niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział LIV



Kilka dni przed przyjazdem Karoliny i Natalii dostałam wiadomość od Nieznanego. Tak naprawdę nazywa się Wiktor Sowecki. I jest starszym bratem mojego ojca… Ojczyma? Sama nie wiem, jak go nazywać. W każdym razie do tej pory jestem w szoku, że Mariusz ma brata. I nic mi nie powiedział!
Wiktor przysłał mi wiadomość, że dowiedział się czegoś od mego ojczyma, ale uważa, że powinnam zapytać o to swoich rodziców. On sam nie decyduje się mi nic powiedzieć.
Zrezygnowana cały dzień chodziłam struta.
W końcu coś do mnie dotarło. Powinnam spotkać się z Anetą.
Po południu zadzwoniłam do niej, ale nie odbierała. Postanowiłam więc wybrać się na spontana. Znalazłam kartkę z zapisanym adresem, zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam. Na szczęście stać mnie na ten luksus bo jestem po wypłacie. Jezu, jak to brzmi… Zaśmiałam się w duchu.
Nie było czasu rozglądać się zbytnio po okolicy. Od razu weszłam na plac i nacisnęłam na dzwonek.
Chwilę później otworzyła mi Aneta.
- Ola? Co tutaj robisz?- Zaskoczona wpatrywała się we mnie.
- Muszę się Ciebie o coś spytać.- Niezręcznie zagryzłam wargę.
- Jasne. Wchodź…- Zaprosiła do środka.
Zaprowadziła mnie do salonu.
- To o co chodzi?- Spytała wskazując mi miejsce na kanapie. Zajęłam je, a ona obok mnie.
- Opowiesz mi swoją historię?
- Jaką historię?- Uśmiechnęła się. Gdzieś w tle słyszałam bawiące się dzieci. Czyżby to jej syn?
- Jak poznałaś moją mamę, Igłę… Arka.
Usłyszałam tylko jak mocno zaczerpuje tchu.
- Dlaczego?
- Muszę wiedzieć. Ale jeśli nie chcesz, zrozumiem.
Długo siedziałyśmy w kompletnej ciszy. Tylko śmiechy z drugiego pokoju co jakiś czas ją przerywały. W końcu się odezwała.
- Dobrze. Opowiem ci moją historię. 

*** 


Wracając do domu Ignaczaków starałam się to wszystko sobie poukładać. Nawet nie przejmowałam się reakcją Igły, gdy dowie się, że wyszłam z domu pomimo szlabanu.
Sorry, ale buntuję się.
Co z tego, że zaraz po moim nocnym wypadzie zadzwonił do mej matki. A ona do mnie. Zostałam złajana za złe zachowanie i groziła, że mnie zabierze. Szczerze? MAM TO GDZIEŚ.
Jeszcze kilka miesięcy temu byłabym w niebo wzięta, gdybym otrzymała taki telefon. Wręcz specjalnie bym się naraziła aby wrócić do Londynu. Teraz… nadal tęsknie za domem i chciałabym wrócić. Ale czuję, że to jeszcze nie czas. Nie dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam. Poza tym znalazłam wspaniałych przyjaciół!
I mam chłopaka.
Od początku wiedziałam, jak i on, że kiedyś będę musiała wrócić. Mimo to zaryzykowałam związać się z nim. Już wiem, że będę tego żałować. Ból mnie załamie.
Jednak teraz… Myślę przede wszystkim o moim ojcu. Kto nim jest? Gdzie i co teraz robi? Może ma rodzinę. Może mam przyrodnie rodzeństwo i nie jestem jedynaczką! Tylko, czy on wie? Czy ma świadomość, że jestem jego córką? Że gdzieś tam na świecie pozostawił cząstkę siebie? Jak wygląda? Czy to po nim odziedziczyłam uśmiech? A może nos?
Chcę go poznać.
Ta myśl narodziła się w mojej głowie dokładnie teraz. Wcześniej szukałam wyjaśnienia tylko po to, by zaspokoić ciekawość. Teraz zrozumiałam, że to coś ważniejszego.
Wróciłam do domu. Nie obyło się bez ochrzanu od Ignaczaka. Spojrzałam tylko na niego z nieobecnym spojrzeniem.
Już wiedział, że coś się stało. Dał mi spokój.
Przeszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Teraz właśnie piszę te słowa.
Aneta jest niesamowita kobietą. Płakała, gdy opowiadała o swoim zmarłym mężu. Jednocześnie śmiałą się z niektórych historyjek, anegdotek. Poznałam lepiej Arkadiusza Gołasia.
Aneta wiedziała, że on jest zakochany w kimś innym. Nie musiała się długo zastanawiać, aby zrozumieć, że w mojej mamie. Marzena była piękną, beztroską kobietą. Nie przejmowała się konsekwencjami swoich czynów. Czyżbym to po niej odziedziczyła? Zbliżyła się z Iwoną. Dlaczego? Bo Igła również kochał moją mamę. Powiem jedno, miała wzięcie!
W każdym razie ta jedna rzecz zbliżyła do siebie dwie kobiety, które zostały przyjaciółkami. Jednak Marzena nie pałała wielkim uczuciem do Arka. Kochała kogoś innego, jednak nikt nie był wstanie powiedzieć kogo. Sprytnie ukrywała swoje emocje. Aż pewnego dnia Gołaś zwrócił uwagę na Anetę. Sama nie wie, co się wtedy stało. I pobrali się. Niedługo potem w ślad za przyjacielem poszedł Krzysiek.
Czy czegoś się dowiedziałam? Tak. To już więcej, niż wiedziałam wcześniej.
Dzięki temu znalazłam pomysł, jak dowiedzieć się wszystkiego. Muszę poznać historię wszystkich przyjaciół. 

*** 
 
Przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Ola, wszystko okej?- Wystawił głowę przez uchylone drzwi Igła.
- Tak.
Nie dał się nabrać. Ale to chyba dlatego, że po prostu nie starałam się zamaskować swoich uczuć.
- Co się stało?- Zapytał siadając obok mnie.
- Po prostu… Nie wiem.- Spojrzałam na niego jak szalona. A to musiało go zaniepokoić. – Nic nie wiem.
Przypomniało mi się też jedno zdanie, które Nieznany do mnie wypowiedział, gdy rozmawialiśmy przez telefon.
„- Wiem, że chcesz się dowiedzieć. I pomogę ci. Znajdę tych ludzi, którzy kazali napisać mi książkę. Obiecuję.”
- Mogę mieć do ciebie jedną prośbę?- Wypaliłam.
- Dawaj.- Uśmiechnął się spodziewając nie wiadomo czego.
- Opowiesz mi swoją historię?
- Co?- Zaśmiał się. Ale widząc moja minę od razu spoważniał i odchrząknął.- Którą? Bo wiesz, trochę ich było…
- Wiesz, o co mi chodzi.
Spojrzał mi w oczy. Oczywiście, że wie. Kiwnął głową.

*** 

Znali się od dzieciństwa. Dorastali razem. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Każdy wiedział o sekretach, których nigdy nikomu by nie powiedzieli. Zawsze trzymali się razem. Była tylko jedna przeszkoda.
Gdy zaczęli dorastać, zaczęli również czuć coś więcej. Każdy z nich poczuł do Marzeny coś niezwykłego. Każdy z nich rozumiał siebie nawzajem. Ale nikt nie chciał odpuścić. Każdy chciał ją mieć. Ale ona mimo, że to widziała, nie dawała im do zrozumienia, że kogoś lubi bardziej. Zachowywała się, jak gdyby nic się nie działo.

*** 

- A co było wtedy, na ślubie Arka?
- Marzenia wyszła tak niespodziewanie…- W oczach siatkarza dostrzegałam cień smutku, złości i czegoś jeszcze. Nie potrafię określić, co to jest. Wydaje się, jakby przeżywał wszystko od nowa.- Nie mogłem na to patrzeć, więc wybiegłem za nią. Dogoniłem i mocno przytuliłem. Zapewniłem, że wszystko będzie dobrze… Ale ona wtedy zaprzeczała. Wciąż zaprzeczała! Nie mogłem nic zrobić. Nie potrafiłem ulżyć jej bólu. Wtedy zrozumiałem, że ona kocha Arka.
Zamilkł.
Wpatrywał się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Ma łzy w oczach.
- Była moja pierwszą miłością.
- Nie rozumiem. Co jest takiego w mojej mamie, że wszyscy ją kochali?
- Była niesamowita. – Odparł, jakby to wszystko wyjaśniało. Przewróciłam tylko oczami świadoma, że on i tak tego nie zauważy.
- Więc dlaczego nie walczyłeś o nią?
- Bo wiedziałem, że nigdy nie zastąpię jego. – Uśmiechnął się smutno.- Nauczyłem się tłumić uczucie do niej. Pokochałem znowu. A teraz jestem szczęśliwy mając Iwoną i dwójkę dzieci.
- Więc czemu on wybrał Anetę?
- Bo nigdy nie uświadomiła go o swoich uczuciach. Wtedy na jego ślubie starała się być odważna. Ale to ją przerosło. Niedługo potem poprosiła mnie o przysługę. Powiedziała, że nie da rady dłużej żyć w Polsce. Że to zbyt blisko niego. Nie chciałem się zgodzić. Nie mogłem jej pozwolić wyjechać!
- Ale pozwoliłeś! Dlaczego?
- Powiedziała, że jest w ciąży.  Chciałem wiedzieć, kto jest ojcem. Ale unikała odpowiedzi.
- Więc nie wiesz kto nim jest?- Zawód w moim głosie był bardzo słyszalny.
- Nie wiem. Podejrzewałem, że Arek.
- Ale?
- Ale nie jestem pewny.
Kiwnęłam tylko głową. Moje serce zaczęło szybciej bić. Więc to może być odpowiedź? Ale jak?
- Przecież mówiłeś, że ona nigdy nie powiedziała mu, że go kocha! Więc jakim cudem…?
- Wiesz przecież, że to nie zawsze tak działa.- Mrugnął do mnie.
Zatkało mnie. Więc to może być prawda? Ale, czy Aneta wie? Czy zdaje sobie z tego sprawę?!
- Dziękuję, że mi powiedziałeś.
- Od dawna podejrzewałem, że nadal wiercisz dziurę w całym.- Zachichotał.
- I nie próbowałeś mnie powstrzymać?
- Masz charakter po matce. Wiedziałem, że nie dam rady.- Wyszczerzył się jeszcze szerzej. – To gdzie dzisiaj byłaś łamiąc mój zakaz?
- U Anety.- Odpowiedziałam bez wahania. Skoro on był ze mną szczery, nie ma powodu aby kłamać.
- Skąd wiesz, gdzie mieszka?- Zmarszczył brwi.
- Zaprzyjaźniłyśmy się…- Zrobiłam tajemniczą minę.- W każdym razie zaprosiłam ją na moją studniówkę.
- O! Właśnie. Kiedy przyjeżdżają twoje przyjaciółki?
- W czwartek wieczorem. A co?
Krzysiek wstał mierzwiąc mi włosy.
- Nic, nic.- Zaczął kierować się w stronę drzwi. W końcu przystanął i nie odwracając się, dopowiedział:
- Jak chcesz, to możesz jutro wybrać się na zakupy. Potrzebujesz sukienki, prawda?
Pisnęłam rozradowana i rzuciłam mu się na szyję. Dałam buziaka w policzek. Zaśmiał się głośno i wyszedł. 

*** 

Historia Iwony i Krzyśka pokrywała się z historią Anety. Wszystkie te trzy układanki połączyły się w całość. Jedyne czego mi brakuje to małego klocka, który zapełni najmniejszą, ale zarazem najważniejszą część obrazka.  Aż przypomniały mi się puzzle, które dostałam od ojczyma. Przebrał się za mikołaja i myślał, że nie mam pojęcia, kim jest. Miałam wtedy z sześć lat…
Zaczęłam je układać wieczorem. Nie chciałam iść spać, ale mama mnie zmusiła. Rano gdy tylko wstałam, natychmiast zabrałam się do dalszej pracy. Siedziałam przy nich cały dzień. Chciałam zobaczyć kota, który widniał na opakowaniu.
Rozczarowałam się bardzo, gdy okazało się, że nie ma jednego klocka. I to tego najważniejszego. Głowy zwierzęcia.
Przepłakałam cały dzień, dopóki Mariusz nie znalazł go pod dywanem.
Teraz czuję się podobnie.

***
- Ej, a może ta?- Uniósł wieszak Kuba.
- Nie.- Skrzywiłam się.
- Czemu?!- Oburzył się.- Jest śliczna! Aż sam bym ją założył.
- Proszę bardzo, nie bronię.- Zachichotałam.- Ale mnie nie zmusisz.
- Ty to jednak jesteś wybredna!- Naburmuszył się, odkładając sukienkę tam, gdzie wcześniej wisiała.
- To będzie wspaniały wieczór, Kuba. Sukienka musi tez być wyjątkowa.
- Zapewne zostawisz mnie, gdy tylko zjawi się Alanek.
- Wiem, że jesteś zazdrosny. Ale spokojnie. Może z tobą też zatańczę…- Rozczochrałam mu włosy, gdy obok przechodziłam.- O, a ta?
Spojrzał na ciemną sukienkę z krótkim rękawem.
- Idziesz na stypę, czy pogrzeb?
- Ładna jest.- Uśmiechnęłam się.
- Typowe dla czterdziestolatki.
- Kuba!- Syknęłam ze śmiechem.
- No co!- Zachichotał. Potem podał mi jakąś inną.- Masz, przymierz tę.
- Jest błękitna.
Przyjrzałam się jej.
- Okeeej. Chyba jednak rezygnuję z pomysłu by przyjść w spodniach.
Natychmiast ją przymierzyłam. Była idealna.
- Dziewczyno, będziesz najpiękniejszą dziewczyną na studniówce!- Przytulił mnie. A potem spoważniał.- Przynajmniej ty się będziesz dobrze bawić.
- Ty też przecież.
- Bez ciebie? W życiu!
- Masz Maćka, nie?- Puściłam mu oko i natychmiast zasunęłam zasłonkę by nie widział mojej miny.
Od tygodni próbuję ich razem spiknąć. Ale Kuba jest uparty. Nie chce mi uwierzyć, że Maćko się nim interesuje. Jedyny sposób by w końcu sobie wszystko wyjaśnili, jest na balu maturalnym.
Wyszłam z przymierzalni.
- Bierzemy?
- Bierzemy!- Uśmiechnęłam się.

*** 

W czwartek wieczorem pojechałam z Igłą na lotnisko by odebrać moje przyjaciółki.
Czekaliśmy w milczeniu. Co jak na nas było dziwne. Zwykle dużo mówimy, gdy jesteśmy razem.
W końcu je dojrzałam. Rozglądały się ciekawie aż w końcu mnie rozpoznały w tym tłumie ludzi.  Przyspieszyły kroku z szerokimi uśmiechami. Nie czekając dłużej zaczęłam biec.
Rzuciłam się na nie. Nasze piski przykuły uwagę wielu przyjezdnych.
- OMG! Sowa!- Krzyczała mi do ucha Natalia.
- Jezu, jak ja za wami tęskniłam!- Przytuliłam je jeszcze mocniej.
- My też! Nawet nie wiesz, jak bardzo!
- Ach, dobrze słyszeć ten angielski akcent…- Odsunęłam się od nich, gdy podszedł Igła.
- Krzysiu! Poznaj, to jest Karolina i Natalia.
- Olka mówiła, że jest pan strasznie upierdliwy.- Zmarszczyła nos Natka.
- Uspokój się!- Syknęła na nią Karo i przymilnie uśmiechnęła.
- Odwdzięczam się za jej upierdliwość.- Odpowiedział obojętnie Krzysiek.- Chodźcie. Iwona pewnie już przygotowała kolację.
Poszedł przodem odbierając od nich walizki. Chwyciłam dziewczyny pod ręce i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Jezuuu, Karolina! Obcięłaś włosy.- Przeraziłam się, gdy to zauważyłam.
- Musiałam.
- Czemu?- Nie odpowiedziała mi. Za to zabrała głos Natalia.
- W Noc Przypałów* w tamtym tygodniu, pojechaliśmy do naszej miejscówki. Było chyba ze dwadzieścia osób. Szkoda, że nie mogłaś tego widzieć! Karo zasnęła przy ognisku. A chłopcy postanowili jej obciąć włosy.
- Nawet ich nie powstrzymałaś, małpo!
- Nie od razu wiedziałam, co robią! Próbuję jej to wyjaśnić od dłuższego czasu.
- Na szczęście nie obcięli dużo, więc dało się jakoś je uratować. – Naburmuszyła się pokrzywdzona.
- Matko, jak ja za wami tęskniłam!
Założyłam im ramiona na szyje i tak szłyśmy do samochodu. 

_________________________
*Noc Przypałów - wymyślona na potrzeby opowiadania; główna bohaterka wraz ze swoimi przyjaciółmi raz do roku spędza noc pod gołym niebem; czas ten spędzają na robienie kawałów członkom grupy; 



*****
Witajcie! Dzisiaj troszkę poważniejszy ten rozdział mi wyszedł. W każdym razie zbliżamy się do końca pierwszej części. 

Pozdrawiam ;**
 

piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział LIII



- Od kiedy to się stałeś takim romantykiem?- Wydukałam pomiędzy pocałunkami.
- Zawsze nim byłem.- Odparł. Zaczął całować moją szyję. To było naprawdę miłe i przyjemne, gdyby nie…
- Nie ma nikogo w domu?- Odsunęłam się troszkę od niego.
- Nie. Jesteśmy sami.- Przyrzekł. Po czym po raz kolejny wpił się w moje usta. Oddałam pocałunek trochę uspokojona. Alan zaczął mnie kierować w stronę dużej kanapy.
Gdy usiadłam na niej, natychmiast znalazł się przy mnie. Chwilę później zaczął rozpinać moją bluzę…
Wiedziałam do czego to prowadzi. I wiedziałam, że muszę to jak najszybciej zatrzymać.
- Alan… Stój…- Poprosiłam, ale chyba nie usłyszał.- Alan. Przestań!- Warknęłam, gdy jego ręce zaczęły majstrować przy mojej bieliźnie. Odepchnęłam go od siebie.
- Co się stało, skarbie?- Zmarszczył czoło zdezorientowany. Nic nie odpowiedziałam skupiając się na zasunięciu bluzy. – Nie chcesz. Dlaczego?- W jego głosie słyszałam zawód i odrobinę cierpienia.
- Nie jestem jak Jolka.- Odpowiedziałam tylko nadal nie patrząc mu w oczy.
W sumie to sama siebie nie rozumiem.
- Nigdy nią nie byłaś i nie będziesz, Ola.- Uspokoił mnie i chwycił moją dłoń. – Kocham cię.
Uniosłam głowę i spojrzałam w jego lśniące oczy. Nie kłamie.
- Naprawdę?
- Nic na to nie poradzę.- Wzruszył ramionami. Zbliżyłam się do niego i dałam buziaka w policzek. Następnie usiadłam na jego kolanach.
- Po prostu nie chcę. Na razie. Za szybko.- Wyjaśniłam mu, głaszcząc grzbietem dłoni jego policzek.
- Ale przeciwko pizzy i całowaniu nic nie masz?- Upewnił się uśmiechając promiennie.
- Nie.- Pokręciłam głową śmiejąc się. Chłopak wplótł palce w moje włosy i pochylił nade mną.
- To dobrze.- Jego łobuzerski uśmieszek rozpalił we mnie iskrę.

***

W niedzielę rano obudziłam się na kanapie wtulona w Alana. Jeszcze spał. Jakim cudem usnęłam? To przez to piwo…
O cholera.
Natychmiast się podniosłam i zaczęłam szukać telefonu. Znalazłam go pod małym stoliczkiem obok kanapy.
Dziesięć nieodebranych od Igły, kolejne pięć od Iwony, następne od Bartmana…
- Osz kurwa.- Zaklęłam pod nosem.
- Co się stało?- Usłyszałam za plecami głos mojego chłopaka. Obróciłam się w jego stronę.
Naprawdę nie moja wina, że serce zaczęło mi szybciej bić na ten widok. Alan wygląda jak zaspany bóg. Całą siłę woli skoncentrowałam na to, aby nie zauważył mojej reakcji.
- Mam przechlapane.- Skrzywiłam się.- Igła mnie zabije, że nie wróciłam na noc do domu! A do tego nie poinformowałam go, gdzie jestem. Pewnie wychodzi z siebie. Ma najgorsze myśli… On mnie zabije!- Ostatnie słowa uświadomiły mi, w jak strasznym jestem położeniu.
- Uspokój się.- Odgarnął koc i podszedł do mnie. Objął w pasie.- Nic się nie stało. Wytłumaczysz mu.
- Nie tym razem.- Skrzywiłam się.
- Powiedz, że byłaś u mnie. Przecież chyba nie ma nic przeciwko temu, że spędzasz ze mną czas?
Oj, jak on bardzo się myli. Krzysiek bardziej by się wkurzył, gdybym powiedziała mu, że spała u Alana, niż gdybym wyjaśniła, że zasnęłam u Zibiego albo Kuby… Kuba!
- Mam pomysł.- Wyrwałam się z jego objęć i natychmiast wybrałam numer przyjaciela. Zignorowałam po drodze wszystkie smsy z błaganiami bym się odezwała, groźbami, że mam szlaban i innymi takimi. Kuba odebrał po siedmiu sygnałach.
- Haloooo?- Jęknął.- Człowieku dzwoniący do mnie. Czy zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?
- Kuba! Musisz mnie ratować.
- Olka?- Jego głos nagle stał się żywszy.- Co się stało?!
- Mam kłopoty. I to duże….
Wyjaśniłam mu całą sytuację. Obiecał, że będzie po mnie za pół godziny.


***

Czekał pod furtką, kiedy wychodziłam żegnając się z Alanem.
- To co? Odpokutowałem swoje winy?
- Powiedzmy.- Zachichotałam i dołączyłam do przyjaciela. Nie odzywał się.- Kubuś…
- Jak mogłaś spać u niego w domu?
- To nie było planowane!- Pośpieszyłam z wyjaśnieniami.- Gadaliśmy do późna i… zasnęliśmy.
- Jaaasne. Tak sobie tylko gadaliście.- Prychnął wkurzony.- A teraz ja mam ci pomagać!
- Po prostu… będę wdzięczna.
- Jak postanowiłem być twoim przyjacielem, nie miałem pojęcia w co się pakuję. Następnym razem zastanowię się tysiąc razy.- Mruknął pod nosem.
- Następnym razem?- Pochwyciłam.
- Oj, wiesz co mam na myśli.- Machnął ręką niemalże mnie uderzając. Jednak nie zareagowałam. Cóż, zasłużyłam sobie na to.- Jego rodzinka nie miała nic przeciwko, że sobie pod ich dachem gruchacie?
- Po pierwsze do niczego nie doszło! Po drugie, nie było jego rodziców w domu. A po trzecie, czy mógłbyś trochę się opanować?
- Nie.
- Oj, przestań. Nie zrobiłam niczego, czego byś ty nie zrobił.
- No właśnie!- Spanikował. Zobaczyłam to w jego oczach.
- Mówię ci przecież, że do niczego nie doszło!
- Tak. I tak po prostu zaprosił cię do swojego pustego domu. Żeby z tobą POROZMAWIAĆ.- To ostatnie słowo niemal wykrzyczał mi w twarz.
Dotarliśmy na przystanek autobusowy. Podeszłam do wywieszonego rozkładu jazdy. Następny bus za kilka minut.
- Powiedzmy, że właśnie tak.
- I tak ci nie uwierzę. A szlaban i tak dostaniesz.
- Wiem.- Westchnęłam.- Wysłałam mu wiadomość, że byłam u ciebie.
- Wiesz, że to się nie trzyma kupy?
- Mam tylko nadzieję, że Zbyszek mnie nie wkopał.- Jęknęłam, przypominając sobie, kto mnie podwiózł do Alana.
- To się nie uda.
- Ale z ciebie optymista!- Warknęłam wchodząc do swojego autobusu.
Kilkanaście minut później otwierałam drzwi domu Ignaczaków. Usłyszałam rozmowy w salonie. Nakazałam gestem żeby Kuba był cicho.
Ściągnęłam kurtkę i powiesiłam na wieszaku. Przyjaciel zrobił to samo. Tylko, że jego spadła na podłogę i narobiła hałasu. Skrzywiłam się.
- Przepraszam!- Wyszeptał. Pokręciłam tylko głową. Odwróciłam się i nagle przede mną pojawił się wkurzony Ignaczak.
- Mogę wyjaśnić!
- Marsz do salonu!- Warknął.- Ty też.- Powiedział do Kuby.
Ze spuszczoną głową weszłam do pomieszczenia. Na kanapie siedziała Iwona, Sebastian, Zbyszek i co ciekawe nawet Tamara. Po chwili dołączył Igła.
- Aleksandro Sowecka, czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo się martwiłem?!- Uniósł głos.
- Ja… wiem. Przepraszam! Naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło!- Zerknęłam na każdego. Seba przyglądał się całej sytuacji z zainteresowaniem. Bardzo dobrze, niech chłopak uczy się życia! Igła… wolę nie wiedzieć, co przeważa teraz w swojej głowie: złość, desperacja, czy chęć zabicia mnie. A może wszystko na raz? Iwona patrzyła na mnie ze smutkiem. Ale dostrzegłam tez błysk zrozumienia w jej oczach. Dobra, chyba nie jest tak źle! Następna w kolejce Tamara… Szczerze to nie wiem, co jej chodzi po głowie. Mało ją znam i przede wszystkim nie obchodzi mnie jej zdanie. Ale za to Zbyszek…
Na dłużej zatrzymałam wzrok przy nim. Starałam się dostrzec to, ile im powiedział.
POWIEDZIAŁEŚ IM?- przesłałam wiadomość mentalną siłą. Jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
Dobra. To tak… Moja sytuacja wygląda na skomplikowaną. Dopiero teraz zauważyłam, że mój opiekun coś do mnie mówi.
- … ostatnio. Co? – To były jedyne słowa, jakie zdążyłam usłyszeć.
- Ona była u mnie!- Wtrącił się Kuba.
- Milcz. Ciebie przesłucham później, drogi kolego.- Posłał mojemu przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie. To chyba czas, żeby załagodzić sytuację.
- Mogę chociaż wyjaśnić, dlaczego nie odezwałam się wczoraj?- Spytałam poirytowana tym, że Igła nie daje mi prawa głosu.
- Całe pięć minut cię o to proszę!- Warknął.
Łups..
- Okej. Byłam u Alana.- Na te słowa Igła tylko uniósł brwi. A więc dobrze myślałam, że tą informacją podzielił się Bartman. – Potem pojechałam do Kuby w sprawie… Nie ważne. W każdym razie gadaliśmy na ten temat do późna i zasnęliśmy.
Igła wpatrywał się we mnie. Pewnie chce wyczuć kłamstwo. Jednak ja – pochodząca z Anglii – dobrze wypracowałam sobie już swoją grę.
- Mogłaś napisać chociaż, gdzie jesteś.
- Wiem. Ale z tego wszystkiego… po prostu zapomniałam!
- Co to znaczy „z tego wszystkiego”?- Podchwycił jak zwykle czujny.
- Była sprawa, o której nie mogę ci powiedzieć.- Odpowiedziałam na płynnie. Nawet się nie zająknęłam.
- Bo?
- To tajemnica Kuby. – Już w autobusie przemyślałam sobie wszystko.
- Okej.- Pokiwał głową.- W takim razie gdzie byłaś cały dzień, hę? Nie było cię w domu dwadzieścia cztery godziny! Myślałem, że umrę ze zmartwienia! To, że jesteś pełnoletnia, nie znaczy, że dorosła. A ja jestem za ciebie odpowiedzialny.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Gdybym powiedziała prawdę, Igła by się wściekł. I to nie tylko na mnie. Ale i na Zbyszka. Nawet nie chcę wiedzieć, co by sobie Tamara pomyślała.
- Ja…
- Była ze mną.- Nagłe słowa Bartmana zbiły mnie z tropu. Spojrzałam na niego nie dowierzając. Nawet Tamara była zszokowana.
- Co?- Zmarszczył brwi Krzysztof.- Chyba się pogubiłem.
- Nic takiego. Obiecałem, że nauczę ją serwować.
Otworzyłam szeroko oczy. Nie wierzę! Posłałam mu spojrzenie: dlaczego to robisz? Udawał, że tego nie zauważył. 
- Udało ci się chociaż?- Krzysiek miał minę, jakby zaraz miał ryknąć śmiechem.
- Chciałbym.- Westchnął teatralnie drugi siatkarz. 
Przez Krzyśka twarz przeszedł ledwo widoczny uśmieszek. Jednak szybko się opanował.
- To nie zmienia faktu, że zawiodłem się na tobie.- Zwrócił się do mnie Igła. – Masz szlaban na wychodzenie z domu. Po szkole od razu wracasz. Zero imprez.
- Do kiedy?!- Spanikowałam.
- Do odwołania.- Odpowiedział z czystą satysfakcją. – A teraz sorry, ale muszę skontaktować się z twoja mamą.
- Super.- Burknęłam pod nosem. Jeszcze niech ona się wtrąca!
- A od ciebie drogi kolego, poproszę numer telefonu.- Zwrócił się do Sokołowskiego.
No to pięknie. Po prostu zajebiście!

Chwilę później musiałam pożegnać Kubę. Przeprosiłam go za całe zamieszanie, jednak on raczej nie wydawał się zły. Wręcz był szczęśliwy! Gdy spytałam go o to, odpowiedział tylko:
- No co ty! Pierwszy raz to ja mogłem się przyglądać, jak ktoś dostaje szlaban, a nie ja! Po za tym mam numer KRZYSZTOFA IGNACZAKA! Czy może być piękniejszy dzień!- Uściskał mnie i pobiegł na przystanek.
- Tak, my też się zbieramy.- Usłyszałam ze środka domu głos Tamary.
- Na pewno nie zostaniecie jeszcze na kawie?- Dopytywała Iwona.
- Nie, nie. Już za dużo.- Zaśmiała się.
Nagle obok mnie pojawił się Zbyszek.
- Upiekło ci się.
- Skąd niby wiesz, że to nie prawda?- Odszepnęłam.
- Znam cię, Oluś.- uśmiechnął się nadal nade mną pochylony.
- Czemu to zrobiłeś?- Spytałam nawiązując do tego jego kłamstwa. – Nie prosiłam cię o to.
- Chciałem ci pomóc. – Odpowiedział szczerze.- Wiem, że nie chcesz, aby Krzysiek wiedział o Nieznanym.
- Dziękuję. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę…- Odparłam zmieszana.
- Pozwól mi nadal uczestniczyć w sprawie Nieznanego. I będziemy kwita. – Uśmiechnął się szeroko. Wtedy weszła Iwona i Tamara. Zibi natychmiast się odsunął.
- To ja czekam w samochodzie, Tami. Cześć Iwona.- Cmoknął ją w policzek i wyszedł.
- Dobrze, że wszystko się wyjaśniło.- Uśmiechnęła się do mnie dziewczyna Zbyszka.
- Nie rozumiem… Dlaczego przyjechaliście?- Spytałam ją.
- Martwiliśmy się o ciebie. Po telefonie twojego męża…- Zwrócił się do Iwony. A potem do mnie- Zbyszek zaczął się martwić, że coś ci się stało.
- Masz dobrych przyjaciół.- Zauważyła Iwona.
- Wiem. Mam szczęście.
Odprowadziłam Tamarę kawałek dalej. Wtedy ona przytuliła mnie.
- Dlaczego chcesz mi zabrać Zbyszka, skoro masz chłopaka?- Syknęła mi do ucha.
Że co?!
- Ja nie chcę…- Tyle zdążyłam powiedzieć. Potem ona odwróciła się i dołączyła do siatkarza.
- Ty też jesteś na mnie zła?- Skierowałam się w stronę pani Ignaczak.
- Nie.
- Nie?- Uniosłam brew w niemym szoku.
- Dzięki tobie widzę, jaki kiedyś będzie Krzysztof dla naszych dzieci. Poza tym ja sama miałam kiedyś tyle lat, co ty. I rozumiem. – Puściła mi oko i udała się w głąb domu.

A więc tak: szlaban, szlaban, szlaban, szlaban. I telefon do rodziców. Ale żem się wkopała! Teraz nie będę mogła swobodnie spotkać się z Nieznanym.
Igła jest nadopiekuńczy. Tak bardzo mnie to denerwuje. Ja już czuję, że za każdym razem jak go widzę, to rosną mi kły i pazury aby zabić. Dlaczego akurat teraz? Jedyne co mogę zrobić to prosić Kubę, Maćka i Zbyszka o pomoc.
Obawiam się, że Igła postanowi pogadać z moim chłopakiem. A to może być niebezpieczne. Już poinformowałam Alana, co się stało. Przeprosił mnie i nadal to roi. Cały czas przysyła mi wiadomości z przeprosinami. Że powinien być bardziej odpowiedzialny. W sumie to ja sama powinnam być. Teraz można tylko gdybać.
W każdym razie nie jestem na niego zła. To była miła noc. I nie żałuję.
Inna sprawa. Dostałam wiadomość od mego wujka Nieznanego. Stara się skontaktować ze swoim bratem – czyli moim ojcem nie biologicznym. Tak, to trochę pomieszane. Sama się we wszystkim gubię.
W każdym razie jutro będę wiedzieć coś nowego.
Nic, tylko czekać.



*****
No właśnie! Nic tylko czekać, co? ;) Postaram się jeszcze dzisiaj napisać na jutro lub niedzielę kolejny rozdział.
Dziękuję <3
To już ponad 50tys. wyświetleń :o Jesteście niesamowici ... ^^ 

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział LII



- Frytki czy hamburger?
- Opcja numer dwa.- Odpowiedziałam nie patrząc na siatkarza. Jesteśmy w drodze do Krakowa na spotkanie z Nieznanym. Naprawdę nie wierzyłam, że Zbyszek ze mną pojedzie. Chociaż przyrzekał, że nic się nie stanie, jeśli jeden dzień poświęci dla mnie, to i tak źle się z tym czuję. Powinien teraz być z Tamarą.
Po kilku minutach dołączył do mnie siadając naprzeciwko.
- Nie ma to jak McDonald's. – Mruknął otwierając swoje jedzenie.
- A czy ty nie powinieneś przypadkiem przestrzegać diety? – Zrobiłam podejrzliwa minę.
- Jeden hamburger na miesiąc to nie przestępstwo!- Wzruszył ramionami.
- Coś mi się wydaje, że częściej jecie niezdrowe jedzenie.
- I odezwała się ta, która je samą zdrową żywność.- Parsknął śmiechem.
- Z pewnością lepiej się odżywiam, niż siatkarze.- Odparłam odgryzając kawałek bułki z kotletem.
- I tak wiem, że w nocy podjadasz z lodówki Ignaczaków!
- Nieprawda!
- Wiem to ze źródła.- Uśmiechnął się znad kanapki.
- Jeśli od Igły to musisz wiedzieć, że prawdopodobnie to on podjada. A żeby się Iwona nie wkurzała na niego, to zwala na mnie.
- A ty oczywiście jesteś poszkodowana.- Zachichotał.
- Zgadłeś.- Uśmiechnęłam się.
Dalej jedliśmy w milczeniu, dopóki nie przerwały nam jakieś nastolatki z kartkami i aparatami w rękach. Z dziesięć minut musieliśmy poświęcić na te bzdety. Gdy w końcu fanki sobie poszły, zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy z maca.
- Już myślałam, że cię pożrą!- Westchnęłam zajmując miejsce pasażera.
- Część mojej pracy.- Odparł obojętnie.
- Naprawdę ci to nie przeszkadza?- Nie dowierzałam.
- Nie bardzo. Znaczy wiesz, ja ich rozumiem.
- To znaczy?
- Gdybym spotkał siebie… Tez bym chciał autograf i zdjęcie.- Wyszczerzył się do mnie.
I wszystko jasne!
- Aleś ty dowcipny! Ale tak serio. Nie męczy cię to ciągłe podpisywanie, fotografowanie, wywiady…
- Czasem tak. Wtedy po prostu nie zwracam uwagi. Zazwyczaj uciekam, gdy mam zły humor.
- Dzisiaj nie masz?
- Nie. Przecież mam super towarzystwo!
- Dzięki.- Szturchnęłam go w ramię.
I ogólnie tak nasza wycieczka przebiegała. Wciąż rozmawialiśmy. A nawet zgodziłam się zaśpiewać! No cóż, dostałam głupawki, więc… Tak jakoś wyszło, że przez ostatnie dziesięć minut nic nie robiliśmy tylko się śmialiśmy.
Pół godziny i znaleźliśmy odpowiedni lokal, gdzie przebywał człowiek, z którym mieliśmy się spotkać. Akurat skończył swój wykład, więc podeszłam do niego. Jako że ochroniarz już nas znał, nawet nie mrugnął, kiedy obok niego przeszliśmy.
- Dzień dobry.- Przywitałam się. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- O, witaj. Jednak przyjechałaś!- Podał mi rękę, którą uścisnęłam. – I jest twój drogi przyjaciel!
- Dzień dobry.- Odparł grzecznie Zibi. Zerknęłam na niego z ukosa, czy aby na pewno dobrze się czuje. Ale wygląda na to, że siatkarz postanowił zachowywać się przyzwoicie.
- Możemy przejść do rzeczy?- Zapytałam od razu ciekawa, co takiego ten człowiek ma mi jeszcze do powiedzenia.
- Tak. Chodźcie za mną.- Skierował się do kawiarni obok. Zamówiliśmy ciastka i kawy, a następnie przeszliśmy do interesów.
- Więc?- Ponagliłam.- Napisał mi pan, że zna moją matkę. I mnie. Jakim cudem?
- Poznaliśmy się, gdy byłaś małym dzieckiem. Twoim przyszywanym ojcem jest mój brat.
Zamarłam z filiżanką przy ustach.
- Co?- Tylko na tyle było mnie stać.
- Powiedziałem, że…
- Wiem, co pan powiedział!- Odłożyłam naczynie na stolik i nachyliłam się do niego. – Mam panu wierzyć?
- Nie wiem, kto jest twoim biologicznym ojcem, ale Mariusz Sowecki jest moim bratem. A więc jestem twoim wujkiem.
- Mój ojciec nie ma rodzeństwa.- Prychnęłam pewna, że Nieznany żartuje.
- Tak ci powiedzieli?- Uniósł brwi.
To mnie zastanowiło. Jak mogłabym nie wierzyć temu człowiekowi, skoro moi rodzice ze wszystkim mnie okłamywali od dzieciństwa? Skoro kłamali na temat ojcostwa, to dlaczego nie mogliby wymyślić kolejnego łgarstwa? To takie logiczne!
- Okej. Ale dlaczego mieliby to robić?- Wtrącił się Zbyszek przypominając o swojej obecności.
- Obawiam się, że nie wiem.- Uśmiechnął się facet. – Od kilkunastu lat nie mam z nimi kontaktu.
- Czemu postanowił pan, że mi powie prawdę?- Nie udało mi się usunąć podejrzliwego tonu z głosu.
- Za dużo spadło na ciebie, moja droga Aleksandro. Przykro mi tylko, że nie powiedziałem ci wcześniej. – Jest autentycznie zmartwiony i smutny.
- Jak to było…? Znaczy… Mój tata… Wie pan co się stało? Dlaczego mam postanowiła wyjechać z pana bratem?
- Wiedział tylko Mariusz. Jedyne co mi powiedzieli to, że tak będzie lepiej. Nadal nie rozumiem tylko, dla kogo.
- Czyli nie ma pan pojęcia, kim jest mój prawdziwy ojciec?
- Przykro mi.- Pokręcił głową.- Ale jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy…
- Nadal nie rozumiem, dlaczego chce mi pan pomóc. Przecież nawet nie jesteśmy rodziną.
- Jesteśmy. Rodzina to nie tylko więzi krwi.*
- Dziękuję!- Wstałam i podeszłam do niego. Kiedy i on się podniósł, przytuliłam go z całej siły.- Faktycznie jest pan trochę podobny do Mariusza.
- Wiem.- Zachichotał. Gdy wróciliśmy na swoje miejsca, znów się odezwał.- Czy mogę mieć do ciebie prośbę?
- Tak?
- Mów mi wujku. To będzie dla mnie zaszczyt.- Mrugnął.
- Jasne. Fajnie mieć kolejnego wujka.- Uśmiechnęłam się i dopiłam kawę.


*** 


- Jeszcze raz dziękuję Zbyszek, że ze mną tam byłeś.- Powiedziałam, gdy wjeżdżaliśmy na znane mi ulice Rzeszowa.
- Nie ma sprawy. Co ty na to, żeby wpaść do mnie na kolację? Uczcimy nasze małe zwycięstwo!
- A Tamara? Na pewno na ciebie czeka. Nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będziesz. Poza tym może jej nie będzie. Nie mieszkamy razem. A nawet jeśli… Na pewno się ucieszy z twojego towarzystwa.
Ehe. Już to widzę.
Kilkanaście minut później wchodziłam do jego mieszkania.
- Zbysiu, to ty?! Czemu tak długo cię nie było? Ja rozumiem. Trening, spotkanie z przyjaciółmi, ale…- Gdy mnie zobaczyła natychmiast umilkła.
- Witaj.- Uśmiechnęłam się niezręcznie.
- Tami, nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli Ola zostanie na kolacji?- Zbyszek udawał, że nic nie widzi. Albo naprawdę nie widział. Jej nie podobało się, że przyszłam do domu Zbyszka.
- Nie. Oczywiście, że nie!- Odpowiedziała po dłuższej chwili. – Starczy dla wszystkich. Umyjcie ręce a ja przygotuję wszystko… Zbyszek, pokarz Oli, gdzie łazienka.
- Wiem, gdzie jest.- Wtrąciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Dziewczyna tylko na mnie spojrzała. A potem zerknęła na swojego „narzeczonego” i udała się do kuchni.
Weszłam do łazienki zaraz po siatkarzu. Umyłam ręce i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na zielonej szczoteczce do zębów. Ta na pewno nie jest Bartmana. On ma granatową. Skąd wiem? Miałam okazję już ją zobaczyć. Ta wiadomość na pewno nie ucieszyłaby Tamary… Wnioskuję więc, że ona śpi u niego.
Powstrzymałam się, żeby nie zerknąć do szafki i nie sprawdzić, czy nie ma tam jej kosmetyków i ręczników.
W końcu wyszłam.
- Nie gniewasz się?- Usłyszałam pytanie Zbyszka.
- Nie.
- A jednak jesteś zła.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam w miejscu. Nie powinnam podsłuchiwać, ale…
- Nie jestem!- Nawet ja zrozumiałam po tonie głosu, że jest inaczej.
- Tami…
- Jaka to okazja?
- A musi być? Jest moją przyjaciółką!
- To znaczy, że każdą przyjaciółkę zapraszasz do siebie na kolację?
- Nie masz z tym problemu, kiedy ciebie zapraszam.- Upomniał.
- Nie mam. Ale dziś mieliśmy spędzić cały wieczór razem… I nie tylko wieczór.- Tak bardzo słyszalna uraza w jej głosie zaczęła mnie irytować.
- Nadrobimy to jutro…
- No nie wiem, czy nie przyprowadzisz jakiejś kolejnej swojej przyjaciółki.
- Jesteś zazdrosna?- Padło takie pytanie, że miałam ochotę się roześmiać. Oczywiście, że ona jest zazdrosna! Nie rozumiem tylko, dlaczego. Przecież między mną a nim nic nie ma! Minęła chwila, zanim odpowiedziała.
- Nie… Nie jestem. – Usłyszałam cmoknięcie. Najwyraźniej się całują. Przewróciłam mimowolnie oczami.- Ona jest zbyt młoda dla ciebie. Poza tym nie w twoim guście…
Zrobiłam wielkie oczy. Co za babsztyl! Ja wiedziałam, że nie bardzo podobam się facetom. Nawet o Alana musiałam walczyć, jak lwica… Ale te słowa mnie dotknęły. Co to w ogóle miało znaczyć?! Sugeruje, że nie jestem w typie Bartmana. Pff. A niby ona jest!
No cóż, najwyraźniej bardziej niż ja.  
Doś tego! Trzasnęłam drzwiami i udawałam, że właśnie wyszłam. Zastałam ich w uścisku, całujących się. Pierwszy zauważył mnie Zibi.
- Ehm.- Odchrząknął i odsunął się od kobiety. Ta natychmiast obróciła się do mnie i szeroko uśmiechnęła. Oddałam tym samym. Nieszczerym, fałszywym uśmiechem.
- Zaraz wszystko będzie gotowe!- Ogłosiła Tamara. Rozgość się.
Nie wierzę. Nie mieszka u Zbyszka, a zachowuje się, jakby była panią domu. Bez słowa udałam się do salonu. Po chwili dołączyli do mnie. Usiedliśmy przy małym stoliku.
- Widzę, że znasz to mieszkanie.- Udawała obojętną, ale ja wiedziałam, o co jej chodzi.
- O, tak. Byłam… A właściwie JESTEM częstym gościem u Zibiego.- Posłałam im uśmiech.
Sorry paniusiu, ale trochę mnie wkurzyłaś. Czas pokazać co się dzieje, kiedy zadzierasz z Aleksandrą Sowecką. Nie bez powodu mówią na mnie Sowa…
- Och, nie powiedziałeś mi!- Zwróciła się do siatkarza.
- Bo…
- Nie ma czym się chwalić, kiedy wciąż potrzebujesz pomocy. Bartman ma strasznie słabe zdrowie. – Wtrąciłam, zanim zdążył zacząć zdanie. – Nie raz musiałam mu pomóc zawlec się do łóżka, taki był słaby.
No dobra. Może z tym łóżkiem przesadziłam…
- Ale przecież Zbyszek rzadko choruje… Bynajmniej kilka lat temu tak było. Prawda?
- Ja…
- W Polsce jest inny klimat. Zawsze mówię mu, aby zakładał szalik bo się rozchoruje!- Coraz bardziej zagłębiałam się w grę, którą Tamara zaczęła grać.
- Mówisz mi?- Spytał zdezorientowany.
- No widzisz, Tamaro! Nawet nie pamięta. Tak mnie słucha!- Wskazałam na Bartmana w geście podkreślenia emocji.
Chyba jestem dobrą aktorką, bo nawet Zbyszek zaczął się zastanawiać, czy mówię prawdę. Ewidentnie myślał nad moją odpowiedzią! Jestę MISZCZ.
- Teraz już nie będziesz musiała mu przypominać. Od tego będzie miał mnie.- Pogłaskała go po policzku.
- Czy ja wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Nie byłabym taka pewna. Uparte to jak byk! Skoro mnie nie słucha, to co dopiero ciebie!
- A jednak spróbuję.- Uśmiechnęła się.
- Może spróbujmy tej sałatki? Wygląda apetycznie!- Przerwał nam Zbyszek.
- Tak…  Z chęcią spróbuję kuchni twojej dziewczyny.- Uśmiechnęłam się do Tamary, żeby jednak załagodzić sytuację między nami. Nie chcę, aby od razu uznała mnie za wroga numer jeden.
- Mam nadzieję, że będzie smakowało.- Również się do mnie uśmiechnęła.
Zerknęłam na siatkarza. Przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
No cóż, jeśli Tamara chce mnie do siebie przekonać, będzie musiała się bardzo postarać.
Jakieś piętnaście minut później usłyszałam dzwonek w telefonie. Wyjęłam komórkę z kieszeni dżinsów i odebrałam.
- Co tam?
- Wpadniesz do mnie za godzinę?- Zapytał Alan podekscytowanym głosem.
- Mogę nawet wcześniej.
- Masz jak przyjechać?
- Dam sobie radę. Coś się stało?- Zaalarmowana, natychmiast stałam się czujna. Najwyraźniej Bartman wyczuł, że się spinam, po posłał mi pytające spojrzenie.
- Po prostu przyjedź za około godzinę. Idź na tył domu.
I się rozłączył.
- Co jest?- Zaniepokoił się Zbyszek.
- Muszę wracać.- Natychmiast wstałam. – Kolacja była naprawdę pyszna.
- Odwiozę cię!- Podniósł się Zibi.
- Nie musisz… Pojadę autobusem.- Uśmiechnęłam się do niego. Zerknęłam na Tamarę, która z niedowierzaniem wpatrywała się w swojego chłopaka. Jednak jego to nie obchodziło.
- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci w ciemności wracać autobusem?- Prychnął i wyszedł do przedpokoju.
- Jakoś wcześniej mu to nie przeszkadzało.- Zachichotałam idąc za nim. W pełni świadoma, że usłyszała to Tamara. Kurde, ale muszę jej grać na nerwach. No, ale sama tego chciała!
- Bo byłem chory!- Bronił się. Już ubrany czekał na mnie. Włożyłam więc buty, oraz kurtkę.
- Jeszcze raz dziękuję za posiłek. Było wyśmienite.- Zbliżyłam się do Tamary i ją przytuliłam. Zaskoczona, oddała uścisk z pewnym skrępowaniem. – To cześć.
- Cześć.- Odpowiedziała z ulgą w głosie, gdy zamykały się za nami drzwi.

***
Przez całą drogę do samochodu byliśmy cicho. Dopiero, gdy usiedliśmy w aucie, Zbyszek się odezwał.
- Co to do kurwy miało być?
- Przepraszam. Troszkę mnie poniosło…- Przyznałam. Mimo to ucieszyłam się z reakcji siatkarza.
- Odbiło wam.- Zaśmiał się.
- Co poradzisz. Jesteśmy kobietami!
- Dobra, dobra. Pogadamy o tym później. Mów, co się stało i gdzie mam cię podwieźć?
- Do Alana. Prosił, żebym wpadła.
- Niech będzie.- Westchnął.

***

Wysiadłam z samochodu, żegnając się z siatkarzem. Przeszłam na tył domu, jak mi mój chłopak kazał.
Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam. A właściwie to niczego się nie spodziewałam.
Jednak teraz, gdy weszłam przez uchylone drzwi tarasowe… Przyciemnione światło, świeczki i zapach róży przypominało mi scenę z romantycznego filmu, który kiedyś oglądałam.
- Alan?
Nie odpowiedział. Przeszłam więc dalej. I mniej więcej gdy stanęłam na środku pokoju, zobaczyłam jego. Oparty był o ścianę i przyglądał mi się. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo cień akurat padał na górną część jego ciała.
- Alan? Nie wygłupiaj się! Co się stało?
Wtedy poruszył się i podszedł do mnie. Teraz zobaczyłam jego białą koszulę rozpiętą do połowy i czarne spodnie. Włosy ułożone w artystycznym nieładzie i blask świec (a musi być ich z dwadzieścia!) podkreślają jego przystojną twarz.
- A co to za okazja?- Uniosłam brew.
- Odwdzięczam ci się za kino.- Mruknął. Po czym zrobił ostatni krok w moją stronę.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. 



****
Hejka ;**
Dodaję dzisiaj, bo na wczoraj jeszcze nie był gotowy ;p Mam nadzieję, że się podoba. Niedługo rozwiązanie zagadki  tajemniczego ojca Aleksandry.
Piszcie, co sądzicie ;D

Dziękuję za wyświetlenia i poprzednie komentarze! Pozdrawiam ;**