sobota, 14 lutego 2015

Rozdział XVI



Rano wstałam z uśmiechem na twarzy. Wczoraj wieczorem siedziałam z Igła, Iwoną i dzieciakami w salonie. Oglądaliśmy TV. Jestem bardzo wdzięczna Ignaczakowi za tamtą rozmowę. Troszkę rozjaśniło mi się w głowie. Plan na dziś to przeprosić Kubę i być twarda przez caaaały dzień. Nie mam pojęcia, czy Alan dziś się do mnie odezwie, chociaż mam taką cichą nadzieję.
Weszłam do kuchni, gdzie usłyszałam głosy Sebastiana i Dominiki. Zobaczyłam, że jedzą płatki z mlekiem, a Iwona stoi przy kuchni.
- Dzień dobry- odezwałam się.
- Ola!- ucieszyły się dzieciaki.
- Cześć- spojrzała na mnie rozpromieniona kobieta. Ze zdziwieniem i troszkę zazdrością zauważyłam, że mimo wczesnej pory, oraz zwykłych ciuchów, Iwona wygląda jak księżniczka. Dokładnie takie samo wrażenie odniosłam, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam. Dlaczego to ja nie mogę być taka piękna?!- Co zjesz?
- Cokolwiek. A gdzie Krzysiek?- obejrzałam się.
- Zapomniałaś?- zdziwiła się Iwona.
- Tatuś pojechał na mecz!- krzyknęła Dominika i klasnęła w ręce. Zarumieniłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że faktycznie wczoraj o tym się dowiedziałam.
- Przeprasza, zapomniałam- wyznałam.
- Tata powiedział, żeby ci życzyć powodzenia. I że będziesz wiedzieć, o co chodzi- wzruszył ramionami Sebastian.
- O, dzięki- wyszczerzyłam się do siebie.- To ja może zjem to co wy- wskazałam na talerz dziewczynki.


*** 

Siedziałam przed wejściem do szkoły na schodach i nerwowo stukałam butami. Zerknęłam na ekran telefonu. Kuba powinien już być…
- Hej, Ola!- nagle obok pojawił się nie kto inny, jak Alan. Podskoczyłam przestraszona.- Patrzysz na mnie, jakbym był duchem- zachichotał.
- Yyy… hej Alan- uśmiechnęłam się.
- Co tu robisz? Zimno jest- na znak, otarł dłoń o dłoń.
- Czekam… A ty, co tak wcześnie robisz w szkole?
- Mam dodatkową lekcję przed zajęciami- wyjaśnił i kucnął przede mną. Położył dłonie na moich kolanach, żeby się nie przewrócić. Nagle zrobiło mi się gorąco. – Przyjdziesz w poniedziałek?
- Nie wiem jeszcze- odparłam wymijająco.- Dlaczego zależy ci, żebym przyszła? Bo chyba nie myślisz serio, że pojednam się z twoja dziewczyną…
- Po prostu chciałbym, żebyś była- wzruszył ramionami.- Fajnie będzie.
- No nie wiem…- zrobiłam kwaśną minę.
- Obiecuję ci, że Jo nie będzie ci dokuczać- przyrzekł, unosząc jedną dłoń, jak harcerz.- Będę twoim stróżem- puścił mi oczko. Ale ledwo to dostrzegłam, bo za jego plecami stał Kuba i patrzył na nas ze smutną miną.
- Eee, okej…- wydukałam wstając. Zdziwiony również się podniósł. – To hej!- Nie widziałam już jego, tylko skupiłam całą uwagę na moim przyjacielu. Zaczęłam zbiegać po schodach. Wyhamowałam tuż przed nim.- Kuba!- Spojrzał na mnie prawie, prawie beznamiętnym spojrzeniem. Ale ja zobaczyłam tam iskierkę.- Kuba, przepraszam… Nie powinnam była! Ja wiem, że ty masz swoje tajemnice… Nie chcesz mówić, nie mów. Ja rozumiem! Naprawdę to rozumiem. Tylko błagam, nie gniewaj się na mnie! Nie rozumiem twojej niechęci do sprawy z Alanem, ale ja ciebie potrzebuję. Naprawdę potrzebuję przyjaciela, którym ty jesteś. Mam Nat i Karo, ale ich tu nie ma… Jesteś ty. Proszę, powiedz coś…
- Jak na razie to nie dałaś mi się odezwać- pokręcił głową.- No ja nie wiem, Ola czy ci wybaczę… No ja nie wiem…- nadal kręcił głową, ale widziałam. Widziałam, że ma chęć się śmiać. – Czy zasługujesz na wybaczenie?
- Kuba!- rzuciłam mu się na szyję z wielkim uśmiechem. Przytulił mnie mocno i kręcił ze mną dookoła własnej osi.- Przepraszam.
- Nie musisz- postawił mnie na ziemi i zerkał za moje plecy.- Ale Alan nie za bardzo był zadowolony z tego, że go zostawiłaś i przybiegłaś do geja.
- Co tam Alan! Ważne, że mi wybaczyłeś…- uśmiechnęłam się i dałam całusa w policzek.
- Nie możliwe… Nie mogę uwierzyć, że go zostawiłaś i przyleciałaś do mnie- zaśmiał się głośno.- O czym gadaliście?
- Próbował mnie przekonać, żebym przyszła w poniedziałek na próbę.
- Jak to? Nie idziesz?- zdziwił się.
- Sama? Żebym tam na zawał zeszła?- prychnęłam.- Nie ważne.
- Właśnie wtedy, gdy ja zdecydowałem się tobie pomóc, iść na tę cholerną próbę i cię pilnować, ty stwierdziłaś, że nie ma sensu?!- wkurzył się.
- No tak, bo po co mam iść bez cie… Chwila- zmarszczyłam brwi, a potem uniosłam jedną brew.- Czy ty powiedziałeś, że tam ze mną pójdziesz?
- No przecież bym cię nie wystawił na pożarcie Choince!- żachnął się. Z piskiem rzuciłam się mu na szyję po raz drugi.
- Jesteś najlepszym przyjacielem ever! Kocham cię normalnie!- krzyknęłam.
- A ja ciebie nienormalnie kocham- zachichotał. Posłałam mu całusa w powietrzu i razem weszliśmy do szkoły.
Mniej więcej dwie godziny później przyszedł mi sms.
Kontakt: Zbyszek <3
Wiadomość: Przepraszam, że nie będę mógł dziś i jutro z Tobą ćwiczyć na siłowni ;c
Zdziwiona jeszcze raz sprawdziłam kontakt, a później przeczytałam wiadomość. Czyli on serio wpisał swój numer do mojego telefonu? Uśmiechnęłam się do siebie. Dlaczego „Zbyszek <3”, a nie „Zibi”, czy jakoś tam? A mimo wszystko to słodkie.
Odpowiedz: Wiem, że masz jutro mecz. Życzę powodzenia ;)
Wiadomość: Dzięki :D Jak przyjadę to obiecuję, że to nadrobimy!
Odpowiedz: Trzymam za słowo! Powiedz Krzyśkowi, że jestem mu bardzo wdzięczna.
Wiadomość: OK.
Na tym zakończyliśmy. Prześledziłam ponownie rozmowę. Przez chwilę miałam zmienić nazwę kontaktu na „Zibi”. Ale stwierdziłam, że po co? Niech będzie, jak jest. Potem zastanawiałam się, dlaczego mnie przeprosił? Przecież to normalne, że musiał jechać! Z drugiej strony miło było dostać takiego sms’a.
Ze szkoły wyszłam dwie godziny wcześniej, bo zostaliśmy zwolnieni z angielskich. W domu byłam po pierwszej po południu. Iwona czekała na mnie już gotowa.
- Gdzie idziemy?- spytałam.
- Zobaczysz- uśmiechnęła się.
- Ile będzie mi potrzebnych pieniędzy?
- Nic. Ja płacę.
- No daj spokój… Nie możesz…
- Mogę, mogę. Chodź!- pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi. Po pół godzinie okazało się, że zabrała mnie do Spa. Poszłyśmy na masaż, maseczki na twarz i manicure.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałaś- westchnęłam z rozkoszą.
- Wiedziałam, że ci się spodoba!- ucieszyła się.- Stwierdziłam, że obu nam się przyda chwila wytchnienia. – Po chwili spytała:- Nadal tęsknisz za Anglią?- Zmarszczyłam czoło.
- Tak. Ale ból jest już mniejszy. Naprawdę czuję się u was dobrze- posłałam jej szczery uśmiech.- Tyko nie wiem, co ze świętami.
- Krzysiek rozmawiał z twoją mamą. Nie mogą przylecieć do Polski.
- Dlaczego?
- Tego nie wiem- odparła z westchnieniem.
- A ja nie mogę jechać do nich- zrozumiałam. Tylko kiwnęła głową. Nadal nie rozumiem, o co chodzi moim rodzicom. Pogodziłam się z myślą, że będę tutaj tkwić przez 12 miesięcy, ale nie z tym, że nie powiedzieli mi prawdy. – Igła coś wie, prawda?
- Jego pytaj- zbyła mnie. Niepocieszona, znów oparłam się o miękkie oparcie fotela.

*** 

W sobotę wieczorem wrócił Igła. Akurat jadłam kolację, a on stanął cicho za mną. Nie zauważyłam jego obecności, ale po chwili sam dał o sobie mocno znać. Wzięłam kolejną zrobioną przez siebie kanapkę. Ugryzłam i stwierdziłam, że brak jej ketchupu. Obróciłam się i…
- O cholera!- wrzasnęłam, chwytając się rękoma za klatkę piersiową. Krzysiek zaczął chichotać.- Ty idioto!
- Miło mnie witasz- wyszczerzył się.
- Wystraszyłeś mnie!- oskarżyłam go.
- Przepraszam- wzruszył ramionami bez cienia skruchy. Co za człowiek! Usiadł obok mnie przy blacie. Wyjęłam ketchup z lodówki i nalałam sobie na kanapkę. Nie chcąc, aby dodatek stał w cieple z powrotem włożyłam go do lodówki. Po sekundzie usiadłam przy nim z zamiarem pożarcia swojej zdobyczy. Niestety takowej nie znalazłam na talerzu. Moja mina zbity z pantałyku rozśmieszyła go.
- Czy…- palcem wskazującym pokazywałam to na niego, to na talerz z uniesionymi brwiami do góry. – Zjadłeś moją kolację!- oburzyłam się.
- Tę okruszynkę?- spojrzał na mnie spod rzęs.- Głodny byłem.
- Trzeba było sobie zrobić!- uniosłam w znaczącym geście ręce do góry. Potem wyjęłam kolejną kromkę chleba i posmarowałam masłem. Nałożyłam ser i ogórka. Wstając z wysokiego krzesła zmierzyłam Krzyśka wzrokiem.- Nawet nie próbuj!
- Przecież nic nie robię- zachichotał.- Gdzie reszta?
- Jeszcze nie wrócili ze sklepu- wyjaśniłam ponownie siadając obok pożeracza moich własnoręcznie zrobionych kanapek. Na szczęście JESZCZE tam były. – A jak mecz? Nie pochwaliłeś się jeszcze!
- Nie wierzę. Naprawdę? To chyba dlatego, że zbytnio cię to nie interesuje…- zamyślił się.
- No daj spokój- żachnęłam się. – To jak?
- Trzy do jednego dla Resovii- wyszczerzył się.
- Brawo- pogratulowałam z kanapką w ustach. Wtedy usłyszeliśmy głosy dochodzące z ganku.
- Ja! Najpierw ja!- krzyczał Sebastian.
- Nie!- pisnęła Dominika i jak tornado wlecieli jeden za drugim do kuchni. Chłopiec trzymał w ręce jakąś zabawkę, a dziewczynka próbowała mu ją odebrać. Za nimi weszła Iwona.- Tatuś!- Pisnęła Dominisia i rzuciła się na Igłę, następny był Sebastian, więc ja ewakuowałam się na drugi koniec pomieszczenia, żeby nie zrzucili mi gorącej herbaty. Iwona podeszła do męża i pocałowali się. Jak to możliwe, że niektórzy ludzie są ze sobą tyle lat… i wytrzymują ze sobą. Ja osobiście, nie wiem czy dałabym radę wytrzymać z Krzyśkiem tyle czasu. Podziw i szacuj dla Iwony.
- Gratulacje- uśmiechnęła się do niego.- Głodny?
- Tak. Nie najadłem się zbytnio tym, czym mnie nakarmiła Ola- mrugnął do mnie. Przewróciłam oczami. Dzieciaki siadły na kolanach taty. – Co tam ciekawego trzymasz, Seba?
- Samolot. Zobacz, zaraz go wypróbuję!- podekscytowany zeskoczył na płytki, a za nim siostra.
- Tylko nie w kuchni!- ostrzegła Iwona, która już coś przygotowywała na ich kolację.- Będziesz też jeść?- zwróciła się do mnie.
- Yy, nie. Już jadłam.
- Cud, że nie umarłaś jeszcze z głodu jedząc tak „obfity” posiłek- prychnął Krzysztof.
- Nie każdy je tyle, co słoń- uśmiechnęłam się do niego szeroko. Zaprzestał tej sprzeczki, bo dzieci już wołały go do swojego pokoju. Iwona zaśmiała się i zerknęła na mnie.
- Jesteś jedyną osobą w tym domu, która potrafi się z nim droczyć- uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Ktoś musi- wzruszyłam lekko ramionami.- Jestem ci potrzebna?
- Nie, poradzę sobie- odparła mieszając coś.
- Okej, jak coś jestem w salonie.- Skinęła mi głową, więc wyszłam. Przeszłam na drugą stronę korytarza i usiadłam na miękkiej kanapie włączając TV. Po niecałych dziesięciu minutach, dostałam sms.
Wiadomość: To jak? Gotowa na trening?
Odpowiedz: Błagam, tylko nie dziś… mam zakwasy :/
Wiadomość: To nie wiesz, że trening czyni mistrza? Spójrz na mnie! :D
Odpowiedz: Taaaa ideał do naśladowania haha
Wiadomość: To jak? Dawno Cię nie widziałem. Chociaż spacer?
Odpowiedz: Zbyszek, widzieliśmy się niecałe dwa dni temu! Poza tym nie jesteś zmęczony? Właśnie wróciłeś z meczu…
Wiadomość: No co ty. Z Tobą zapomnę o zmęczeniu ;p
Westchnęłam z rozpaczą. Dlaczego tak mu zależy na spotkaniu?
Odpowiedz: Nie słódź już tak, nie słódź.
Wiadomość: Za 10 minut pod Twoim przystankiem.”
Zaskoczona niemal wypuściłam telefon z ręki. Jakim cudem on chce być na miejscu za 10min., kiedy do domu Ignaczaków ma jakieś 25min?
Wiadomość: Pośpiesz się, bo marznę!
Otworzyłam szeroko buzię. Czyli on już tam czeka? O Mój Boże! Zerwałam się na równe nogi, dzięki czemu kolejny raz tego dnia moje uda przeszył rwący ból. Szybkim krokiem zamknęłam się w pokoju. Wyjęłam ulubioną bluzę z szafy i zmieniłam dresy na dżinsy. Wzięłam telefon i niemal wybiegłam do ganku. Po drodze z rozpędu wpadłam na Krzyśka.
- Gdzie się wybierasz?- spytał idąc za mną do ganku.
- Na spacer- wyjaśniłam szybko, ledwo mnie zrozumiał.
- Z kim?- spojrzałam na niego. Patrzył na mnie jak by miał mi zabronić.
- Nie baw się w mojego ojca- wkurzyłam się.
- Chcę wiedzieć tylko, czy z Kubą, czy z Alanem?- wyjaśnił. Jestem pod wrażeniem, że w ogóle zapamiętał imię tego drugiego, bo tylko raz je powiedziałam. No, może dwa. Wiążąc buta, zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę, czy skłamać. Kubuś pewnie by mnie krył, jak zawsze.
- Z Kubą- odparłam po chwili wahania.- Mam swój klucz- pomachałam mu i wybiegłam z domu. Było już ciemno na dworze, ale na szczęście świeciła latarnia na ulicy. Wyszłam z placu bez żadnych niespodziewanych komplikacji. Mam tutaj na myśli Azura. Gdy doszłam do przystanku, wysoka postać w kapturze już na mnie czekała.
- Cześć, Sowa- uśmiechnął się.
- Heejj… Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?- zapytałam zirytowana.
- Wyciągam cię na spacer- uśmiechnął się ukazując piękne, białe zęby.
- Uważaj, bo pomyślę, że jesteś jakimś zboczeńcem- zażartowałam.
- Serio aż takie złe rzeczy o mnie myślisz?- udawał oburzenie.
- Tak mi się wymsknęło- zachichotałam.- To gdzie idziemy?
- Na spacer- odparł kierując się w przeciwnym kierunku niż przyszłam. Ruszyłam za nim.
- To faktycznie wszystko wyjaśnia- prychnęłam zła. Chociaż próbowałam, nie mogłam nadążyć za jego wielkimi krokami.- Czy mógłbyś zwolnić?
- Fakt, to nie wyścigi. – jednak nie zwolnił, a przyspieszył. W końcu stanęłam. Aż on zauważył, że mnie nie ma i zawrócił.- Co jest?
- Mówiłam ci, że mam zakwasy. Chcesz mnie wykończyć! Moje nogi nie nadrabiają- poskarżyłam się.
- Nie marudź, tylko chodź. Musisz rozgrzać mięśnie- wyjaśnił. – Ćwicząc regularnie, choćby idąc szybkim krokiem, szybciej pozbędziesz się zakwasów w nogach niż siedząc na kanapie.
- Serio?- ucieszyłam się.
- No przecież- przewrócił teatralnie oczami.- Poza tym jest cieplej, jak się idzie szybciej.
- Obyś miał rację- westchnęłam i tym razem sama pokierowałam nas na drugą stronę ulicy. Po kilku sekundach zrównał się ze mną.- To jaki jest nasz cel?
- A musi być?
- Hm, chyba nie- przyznałam.
- Więc idziemy bez celu. Gdzie nas nogi zaniosą- uśmiechnął się. Miał dziś wyjątkowo dobry humor. Może to przez ten wygrany mecz?
- Gratuluję- szturchnęłam go łokciem. Miało wyjść w ramię ale przez mój niski wzrost, wyszło trochę powyżej biodra.
- Oglądałaś?- rozpromienił się jeszcze bardziej.
- Na tyle nie zdurniałam!- jego twarz przygasła, ale bez wielkiego zaskoczenia przyjął tę informację. – Ale Krzysiek się chwalił. A potem ukradł mi kolację i narzekał, że nie pojadł.
- Cały on- Zbyszek wybuchł śmiechem.
- A tak serio- zaczęłam, Kidy troszkę się uspokoił.- Czemu chciałeś mnie widzieć? Coś się stało?
- Pomyślałem, że chociaż tak wynagrodzę ci za te opuszczone treningi- westchnął.
- Ty naprawdę się tym przejmujesz- zszokowana aż zwolniłam kroku.
- Oczywiście, że tak!- zerknął na mnie i również zwolnił.
- Mam wrażenie, jakbyś bardziej się przejmował, niż ja- powiedziałam szczerze.
- Bo obiecałem ci. A ja dotrzymuję słowa. Powiedziałem, że ci to jakoś wynagrodzę, więc tak zrobię- uśmiechnął się lekko.
- Nie pamiętam, żebyś mi to obiecywał…- próbowałam sięgnąć pamięcią do naszego pierwszego treningu na siłowni. Żadne obietnice wtedy nie padły.
- A pamiętasz, co ci powiedziałem? Zanim poszliśmy ciężko ćwiczyć?- zachichotał przy drugim zdaniu. Myślami wróciłam do tamtego wieczoru. Wysiadł za mną z samochodu i zakomunikował… zakomunikował…
- Że chcesz być moim przyjacielem- szepnęłam do siebie kończąc zdanie w myślach, ale usłyszał.
- I że chcę ci pomagać, zawsze kiedy będziesz tego potrzebowała- dodał.
- Więc to była twoja obietnica?- wyszczerzyłam się, bo uświadomiłam sobie, że mogę zyskać kolejną ważną osobę w życiu. Tak jak mam już Nat i Karo. I Kubę. No… Igłę też.
- Tak. I obiecuję, że słowa dotrzymam- położył dłoń na sercu, jakby chciał podkreślić tym gestem swoją szczerość. Zbliżyliśmy się do kawiarni.- Chcesz kawy?
- Trochę za późno na kawę. Ale gorąca czekolada…- zatarłam ręce i weszliśmy do środka. Tam rozmawialiśmy jeszcze na wiele tematów. Dobrze mi się z nim spędziło te trzy godziny. Nawet nie zorientowałam się, że tak szybko czas zleciał. Pośmiałam się, gdy opowiadał mi różne przygody jego – jako zawodnika siatkówki. Ze zdziwieniem muszę teraz przyznać, że nie podziewałam się po dorosłych mężczyznach takich rzeczy, jakich się dowiedziałam. No i miałam asa w rękawie na Krzyśka!
W końcu wstaliśmy od stolika i wyszliśmy na zewnątrz. Uderzyło we mnie zimne powietrze więc ciaśniej zapięłam kurtkę.
- Wracamy- zakomunikował Zbyszek. Kiwnęłam nieznacznie głową i udaliśmy się w drogę powrotną. Szliśmy w ciszy, ale żadnego z nas to nie krępowało. Miło było nie rozmawiać przez chwilę i po prostu iść. Chowałam ręce głęboko w kieszenie.- Zimno ci?
- Szalona ja zapomniałam rękawiczek, ponieważ śpieszyłam się, żebyś długo nie czekał. To nic.
- Nie nic, ale wielkie coś- zmarszczył brwi. – Igła mnie zabije, jak coś ci się stanie.
- Obecnie uważa, że jestem z Kubą- powiedziałam cicho rumieniąc się.
- Serio? Uwierzył ci?- zaśmiał się, co przyjęłam z ulgą. Bałam się, że Zbyszek się zezłości, kiedy mu to wyznam. Potem zdjął rękawiczki i mi je podał.- Trzymaj, nie będziesz miała tak zmarzniętych rąk.
- Nie musisz…- zaczęłam, ale przerwałam widząc jego naglący i nie znoszący sprzeciwu wzrok. Założyłam czarne rękawiczki i od razu zrobiło mi się cieplej. – Dzięki.
Przez całą drogę do domu tłumaczyłam mu moją skomplikowaną sytuację w szkole.
- Dam ci jedną radę- powiedział na koniec, gdy odprowadził mnie pod płot Ignaczaków.- Nigdy się nie poddawaj.
Potem odwróciłam się i odeszłam.



*****
Hej! :D Jak Wam mija weekend? Mam nadzieję, że czekaliście na kolejny rozdział...
Taki chyba... Dłuższy mi się wydaje? XD

Dziękuję za te ponad 8 tys. wyświetleń i komentarze! Uwielbiam czytać Wasze teorie, naprawdę xd 

Wesołych walentynek! Mam nadzieję, że miło je spędzacie? ;p

Kolejny najprawdopodobniej pojawi się jutro wieczorem. Pozdrawiam ;*

9 komentarzy:

  1. Świetny! :D
    I tyle Zbyszka w tym rozdziale. Mówiłam ci, że go uwielbiam? Nie? To go uwielbiam. :D
    Tak mi się tylko zdaję, że pod stwierdzeniem Bartmana: ''zostać twoim przyjacielem'' kryje się coś więcej i czuję, że Ola wpadła mu w oko i po prostu chce z nią spędzać, jak najwięcej czasu. Co oczywiście, jak najbardziej mi się podoba i jestem za, za takim przebiegiem wydarzeń! :D
    Pozdrawiam, buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny!
    Czekam na następny :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny *.* oczywiście, że czekaliśmy :) Igła mnie rozbraja :) jest cudownym przyjacielem dla Oli :D taki starszy brat :) ogólnie miło tu się robi :) Zbyniu coś knuje :P
    Już nie mogę doczekać się kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam serdecznie :) http://podroz-do-raju.blogspot.com/2015/02/czesc-vi-luty.html :)

      Usuń
  4. jejejeje jaki świetny. <3 Zbychu jest taki słodki. ^^ Igła miażdży system - jak na niego przystało.:D czekam na kolejny, pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudaśnie.<3 Zbyszek taki przyjaciel...*.* az jej zazdroszcze :D Ciesze sie ze Kuba wybaczyczyl Oli :) Najlepsze jak ona olała Alana i pobiegla za Kuba.:) czekam na kolejny :)

    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na kolejny.
    http://wrytmiesiatkowki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. zapraszam na kolejny. :d
    http://milosc-milosci-nierowna-bvb.blogspot.com/2015/02/rozdzia-19-kurde-no-klopp-nas-zabije.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny! *.*
    Zibi taki opiekuńczy <3 uwielbiam! :*
    Czekam na następny :D

    Zapraszam do siebie na:
    milosc-jak-wino.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń