środa, 22 lipca 2015

Rozdział XXXIV



- Ładnie wyglądasz.
- Dzięki.- Wyszczerzyłam się do swojego odbicie w lustrze. – Ty tez niczego sobie.
- Nie przesadzajmy… W końcu idę tam tylko jako osoba towarzysząca. Nic nie znaczący gość.- Zamyślił się. W tej chwili wygląda tak przystojnie… Naprawdę szkoda, że jest gejem. Gdyby nie to, kto wie… Może to do niego, a nie do Alana bym wzdychała? Trzeba przyznać, że Kuba gdy założy garnitur i muszkę, wygląda niesamowicie. – O matko! Czy ja będę na kolacji wigilijnej z siatkarzami? Zaraz zemdleję…
- Uspokój się. To zwykła kolacja. Przecież już ich znasz, nie?
- Jak ty nic nie rozumiesz!- Zaczął z nerwów chodzić po korytarzu. Czekaliśmy na Iwonę i Igłę. Dzieciakami miała się zająć przyjaciółka pani domu.- Nie każdy może sobie tak po prostu wpaść na spotkanie w klubie Resovii i zasiąść z nimi do kolacji!
- Więc dlaczego ja dostałam zaproszenie?- Wydęłam w zamyśleniu wargi. Kuba oparł się o ścianę i wzruszył ramionami.
- Chyba najważniejsze, że je masz, nie?
- Miałeś raczej na myśli, że jest tam napisane: „osoba towarzysząca”?- Zachichotałam.
- Z grzeczności pominąłem ten istotny szczegół.
- Ładna sukienka!- Nagle obok nas zjawił się Sebastian. Zmierzwiłam małemu włosy.
- Podlizujesz się?
- Ładnie wyglądasz, przecież mówię prawdę. On potwierdzi.- Wskazał palcem na mojego przyjaciela.
- Gdybym ja jeszcze gustował w kobietach…- Prychnął Kuba, za co oberwał moim srogim spojrzeniem. Nikt z tego domu nie wie, że Sokołowski jest gejem. O ile Igła się nie domyślił... Nie mam pojęcia, jak by zareagowali. Ale Seba tym bardziej nie musi niczego wiedzieć. Ani rozumieć. -… co nie oznacza, że nie jesteś śliczna, Sowa.
- Widzisz, powiedział!- Seba zrobił tak podobną minę do Krzyśka, że przez chwilę myślałam,że to starszy Ignaczak.
- Może kłamał. No spójrz na niego. Czy nie jest przystojny?- Obróciłam młodego w stronę chłopaka. Sebastian  udawał profesjonalistę.
- Nie lubię facetów.- Założył w końcu ręce na piersiach. Niemal nie wybuchłam śmiechem. Czy ja też w dzieciństwie byłam taka śmieszna? To już rozumiem, dlaczego jak cokolwiek powiedziałam, wszyscy się śmiali.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Z wielkim uśmiechem otworzyłam. Przede mną stoi wysoka kobieta o blond włosach w wieku Iwony.
- Dzień dobry.- Przywitałam się.- proszę.
- Cześć. To gdzie te łobuzy?- Uśmiechnęła się, wycierając buty. Co prawda jeszcze nie pada śnieg (no właśnie! Kiedy w końcu spadnie śnieg…), ale na dworze jest mokro.
- O, już jesteś!- Wyszła się przywitać Iwona. – Chodź, pokarzę ci wszystko…
- No, to my możemy wychodzić.- Oświadczył Igła. Zlustrowałam go wzrokiem. Tak elegancko ubranego, dawno go nie widziałam. Znaczy na tyle dawno, od kiedy go znam. W sumie to kiedy ja go w garniaku widziałam?
- Halo!- Pomachał mi przed oczami Kuba.- Żyjesz?
- Co? Zamyślić się nie można?- Udałam oburzenie i założyłam kurtkę.
- Jak o tym, o czym ja myślę… to cię uduszę.
- Skąd ty możesz wiedzieć, co ja myślę?
- Telepatia, Sowa. Telepatia!
No pięknie.

*** 


- Ślicznie wyglądasz.- Cmoknął mnie  w policzek Zbyszek. Nie przeraziłam się takim powitaniem. Już prawie każdy, do którego podeszłam witał mnie tymi słowami i gestem. Fakt, założyłam moją czarną sukienkę przed kolana w kolorze czarnym. Znaczy tak było napisane na metce, nawet kasjerka upierała się, że to czarny. Ja jednak widzę bardzo ciemny granat. I dobrze wiem, że w tym stroju, do tego na szpilkach, wyglądam niczego sobie.
- Dzięki.- Zerknęłam na niego. Dzięki obcasom nie jest już wyższy o te prawie trzydzieści centymetrów. Zminimalizowałam różnicę do dwudziestu. Nie postawił włosy wysoko na żel, garnitur, krawat, koszula.- Wyglądasz jak James Bond.
- Wiedziałem! Jestem do niego podobny.- Był ewidentnie zadowolony z siebie. Zaczęłam się śmiać i nie przestałam, dopóki Krzysiek nie podszedł.
- Co wam tak wesoło? Poznałaś już wszystkich?- Kiwnęłam przecząco głową. Zrobił niezadowoloną minę i pociągnął mnie lekko za łokieć.- Pan wybaczy, ale czas nas goni.
- I tak daleko mi nie uciekniesz!- Mrugnął i usiadł na swoim miejscu. Czyli naprzeciwko mojego. Zerknęłam w stronę mojego przyjaciela. On to się czuje, jak w  domu! Już rozmawiać na luzie z siatkarzami. Najwyraźniej szybko złapali kontakt.
- Skup się teraz. Przedstawię cię prezesowi, księdzu i tak dalej. – Peplał mi koło ucha Ignaczak.- Bądź miła i się uśmiechaj, mała.- Nie wiem, czemu od jakiegoś czasu mówi do mnie per „mała”, a Zibi per „słoneczko”. Co ze mną nie tak? Ale hej! Czemu zawsze musi być coś ze mną źle? Może tym razem to siatkarze? Mam nadzieję...
- Po co księdzu?
- Może przeprowadzi jakieś egzorcyzmy…- Zrobił tajemniczą minę.
- Nie rozumiem?
- Siatkówka.- Wyjaśnił jednym słowem. No nie! Teraz będzie snuł teorię, że opętał mnie szatan! Jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo podeszliśmy do mężczyzny. Z daleka można było poznać, że to ważna szycha.
- Panie prezesie, chciałabym przedstawić panu Aleksandrę Sowecką.- Odezwał się Krzysiek. – Od niedawna jest pod moją opieką.
- Miło mi ciebie poznać, Aleksandro.- Uśmiechnął się.
- Mnie również. – Raz, że nie mam pojęcia kim on jest, oprócz domysłów. A dwa, nie wiem po co mam z nim rozmawiać.
- Można wiedzieć gdzie się uczysz?- Spytał spoglądając na mnie przyjaźnie.
- W pobliskim liceum.- Wyjaśnił Krzysztof, zanim zdążyła się odezwać.- Przyjechała by tutaj w Polsce zdać maturę. – Zdziwiłam się na takie wyjaśnienia! Oboje dobrze wiemy, że był inny powód. Ale nie chce mi go zdradzić.
- Czyli ukończyłaś już 18 lat?
- Tak. W sumie to już za miesiąc będzie 19.- Wyszczerzyłam się. Z jedenej strony nie chcę się starzeć, ale z drugiej…
- Ola jest strasznie niezdecydowana!- Zaczął tłumaczyć Krzysiek. Do czego ty sprytny diable zmierzasz, hę?- Poszukuje pracy. Wciąż mi się żali, że niczego nie może znaleźć…
- Nie żalę się!- Zaczęłam się bronić. No dobra, może czasem mu marudzę o tym, ale nie od razu się żalę!
- Nazywaj to jak chcesz.- Uśmiechnął się.
- Naprawdę tak ciężko jest znaleźć posadę?- Zdziwił się mężczyzna. Z tego co zauważyłam, musiał być prezesem.
- Nie jest łatwo.- Zmusiłam się uśmiechnąć szczerze przypominając sobie, że wydałam ostatni hajs na sukienkę.- A nie myślałam, że tutaj w Rzeszowie będzie aż tak mały nabór na pracowników.
- Hm, jesteś młoda. Zapewne utalentowana… Masz jakieś doświadczenie?
- W Anglii pomagałam mamie w jej restauracji. W Polsce nie chcą mnie nawet na kelnerkę!- I to jest cholerna prawda. U mamy to przynajmniej jakieś małe pieniądze się zarabiało. Tutaj, zero wolnych miejsc.
- Na pewno musi ci być ciężko. Przyjechałaś bez rodziców, tak?
- Niestety.
- Tak jak mówiłem, musi ci być ciężko. Młoda kobieta potrzebuje własnych pieniędzy na swoje potrzeby…- Zamyślił się. Zerknęłam na Igłę zdezorientowana. Triumfalnie się uśmiecha. Co jest?- Olu, gdybyś chciała… Mógłbym załatwić ci pracę u nas w klubie.
- Słucham?- Na jego słowa oniemiałam. Nie, ja na pewno się przesłyszałam.
- Nie ma żadnego problemu! Z chęcią pomagam młodym osobom, zwłaszcza jeśli są to przyjaciele moich przyjaciół.- Mrugnął do mnie i uśmiechnął się do Igły.
- Ojej… Ależ… To nie będzie kłopot? W końcu z moim brakiem doświadczenia…- Zaczęłam, ale mi przerwał.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz! Postaram się, abyś dostała taką pracę, gdzie będzie najlepiej dla ciebie.
- Jej…- Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.- Ja nie wiem jak mam panu dziękować…
- Nie musisz.- Uśmiechnął się.- Drugiego stycznie przyjdziesz obmówić warunki umowy.
- Oczywiście!- Miałam niezmierną ochotę go uściskać. Jednak powstrzymałam się. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o świętach. Następnie rozpoczęliśmy kolację.
Szłam do stołu ramię w ramię z Igłą.
- Krzysiek…
- Później mi podziękujesz.- Mruknął.
Uśmiechnęłam się i usiadłam. Po złożeniu życzeń, zjedzeniu głównego dania, miałam czas aby porozmawiać z innymi.
- Kuba, nie uwierzysz!- Pisnęłam mu do ucha.
- Zaraz nie będę słyszeć, to na pewno nie uwierzę…- Skrzywił się masując ucho.
- Dostanę pracę w klubie!
- Żartujesz.- Spojrzał na mnie. Moje zachowanie i szeroki uśmiech upewniły go, że …- Jednak nie żartujesz. Jak?
- Trochę za pomocą znajomości…
- Kurwa, Olka! A mi mówiłaś, że w życiu nie wykorzystasz siatkarzy do tego! Nakrzyczałaś na mnie, że w ogóle takie pomysły mi do głowy przychodzą!
- Oj, tam. Przesadzasz! To prawda, że do końca nie jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy. Ale skoro była szansa… To czemu nie wykorzystać?
- Mówisz to z taką desperacją, że ja nie wiem.
- To dlatego, że na tę cholerną suknię wydałam ostatnie pieniądze.- Westchnęłam zrezygnowana.
- No, ale przynajmniej będziesz blisko siatkarzy, nie?- Wyszczerzył się.
- Jakbym teraz nie była.- Prychnęłam. – Więcej czasu spędzam z nimi niż z tobą!- Pożaliłam się.
- Nie mam ci tego za złe. Ja, gdybym miał do wyboru ich, albo twoje towarzystwo… Pewnie też bym wybrał siatkarzy. I wcale nie mówię tak, bo jestem gejem!- Wyszczerzył się.
- O, dzięki. Dobrze wiedzieć „przyjacielu”.
- No nie powiesz mi, że nie lubisz z nimi spędzać czasu…?
- Jasne, że jest fajnie.
- No to widzisz, kochanie. Tak to już jest!- Wzruszył ramionami. Potem nachylił się do mnie.- I powiem ci, że każdy z nich zerka na ciebie. Jeden to gdyby mógł…
- O czym ty mówisz?- Zdziwiłam się i zerknęłam dookoła.
- Mówię tylko, że jesteś ich obiektem obserwacji. Fascynacją do kolejnych treningów i muzą…
- Kuba! Nie przesadzasz trochę?
- Mówię ci, oni cię ubóstwiają!
Tak, tak. A ja mam w torebce słonia. 
- Nie wiesz może, czy któryś z tych wolnych tutaj- wskazał podbródkiem- siatkarzy, nie jest mojego typu?
- Typu?- Powtórzyłam jak echo. 
- No wiesz, skłonności ...
- Mogę cię zapewnić, że Paul nie.- Odparłam, zanim zdążył dokończyć zdanie.
- Skąd wiesz?- Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Podczas jednego z treningu na siłowni, gdzie im towarzyszyłam... No cóż. Nie będę ukrywać, iż perfidnie patrzył na mój tyłek. 
- E, tam! To żaden dowód.- Prychnął poprawiając się na krześle.
- A to co ma znaczyć, hę?
- Sowa, nawet ja czasami patrzę na twój tyłek.- Przewrócił oczami.- To, że jestem gejem, to nie znaczy że nie dostrzegam prawdziwego piękna.
W sumie nie wiem, czy nie powinnam się obrazić. To oznacza, że tylko dla gejów mój tyłek jest ładny? Powtórzyłam to zdanie do przyjaciela. Zaśmiał się głośno.
- Dziewczyno, ja ci mówię, że masz ładną pupę, a ty się martwisz, że podoba się tylko gejom?
- Tu chodzi o coś więcej niż to, co powiedziałeś! Musze wiedzieć, czy z tego względu  nie znajdę sobie nigdy faceta.
- O to się martwić nie musisz. Każdy tutaj obecny pożera cię wzrokiem. Nawet ksiądz Maciek!- Wyszczerzył się ewidentnie zafascynowany.- Pewnie po części dlatego otrzymasz posadę w Resovii.
- Przestań, to nie jest śmieszne!- Ofuknęłam go. Odwróciłam głowę i spotkałam się ze spojrzeniem Bartmana, który od na pewno dłuższego czasu mi się przypatrywał. Odwróciłam wzrok.- Znajdź sobie chłopaka i przestań zajmować się tylko mną.
- Odkąd pojawiłaś się w moim życiu, nie ma opcji żebym zajmował się kimkolwiek innym, niż tobą.- Cmoknął mnie w policzek i wstał. Po chwili dosiad się do Lotmana. A do mnie dołączył Zbyszek. Nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł.
- Czy już mówiłem, że wyglądasz zjawiskowo?- Uśmiechnął się szeroko zajmując miejsce Kuby. Przebiegł po mnie wzrokiem.
- Poprzednio powiedziałeś, że ślicznie.
- Mój błąd.- Przyznał się lustrując mnie wzrokiem, co stało się dla mnie jeszcze bardziej dziwne.
- Gdzie zgubiłeś Michała?- Zainteresowałam się nagle, żeby zmienić temat.
- Co do tego ma Misiek?- Zbity z tropu zrobił tępą minę. 
- No był z tobą...
- Już się stęskniłaś?- Za moimi plecami rozniósł się głos Kubiaka.
- Misiek do cholery...- Jęknął cicho Zibi. Zdziwiona przeniosłam to z jednego, to na drugiego wzrok. O co tutaj chodzi?
- Nie jęcz tak, Bartman. Co sobie ksiądz pomyśli?- Zgromił go przyjaciel.- Ja tutaj do Oli przyszedłem!
- Ludzie się o mnie zabijają. A to nowość!- Klasnęłam w ręce udając zadowolenie. 
- Ty to zawsze Misiek musisz coś spierdo...- Powstrzymał się, bo w tej chwili podszedł do nas ksiądz.

Pogadałam z każdym siatkarzem. Polubili Kubę, zaprosili go na trening. Mój przyjaciel był w niebo wzięty. Ja sama się dobrze bawiłam. 

Dobre jedzenie. Tyle powiem. Obżarłam się jak świnia, ale to nic. Nikt nie zauważył. No i dobre towarzystwo! Z siatkarzami widuję się często, zawsze w tych samych koszulkach treningowych są. Tym razem mieli garnitury, krawaty… Cholernie przystojnie wyglądali. No i poznałam ich drugie połówki! Od razu polubiłam dziewczynę, prawie narzeczoną Fabiana. Mamy podobny pogląd na świat. Ona również nie przepadała za sportem, dopóki nie związała się z siatkarzem. Mieszkała krótki czas w Anglii, ale przeprowadziła się do Polski. Także ten, dużo było tematów wspólnych. Żony zagranicznych siatkarzy były miłe, ale zamieniłam z nimi tylko kilka słów. Sami na kolację przyszli o dziwo… Lotman, Kubiak i… Zbyszek.
No jeśli tego nie napiszę, to będę wciąż miała w głowie. Zibi wyglądał jeszcze lepiej niż Kuba. Nie mogłam na niego patrzeć, bo mogło się to dla mnie źle skonczyć. W każdym razie, Bartman pobił wszystkich. Od uwagi Kuby, że wszyscy na mnie zerkają… Faktycznie to zauważyłam. Zwłaszcza tego, który siedział naprzeciwko mnie. Nie mogę uwierzyć, że nie ma nikogo. I dość dziwne było to tajemnicze zerkanie na mnie. Czyżbym aż tak oszałamiająco wyglądała?! ;0
Dobrze mi się rozmawiało też z dziewczynami Piotrka i Grzesia. Ogólnie, spotkał się cały siatkarski świat, tylko ja tam nie pasowałam. Czułam się na początku jak część puzzle z innego opakowania. Później się rozkręciło. Nawet ksiądz Maciej był zajebisty!
A najlepsze jest to… Że będę miała pracę! Jeszcze nie wiem, co będę robić. Mam nadzieję, że nic ciężkiego. Czy dam sobie radę?




****
Hej ;p Jak Wam się podoba? Przepraszam, jeśli są jakieś błędy...

Pozdrawiam ;**

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział XXXIII



Tylko spokojnie. Dasz radę. Oddychaj głęboko. Wdech… Wydech.
- Gotowa?
- Kuba, ja nie dam rady…- Odwróciłam się tyłem do publiczności.
- Dasz radę, Olka! Pokarz im, co potrafisz!
- Czyli nic? A co jak się pomylę?!
- Improwizuj.- Łatwo mu mówić! Podczas mojego występu specjalnie poprosił innego chłopaka o zajęcie się muzyką i mikrofonami. Obiecał mi, że będzie w zasięgu mojego wzroku. W razie nerwów, mam na niego spojrzeć.
- A na koniec, na scenę zapraszamy Aleksandrę Sowecką!- Usłyszałam głos Alana.
- Aleksandra zaśpiewa nam kolędę po angielsku. Dodajmy jej otuchy gromkimi brawami!- Wtedy cała sala zaczęła klaskać. Ostatnie oddechy.
Weszłam po schodach po drodze zabierając jeden mikrofon. Kuba postarał się o to, żeby był bez kabla! Dzięki, pomyślałam.
Odważnie stanęłam na środku i dałam znać, żeby włączyli muzykę. Rozejrzałam się niepewnie. Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco. Niestety, na samym końcu dostrzegłam Igłe… I Zbyszka. W tym momencie musiałam zacząć śpiewać.
Już po kilku słowach zorientowałam się, że muzyka nie jest taka, jaką dostosował mi muzyk szkolny! Za wysoko!!! Jeśli przed refrenem, ktoś tego nie poprawi, będę wyła jak wilk do księżyca podczas pełni!
Zerknęłam na chłopaka obsługującego. Pokazałam mu, żeby ściszył. A ten idiota jeszcze pogłośnił! Przerażona spojrzałam na Kubę, który również zorientował się w pomyłce. Pobiegł do sprzętu. Niestety, już zaczął się refren.  Żeby zabezpieczyć się przed kompromitacją, musiałam zrobić jedną rzecz.
Ściszyłam głos i nie patrząc na muzykę, zaśpiewałam po swojemu.
Gdy skończyłam, wszyscy wstali i zaczęli klaskać. Jolka ewidentnie nie była zadowolona. Za to Alan… Szybko znalazł się obok mnie. Wygląda niesamowicie. Czarny garnitur, biała koszula i muszka… Włosy ułożone w perfekcyjnym nieładzie. Patrzyłam na niego tak, jakbym nie widziała nic poza nim.
- Dziękujemy, naszej koleżance!- Powiedział do mikrofonu. Po tych słowach się oddaliłam. – A teraz prosimy o zabranie głosu przez pana dyrektora.
- Dziękuję wszystkim artystom, za przygotowanie tego przedstawienia. Obnażyły się przed nami nowe talenty! Szkoda, że tak późno. Święta już się zbliżają, więc chciałbym złożyć życzenia. Drodzy nauczyciele, uczniowie… Życzę wam spokojnych, radosnych świąt w gronie rodziny. I szczęśliwego nowego roku!
Po tych słowach, zrobił się tłok. Licealiści pchali się do wyjścia.
- Ola! Niesamowicie! To było niesamowite!- Alan porwał mnie w ramiona i przytulił. – Widzisz, niepotrzebnie się tak stresowałaś!
- Nie przesadzaj… Musiałam jakoś sobie poradzić. Widziałeś co się stało!? Jakiś baran podmienił nagrania!
- Wiem. Dowiem się, kto to zrobił. I zapłaci za to. – Obiecał, całkiem poważnie. Zobaczył kogoś za moimi plecami, więc szybko zaczął się żegnać.- Wesołych świąt!
- Wzajemnie.- Uśmiechnęłam się. A on zrobił coś … Czego bym się nigdy nie spodziewała. Pocałował mnie  w policzek. Nawet jeśli to trwało trzy sekundy, dla mnie to były trzy najlepsze sekundy ostatnich miesięcy. Odszedł, a ja stałam jak wryta w ziemię z otwartymi ustami.
- Chyba nie muszę mówić, że zaśpiewałaś….
- Dzięki, Zibi.- Przytuliłam go. – No… I Igła! To wasze moralne wsparcie dużo mi dało…
- Byłaś najlepsza!- Krzysiek porwał mnie w ramiona.- Mam wszystko nagrane!
- Niby gdzie?
- Czy on kiedykolwiek rozstaje się z kamerą?- Prychnął Bartman.
- Będzie co pokazywać!- Ucieszył się  Libero.
- O, nie…
- Dobra, ja pędzę bo za chwilę akademia Seby.
- Ty tak na wariata od jednej szkoły, do drugiej?- Zaśmiałam się.
- Ja mogę być wszędzie! Jeszcze nie znasz moich możliwości!
- Dobra, idź! Bo się spóźnisz…
- Dobra, lecę. A! Byłbym zapomniał… Zibi, odwieziesz ją?
- Jasne.
- Dzięki.- Przybili te swoje męskie piątki. Na odchodne, Ignaczak zwrócił się znów do mnie.- Ładnie wyglądasz.
Przewróciłam oczami i popchnęłam go w stronę wyjścia.
- Zgadzam się z Igłą. We wszystkim co przed chwilą powiedział.- Zbyszek uśmiechał się do mnie. Niestety, zauważyłam Jolkę.
- Myślę, że nie tak szybko pozbędziesz się Choinki.- Poklepałam go po plecach.
- Nie mów, że idzie tutaj.- Westchnął.
- Czeka, aż sobie pójdę.
- W takim razie…- Objął mnie w pasie.- Raczej się nie doczeka.
- Nie będziesz dalej grał w te swoją grę?- Odsunęłam się od niego.
- Mógłbym, ale nie chcę. Chyba, że to jakoś pomoże ci w zdobyciu Alana.
- Raczej nie.- Prychnęłam.- On jest w nią ślepo zapatrzony.- Choć ostatnio nie jestem już tego taka pewna.
- Skoro tak…- Udaliśmy się na zewnątrz, gdzie czekał na mnie Kuba.
- Chcesz się z nami zabrać? Zapraszam do mnie!- Powiedziałam do przyjaciela, ciągnąc go za sobą. Do samochodu udaliśmy się w trójkę.
Po obiedzie z Ignaczakami, Zibi się pożegnał. Odprowadziłam go do drzwi.
- To była ta sukienka, co mi ją wczoraj pokazywałaś?
- Tak. A co?
- Dużo lepiej wyglądała na tobie niż na wieszaku.- Trzepnęłam go w ramię.
- Dzięki. Za wszystko.
- Spoko. Do zobaczenia na treningu!- Już miałam zamykać drzwi, ale się powstrzymałam.
- Jakim treningu?
- Nie skończyliśmy lekcji odbijania- mrugnął i poszedł.


*** 


Przygotowania do świąt minęły bardzo szybko. Dużo pomagałam Iwonie w kuchni. Nawet Krzysiek coś upichcił! Dawno nie czułam prawdziwej atmosfery świąt. Zazwyczaj w Anglii nie specjalnie z rodzicami czciliśmy takie dni. Teraz zrozumiałam, co w Polsce mieli na myśli mówiąc „atmosfera świąt”. Kilka dni przed wigilią, otrzymałam list. A dokładniej zaproszenie!
- Na pewno do mnie?- Spytałam Ignaczaka siedzącego przy kuchennym blacie, przebierającego listy ze skrzynki.
- Mam nadzieję, że się ucieszysz.- Uśmiechnął się do mnie. Zaciekawiona przyjrzałam się kopercie. Teraz dopiero zauważyłam… Znaczek Resovii! Nie czekając dłużej, otworzyłam kopertę. Wyjęłam ozdobiony papier, gustownie przystrojony.



ZAPROSZENIE 

Z wielką przyjemnością mam zaszczyt zaprosić Panią Aleksandrę Sowecką na uroczystą Kolację Wigilijną, która odbędzie się 22 grudnia 2013r. o godzinie 18.00 w głównym budynku  Asseco Resovii Rzeszów.
Mile widziana osoba towarzysząca.
Prezes zarządu
Marek Panek 


- O cholera…
- Szykuj się na wyżerkę z siatkarzami, młoda!- Wyszczerzył się do mnie i wrócił do czytania swojego zaproszenia.
- Nie wierzę… Pierwszy raz coś takiego otrzymałam.- Zachwycałam się, co go troszkę rozdrażniło.
- Ciesz się.- Westchnął ciężko.- Ja otrzymuję taki papierek co roku.
- Napisali tutaj, że mogę zabrać osobę towarzyszącą!- Czy to nie dziwne?
- Zawsze tak piszą. – Wzruszył obojętnie ramionami i zaczął się mi przyglądać.- To kogo zaprosisz?
- Nie mam dużego wyboru- skrzywiłam się. – Ale to chyba oczywiste, prawda?
- Alan?- Poruszył śmiesznie brwiami.
- Nie.- Mój ton głosu go zainteresował. No super, teraz się nie odczepi! – Kuba.
- A o co chodzi z Alanem?
- Igła…- westchnęłam zrezygnowana. Naprawdę, w tym momencie miałam najmniejszą ochotę na zwierzanie się mu z moich podbojów miłosnych.
- Nie igłuj mi tu teraz, tylko gadaj!- Zażądał.- Co się stało? Myślałem, że po tym występie coś się między wami zmieniło!
- Stary i głupi.- Mruknęłam pod nosem w nadziei, że nie usłyszy.
- Co ty tam bredzisz? Ja stary?!- Upsss. Jednak usłyszał.
- Nie ważne, odpuść. – Patrzyliśmy na siebie, walcząc. Pewnie ma nadzieję, że się poddam i zacznę mu się zwierzać. Chyba zapomniał o jednej istotnej rzeczy. Prawie nigdy (dlatego prawie, że odkąd znalazłam się w Polsce udało mi się kilka razy przegrać) nie przegrałam walki na spojrzenia!
Po może dwóch minutach, które były wybijane przez głośne tykanie wskazówek zegara, dał za wygraną.
- Niech będzie. Ale wiesz, że…
-… zawsze mogę z tobą pogadać. Wiem. Dzięki.- Uśmiechnęłam się, porwałam z miski owoców jabłko i wróciłam do swojego pokoju.

Kolejny raz Igłą chciał się upewnić, że wiem to, co powinnam wiedzieć. Znaczy, że mogę na nim polegać. Cieszę się bardzo, że mam takiego przyjaciela. Co z tego, że z dwadzieścia lat starszy? Przyjaciel, to przyjaciel.
Wszyscy mi gratulowali występu na akademii. Mówili, że przeszłam samą siebie. Igła zdążył już wszystkim pokazać mój popis, który nagrał swoją kamerą. Mi osobiście jeszcze go nie ujawnił. Az boję się, co zobaczę! Ale nie to jest najgorsze.
Pokłóciłam się z Alanem. W sumie to na własne życzenie. I to ja zaczęłam. Ale szczerze, to mam dość kłamstw i tajemnic. Każdy coś ukrywa? Trudno. Ja też mogę COŚ ukrywać przed każdym.
Do tego zostałam zaproszona na kolację do klubu Ignaczaka. Taaaak. Ciekawe za co? 


- Ola idziesz na trening?- zapukał do moich drzwi Igła.
- Zaraz się zbieram.- Odparłam zamykając pamiętnik.
Kolejne godziny zmarnowane na naukę odbijania piłki, super.

Po ciężkim treningu, zebrałam rzeczy i jak najszybciej wyszłam z hali. Nie miałam zamiaru tam siedzieć. To był ich ostatni trening, tak argumentowali to, że powinnam na nim się pojawić. Oczywiście – nie mogłam im odmówić i wyjść na bezduszną kobietę.
- Zapomniałaś!- wybiegł za mną Nowakowski.
- Czego?- Zatrzymałam się i obróciłam do niego. W lewej ręce trzymał mój telefon.- O ja… Dzięki!
- Nie ma sprawy. Powiem jedno: dokonałaś niewiarygodnej rzeczy!
- A ty znów o tym zakładzie?- Przewróciłam oczami. O tak, dziś postanowiłam rozliczyć się z Drzyzgą. Odbiłam specjalnie dla niego równe pięćdziesiąt razy piłkę, po połowie na dół i górę.
- Szybko ci to poszło.
- Trening czyni mistrza!
- Chyba trener, słońce.- Zakpił Bartman, który usłyszał moje ostatnie słowa.
- A raczej dwóch, wypraszam sobie! O mnie zapominasz!- Igła od razu znalazł się w centrum uwagi.
- Ja i dwóch muszkieterów- zachichotałam. Przybiłam z nimi piątki. Wtedy za plecami siatkarzy pojawił się Fabian.
- Wygrałam!- Wrzasnęłam do niego. Uśmiechnięci siatkarze patrzyli to na mnie, to skupionego rozgrywającego. W końcu uśmiechnął się.
- Gratulacje! Wiedziałem, że dasz sobie radę.- Mrugnął do mnie. – Ale przydałoby się nowe wyzwanie, nie?
- Ta. Już się doczekać nie mogę. – Od razu spochmurniałam.
- Jak już brniemy w kategorii siatkówka….- odezwał się Nowakowski- …to może dalej podążajmy tą drogą.
- Piter! Znów włączyłeś tryb „poeta ja”? Ogarnij się!- Szturchnął go Dziku, który doszedł do nas z resztą siatkarzy.
- Ja tylko mówię, że przydałoby się nowe wyzwanie. Ale z piłką!
- Nie można było tak od razu?- Przewrócił oczami Niko. – Nie jestem jeszcze tak dobry w polskim.
- Ty w ogóle nie jesteś dobry w polskim, Niko.- Uświadomił go Grzesiu.
- Robie postEMp!- Odpowiedział mu po polsku, nie po angielsku.
- Znasz kilka słówek.- Zrobił niewinna minkę Kubiak.- No, pochwal się!
- Kurwa.- Wyszczerzył się do nas przyjmujący. Nie wytrzymałam. Naprawdę, to było tak śmieszne, że nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Natychmiast zaraziłam tym całą resztę.
- Nasza Ola czeka na wyzwanie!- Pierwszy pozbierał się kapitan Achrem.
- Ja!- Wyskoczył do przodu Tichacek. – Ja !
- No. Ty, ty. – Potaknął mu Igła.- To co?
- Zagrywka. Pięć udanych w pole. Jak ci się nie uda, to robisz mi masaż!- Ostrzegł.
- Spoko.- Wyraźnie mi ulżyło, że tylko masaż.
- Stóp.- Dodał po chwili. Skrzywiłam się lekko, ale nie odezwałam. Kiwnęłam głową na znak zgody.- Masz czas do… Kolejnego treningu.
Nie dobrze, nie dobrze – powtarzałam w myślach.
- Dasz sobie radę, młoda!- Szturchnął mnie Lotman. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, po czym wszyscy się rozeszli. Wsiadłam do samochodu Ignaczaka troszkę zła.
- Co jest?- Spytał od razu.
- To będzie przegrany zakład.
- E, tam! Nie przesadzasz?- Uśmiechnął się.
- Uwierz… Nie.
Zwłaszcza, że nie umiem serwować. Najdalej, piłka po mojej zagrywce doleciała do połowy pomarańczowego pola… na mojej połowie boiska.
Tym razem Bartman mi nie pomoże. Muszę mieć kogoś, kto dobrze zna się na serwowaniu tak, żeby tylko piłka przeszła na drugą stronę.
Już chyba nawet wiem, kto. 



*****
Witajcie! Przepraszam za ten rozdział, taki jakiś chaotyczny mi wyszedł  ;/ 
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze! Jesteście wspaniali <33

O nowych rozdziałach u Was informujcie mnie na bieżąco ;**

Pozdrawiam!

środa, 15 lipca 2015

Rozdział XXXII



Dzień przed uroczystym zakończeniu pierwszego semestru, czyli przed przerwą świąteczną, miałam ostatnią próbę. Przez cały czas unikałam Alana jak ognia. Zazwyczaj mi się nie udawało. A dziś to już w ogóle. Gdziekolwiek poszłam, tam wyrastał mój crush. W końcu zaczęłam się zastanawiać, czy nie robi tego specjalnie. Nadal nie zgodziłam się iść z nim gdziekolwiek. Postawiłam warunek: Albo powie Jolce, że chce się ze mną umówić, albo niech da mi spokój. Ani jednego nie wybrał. Więc postanowiłam ułatwić mu zadanie i się do niego nie odzywam. Kuba jest w niebo wzięty z tego powodu.
- Ola!- Głęboki głos mojej nowej „przyjaciółki” dopadnie mnie wszędzie.- Chodź zaśpiewasz ostatni raz.
- Ale ostatnio był ostatni!- Sprzeciwiłam się. Jednak jej mordercze spojrzenie ostatecznie mnie przekonało. Stanęłam na scenie. Wzięłam mikrofon i kazałam włączyć gostkowi od dźwięku muzykę. Po chwili z mojego gardła popłynęły słowa.
Ćwiczyłam nad tą piosenką cały ostatni weekend. Aż Igła stwierdził, że chyba ma dość. Jest szansa, że nie przyjdzie jutro na moją kompromitację przed całą szkołą. 
Zamknęłam oczy, żeby nie widzieć nic. Skupiłam się na tekście. I żeby broń Boże nie fałszować!
Po wykonaniu utworu usłyszałam oklaski. Odważyłam się rozejrzeć.
- Dobrze, Aleksandro!- Pochwaliła nauczycielka. Razem z nią do gratulacji przyłączył się Kuba i Alan. Gdy uciekłam stamtąd, wpadłam na Alana.
- Jakim cudem…- Zdezorientowana, zamknęłam szybko usta.- Co tu robisz?
- Tajemne przejście. – Mrugnął. Gdy zaczęłam iść, on ruszył obok.- Masz dziś czas?
- Uprzedzę, twoje kolejne pytanie! Nie, nigdzie z tobą nie pójdę.
- W sumie to bardziej chodziło mi o to, żebyś poszła z Jolą i Martą na zakupy. Masz już sukienkę?
- Chwila.- Zatrzymałam się w pół kroku.- O co ty mnie pytasz?!
- Czy poszłabyś z nimi na zakupy?
- Zwariowałeś?- Zaczęłam się głośno śmiać.- Nie żartujesz.
- Pytam poważnie.
- Czemu same nie zapytają, tylko ciebie wysyłają?- Podparłam się pod boki. Im bardziej miałam z nimi do czynienia, tym bardziej wydawało mi się, że Alan to dupa wołowa. Tak, dupa wołowa.
- Ona wciąż martwi się, że jej nie wybaczyłaś. Te zakupy podobno miały być na przeprosiny.
- Podziękuję.- Znów zaczęłam maszerować, ale dogonił mnie.- Powiedziałam, NIE!
- Ola… Proszę cię!- Zagrodził mi drogą.- Proszę, idź z nimi.
- Dlaczego aż tak ci na tym zależy?!- Wybuchłam.- Nie widzisz, że nie mogę z nimi złapać kontaktu? Nie pasują do mnie! Nie potrafię się z nimi przyjaźnić bo to są wstrętne ŻMIJE! Ich jad jest zaraźliwy, a ja nie chcę się zarazić, rozumiesz?! To są SUKI!
- Wiem.
- No właśnie… I dlatego nie chcę się z nimi spotykać, a ty mi… Chwila. Co powiedziałeś?
- Wiem o czym mówisz, Olu.- Ściszył głos do szeptu.- Ale musisz mi zaufać, okej?
- Niby dlaczego miałabym ci ufać, Alan?
-  Zależy mi na naszej znajomości, rozumiesz?- Jego oczy szkliły się od emocji. Jestem pewna, że moje ręce drżą.
- Czemu mi to mówisz?
- Proszę cię. Idź z nimi. Chcę, żebyście się zaprzyjaźniły, no cholera...
- Ukrywasz coś przede mną.- Zgadłam i natychmiast się wściekłam.- Najpierw rodzice, potem Igła, mój przyjaciel… A teraz jeszcze ty?! Wszyscy coś przede mną ukrywają! Nie rozumiem. Czy ja jestem za mało pojętna, że nie mówicie mi NIC?! Jestem cholerną dziewczynką, która nie poradziła by sobie z takimi sprawami?!
- Alex… Nie chciałem cię urazić.
- Za późno.- Pociągnęłam nosem i kilka razy szybko zamrugałam. Jeszcze tego by brakowało, żebym się tutaj przed nim rozkleiła.
- Nie rozumiesz?
- No właśnie nie rozumiem.
- Pójdziesz? Błagam…- Spojrzał mi błagalnie w oczy. Nie mogłam się nie zgodzić. Kiwnęłam lekko głową i odeszłam.- Dziękuję!
Ale zostawiłam go daleko w tyle. Nie czekałam na przyjaciela. Wysłałam mu tylko wiadomość, żeby na mnie nie czekał. Do domu wróciłam na nogach. Zamknęłam się w pokoju nie zwracając uwagi na wołania Iwony. Położyłam się na łóżku. W takiej sytuacji musiałam wylać swoje żale na papier. 

Nie wiem, czy bardziej mi się chce płakać, czy wyć z wściekłości. Co to w ogóle miało znaczyć?! To wszystko jest takie skomplikowane… Nic mi nie wyjaśnił. Alan jest niesamowity, ale teraz przegiął. Nie może mi powiedzieć, o co dokładnie chodzi? Jakieś gówniane zagadki. Ja pieprzę, jakbym nie miała innych zmartwień, tylko jego zakochaną w sobie dziewczynę. Jego słowa zaczęły mnie przerażać. Zupełnie tak, jakby to Jolka stała na przeszkodzie do tego, żebyśmy się spotykali. Co nie jest to do końca taką nieprawdą. Choinka wciąż stoi mi na drodze, żebym mogła się zbliżyć do Alana. Wiem, że nie jest szczęśliwy. I sam przyznał, że Jolka jest wredną żmiją! Coś niebywałego.
Tylko teraz pytanie: Zgodzić się na zakupy z jego dziewczyną, czy nie?
A co jeśli to jakiś podstęp? Muszę się mieć na baczności… Tylko, jeśli nie zaryzykuję, to nigdy nie dowiem się prawdy.
Coś tu jest nie tak. I dowiem się, o co chodzi.

Jak tylko zamknęłam pamiętnik, od razu weszłam na facebooka. Nie miałam Choinki w znajomych, ale co to za problem ją znaleźć?
Hej ;) Twój chłopak powiedział, że chciałabyś się wybrać na zakupy. Mogłabym dołączyć? ;p
Trzy razy myślałam, czy dobrze robię. I trzy razy miałam tą samą motywację. ALAN.
Jolka odpisała po dłuższej chwili od wyświetlenia. Najwidoczniej dawała mi w ten sposób do zrozumienia, że ma ważniejsze sprawy na głowie, niż mnie.
Ok. dziś w centrum. O 17.00.
Nic więcej. Tylko tyle. No jasna cholera! To ja się starałam, żeby moja wiadomość była składna, ładna, żeby Tylka ją nie obrazić… A ona nawet dużych liter nie przestrzega. Odetchnęłam kilka razy, żeby się uspokoić. Do ustalonej godziny miałam jakieś dwie godziny. Żeby dostać się do centrum potrzebowałam pół godziny. W takim razie muszę się już szykować, żeby być wcześniej. Nie mogę się spóźnić, bo kto wie co się stanie! W co ja się ubiorę?
Podeszłam do szafy otwierając ją na oścież. Zaczęłam przebierać w ciuchach, niektóre odrzucając na łóżko, niektóre na krzesło. Wtedy ktoś zastukał do drzwi.
- Proszę!- Warknęłam, chociaż starałam się żeby to wypadło milej niż w rzeczywistości. Chyba się nie udało.
- Nie musisz być na mnie wściekła… Jeśli przeszkadzam, to sobie idę…- Przewróciłam oczami. Nie potrafiłam się na niego gniewać. Chyba, że mnie baaardzo zdenerwuje. Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam. Odezwałam się do jego pleców.- No, wchodź!
- Tak szybko zniknęłaś, nawet się nie pożegnałaś… A chciałem ci pomóc się skoncentrować przed jutrem…- Rozejrzał się dookoła.- Robisz porządki w szafie?
- Nie. Musze wybrać coś na randkę z …
- Nie mów, że z Alanem. Bo się wkurzę i wyjdę trzaskając drzwiami!- Ostrzegł siadając na łóżku, a wcześniej przesuwając ubrania, które tam wywaliłam.
- Nie, idioto. Ale blisko…- zagłębiłam się w szafie i wyciągnęłam niebieską bluzkę- … muszę iść na zakupy z Choinką i Martą.
Chwilę docierała do niego ta informacja, aż w końcu się odezwał zaszokowany.
- Stój! Wybierasz zakupy z NIMI zamiast ZE MNĄ?!
- To nie było planowane. – Wypadłam z pokoju do łazienki. Po piętnastu minutach zastałam Kubę układającego moje rzeczy w szafie. W tej chwili trzyma w ręce mój czarny stanik.
- A to… Jak wy możecie to nosić?- Z odrazą upuścił bieliznę na podłogę. Westchnęłam i odgoniłam go. Natychmiast zaczęłam się przebierać.
- Jest to tak samo nam potrzebne, jak wam bokserki. – Mruknęłam.
- Mimo, że jestem gejem, niektóre rzeczy damskie mnie przerażają.- Zrobił kwaśną minę i odruch oznaczający „obrzydzenie”.
- Nie przesadzaj. Lepiej pomyśl, jak się dostanę do centrum.
- Autobusem. Ewentualnie ktoś mógłby cię podwieźć.
- Gdybym miała samochód, to bym sama się podwiozła- zaczęłam marudzić.
- Masz prawko?!
- Nie. Ale co by mnie powstrzymało?
- Policja, Igła, ja…
- Ty to się bawić nie umiesz.
- Dziewczyno, jeszcze nie widziałaś mnie na imprezie!- Wyszczerzył się.
- Dobra, nie ważne. Pojedziesz ze mną?
- A potem co? Zostawisz mnie na pastwę losu?
- Nie, potem wrócisz.
- Czy jesteś świadoma na co mnie namawiasz?
- Tak wiem, że to cię może zabić. Ale jesteś w tej chwili jedyną osobą, do której mogę się zwrócić o pomoc. Nie znam Rzeszowa, zgubię się.
- A Bartman?
- Trening geniuszu!- Klasnęłam w dłonie.- Dzięki, wiszę ci siatko!
- Ej, ale ja się nie zgodziłem jeszcze…!

*** 

Półtorej godziny później już czekałam na dziewczyny w centrum. Kuba stwierdził, że odwiedzi kolegę i jeśli skończę zakupy, to mam do niego zadzwonić.
- O, jesteś już!- Marta zmierzyła mnie ostrym wzrokiem.
- Specjalnie, żebyście wy nie musiały- wyjaśniłam z nadmierną uprzejmością.
- Dobra. To idziemy do Cubus.- Zakomunikowała druga i już kierowała się do odpowiedniego sklepu.
Pół godziny później Choinka siedziała w przymierzalni i zakładała sukienki. Następnie pokazywała się nam. Powiem jedno – gust to ona ma. Marta non stop a to odnosiła jej ciuchy, a to przynosiła. Nigdy nie widziałam tak oddanej przyjaciółki. Karo i Natka w życiu aż takie nie były. Zwykle musiałam się z nimi targować, by przyniosły mi inny rozmiar ubrania. W końcu zdecydowała się na czarną, bardzo ładną sukienkę. Marta, jako jej sobowtór, również wzięła czarną ale TAKĄ. . Mi zajęło dość dużo czasu wybranie odpowiedniej. Za wszelką cenę omijałam czarny kolor. To by wyglądało tak, jakbym już należała do sekty tej wiedźmy. Nie, dzięki.
Ostatecznie wybrałam . Nie obyło się bez kąśliwych uwag Choinki dotyczących mojego rozmiaru. Specjalnie przyniosła mi 34. Małpa wredna! Niestety…
- Ehm, Choink... Jola.
- Tak?- Oczywiście doszukałam się tego jej tonu głosu. Prawie się śmiała.
- Potrzebuję większego rozmiaru.- Niechętnie to przyznałam, ale nie mogłam inaczej.
- Ach, pomyliłam się? Myślałam, że wciśniesz się w 34…- Ewidentnie ze mnie drwi.- Zaraz Ci podam 36. Przyniosę od razu 38.- Dobrze, że sama na to wpadła. Naprawdę się cieszę.
- Ostatni raz idę z nimi na zakupy. – Wymamrotałam do siebie. Wtedy podała mi przez zasłonkę sukienki. Zerknęłam na rozmiary. Nie ma szans żebym się wepchała w ten mniejszy. Wolałam nie ryzykować, że rozerwą się szwy.
Włożyłam większą i pokazałam się im. Przez ich miny przestraszyłam się, że coś jest niedopięte. Zerknęłam, ale wszystko było okej.
- Co jest?
- Wyglądasz…
- Dobrze.- Dokończyła za Martę Jolka oschle. – Kupujesz?
- Ta…- Podeszłyśmy do kasy. Gdy płaciłam, miałam chyba łzy w oczach. To moje ostatnie oszczędności.
- Dobra, my się śpieszymy na spotkanie z…
- Moim chłopakiem.- Dokończyła znów za Martę Jolka.
- Nie no, jasne… Ja tez się z kimś miałam spotkać…- W tym momencie zauważyłam bardzo znajomą twarz. A to tylko dlatego, że jest wysoki.
- Z kim?- Podejrzliwie zapytała Choinka. Nie dowierzała mi.
- A właśnie idzie!- Ucieszyłam się . Dziewczyny zaczęły się rozglądać. Gdy złapałam kontakt wzrokowy ze Zbyszkiem pomachałam mu, a on natychmiast ruszył w moim kierunku. – Wreszcie jesteś!
- Cześć! Jaka miła niesp…- Zanim skończył mówić, już go przytulałam.
- Udawaj, że mieliśmy się spotkać.- Szepnęłam mu do ucha. Miałam tylko nadzieję, że nie zepsuje mi planu…- Mieliśmy iść na kawę!
- No tak…- Zerknął niepewnie na mnie, a potem na dziewczyny.- Nie mówiłaś, że spotykasz się z koleżankami na zakupy.
- Bo nie chciałam, żebyś wiedział, że kupuję sukienkę.
- Pan Bartman!- Jolka od razu zaczęła zachowywać się… Tak jak ona tylko potrafi. Chciała zarzucić swoje nici na Zibiego. – Cieszę się, że pana spotkałam…
- Przepraszam, ale nie kojarzę pani…- Chciał być uprzemy, ale nie widziałam, żeby jej zaloty jakoś bardzo mu przeszkadzały. Jak on się da Jolce, to go zabiję.
- Jola.
- Marta…- Wtrąciła się druga, stając w szeregu z pierwszą. Obie miały miny, jakby trafiły na skarb.
- Ehm, ja i Zbyszek się troszkę śpieszymy, dziewczyny…- Pociągnęłam siatkarza za łokieć. Nie, ona nie zatruje mi mojego Zbyszka swoim jadem! Wystarczy, że już to zrobiła z Alanem. Nie chcę od kolejnego faceta słyszeć, jaka to Jola jest niesamowita!
- Zaraz!  A może razem pójdziemy na kawę?- Zwróciła się do siatkarza.
- Śpieszyłaś się na spotkanie ze swoim CHŁOPAKIEM!
- Alan może poczekać. – Przewróciła oczami. Nie wierzyłam własnym oczom. I uszom. Jej w ogóle na nim nie zależało! Gdyby on to widział… A może? Może zostawić z nimi Zibiego, a uciec do Alana? Nie… Nie mogę tak wykorzystywać Bartmana. Chociaż patrząc na niego, w ogóle mu by to nie przeszkadzało. Nie, nie, nie. Nie mogę.
Rozmawiają o czymś, ale nawet nie wiem, o czym.
- … pokazałabym ci fajną kawiarnię…- Puściła oczko do mojego przyjaciela. – A potem ty byś mi pokazał swoje mięśnie, hę? Nigdy nie widziałam u faceta, tak rozbudowanych mięśni ramion… Jestem pewna, że na klacie to kosmos…
- No wiesz, od czegoś jest siłownia i treningi, nie?- Uśmiechnął się. Natychmiast wbiłam mu łokieć w żebra. Niestety to ja bardziej odczułam.Nie wydaje mi się, żeby Zbyszek miał lepsze mięśnie brzucha niż Alan. To nie jest możliwe.
- To idziemy?- Jolka już prawie uwiesiła się siatkarzowi na ramieniu.
- Alan czeka!- Warknęłam.
- Alan nie zając, nie ucieknie Olu.- Jej zabójczy wzrok, w ogóle mnie nie przeraził. W tej chwili pragnę tylko ocalić Bartmana z jej oślizgłych łap.
- Zbyszek, obiecałeś mi COŚ!- I tym sposobem zwróciłam na sobie jego uwagę. Jego oczy były błyszczące. No nie wierzę!
- Co?- Zdezorientowany zmarszczył brwi.
- No TO! Nie wiesz CO? Nie mów, że zapomniałeś!
- Przepraszam, słońce. Ale nie pamiętam…
- Zbyszek. Chodź. Ze. Mną. Natychmiast.
- A co z nasza kawą?- Udawała rozczarowanie Jolka, a Marta zrobiła tą samą minę. Czasem mam wrażenie, że wyćwiczyły to. Mimika ich twarzy była dosłownie taka sama. A może to od długotrwałego przebywanie w towarzystwie Choinki?
- Nie mogę. Muszę załatwić parę spraw z Olcią. – Powiedział smutnym głosem.
- To chociaż mi się gdzies podpisz?- Natychmiast do jej ręki trafił czarny flamaster, które podała jej Marta. Nawet nie zauważyłam, kiedy go wyjęła.
- Śpieszymy się, sorry.- Wtrąciłam się, zanim obnażyłaby przed nim swoje piersi.
- No dobra. To pa! Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, Zbyszku…- Zatrzepotała do niego rzęsami. Oj, nie. Dopilnuję, żebyście się już nie spotkali! Choinka podeszłą do niego bliżej i pocałowała w policzek.- Miełej zabawy z… nią.- Obrzuciła mnie jednym spojrzeniem, jakby mnie zdeptała z ziemią. Nie wiedziałam, czy łzy w moich oczach zebrały się z wściekłości, czy bezradności. Dziewczyny odwróciły się i poszły, przesyłając siatkarzowi ostatniego buziaka w powietrzu.
Gdy zniknęły mi z oczu, skupiłam uwagę na Zbyszku. Oglądał coś w ręce.
- Co to?
- Numer.- Mruknął. A niech to szlag ją jasny trafi! Ma Alana, po cholerę jej mój przyjaciel! Zerknął na mnie, a potem oddalił się. Myślałam, że bez pożegnania sobie pójdzie. Ale on tylko podszedł do kosza i wyrzucił karteczkę, wcześniej zmiął ją w kulkę.
- Co ty zrobiłeś? Myślałam, że…- Moje zdezorientowanie nieźle go ubawiło. Podszedł do mnie i przytulił. A ja po chwili się odprężyłam.
- Naprawdę myślałaś, że obchodzi mnie ta mała… Jak jej tam było?- Szeptał mi do ucha.
- Jolka.- Podpowiedziała,.- Dla przyjaciół Choinka.
- Widzisz, już nawet nie pamiętam! – Odsunął się.
- Ale… Wyglądało to całkiem inaczej! Podobały ci się jej komplementy… Już myślałam, że ona złapała cię w te swoje nici!
- Martwiłaś się?- Wyszczerzony, patrzył mi w oczy.
- TAK! Nikt z moich przyjaciół nie ma prawa przebywać w jej towarzystwie! Ona jest wredną żmiją!
- I ma chłopaka, który ci się podoba. A jej… Najwyraźniej na Alanie nie zależy.
- To jest nie ważne.
- Fakt, ważniejsze… Że dałaś się nabrać!- Zaczął się głośno śmiać.
- Hej! To wyglądało autentycznie!
- Bo tak miało wyglądać- wzruszył ramionami.
- Zrobiłeś to, żeby mi się odegrać?- Zgadłam.
- Jakby nie było, postawiłaś mnie kolejny raz w dziwnej sytuacji. To prawda, na początku to miała być zemsta. Szybko ułożyłem plan. Ale potem zorientowałem się, że to ta dziewczyna. Ta, której nienawidzisz. I stwierdziłem, że się nią pobawię. Po kilku zdaniach już wiedziałem, że to raczej ona zawsze bawi się chłopakami.
- Dwie pieczenie na jednym ogniu…- Mruknęłam. Zaczęliśmy iść w nieznanym nam obu kierunku.
- No, powiedzmy. Nie chciałem, żebyś drżała przeze mnie ze strachu…- Zrobił smutną minkę, ale oczy nadal się iskrzyły z podniecenia.
- Nie drżałam!
- Drżałaś.
- Nie!
- Tak, słońce.
- O, właśnie! Co za słońce? Już trzeci raz słyszę, jak tak mnie nazywasz!
- Czy to źle?- Zaskoczony patrzył na mnie.
- I tak lepiej niż tamto. – Stwierdziłam po chwili.
- Co?
- „Olcia”!?? Nigdy ci tego nie wybaczę!- Na znak założyłam ręce na piersi.
- Ej no, przestań… Nie lubisz?
- Jakkolwiek inaczej, byle nie Olcia!
- Olunia?- Skrzywiłam się natychmiast.- OK. OK. No to… Już pozostanie słońce!
- Nie wiem, skąd wziąłeś akurat słońce. Ale nie wnikam.
- Lepiej nie wnikaj, OLCIU.
- Nienawidzę cię!- Wkurzyłam się.
- Nie. Ty mnie lubisz.- Mrugnął do mnie.
- Nie!
- Taaak.- Poruszył śmiesznie brwiami, robiąc głupią minę.
 Nie mogłam się nie uśmiechnąć. 



*****
Hejo ;* Jak Wam się podoba Zibi wybawca, tajemniczy Alan, sieci Jolki i Marty... No i oczywiście cały ten pomysł z zakupami? ;)

Jak Wam wakacje mijają? <3

Pozdrawiam ;**