wyszczerzyła się do niego.
- Nie ma szans. Obiecałem Krzyśkowi, że się tobą zaopiekuję.
- Czy ja jestem jakimś małym dzieckiem?!- wzburzona spakowałam do torebki kubek z herbatą i ciastka dla dzieci. Nie odpowiedział mi tylko poszedł ubrać kurtkę Dominice. Nadal trochę wzburzona wzięłam torebkę i poszłam za nimi do ganku. Pięć minut później jechaliśmy na halę szkolną. Na miejscu nie było bardzo dużo ludzi. Przede wszystkim wierni kibice drużyn. Chłopcy się rozgrzewali, więc zajęłam miejsce na niższych rzędach naszej malutkiej widowni ciągnąc za sobą Dominikę. Usadowiliśmy ze Zbyszkiem dzieciaki między nas. Po chwili zauważył mnie Alan. Podbiegł szybko z szerokim uśmiechem.
- A jednak jesteś!
- A co? Cieszysz się?
- No jasne! Wiedziałem, że przyjdziesz. I to nie sama…- zerknął na moją lewą stronę.
- Dominika, Sebastian. To jest Alan- przedstawiłam ich sobie. Chłopak uśmiechnął się do nich i przybili sobie piątki. – Ze Zbyszkiem się znacie?
- Oficjalnie nie…- Przedstawiłam więc ich sobie. Mocno uścisnęli sobie dłonie i przez dłuższą chwilę nie puszczali. – Dobra, to ja idę.- Zwrócił się do mnie szeroko uśmiechając.
- Idź, idź. Powodzenia!- Tylko mrugnął w odpowiedzi. Za to nachylił się do mnie Zbyszek.
- I to za nim tak przez cały czas latasz?
- Ja za nikim nie latam!- Broniłam się.
- To dobrze bo nie ma za czym- wyszczerzył się szyderczo. Jak to nie ma za czym?! Jak to nie ma?! Ludzie, Alan to największe ciacho w szkole. Ba, może i w całym kraju! I kto by pomyślał, że przez jedną osobę tak bardzo spodoba mi się Polska. No dobra, może nie podoba… Ale już jej nie nienawidzę.
- Nie miej takie miny!
- Jakiej? Takiej?
- Mówię serio. Nie masz za czym się oglądać.
- Przyszłam na mecz.
- Ciekawe, że jak ja ciebie zapraszam to nigdy nie masz czasu- zmarszczył brwi.
- Chcesz się teraz ze mną na ten temat kłócić?!- wkurzona obróciłam się całkowicie w jego stronę a z oczu chyba ciskały błyskawice.
- Pięknie wyglądasz, kiedy się złościsz- uśmiechnął się lekko, a w policzkach pojawiły się ledwo widoczne dołeczki. Tego uśmiechu jeszcze nie widziałam u niego. Omiatał wzrokiem moją twarz. Momentalnie złagodniałam, odchrząknęłam i wróciłam do poprzedniej pozycji. Nadal jednak czułam na sobie jego spojrzenie. Nie podoba mi się to. Całą swoją uwagę skupiłam na rozgrzewce młodych siatkarzy. W końcu zaczęli grać. Nudziłam się niemiłosierni. Naprawdę nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. W końcu odezwałam się do Zbyszka.
- Czemu sędzia zagwizdał, kiedy on serwował?
- Bo przekroczył linię przy zagrywce- miał taką minę jakby to było oczywiste.
- Aha.- Tylko na tyle mnie było stać. – A czemu teraz dał punkt im? No przecież to dla nas!
- Ciszej Ola- zachichotał Zibi.
- Nie wpadła w boisko!- wytłumaczył mi Sebastian.
- Nie rozumiem tego. Głupia gra.
- Każda gra musi mieć swoje zasady- uśmiechnął się cierpliwie Bartman.
- No ale to nie jest normalne! Widzieć każdy szczegół, w którym miejscu piłka spadła. Albo stopa zawodnika- naburmuszona założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Wyglądasz jak dziecko- zaśmiał się głośno Seba.
- No nie? Prawie jak Dominika!- Dodał siatkarz ze śmiechem. Mała słysząc swoje imię spojrzała się na nas, a potem znów bawiła się swoją zabawką.
- Tak, nabijajcie się dalej- przewróciłam oczami.
- Ja wiem zasady siatkówki, a ty nie wiesz!- Sebastian poklepał mnie po ramieniu.- Żal mi cię.
- Ty mały mądralo!- Prawie krzyknęłam. Zbyszek rył ze śmiechu. - Masz ojca siatkarza, to czego ty się spodziewasz, hę?
- Twój chłopak gra!- Zbyszek przestał się śmiać na te słowa chłopca.
- Jaki mój chłopak?- Strzeliłam face plama.
- Ten co tu był- uśmiechnął się z wyższością do mnie.
- Alan nie jest moim chłopakiem! On ma dziewczynę.- Udawałam oburzenie i rozśmieszenie jednocześnie, ale w głowie przemknęła mi myśl, że to serio wyglądało tak, jakby to był mój chłopak. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale nie martw się, jej to nie przeszkadza- mruknął do młodego Zbyszek. Zdziwiona spojrzałam na nich. Porozumiewawczo skinęli do siebie głowami. Dominika niczego nieświadoma podeszłą do mnie.
- Chce mi się siku- zrobiła słodką minkę.
- O masakra- wymsknęło mi się.
- Taka oto jest reakcja młodej matki po tym, jak córka ogłasza swoją potrzebę- zachichotał siatkarz.
- No dobra. To co teraz?- Przerażona  chroniłam brzuch torebką kurczowo ją przytrzymując. Jednocześnie udawałam, że interesuję się oglądaniem meczu.
- Wiesz, ja raczej nie pójdę z nią do damskiej toalety. Męskiej tym bardziej- wyszczerzył się.
- Ja w życiu nie byłam z dzieckiem w łazience!- Powiedziałam to troszkę głośniej niż zamierzałam.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz- niespodziewanie odezwał się Seba.
- O, nasz mądrala się odezwał- rozczochrałam mu włosy.
- Ania, siku mi się chce!- Szturchnęła mnie za rękaw Dominika.
- No dobrze, idziemy…- Wzięłam ją na ręce i przeszłam.
- Iść z wami?
- Teraz to już sobie jakoś poradzę, dzięki!- Żachnęłam się. Wyszłam z hali i udałam się do łazienek damskich. – Umiesz się sama załatwić?- Spytałam stawiając dziewczynkę na podłodze i otwierając drzwi do kabiny.
- Umiem.
- To jak coś, to wołaj mnie- zamknęłam za nią drzwi. W tym czasie przejrzałam się w lusterku i uczesałam włosy.
- Ola! Już skończyłam!- zawołała Dominika, więc otworzyłam drzwi. Na szczęście mała nie narozrabiała. Pomogłam jej odpowiednio zapiąć spodnie i umyć ręce.
- To teraz ty poczekaj, dobrze? Nie ruszaj się stąd- pogroziłam palcem i zajęłam inną kabinę. To mój pretekst do chwilowego wytchnienia od hałasu na hali. Wcale mi się tam nie podoba. Zibi ostrzegał, że to inny mecz będzie niż w lidze. Ale nie mam porównania. Zresztą to jest nie ważne. Najważniejsze, że zaprosił mnie tutaj Alan. Jak pięknie by mogło być, gdyby nie dzieciaki i Bartman. Byłoby idealnie! No właśnie… Dominika czeka. Westchnęłam ciężko kilka razy, przekręciłam klucz i wyszłam.  - Już wracamy!- Uśmiechnęłam się do… pustego pomieszczenia. W tej chwili miałam tysiące myśli.- Dominika? Gdzie się schowałaś?- Zaczęłam się rozglądać i zaglądać do pustych kabin. – Dominika!- W tej chwili wyszła z jednej kabiny młoda kobieta. Spojrzała na mnie i zaczęła myć ręce.
- Szuka pani tej małej dziewczynki?- uśmiechnęła się do mnie do lustra.
- Widziała ją pani?
- Wychodziła stąd. Chciałam ją zatrzymać, ale powiedziała, że idzie do brata.- Przerażona miałam ochotę uderzyć tę kobietę. Cała sytuacja trwała może z trzydzieści sekund. Natychmiast wzięłam torebkę i wybiegłam.
- Dominika!- wrzasnęłam na cały głos. – Matko, przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu!- Natychmiast wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer do Bartmana.
- Potrzebna ci pomoc w damskiej toalecie?- zachichotał do słuchawki.
- Dominika zniknęła!- krzyknęłam.- Nie wiem, gdzie jest…
- Co?! Gdzie jesteś?
- Na głównym korytarzu, szukam jej!- Mój głos był… brzmiał, jakbym się miała zaraz rozpłakać.
- Nie ruszaj się! Idziemy do ciebie!- Natychmiast się rozłączył. Nie powiem, jestem przerażona. Jak to się mogło stać? Dlaczego nie zaczekała na mnie tak, jak ją prosiłam! Uparty bachor kuźwa!
- Olka?!
- Tutaj!- Odwróciłam się w stronę nadchodzących dwóch postaci. Podbiegli do mnie. – Ja nie wiem… Nie mam pojęcia!
- Uspokój się.- Zbyszek mówił spokojnie i stanowczo.- Nie mogła wyparować. Znajdziemy ją.
- A jak nie?
- Seba, gdzie mogła iść twoja siostra?- uklęknął przed chłopcem. Ten z kolei był przestraszony i miałam tylko nadzieję, że się nie rozpłacze.
- Nie wiem…- głos też miał słaby.
- Była już taka sytuacja kiedyś?- uśmiechnął się do niego Zibi dodając otuchy.
- Nie wiem- pokręcił głową chłopczyk.
- Na pewno nie masz pojęcia, gdzie mogłaby być?- dopytałam, starając się naśladować spokój siatkarza. Kolejny raz zaprzeczył. Mimowolnie westchnęłam zniecierpliwiona.
- Dobra. Trzeba zawiadomić Krzyśka.
- Nie!- krzyknęłam.- Nie możemy…
- Musimy, Ola. To nie jest zgubiona łyżka, czy strzaskany talerz. To dziecko!
- Najpierw poszukajmy… Proszę. Znajdziemy ją…
- Dobrze. Ale jak za pół godziny…
- Wtedy powiemy Ignaczakom- uśmiechnęłam się słabo. W sumie to jest mi słabo i czuję, jakbym zaraz się miała przewrócić.
- Dobra, to ja biorę Sebastiana i szukamy w tamtej stronie szkoły- oznajmił wskazując  za siebie. Oddalili się.  Poszłam w drugą stronę. Zaczęłam wołać po imieniu dziewczynkę. Wkrótce dołączyło się do poszukiwań kilka innych osób. W tym kobieta z toalety.
- Jestes pewna, że nie mogła wyjść na zewnątrz?- dopytała starsza pani, towarzysząca mi.
- Jestem pewna. Niemożliwe żeby otworzyła tak ciężkie drzwi…
- W takim razie na pewno jest w budynku.
- Nie znam zbyt dobrze tej szkoły… Dopiero do niej zaczęłam chodzić. Ona może być wszędzie!
- Znajdziemy ją, zobaczysz- uśmiechnęła się pocieszająco do mnie.
- Nigdy sobie tego nie wybaczę.- Zaczęłam się dławić od środka. Chce mi się płakać, ale nie mogę w tym momencie. Zerknęłam na zegarek. Za pięć minut spotykamy się w korytarzy głównym i decydujemy co dalej. A ja już wiem co dalej będzie.
Przegięłam.

*** 

Spotkaliśmy się w tym samym miejscu. Pierwsze co zobaczyłam, to Złego Zbyszka. Potem załamanego Sebastiana. Który płakał. Podeszłam do nich obejmując się ramionami, jakby było mi zimno.
- Więc trzeba zadzwonić. Nie ma wyjścia…- szepnęłam Bartmanowi, nawet nie patrząc mu w oczy. Próbuję nie płakać. Oczy na pewno mam całe szklące się. Jeśli u niego zobaczę rozczarowanie wypisane na twarzy, nie wytrzymam i się rozpłaczę. Nie wiem, dlaczego mi na tym zależy. Nie, żeby nie płakać. Ale żeby Zbyszek nie był rozczarowany. Nie chcę, żeby przestał mnie traktować tak, jak na początku. Żeby nigdy nie przestawał na mnie patrzeć, jak na równego sobie. Sama siebie nie rozumiem. Dobra, może na mnie teraz krzyczeć. Jestem gotowa na to. Zasłużyłam.
Ale zamiast tego, siatkarz nic nie powiedział. Zrobił dwa kroki bliżej, przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nie płacz- szepnął mi we włosy.- Znajdziemy ją. 
Zacisnęłam mocniej zęby. Poddałam się i po prostu cała wtuliłam w ramiona Zbyszka.
Nie wiem, ile stałam w jego objęciach. Ale w końcu przerwał nam głos starszej kobiety.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba zguba się znalazła.- Natychmiast oderwałam się speszona od siatkarza i rozejrzałam wokół. Po drugiej stornie korytarza szedł wysoki mężczyzna, ubrany w czarny strój. Zapewne ochroniarz, który miał za zadanie pilnować dzisiejszego meczu. Za rękę trzymał małą dziewczynkę uśmiechniętą od ucha, do ucha. Poczułam tak wielką ulgę i radość, że zaczęłam biec w jej kierunku.
- Domi!- krzyknęłam porywając ją w ramiona. Mała przytuliła się do mnie i zaczęła śmiać. Odstawiłam ją na podłogę.- Jak mogłaś wyjść z łazienki! Prosiłam, żebyś na mnie poczekała?
- Przepraszam- wysepleniła i pobiegła do brata.
- Dziękujemy, że ją pan przyprowadził- odezwał się zza moich pleców Zbyszek.
- Dziewczynka szukała brata. Nie ma sprawy- uśmiechnął się i poszedł dalej.
- Widzę, że już nic nie pomogę- odezwała się kobieta.
- Dziękujemy za pomoc- uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Nie dziękujcie!- Machnęła ręką.- Ważne, że dziecko całe i zdrowe. Tylko… uważajcie na nią. I na syna też!- Zrzedła mi mina. Kobieta oddaliła się, a ja powoli obróciłam w stronę Bartmana.
- Czy ona…- Moja mina musiała go bardzo rozbawić, gdyż zaczął się głośno śmiać, trzymając za brzuch. – To nie jest śmieszne! Ona stwierdziła, że mamy dwójkę dzieci!
- Co z tego hahahaha!
- Dostał głupawki- oznajmiłam dzieciom. – Chodźcie, zostawimy go samego.
- Dobra, dobra. Już się opanowałem!- przestał się śmiać, chociaż nadal się szeroko uśmiechał.- Najważniejsze, że Dominika jest cała.
- W jednym kawałku!- Sebastianowi również poprawił się humor. A mi nadal jest słabo. I duszno.
- Możemy już iść?
- Ola, wszystko w porządku?- Zbyszek zaniepokojony podszedł do mnie.
- Tak. Tylko, czy możemy wyjść?- poprosiłam słabym głosem. Im bardziej się denerwowałam, tym bardziej traciłam siły. Zaczynają mi latać przed oczami czarne plamy. – Proszę…
- Dobrze, chodź. Usiądziesz przed budynkiem…- Objął mnie jedną ręką i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Szkoda tylko, że to taka długa droga. A ja potrzebuję powietrza! – Ola, nie zamykaj oczu… Olka!
Więcej nie usłyszałam.




*****
Hejo ;) Co myślicie o tym u góry? 

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia!

O nowych rozdziałach informujcie mnie w komentarzach ;*

Pozdrawiam, buziaki ;***

5 komentarzy:

  1. Jest cudnie xD Zbyszek świetny przyjaciel :* Całe szczęście, że Dominika się znalazła :) Hahahaa i ta wymiana zdań:
    " - I to za nim tak przez cały czas latasz?
    - Ja za nikim nie latam!- Broniłam się.
    - To dobrze bo nie ma za czym- wyszczerzył się szyderczo. Jak to nie ma za czym?! Jak to nie ma?! Ludzie, Alan to największe ciacho w szkole. Ba, może i w całym kraju! I kto by pomyślał, że przez jedną osobę tak bardzo spodoba mi się Polska. No dobra, może nie podoba… Ale już jej nie nienawidzę.
    - Nie miej takie miny!
    - Jakiej? Takiej?
    - Mówię serio. Nie masz za czym się oglądać. "
    Jest boska <3 Zbyszek umie każdego podrysować :) Ciekawe co takiego mu się nie spodobało w Alanie ? No chyba że jest zazdrosny ?:)
    Czekam na następny :)

    PS: Zapraszam na 18:)
    http://wrytmiesiatkowki.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*
    Kasia.!

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku, fantastyczny ♥ czekam na następnyy! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie ♥
    PS:Zapraszam na 3 :)
    http://enjoy--every--moment.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na 4. ;)
      http://enjoy--every--moment.blogspot.com/
      Pozdrawiam :*

      Usuń