piątek, 20 lutego 2015

Rozdział XVII



Kiedy wróciłam wszyscy już słodko spali. Nie mogę uwierzyć, że tyle czasu spędziłam z siatkarzem i wcale się nie nudziłam będąc sam na sam. Wzięłam prysznic. Potem usiadłam na łóżku i wyjęłam pamiętnik. Musiałam spuścić wszystkie emocje.

To jest dziwne. Nigdy nie myślałam, że będę się dobrze czuła w towarzystwie sportowców. Nawet o tym nie myślałam. A to wyznanie Zbyszka mnie troszkę zszokowało. Nie rozumiem, dlaczego akurat ja. I nie wnikam w jego prawdziwe zamiary. Pewnie będzie chciał to wykorzystać. Ciekawe jak. Samo to, że mi pomaga chociaż nie musi jest uroczę. I moja wdzięczność rośnie. Nie wiem, jak mu się odwdzięczę. A czeka mnie kilka kolejnych dni na siłowni. Nie mogę po moim „drugim drugiego chrztu” przestać. No właśnie… Ciekawe, co jeszcze wymyślą. Po opowieściach Bartmana boję się pomyśleć.
W poniedziałek to spotkanie do jasełek. Kuba obiecał iść ze mną. Jak jego obecność wytłumaczę Jolce, Marcie i Alanowi? Do tego jeszcze nie doszłam.
Za dwa tygodnie próbne matury. Nie wiem, mam się śmiać czy płakać? Absolutnie nie jestem gotowa na to. Będę musiała posiedzieć nad książkami. Znowu.
Co do Alana… Zagadał do mnie. Wcale się tym nie jaram, wcale. A tak na serio to bardzo. Ciekawe, jak nasza znajomość się rozwinie. I czy Kuba otworzy się w końcu przede mną i wyjaśni całą tę aferę. Nic tylko czekać. Do szału można człowieka doprowadzić.
A teraz idę spać. 

Zamknęłam z trzaskiem zeszyt i schowałam pod poduszkę. Koszulka zamoczyła mi się od mokrych włosów. Zwinęłam je w ręcznik i tak położyłam spać.


Wstałam po dziewiątej. Nikt mnie nie obudził, więc do kościoła idziemy na jedenastą najprawdopodobniej. Moje przypuszczenia potwierdziła Iwona.
- Dobrze, że już wstałaś- uśmiechnęła się, gdy weszłam do kuchni.- Dziś na jedenastą.
- Idziemy wszyscy?
- Tak- potwierdziła upijając łyk kawy. Sama podeszłam do dzbanka i nalałam sobie czarnego płynu.
- A gdzie Igła?- rozejrzałam się.
- Poszedł pobiegać- wyjaśniła stawiając przede mną kanapki z jajkiem, szynką serem i majonezem. Chwyciłam jedną i wtedy ktoś wszedł do kuchni. Wyczułam obecność Krzyśka, więc jak najszybciej zakryłam sobą talerz z jedzeniem.
- O, Ola- wyszczerzył się podchodząc do mnie od tyłu.- Co tam zajadasz?
- Na pewno nic, co by tobie smakowało- wykrztusiłam z pełnymi ustami, bo na raz zjadłam połowę kromki chleba, żeby jej nie porwał. Zajrzał mi znad ramienia i się jeszcze szerzej uśmiechnął.
- Naprawdę chciałaś mi wmówić, że nie lubię jeść?- nie odpowiedziałam tylko pochłonęłam kolejne kęsy kanapki. Wtedy on mnie od tyłu przytulił. Nie byłoby z tego nic dziwnego. Gdyby nie to, że jest mega spocony.
- Niee- pisnęłam i szybko wstałam odsuwając się od niego. Chciałam porwać talerz, ale on mnie wyprzedził.- To moje!
- Już nie- stwierdził gryząc chleb.
- Kolejny raz ukradłeś mi jedzenie- naburmuszyłam się.
- Takie życie- wzruszył ramionami. Widząc moją minę, trochę złagodniał.- No niech będzie… Masz jeszcze jedną, żebyś potem nie mówiła, że jestem dla ciebie niedobry.
- Bo jesteś!- przewrócił oczami. Poszłam do siebie i uszykowałam się do wyjścia do kościoła.
Dosiadłam się do ławki Ignaczaków. Rozglądałam się za znajomą postacią, lecz nigdzie go nie było. Zawiedziona, siedziałam zgarbiona i straciłam humor. Kiedy ksiądz i ministranci weszli, nawet nie zauważyłam i dopiero po chwili dołączyłam do stojących osób. W tej właśnie chwili ktoś stanął obok. Zerknęłam mało zainteresowana… O kurde! Alan uśmiechał się łobuzersko i również na mnie zerkał. Speszona odwróciłam wzrok. I przez całą mszę nie mogłam się skupić na tym, co ksiądz mówił.
Gdy wyszliśmy, chłopak zagadał.
- Jak ci się podobało kazanie?
- Było… pouczające- zmarszczyłam brwi ustawiając się tyłem do niego, by nie widział mojej miny. Zamoczyłam opuszki palców w wodzie święconej i się przeżegnałam. Zrobił to, co ja i przeszliśmy przed kościół. Iwona i Krzyśkiem rozmaili z jakimiś ludźmi, których nie kojarzę. Dzieciaki obok się bawiły.
- Daj spokój. Zawsze przy jego kazaniach zasypiam-mrugnął.
- Przecież nie spałeś- zmarszczyłam brwi. Chyba coś przeoczyłam…
- Bo byłaś obok- uśmiechnął się.- Wolałem na ciebie patrzeć niż słuchać księdza.
- Więc przyznajesz, że nie masz pojęcia o czym mówił?- upewniłam się.
- Tak.- zachichotał zrezygnowany.- To co? Będziesz jutro na próbie?
- Będę- przytaknęłam.- A ty?
- Ja muszę- skrzywił się. – Jo mnie zmusiła. Podobno mam grać jakąś ważną postać. Ale skoro ty jesteś… może nie będzie tak nudno- wyszczerzył się.- Chyba cię wołają.- Zerknęłam za siebie. Faktycznie Ignaczakowie siedzieli w samochodzie i czekali. A Igła dziwnie patrzył się w naszym kierunku.
- Dobra… idę, bo czekają- uśmiechnęłam się smutno.
- Do jutra.- odwrócił się i poszedł. Zrobiłam to samo i po chwili jechałam w stronę domu.
- Kto to był?- szepnął mi do ucha Krzysztof, gdy wysiadłam z auta.
- Alan- mruknęłam.
- Ten, co na niego narzekałaś? Ta twoja nieszczęśliwa miłość?- jego oczy zabłysły. Więc dlatego w samochodzie był taki milczący!
- Ach, ta twoja ciekawość…- westchnęłam teatralnie.
- Zanim będziecie ze sobą chodzić, chcę go poznać- ostrzegł.
- Znów bawisz się w tatuśka?
- Przecież jestem ojcem!
- Ale nie moim- prychnęłam niecierpliwie.
- To prawda- przyznał i się zamyślił. – Twoja mama dzwoniła do mnie. Powiedziała, że nie da rady przyjechać na święta.- Zacisnęłam mocno usta.- Posłuchaj…
- Wiedziałam, że tak będzie! Oni się mnie chcieli pozbyć po prostu!- wyrzuciłam to z siebie.
- Nikt się nie chciał ciebie pozbywać- uspokajał mnie. – Twoi rodzice nie mogą przyjechać. Nie wiem dlaczego, chociaż serdecznie ich zapraszałem. A święta… będziesz musiała spędzić z nami- nie słuchałam go, więc chwycił mnie za łokieć i obrócił w swoją stronę. Spojrzał głęboko w oczy.- Uwierz, że u nas możesz czuć się jak w rodzinie.
- Nie chcę wam psuć świąt!- spanikowałam.- Jestem tak praktycznie obcą osobą!
- Jakbyś nie zauważyła, to już stałaś się częścią naszego życia- uśmiechnął się. – Poznasz mojego brata i siostrę * i będzie kilka osób w twoim wieku.
- Ale to jest dziwne…
- Nie marudź!- pogroził mi, a po chwili szeroko uśmiechnął i zmierzwił włosy, mówiąc:- Moja mała Olcia!
- Ja ci dam małą Olcię!- wrzasnęłam zaczęłam go gonić do domu.

Po południu chwyciłam swój szkicownik i wyszłam za dom do ogrodu. Usiadłam na schodach i zaczęłam rysować. Tak po prostu, co mi przyjdzie do głowy. Po jakimś czasie stwierdziłam, że wyszło z tego coś dziwnego. Tył głowy. Z czarnymi włosami. I nosem. Alan.
- Piękny rysunek- usłyszałam za sobą głos Krzyśka.
- Hej! Nie podglądaj!- oburzyłam się i z trzaskiem zamknęłam szkicownik.
- Nie jest ci zimno?- spytał. Chociaż jestem w kurtce i bluzie.
- Nie- burknęłam. Dwie sekundy później siedział obok i patrzył na mnie.
- Nie obrażaj się… Nie chciałem ci przeszkadzać- był ewidentnie skruszony.- Przepraszam.
- Tak, przeszkodziłeś- westchnęłam. Wybaczyć mu? Do tej pory nikt nigdy nie widział moich szkiców. Oprócz tamtego incydentu z kotem w Anglii na werandzie.
- Przebaczysz mi to kiedyś, madame?- uśmiechnął się.
- Jakbym mogła nie!- przewróciłam oczami, a on objął mnie ramieniem i tak sobie siedzieliśmy.
- Masz talent- oświadczył.- Powinnaś to rozwijać.
- Nikt nigdy nie widział – oznajmiłam.
- Ale dlaczego?! – mocno był zaskoczony.
- Bo to jest… takie intymne. Rozumiesz? Jakbyś miał coś, czego nie chcesz dzielić z nikim.
- Rozumiem- uśmiechnął się lekko.- Ale jeśli cię poproszę…?
- Nie.
- Wiedziałem- skrzywił się, a po chwili znów na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.- Co ty na to, żebyś jutro zdała kolejny chrzest?
- To już jutro?- zmarszczyłam brwi.
- Jeśli chcesz, przekonam Paula, żeby przełożyć…
- Czytasz mi w myślach!
- Bo ja jestem jasnowidz! Nie wiedziałaś?!- obruszył się. Zdezorientowana gapiłam się na niego.- No nie wierzę! Chodź, idziemy.- Klasną w dłonie i wstał.
- Dokąd?
- Do laptopa. Trzeba cię w końcu uświadomić, że jest coś takiego jak Internet.
I wszedł do domu. Po krótkim wahaniu udałam się za nim. Gdybym tego nie zrobiła, pewnie sam by przyszedł i zawlókł do środka. Po nim nigdy nie wiadomo.
- Chodź tutaj!- rozkazał w salonie. – Siadaj na kanapie.- Wykonałam polecenie, wtedy on dołączył się do mnie. Na kolanach trzymał czarnego laptopa i włączył wyszukiwarkę. Wpisał: „Igłą Szyte”. Jako pierwsze wyskoczył jakiś blog. Potem w kolejnej karcie otworzył youtube i wpisał tę samą frazę. – Proszę. Tutaj masz opisane wydarzenia siatkarskie, w których brałem udział. A to są moje filmiki.
- Filmiki?
- Tak. Z reprezentacji. Oglądaj od najstarszego.
- Ale…
- Uznaj to jako pracę domową- wyszczerzył się.- A ja idę zrobić kolację.
Nie wiem jakim cudem, ale w ciągu piętnastu minut wciągnęło mnie, jak dobry film. Nawet nie zauważyłam, kiedy Sebastian się do mnie dołączył. I chociaż nie znam wielu osób, a niektóre kojarzę, to śmiałam się jak głupia. W końcu Krzysiek przeszedł do mnie i oglądając filmiki z Londynu, przedstawiał mi każdego siatkarza. Po godzinie wiedziałam kim jest Kurek, Winiarski, Możdżonek i Konarski.
- To teraz cię przepytam!- klasnął w dłonie.- Jak wygląda Marcin Magneto Błękitna Stal Drzewo Możdżonek?
- Czy dłuższej ksywki nie da się wymyślić?- zachichotałam.
- Da, ale w końcu nikt by nie zapamiętał- wzruszył ramionami.
- A więc Marcin to ten najwyższy, którego mierzył przy ścianie jakiś chińczyk. I który się zgubił.
- Bardzo dobrze! Kolejna runda… Kurek!
- Kojarzy mi się tylko z kranem- przyznałam.- Ale wiem, że to ten co takie bomby sadzi, jak to ująłeś. I wiem, że raz miałeś przez niego siniaki na rękach!
- A bo to raz- prychnął.- On mógłby być saperem. Serio… tylko zamiast z karabinu, strzelałby piłkami do siatkówki! Żebyś go lepiej zapamiętała… Bartek reklamuje Monte. Chwila… tutaj jest filmik.- Włączył na yt.
- Tak, teraz go skojarzę od razu- przyznałam.- I pomyśleć, że uwielbiam Monte…
- Takie życie- wzruszył ramionami.- Dobra… kolejny! Michał Winiarski.
- On ma piękne oczy- rozmarzyłam się.- Takie niebieskie… Jak morze… Mogłabym w nich pływać… a nawet utonąć…
- Czekaj, wyjdę. Wtedy będziesz mogła kontynuować- udawał wstrząśniętego.
- Ale przyznaj, że jest przystojny!
- Ja nie gustuję w mężczyznach- wzruszył ramionami.- Ale tak czysto hipotetycznie… jest. Ma żonę i dwóch synów.
- Pewnie są równie piękni, jak on…- uśmiechnęłam się.- Musisz go mnie przedstawić!
- O, wiedzę, że zmieniłaś zdanie! Teraz kochasz siatkarzy?
- Do kochania to daleko- prychnęłam.
- Czyi mnie nie kochasz?- zrobił smutną minkę.
- Oj, oczywiście!
- Nie kochasz?
- Eh, niech ci będzie. Kocham.
- Zdałaś egzamin!- wyszczerzył się.
- Czyli, że jakbym powiedziała, że nie… to bym „oblała”?!
- Dałbym ci jeszcze jedną szansę.
- O, jakiś ty łaskawy!
- Igła Łaskawca.- poruszył śmiesznie brwiami.- Podoba mi się.
- Czujesz to, co ja?- spytałam wąchając powietrze.
- O kurwa!- zaklął. Pierwszy raz powiedział takie słowo w domu. Nigdy nie przeklinał w obecności domowników. Nie wyjaśniając, pobiegł do kuchni. Odłożyłam laptopa i podążyłam za nim. Wybuchłam śmiechem, kiedy ujrzałam Krzyśka próbującego ogarnąć kipiący makaron, wrzący sos i jednocześnie robiącego miejsce na blacie, co wiązało się z tym, że większość rzeczy prawie pospadywała, gdyby w ostatniej chwili ich nie chwycił.- Ha! Refleks siatkarza- wyszczerzył się i w tym momencie zsunęła mu się z rąk szklanka. Podbiegłam natychmiast i ją chwyciłam.
- Faktycznie masz refleks- żachnęłam się.
- Spokojnie, wszytko pomału ogarniam.- Wykonał jego zdaniem uspokajający gest rękami.
- Czy ty kiedykolwiek gotowałeś?!
- Jasne, że tak. Zagadałaś mnie, to dlatego sos będzie przypalony, a makaronu starczy tylko po dwie nitki na osobę.
- Jasne, to teraz będzie moja wina?
- To ty powiedziałaś!
- Serio?!- oburzona, zebrałam z kuchenki makaron i rzuciłam w Igłę. Przez chwilę stał jak wryty ocierając twarz.
- I ty Brutusie na mnie z makaronem?!- ryknął, odwdzięczając się tym samym. Pisnęłam. Okładaliśmy się makaronem, aż w końcu ktoś wszedł do kuchni.
- Co tutaj się dzie… A!- Iwona zatrzymała się w progu i z przerażeniem patrzyła na swoje królestwo. Krzysiek wstrzymał w górze rękę z makaronem, którym chciał we mnie ponownie rzucić. – Krzysztof! Miałeś zrobić kolację, a nie nowe wnętrze!
- No ale zobacz, kochanie… Teraz jest bardziej oryginalnie. W tych czasach takie kuchnie są modne!
- Modne kuchnie z makaronem fruwającym w powietrzu?!
- To może lepiej posprzątamy…- bąknęłam zawstydzona.
- Mam nadzieję, że kuchnia wróci do NORMALNEGO stanu. I wy też…- posłała znaczące spojrzenie mężowi, który z błyskiem w oku mrugnął do mnie. Gdy tylko wyszła, wybuchliśmy śmiechem.
- Wyglądasz jak potwór makaronowy- wykrztusiłam.
- Nie ma takiego potwora!- sprzeciwił się.
- Bo jesteś wymierającym gatunkiem!- znów zaczęliśmy się śmiać.
- Tobie natomiast jest z tym do twarzy- zachichotał i dostał ode mnie kolejną porcją makaronu we włosy. Trochę zajęło nam to sprzątanie. Przy okazji uśmiałam się, jak już od dawna się nie śmiałam. Po tym, gdy uprzątnęliśmy kuchnię, ścigaliśmy się do łazienki. Igła wygrał, więc czekałam pod drzwiami i nabijałam się z niego, że nigdy się nie pozbędzie jedzenia z włosów. Aczkolwiek to ja miałam największy problem. Jemu wyjmowanie makaronu zajęło dziesięć minut, a mnie pół godziny. Przy jego pomocy. Czasem zazdroszczę facetom krótkich włosów. Na przykład w takich sytuacjach.
- Możesz mi powiedzieć…- zaczęłam, gdy była chwila milczenia w łazience. Krzysiek stał za mną i przebierał w moich włosach. Jakkolwiek to brzmi.
- No?- mruknął wyjmując kolejne nitki ciasta całkiem skupiony.
- Kiedyś zacząłeś mówić o mojej mamie… Że się przyjaźniliście.
- I?- może mi się wydawało, ale na sekundę zamarł.
- Chciałabym żebyś dokończył.
- Przecież wiesz, że się znaliśmy. Co jeszcze?- uniósł brwi do lustra.
- No nie wiem. Może dzięki temu dowiem się, dlaczego mnie tu przysłała?- podsunęłam.
- Ola, nadal nie jesteś przekonana do Polski? I do mnie? Takiego przystojnego siatkarza?
- Oj, oczywiście… - mruknęłam.- Skoro się znaliście, to okej. Ale mogła ze mną przyjechać, poznać nas ze sobą. Czasem mam wrażenie, że ta sprawa ma drugie dno.
- Tak?- mruknął i szarpnął mnie za włosy, aż pisnęłam.- Przepraszam.
- Ty wiesz. Musisz wiedzieć!
- Czemu to drążysz? Nie uważasz, że to twoja matka powinna ci wszystko wyjaśnić?
- Ale ona nie chce. Więc może ty…
- Przykro mi. Nie dostałem jeszcze pozwolenia.
- Więc wiesz!- wrzasnęłam.- Masz mi powiedzieć!- odwróciłam się do niego przodem.- Nie bądź taki okrutny! Powiedz mi, proszę…
- Przykro mi- pokręcił głową i wyszedł. Przeklęłam się w duchu. Teraz przynajmniej wiem, że coś jest na rzeczy. Coś dziwnego.
I dowiem się, co to jest. Choćbym miała poruszyć niebo i ziemię!


____________________ 
* w opowiadaniu pojawi się starszy brat Igły i młodsza siostra




*******
Hejo ;D Jak Wam się podoba? Starałam się żeby był taki przyjemny w czytaniu. Na ile mi się to udało? ;)

Zdycham w szkole! Naprawdę ja nie wiem, jak przeżyję ten kolejny tydzień. Codziennie jakiś sprawdzian albo kartkówka. :<

Przepraszam, że w ostatnią niedzielę nie dodałam rozdziału, który miał się pojawić. 
Mam nadzieję, że tym wynagrodziłam chociaż troszkę ;o

Dziękują za wszystkie komentarze! <3
Niestety dopiero dziś mam chwilkę czasu żeby nadrobić czytać Wasze opowiadania. 

Do następnego ;**


sobota, 14 lutego 2015

Rozdział XVI



Rano wstałam z uśmiechem na twarzy. Wczoraj wieczorem siedziałam z Igła, Iwoną i dzieciakami w salonie. Oglądaliśmy TV. Jestem bardzo wdzięczna Ignaczakowi za tamtą rozmowę. Troszkę rozjaśniło mi się w głowie. Plan na dziś to przeprosić Kubę i być twarda przez caaaały dzień. Nie mam pojęcia, czy Alan dziś się do mnie odezwie, chociaż mam taką cichą nadzieję.
Weszłam do kuchni, gdzie usłyszałam głosy Sebastiana i Dominiki. Zobaczyłam, że jedzą płatki z mlekiem, a Iwona stoi przy kuchni.
- Dzień dobry- odezwałam się.
- Ola!- ucieszyły się dzieciaki.
- Cześć- spojrzała na mnie rozpromieniona kobieta. Ze zdziwieniem i troszkę zazdrością zauważyłam, że mimo wczesnej pory, oraz zwykłych ciuchów, Iwona wygląda jak księżniczka. Dokładnie takie samo wrażenie odniosłam, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam. Dlaczego to ja nie mogę być taka piękna?!- Co zjesz?
- Cokolwiek. A gdzie Krzysiek?- obejrzałam się.
- Zapomniałaś?- zdziwiła się Iwona.
- Tatuś pojechał na mecz!- krzyknęła Dominika i klasnęła w ręce. Zarumieniłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że faktycznie wczoraj o tym się dowiedziałam.
- Przeprasza, zapomniałam- wyznałam.
- Tata powiedział, żeby ci życzyć powodzenia. I że będziesz wiedzieć, o co chodzi- wzruszył ramionami Sebastian.
- O, dzięki- wyszczerzyłam się do siebie.- To ja może zjem to co wy- wskazałam na talerz dziewczynki.


*** 

Siedziałam przed wejściem do szkoły na schodach i nerwowo stukałam butami. Zerknęłam na ekran telefonu. Kuba powinien już być…
- Hej, Ola!- nagle obok pojawił się nie kto inny, jak Alan. Podskoczyłam przestraszona.- Patrzysz na mnie, jakbym był duchem- zachichotał.
- Yyy… hej Alan- uśmiechnęłam się.
- Co tu robisz? Zimno jest- na znak, otarł dłoń o dłoń.
- Czekam… A ty, co tak wcześnie robisz w szkole?
- Mam dodatkową lekcję przed zajęciami- wyjaśnił i kucnął przede mną. Położył dłonie na moich kolanach, żeby się nie przewrócić. Nagle zrobiło mi się gorąco. – Przyjdziesz w poniedziałek?
- Nie wiem jeszcze- odparłam wymijająco.- Dlaczego zależy ci, żebym przyszła? Bo chyba nie myślisz serio, że pojednam się z twoja dziewczyną…
- Po prostu chciałbym, żebyś była- wzruszył ramionami.- Fajnie będzie.
- No nie wiem…- zrobiłam kwaśną minę.
- Obiecuję ci, że Jo nie będzie ci dokuczać- przyrzekł, unosząc jedną dłoń, jak harcerz.- Będę twoim stróżem- puścił mi oczko. Ale ledwo to dostrzegłam, bo za jego plecami stał Kuba i patrzył na nas ze smutną miną.
- Eee, okej…- wydukałam wstając. Zdziwiony również się podniósł. – To hej!- Nie widziałam już jego, tylko skupiłam całą uwagę na moim przyjacielu. Zaczęłam zbiegać po schodach. Wyhamowałam tuż przed nim.- Kuba!- Spojrzał na mnie prawie, prawie beznamiętnym spojrzeniem. Ale ja zobaczyłam tam iskierkę.- Kuba, przepraszam… Nie powinnam była! Ja wiem, że ty masz swoje tajemnice… Nie chcesz mówić, nie mów. Ja rozumiem! Naprawdę to rozumiem. Tylko błagam, nie gniewaj się na mnie! Nie rozumiem twojej niechęci do sprawy z Alanem, ale ja ciebie potrzebuję. Naprawdę potrzebuję przyjaciela, którym ty jesteś. Mam Nat i Karo, ale ich tu nie ma… Jesteś ty. Proszę, powiedz coś…
- Jak na razie to nie dałaś mi się odezwać- pokręcił głową.- No ja nie wiem, Ola czy ci wybaczę… No ja nie wiem…- nadal kręcił głową, ale widziałam. Widziałam, że ma chęć się śmiać. – Czy zasługujesz na wybaczenie?
- Kuba!- rzuciłam mu się na szyję z wielkim uśmiechem. Przytulił mnie mocno i kręcił ze mną dookoła własnej osi.- Przepraszam.
- Nie musisz- postawił mnie na ziemi i zerkał za moje plecy.- Ale Alan nie za bardzo był zadowolony z tego, że go zostawiłaś i przybiegłaś do geja.
- Co tam Alan! Ważne, że mi wybaczyłeś…- uśmiechnęłam się i dałam całusa w policzek.
- Nie możliwe… Nie mogę uwierzyć, że go zostawiłaś i przyleciałaś do mnie- zaśmiał się głośno.- O czym gadaliście?
- Próbował mnie przekonać, żebym przyszła w poniedziałek na próbę.
- Jak to? Nie idziesz?- zdziwił się.
- Sama? Żebym tam na zawał zeszła?- prychnęłam.- Nie ważne.
- Właśnie wtedy, gdy ja zdecydowałem się tobie pomóc, iść na tę cholerną próbę i cię pilnować, ty stwierdziłaś, że nie ma sensu?!- wkurzył się.
- No tak, bo po co mam iść bez cie… Chwila- zmarszczyłam brwi, a potem uniosłam jedną brew.- Czy ty powiedziałeś, że tam ze mną pójdziesz?
- No przecież bym cię nie wystawił na pożarcie Choince!- żachnął się. Z piskiem rzuciłam się mu na szyję po raz drugi.
- Jesteś najlepszym przyjacielem ever! Kocham cię normalnie!- krzyknęłam.
- A ja ciebie nienormalnie kocham- zachichotał. Posłałam mu całusa w powietrzu i razem weszliśmy do szkoły.
Mniej więcej dwie godziny później przyszedł mi sms.
Kontakt: Zbyszek <3
Wiadomość: Przepraszam, że nie będę mógł dziś i jutro z Tobą ćwiczyć na siłowni ;c
Zdziwiona jeszcze raz sprawdziłam kontakt, a później przeczytałam wiadomość. Czyli on serio wpisał swój numer do mojego telefonu? Uśmiechnęłam się do siebie. Dlaczego „Zbyszek <3”, a nie „Zibi”, czy jakoś tam? A mimo wszystko to słodkie.
Odpowiedz: Wiem, że masz jutro mecz. Życzę powodzenia ;)
Wiadomość: Dzięki :D Jak przyjadę to obiecuję, że to nadrobimy!
Odpowiedz: Trzymam za słowo! Powiedz Krzyśkowi, że jestem mu bardzo wdzięczna.
Wiadomość: OK.
Na tym zakończyliśmy. Prześledziłam ponownie rozmowę. Przez chwilę miałam zmienić nazwę kontaktu na „Zibi”. Ale stwierdziłam, że po co? Niech będzie, jak jest. Potem zastanawiałam się, dlaczego mnie przeprosił? Przecież to normalne, że musiał jechać! Z drugiej strony miło było dostać takiego sms’a.
Ze szkoły wyszłam dwie godziny wcześniej, bo zostaliśmy zwolnieni z angielskich. W domu byłam po pierwszej po południu. Iwona czekała na mnie już gotowa.
- Gdzie idziemy?- spytałam.
- Zobaczysz- uśmiechnęła się.
- Ile będzie mi potrzebnych pieniędzy?
- Nic. Ja płacę.
- No daj spokój… Nie możesz…
- Mogę, mogę. Chodź!- pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi. Po pół godzinie okazało się, że zabrała mnie do Spa. Poszłyśmy na masaż, maseczki na twarz i manicure.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałaś- westchnęłam z rozkoszą.
- Wiedziałam, że ci się spodoba!- ucieszyła się.- Stwierdziłam, że obu nam się przyda chwila wytchnienia. – Po chwili spytała:- Nadal tęsknisz za Anglią?- Zmarszczyłam czoło.
- Tak. Ale ból jest już mniejszy. Naprawdę czuję się u was dobrze- posłałam jej szczery uśmiech.- Tyko nie wiem, co ze świętami.
- Krzysiek rozmawiał z twoją mamą. Nie mogą przylecieć do Polski.
- Dlaczego?
- Tego nie wiem- odparła z westchnieniem.
- A ja nie mogę jechać do nich- zrozumiałam. Tylko kiwnęła głową. Nadal nie rozumiem, o co chodzi moim rodzicom. Pogodziłam się z myślą, że będę tutaj tkwić przez 12 miesięcy, ale nie z tym, że nie powiedzieli mi prawdy. – Igła coś wie, prawda?
- Jego pytaj- zbyła mnie. Niepocieszona, znów oparłam się o miękkie oparcie fotela.

*** 

W sobotę wieczorem wrócił Igła. Akurat jadłam kolację, a on stanął cicho za mną. Nie zauważyłam jego obecności, ale po chwili sam dał o sobie mocno znać. Wzięłam kolejną zrobioną przez siebie kanapkę. Ugryzłam i stwierdziłam, że brak jej ketchupu. Obróciłam się i…
- O cholera!- wrzasnęłam, chwytając się rękoma za klatkę piersiową. Krzysiek zaczął chichotać.- Ty idioto!
- Miło mnie witasz- wyszczerzył się.
- Wystraszyłeś mnie!- oskarżyłam go.
- Przepraszam- wzruszył ramionami bez cienia skruchy. Co za człowiek! Usiadł obok mnie przy blacie. Wyjęłam ketchup z lodówki i nalałam sobie na kanapkę. Nie chcąc, aby dodatek stał w cieple z powrotem włożyłam go do lodówki. Po sekundzie usiadłam przy nim z zamiarem pożarcia swojej zdobyczy. Niestety takowej nie znalazłam na talerzu. Moja mina zbity z pantałyku rozśmieszyła go.
- Czy…- palcem wskazującym pokazywałam to na niego, to na talerz z uniesionymi brwiami do góry. – Zjadłeś moją kolację!- oburzyłam się.
- Tę okruszynkę?- spojrzał na mnie spod rzęs.- Głodny byłem.
- Trzeba było sobie zrobić!- uniosłam w znaczącym geście ręce do góry. Potem wyjęłam kolejną kromkę chleba i posmarowałam masłem. Nałożyłam ser i ogórka. Wstając z wysokiego krzesła zmierzyłam Krzyśka wzrokiem.- Nawet nie próbuj!
- Przecież nic nie robię- zachichotał.- Gdzie reszta?
- Jeszcze nie wrócili ze sklepu- wyjaśniłam ponownie siadając obok pożeracza moich własnoręcznie zrobionych kanapek. Na szczęście JESZCZE tam były. – A jak mecz? Nie pochwaliłeś się jeszcze!
- Nie wierzę. Naprawdę? To chyba dlatego, że zbytnio cię to nie interesuje…- zamyślił się.
- No daj spokój- żachnęłam się. – To jak?
- Trzy do jednego dla Resovii- wyszczerzył się.
- Brawo- pogratulowałam z kanapką w ustach. Wtedy usłyszeliśmy głosy dochodzące z ganku.
- Ja! Najpierw ja!- krzyczał Sebastian.
- Nie!- pisnęła Dominika i jak tornado wlecieli jeden za drugim do kuchni. Chłopiec trzymał w ręce jakąś zabawkę, a dziewczynka próbowała mu ją odebrać. Za nimi weszła Iwona.- Tatuś!- Pisnęła Dominisia i rzuciła się na Igłę, następny był Sebastian, więc ja ewakuowałam się na drugi koniec pomieszczenia, żeby nie zrzucili mi gorącej herbaty. Iwona podeszła do męża i pocałowali się. Jak to możliwe, że niektórzy ludzie są ze sobą tyle lat… i wytrzymują ze sobą. Ja osobiście, nie wiem czy dałabym radę wytrzymać z Krzyśkiem tyle czasu. Podziw i szacuj dla Iwony.
- Gratulacje- uśmiechnęła się do niego.- Głodny?
- Tak. Nie najadłem się zbytnio tym, czym mnie nakarmiła Ola- mrugnął do mnie. Przewróciłam oczami. Dzieciaki siadły na kolanach taty. – Co tam ciekawego trzymasz, Seba?
- Samolot. Zobacz, zaraz go wypróbuję!- podekscytowany zeskoczył na płytki, a za nim siostra.
- Tylko nie w kuchni!- ostrzegła Iwona, która już coś przygotowywała na ich kolację.- Będziesz też jeść?- zwróciła się do mnie.
- Yy, nie. Już jadłam.
- Cud, że nie umarłaś jeszcze z głodu jedząc tak „obfity” posiłek- prychnął Krzysztof.
- Nie każdy je tyle, co słoń- uśmiechnęłam się do niego szeroko. Zaprzestał tej sprzeczki, bo dzieci już wołały go do swojego pokoju. Iwona zaśmiała się i zerknęła na mnie.
- Jesteś jedyną osobą w tym domu, która potrafi się z nim droczyć- uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Ktoś musi- wzruszyłam lekko ramionami.- Jestem ci potrzebna?
- Nie, poradzę sobie- odparła mieszając coś.
- Okej, jak coś jestem w salonie.- Skinęła mi głową, więc wyszłam. Przeszłam na drugą stronę korytarza i usiadłam na miękkiej kanapie włączając TV. Po niecałych dziesięciu minutach, dostałam sms.
Wiadomość: To jak? Gotowa na trening?
Odpowiedz: Błagam, tylko nie dziś… mam zakwasy :/
Wiadomość: To nie wiesz, że trening czyni mistrza? Spójrz na mnie! :D
Odpowiedz: Taaaa ideał do naśladowania haha
Wiadomość: To jak? Dawno Cię nie widziałem. Chociaż spacer?
Odpowiedz: Zbyszek, widzieliśmy się niecałe dwa dni temu! Poza tym nie jesteś zmęczony? Właśnie wróciłeś z meczu…
Wiadomość: No co ty. Z Tobą zapomnę o zmęczeniu ;p
Westchnęłam z rozpaczą. Dlaczego tak mu zależy na spotkaniu?
Odpowiedz: Nie słódź już tak, nie słódź.
Wiadomość: Za 10 minut pod Twoim przystankiem.”
Zaskoczona niemal wypuściłam telefon z ręki. Jakim cudem on chce być na miejscu za 10min., kiedy do domu Ignaczaków ma jakieś 25min?
Wiadomość: Pośpiesz się, bo marznę!
Otworzyłam szeroko buzię. Czyli on już tam czeka? O Mój Boże! Zerwałam się na równe nogi, dzięki czemu kolejny raz tego dnia moje uda przeszył rwący ból. Szybkim krokiem zamknęłam się w pokoju. Wyjęłam ulubioną bluzę z szafy i zmieniłam dresy na dżinsy. Wzięłam telefon i niemal wybiegłam do ganku. Po drodze z rozpędu wpadłam na Krzyśka.
- Gdzie się wybierasz?- spytał idąc za mną do ganku.
- Na spacer- wyjaśniłam szybko, ledwo mnie zrozumiał.
- Z kim?- spojrzałam na niego. Patrzył na mnie jak by miał mi zabronić.
- Nie baw się w mojego ojca- wkurzyłam się.
- Chcę wiedzieć tylko, czy z Kubą, czy z Alanem?- wyjaśnił. Jestem pod wrażeniem, że w ogóle zapamiętał imię tego drugiego, bo tylko raz je powiedziałam. No, może dwa. Wiążąc buta, zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę, czy skłamać. Kubuś pewnie by mnie krył, jak zawsze.
- Z Kubą- odparłam po chwili wahania.- Mam swój klucz- pomachałam mu i wybiegłam z domu. Było już ciemno na dworze, ale na szczęście świeciła latarnia na ulicy. Wyszłam z placu bez żadnych niespodziewanych komplikacji. Mam tutaj na myśli Azura. Gdy doszłam do przystanku, wysoka postać w kapturze już na mnie czekała.
- Cześć, Sowa- uśmiechnął się.
- Heejj… Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?- zapytałam zirytowana.
- Wyciągam cię na spacer- uśmiechnął się ukazując piękne, białe zęby.
- Uważaj, bo pomyślę, że jesteś jakimś zboczeńcem- zażartowałam.
- Serio aż takie złe rzeczy o mnie myślisz?- udawał oburzenie.
- Tak mi się wymsknęło- zachichotałam.- To gdzie idziemy?
- Na spacer- odparł kierując się w przeciwnym kierunku niż przyszłam. Ruszyłam za nim.
- To faktycznie wszystko wyjaśnia- prychnęłam zła. Chociaż próbowałam, nie mogłam nadążyć za jego wielkimi krokami.- Czy mógłbyś zwolnić?
- Fakt, to nie wyścigi. – jednak nie zwolnił, a przyspieszył. W końcu stanęłam. Aż on zauważył, że mnie nie ma i zawrócił.- Co jest?
- Mówiłam ci, że mam zakwasy. Chcesz mnie wykończyć! Moje nogi nie nadrabiają- poskarżyłam się.
- Nie marudź, tylko chodź. Musisz rozgrzać mięśnie- wyjaśnił. – Ćwicząc regularnie, choćby idąc szybkim krokiem, szybciej pozbędziesz się zakwasów w nogach niż siedząc na kanapie.
- Serio?- ucieszyłam się.
- No przecież- przewrócił teatralnie oczami.- Poza tym jest cieplej, jak się idzie szybciej.
- Obyś miał rację- westchnęłam i tym razem sama pokierowałam nas na drugą stronę ulicy. Po kilku sekundach zrównał się ze mną.- To jaki jest nasz cel?
- A musi być?
- Hm, chyba nie- przyznałam.
- Więc idziemy bez celu. Gdzie nas nogi zaniosą- uśmiechnął się. Miał dziś wyjątkowo dobry humor. Może to przez ten wygrany mecz?
- Gratuluję- szturchnęłam go łokciem. Miało wyjść w ramię ale przez mój niski wzrost, wyszło trochę powyżej biodra.
- Oglądałaś?- rozpromienił się jeszcze bardziej.
- Na tyle nie zdurniałam!- jego twarz przygasła, ale bez wielkiego zaskoczenia przyjął tę informację. – Ale Krzysiek się chwalił. A potem ukradł mi kolację i narzekał, że nie pojadł.
- Cały on- Zbyszek wybuchł śmiechem.
- A tak serio- zaczęłam, Kidy troszkę się uspokoił.- Czemu chciałeś mnie widzieć? Coś się stało?
- Pomyślałem, że chociaż tak wynagrodzę ci za te opuszczone treningi- westchnął.
- Ty naprawdę się tym przejmujesz- zszokowana aż zwolniłam kroku.
- Oczywiście, że tak!- zerknął na mnie i również zwolnił.
- Mam wrażenie, jakbyś bardziej się przejmował, niż ja- powiedziałam szczerze.
- Bo obiecałem ci. A ja dotrzymuję słowa. Powiedziałem, że ci to jakoś wynagrodzę, więc tak zrobię- uśmiechnął się lekko.
- Nie pamiętam, żebyś mi to obiecywał…- próbowałam sięgnąć pamięcią do naszego pierwszego treningu na siłowni. Żadne obietnice wtedy nie padły.
- A pamiętasz, co ci powiedziałem? Zanim poszliśmy ciężko ćwiczyć?- zachichotał przy drugim zdaniu. Myślami wróciłam do tamtego wieczoru. Wysiadł za mną z samochodu i zakomunikował… zakomunikował…
- Że chcesz być moim przyjacielem- szepnęłam do siebie kończąc zdanie w myślach, ale usłyszał.
- I że chcę ci pomagać, zawsze kiedy będziesz tego potrzebowała- dodał.
- Więc to była twoja obietnica?- wyszczerzyłam się, bo uświadomiłam sobie, że mogę zyskać kolejną ważną osobę w życiu. Tak jak mam już Nat i Karo. I Kubę. No… Igłę też.
- Tak. I obiecuję, że słowa dotrzymam- położył dłoń na sercu, jakby chciał podkreślić tym gestem swoją szczerość. Zbliżyliśmy się do kawiarni.- Chcesz kawy?
- Trochę za późno na kawę. Ale gorąca czekolada…- zatarłam ręce i weszliśmy do środka. Tam rozmawialiśmy jeszcze na wiele tematów. Dobrze mi się z nim spędziło te trzy godziny. Nawet nie zorientowałam się, że tak szybko czas zleciał. Pośmiałam się, gdy opowiadał mi różne przygody jego – jako zawodnika siatkówki. Ze zdziwieniem muszę teraz przyznać, że nie podziewałam się po dorosłych mężczyznach takich rzeczy, jakich się dowiedziałam. No i miałam asa w rękawie na Krzyśka!
W końcu wstaliśmy od stolika i wyszliśmy na zewnątrz. Uderzyło we mnie zimne powietrze więc ciaśniej zapięłam kurtkę.
- Wracamy- zakomunikował Zbyszek. Kiwnęłam nieznacznie głową i udaliśmy się w drogę powrotną. Szliśmy w ciszy, ale żadnego z nas to nie krępowało. Miło było nie rozmawiać przez chwilę i po prostu iść. Chowałam ręce głęboko w kieszenie.- Zimno ci?
- Szalona ja zapomniałam rękawiczek, ponieważ śpieszyłam się, żebyś długo nie czekał. To nic.
- Nie nic, ale wielkie coś- zmarszczył brwi. – Igła mnie zabije, jak coś ci się stanie.
- Obecnie uważa, że jestem z Kubą- powiedziałam cicho rumieniąc się.
- Serio? Uwierzył ci?- zaśmiał się, co przyjęłam z ulgą. Bałam się, że Zbyszek się zezłości, kiedy mu to wyznam. Potem zdjął rękawiczki i mi je podał.- Trzymaj, nie będziesz miała tak zmarzniętych rąk.
- Nie musisz…- zaczęłam, ale przerwałam widząc jego naglący i nie znoszący sprzeciwu wzrok. Założyłam czarne rękawiczki i od razu zrobiło mi się cieplej. – Dzięki.
Przez całą drogę do domu tłumaczyłam mu moją skomplikowaną sytuację w szkole.
- Dam ci jedną radę- powiedział na koniec, gdy odprowadził mnie pod płot Ignaczaków.- Nigdy się nie poddawaj.
Potem odwróciłam się i odeszłam.



*****
Hej! :D Jak Wam mija weekend? Mam nadzieję, że czekaliście na kolejny rozdział...
Taki chyba... Dłuższy mi się wydaje? XD

Dziękuję za te ponad 8 tys. wyświetleń i komentarze! Uwielbiam czytać Wasze teorie, naprawdę xd 

Wesołych walentynek! Mam nadzieję, że miło je spędzacie? ;p

Kolejny najprawdopodobniej pojawi się jutro wieczorem. Pozdrawiam ;*

środa, 11 lutego 2015

Rozdział XV



Tak, to prawda. Mogę na niego liczyć. Na siłowni było fajnie. Bo był ze mną… ciężko mi to przyznać ale siatkarz był ze mną. Przeraziły mnie jego słowa, że chce być moim przyjacielem! Gdybym to powiedziała Nat i Karo, pewnie by go wyśmiały. Ale dla mnie… Pierwszy raz ktoś otwarcie tak do mnie mówił. I podoba mi się czas, który z nim spędzam. Może faktycznie dążymy do przyjaźni?
Między mną i Igła jest lepiej niż myślałam. Czuję się przy nim swobodnie. I pomału zapominam o Anglii. O tej tęsknocie za krajem. Nie jestem z tego powodu dumna, ani trochę. Ale z drugiej strony to dobrze. Wystarczy, że moje myśli są zajęte Alanem. Pewnie nigdy już nie porozmawiamy, jak za pierwszym razem. Pogodziłam się z tym za pomocą Zbyszka. Podczas biegania na bieżni wszystko mu powiedziałam. Czuję, że mogę mu ufać. Poradził mi abym do niego „zagadała, albo odpuściła. A to moja już decyzja”. Wtedy zrozumiałam, że ma rację. W drodze powrotnej, gdy milczeliśmy w samochodzie, obiecałam sobie, że przy najbliższej okazji zagadam do Alana. Czy mi się to uda? Dowiem się już jutro w szkole. Albo w ciągu najbliższych dni. Nie ważne. Rozmowa ze Zbyszkiem dała mi dużo do myślenia i nie wiem, czy teraz zasnę.
Przynajmniej spróbuję…  

Rano miałam problem ze wstaniem. Nie spałam do drugiej w nocy. A pierwsze dwie lekcje to miały być matematyki. Wyszłam z pokoju w nadziei, że nikogo w kuchni nie zastanę. Niestety siedziała tam Iwona czytająca gazetę i pijąca kawę.
- O, wstałaś- uśmiechnęła się odrywając wzrok od czytanego artykułu.
- Równie dobrze mogłabym nie wstać- westchnęłam siadając naprzeciwko niej.
- Chcesz kawy?- wskazała na ekspres. Kiwnęłam głową. Iwona wstała i przygotowała dla mnie. Wzięłam łyk rozkoszując się smakiem.- Nie masz dziś dobrego humoru.
- Stwierdziłaś oczywistość- westchnęłam po raz kolejny odkładając filiżankę. – A gdzie Igła?
- Wstał wcześnie rano… Mają poranny trening. Jutro jadą na mecz do Jastrzębia.
- Co znów mnie ominęło?- wkurzyłam się.
- Mecz będzie. Nie chcesz z nimi jechać?
- Nie, raczej nie- skrzywiłam się lekko.
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami i dopiła kawę.- Mogę cię zawieźć do szkoły, jeśli chcesz.
- Byłoby fajnie- mruknęłam.- To idę się ubrać.
- A, Ola!- zawołała za mną, gdy wychodziłam z kuchni. Odwróciłam się.- Może chciałabyś jutro spędzić ze mną babskie popołudnie? Wykorzystajmy to, że nie ma w tym domu facetów!
- A dzieci?- zmarszczyłam brwi.
- Mama je odbiera, więc… Co ty na to?- uśmiechnęła się. Zastanawiałam się przez chwilę. Co mi szkodzi? Ostatnio mało widzę się z Iwoną. Czas to zmienić.
- Jestem za- posłałam jej szeroki uśmiech i wyszłam do łazienki.

***

- Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak cię bawi ta cała sytuacja- syknęłam na Kubę, który śmiał się właśnie z mojego marudzenia na Jolkę.
- Za bardzo się przejmujesz! Spójrz na mnie- stanął przede mną rozkładając ramiona.- Co widzisz?- zlustrowałam go wzrokiem.
- Widzę wysokiego idiotę, udającego stracha na wróble.
- No dobra, inaczej. Czy widzisz abym się przejmował?
- Jesteś nadzwyczaj wulkanem spokoju- prychnęłam.
- No widzisz! Znowu ten ton… Ty nie potrafisz wyluzować- stwierdził.
- Więc twoim zdaniem jestem sztywna?- z wrażenia aż nabrałam głęboko powietrza do płuc.
- Tego nie powiedziałem- bronił się.- Po prostu przestań się zamartwiać głupimi jasełkami! Do cholery, zaśpiewasz i będzie z głowy.
- Znając mnie, po drodze popełnię miliardy gaf- cmoknęłam zdegustowana ustami.
- Wynajdujesz kolejne powody do tego, żeby myśleć. Staraj się NIE MYŚLEĆ.
- Oto najlepsze rady mistrza niemyślenia!- klasnęłam w ręce i wskazałam na niego, jakbym prezentowała jego osobę.
- Nie wygłupiaj się- przewrócił oczami i usiadł z powrotem obok mnie na schodach.- I nie lustruj ludzi. Alana tu nie ma.
- Skąd wiesz?- uniosłam brew.
- Bo właśnie ma wu-f. Pewnie rozgrzewa się na sali gimnastycznej- wyjaśnił spokojnie. Widząc moją minę, natychmiast dodał.- Nawet o tym nie myśl!
- O czym?- udawałam niewiniątko.
- Już ty dobrze wiesz, o czym! Chodź, bo spóźnimy się na wos- wstał i podał mi rękę. Ujęłam ją, a on pociągnął mnie do góry i razem poszliśmy do klasy. 
Jakoś przeżyłam do długiej przerwy. Kubie zachciało się truskawkowego kiślu, poszliśmy na stołówkę. Na szczęście nie było dużo ludzi, więc zajęłam jeden ze stolików i czekałam na przyjaciela, który stał w kolejce. Wyjęłam z torebki swoje paluszki z sezamem i zaczęłam przegryzać, gdy nagle czyjaś tacka pojawiła się przede mną i ktoś usiadł naprzeciwko mnie. Nie ktoś, a sam Alan, o którym właśnie myślałam. Czyżbym go ściągnęła myślami?
- Cześć, Ola- uśmiechnął się do mnie. Gapiłam się na niego jak wariatka. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że on czeka na moją odpowiedź.
- Yhm, cześć- odpowiedziałam speszona. Jezu, ale ja jestem głupia! Odkaszlnęłam dyskretnie i zdobyłam się na odwagę.- O co chodzi?
- W sumie to… Przyszedłem cię przeprosić.- Spuścił lekko głowę. Gdyby nie to, że opierałam podbródek o dłoń, pewnie moja szczęka opadłaby do podłogi. Patrzyłam na niego oniemiała i szczerze zdumiona.
- Za co?- wykrztusiłam.
- Za to co zrobiła Jola… Domyślam się, że wcale nie zgłosiłaś się do jasełek- wypuścił powietrze odgarniając przy tym włosy z czoła. Ten gest był na serio uroczy.
- Tak, ale…
- Jo jest bardzo… gwałtowna- uśmiechnął się do siebie.- Czasem zrobi coś szybciej niż pomyśli. Znam ją już trochę i wiem, jaka jest. Ale uwierz, to nie jest zła dziewczyna! Jest piękna i mądra. Nie wiem, dlaczego tak się ze sobą żrecie…
- Chwila- przerwałam mu zaskoczona.- Skąd pomysł, że się ze sobą „żremy”?
- To widać- wzruszył ramionami.- Zresztą Jo unika rozmów na twój temat. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale może spróbowałabyś się z nią dogadać?
- Ja!?- niemal krzyknęłam.
- Rozmawiałem z nią już o tym. Stwierdziła, że z chęcią mogłaby się z tobą zakolegować.
- Nie wierzę- szepnęłam do siebie, ale usłyszał.
- Obiecała mi, że pomoże ci z tym występem na jasełka. O ile będziesz chciała zaśpiewać- uśmiechnął się tak, że ukazały się dołeczki w policzkach. Chwycił jednego z moich paluszków w opakowaniu i zjadł. – To co?
- Nie wiem…
- No weź… Jo i Marta ci pomogą. Jeśli trzeba będzie, to ja też. Obiecuję!
- Ale Kuba…
- Sokołowski?- skrzywił się. Ale szybko znów na jego ustach pojawił się uśmieszek.- Z tego co wiem, on nie występuje. – Wstał, gdy mój przyjaciel zbliżał się w naszą stronę. Wziął tacę. Nachylając się, szepnął:- Nie mów mu. Zapraszam na spotkanie ludzi zaangażowanych do jasełek w poniedziałek na pierwszej lekcji. Przyjdź piętnaście minut wcześniej.- Wyprostował się, gdy Kuba stanął za nim.- To cześć!- posłał mi szeroki uśmiech i odszedł nie spoglądając na chłopaka.
-  O co chodziło?
- O nic- zrobiłam niewinna minkę.
- O, czekaj…- zrobił pauzę, jakby na coś czekał.- Tak, moje włoski na rękach stoją, więc to oznacza coś złego. Czego chciał od ciebie Alan Morczewski?- syknął, siadając w miejscu poprzednika.
- Będziesz się śmiał- westchnęłam. Alan prosił, żebym nie mówiła Kubie. Ale to mój przyjaciel, nie potrafię! Zwłaszcza w takiej sprawie.- Alan powiedział, że Choinka chce się ze mną dogadać i pomóc w tym występie na jasełka. Przeprosił mnie za jej zachowanie tłumacząc, że ona jest porywcza i często nie wie co robi.
- Z tym się zgadzam- poparł od razu. – Ale reszta to jakaś bujda.
- Kuba!- syknęłam.- On mnie przeprosił.
- A ty mu tak uwierzysz i wybaczysz? I polecisz do niego? Czemu jak ja cię przepraszam, to wybaczasz mi cały dzień i całą noc, a jak on, wystarczy, że pstryknie palcem, już jesteś jego!
- To nieprawda- oburzyłam się, ale szybko przywróciłam normalny ton.- Zrozum mnie…
- I co? Polecisz do Jolki… Hej, czy on powiedział Choinka na swoją dziewczynę?- wyszczerzył się.
- Nie. To był mój drobny dodatek. To jak?
- Nie powinnaś im ufać- odchylił się na krześle patrząc w sufit.- Nie możesz im ufać!
- Dlaczego? Może Alan serio…
- Alan to, Alan tamto- przerwał mi, naśladując mój głos. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego to Jolka nie przyszła cię przeprosić tylko on?
- Ty w ogóle mnie nie rozumiesz!- wybuchłam.- Chodzi o to, że nie przyszedł przeprosić w jej imieniu, tylko za nią. To jest różnica! On do mnie zagadał, Kuba.
- I co? Masz zamiar tam iść?- zmarszczył brwi.
- W poniedziałek na pierwszej lekcji- odpowiedziałam, zbierając paluszki do torby.- Alan też będzie.
- Nie podoba mi się to- mruknął.
- Wcale nie musi ci się podobać- uśmiechnęłam się, wstając.- Bo pójdziesz tam ze mną.
- Słucham?- otworzył szeroko oczy. Ale ja nie obracając się, wyszłam jak najszybciej słysząc za sobą: - Olka!

***

- Nie ma opcji żebym tam z tobą poszedł! Zastrzegam swoją prywatność i wolną wolę!
- No ale przecież nie zostawisz mnie…- mruknęłam.- Prawda?
- To ty się w to wpakowałaś, nie ja- stwierdził. Patrzyłam na niego błagalnie.
- Potrzebuję cię- szepnęłam spuszczając głowę.- Tylko ty powstrzymasz mnie przed zrobieniem głupoty.
- Właśnie próbuję ci uświadomić twoją głupotę, że zgodziłaś się na ten chory pomysł z jasełkami i nabraniem się na dobre serduszko Choinki i jej świty, ale oczywiście mnie nie słuchasz!- to było chyba najdłuższe jedno zdanie wypowiedziane przez niego bez tchu. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja.
- Kuba, błagam- zatrzymałam się przed nim i złożyłam dłonie jak do modlitwy.- Mam klęknąć?
- Sowa, ja nie zostałem zaproszony!
- Przecież właśnie cię zaprosiłam… Jest inny powód, prawda?- domyśliłam się. Lekko zbladł.- Mów.
- Co?
- O co chodzi?- jęknęłam z wściekłością.- Od początku nie lubiłeś Alana, ale nigdy nie powiedziałeś prawdziwego powodu. On też za tobą nie przepada. O czym nie wiem? Alan ci się podoba, tak?
- Co?- wytrzeszczył oczy.- Oczywiście, że nie! Fakt, jest przystojny. Ale…
- Więc o co chodzi?- uniosłam jedną brew. Kuba unikał mojego wzroku.- Kubuś… Powiedz mi. Jak mam być twoją przyjaciółką, kiedy nic mi nie mówisz?
- Przykro mi, Ola. Nie mogę ci pomóc akurat w tej sprawie.- mój mały świat, w którym od kilku miesięcy centrum był Kuba, nagle się rozpadł. Patrzyłam na niego z bólem wypisanym na twarzy.- Oluś… Przepraszam, musisz mnie zrozumieć…- jęknął widząc moją minę. Sam był udręczony.
- Przestań- powstrzymałam go gestem dłoni.- Nie rozumiem twojego zachowania. Nie chcesz mi powiedzieć ważnej rzeczy, która jest związana z Alanem. I tobą. Okej. Chyba myliłam się co do naszej znajomości…
- Olka! Daj spokój. Nie mogę ci pomóc… To zbyt trudne- westchnął.
- Okej, rozumiem. Pójdę sama, trudno- wzruszyłam ramionami. Wtedy usłyszałam znajomy głos, który mnie wołał z parkingu.- Igła już czeka… Musze iść, cześć.
- Cześć- szepnął. Odwróciłam się do niego plecami i pierwszy raz nie przytuliłam na pożegnanie. Mijając ludzi, niemal czułam ich ciekawskie spojrzenia na sobie. Miałam ochotę krzyczeć: „czego się gapicie, cholerni idioci!”. Nie zrobiłam tego jednak, bo Krzysiek zbliżył się do mnie i zatrzymał.
- Hej, coś się stało?- nachylił się i spojrzał mi w oczy.- Czemu płaczesz?
- Nie płaczę!- krzyknęłam ocierając policzki. Obejrzałam się za siebie, ale Kuba już poszedł.
- Pokłóciłaś się z nim?- spytał cicho.
- Nie twój zasrany interes!- syknęłam i wsiadłam do samochodu. W lusterku widziałam, że był w szoku po moim wybuchu. Stał przez chwilę, a później wsiadł do szoferki i odpalił silnik. Przez całą drogę milczeliśmy. Nie włączyłam radia, nie słuchałam 1D z mp3 w telefonie. Siedziałam patrząc się w mijane samochody. Nie mam pojęcia co się stało w ciągu ostatnich piętnastu minut. Dopiero, gdy wysiedliśmy z samochodu zrozumiałam, jak się zachowałam. Przecież to nie wina Ignaczaka! A ja na niego krzyczałam. Nie odzywał się do mnie, ale zerkał ze zmartwieniem w oczach. Szliśmy razem przez plac, aż w końcu nie wytrzymałam i odezwałam się na schodach przed drzwiami.
- Przepraszam.- Odwrócił się w moją stronę zdziwiony.
- Za co?- spytał.
- Za to, co powiedziałam. I że krzyczałam… Nie powinnam była- westchnęłam. Potarłam nerwowo czoło i odgarnęłam włosy.- Nie masz pojęcia co się stało. Przepraszam.
- Nie ważne- uśmiechnął się słabo.- Nie musisz mi wszystkiego mówić. Nie powinienem był się wtrącać.
- Och, przestań!- przewróciłam oczami.- Miałeś rację. Pokłóciłam się z Kubą.
- Coś poważnego? Kłótnia małżeńska?- zmarszczył brwi.- To twój przyjaciel, prawda?
- Tak- kiwnęłam głową. A potok słów sam wypłynął z moich ust.- Pokłóciłam się z nim, bo nie chciał mi powiedzieć o co chodzi z Alanem. Nie lubią się, a Kuba odradza mi znajomość z nim. Nie wyjaśnił dlaczego, ale czują, że ma to coś z nim wspólnego. Teraz potrzebuję jego pomocy, wsparcia. Ale on powiedział, że nie może.
- Może faktycznie nie może?- zasugerował delikatnie Krzysiek.
- Ale ja chcę mu pomóc! Nie może być tak, że on zawsze będzie przy mnie, a ja przy nim nie. Gdyby wyjaśnił,  o co chodzi… Może potrafiłabym.
- Może nie jest gotowy, żeby ci to powiedzieć?- uśmiechnął się smutno.- Może to coś poważnego. Nie powinnaś się na niego złościć.
- Jak ja mam być jego przyjaciółką, gdy on nic mi o sobie nie mówi!- zdenerwowałam się. Krzysiek podszedł do mnie. Starł kilka łez, które uwolniły się z moich oczu. Spojrzałam w jego tęczówki. Teraz dopiero zauważyłam, jakie ma piękne szaro niebieskie oczy.- Potrzebuję go- szepnęłam.
- Cii. Na pewno ci powie. Gdy będzie na to gotowy- uśmiechnął się smutno. Może Igła ma rację? Poczułam, że się odprężam i trochę uspokajam. Nie wiedząc dlaczego, przytuliłam Krzyśka. Odwzajemnił i dopowiedział.- Pamiętaj, że jestem tutaj. Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.
- Dziękuję- wtuliłam się jeszcze mocniej i przez chwilę poczułam się, jak kiedyś, gdy tata mnie przytulał, kiedy potrzebowałam jego wsparcia. – I przepraszam.
- Nie przepraszaj już… Zaraz mnie udusisz- jęknął.
- Jejć, sorry!- odskoczyłam od niego przerażona.- Nie wiedziałam, że mam tyle siły…
- Uwierz, ja tez nie- jęknął. Gdy zobaczyłam jego minę, zaczęłam się śmiać. Natychmiast mu się udzieliło.   



*****
Witajcie! Znów krótki... Ale musicie mi wybaczyć. Nie mogłam dalej pisać, żeby nie zdradzić wszystkiego od razu. Starałam się go przedłużyć!

Okej, no to jeszcze tylko kilka dni i koniec laby :c 

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! <3

Informujcie mnie o swoich rozdziałach w kom. ;)

Buziaki ;**