sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział XXVII



- Ola? Ola! Powiedz coś, błagam… - Otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam, to czarne plamy. Nadal nie zniknęły. Ktoś do mnie mówi, ale nie mam pojęcia kto. Może Alan? Skończył już mecz? Na pewno… Najważniejsze, że Dominika się znalazła…
- Ola…- płaczliwy głos dziewczynki przywrócił mnie do żywych. Zamrugałam kilka razy.
- Jestem… Co się stało?- Uniosłam się lekko i wtedy okazało się, że leżę na podłodze. Nade mną klęczy Bartman z zatroskana miną, Sebastian zaciekawiony i troszkę przestraszony… To samo Domi Nad nimi stoi nie kto inny, jak Alan Morczewski. Gdyby nie to, że nie miałam siły, pewnie znów bym zemdlała.
- Zemdlałaś!- Uświadomił mnie Seba.
- Nie wstawaj, połóż się… - Wydawał mi polecenia Zibi, co powoli wykonywałam.- Już zadzwoniłem po karetkę.
- Co?!- Natychmiast się zerwałam do pozycji siedzącej, co zaowocowało mocnym, rwanym bólem z tyłu głowy. Skrzywiłam się.
- Połóż się, zaraz będzie karetka…- Poprosił grzecznie Alan. Położyłam się więc znów na podłodze.
- Jak mogłeś to zrobić!?- Naskoczyłam na Bartmana. – Będą chcieli mnie wziąć do szpitala! Niepotrzebnie wzywałeś pogotowie…
- Tak właściwie to ja zadzwoniłem- przyznał się Alan. Widząc moją minę, natychmiast posłał mi błagalny wzrok.- Nie wkurzaj się…
- Lepiej,żeby zbadano, dlaczego zemdlałaś- dołączył się Bartman.
- Po prostu…- zaczęłam, ale zrezygnowałam.- Nic mi nie jest.
Ale nie dali się nabrać.

*** 

Dwie godziny później leżałam na kanapie w salonie Ignaczaków. Przywiózł mnie tutaj Bartman, zajął się dziećmi. No i mną. Chociaż stanowczo nalegałam, że sobie dam radę!
Uparty kretyn!- napisałam w swoim dzienniku, gdy Zibi udał się do kuchni.- Kazał mi leżeć i odpoczywać, skoro nie chciałam jechać do szpitala. Czy on nie rozumie, że nic mi nie jest? Straciłam przytomność tylko na krótką chwilę! I to przez ten stres. Zanim opuściłam szkołę, Alan tysiąc razy mnie przepraszał. Mówił, że to przez niego to wszystko się stało. I że już nigdy tego błędu nie popełni. Wtedy poczułam złość. Na niego. Co za idiota! 

- To może przeczytaj te swoje epitety na mnie?- W drzwiach stanął Zbyszek.
- Skąd niby…
- Masz minę, jakbyś miała ochotę kogoś zabić. To z pewnością na mnie?
- Może…- Zamknęłam zeszyt i odłożyłam na stolik. Siatkarz podszedł i podał mi szklankę z herbatą.
- Lepiej Ci?
- Oczywiście, że tak! Próbowałam ci powiedzieć od samego początku!- Wykonał gest ręką, więc posunęłam się mu. Usiadł na sofie obok mnie.
- Po prostu się martwię o ciebie- przyznał.- Od jakiegoś czasu zauważyłem, że dziwnie się zachowujesz.
- Co to znaczy?- udawałam wyluzowaną, jednak nie udało mi się go zwieść.
- Po prostu… pamiętaj, że zawsze mogę ci pomóc…- Chwycił mnie delikatnie za dłoń i lekko ścisnął.
- Nie zawsze da się pomóc…- szepnęłam.
- Ale można próbować, Olu. A musisz wiedzieć, że jestem w stanie dużo dla ciebie zrobić- uśmiechnął się lekko. Patrzyłam na jego dłoń trzymaną na mojej. A potem prosto w jego oczy. Ma ładne, zielone oczy.
- Dziękuję.
- Nie musisz… Po prostu…
- Wróciliśmy!- Głos Igły rozniósł się po całym domu. Natychmiast wyrwałam rękę od Zbyszka i wcisnęłam się jeszcze głębiej w poduszkę. – O, widzę, że sobie gawędzicie!
- Jak tam mecz?- uśmiechnęła się wchodząca za mężem Iwona.
- No cóż…- Zaczęłam,  wyjawić prawdę. Ale wtedy odezwał się Zibi.
- Mecz, jak mecz. Pełen wrażeń!- Pokiwałam głową by przyznać mu rację, ale kiedy nie patrzyli spytałam go szeptem:
- Co to miało być?!
- Powiesz im później – mrugnął do mnie. O ile samo się nie wyda- pomyślałam. Poszłam do swojego pokoju i schowałam pamiętnik. Wracając, wpadłam na Igłę.
- Jak tam Alan?- wyszczerzył się.
- Nie najgorzej…- Wyminęłam go i usiadłam tak jak wcześniej na kanapie. Nie mogę mu się zwierzać. Nie teraz. Zwłaszcza gdy jest możliwość… Że on jest moim ojcem. Na to wspomnienie aż rozbolał mnie brzuch.
- Twoja mina przeczy słowom- drążył.
- Serio nie mam ochoty o tym gadać już dzisiaj- skrzywiłam się, na co nic nie powiedział tylko przepuścił. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na swoim poprzednim miejscu. Po chwili zauważyłam, że Zbyszek się zbiera.
- Idziesz już?- zasmuciła się Iwona.
- Jestem tutaj ostatnio chyba zbyt częstym gościem- zaśmiał się głośno.
- Nam to nie przeszkadza- odpowiedziała z szerokim uśmiechem.- Nie zostaniesz jeszcze na kolacji?
- No przecież widzisz, że mu się śpieszy…- mruknął Igła zerkając na mnie.
- Krzysiek! To nie było  miłe- skarciła go małżonka.
- Igła ma rację…- opanował Zibi.- Muszę być wcześniej w domu. – Schował telefon do kieszeni spodni, założył czarną kurtkę do połowy ud i szary szalik. – To dobranoc wszystkim! Pa dzieciaki!- Zawołał w głąb domu. Natychmiast Dominika przybiegła i skoczyła mu do nóg, a Sebastian wskoczył na plecy.
- Przyjdziesz niedługo?- spytał chłopiec.
- Jak tylko twój ojciec mnie nie wygoni, to jasne- zachichotał i odstawił dzieciaki na ziemię.- Pa, Iwonko.- Uśmiechnął się do niej, po czym jego wzrok padł na mnie. Tylko puścił mi dyskretne oczko i poszedł. Cała ta akcja trwała może z trzy minuty. Mi się dłużyła w nieskończoność. Pragnęłam zapomnieć o wszystkim, co się dziś wydarzyło.
- To ja pójdę do siebie- oświadczyłam, podnosząc się.
- A, Ola!- Zawołał za mną Krzysiek.
- Ta?
- Święta spędzimy u rodziców Iwony w Katowicach.- Kiwnęłam tylko głową i szybko udałam się do swojego pokoju. Nie mogłam wytrzymać i wyciągnęłam pamiętnik. Założyłam słuchawki i puściłam 1D. 

Tak, niech ten dzień się już skończy na dobre. Miałam nadzieję na wspaniale spędzony czas z… Alanem. A dostałam nerwowy dzień z dwójką małych dzieci, oraz jednym dużym facetem. Normalnie odjazd! To wszystko nie miało być tak… Inaczej zaplanowałam każdą minutę tego meczu. Chociaż w sumie najważniejsze, że nasza szkoła wygrała. Bo chyba wygrała? Nawet tego nie wiem …

Natychmiast chwyciłam telefon i wysłałam wiadomość do Bartmana:

Wyślij: Ten mecz to w końcu wygraliśmy, czy nie?
Odpowiedź: Wygraliśmy 3:1

Tak więc wygraliśmy 3:1. Musiałam się upewnić. Jeszcze nie poinformowałam Ignaczaków o całej sprawie… W sumie to nie wiem, jak zareagują. Chyba zaczynam się bać.
Dobra, nowa kwestia. Nowo – stara jak by nie patrzeć. Święta u rodziców Iwony, znaczy moich nie będzie. Nie rozumiem nadal, dlaczego nie mogę wrócić na przerwę świąteczną do Anglii? Przecież to by było idealne rozwiązanie dla wszystkich. Jak bym się nikomu nie narzucała, a oni mieliby święty spokój przez tydzień. No, stęskniłam się za moimi przyjaciółkami, mamą… tatą. I moim chomikiem! Tak, za nim też, chociaż non stop irytował mnie ciągłym skrobaniem w ściankę klatki. Na samo wspomnienie mam ciarki na całym ciele.
Powinnam się uczyć do matury. Powinnam. A co robię? Odkrywam swoje DNA. Bardzo mądre z mojej strony. Jak ja nie zdam dobrze matury to osobiście się pochlastam. A siatkarze wcale mi w tym nie pomagają. Znaczy się w nauce.
Lepiej to ja pójdę zaraz spać.

Schowałam pamiętnik i wyszłam na kolację. Usiadłam na swoim stałym miejscu. Jak zawsze dzieciaki dużo opowiadały o tym, co się działo w szkole. Az w końcu nadszedł temat meczu.
- … A na mecz z Olą już nie pójdę!- zakomunikował nagle Sebastian. Ignaczakowie zaskoczeni spojrzeli na syna, a później na mnie. Westchnęłam głośno.
- Właśnie miałam…
- O co chodzi Seba?- wszedł mi w słowo Igła.- Nie bawiłeś się fanie z Olą?
- On płakał! Sebastian płakał!- zachichotała Dominika.
- Nie płakałem! Ja nie płaczę!
- Ola, o co chodzi?- zwróciła się do mnie Iwona. No dobra, to teraz. O matko, co ja powiem? A jak już w życiu mi nie zaufają…
- No więc… Nie wiem, jak wam to powiedzieć, ale nie spisałam się za dobrze. – Spojrzeli po sobie, ale nie odzywali się czekając na ciąg dalszy.- Poszłam do łazienki z Dominiką… I ona … Nagle zniknęła.- W tym samym momencie Ignaczakowie spojrzeli na młodszą córkę, jakby bojąc się, że to nie ona siedzi z nami przy stole.
- Nie mów, że po raz kolejny ci zwiała?- zachichotał Krzysiek.
- Co? Jak to po raz kolejny…?- Zdezorientowana wypuściłam z dłoni mocno ściskany widelec. Na pewno jestem blada, albo czerwona.
- Ona potrafi takie numery wywijać- uśmiechnęła się Iwona do mnie, a później ucałowała małą w czubek głowy. – Moim rodzicom zniknęła z oczu w centrum handlowym. Po godzinie znaleźli ją w dziale lalek Barbie.
- O Boże!- Chwyciłam się za twarz przerażona.
- Uspokój się bo znowu zemdlejesz!- Nakazał mi Seba. Tym razem to jego rodzice zrobili przerażone miny.
- Zemdlałaś?- Igła spojrzał na mnie, jakbym zaraz miała się rozsypać.
- To przez te emocje… Bo nie uraczyliście mnie powiadomić o drobnym szczególe!
- Byłaś w szpitalu?- Dopytywała Iwona.
- Wujek jej pomógł, a taki chłopak zadzwonił po pogotowie!
- Seba, bądź cicho!- syknęłam na niego.- Masz za duży język.
- Faktycznie mogliśmy ci powiedzieć, ale myśleliśmy, że z Zibim dacie sobie radę…
- To nam się udało!- klasnęłam w ręce. – Mogę już iść do siebie?
- Dobrze się czujesz?
- Tak, chciałabym iść spać już…
- Okej.- Uśmiechnął się do mnie Krzysiek. Odpowiedziałam tym samym i wyszłam, wcześniej piorunując wzrokiem młodego, na co on pokazał mi język. Super. 




*******
Witajcie! Dawno mnie tutaj nie było ;/Ale już skończyły się poprawy i prawie wszystkie szkolne rzeczy, więc będę miała więcej czasu ;) Tylko czekać na oficjalne zakończenie roku szkolnego! 

Postaram się w wakacje nadrobić zaległości, ale nic nie obiecuję.

Dziękuję za ponad 20tys. wyświetleń! Kocham Was <3

Pozdrawiam ;**

7 komentarzy:

  1. jak zwykle, dobry rozdział! czekam na wiecej i więcej ;3
    pozdrawiam i miłej soboty :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No mam nadzieję, że zaczną sie częściej pojawiać :) Ola powinna łaskawszym okiem na siatkarzy spojrzeć, a już szczególnie na jednego :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu no nareszcie przyznała, że Alan to idiota. To już jakiś postęp! :D
    Hmm no powiem szczerze, iż podejrzewam, że to zemdlenie jest częścią czegoś większego.. albo tylko moje paranoje się objawiają xD no nieważne.
    Rozdział świetny jak zawsze, więc czego chcieć więcej? ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. P S http://milosc-milosci-nierowna-bvb.blogspot.com/2015/06/rozdzia-22-kali-jesc-kali-pic-kali-niesc.html Zapraszam na nowy! :D

      Usuń
  5. Jak zwykle wspaniały ;) tylko znowu nam małe opóźnienie w czytaniu ;(
    "Jestem w stanie dużo dla Ciebie zrobić" jaki ten Zbyszek słodki" *.* no coś mi się wydaje że tę dwójkę coś do siebie ciągnie, tylko Ola jeszcze o tym nie wie ;) no i znowu nie poznaliśmy tej skrywanej tajemnicy, ale już chyba pisałam, że to chyba nie chodzi o to że Igła jest ojcem Oli, tylko to jakaś grubsza sprawa ;)

    Ściskam, buziaczki ;***
    Alexia ;**

    OdpowiedzUsuń