Pan profesor
Druj chyba mnie bardzo lubi. Bo wziął do najtrudniejszego zadania, najbardziej
skomplikowanego i do tego wpisał 1 z odpowiedzi. Tak oto zaczął się mój
„najpiękniejszy” dzień życia. Już po pierwszej lekcji matmy miałam ochotę
wrócić do domu i położyć się spać. Niestety kolejna lekcja wosu również nie
była przyjemna. Jest w klasie 3b 38 osób. A babka akurat mnie wzięła do
odpowiedzi. Jako jedyną, chociaż zawsze brała po trzy osoby!
Jako, że się
nie uczyłam, a wos jest moim rozszerzeniem, dostałam 3. I w sumie jestem dumna.
Na
angielskim również wzięła mnie do odpowiedzi, jednak z tego przedmiotu to moje
najmniejsze zmartwienie. Mieszkam przecież w Anglii, a angielski mam nieźle
dopracowany. Moja trzecia już 5 z języka, jakby nie patrzeć „drugiego
narodowego”, wcale mnie nie zdziwiła. Profesorka zadała tak banalne pytania, że
aż nie wierzyłam.
Dopiero na
długiej przerwie się mega wkurzyłam.
Idę sobie
przez korytarz z gorąca kawą w plastikowym kubeczku z automatu. Nie jest to
luksus i mój ulubiony sposób na kofeinę, jednak aby przeżyć do końca ten dzień
potrzebuję czegoś mocnego. Parzę się w kciuk, ale nie zwracam na to uwagi,
ponieważ muszę przejść między tłumem ludzi kierujących się do kibla. Nagle ktoś
popycha mnie, a ja lecę do przodu. Wylewam czarny płyn i myślę, że zaraz umrę.
Upadam na kolana i uderzam ramieniem o kant ściany. Skrzywiłam się z bólu. Do
tego poparzyłam sobie dłoń gorącą kawą. Unoszę głowę i widzę wredną twarz
Jolki, znanej również przeze mnie jako Choinka.
- Łazić nie
umiesz, Sowa?- zaśmiała się.
- A od kiedy
to zwracasz uwagę na zwykłą „podawaczkę piłek”?- łyknęłam na nią wściekłym
wzrokiem.
- Od kiedy
plączą ci się nogi i wylewasz kawę na podłogę. Zlizuj to.
- Niestety
wiem, że robisz to zawodowo, więc może mnie zastąpisz?- uśmiechnęłam się
wyzywająco. – Jestem pewna, że twój chłopak byłby zachwycony!
- Co ty masz
do Alana, hę?- zmarszczyła swój uroczo piękny, aż obrzydliwy nosek.
- Zupełnie
nic- uśmiechnęłam się najniewinniej jak potrafiłam. Jolka nachyliła się do
mnie, bo mimo pozycji stojącej, była ode mnie troszkę wyższa.
- Odwal się
od niego.
- A co?
Boisz się, że ci go odbiję?- zaśmiałam się.
- Alan w
życiu nie zainteresowałby się taką…- zlustrowała mnie wzrokiem od stóp do
głowy.
- No,
dokończ.- zachęciłam ją. Ale ona tylko teatralnie westchnęła i odeszła. Boże,
żeby tutaj był Kuba! Ileż byłoby śmiechu. Ale w tej sytuacji nie mam siły nawet
w drobnym stopniu się uśmiechnąć. – Cholerna damulka.
Wzięłam mopa
od sprzątaczki i starłam mokrą plamę. Nie zdążyłam już kupić nowej kawy.
Chociaż po co mi potrzebna? Wystarczy, że zobaczyłam Jolką i już mi ciśnienie
podskoczyło. Przydałoby się ją zatrudnić dla niskociśnieniowców. Może ona jest
takim darem od Boga dla ludzi?
Hahahaha!
Nie.
I gdy już
dzień szkolny dobiegł końca a ja myślałam, że nie może być gorszy, nawet nie
wiedziałam, że się myliłam. Przez to, że gdzieś zgubiłam jedną z ulubionych
wsuwek i zaczęłam jej szukać w miejscu, gdzie bezceremonialnie zostałam
popchnięta najprawdopodobniej przez Jolkę, spóźniłam się na autobus. A kolejny
miał jechać dopiero za dwie godziny. Zrezygnowana oparłam się o murek szkolny i
zaczęłam płakać. W sumie nie mam pojęcia, dlaczego. Chyba już po prostu mam
dość. Poczułam wielką bezsilność.
- Ola!
Odwróciłam
głowę i zobaczyłam Zbyszka idącego w moim kierunku. Zmarszczyłam brwi i
patrzyłam, jak biegnie w moją stronę. Kiedy stanął naprzeciwko mnie zrzedła mu
mina.
- Boże,
Oluś.. co się stało? Czemu płaczesz?!- słyszałam zaniepokojony ton. Nikt nigdy
nie nazwał mnie Oluś. W sumie… podoba mi się to.
- Autobus mi
uciekł.
- Dlatego
płaczesz?- spytał z niedowierzaniem. Kiwnęłam lekko głową na potwierdzenie. Nie
chciało mi się nawet tłumaczyć.
- Jesteś
chyba najwrażliwsza osobą jaką znam- zachichotał.- Czemu nie zadzwoniłaś?
Mówiłem ci wczoraj, że gdyby coś się działo…
-
Przepraszam. Po prostu nawet nie mam siły mówić już nic dzisiaj.
- Dobra.
Choć odwiozę cie i zajmę się tobą- chwycił mnie pod ramię i zaprowadził na
drugą stronę ulicy. Otworzył drzwi auta i pomógł wsiąść. Moją torbę rzucił na
tylne siedzenie.
- Nie
możesz.
- Czego?
- Opuścić
znów treningu!
- I tak już
jestem spóźniony…- westchnął.
- Nie ważne.
Jedź na salę.
- Na pewno
masz ochotę na super pogawędki z siatkarzami?- podniósł łuk brwiowy. Musze
powiedzieć Krzyśkowi, że nie tylko ja to potrafię.
- Przeżyję-
posłałam mu wymuszony uśmiech. Już miałam wyrzuty sumienia, że wczoraj przeze
mnie nie ćwiczył. Nie chce mieć kolejnych! Posłusznie ruszył w stronę hali
sportowej. Na parkingu rozpoznałam auto Igły.
- Chodź-
powiedział otwierając mi drzwi. Czemu on musi być taki szarmancki? Żaden facet,
oprócz ojca nigdy nie otwierał mi drzwi i nie przepuszczał w progu. Prawie
przebiegliśmy odcinek do drzwi, zza których wydobywał się dźwięk odbijania
piłek. Wkroczyliśmy do środka.
Na nasz
widok wszystko ucichło.
- Zbyszek!-
warknął trener.- Gdzie byłeś?!
-
Przepraszam, trenerze. Po prostu…
- To przeze
mnie- uprzedziłam siatkarza.- Potrzebowałam pomocy.- Chyba mój wzrok, zapewne
jeszcze zaszklony i ślady po łzach na policzkach ułagodziły sytuację.- Niech pan go nie karze. To
moja wina.
- Ola, co
się stało?- zaniepokojony Ignaczak w kilka sekund przemierzył dzielący nas pięciometrowy odcinek.
- Nic, nie ważne.
Wracajcie do treningu, a ja sobie tutaj usiądę- wskazałam ławkę.- Mogę nawet
podawać piłki!
Usiadłam na
ławce.
- Dobra!
Koniec przerwy. Biegamy!- rozkazał Kowal.- A ty Zbyszek na co czekasz?
Zibi wybiegł
z Sali do szatni po dwóch minutach był z powrotem i robił okrążenia. A ja
próbowałam nie pogrążyć się w całkowitej rozpaczy.
Podczas
przerwy podszedł Krzysiek i cała reszta.
- Ej, młoda…
co jest?- klęknął przy mnie Fabio.
- Mam zły
dzień. Wszystko się sypie- jeszcze bardziej posmutniałam.
- A wiesz…-
zaczął Noakowski.
- … co
robimy, jak jest nam smutno?- dokończył Nico. Podniosłam głowę i spojrzałam na
nich uważnie.
- Nie wiem,
czy chcę wiedzieć.- moja mina chyba ich rozśmieszyła, bo parsknęli śmiechem.
- Spokojnie.
My tylko gramy w siatkówkę- wyszczerzył się Michał Kubiak. Już mniej więcej
ogarniam kto jest kim.
- Ja nie
gram! Nie umiem!
- Nauczymy
cię!- od razu znalazł się obok mnie Bartman z bananem na twarzy.
- Nie będę
grała w siatkówkę- wycedziłam przez zęby.
- Okej,
okej..- podnieśli wszyscy w zgodzie ręce.
- Chłopaki,
wracam na boisko- podszedł do naszego grona trener.
- My tutaj
trenerze przyjaciółkę pocieszamy- wyjaśnił Kosa. „Endrju” spojrzał na mnie
uważnie i zlustrował wzrokiem. Jego wyraz twarzy zmienił się w… zlitowanie.
Boże, ja muszę wyglądać jak gówno!
- Dobra, na
dzisiaj koniec- ogłosił, a siatkarze z wrażenia aż westchnęli. Nikt się nie
ruszył.
- Trener tak
na poważnie?- podniósł brwi Igła.
- Zejdźcie
mi z oczu- machnął ręką, a siatkarze jak jeden mąż wstali i wybiegli do szatni.
Zostałam sama z trenerem. – Wszystko w porządku?
- Jasne-
próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba mi to nie wyszło. Potrzebuję rozrywki.
Albo po prostu zamknę się w pokoju, posłucham głośnej muzyki i będę szkicować.
I z takim zamiarem czekałam na Krzyśka przed budynkiem. Nagle czyjeś ręce
zasłoniły mi oczy.
- Igła?
- Pudło.
- Michał!-
uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego przodem.- O co chodzi? Gdzie mój
staruszek?
- Wlecze
się- odparł.- Mam dla ciebie propozycję.- Zmarszczyłam czoło uważnie mu się
przyglądając.
- Mam się
bać?
- Jego na
pewno- nagle między nami pojawił się Zbyszek. – Za to ja jestem łagodny jak
baranek…
- Co do
barana się zgodzę- przyznał Misiek zza ramienia przyjaciela. Ten go trzepnął w
ramię.- Ale jeśli chodzi o tą propozycję… co ty na to, żebyśmy wybrali się na
pizzę?
- To wy
możecie coś takiego jeść? Nie urośnie wam brzuch?- zdziwiłam się. Pamiętam, że
kiedyś gdzieś coś o tym czytałam.
- Ciii-
przyłożył mi palec do ust Kubiak.- Nie mów tego tak głośno!
- Co tutaj
za podchody do Olki?!- odepchnął ode mnie siatkarzy Krzysztof. Za nim dołączył
Fabian i Nowakoski z Kosokiem.
- Idziemy na
pizzę- wyszczerzył się Michał.
- Ej! Ale ja
nic nie powiedziałam!
- Nie
musiałaś- wzruszył ramionami Zibi.- Wiem, że tego chcesz.- Spojrzał mi tak
głęboko w oczy, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. I mimowolnie zachciało mi się
cienkiego ciasta z serem, szynką, pieczarkami i sosem ziołowym…
- Okej-
odparłam natychmiast.- A wy?
- Piszemy
się!- klasnął w ręce z radości Drzyzga. – Nie ma to jak po treningowy obiad
przed obiadem.
- Obiad
przed obiadem?- nie zrozumiałam.
-
Dziewczyno! Mieszkasz z Igłą i nie wiesz, ile on je?!- wybuchł Piotrek.
- Uspokój
się Pit. Może Krzysiek nie je na obiad dużo, ale po nocy chodzi do lodówki i
zjada kiełbasę?
- Halooo! Ja
nadal tutaj jestem- pomachał przed ich oczami Ignaczak.
- Dobra, to
idziemy wszyscy!- zakomunikował Zibi.- Wiecie gdzie?
- Tam gdzie
zawsze- mrugnął Kubiak.
***
Okolica,
gdzie znajdowała się pizzeria była na uboczu. Wysiadłam z auta Krzyśka. Dwa
kolejne samochodu zaparkowały za nami. Wtedy to zobaczyłam nieprawdopodobną
rzecz. Michał Kubiak podskoczył i niemal pobiegł do środka lokalu.
- Ruszył jak
dzik w żołędzie!- zarechotał Igła.
- On już w
samochodzie wyczuwał żołędzie- przyznał Bartman.
- Dzikuuu!-
krzyknął Fabio.- Tylko nie przesadź!
- Dziku?-
uniosłam brew.
- No kuźwa
patrzcie! Nie wierzyliście, no patrzcie!- wykrzyknął Krzysztof skazując na mnie
palcem wskazującym.
-
Faktycznie. Zwracam honor- przybił żółwika z Kosą.
- Naucz nas
tego!- rozkazał Piotr.
- Czego?
- No. Tego z
brwią. – zachichotał. No tak, coż by innego!
- A może
najpierw zjemy coś? Bo wiecie… ja od drugiego śniadania w szkole jestem głodna.
- No, już!-
odepchnął ode mnie przyjaciół Zbyszek.- Dajmy dziewczynie pojeść!- zawiesił
rękę na mojej szyi i prowadził do środka. – Bardzo jesteś głodna?
- Trochę…-
na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu.
- W takim
razie chodź, zamówisz co będziesz chciała- uśmiechnął się i mnie puścił.
Po złożeniu
zamówień, usiedliśmy przy stoliku, gdzie było najwięcej miejsc. Jakieś 40minut
później dwie duże pizze stały przed nami.
- Wiesz o
tym, że jeszcze nie zostałaś ochrzczona?- powiedział do mnie z kamienną twarzą
Kosa.
- Byłam!
Widziałam nagranie…- wybuchli śmiechem na widok mojej miny. Czy coś
przeoczyłam?
- Nie w
takim sensie, głuptasie!- popukał mnie palcem w czoło Igła. – Ochrzczona przez
nas.
- A to tutaj
w Polsce tak jest?
- Jak?-
teraz to oni byli zdezorientowani.
- No wiecie…
„Drugi chrzest”. Gdzieś słyszałam, że coś takiego istnieje. Ale w sumie nigdy z
czymś takim się nie spotkałam. I pierwszy raz bym…
- Musisz
zjeść jak najwięcej pizzy.- Przerwał mi Michał.- Oto moje wyzwanie!
- Na tym to
polega?- uniosłam brew.- Że wymieniamy się wyzwaniami?
- Nieeee-
jęknął Pit.- My ci zadajemy. Ty wykonujesz.
- Ale to nie
fer!- uniosłam głos.
- To ty masz
być ochrzczona, a nie my- wyjaśnił siedzący obok Zbyszek.
- Po co mam
się bawić z wami w taką durną grę?- prychnęłam wściekła.
- A co?
Boisz się, że nie dasz rady?- wyszczerzył zęby Fabian. Przez chwilę wpatrywałam
się kolejno w twarze sportowców. We wszystkich wyczytałam wyzwanie. Uważają, że
nie dam rady. Ja? Ja nie dam rady?
Haha.
Jeszcze nie znają moich możliwości!
****
Heej ;) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Chociaż nie ukrywam, że jest krótszy.
Oglądaliście ręczną? Ja osobiście jestem załamana tym, jak pieniądze rządzą w świecie. Już w sporcie nie liczy się uczciwa gra. Sędziowie - szkoda gadać.
Najbardziej przykro mi z powodu naszych szczypiornistów. Walczyli sercem, do samego końca. Było to widać. Jednak nie wystarczyło to, aby pokonać nie Katar, ale samych sędziów.
Teraz nie pozostaje nic innego, jak kibicować naszym chłopakom w niedzielę. Gramy o brąz!
Ja od dziś zaczynam ferie <3
Co oznacza: czytanie książek, pisanie, oglądanie filmów i ogólne obijanie się. Mam jednak zamiar w drugim tygodniu zajrzeć do podręczników, gdyż po powrocie do szkoły czeka mnie ciężka praca :/
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jesteście wspaniali <3