niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział L



- To ty nie wiesz! Ach, jak mi przykro… - Jolka zachichotała udając zakłopotanie.- Ale myślałam, że nie macie przed sobą tajemnic?
No cóż. Najwyraźniej się pomyliłam.
- Alan?- Spróbowałam ponownie.
- Dlaczego mi to robisz?- Syknął do Blondyny.
- Ach, co ja takiego zrobiłam? Przecież powiedziałam prawdę! Najwyraźniej to nie moja wina.- Mrugnęła do niego, posłała mi jeden z tych swoich zwycięskich uśmieszków. I odeszła.
Omijając mnie, szepnęła:
- Skoro ja nie mogłam go mieć. Nikt nie będzie.
Odeszła. Ledwo zwróciłam uwagę na jej słowa. Po prostu wpatrywałam się w niego z rozczarowaniem w oczach i bólem wypisanym na twarzy.
- Powiesz coś w końcu?
- Oluś…
- Nie. Mów. Tak. Do. Mnie.- Warknęłam.
- Ola, to nie tak, jak myślisz…
- Nie? Naprawdę! Alan, mam jedno pytanie. Gdzie wczoraj byłeś?
- Na spotkaniu z rodzicami.
- I znowu kłamiesz?- Zaczęłam się obracać z zamiarem odejścia w innym kierunku.
- Daj mi wyjaśnić…- Chwycił mnie za łokieć i zatrzymał.
- Puść mnie, Alan.
- Olka, do cholery! Nie kłamię!
- Więc to Choinka kłamie?
- Kto?- Zrobił zdezorientowaną minę. Ale chyba uznał, że to nieważne.- Ola. Byłem z rodzicami na spotkaniu z ważnymi ludźmi. Ojciec ma dostać awans. Ma zostać zastępca dyrektora firmy.
- Co to ma wspólnego z Jolką?!- Krzyknęłam. Wtedy zabrzmiał dzwonek.- Wiesz co? Daj mi spokój!
Wkurzona udałam się do łazienki. Na matematykę się spóźniłam, więc jako pierwsza poszłam do tablicy. Nawet dostałam dwa z rozwiązywania zadań.
- Jakiś postęp jest, panno Sowecka.- Pochwalił nauczyciel.- Niedostateczny zatrzymam dla kogoś innego.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. Z największą chęcią podeszłam do niego i z całej siły uderzyłam w twarz pięścią. Druj złapał się za noc, a ja za dłoń. Zaczał coś do mnie mówić, ale ja tylko się śmiałam. Nic mnie nie obchodziło. Nawet przerażone okrzyki uczennic za moimi plecami i dopingujące słowa ze strony chłopców.
- Pani może usiąść!
Ocknęłam się. A więc to była tylko taka moja mała fantazja? Westchnęłam i zajęłam swoje miejsce.
- Wiesz co? Jeszcze chwila i postawiłbym pięć dych, że mu przywalisz.- Szepnął Kuba.
- Nawet nie wiesz…
- Co się stało?
- Nie wiem. Chyba potrzebuję trochę rozrywki.- Mruknęłam przepisując kolejny przykład z tablicy.
- Zapytam Maćka. Może by się gdzieś z tobą wybrał…- Już nabierałam powietrza, żeby krzyknąć. Naprawdę miałam ochotę wrzeszczeć. Zamiast tego zamilkłam i do końca lekcji się nie odzywałam.
Pod każdą klasą, gdzie kończyłam lekcje, czekał na mnie Alan. Kuba dopiero za trzecim razem zorientował się, że nie mam ochoty widzieć swojego chłopaka. Więc z pełną satysfakcją podstawiał obok mnie Maciusia. Jaka ja byłam głupia, że wcześniej tego nie zauważyłam! Kuba naprawdę stara się żebym była z kimś, komu się nie podobam. A mogę nawet stwierdzić, że i Kubie podoba się nowy kolega. Tylko nie chce tego przyznać.
Tak, jak ustaliłam dzień wcześniej z Maćkiem, dziś realizowaliśmy plan. Usiedliśmy w naszym stałym miejscu, nawet oparłam głowę o ramię chłopaka.
- Kuba jest w niebo wzięty.- Stwierdził.
- Nie przeczę. Z pewnością moja mała kłótnia z Alanem upewniła go w przekonaniu, że wczorajsze kino coś zdziałało.
- O co się pokłóciliście?
- Okłamał mnie.
Kolejna osoba mnie okłamała. Nie wytrzymam tego. Wstałam i poszłam do bufetu. Kupiałam Jogobellę o smaku owoców leśnych i zaczęłam jeść przechodząc między korytarzami.
- Ola! Tutaj jesteś!- Dogonił mnie.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Nie dokończyłem ci wyjaśniać…
- Tamtych bzdur? Nie musisz.
- Nie wierzysz mi.
- Jak mogę ci uwierzyć, skoro dopiero co mnie okłamałeś?
- Jolka w pewnym sensie miała racje. Bo ona też tam była.
- O, widzę kolejne kłamstwo?
- Posłuchaj mnie przez chwilę!- Zatrzymał mnie i przycisnął do ściany zezłoszczony. Moje zaskoczenie kazało mu się rozluźnić. Puścił mnie. Nie byłam w stanie się odezwać.
- Jej ojciec również pracuje w tej firmie. Rywalizują o stanowisko. Byłem zmuszony tam iść. I jeszcze z nią tańczyć. Zakazano mi zabierać ciebie.
- Ale mogłeś mi powiedzieć! A ja jak głupia czekałam na ten dzień ,kiedy razem wyjdziemy do kina!- Syknęłam. Kilaka osób ciekawie nam się przyglądało. Z pewnością połowa z nich to szpiedzy Choinki, a druga połowa to szpiedzy Kuby.
Nigdzie prywatności!
- Wiem, powinienem był. Ale bałem się, że źle odbierzesz to, że nie możesz ze mną iść…
- Uważasz, że obchodzi mnie to? Pozycja twoich rodziców? Serio, myślałam, że mnie znasz Alan.- Prychnęłam.
- Kolejny raz proszę żebyś się na mnie nie gniewała.
- Nie proś. Nie wiem. Muszę się zastanowić, czy w ogóle jest sens być z tobą.- Wyminęłam go biorąc kolejną łyżeczkę jogurtu. Jakby nic się nie stało. Jakby to co się stało, mnie nie ruszyło.
- Oluś!- Krzyknął za mną. Odwróciłam się i szłam przodem do niego.
- I nie mówi do mnie Oluś!

***
- Olka! Myślałem, ze jesteś z Maćkiem!- Zaskoczenie mojego przyjaciela nieźle mnie rozbawiło.
- Poszłam coś zjeść. A co?
- Nic, nic… Jak było wczoraj w kinie?
- A powiem ci, że nawet fajnie. Maciek to spoko gość.- Uśmiechnęłam się.
- No widzę, że dzisiaj tak jakoś lepiej się dogadujecie i w ogóle!
- No pogadaliśmy sobie wczoraj tak od serca, pośmialiśmy się… Było super.
- To może umówcie się znowu?- Wyszczerzył się.
- Z chęcią. Ale na razie muszę coś załatwić.
Nic nie odpowiedział.

***
- Oluś, co jest?
- Bartman, ty też przeszedłeś mnie  męczyć? – Zamknęłam oczy.
- Nie, dlaczego? Widzę, że coś jest nie tak. O co chodzi?
- Naprawdę cię to obchodzi?
- Jasne.- Usiadł na klozetce klubowego lekarza. Właśnie w tym pomieszczeniu się znajduję i odpoczywam od całego świata. Dopóki nie przerwał mi on.- Co tu tak ciemno?
- Głowa mnie boli.- Jęknęłam ukrywając ją między ramionami.
- A już myślałem, że taki nastrój chciałaś zrobić!
- Chciałbyś.- Zachichotałam. – Nawet nie mam tabletki.
- Bidulko ty moja!- Wstał i zaczął szperać po szufladach.
- Co ty wyprawiasz! Przestań, dostaniemy ochrzan!- Ale on nie przerywał. Po prostu wyjął jakieś opakowanie i podał mi tabletkę. Następnie nalał wody do plastikowego kubeczka i postawił przede mną.
- Popij. – Nakazał. Wykonałam polecenie. Przysunął dodatkowe krzesło do mnie, usiadł na nim i obrócił mnie przodem do siebie. – Tylko nie krzycz.- Ostrzegł szeptem. Wziął w dłonie moją głowę i zaczął masować.
W pierwszej chwili miałam go odepchnąć od siebie. Ale spojrzałam w jego oczy i zatonęłam. Pierwszy raz od dawna po prostu utonęłam w czyichś oczach. Uspokoiłam się mrużąc swoje.
- Lepiej?
- Yhym… Matko, jak dobrze.- Szepnęłam.
Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. W każdym razie znalazł nas Kubiak.
- Hej, hej! Tylko bez takich! Bo poskarżę Ignaczakowi.- Ostrzegł ze śmiechem. – Zbychu, chodź. Przypominam, że ktoś na ciebie czeka.
- Wiem, wiem. Już idę.- Wstał, odkładając stołek na swoje miejsce.
- Kto na ciebie czeka?- Zainteresowałam się.
- Nikt taki.- Uśmiechnął się.- Do jutra, Oluś.
- No pa.- Westchnęłam, gdy usłyszałam zamykające się za nim drzwi. Dlaczego Alanowi zakazałam do siebie tak mówić, kiedy Bartman w każdej chwili zdrabnia moje imię i nic z tym nie robię?
- Musisz mu dać spokój.- Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam za swoimi plecami głos Kubiego.
- Co?- Odwróciłam się.
- Nie mam nic przeciwko waszej przyjaźni. Ale to może się źle dla niego skończyć.
- Nie rozumiem. Każesz mi się trzymać od niego z daleka? – Uśmiechnęłam się kpiarsko.
- Coś w tym stylu.
- Co ja takiego zrobiłam?
- Jestem jego przyjacielem i wiem więcej, niż myślisz. Znam go na wylot. Po prostu, jeśli ci na nim zależy to proszę, nie krzywdź go.
Po tych słowach wyszedł. A ja zaczęłam płakać.

Już w domu wyjęłam pamiętnik.

Nie rozumiem. Dlaczego miałabym krzywdzić swojego przyjaciela? Przecież jak niby? Zbyszek to wyjątkowy człowiek. I rozumiem Miśka, że się o niego martwi, bo ja ostatnio też. Ale sorry no. Żeby mnie o wszystko obwiniać?! Chyba czeka mnie poważna rozmowa ze Zbigniewem Bartmanem.
Alan cały czas do mnie pisze, abym mu wybaczyła. Już w sumie się nie gniewam. Ale inna sprawa, że mnie okłamał. Już za dużo ludzi mnie okłamało. Czyli kolejna rozmowa.
Kuba. Eh, ten idiota próbuje mnie spiknąć z Maćkiem. Czy on naprawdę nie widzi, co się dzieje? Trzeba będzie go uświadomić, ale jeszcze nie wiem, jak.
A teraz powtórzę z wosu i idę spać. Mam dość jak na jeden dzień.

***
Wybaczyłam Alanowi. Postawiłam jeden warunek: żadnych kłamstw i niedomówień. Jeśli jeszcze raz będzie taka sytuacja, to koniec. Cieszył się jak dziecko.
Wychodząc z placu szkolnego, pożegnałam się z nim i Kubą. Ten drugi nie był zbytnio zadowolony takim obrotem sprawy. Trudo, musi przeboleć. Właśnie kieruję się na przystanek, kiedy czyjaś ręka opada na moje ramię.
- Przecież się już pożegnaliśmy!- Jęknęłam obracając się. Myślałam, że zobaczę Alana. Ale się myliłam.- Kim pan jest?!
Odsunęłam się dwa kroki do tyłu.
- Przysyła mnie Nieznany. Kazał przekazać ten list.- Wyciągnął do mnie kopertę.
- Czego on znowu chce? Nie mógł po prostu wysłać go pocztą?
- Najwyraźniej to coś ważnego. – Wzruszył ramionami na oko trzydziesto-pięcio letni mężczyzna.
- Jak mnie znalazłeś?- Uniosłam podejrzliwie jedną brew i odebrałam od niego list.
- Mam swoje sposoby.- Kiwnęłam głową czytając staranne pismo na środku białego papieru. Kiedy znów chciałam się odezwać do faceta, jego już nie było.
- Co on jakiś Ninja?- Zdziwiłam się rozglądając dookoła. – Pięknie.
Westchnęłam i natychmiast zaczęłam rozpakowywać. W środku znajdowała się zwykła kartka w kratkę, zapisana jakimiś słowami. Zaczęłam czytać.

Droga Alexandro.
Wiem, że po tym, jak ostatnio potraktowałem Ciebie i Twoich przyjaciół, na pewno nie pałasz do mnie sympatią. Wiem i rozumiem. Czasem zachowuję się dziwnie – taką już mam naturę. Za to masz niewiarygodnie lojalnych przyjaciół.
Od jednego z nich otrzymałem wiadomość, a raczej prośbę, bym pomógł Ci odnaleźć to, czego szukasz. Domyślam się, że chodzi o  mężczyznę, lub kobietę, których mnie wypytywałaś. Postaram się zrobić co w mojej mocy.
Nie oczekuję zapłaty od Ciebie. Byłem wiernym przyjacielem Twojej matki, naprawdę. Znam ją. I Ciebie też. Dlatego musimy się spotkać. Na mojej kolejnej imprezie.
Będę czekał z nadzieją, że mi wybaczyłaś. I pozwolisz sobie pomóc.
Pozdrawiam.
Ps. Zabierz ze sobą tego przystojniaka, któremu tak na Tobie zależy.”

Przez chwilę nie wiedziałam, co mam zrobić. Właściwie to jest już mój naturalny stan.
Tego, że otrzymam taki list od Nieznanego się nie spodziewałam! Chwila, o kim tak właściwie mówił? O mnie, moich przyjaciołach, moim ojcu? Czy o sobie samym? Prześledziłam wzrokiem jeszcze raz całą wiadomość.
Jaki mój przyjaciel? Jedyną osobą, która wie o wszystkim jest Kuba. I Bartman. Nie wierzę, że to któryś z nich mógł „poprosić” Nieznanego o pomoc dla mnie. To niewiarygodne.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer Kuby. Dwa sygnały, pięć…
- Halo?
- Kuba!
- Tak, to ja Sowa.- Zachichotał.
- Czy kontaktowałeś się może z Nieznanym w ostatnim czasie?
- Co? O co chodzi?- Wydaje się być naprawdę zdziwiony.
- To nie ty.- Szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Ale i tak usłyszał.
- Olka, co jest? Gdzie jesteś?!
- Co? Nic. Muszę lecieć. Dzięki.
- Ale co się stało?!
- Później ci wyjaśnię…
- Tylko spróbuj się rozłączyć, a…
I się rozłączyłam. Następnym krokiem moim było wysłanie wiadomości do Zbyszka.
Wiadomość: Hejka. Masz czas? Mam sprawę do Ciebie.
Odpowiedź: Coś się stało?? Mam przyjechać?
Wiadomość: Właściwie to ja przyjadę do Ciebie. Gdzie jesteś?
Odpowiedź: W tej chwili w kawiarni. Mam spotkanie, ale jak chcesz to przyjedź.
Wiadomość: W której?!
Odpowiedź: Zaraz wyślę Ci adres.
Czekałam chwilę na sms’a. Gdy przyszedł, od razu wsiadłam do odpowiedniego autobusu i pojechałam.
Podróż trwała jakieś dwadzieścia minut. Przez cały czas ściskałam w ręce kopertę i zastanawiałam się, dlaczego Zbyszek to zrobił. Nie kazałam mu, nawet nie prosiłam. Więc dlaczego?
Wysiadłam na odpowiednim przystanku i pognałam do kawiarni. Na nieszczęście moje zaczął padać deszcz, więc wpadłam do pomieszczenia z prawie całkiem przemoczonymi włosami. Ale jakoś nie zwracałam na to uwagi. Po prostu zaczęłam się rozglądać po pomalowanej na żółto brązowo kawiarni i szukałam swojego przyjaciela.
Chyba spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie. Jego szeroki uśmiech rozjaśnił całą aurę dookoła niego. I w tej chwili dostrzegłam kogoś jeszcze.
Osoba ta siedziała naprzeciwko niego i głośno się śmiała. A ten uśmiech nie był kierowany do mnie, lecz do tego osobnika.
Podeszłam więc bliżej. Wtedy Zibi mnie zobaczył.
- O, jesteś!- Ucieszył się i wstał.
- Sorki, że tak długo. Autobusy mają swoje wady.- Odpowiedziałam zerkając na piękną, czarnowłosą kobietę.
- A! Tamaro, powinnaś poznać Olę, moją przyjaciółkę. Ola, to jest Tamara.- Przedstawił nas sobie.
- Miło cie poznać.- Wyciągnęłam dłoń, którą uścisnęła taksując mnie wzrokiem.- Jesteś przyjaciółką Zbyszka?
- Przyjaciółką?- Zaśmiała się i spojrzała na siatkarza z szerokim uśmiechem.- Zbyszku, nic nie powiesz?
Spojrzałam na niego. Tego, który wyglądał jakby zaraz miał zamiar zemdleć. W końcu kobieta sama odpowiedziała.
- Jestem jego dziewczyną.A właściwie... narzeczoną.



*****
Tak jak powiedziałam, tak robię. Więc.... troszkę się pomieszało, co? ;D 

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział XLIX



Odpowiedz: Dlaczego nie?
Wiadomość: Nie mam czasu dzisiaj, skarbie :C Wiem, że chciałaś iść na ten film do kina. Ale mam wyjazd z rodzicami. Nie mogę dzisiaj się urwać.

Przeczytałam trzy razy tę wiadomość. Czy on sobie kpi? Ustaliliśmy tydzień wcześniej, że dzisiaj wieczorem idziemy na film. Miało być pięknie! 

Odpowiedz: Okej. Baw się dobrze.

Tylko na tyle było mnie stać. Kiedy ostatnio gdzieś razem wyszliśmy? Tak po prostu? Chyba tylko na jego mecz.
Wiadomość:  Jakoś Ci się odwdzięczę kochanie ;**

Westchnęłam z rezygnacją.
- Będziesz musiał się bardzo postarać.- Mruknęłam pod nosem. Nie potrafię się na niego złościć. Wystarczy jeden uśmiech, jeden pocałunek i zły nastrój mija. Jest taką… przystanią spokoju.
- Kto się będzie musiał postarać?- Zagadał Zbyszek. No tak. Zapomniałam, że nie jestem sama bo dookoła mnie sami siatkarze. Jest po treningu, a ja jak prawie codziennie im towarzyszę.
- Szkoda gadać. Na facetów nie można liczyć.- Wzruszyłam ramionami i schowałam telefon do kieszeni dżinsów.
- Nie na wszystkich.- Poprawił. Spojrzałam na niego z uśmiechem. Właśnie, na niego zawsze mogę liczyć. Nie raz to udowodnił.
- Wiem. Przepraszam… - Zawstydzona zwiesiłam głowę.
- Co jest?- Szturchnął mnie w żebro i oparł obok mnie o ścianę.
- Po prostu… Umówiliśmy się już dość dawno, że dzisiaj idziemy na film. Zarezerwowałam bilety.
- I nie chce iść.
- Podobno ma gdzieś jechać z rodzicami.
- Z rodzicami?- Prychnął. Zerknęłam na niego zaciekawiona. Zauważył to i zaraz zaczął wyjaśniać.- Wiesz, niektórzy potrafią ze wszystkiego zrezygnować dla swojej dziewczyny.
- Na przykład ty?
- Ja na pewno!
Przyglądałam się mu dłuższą chwilę. A może…? Nie. Na pewno nie.
- Zbyszek?
- Hę?
- A może ty byś chciał iść ze mną? Szkoda żeby miejsca się zmarnowały.- Nerwow zagryzłam wargę.
- O, nie. Nie. Lepiej nie. Alan by mnie zabił, gdyby się dowiedział.
- Nie wmówisz mi, że się go boisz!
- Niekoniecznie się go boję, masz rację. Raczej chodzi o coś innego.
- O co?- Naprawdę chciałam wiedzieć.
- Nie musisz wiedzieć.- Uśmiechnął się i zaczął iść w stronę swojego samochodu, gdy tylko na horyzoncie pojawił się Igła.
- Muszę!- Krzyknęłam za nim. Bartman tylko pomachał mi na pożegnanie i odjechał.- Cholerni faceci.
- Hej! Czy my obrażamy ciebie? Nie. Więc szanujmy się!- Powiedział stojący za mną Kubiak.
- Co ty nie powiesz?- Prychnęłam. – Nie da się szanować osoby, która ciebie nie szanuje.
- Mądre słowa. Moja krew!- Pochwalił się Krzysiek, który właśnie do nas dołączył.
- Ja rozumiem, że chcesz pokazać swoją mądrość, ale… Nie wykorzystuj do tego mnie, co?
- Młoda ma racje.- Fabian rozmawiał o czymś z Nowakowskim, ale na chwilę do nas podeszli.- Ona ma po tobie co najwyżej idiotyczne riposty.
- A może wy wiecie, co ostatnio jest nie tak ze Zbyszkiem?- Zmieniłam temat. Nadal coś mi nie pasuje w jego zachowaniu. Odkąd jestem z Alanem, między nami zrobiła się przerażająca wyrwa. Praktycznie wąwóz. Urwisko. Ale od miesiąca jest jeszcze gorzej. Boję się do niego nawet zadzwonić, czy by ze mną się nie spotkał. Z góry wiem, jaka będzie odpowiedź. Tylko dlaczego? Przecież powiedział, że nie przeszkadza mu mój związek z Alanem. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Musi być ukryty inny motyw.
- Ostatnio jest dziwny, nie?- Spytałam ponownie.
- Powiem jedno. Może wreszcie zmądrzał.- Misiek nawet nie ukrywał wrogiego spojrzenia kierowanego w moją stronę.
- Co to miało znaczyć?- Zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego z groźną miną i opartymi na biodrach rękami.
- Nic, nic. Po prostu chyba coś zrozumiał, co starałem się mu wpoić od kilku miesięcy.
 - Ale…?
- Dobra, ja się zbieram. I tak wieczorem czeka na mnie kolacja z Asią.- Przerwał mi Dziku.
- Kim?
- Dziewczyną.- Poruszył śmiesznie brwiami. Siatkarze dookoła zrobili jedno wielkie: „uuuuuu”.
- Będzie kolacja…
- Będzie śniadanie…
- A w nocy będzie…- Natychmiast Drzyzga zakrył usta Krzyśkowi.
- Stary, ale nie przy kobiecie!
- Także ten… Misiek leć.- Walnął go mocno w plecy Nowakowski.
- Ale wy głupi jesteście.- Prychnął. – Od razu takie rzeczy podejrzewać…
- Trochę cię już znamy, przyjacielu.- Zaśmiał się Ignaczak.
- Palant.
- Dzik.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Ostatecznie wyszło na to, że miałam się spotkać z Kubą pod kinem. Więc wyszłam godzinę wcześniej, żeby zdążyć na autobus. Na miejscu rozglądałam się za swoim przyjacielem, ale nigdzie go nie było. Zrezygnowana usiadłam na stołku i wpatrywałam się w dwa bilety.
- Bu!- Przestraszona krzyknęłam natychmiast wstając.
- O, Boże! Maciek, przestraszyłeś mnie!
- Przepraszam. Nie chciałem.
- Co tutaj robisz?- Spytałam spoglądając na duży zegar wiszący na ścianie w poczekalni.
- Kuba prosił, żebym przyszedł i przeprosił za niego.
- Nie przyjdzie?! No cholera jasna, wszyscy mnie dziś wystawiają!- Wkurzona znów usiadłam na krzesełku totalnie zrezygnowana.
- Przysłał mnie na zastępstwo.- Usiadł naprzeciwko mnie i nerwowo przebierał palcami.
- Chcesz iść na komedię?- Prychnęłam.
- No przecież szkoda tych biletów.- Uniosłam głowę.
- Mówisz, że Kuba Cię przysłał?
- Num. Prosił, błagał. To się zgodziłem.
- Ale jestem pewna, że to raczej z nim chciałbyś tutaj teraz być.- Uśmiechnęłam się nagle podekscytowana. Chłopak przestraszył się.
- Nie! Nie, nie… No co ty. Stanowczo nie!
- Daj spokój. Przecież wiem.- Mrugnęłam do niego.
- To znaczy, że… Że ty…? Wiesz?- Ostatnie sowo już tylko szepnął. Kiwnęłam głową.- I… nie jesteś zła? Przestraszona? Obrzydzona?
- No co ty! Maciuś, nie jestem taka. – Złapałam go za dłoń i mocno ścisnęłam.- Jestem pewna, że Kuba odwzajemnia twoje uczucia. Tylko boi się przyznać.
- Taaaa. Już to widzę.
- Powiedziałeś mu?
- Że jestem gejem? Zwariowałaś?
- Ale mi chodziło o… Chwila! Nie powiedziałeś mu, że jesteś gejem?!- Syknęłam.
- Nie potrafiłem. On wydaje się być nieobecny. Powiedział, że ma już kogoś. Słyszałem, jak ci to mówił.
- Nie wierzę.- Oparłam się o oparcie krzesła z krzywym uśmieszkiem na twarzy.
- On chyba myśli, że trzymam się z wami dla ciebie.
Po tych słowach w głowie usłyszałam dzwonek ostrzegawczy. Nie wierzę. Nie, Kuba. Jęknęłam głośno.
- Cholerny spiskowiec!
- Co?
- Wiem, dlaczego ciebie przysłała. On myśli, że to ja się tobie podobam. A że nie przepada za Alanem… Stara się nas spiknąć. – Uderzyłam się dłonią w czoło. Oczywiście, że o to cały czas chodziło!
- Serio? On jest do tego zdolny?- Nie dowierzał Maciuś.
- Najwyraźniej. – Zmrużyłam oczy.
- To co teraz? Powiemy mu?
- Oj nieeee. Nie. To by było zbyt proste!- Uśmiechnęłam się złowieszczo. – Zrobimy coś lepszego.
- To znaczy?- Uniósł pytająco brwi.
- Zagramy w jego grę.

***

Następnego dnia nawet nie próbowałam szukać Alana. Sam mnie znalazł na drugiej przerwie.
- Ola…- Przytulił się do mnie od tyłu.- Przepraszam.
Nic nie mówiłam. Nawet nie starałam się spojrzeć na niego, bo cała złość minie. Po prostu stałam i patrzyłam na śmiejących się ludzi.
- Ola… No nie gniewaj się na mnie już więcej. Proszę… Wynagrodzę ci to. Pójdziemy coś zjeść dzisiaj po szkole?
- Nie.- Mój stanowczy głos był dokładnie taki, jaki sobie zaplanowałam.
- Oluś…
- Nie mów tak do mnie.- Strzepnęłam jego ręce.- Nie mów do mnie per Oluś, Oluń, Olunia, Oleńka. Rozumiesz?
Sama nie wiem, dlaczego tak na niego naskoczyłam.
- Okej. Wiem, że jesteś zła… Ale…
- Miałeś spotkanie.
- Rodzice nie mogli czekać. Obiecałem.
- Mi tez coś obiecałeś.- Przypomniałam zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Nadrobimy to. Obiecuję!
- Przestań! Przestań mi obiecywać. Jesteśmy ze sobą ponad dwa miesiące. A ja przez te dwa miesiące żyję tylko twoimi obietnicami, które jak to masz w zwyczaju, nie doczekują się spełnienia. Więc, przestań. Proszę.
Alan podszedł do mnie bliżej. Objął i mocno przytulił.
- Dobrze.- Pocałował mnie w czoło, potem w policzek. W kącik ust, aż się rozluźniłam. – Wybaczysz mi?
- Nie wiem jeszcze.- Mruknęłam unikając jego spojrzenia. Pocałował mnie prosto w usta.
- Ola, spójrz na mnie.- Rozkazał. Zrobiłam to. Spojrzałam w jego oczy.
- A teraz mi wybaczysz?- Po raz kolejny się pochylił i złożył na moich ustach pocałunek. Który oddałam. W końcu oderwaliśmy się od siebie.- To znaczy : tak?
-Eh, niech będzie. Ale to ostatni raz.
- Dziękuję.- Uśmiechnął się i mocno przytulił.
- Jak miło patrzeć na zakochanych.- Usłyszałam za nami dobrze znany mi głos.
- Jola.- Posłałam jej przesłodzony uśmiech. Oparłam się plecami o mojego chłopaka.- Już myślałam, że mój dzień nie może być piękniejszy! A tu proszę!
- Nie przyzwyczajaj się.- Syknęła Marta. No tak, jak zawsze. Czy one przypadkiem nie są w jakimś związku? Może są lesbijkami?
- Ach, no i ty! Zobacz kochanie, jakie nas szczęście spotkało!
- Przyszłam do Alana. Ważna sprawa.- Posłała mi znaczące spojrzenie.
- Możesz mówić przy mnie. Nie mamy przed sobą tajemnic, prawda?- Odchyliłam głowę, żeby spojrzeć na Alana.
- Oczywiście.- Mrugnął do mnie. Potem zwrócił się do dziewczyn. - O co chodzi?
- Al. jesteś pewny, że chcesz, abym to przy niej mówiła?- Kiwnął głową. Choinka uśmiechnęła się szeroko i podeszła bliżej.- Chciałam tylko podziękować za wczorajszy wieczór. Wiesz, ten taniec… Chętnie bym to powtórzyła.
Zaczerpnęłam mocno powietrza.
- Co?- Odsunęłam się od chłopaka. Był autentycznie zaskoczony ale wiem, że wiedział, o co tej małpie chodziło. – Jaki taniec? Alan?
Ale on tylko patrzył na Jolkę intensywnie. Ze złością.
- Alan!
- To ty nie wiesz! Ach, jak mi przykro… - Jolka zachichotała udając zakłopotanie.- Ale myślałam, że nie macie przed sobą tajemnic?
No cóż. Najwyraźniej się pomyliłam. 



*****
Hej ;** Mam nadzieję, że rozdział jako tako się podoba. 

Dostałam weny, to może i jutro kolejny wstawię ^^  W każdym razie rozdziały będą różnie się pojawiać. Czasem nawet nie mam czasu w weekend, tyle nauki :C 

Dziękuję jednak za każdy komentarz i wszystkie wyświetlenia! 

Pozdrawiam ;**

sobota, 31 października 2015

Rozdział XLVIII



Siedzę właśnie w pewnym uroczym miejscu na spotkaniu z Nieznanym. Po mojej lewej stronie czuwa Kuba, a po drugiej… Zbyszek. Nie udało mi się go pozbyć. Więc teraz jestem w takiej sytuacji, a nie innej. Mam prywatnych ochroniarzy! Igła nie ma pojęcia, że jestem właśnie w Krakowie. Nikt nie wie, oprócz nas tu obecnych.
- Są jeszcze jakiś pytania?- Odezwał się wysoki, dość szczupły mężczyzna. Ubrany jest w spodnie od garnituru, biały podkoszulek i czarną marynarkę. – W takim razie dziękuję i zapraszam na kolejne spotkanie za cztery tygodnie.- Uśmiechnął się i wstał.
Tłum ludzi zaczął kierować się w stronę wyjścia. Dlatego ciężko mi było przedostać się do Nieznanego. Kiedy w końcu dotarłam do owego stojącego faceta w dresie, patrzącego na mnie z góry groźnym wzrokiem, zamarłam.
- Serio, musi mieć ochroniarza?- Syknęłam do Sokołowskiego.
- Po prostu się uśmiechaj…- Wyszczerzył się do dużego goryla, ale on tylko na nas patrzył. W końcu za naszymi plecami ktoś odchrząknął.
- Eghm.- Stanął obok mnie. Wtedy ochroniarz zmierzył go od stóp do głowy ( a nie musiał za bardzo się wysilać, bo Zbyszek przewyższał go wzrostem i moim zdaniem budową ciała też, ale oczywiście nigdy mu tego nie powiem…) – My do tego pana.
- Kim jesteście?- Zacharczał.
- Znajomymi.- Wymsknęło mi się, zanim Bartman zdążył odpowiedzieć.
- Nie mogę was wpuścić. – Mowił o „nas”, a patrzył na Zbyszka. Mega, jednak dobrze, że go ze sobą zabraliśmy! Przyda się do czegoś.
- To zawołaj Nieznanego.
- Bartman, może jednak się nie wtrącaj!- Syknął dość głośno Kuba.
- Bartman?- Bramkarz był zdecydowanie zdziwiony, gdy po raz kolejny przyglądał się mojemu prawoskrzydłowemu. – To ty?
- W jednej jak najprawdziwszej postaci!- Przewrócił oczami.
- Dobra. Zaczekajcie chwilę.- Poprosił facet i wyszedł za jakieś drzwi. Po chwili za nim kroczył z poważną miną mężczyzna, do którego przybyłam.
- Kim jesteście i czego chcecie?- Spojrzał po każdym, a na końcu jego wzrok padł na mnie. Zrobił zdziwiona minę, co mnie tym bardziej upewniło, że koleś mnie zna.
- Aleksandra Sowecka.- Przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę. Uścisnął. Potem przedstawiłam swoich przyjaciół.
- W jakiej sprawie? Autografów nie rozdaję.- Przyglądał mi się uważnie.
- Myślę, że dla nas zrobi pan wyjątek.- Uśmiechnęłam się przymilnie. Znów przyglądał mi się. W końcu skinął głową i zaprowadził do jakiegos pomieszczenia.
Nie różniłoby się to biuro od innych niczym, gdyby nie to, że wszystkie ściany zostały obwieszone… historycznymi rzeczami. Mapy, zdjęcia, dziwne przedmioty. I książki.
- A więc o co dokładnie chodzi?- Usiadł za biurkiem nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wydaje mi się, że mnie pan zna. A przynajmniej kojarzy.- Zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Zbyszek i Kuba usiedli na kanapie pod ścianą.
- Hm.
Tylko tyle. Nic więcej nie powiedział. W końcu wyjęłam książkę z mojej torebki.
- A to, pan kojarzy?- Rzuciłam ją na biurko tak, aby dobrze jej się przyjrzał. W pierwszej chwili miał zdziwioną minę. Już naprawdę byłam w stanie uwierzyć, że to nie o tego gościa chodzi. W myślach dedukowałam, czy jest choć trochę podobny do mnie.
Wciąż jest wariant taki, że Igła to mój ojciec. Nawet pogodziłabym się z tym. Co prawda ciężko by mi było przyzwyczaić się, że ten który całe moje życie grał ojca, tak faktycznie nim nie jest. Ciężko mi o tym myśleć, bo za każdym razem chce mi się płakać. Natomiast ten przede mną… Ani trochę nie przypomina mnie. Niestety. A może stety?
- Wysłał mi pan tę książkę! Na święta. Może mi pan wytłumaczyć, dlaczego?- Napadłam zakładając ręce na piersi.
- Faktycznie wysłałem.- Przyznał. Ale nawet nie dotknął swojego dzieła.
- Niech mi pan wyjaśni, dlaczego? Po co?
- Zapłacono mi za to.- Uśmiechnął się.- Ta historia też nie jest moja.
- Nie rozumiem…
- Kilka lat temu przyszedł do mnie pewien człowiek. Zapłacił i kazał napisać to tutaj.- Wskazał palcem.-  Ludzie, a w szczególności nastolatki uwielbiają nazywać to „książką”. Chociaż moim zdaniem to kupa gówna.
- Więc czemu pan zgodził się to napisać?
- Za takie pieniądze można nawet zabić.- Wzruszył ramionami.- Ale wy dzieciaki, jeszcze tego nie rozumiecie.
- Kim był ten facet?- Wtrącił Kuba, który dotychczas siedział cicho. Odwróciłam się w ich stronę. Jeden nie wiedział, co się dzieje, a drugi …- Potrzebujemy informacji.
- Nie wiem. Kimkolwiek był, musiał być nadziany.
- Nie kojarzył go pan?- Spytałam nagle podekscytowana.- Nie podał żadnego motywu?
- Przyszedł. Usiadł. Powiedział: „Napiszesz dla mnie książkę. Będziesz autorem.” Podał cenę to się zgodziłem. Za dodatkowe koszty na jego życzenie napisałem jedną dodatkową i wysłałem tobie.
- Jak wyglądał?
- Bo ja wiem? Pamiętam tylko sumę.- Uśmiechnął się znacząco.
No tak, jasne. Bez hajsu nie ma rozmowy! Co za…
- Nie mam przy sobie pieniędzy.- Odparłam wprost.
- A ja nie mam informacji.- Wzruszył ramionami.- Obawiam się, że powinniście wyjść.
- Ale…
- Do widzenia. – Wpatrywał się beznamiętnie w gazetę i przeglądał strony. Wstałam czując, że nic nie wskóram.
- Ale ja mam.- Odezwał się Zbyszek. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Uśmiechnął się szeroko.
- Czyżby?- Uniósł wzrok znad czasopisma Nieznany.
Zbyszek podszedł do niego, wyjął portfel i podał mu ileś banknotów. Nie byłam jednak w stanie zauważyć ile, bo umiejętnie zasłonił swoim ciałem.
- Ehm, niech będzie. W takim razie, co chcecie wiedzieć?- Nagle zrobił się taki uprzejmy… Miałam ochotę podejść i mu przywalić. Naprawdę, aż zacisnęłam pięści. Wtedy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Zrób co musisz.- Uśmiechnął się Zibi i wrócił na swoje miejsce. Przełknęłam ślinkę, policzyła do dziesięciu i usiadłam na krześle.
- Proszę mi powiedzieć, jak wyglądał ten mężczyzna?
- Och, była szczupłą, wysoką brunetką o ciemnych oczach.
- Co?!- Wyrwało się mi w tym samym czasie co Sokołowskiemu.
- Kobieta?
- Tak.
- Więc dlaczego pan mówił, że to facet?
- Ponieważ wy tak założyliście. Więc stwierdziłem, że nie będę poprawiał.
- Nie ważne. Coś jeszcze mówiła?
- Powiedziała, że mam wysłać jeden egzemplarz z dedykacją. Napisała te słowa.- Otworzył moja książkę i wskazał na pierwszą stronę.
- Coś jeszcze sobie pan przypomina?- Naciskałam.
- Jedynie to, że sprawdzał mnie pewien mężczyzna. Jednak nie byłem w stanie powiedzieć, czy to jej mąż, czy kochanek. Ale na pewno nie  ochroniarz.
- Bo?
- Był zbyt przystojny. No i elegancko ubrany. Bardzo zależało mu na tym, abys otrzymała moje dzieło akurat 12 grudnia 2014r.
- Mówił dlaczego?
- Tylko, że to ważne.
- Nic więcej?
- Nic.

***
Wychodząc z budynku, wciąż myślałam o tym, czego się dowiedziałam. Kim była ta kobieta? Dlaczego to ona zleciła napisać tę książkę? I ten facet. Czyżby to mój ojciec? A może ktoś inny? Tylko pośrednik? Jedno jest pewne, coś przeoczyłam czytając to „dzieło”. Sam autor okazał się bezdusznym gnojem. I nadal mam ochotę wrócić i mu przywalić.
- Ej, spokojnie…- Szturchnął mnie Bartman.
- Wcale nie!
- Właśnie, że tak. Dowiedziałaś się przynajmniej czegos istotnego?
- Sama nie wiem…- Siatkarz otworzył przede mną drzwi samochodu. Kuba już znalazł się w środku.
- Przykro mi, jeżeli nic to nie pomogło.- Spojrzałam mu w oczy. Wygląda na ewidentnie zmartwionego. Takiego przyjaciela, który w każdej chwili jest w stanie mi pomóc…
- Zbyszek, dlaczego to zrobiłeś?- Spytałam cicho, nadal wpatrując się w jego twarz.
- Co?
- No zapłaciłeś temu gnojowi?
- Przecież inaczej nie zdobyła byś informacji.- Wydaje się, jakby to dla niego było oczywiste.
- Ale ja nie prosiłam! Już i tak jestem wdzięczna, że zgodziłeś się mnie przywieź tutaj.
- Po pierwsze to ja byłem ci coś winien. Po drugie jestem twoim przyjacielem i nawet gdybyś nie chciała, to bym ci pomógł. A po trzecie, same twoje towarzystwo w samochodzie, przez całą drogę do Krakowa to tylko przyjemność. Z tobą mogę jechać na koniec świata.- Mrugnął z łobuzerskim uśmiechem.
Nie potrafiłam dłużej udawać. Po prostu wybuchłam płaczem. Zaczęło mi rozrywać w klatce piersiowej. Bartman natychmiast przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Ukrylam twarz w jego kurtce nie mogąc się uspokoić.
- Jak… Jak ty… m-możesz… - Pociągnęłam nosem.- J-jak ty możesz ttak mówić?! Przecież nie masz pojęcia c-co to za sprawa!
- Nie musze wiedzieć. Chcę tylko ci pomagać i być przy tobie, kiedy tego potrzebujesz.- Szepnął w moje włosy. Na te słowa jeszcze bardziej się rozryczałam.
- Jestem taka beznadziejna! – Wkurzyłam się na siebie. – Tyle dla mnie robisz, a ja dla ciebie nic!
- Pomogłaś mi dojść odo siebie. Byłem chory, pomogłaś mi. Poza tym, nie masz pojęcia, jak bardzo liczy się dla mnie twoje towarzystwo, Oluś.
Nagle coś sobie uświadomiłam. Tkwię tak w jego objęciach, ryczę mu na kurtkę z powodu, którego on nie zna przynajmniej po części, a on nadal nic. Próbuje mi uspokoić.
- Jesteś za dobrym przyjacielem jak dla mnie.- Odsunęłam się.
- Co ty mówisz?- Zmarszczył brwi.- Nie wygłupiaj się!
- Nie zasługuję na takiego przyjaciela.- Oświadczyłam wycierając twarz w rękaw kurtki.
- Hej! Wsiadacie czy nie? Ja rozumiem, że możecie czuć potrzebę obściskiwania się na środku parkingu, ale… Chciałbym w końcu coś zjeść do cholery!- Krzyknął przez uchylone okno mój przyjaciel.
- Już idziemy!- Krzyknęłam i natychmiast podbiegłam. Wsiadłam do auta.
- Co tam zaszło między wami, hę?- Zapytał wychylając się między przednimi siedzeniami nad ręcznym.
- Nic. Musiałam go przeprosić.
- Wiesz co, Sowa? Moim zdaniem Bartman powinien wiedzieć. Może się nam jeszcze przydać.- Poruszył śmiesznie brwiami.
- Powiem mu, bo na to zasługuje. A nie dlatego, że może się nam do czegoś jeszcze przydać Kuba.- Syknęłam. Wtedy Zbyszek do nas dołączył.
- To co? Kawa?
- Zdecydowanie mój żołądek domaga się jedzenia panie kierowco!- Poskarżył się Sokołowski zapinając pas.
W knajpie, do której zabrał nas siatkarz, wszystko mu wyjaśniłam. Zaczął się głośno śmiać, gdy usłyszał moją teorię o biologicznym ojcostwie Krzyśka.
- No co cię tak bawi!
- Nic, tylko…- I znów trząsł się ze śmiechu. Dopiero po kilku minutach słuchał dalej już bardziej spokojny. – Powiem tak… Ciężka sprawa. Na pewno nie możesz się tego dowiedzieć od mamy?
- Nie. Zwykle zmienia temat. A Igła dostał od niej zakaz i nabrał wody w usta.
- Może ja coś wskóram?- Zaproponował.- Jakoś go podpytam?
- Nie!- Zareagowałam.
- Hej, czemu nie!- Nie zgodził się ze mną Kuba. – Przecież nic nie stracisz, a możesz zyskać!
- Powiedziałam nie.
- Bo?
- Bo nie?
- To nie jest argument.- Wtrącił Bartman.- Mówiłem ci przecież, że zrobię wszystko, aby ci pomóc.
- Ale ja nie mogę na to pozwolić.- Pokręciłam głową. – Poza tym Igłą wie, że się przyjaźnimy. I że mi pomagasz. Nie jest głupi.
- To jestem w stanie podważyć…- Mruknął siatkarz.
- Nie, Zbyszek.
- Kobiety są uparte.- Westchnął Kuba.- Co zrobisz.
- Nic nie zrobisz. Jak się uprą to nie ma zmiłuj się.
- Super. Teraz działacie oboje przeciwko mnie?!- Zerkałam to na jednego, to na drugiego.
- Szczerze? Już lepiej mi się z nim dogadać niż z twoim tak zwanym „chłopakiem”.- To były brutalne słowa Sokołowskiego.
Ale dlaczego czułam, że prawdziwe?

***
- Gdzieś ty była tyle czasu?!- Napadł na mnie Igła.
- Ze Zbyszkiem i Kubą.- Odpowiedziałam spokojnie.
- Okeeej. A nie masz telefonu?
- Przypominam ci Igła, że jestem już pełnoletnia.
- Ale ja za ciebie odpowiadam, młoda damo! Twoja matka nie byłaby zadowolona, gdybym nie umiał się tobą zająć.
- A umiesz?- Uniosłam brew.
- Martwiłem się!
- Niepotrzebnie. Jeśli czujesz, że musisz, to zadzwoń do Bartmana. Zda ci całą  relację z dnia. A nawet jeśli byś chciał, napisze raport i odda na twoje biurko. Lub do sekretarki.
- Mówię poważnie, Olka.
- Ja też.
- Po prostu mów mi, czy masz zamiar wybyć z domu na cały dzień. A może nawet noc!
- Krzysiek, uspokój się. Dzieci pobudzisz.- Weszła zaspana do kuchni Iwona.
- Przepraszam kochanie.
- Nie krzycz na nią. Porozmawiacie jak ludzie o przyzwoitej porze. Chodź spać.- Pociągnęła go za rękę.- Dobranoc Ola.
Dopiero gdy zniknęli, odpowiedziałam.

Przez następne dwa tygodnie mijałam się z Alanem. Nie mogliśmy spędzać ze sobą dużo czasu. A to on miał mecz, w tym czasie ja korki z matmy. Albo się uczyliśmy. Albo po prostu nas nie było w szkole. Jedynie długie przerwy nam zostały, ale to i tak za mało. Kuba niesamowicie się z tego cieszył, czego nawet nie ukrywał. Zaczął zapraszać mnie do siebie jeszcze częściej niż przedtem. Oczywiście za każdym razem towarzyszył nam Mciuś. Zaczęłam się zastanawiać, co jest tego przyczyną. Może w końcu zapomni o Adrianie i zacznie się umawiać z tym drugoklasistą? Nawet pasują do siebie. 


Taaaak. Co ja mogę napisać? Ostatnio moje życie nabrało tempa. Przez to spędzam mało czasu z Alanem. Za to w pracy lajcik. Pracuję z siatkarzami i chyba nawet niedługo uda im się mnie przekonać, żebym zagrała. Oczywiście to im się tak wydaje. Kuba… Kuba to Kuba. Nic ponad to. Wspiera mnie, gdy ryczę. I wyzywa, gdy się nad sobą użalam. Prawdziwy skarb. Nadal nie dowiedziałam się, ile Zibi zapłacił Nieznanemu, ale podejrzewam, że niezłą sumkę. Jak ja mu się odwdzięczę?
Gadałam z mamą. Wydawała się taka szczęśliwa! Chociaż mówiła, że nie może się doczekać, aż się zobaczymy. Miałam na końcu języka, że nie musiałoby tak być, gdyby mnie nie zostawiała u Ignaczaków. Powstrzymałam się jednak, żeby nie zrobić jej przykrości. Co ze mną nie tak? Kilka miesięcy temu nawet bym się nie wahała.
Natalię i Karolinę już przygotowuję na przyjazd do Polski. Mają mnie odwiedzić na weekend w bal maturalny.
Co do Choinki i Marty… Już się nimi nie przejmuję. Ostatnio przed całą stołówką wyzwała mnie od zdradzieckich zdzir i że nie ma pojęcia, co takiego we mnie Alan widzi. Hm. To samo zastanawiałam się ja, gdy z nią chodził. Cóż za ironia?
W każdym razie doszłam do wniosku, że nie będę się nią przejmować. A mojego ojca i tak znajdę.




 ***
Cześć <3 
Muszę wyjaśnić, dlaczego tydzień temu rozdział się nie pojawił. Otóż nie miałam kiedy napisać. Ostatnio mam urwanie głowy z nauką ;/ Biologia rozszerzona - mówi samo  za siebie. Ci, którzy rozszerzają w liceum bio, dobrze wiedzą, o czym mówię ;)

Dzisiaj troszkę czasu znalazłam i napisałam coś takiego... Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Chciałam, żeby wyszedł dłuższy, ale naprawdę nie mogłam. 

Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia! Postaram sie jeszcze  dzisiaj nadrobić zaległości, jakie sobie narobiłam u Was na blogach... 

Jutro Wszystkich Świętych. A ja i tak spędzę dzień z książką...

Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że nadal tutaj jesteście!

Pozdrawiam serdecznie ;***

Ps. Przepraszam za błędy.