niedziela, 13 września 2015

Rozdział XLIII



Po urodzinach jeszcze przez kilka dni myślałam o swoich przyjaciołach. Karo i Natka zadzwoniły do mnie wieczorem, następnego dnia. Błagały o wybaczenie, jakbym ich królem była. Znaczy się królową. Nie ważne. Od Alana dostałam dużego misia. Od siatkarzy wiadomo – niezła imprezka.
Książkę skończyłam czytać. A nawet kilka cytatów mogę przytoczyć…
„Pobiegłem za nią, ale nie byłem jedyny. Oczywiście on zjawił się pierwszy. Schowałem się za krzakami i obserwowałem ich. Jej gesty wskazywały na to, że jest wzburzona. Chyba się kłócą… Z jednej strony chciałem im przerwać, rozdzielić. Ale pewna myśl nie dawała mi spokoju… Gdyby między nimi coś się popsuło… ja mógłbym się nią zająć.”
Nie wiem, czy to desperacja, czy raczej tylko fantazje autora, ale to jest idiotyczna historia. Do tego nie dokończona. Urywa się w bardzo ciekawy momencie.
„Nie miałem pojęcia, jak wiele dla mnie znaczył. Jak wiele znaczy dla niej. Nigdy nie wybaczę sobie tego, co mu zrobiłem. Ale ona… Ją wciąż będę kochał. Już zawsze…”
Jestem pewna, że to nie koniec. Te trzy kropki bardzo mnie zastanowiły. Niby nic takiego, ale wiem, że coś było dalej. Tylko, jakby autor nie chciał nic więcej dodać, żeby za dużo nie wyjawić.
Nie ważne, jadę właśnie autobusem i zaraz wysiadam przy szkole. Może mój drogi przyjaciel Kuba mi pomoże!

Nacisnęłam zielony przycisk, który informuje kierowcę, że ma się zatrzymać. Po chwili już maszerowałam przez plac szkolny. Wchodząc po schodach natknęłam się na Sokołowskiego.
- Cześć, Kuba!- Cmoknęłam go przelotnie w policzek.
- Cześć.- Odpowiedział markotnie.
- Co się stało?- Zerknęłam na niego uważnie. Kwaśna mina nie pasowała do wiecznie wesołego przyjaciela.
- Chyba zaraz zwymiotuję. Serio nie jest ze mną najlepiej.- Skrzywił się.
- Jesteś chory?
- Nie wiem. Chyba nie… Ale kręci mnie w żołądku od samego rana. Ale może to przez nadchodzący angielski.- Jeszcze bardziej się zasępił.
- Nie martw się. Przecież ci pomogę, nie? Od czego ma się przyjaciół?- Błysnęłam do niego szerokim uśmiechem. Jednak to go nawet nie rozweseliło o cal. Westchnęłam zrezygnowana.
I tak praktycznie przez cały dzień. Nawet się nie uśmiechnął. Na długiej przerwie oświadczył, że nie ma siły iść na stołówkę. Usiadł na podłodze, oparł się o ścianę i patrzył tępo przed siebie. Wtedy zrozumiałam, że stres nie miał tutaj nic do rzeczy.
- Przyniosę ci herbaty.- Powiedziałam i wyszłam z głównego korytarza. Przeszła do sklepiku i stanęłam na końcu dość długiej kolejki. Oparłam się o ścianę i zaczęłam myśleć na temat tego, co wczoraj przeczytałam. Po kilku chwilach dopiero uświadomiłam sobie, że ktoś mnie woła.
- Ola! Ola! Ey… OooooLLAAA!- Uniosłam głowę i dostrzegłam machającego do mnie Alana. Stoi ze swoimi kolegami z drużyny siatkówki i uśmiecha się szeroko do mnie. Kiwnął na mnie, więc ruszyłam w jego stronę. – Cześć, Oluś!
- Hej.- Odparłam, przybijając z każdym piątkę. Tak, już taką pozycję zdobyłam dzięki niektórym znajomością.
- Chcesz, to ci kupię coś dobrego.- Powiedział Morczewski. Nie zdążyłam zaprotestować, a on już odwrócił się do starszej pani, która sprzedawała różne smaczne rzeczy.
- Widzieliśmy cię na meczu Resovii.- Zagadnął Karol. Spojrzałam na niego zbita z tropu.- To co dla ciebie oni zrobili… No wiesz, po meczu. Kiedy wszyscy zaczęli śpiewać…
- A, to.- Zarumieniłam się na samo spojrzenie.
- Jesteś z nimi wszystkimi przyjaciółmi?- Dopytywał Mariusz. Kiwnęłam głową. Zrobił wielkie oczy.
- Te, uważaj bo ci z orbit wyjdą!- Stuknął go mocno w plecy Karol. Ten mu odda, ale po chwili si uspokoili.
- Byliście wtedy na meczu?
- No jasne! Na wielu jesteśmy.- Uśmiechnął się Adrian. Wtedy wrócił Alan.
- Proszę bardzo.- Podał mi jabłko, bułkę i sok pomarańczowy i gorzką herbatę.
- Dziękuję… Ile mam ci oddać?- Dodałam zaraz, lekko zawstydzona, że właśnie kupił mi śniadanie.
- Nie musisz, serio. Ale mam nadzieję, że wpadniesz na nasz trening?
- No właśnie!- Mariusz od razu wyrósł przed nami.- Czekamy na ciebie na treningu.
- Postaram się.- Obiecałam. Odwróciłam się i wróciłam do Kuby. Nabrał kolorów, gdy wypił kubek gorącego płynu.
- Coś mi się wydaje, że jutro mnie nie będzie w szkole.- Skrzywił się.
- Jak ja sobie bez ciebie poradzę?- Zrobiłam smutną minkę.- Może pójdę i się dziś tobą zajmę?
- Nie musisz. Moja mama wystarczająco mnie wymęczy…- Westchnął i wstał.- A teraz czas na ostatnie dwie lekcje.
- Na pewno sobie poradzisz?- Spytałam go, dwie godziny później.
- Spoko. Tata już jest.- Wskazał na czerwone auto. Kiwnęłam głową i się pożegnałam. Kiedy odjechał, zaczęłam się rozglądać, kto przyjechał… po mnie. Byłam pewna, że dzisiaj ujrzę jak zwykle uśmiechniętą twarz Bartmana. Ale spanikowałam, kiedy nie zauważyłam znajomego samochodu. Przeszłam przez tłum drugoklasistów, ominęłam kilka grupek z klasy 3c. Mijałam kolejne samochody i nagle ktoś się za mną wydarł.
- Ola! Nie poznałaś mnie?- Natychmiast się odwróciłam.
- Dziku?- Zmarszczyłam brwi na jego widok.- Co ty tutaj robisz?
- No jak to ,co? Przyjechałem po ciebie! Wsiadaj, bo zimno.- Rozkazał, co z przyjemnością uczyniłam. Rzuciłam torbę na tylne siedzenie.
- Auaaaa!- Jęknął ktoś. Odwróciłam się szybko z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Przepraszam.- Jęknęłam na widok Nowakowskiego. Potem szybko zasłoniłam dolną twarz rękami, żeby nie zobaczył mojego uśmiechu.- Nie chciałam.- Wykrztusiłam.
- Co ty nosisz tutaj?!- Pisnął.- Kamienie?
- Podręczniki. No, może jeszcze encyklopedię, słowniki i kosmetyczkę.- Zrobili taką minę, jakbym była kosmitką. Zaczęłam się śmiać.- Żartowałam.
- Dziewczyno, gdybym cię nie znał, to bym pomyślał, że mówisz serio…- Syknął Michał.
- Dzięki.- Wyszczerzyłam się.- Dobra, to teraz proszę mi wytłumaczyć!
- Ale co?- Kubiak ruszył z parkingu.
- Co tu robicie? Nie miał przyjechać Zbyszek?- Uniosłam jedną brew i zerkałam to na jednego, to na drugiego.
- Zapnij pas, Olka.-Przypomniał Dziku.
- Jaki przepisowy…- Wywróciłam oczami, ale wykonałam jego prośbę. – No więc?
- Zibi nie mógł.
- Dlaczego?
- Mówiłem ci, Misiek. Ona bez niego nie przeżyje dnia!
- Nie ma tak, mówiłem podobnie!- Zaprotestował.
- Halo? Powie mi ktoś?
- Chory jest i leży u siebie w mieszkaniu. – Odpowiedział mi w końcu Michał. Chyba miałam zabawną minę, bo parsknęli śmiechem.
- Mówiłem ci. Ona się zaraz rozpłacze.
- Co mu jest?- Dopytywałam, nie zważając na ich komentarze.
- Sama go zapytaj.- Wzruszył ramionami kierowca. Chciałam jak najszybciej wysłać Bartmanowi sms’a z prośbą o wyjaśnienia. Jednak powstrzymałam się, gdy przed oczami odegrała mi się scena szydzących siatkarzy.
- Okej.- Udałam obojętną, ale po głowie chodziły mi różne myśli. Kuba się dziś źle czuł, jutro chyba nie przyjdzie do szkoły. Zbyszek też chory… Ciekawe, czy nim ma się kto zająć? Może potrzebuje pomocy?
- Ola, nie martw się. Nic mu nie będzie.- Uśmiechnął się do mnie łagodnie najlepszy przyjaciel Bartmana. Kiwnęłam głową.
- No jasne, że tak!- Zachichotałam.

***

- Ola, weźmiesz jeszcze tę teczkę?- Poprosiła mnie Iwona.
- Jasne. – Zabrałam i wyszłam z biura. Akurat wtedy skończyli trening siatkarze.
- Nadal rozpaczasz, że nie ma twojego Zibiego?- Zachichotał Fabian.
- Kubiak! Pit!- Warknęłam na nich, którzy zaśmiewali się ze mnie.- Igła, weź ich ode mnie walnij w łeb.
- Okej. W sumie mi to na rękę.- Wzruszył ramionami i walnął ich, oczywiście mu oddali. Uśmiechnęłam się na to.
- Co nie zmienia faktu, że i tak wiem.- Mrugnął. Zacisnęłam mocno usta i udałam się do auta.
W domu okazało się, że dzieciaki też chore. Dominika ma katar, a Seba gorączkę. Aby się nie zarazić, szybko udałam się do swojego pokoju. 

Odpowiedz: Czemu Cie nie było??
Nie spodziewałam się szybkiej odpowiedzi, więc odłożyłam telefon i wyciągnęłam książki. Wtedy odpisał.
Wiadomość: Jestem chory ;/ Ale nie martw się tak bardzo o mnie. Dam sobie radę XD
Odpowiedz: A idź! ;-;
Wiadomość: Nie mogę. Leżę w łóżku i jest mi cholernie zimno :c
Odpowiedz: Czyli masz gorączkę? Masakra. Dzieciaki i Kuba też chory :c
Wiadomość: Im też zimno? Mi by się przydał ktoś do ogrzania ;)))
Odpowiedz: Jak słowo daję przyłożę ci!
Wiadomość: Już się doczekać nie mogę!!!! :D
Odpowiedz: Na twoim miejscu bym się bała. Spytaj Jolki :d
Wiadomość: Słyszałem. Wreszcie sobie z nią poradziłaś i możesz spotkać się z Alanem : ))
Odpowiedz: TAK! Czyli co? Dumny jesteś ze mnie?

Ale odpowiedzi się nie doczekałam. 

Może zasnął. Troszkę mnie uspokoił tą rozmową, ale jakoś… Chyba jutro się do niego wybiorę. Na szczęście pamiętam adres! Nie wierzę, że się o niego martwię! Oczywiście, jesteśmy przyjaciółmi, ale… No kurde. Co mnie kusi, żeby tam jechać? To nic poważnego, tylko zwykłe przeziębienie. Więc, dlaczego jestem taka niespokojna? Boję się o niego. Jako przyjaciela. Znamy się już trochę. Powiedzmy, że o każdego przyjaciel abym się tak bała. Na przykład o Kubę. Jemu zaproponowałam, że przyjadę… Więc, to nic takiego, że o tym samym pomyślałam do Bartmana.
Tymi zapisanymi do pamiętnika słowami trochę się uspokoiłam. Następnie zabrałam się do odrabiania lekcji.

*** 

- Nie zapomnij śniadania!- Zawołała za mną Iwona.- Zrobiłam twoje ulubione kanapki.
- Dzięki.- Uśmiechnęłam się i porwałam jedzenie z blatu.- Idziesz dzisiaj do Resovii?
- Nie. Muszę zająć się dziećmi.- Odparła.- A ty? Jeśli chcesz, możesz nie iść. Przychodzi dziś jakiś stażysta, więc nawet roboty nie będziesz miała.
- No zobaczę. Zależy, jak się wszystko ułoży…- Zmarszczyłam brwi. Już miałam iść, ale postanowiłam się jej zapytać.- Jakim autobusem dojadę na Brzozowskiego?
- Chyba 41. A co?
- Tak się pytam. Może pozwiedzam okolicę.- Mrugnęłam i wybiegłam do czekającego na mnie Igłę.
- Dłużej nie mogłaś, prawda?- Zakpił ruszając z miejsca.
- Nie bardzo. Wiesz, Iwona mnie zatrzymała.
- No tak. Mogłem się domyślić… Nie obrazisz się, jak podjadę najpierw po Pita?
- Czy on nie ma samochodu?
- Na razie nie. Oszczędza na dom.
- O, jaki dom?! Czemu ja nic nie wiem?!- Zmarszczyłam brwi zirytowana.
- Bo ci nie powiedział.- Odparł, jakbym nie wiedziała. Faceci…- W każdym razie ode mnie tego nie wiesz.
- Jasne. A jaki dom?
- Na wsi jakiś. Podobno z dziewczyną planują już wspólne życie. – Wzruszył ramionami.
- A więc nasz Piotruś dorósł…
- Ładnie to ujęłaś.- Przyznał z uśmiechem.
- Dzięki.-Wyszczerzyłam się.- A. Nie będzie mnie dzisiaj u was.
- Czemu?
- Bo mam sprawę do załatwienia.
- Jaką?- Dopytywał podejrzliwie.
- Spokojnie, Krzysiek. Nie mam zamiaru uciekać do Anglii. – Zachichotałam.
- To nie jest śmieszne! Nikt nie chce żebyś wyjeżdżała.
- Jadę do Kuby bo jest chory. Wracam wieczorem.
- Na pewno do Kuby? A nie do…
- Kogo?- Przerwałam mu udając zaciekawienie. Jednak jestem świadoma, że on jest świadomy, iż mam zamiar jechać do Zbyszka. W sumie, czemu to przed nim ukrywam? A, no tak. Bo zarz rozgada całemu światu.
- Nie ważne. Tylko wróć cała.
- Okej. – Podjechaliśmy pod blok Nowakowskiego. Po kilku minutach wyszedł i wsiadł do samochodu.
- Cześć.- Przywitał się ze mną i przybił męską piątkę z Ignaczakiem. – Jak zwykle miłe towarzystwo.
- Wiem, że mnie uwielbiasz. Ale ja za chwile wysiadam.
- Szkoła fajna rzecz.- Uśmiechnął się.
- Chyba żartujesz!- Prychnęłam. Po kilkunastu minutach Iga wsadził mnie przed szkołą.
- Tylko wróć przed zmrokiem bo się martwić będę.- Zastrzegł.
- Dam sobie radę, tatusiu.- Uśmiechnęłam się szeroko i wbiegłam do szkoły. Zaczęłam rozglądać się za swoim przyjacielem, ale zapomniałam, że dziś go nie będzie. Nawet wysłał mi sms’a żebym się dobrze bawiła. Bez niego? Nie ma szans.
Tym bardziej zostałam zaskoczona, kiedy na lekcji rozszerzonego polskiego angielskiego, obok mnie usiadł Alan. Tak się składa, że te rozszerzenia mam również z nim, Choinką i Martą. Naprawdę, nigdy nie zapomnę miny Jolki!
- Nie obrazisz się, nie?- Spytał mnie, chociaż już i tak usiadł.
- Spoko. – Wzruszyłam niby obojętnie ramionami. To zdziwienie nie tylko dla mnie, ale i dla całej klasy. Więc przez cały dzień mi towarzyszył. A najlepsze jest to, że Jolka nie mogła nam tego zabronić! Nie mogła NIC zrobić.
- To ciekawe, że ona tak cicho siedzi.- Mruknął do mnie, kiedy Choinka się od nas oddalała.
- Wiesz, siła wyższa zaczęła działać. Poza tym mam pewne informacje…
- Jakie?
- Jej zapytaj. Zapytaj, co z nią. Może ci powie.- Uśmiechnęłam się. I zrobił jak powiedziałam, na kolejnej przerwie.
Usiadłam na ławce w głównym korytarzu. Alan zostawił mnie i podszedł do swojej „dziewczyny”, która najwyraźniej flirtowała z Karolem. Morczewski, albo się tym nie przejął, albo udawał, że nie widzi. W każdym razie zagadnął do niej, odeszli na bok. Widziałam jak zamarła. Spojrzała w panice to na niego, to na mnie. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i pomachałam telefonem. Zacisnęła mocno wargi, posłała nienawistne spojrzenie, a następnie coś odpowiedziała do Alana. Ten po krótkiej chwili wrócił.
- I jak?- Udałam zatroskaną.
- Nic. Stwierdziła, że wszystko w porządku. Wiem jednak, że coś ukrywa przede mną… I spytała czy na pewno chcę z nią tańczyć poloneza.
- I co ty na to?
- Przecież nie mogę odmówić, nie? W każdym razie… Chciałbym z tobą zatańczyć. Chociaż jeden taniec.
- Miło. Może znajdę dla ciebie jedną piosenkę, między tym tłumem chłopaków bijących się o mnie.- Prychnęłam.
- Nie zdziwił bym się, gdyby tak było.- Przyznał, a ja dostałam wypieków na twarzy.- Tańczysz z Kubą?
- Tak. I też raczej nie chcę go wystawić.
- Okej.

*** 

Wsiadłam do autobusu jakieś trzydzieści minut temu. Pytałam się takiej staruszki, na którym przystanku powinnam wysiąść. Pokierowała mnie i się pożegnała. Przed moją wyprawą wpadłam do spożywczego. Kupiłam świeże bułki, jajka, ser i oczywiście jakieś mięso na zupę pomidorową. Więc wysiadam teraz na przystanku obładowana torbami. Przeszłam przez jakiś park i znalazłam się na odpowiedniej ulicy. Podeszłam do bloku, w którym on mieszka. Na szczęście klatka jest otwarta. Wjechałam windą na siódme piętro i skierowałam się do drzwi z numerem 28. Zadzwoniłam.
Nikt nie otwierał przez kilka minut. Następnie usłyszałam kaszel i strzykanie zamka.
- Ola?- Jego mina jest dla mnie bezcenna. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Hejka!
- Co tutaj robisz?- Nadal nie mógł wyjść z szoku i tylko wpatrywał się we mnie.
- Przybyłam na ratunek. Mogę wejść?- Wskazałam wolną ręką pomieszczenie za nim.
- Nie powinnaś tutaj przychodzić… Jestem chory.
- I właśnie dlatego tutaj jestem!- Przepchałam się między nim a drzwiami nie czekając na zaproszenie.
Rozejrzałam się po przedpokoju. Mały, szafka na buty, wieszak i lustro. Przeszłam do kolejnego pokoju, gdzie Zibi zbierał z podłogi jakieś rzeczy.
- Trochę mam nie posprzątane… Nie miałem siły, wybacz.- Posłał mi przepraszające spojrzenie.
- Nie martw się. Po prostu zostaw to i się połóż.- Rozkazałam. Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Szare spodnie dresowe i czarna bluza. Jego włosy są w nieładzie, jednak nie artystycznym jak to ma w zwyczaju. A mimo to wygląda mega przystojnie. No i oczy. – Masz gorączkę?
- Nie wiem.
- Byłeś u lekarza?
- Nie.
- No nie wierzę! Jak dobrze, że jednak przyjechałam. Zapewne umarłbyś od gorączki. Natychmiast idź się połóż!
- Chcesz pobawić się w moją matkę?- Burknął i zatoczył. Natychmiast odstawiłam reklamówkę i go podtrzymałam.
- Jesteś w opłakanym stanie…- Zmartwiłam się.- Pomogę ci. Gdzie masz łóżko?
- Konkretna jesteś.- Zaśmiał się słabo i znów zatoczył.
- Nie pierdol, tylko mów.
- Tam.- Wskazał na przeciwległe drzwi. Zaczęłam więc go prowadzić. Próbował się oswobodzić i iść samodzielnie, jednak nie mógł złapać równowagi.
- Nie udawaj chojraka. Daj sobie pomóc, Zbyszek…- Podziałało. Wprowadziłam go do czarnego pokoju z białym sufitem i ogromnym lustrze na ścianie, gdzie znajdowało się łóżko z wygniecioną białą w czarne paski pościelą. Pod stopami poczułam miękki dywan. Podprowadziłam go do łóżka i pomogłam usiąść.
- Nie chcę, żebyś się rozchorowała przeze mnie.- Zakaszlał. Popchnęłam go na białe poduszki.
- Musisz spać. Gdzie masz termometr?- Spytałam, przykrywając go szczelnie kołdrą.
- Gdzieś w łazience.- Mruknął z zamkniętymi oczami. Natychmiast wyszłam nie domykając drzwi. Znalazłam łazienkę z białymi płytkami, kremowymi ścianami i czarnymi półkami. Kabina również miała czarne szkło. Poszperałam w jego rzeczach i znalazłam termometr.
- Działa! Dzięki Bogu…- Westchnęłam. Podałam go Bartmanowi, który chyba nie za bardzo ogarniał, co się dzieje. Udałam się do kuchni i zaczęłam gotować zupę pomidorową z makaronem.
- Dobrze, że przyjechałam. Z głodu też by umarł.- Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Nie jestem jakoś specjalnie dobra w gotowaniu, więc modliłam się, żeby wszystko mi się udało. Okazało się, że Zbyszek ma bardzo wysoką gorączkę.
- Zibi, to jest poważne. I nie mów, że nie!
- To nic takiego, przejdzie mi.- Wzruszył ramionami, jednak jego szczęka zadudniła i przykrył się jeszcze szczelniej. Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Powinieneś iść do lekarza! 39 i 7 to nie jest normalna temperatura! Jesteś rozpalony!
- Zawsze jak cię widzę.- Mruknął.
- I do tego bredzisz!- Warknęłam.- Wstawaj, idziemy do lekarza.
- Nie. Przejdzie mi.
- Uparty osioł!- Ze złości aż miałam łzy w oczach.
- Aż tak się o mnie martwisz?- Zmarszczył brwi lekko zdziwiony i rozbawiony.
- Oczywiście, że się martwię, idioto! Jesteś moim przyjacielem! Nie jestem taka, jak byś sobie mnie wyobrażał! Ja się troszczę o przyjaciół…!
- Dobra, już dobra.- Westchnął i skrzywił na moje krzyki.- Możesz ciszej? Trochę mnie głowa napierdala.
- Przepraszam.- Skruszona, natychmiast usiadłam obok niego.
- Nic się nie stało.- Kolejny raz westchnął i spojrzał na mnie swoimi zielonymi, szklącymi się oczami.- Skoro tak bardzo chcesz… Pójdę do lekarza, chociaż cholernie nie lubię.
- Super!- Klasnęłam w ręce uradowana, że osiągnęłam swój cel.- To wstawaj, ubieraj się i…
- Spokojnie. Mam warunek. A nawet kilka.- Uśmiechnął się  szelmowsko mimo swojego paskudnego stanu zdrowia.
- Oczywiście.- Przewróciłam oczami.
- Pójdę do lekarza, jeśli jutro mi się nie poprawi.- Spojrzał przenikliwie  w moje oczy, czy zrozumiałam. Kiwnęłam głową.
- A drugi?
- Normalnie, to bym cię tutaj nie zatrzymywał. Normalnie to bym cię stąd wyrzucił siłą, żebyś nie złapała ode mnie tego świństwa. Ale szczerze mówiąc, działasz na mnie w taki sposób, że już mi się polepszyło.- Wyszczerzył się.
- Nie przesadzaj okej?- Uśmiechnęłam się pobłażliwie.- Chcesz żebym wpadała do ciebie? Zresztą, nawet nie odpowiadaj. I tak byś mnie nie powstrzymał.
- Tak myślałem.- Uśmiechnął się pod nosem i zasnął.
Jakąś godzinę później nalałam mu ugotowanej zupy.
- Mam nadzieję, że się nie otrujesz.- Powiedziałam, stawiając drewnianą tacę, którą znalazłam w kuchni na jego kolanach. Dopiero teraz zauważyłam, że na przeciwległej ścianie wisi telewizor plazmowy, a pod nim jest odtwarzacz DVD. Po lewej szafa i półka z książkami. Podeszłam do tej ostatniej.
- Jest pyszna.- Odparł, gdy spróbował. Zaczęłam oglądac książki.
- Dziękuję. Chyba jedyna, jaką potrafię zrobić. A powinna ci pomóc, dobra na przeziębienie.- Wyciągnęłam kolejną książkę.- Czytasz romanse?!
- Co?- Odłożył łyżkę i spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. Podniosłam książkę.- Aaa. To nie moja.
- A kogo? Krasnoludka? – Zachichotałam.
- Mojej dziewczyny.- Wzruszył ramionami. Nie powiem – zatkało mnie. Wypuściłam z rąk książkę.
- Że co?- Bąknęłam, natychmiast ją podnosząc i odkładając na regał.
- Mojej byłej.- Powtórzył. Może to ja źle usłyszałam? – Prawdopodobnie zapomniała zabrać kilka rzeczy z nadzieją, że wrócę do niej.
- Chwila, że co?
- Długa historia.- Odpowiedział.- Mogę dokładkę?
- Ja- jasne… - Zabrałam talerz, dolałam pomidorowej. Wręczyłam mu miskę i podjęłam znów temat.- Powiesz mi, o co z tym chodziło?
- Może kiedyś.- Uśmiechnął się. Po czym szybko zmienił temat.- Ty też powinnaś zjeść. Naprawdę dobra ta twoja pomidorowa…

*** 

Wracając do Ignaczaków, cały czas zastanawiałam się nad moją reakcją. To, że usłyszałam „dziewczyna” a nie „była” to czysty przypadek. Ale całkiem nie przypadkowo otrzymałam kopa w brzuch, z liścia w twarz i… Sama nie wiem, co myśleć. To nie jest zazdrość. Chyba. W każdym razie nie może być, chyba że taka przyjacielska. W końcu przez kilka miesięcy nie widziałam go w towarzystwie innej dziewczyny, oprócz mnie. I nigdy nie uśmiechał się do innej tak, jak do mnie… Kuźwa, muszę przestać! To po prostu taka reakcja. Nic więcej. Jest moim przyjacielem.
Ale moje zachowanie wciąż mnie niepokoiło.
Otworzyłam drzwi, rzuciłam torbę pod ścianę. I wtedy usłyszałam jakieś rozmowy i śmiechy. Czyżbyśmy mieli gości?
Ściągnęłam buty i przeszłam do salonu.
- O, Ola! Dobrze, że już jesteś!- Przywitała mnie Iwona.
- Tak, wróciłam troszkę za późno. Przepraszam.- Spojrzałam na Igłę.
- Nic się nie stało.- Machnął ręką.- Ale przyszłaś o idealnej porze. Masz wyczucie czasu, powiem ci!- Wstał i wtedy za mną ktoś wszedł. Odwróciłam się i spojrzałam na gościa.
Całkiem znajoma twarz… 


****
Dziś zaszalałam! :D Mam nadzieję, że się podoba taki długi.
Przepraszam za jakieś błędy, które mogły się pojawić, ale nie zdążyłam sprawdzić. 

Pozdrawiam ;**

niedziela, 6 września 2015

Rozdział XLII



27 stycznia, moi drodzy przyjaciele siatkarze urządzili mi super niespodziankę. Oczywiście się tego nie spodziewałam… Wstałam rano, jak w każdy piątek. Nic nie zapowiadało tego, co mnie czekało później. W domu nikt nie wyglądał, jakby wiedział, co dziś za dzień. Jakoś się tym specjalnie nie przejęłam. Cóż, nie muszą pamiętać. Za to Kuba…
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Ubierając na szybko kurtkę i szalik,otworzyłam.
- Kuba?- Zaskoczona, aż cofnęłam się o krok.
- STO LAT! STO LAT! NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!- Zaśpiewał dość głośno.- NIEEEEEECH ŻYYYYYJEEEE NAAAAAAMM…! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN! OFICJALNA DZIEWIĘTNASTKA!
- O kurcze…- Zasłoniłam dłońmi usta.
- Wszystkiego najlepszego! Zdrówka i miłości! Oczywiście bezgranicznej przyjaźni ze mną i pokochania siatkówki. I pieniędzy.- Dodał po chwili. Przytulił mnie mocno do siebie i ucałował w policzek. – Mam dla ciebie prezent, ale to później dostaniesz.
- Kuba… zaskoczyłeś mnie. Skąd wiedziałeś?
- Facebook?
- No tak.- Przytaknęłam.
- Idziemy?- Spytał wychodząc na schody. Kiwnęłam głową. Zabrałam torbę z szafki, krzyknęłam do Iwony, że wychodzę, i dołączyłam do przyjaciela.
- To… co to za niespodzianka?- Zagadnęłam w autobusie.
- Niespodzianka, to niespodzianka!- Ostrzegł z uśmiechem. – Ale obiecuję, że się nie zawiedziesz.
- Tez mi coś.- Prychnęłam.
- Uśmiechnij się! Dziś twój dzień.
- Nie bardzo mam ochotę.- Przyznałam ciężko. Potem rozmowa znów sprowadziła nas do mojej książki, którą prawie przeczytałam. Szczerze mówiąc, nadal nie mam pojęcia, co pisarz chciał osiągnąć, przysyłając mi ją. Jednak jedno wiem na pewno. Trzeba go odnaleźć. I pogadać. Stwierdził, że jego powieść pomoże mi zrozumieć wiele rzeczy. Jednak nie za bardzo miał rację.
- Książka opiera się przede wszystkim na rozmowie głównego bohatera z przyjaciółmi, wspólnie przeżytymi chwilami, no i oczywiście jego wielką miłością. Co najlepsze on nie ma imienia!
- Jak to nie ma?- Zdziwiony Kuba aż zatrzymał się na korytarzu szkolnym.
- No po prostu. Nigdy nikt nie mówi do niego po imieniu, nawet ksywki nie znam.
- A nie mówiłaś przypadkiem, że on ma imię?
- Myślałam, że to jego. Ale ta książka jest tak porąbana, że nie mogę się w niej odnaleźć.
- To znaczy?
- No wiesz… Po prostu tyle się dzieje, zdania są tak zawiłe, zwłaszcza z każdą kolejną stroną, że prawie nie rozumiem o co chodzi. A…
- … Ola!- Usłyszałam znajomy głos za plecami.
- No kurwa chyba nie.- Zaklął pod nosem mój przyjaciel. Posłałam mu rażące spojrzenie i z wielkim uśmiechem odwróciłam się.
- O, Alan! Co tam?- Udawałam wyluzowaną i przede wszystkim normalną.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!- Krzyknął na cały korytarz, że osoby, które jeszcze nie weszły do klas, obejrzały się na nas ciekawie. Przytulił mnie mocno do siebie i nie wypuszczał z objęć. Odwzajemniłam uścisk. Chociaż ciężko mi było go objąć za szyję, gdyż nie pozwalały mi  podnieść rąk jego ramiona.
- Dziękuję.- Wydusiłam. W końcu mnie odstawił i poprawił włosy, które spadły mi na czoło. Ten gest spowodował wielkie rumieńce na moich policzkach. – Skąd…? No tak. Fb?
- Oczywiście!- Wyszczerzył się. – Mam dla ciebie coś… Tylko jest w szafce. Czy mogłabyś przyjść na długiej przerwie do sklepiku?
- Yyyy… no ok.
- Super! To cześć.- Pocałował mnie w policzek i odbiegł do swoich znajomych, którzy na niego czekali.
- To mi się coraz bardziej nie podoba.- Burknął niezadowolony Sokołowski, gdy wchodziliśmy na angielski.
- I nie musi. Ja wciąż się zastanawiam, czy mu nie powiedzieć.
- I tak zrobisz, co chcesz. Nie ma sensu, żebym ci przemawiał do rozsądku.- Niewątpliwie jest zirytowany.
- Masz rację. Dzień dobry.- Powiedziałam do nauczycielki.
- Dzień dobry.- Powtórzył Kuba.- Wiem, że mam rację. Ale potem to i tak się na mnie odbije.
- Nie przesadzaj.- Przewróciłam oczami i usiadłam w ławce.
Na kolejnej lekcji polskiego i wosu nie mogłam się skupić. Wciąż chodziło mi po głowie, co takiego ma dla mnie Alan. Ogółem uwielbiam niespodzianki! Jednak niekiedy wolałabym, aby wszyscy zapomnieli o 27 styczniu. Gdy zabrzmiał dzwonek, od razu wypadłam z klasy i pokierowałam się w stronę stołówki. Oczywiście Kuba biegł za mną i próbował wyperswadować ten pomysł.
- Daj spokój! Przeciez to nic takiego.
- No nie wiem, czy dla Choinki to będzie takie „nic takiego”. Zwłaszcza, że on nie pamięta, kiedy ona ma urodziny!
- Jak to?- Ta wiadomość mało mnie interesowała, ale chciałam się dowiedzieć więcej. Więc zwolniłam.- Nie pamięta? Skąd wiesz?
- Mam informatorów. – Wzruszył obojętnie ramionami.
- Ty coś wiesz.- Zmrużyłam oczy.
- Może i wiem.
- Ola!- Pomachał do mnie z drugiego końca stołówki Morczewski. Nie był sam. Razem z kilkoma znajomymi z drużyny stali przy stoliku i patrzyli na mnie z uśmiechami na twarzach. Podeszłam szybko.
- Dobra. Gadać, co zrobiliście!- Rozkazałam. Z tajemniczymi minami odsunęli się i przede mną leżał na stoliku mały, czekoladowy torcik z jedną świeczką 19. – Łał.
- Sto lat… - Zaczęli śpiewać a ja zakłopotana rozglądałam się i zauważyłam, że wszyscy na mnie patrzą. Kiedy skończyli, cała byłam czerwona. Nawet Kuba się uśmiechał. Dobra, może i to nie był najlepszy pomysł, żeby tutaj przychodzić.
Złożyli mi życzenia i pokroili ciasto. Zjedliśmy w piętnaście minut.
- Wiesz, że teraz to będziesz musiała nas odwiedzić na meczu?- Zagadał Alan.
- Z jakiej paki?
- A z takiej, że masz od nas miejsca WIP.
- A nawet lepiej!- Marcin poruszył śmiesznie brwiami.- Będziesz z nami na ławce rezerwowych.
Długo jeszcze się spierałam. Ale  w końcu wynegocjowałam drugie miejsce dla mojego przyjaciela, który siedział cicho i tylko się  nam przyglądał. Czasem spoglądał z wilka na Alana, który albo mnie szturchał, albo niechcący dotykał w ramię, a nawet obejmował. I właśnie w tej ostatniej pozie zastała nas…
- Al…? Co ty tutaj robisz?! Z… nimi?- Dodała spoglądając na mnie. Natychmiast odepchnęłam rękę chłopaka.
- O, cześć skarbie. A świętujemy urodziny Oli.- Wskazał na mnie, jakby nic się wielkiego nie stało. Jolka rozejrzała się po reszcie zawodników i uśmiechnęła się do ostatniego. Dopiero wtedy zauważyłam, że ten chłopak ma na imię… Karol.
- O, to wspaniale! Nie wiedziałam, Karl, że znasz się z… nią.
- Jasne, że się znam.- Posłał mi oczko, na co dziewczyna jeszcze bardziej się wkurzyła.- Alan, idziesz? Zaraz zaczyna się kolejna lekcja. A chciałam cię jeszcze o coś zapytać.
- Tak, tak. Już się mieliśmy zbierać.- Wstał a za nim wszyscy. Rozeszliśmy się w powiedzmy, wesołym nastroju.
- Masz przerąbane.- Oznajmił Kuba, gdy wychodziłam ze szkoły. Okazało się, że on musi zostać na dodatkowy angielski.
- Właściwie… to nie.
- Co znowu wymyśliłaś?- Westchnął zrezygnowany.
- Mam broń, której użyję przeciwko Jolce i Marcie.- Wzruszyłam lekko ramionami.
- To się nie uda.
- Czy ty zawsze musisz być takim pesymistą?!- Zirytowana pożegnałam się z nim i wyszłam ze szkoły. Zaczęłam chodzić po parkingu i szukać Igły auta (albo Zbyszka), który ma mnie odebrać.
Nagle ktoś pchnął mnie mocno na mur, że uderzyłam głową. Zadudniło mi i zaszumiało.
- Co do cholery?- Jęknęłam. Wtedy z pół przymrużonych oczu ujrzałam twarz mojego szkolnego wroga.- A, to ty. Mogłabyś być bardziej delikatna, wiesz? Nie jest zbyt taktownie napadać na kogoś przed szkołą.
- Jakoś, gdy widzę ciebie, wszelkie hamulce puszczają.- Wzruszyła ramionami z lekkim triumfalnym uśmiechem, że udało jej się mi zrobić lekką krzywdę. – Mam sprawę.
- Oho. Zaczynasz z grubej rury! – Zakpiłam, ale ona się nie zraziła.
- Odwal się od Alan.
- Co?
- Nie słyszysz? Odwal się od niego!- Syknęła, podchodząc do mnie. Oparłam się o mur i patrzyłam jej w oczy. Już nie dzaiła na mnie ten jej paraliżujący wzrok.
- A jak nie, to co mi zrobisz? Znowu uderzysz w głowe cegłą?- Zakpiłam.
- Popamiętasz, że mi stanęłaś na drodze.- Odparła spokojnie. – A uwierz, ja potrafię się odwdzięczyć. Powinnaś zapytać swojego przyjaciela geja, jak nie wierzysz.
- O co ci chodzi?- Zaskoczona, że wspomniała o Kubie, aż zamrugałam szybko powiekami.
- To co słyszysz. Odwal się od niego. Bo popamiętasz.- Syknęła jadem w moją  twarz, odwróciła się i zaczęła iść w stronę szkoły.
- Ej! A co jak ja mu powiem o… Karolu?- Uśmiechnęłam się triumfalnie, gdy stanęła jak wryta.
- Nie zrobisz tego.- Odparła grobowym tonem.
- A założymy się?- Natychmiast odwróciła się w moją stronę. Skanowała moją twarz, aż w końcu spojrzała mi w oczy.
- Nie zrobisz tego.- Powtórzyła już mniej pewnie.
- Myślisz, że będę się wahać, kiedy przypomnę sobie, jak przez ciebie oblałam się kawą? Albo… jak uderzyłam się głową w ten mur.- Wskazałam za siebie. – A sama myśl, że w ten sposób mogłabym się pozbyć ciebie…
- Zamknij się.- Warknęła.- Nie obchodzi mnie co wiesz. I skąd. Blefujesz.
- Ja?- Zaśmiałam się sztucznie.- Nie. „Och, jaki on przystojny… Alan przecież się nie dowie…”- Naśladowałam jej głos.- Czy nie tak? Bo przecież Karol mu nie powie, że… z nim spałaś.- Oczywiście to ostatnie to totalny blef z mojej strony. Miałam tylko nadzieję, że trafiony. Przyglądałam się jej twarzy, któ®a powoli zmieniala kolory. Z bladego, białego, szarego, aż do czerwonego i granatowego. Wygrałam!- No bo przecież Alana to nie będzie obchodziło, że go zdradzasz, prawda? I to z jego kumplem z boiska…
- Powiedziałam zamknij się idiotko!- Wrzasnęła. Ale zamiast tego szeroko się uśmiechnęłam i kontynuowałam.
- A co na to Karol? Nic nie powiedział swojemu przyjacielowi? Może nie zależy mu na tobie, tylko na dobrej zabawie? No a ty… No cóż. Nie masz wyrzutów sumienia. Czy to zachowanie nie podchodzi już pod… dziwkę?- Dodałam pewnym głosem, ale jednocześnie przestraszyłam się, że przesadziłam. Dziewczyna nie wytrzymała.
- Ty cholerna…
- Radzę nie kończyć.- Ostrzegłam.- Wiesz, wystarczy jeden mms do Alana z tą rozmową…- Uśmiechnęłam się pokazując komórkę. Z odległości między nami na pewno zauważyła właczone nagrywanie. Nabrała wody w usta i po prostu gapiła się na mnie z nienawiścią, odrazą, furią i jednocześnie lekkim przestrachem.
- Nie zrobisz tego.- Powiedziała w końcu, ale raczej tal, jakby sama siebie starała przekonać.
- Raczej nie mam w naturze wysilać się na marne. Wolę wykorzystać swoją wiedzę do… pożytecznych rzeczy. Tak więc, nie możesz zabronić mi umawiać się z Alanem. Nawet nie powinnaś próbować nas rozdzielić. W sumie to mogłabyś z nim zerwać. Ale… to już nie byłaby zabawa, prawda?- Uśmiechnęłam się szeroko.- Wolę patrzeć na powolne cierpienie mojej ofiary. Fajna zabawa kosztem innych, nie?- Kontynuowałam, a ona nadal na mnie patrzyła.- Tylko powiedz mi jedno. Jak się czujesz, kiedy to zamieniasz się rolami z drapieżnikiem?
Nic nie odpowiedziała, żeby jeszcze bardziej się nie skompromitować. Posłała mi ostatnie mrożące spojrzenie, odwróciła się i z godnością wróciła do szkoły. Stałam tam jeszcze przez chwilę wpatrując się w punkt, gdzie ona zniknęła, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zrobiłam.
Nagle usłyszałam klakson. Przestraszona rozejrzała się i ujrzałam samochód Krzyśka. Z wielkim bananem na twarzy przebiegłam przez ulicę i wsiadłam do samochodu.
- Co taka zadowolona?- Spytał od razu.
- Bo widzisz, Igła. W życiu najważniejsze są środki.
- Co?- Uniósł nieudolnie brew, jak go kiedyś uczyłam.
- Nie ważne. Jedź, gdzie masz jechać. Jestem głodna jak wilk.- Zatarłam ręce na samą myśl o ciepłej kołdrze, książce i pysznym obiedzie Iwony.
- Tak właściwie, to z tym obiadem będziesz musiała poczekać.- Odparł.
- Jak to? Nie ma obiadu?- Zaskoczona i zasmucona wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
- Jest coś lepszego.
- Co takiego?- Zapytałam ostrożnie.
- Niespodzianka.-Odparł. Ew, czyli jednak pamięta o moich urodzinach!


*** 


Naprawdę byłam zdziwiona, że przyjechaliśmy na ich salę treningową. I do tego było dość głośno.
- O co chodzi?- Zadałam pytanie, zatrzaskując drzwi auta.
- Chodź do szatni.- Kiwnął na mnie. Przeszliśmy obok ochroniarzy bez żadnych przeszkód. Długim korytarzem trafiliśmy do szatni Resovii. Otworzyłam drzwi i nagle buchnęło na mnie gorąco i głośna muzyka disco polo.
- O matko!- Wrzasnął Nowakowski, bo właśnie założył spodenki klubowe.
- Przepraszam! Przepraszam! To on mnie zmusił, żebym tutaj przyszła!- Zganiłam na Libero, wskazując jedną ręką, bo drugą zasłaniałam oczy.
- Spoko, młoda! Nie krępuj się.- Szturchnął mnie Fabio.
- niewiele osób ma szanse patrzeć na nas w tym stanie. Ale ty to już przecież norma, nie?- Mrugnął Kosok. Otworzyłam drugie oko i ujrzałam półgołych siatkarzy. A właściwie grackich bogów.
- Może jednak wyjdę?- Zarumieniłam się.
- Nam to nie przeszkadza.- Wzruszył ramionami Lotman. Oparłam się o ściankę i przyglądałam się im, jak szykują się do… no właśnie. Do czego?
- Ehm, mogę wiedzieć, co ja tutaj robię?
- Idzieś z nami.- Uśmiechnął się Achrem.
- Gdzie?
- No na boisko, głuptasie! – Zaśmiał się Bartman, a reszta mu zawtórowała.
- Nie rób takiej miny, bo się obrazimy.- Ostrzegł Kubiak.
- Ale… ja nie jestem odpowiednio ubrana na mecz!- Spanikowałam.
- Ej, nie będziesz z nami grać.- Uspokoił mnie troszkę Tichacek.
- Bedzieś nas wspie’ać.- Dodał Penchev.
- Super, nie ma co. A ja już myślałam, że wiecie…- Zrobiło mi się smutno.
- Ej ej, ej!- Natychmiast przy mnie znalazł się Zbyszek. Z nagim torsem. Nie śmiałam się spojrzeć na jego gołe ciało, bo od razu bym się zarumieniła, więc patrzyłam na swoje stopy. Ale on chwycił dwoma palcami mój podbródek i uniósł głowę. Zmusił mnie tym samym do spojrzenia w oczy. – Nie myśl, że zapomnieliśmy o twoich urodzinach. Jasne?
- A nie zapomnieliście? – Zrobiłam wielkie oczy.
- Oczywiście, że nie!- Prychnął. – Jak bym mógł… ehm, jak byśmy mogli zapomnieć?
- Jak tylko się dowiedzieliśmy kilka miesięcy temu, już robiliśmy imprezę!- Wrzasnął Ignaczak.
- A ja cały czas byłam święcie przekonana, że nawet nie wiecie, kiedy mam urodziny.
- Nie wierzysz w nasze możliwości.- Bartman zabrał rękę, jakby lekko speszony tym, że nadal trzyma moją twarz. Szczerze mówiąc ja sama zapomniałam o tym geście i w ogóle mi to nie przeszkadzało.
- Tego nie powiedziałam! Ale wiecie, że… ja nie lubię meczów?
- Spodoba ci się!- Krzyknął Jochen. Nadal nieprzekonana do tego pomysłu kręciłam lekko głową. Wtedy napotkałam wzrok Igły.
- Obiecuję.- Szepnął bezgłośnie. W końcu się poddałam.
- Niech będzie.- Westchnęłam pokonana. W jednej chwili krzyknęli triumfalnie.
- A po meczu kolejna niespodzianka.- Dodał Michał Kubiak.
- No nieźle. – Uśmiechnęłam się i kilka minut później wybiegłam z nimi na rozgrzewkę.
Oczywiście przypadło mi mnóstwo roboty. Zaczęłam robić zdjęcia. Pół godziny później spotkałam Rafała.
- Najlepszego.- Przytulił mnie.
- Dzięki. Gdzieś ty był?
- Mi przydzielono siatkarzy z Jastrzębia. Ale teraz już możesz sobie siąść, ja zajmę się resztą.
- Ok. Dziękuję.- Pożegnałam się i usiadłam na ławce obok fizjoterapeuty, Marcina.
Pogadaliśmy trochę, aż w końcu mecz się zaczął. Na początku jakoś nie mogłam się zmusić do kibicowania. Zwłaszcza, że pierwszego seta wygraliśmy 25:18. Dopiero w drugim secie zaczęły się emocje. Szliśmy punk za punkt. Krzyczałam, robiłam zdjęcia, śpiewałam i klaskałam. Mówiąc w skrócie zaczęłam nieźle się bawić. Drugiego seta wygraliśmy 30:28. Wszyscy siatkarze byli już nieźle zmęczeni, ale w kolejnym secie dawali z siebie wszystko. Niestety przegraliśmy 25;22. Zawodnicy stracili uśmiech i pewność siebie. Trener zaczął ich motywować, psycholog natychmiast zajął się Bartmanem. On jest podstawowym atakującym, jak na razie najwięcej punktów zdobył. TTe rozmowy nic nie dały. Przegrywaliśmy już 15:10. Nawet trener Kowal nic nie zdziałał biorąc czas. Lotman się wypalił, nasze przyjęcie nie było już perfekcyjne, a Zbyszek psuł wszystkie ataki. Ostatecznie zszedł z boiska.
Usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego kontem oka. Jest zły i mega skupiony. Zastanawiałam się przez chwilę, czy do niego zagadać. W końcu się odezwałam.
- Zibi… oni cię potrzebują. – Krzyknęłam mu do ucha. Przytaknął, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Zerknęłam na wynik. 18:14. Nie jest dobrze. Jak on nie wróci, to nie wiem czy wygramy… Znów spojrzałam na atakującego z wielką uwagą. Zauważył, że się mu przypatruję i odwrócił do mnie głowę. W oczach miał moje odbicie.
Muszę coś zrobić… Coś, żeby wrócić mu siły…
I w tej samej chwili już wiedziałam, co musze zrobić.
- Zbyszek, wrócisz na boisko i wygrasz ten mecz.- Powiedziałam ostro.
- Ty nie wiesz…
- Tak. Nie rozumiem, jak działa siatkówka. Ale kazałeś mi tu przyjść. Obiecaliście, że nie będę zawiedziona. Więc dotrzymajcie słowa. Jesteś tam potrzebny.- Wskazałam palcem boisko. Wpatrywał się we mnie smutnymi oczami. Skoro rozmowa nie działa, to trzeba wykorzystać pewne atuty kobiece…
- Dasz radę.- Szepnęłam mu do ucha i pocałowałam lekko w policzek. Gdy się odsuwałam, wciąż wpatrywałam się w jego oczy. Rozwarł je szeroko- zaskoczony. I po chwili… Po prostu wstał i odszedł do trenera. Przy zagrywce Jochena, Kowal wpuścił go na boisko.
Przed wyrzuceniem piłki zerknął na mnie, więc szeroko się uśmiechnęłam. W ten sposób zachęciłam go do gry. I mi się udało! Jego cztery zagrywki z rzędu i traciliśmy do rywala tylko jeden punkt! Skakałam z radości jak szalona, podobnie jak cała hala Resoviaków.
- Nie wiem, co ty mu zrobiłaś, ale to działa!!- Krzyknął do mnie Marcin fizjoterapeuta. Mrugnęłam do niego i obejrzałam do końca mecz.
Wygraliśmy 25;23.
Tuż po wielkiej radości i podaniu sobie rąk z przeciwnikami, w hali rozniósł się głos… Igły.
- Cześć wam wszystkim naszym kibicom!- Krzyknął, aż pisnęło w mikrofonie. – Przepraszam. Słuchajcie, po tym meczu dziękuję wam wszystkim… Ale widzicie, nasza droga przyjaciółka, bez której jak podejrzewam, nie wygralibyśmy tego meczu, ma dziś urodziny! Zaśpiewajmy jej wszyscy sto lat!- Krzyknął. I w następnej chwili ktoś porwał mnie w ramiona i posadził na swoim karku. Przerażona Az pisnęłam. Uspokoiłam się dopiero, gdy zorientowałam się, że to Zbyszek.
Cała hala zaczęła śpiewać życzenia urodzinowe. Wszyscy! Siatkarze, trenerzy, cały sztab, kibice… Rozkleiłam się. Byłam już całkowicie we łzach, kiedy Zibi postawił mnie na ziemi. Po prostu wtuliłam się w niego, a potem w każdą napotkaną osobę. W ten sposób im podziękowałam, bo nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, które wyraziłoby moją radość.

***

- To co? Teraz idziemy na imprezkę! – Ogłosił Kubiak.
- Co?
- Takie tam małe przyjęcie u nas w domu.- Wyjaśnił Krzysiek.
Jednak nie podejrzewałam… tego.
Zajechaliśmy kilkoma samochodami w gronie siatkarzy. Otworzyłam drzwi i od razu napadły mnie dzieciaki krzyczące życzenia urodzinowe. Następnie zauważyłam balony i serpentyny…
- Chwila. A czy to przypadkiem nie to, co pomagałam wam wycinać do szkoły?- Zdziwiłam się.
- Tak.- Kiwnęła z uśmiechem Dominika, a Sebastian pobiegł po mamę. Razem z tłumem siatkarzy wkroczyłam do salonu…
- Kuba?
- Wiem, że miałem być na dodatkowym angielskim, a potem podobno miałem się ciężko uczyć na maturę… Ale tak jakoś wyszło.- Uśmiechnął się.
- A więc to jest t twoja niespodzianka?- Zgadłam.
- Twój przyjaciel potrafi świetnie gotować!- Oznajmiła Iwona.- Razem udało nam się zrobić kolację dla wszystkich!
- Będzie żarełko?!- Ucieszył się Michał.
- I to dużo.- Odparła. Razem pomogliśmy jej z ustawianiem krzeseł i stołu. Ledwo się mieściliśmy, ale w ten sposób zabawa się udała.
Dwie godziny później Iwona przyniosła ogromny tort, który ja pokroiłam i rozdałam swoim przyjaciołom.
A właściwie, swojej rodzinie. Bo właściwie to jest już moja rodzina. 



****
Witajcie :) Dobra kochani, ja jestem nawet zadowolona z tego rozdziału. Miałam więcej napisać, ale jale już nie mam tak dużo czasu na to :C Przepraszam za błędy, bo nie sprawdzałam, dodaję na szybko ;p

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia ;**

Zaczęła się szkoła :C Eh, nie bardzo jutro mi się wstawać che na zerówkę, ale muszę. Nie mam wyjścia ;/ 

Pozdrawiam ;**

Ps. Co sądzicie o tych godzinach PŚ? Ja nie wiem, ja nie przeżyję tego, że będę mogła tylko niektóre mecze obejrzeć ;c Z jednej strony rozumiem, że strefa czasowa i wgl. Ale z drugiej mam ochotę krzyczeć! -,-

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział XLI



To w ogóle nie jest śmieszne, kiedy na oczach całej klasy zostajesz obryzgana, upokorzona, zmieciona jak zwykłego małego śmiecia. Tak. To w ogóle nie jest zabawne! Ale oczywiście inaczej uważa facet od matmy. Udaje, że ma wysokie IQ, gdy jestem pewna, że jego  poziom psychiczny, dokładniej mówiąc: paranoja, psychoza, schizofrenia i inne tego typu,( a jestem nawet skłonna stwierdzić, że jest on toksykomanem!) to pierwszy stopień do urojeń, oraz Druj może być w takim stanie nie odporny na wszelkiego rodzaju opętania. Co już nie raz dowiódł! Ale w ten piątek…
Jak można inaczej nazwać człowieka, który wywołuje cię do tablicy. Następnie zanim zdążysz przeczytać zadanie, oraz dotknąć kredy, on wyskakuje z twoją nieodpowiedzialnością, niekompetencją i idiotyzmem. Gdy jednak spokojnie czekasz, aż on się uspokoi, w skupieniu czytasz zadanie, on nadal cię wyzywa. A po kilku minutach oznajmia, że zamiast mózgu masz małego orzeszka.
Taaaak, a Kuba jeszcze ma czelność mi to przypominać przez cały dzień! Śmiał się idiota.
W sumie Igła też, gdy tylko się dowiedział od mojego „przyjaciela” o zajściu na lekcji matematyki.
Jest już prawie koniec stycznia, a ja nadal nie przeczytałam książki od Nieznanego. Mam w sumie ważniejsze sprawy na głowie, takie jak NAUKA. I praca.
No właśnie! Przez to mam nie małe zaległości w moim pamiętniku ;/ A więc tak: Rafał to fajny gość. Inteligentny, okazało się, że wysportowany, oczytany… Przystojny i miły. Jak to Kuba określił: „Nic, tylko brać!” Ja nie wiem, czy on z Natalią się jakoś zgadał, czy jak? Normalnie jakbym słyszała moją rudowłosa przyjaciółkę! Co do dziewczyn… Postaram się je zaprosić na mój bal maturalny, inaczej studniówkę. Wtedy dopiero się zobaczymy, a okazało się, że ten bal jest dopiero tuż przed maturami! Trochę dziwnie to zrobili, ale cóż… W końcu to Polska, nie? Takie dziwne rzeczy to na porządku dziennym.
Jak już piszę tutaj o szkole… Ostatnio z ocenami u mnie coraz lepiej. Tak samo  z Alanem. Nie, żeby coś… Ale on zaczyna mnie podrywać. Byłam ze dwa razy na jego treningu. Przy swoich kolegach z drużyny nie wahał się przed słodkimi, czułymi słówkami. Jak rano mnie widzi to całuje w policzek! Tak, to bardzo miłe… Kilka razy zrobił to przed Choinką! Nie mogłam uwierzyć. A on tylko uśmiechnął się do mnie szeroko i puścił oko. Za to Jolka… Szkoda gadać. Miała taką minę, jakby właśnie planowała moją rychłą śmierć. I na przekór sobie, zaczęło mi to dawać satysfakcję! Kuba… wiadomo.
Mój przyjaciel nie jest zachwycony z takiego obrotu sprawy i przy każdej nadarzającej się okazji, wypomina mi moją nieodpowiedzialność i lekkomyślność. Na co ja mu odpowiadam:
- Jak szaleć, to szaleć na całego!
Choinka nie raz mnie obrzuciła swoim okropnym, jadowitym spojrzeniem, że aż włoski na karku stają mi dęba! A jej sobowtór… Można się domyślać, jaka jest Marta. One przypominają mi tylko te dziewczyny z filmów, które są potencjalnymi rywalkami głównej bohaterki. Jednak widzieć wymalowaną na ich twarzach złość, gdy Alan na przerwie podchodzi do mnie i zagaduje… To jest życie!
Dobra, dość o tym. Teraz moja praca.
Na początku, przez pierwsze dwa tygodnie niemiłosiernie się nudziłam. Aż do chwili, w której Raf zaprowadził mnie na salę siatkarzy! Od tamtego dnia, codziennie tam przebywałam. Robiłam im zdjęcia, a oni nie raz specjalnie mi pozowali. Nie miałam pojęcia, że potrafię zrobić tak dobre foty! I te ujęcia… Zazwyczaj ludzie odpowiedzialni a wybranie odpowiednich fotek do artykułu, wskazywali na moje zdjęcia! Rafał tylko się uśmiechał i nadal pracował ze mną na hali treningowej. I tu dochodzę do bardzo dziwnego tematu.
Bartman zrobił się złośliwy i upierdliwy. Nie dla mnie, ale dla mojego kolegi z pracy. Mogłabym przysiąc, że specjalnie kilka piłek spudłował po zagrywce lub ataku, żeby te z zawrotną szybkością uderzyły w Rafała. Na razie się nie odzywam na ten temat. Spytałam tylko kilku siatkarzy, co go ugryzło, ale oni milczą z tajemniczymi minami. Nie chcą nic gadać. Ale jutro nie będzie tak łatwo! Przycisnę Igłę i dowiem się, co jest grane!
Do tego na razie uniknęłam testu sprawdzającego moje umiejętności zagrywania piłki! Na drugą stronę boiska, oczywiście.
Za tydzień mam ferie zimowe. I już się doczekać nie mogę… gdyż aż palę się do nauki! -,-
Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się odkryć tajemnice mamy.

Odłożyłam długopis. W tej samej chwili do pokoju wpadł Krzysiek.
- Olka! Natychmiast ze mną!
- Coś zrobiłam?- Zaniepokojona natychmiast udałam się za nim.
- Nie.
- Ale?
- Ale mam dla ciebie zadanie.- Odparł tajemniczo.
- Nie. Nie będę za ciebie sprzątać, Krzysiek!- Natychmiast się zatrzymałam z założonymi rękami.
- Nie chodzi o to!- Machnął rękami.- Ale fakt, musisz mi w czymś pomóc.
- Nie. Ja tylko MOGĘ.- Specjalnie podkreśliłam ostatnie słowo.
- No chodź! Jeszcze nie wiesz, o co chodzi.- Kiwnął za mną. Weszłam do kuchni, gdzie dzieciaki siedziały przy stole i o coś się kłóciły.
- Ja ce pomalancowy!- Wrzasnęła Dominika.
- Dobra, bierz.- Westchnął ciężko jej brat.
- O co tutaj chodzi?- Zerkałam na każdego, kiedy Ignaczak podszedł do nich i zaczął przebierać w kolorowych papierach. Po chwili wyciągnął do mnie duże, pomarańczowe nożyczki.
- Musimy zrobić dla nich pracę domową.- Uśmiechnął się a mnie zatkało.
- Mam robić … to? Zwariowałeś!
- Ola, patrz!- Krzyknął Seba i pomachał nad głową wyciętym z papieru żółwikiem.
Teraz już nie mam wyjścia, trzeba im pomóc.

*** 

- Nie poszłabyś ze mną do kina?- Uśmiechnął się Alan, kiedy staliśmy przed szkołą.
- Nie zmieniłam zdania.- Odparłam zirytowana.
- Ale…
- Słyszałeś, co na powiedziała chyba nie?- Warknął Kuba. Do tej pory udawał, że Morczewskiego nie ma w pobliżu. Najwyraźniej stracił cierpliwość.
- Dobra, dobra!- Poddał się chłopak. Wtedy podeszła Jolka. A co dziwne, nie było z nią Marty!
- Al… Chodź. – Mruknęła do niego, uwieszającemu się na szyi. Nie dawała sobie sprawy, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, bo znowu do niego się odezwała.- Jest fajny film w kinie… Może byśmy poszli?
- Nie mogę dziś.- Odparł, co mnie bardzo zaskoczyło. Choinka wydawała się również zbita z tropu. Kolejny raz zaproponowała spędzenie wspólnego wieczoru w domu, a może na zakupach. Nie bardzo się im przysłuchiwałam. A raczej się starałam.
- Zaraz rzygnę.- Ostrzegł mnie Kuba. Zamiast odpowiedzieć, zaczęłam się oglądać po parkingu. Do mojej świadomości dostały się strzępy rozmowy między Alanem, a Choinką. W tej chwili podjechał samochód, dziwnie znajomy…
- Zbyszek?- Uniosłam brew. Siatkarz wyskoczył z samochodu i z szerokim uśmiechem podszedł do mnie. Lekko przytulił i przywitał się z Kubą, jak ze starym znajomym.
- Zbysiu!- Pisnęła Jolka i natychmiast pojawiła się przy nim. Alan wcale nie wydawał się zaskoczony. – Przyjechałeś po mnie? Zabierzesz mnie na trening?
- Yyy…- Bartman delikatnie ją od siebie odsunął, co dziewczynie nie za bardzo się spodobało.- Przyjechałem po Ole.
- A Igła?- Spytałam, chociaż wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.
- Poprosił mnie, żebym po ciebie przyjechał.
- Och, widzę, że wszyscy muszą się o ciebie troszczyć, żebyś przypadkiem sobie krzywdy nie zrobiła…- Uśmiechnęła się do mnie chytrze Choinka. Spaliłam buraka. Ta, ja to zrobiłam. Przy tych wszystkich ludziach. Przy Bartmanie, który uważa mnie za twardzielkę…
- Nikt nie musi jej pilnować!- Opanował siatkarz. – Nigdy nie widziałem takiej dziewczyny.
Co on wyprawia! Teraz nawet moje uszy się zaczerwieniły.
- Wystarczy!- Przerwałam niezwykle twardym głosem. – Możemy już jechać?
- Tak. Wiesz, że czekamy na twój popis?- Uśmiechnął się, otwierając przede mną drzwi do samochodu.
- Jaki popis?- Zainteresował się Alan.
- Nie ważne. – Machnęłam ręką. Ucałowała w policzek Kubę, który posłał mi znaczące spojrzenie. I zanim zdążyłam się obejrzeć, przytulił mnie do siebie Alan i też dał buziaka. Wsiadłam szybko do auta i zanim odjechaliśmy, zauważyłam wściekłe spojrzenie Jolki.
- Czy ten Alan jest normalny?- Odezwał się po dłuższej chwili siatkarz.
- Co masz na myśli?
- Jest z nim dziewczyna, a on zachowuje się w stosunku do ciebie tak…
- Wiem.
- A Kuba chyba jest zazdrosny.
- Wiem. Chociaż tu nie chodzi o zazdrość.
- Cóż, osobiście nie podoba mi się ich zachowanie.
- Ty też zazdrosny?!- Prychnęłam rozbawiona.
- Chodzi mi bardziej o to, żeby cię nikt nie skrzywdził.
- A ty co? Mój ojciec?
- Przyjaciel.- Odparł cicho. Więcej nie rozmawialiśmy. Obserwowałam go przez całą drogę i zdawał się niesamowicie zamyślony. Odezwałam się dopiero, gdy mieliśmy wysiadać.
- Wiesz przecież, że nie dam rady z tym zakładem…
- Och, całe wieki marzyłem, jak i pewnie reszta, o przyjemnym masażu…- Zmrużył oczy. Posłałam mu kuksańca, on mi oddał. I w taki oto sposób zaczęliśmy się gonić.
Na szczycie schodów złapał mnie i zaczął gilgotać po żebrach. Śmiałam się i wyrywałam jak głupia. Dopiero znaczne chrząknięcie sprowadziło nas na ziemię. Za naszymi plecami stał Krzysiek, Lotman, Pit, Fabian i Dziku. Ten ostatni zdawał się mieć na twarzy wredny, złośliwy, znaczący uśmieszek. Natychmiast odskoczyłam od atakującego.
- Ja tutaj widzę, zabawa na całego!- Uśmiechnął się Paul.
- Olka, ja z chęcią bym się dołączył…- Wyszczerzył zęby Drzyzga. A ja po raz kolejny dzisiejszego dnia spłonęłam.
- Prędzej by cię Zibi Mikasą zabił, niż pozwolił do niej zbliżyć.- Prychnął Dziku.
- Misiek, stul pysk.- Bartman też się uśmiechnął. Tylko Igla stał z poważną mina i łypał swym przenikliwym spojrzeniem to na mnie, to na Bartmana.
- Rafał kazał ci przekazać, że dzisiaj razem pracujecie nad czymś tam w biurze.- Krzysiek rozpogodził się i zmienił szybko temat, za co jestem mu wdzięczna.
- Ok., to ja…
- A co z naszym zakładem? Wiesz, że przegrałaś? Czekamy na masaż.- Mrugnął do mnie Nowakowski. Westchnęłam ciężko, obróciłam się i pomaszerowałam do kolegi z pracy.
Raf przywitał mnie szerokim uśmiechem.
- To co? Gotowa?
- Jak nigdy wcześniej!
I zabraliśmy się do roboty.

*** 

Kilka dni później jeszcze nie wiedziałam, co szykują dla mnie siatkarze. Natomiast w szkole dowiedziałam się całkiem nowych rzeczy.
Weszłam do damskiej łazienki z zamiarem umycia rąk. Jednak gdy już otworzyłam drzwi, rozpoznałam głos Choinki i Matry.
-… sza. Inaczej go nie zdobędę.
- A Alan? Zostawisz go tej… szmacie?- Marta spytała raczej bez wielkiego entuzjazmu.
Zamknęłam cicho drzwi i stanęłam za murkiem, gdzie nie mogły mnie zobaczyć.
- Żartujesz? Al… Al. Jest mój. Ona niech się wypcha tym swoim siatkarzykiem.
- Czekaj, bo ja już nic nie rozumiem.
- Bo masz za mały móżdżek, idiotko!- Po tych słowach zapadła martwa cisza. Kilka chwil później Jolka kontynuowała. – Chodzi o to, że… On jest taki słodki.
- Przystojny.
- I to piękne imię…- Rozmarzyła się Choinka. – Karol…
- Jak król.
- Otóż to! Wreszcie powiedziałaś coś mądrego i sensownego.- Przyznała z uznaniem.
- Dzięki.
- W każdym razie… Alan nie musi wszystkiego wiedzieć.- Powiedziała to z taką obojętnością, że przez chwilę miałam chęć do niej podejść i ją walnąć. Powstrzymały mnie kolejne słowa jej przyjaciółki.
- Nie będzie już kapitanem.
- Nie.
- Czyli już nie jest najlepszy.
- Nie.
- Więc czemu go nie rzucisz?!- Pisnęła Marta.
- I widzisz, tutaj zaczyna się logiczne myślenie. Trzeba wysilić umysł, by to sobie uświadomić. Ale ty raczej nie jesteś w stanie tego pojąć, więc nie będę tracić sił na tłumaczeniu tego tobie.- Prychnęła.
- Chcesz grać na dwa fronty. Wiesz, że to niebezpieczne?
- W moim słowniku nie ma takiego słowa. Ani takiego jak NIEWYKONALNE. Nie będzie niebezpiecznie, dopóki nikt się nie dowie. Więc nie piśniesz ani słówka z tego, co ci tutaj powiedziałam.- Zagroziła swoim zimnym, grobowym tonem głosu.
- Jasne, że nie… Ale…
Nie usłyszałam, o co miała zapytać Marta, bo drzwi do łazienki się otworzyły i weszły jakieś pierwszoklasistki. Nie chcąc, aby Jolka i Marta mnie zauważyły, natychmiast wyszłam na korytarz z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
Podczas języka polskiego opowiedziałam wszystko swojemu przyjacielowi.
- I co myślisz?- Szepnęłam, gdy nauczycielka coś sprawdzała w komputerze.
- Że one są jebnięte.
- To było wiadomo od dawna.- Przewróciłam oczami. – Nie sądzisz, że gdybym… Powiedziała Alanowi…
- Chcesz powiedzieć, że wtedy oni się rozstaną, a ty będziesz mogła z czystym sumieniem się z nim umówić.
- No… nie tak od razu…
- Sowa, czy ty nadal nic nie rozumiesz? Czy nie widzisz, że nie warto z nimi trzymać, zwłaszcza po tym…!- Nauczycielka podniosła na nas wzrok, więc natychmiast umilkł. Gdy straciła nami zainteresowanie, podjął dalej.- Zwłaszcza po tym, co się dowiedziałaś.- Dokończył szeptem.
- A nie wpadłeś, że może w ten sposób mu pomogę?
- Raczej sobie!- Prychną dość głośno, na co Pani Nałys natychmiast na nas spojrzała surowo. Znów udałam, że czytam wiersz z książki. Po kilku chwilach kolejny raz szepnęłam do przyjaciela.
- To by było uczciwe.
- Nie bardzo, skoro chcesz nakablować.
- Kuba, to moja szansa… Szansa na…
- Na zdobycie Alana. Wiem. Ale nie pomyślałaś, jak się narazisz Jolce?!
- One nie muszą o tym wiedzieć!- Pisnęłam wkurzona. Najwyraźniej tego było za wiele dla naszej nowej polonistki.
- Sowecka do odpowiedzi!- Krzyknęła.
Wpatrywałam się w nią przez chwilę, jednak ona nie odpuszczała. Czując, że przegrałam, walnęłam czołem o ławkę z zamiarem natychmiastowego stracenia przytomności. Niestety, nie podziałało.
- Aleksandra Sowecka, do tablicy!- Ryknęła nauczycielka. W porównaniu do poprzedniej, ta to jakaś kosa! Wstałam.
- I tak zrobisz, co będziesz chciała…- Usłyszałam ponury szept Sokołowskiego.
Z mina męczennicy powoli szłam omijając ławki i szykując się na śmierć. 



****
Witajcie ;D Obiecuję, że w kolejnych rozdziałach akcja bardziej się rozwinie. 

Przepraszam za błędy!

Dziękuję za te wyświetlenia <3

Do następnego ;**