Piątek stał
się dniem dziwnym. Przyszłam do szkoły i wiele osób zaczęło mi mówić cześć,
machać i się uśmiechać do mnie. Mechanicznie odpowiadałam, ale nie rozumiem co
się stało. Dopiero Kuba uświadomił mi bardzo ważną rzecz. Otóż wczoraj nie
kryłam się ze znajomością Ignaczaka i jego kolegów.
- Czyli
ludzie nie dadzą mi żyć, bo jestem znajomą siatkarzy?- zmarszczyłam gniewnie
brwi.
- Tak-
wyszczerzył się do mnie zadowolony.
- Czyli
przez Krzyśka nie będę mieć życia. Bo każdy będzie chciał się ze mną kolegować.
- Super,
nie?- Z niedowierzaniem spojrzałam na niego. Ewidentnie nie był zasmucony.
- Czy ty się
dobrze czujesz?!- fuknęłam. Pan Druj obrócił się w naszą stronę i zmierzył
wzrokiem.- Przepraszam. – Nic na to nie odpowiedział tylko wrócił do tłumaczenia
zadania.
- No ale
takim sposobem możesz zdobyć koleżanki!
- Kubusiu
drogi. Czy nie uważasz, że jeden rozkapryszony i niezwykle dziecinny kolega mi
wystarczy? Po co mi psiapsiółki, skoro mam ciebie?
- Robi się
słodko- przesłał mi buziaka. – Psiapsiółki ma się po to, żeby psiapsiółkować.
- Nie
wierzę, że to się dzieje naprawdę!- westchnęłam i odłożyłam długopis wpatrując
się w tablicę. Nic, a nic z tego co pan Druj pisał nie zrozumiałam.
- Radzę nie
wchodzić na facebooka- uprzedził Kuba.
- Czemu?-
niezwykle to stwierdzenie mnie zainteresowało, więc znów skupiłam całą uwagę na
koledze z ławki.
- Wiesz,
przez jedną rzecz możesz zyskać nowych przyjaciół!
- Których
nawet nie znam- prychnęłam wkurzona.- Wiesz, że nawet banda Jolki dziś się na
mnie patrzyła?
- Z
zazdrości?
- Nie…
raczej nienawiści.
- Masz
przesrane.
- Dzięki,
potrafisz mnie pocieszyć!- syknęłam chyba zbyt głośno.
- Panno
Aleksandro!- zawołał nauczyciel. Nienawidzę jak się tak do mnie mówi, jełopie.-
Skoro taka pani rozmowna, to może podejdzie do tablicy i rozwiąże pierwsze
zadanie?
- Chyba nie
skorzystam…- skrzywiłam się.
- Ależ
proszę się nie krępować! Na pewno z pani umiejętnościami to zadanie będzie
prościutkie.
Westchnęłam
i wstając posłałam Kubie mrożący, wręcz zabijający wzrok. Stanęłam przy tablicy
i zrobiłam z siebie kompletną idiotkę. Nic nie napisałam za to zaczęłam gadać o
wszystkim i o niczym. O dziwo nie dostałam jedynki! W końcu zadzwonił dzwonek i
zostałam uwolniona spod "złej strefy tablicznej".
- Pada
deszcz- stwierdził Kuba.
- Nie…-
wyjrzałam przez okno na korytarzu. Mam nadzieję, że przejdzie za dwie godziny,
bo do domu Ignaczaków muszę iść na nóżkach. Nie ma autobusu.
***
- No chyba
kurwa nie!- zaklęłam wychodząc ze szkoły.- Serio teraz burza?
- Pogoda cię
nie lubi. Ja uciekam, bo zaraz mi autobus odjedzie.- Przytulił mnie na
pożegnanie i pognał przez plac szkolny na przystanek.
Westchnęłam.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni i wybrałam numer do Igły. Nie odbiera.
- Super!-
zamachnęłam się żeby rzucić telefonem o ścianę, ale czyjaś ręka mnie
powstrzymała. – Co jest…?
- To tylko
ja.- Obróciłam się i nosem wylądowałam na czyjejś klatce piersiowej. Męskie
perfumy, których nie znam. To na pewno nie Alan, bo miał na sobie płaszcz
przeciwdeszczowy i skończył godzinę wcześniej niż ja. Zadarłam głowę do tyłu.
- Co pan
tutaj robi?- uniosłam jedną brew zaskoczona.
- Jaki pan?
Zbyszek- wyszczerzył się.- Igła poprosił mnie abym przyjechał po ciebie, bo
jest burza.
- A sam nie
mógł?- zdziwiłam się.
- Nie, bo
jest poza miastem.- Wyjaśnił.
- Nie
musiałeś się fatygować. Poczekałabym godzinę i wróciła na nogach.
- I zostawić
cię samą? W życiu. Chodź, bierz kurtkę i idziemy do samochodu.
- Nie mam
kurtki- stałam się zakłopotana. Nie dość, że Krzysiek postawił mnie w sytuacji
niezręcznej, bo nie znam tego siatkarza, raz z nim gadałam i uważam, że jest
wariatem (razem z Piotrem Nowakowskim), to jeszcze wychodzą na większą idiotkę
niż na matmie. – Mam tylko bluzę.
- Trzymaj
moją- zaczął ściągać część garderoby.
- Nie! Nie,
nie… Nie trzeba- zaczęłam protestować, ale posłał mi takie spojrzenie… że się
zamknęłam. Tak, ja się zamknęłam.
- Nie
marudź. Chodź, bo na parking jest trochę do przebiegnięcia- mrugnął do mnie i
założył kaptur bluzy.
- Teraz ty
zmokniesz- zmarszczyłam brwi.
- Jesteś w
tej chwili pod moją opieką. Chcesz się przeziębić?
- Nie
potrzebuję opieki!
-
Oczywiście, że nie…- powiedział i skierował się w stronę schodów.
- Czy to był
sarkazm?!- zawołałam za nim z niedowierzaniem i pobiegłam w deszcz. Otworzył mi
drzwi do samochodu i gdy wsiadłam, zamknął. Następnie sam szybko schował się do
środka czarnego Opla Insignia . Odpalił silnik. Przez całą drogę milczeliśmy.
No oprócz krótkiej wymiany zdań, czy mogę włączyć radio. Gdy puścili 1D,
wyszczerzyłam się i zaczęłam nucić.
- Śpiewaj-
zerknął na mnie i się uśmiechnął.
- Nieee, nie
umiem.- Dlaczego robię się czerwona na twarzy?
- Słuchasz
One Direction?- spytał, chociaż to było oczywiste.
- Lubię ich-
przyznałam.- A ty?
- Nie, ja
nie słucham 1D- zachichotał.
- Chodziło
mi raczej, czego słuchasz- zawtórowałam mu.
-
Wszystkiego co wpadnie w ucho- uśmiechnął się i przez chwilę patrzył mi w oczy.
Potem skupił się na drodze.- Masz rodzeństwo?
- Nie.
Jestem jedynaczką, ale zawsze marzyłam o starszej siostrze. Fanie by było.
- Nie lubisz
sportu?
- Nieee.
Mówiłam już, że nie przepadam.
- Dlaczego?-
zdziwił się. Po co mnie o to pyta? A ja po co odpowiadam?
- Jestem
niska- wyznałam i sama się zaskoczyłam taką szczerością.
- Jak na
kobietę, jesteś wysoka!
- Jednak w
sporcie drużynowym to mi nie pomaga. Ile ja razy zostałam zdeptana podczas gry
w kosza! A ile razy ustrzelono mnie w siatkówce, czy ręcznej… Sport to nie dla
mnie.
- Sport jest
dla każdego!- zaprotestował znów. Zajechaliśmy pod plac Ignaczaków. Deszcze się
uspokoił, burza prawie przeszła.
- Dziękuję
za podwózkę- uśmiechnęłam się i zaczęłam zdejmować kurtkę.
- Zatrzymaj
ją.
Ale tym
razem nie posłuchałam i mu ją oddałam. Wziął ode mnie ubranie i też się
uśmiechnął.
- Niech
będzie.
- Jeszcze
raz dzięki! Cześć- pomachałam mu.
- Cześć- odmachał
i odjechał.
Wyjęłam
klucze z torebki i otworzyłam drzwi. W domu nikogo nie było. Przebrałam się i
weszłam do kuchni. Na lodówce wisiała przypięta kartka. Zdjęłam i przeczytałam:
Jesteśmy u rodziców. Wrócimy jutro
rano
- I
Ps. Mam nadzieję, że dasz sobie radę.
Jak coś dzwoń pod ten numer: 897236970; lub ten: 983468271
Bądź grzeczna i nie zburz domu!
Igła.
Uśmiechnęłam
się do siebie pod nosem. Więc ta noc jest tylko dla mnie? Wyjęłam telefon i
napisałam sms do Kuby.
„Co robisz?”
„A co
proponujesz? ^^”
„Wolna
chata. Wpadaj do mnie na seans filmowy. Za dwie godziny.”
„Będę z
prowiantem xd”
Uprzątnęłam
troszkę i poszukałam filmów. Na szczęście Ignaczakowie lubią kino! W jednej z
szuflad w salonie jest pełno płyt. Różne gatunki, będzie co oglądać.
Dwie godziny
później Kuba już był u mnie. Wniósł dwie reklamówki do kuchni, gdzie
przeglądałam książki Iwony. Kucharskie, oczywiście.
- Piwko?-
pomachał mi przed nosem butelką Żubra.
- Nie piję
alko.
- No daj
spokój… Czasem trzeba się zabawić.- znów pomachał butelką.- To jak?
- Niech
będzie- wyszczerzyłam się i odebrałam mu Żubra. – Co jeszcze przyniosłeś?-
zajrzałam do reklamówki: chrupki, orzechy w czekoladzie, sok, ciastka i
popcorn. – Jest żarełko, jest zabawa!
- Jakie masz
filmy?- zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku w przedpokoju.
- Przeróżne.
Wybierz coś- wskazałam wyciągnięte przeze mnie płyty. – Zamawiamy pizzę!
Nie
sprzeciwił się. Wzięłam więc ulotkę z pizzerii, którą Ignaczakowie powiesili na
lodówce i usiadłam w salonie na kanapie. Dołączył do mnie Kuba.
- Dlaczego
tutaj są same horrory?
- Nie mów,
że nie lubisz!- zdziwiłam się.
- Nie
powiedziałem, że nie lubię- mruknął przeglądając kolejne recenzje.- A wręcz je
uwielbiam!- wyszczerzył się. Kamień spadł mi z serca i przybiłam z nim piątkę.-
To może…- pokazał mi płytę.
- Niech
będzie. A teraz powiedz, co lubisz w pizzy?
- Ser,
szynka, pieczarki, sos.
- Tylko?-
zrzedła mi mina.- Miałam nadzieję na salami…
- To weź
połowę z salami, drugą bez- zasugerował. I tak zrobiłam. Zamówiłam pizzę i
wstawiłam wody na herbatę. W tym czasie wypiliśmy po jednym piwie. Oczywiście
to nie jest tak, że nigdy nie piłam alko. Czasem wpadało się na imprezy do
starszych kumpli w Londynie. Nawet chcieli mnie poczęstować papierosem. Ale
odmawiałam. Co innego piwo, a co innego papieros kurczę!
Załączyliśmy
film i po pół godzinie przywieźli pizzę. Odebrałam, zapłaciłam zaoszczędzoną
kasą. Po pierwszym seansie, zabraliśmy się za drugi. I tak do po drugiej w
nocy. Gdy skończył się prowiant stwierdziliśmy, że nie ma sensu siedzieć nie
jedząc. Zaproponowałam Kubie, aby został na noc, zgodził się bez protestu.
Pościeliłam mu na kanapie, wcześniej dzwoniąc do Iwony z pytanie, gdzie taka
się znajduje. Usnęliśmy około trzeciej nad ranem.
W sobotę
przyszedł facet od korków z matmy. Okazało się, ze w ten dzień lepiej u pasuje. Ma około pięćdziesiątki i jest bardzo miły.
Czemu to z nim nie mam matmy w szkole? W niedzielę znów poszliśmy do kościoła.
Zobaczyłam Alana, ale on nawet na mnie nie spojrzał.
Nie ma sensu za nim się rozglądać. Ma
Jolkę? Niech ją ma. Ja nie potrzebuję jego do szczęścia. Mam Kubę, który staje
się powoli moim najlepszym przyjacielem. Codziennie dzwonię do Natki i Karo.
Albo one do mnie piszą. W każdym bądź razie dziś rano wysłały mi filmik od
całej klasy i kilkoro znajomych z innych klas. Pozdrowili mnie i opowiadali co
u nich. Co z tego, że nic nie rozumiałam bo mówili wszyscy na raz? Popłakałam
się, gdy krzyczeli, że tęsknią i chcieliby się ze mną zobaczyć. W sumie ja też
tęsknię. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo. Noc przepłakałam. Mam nadzieję,
że nikt mnie nie słyszał…
Ogólnie powinnam się teraz zbierać do
szkoły. Pierwszą mam znów matmę, więc pewnie pójdę do tablicy. Niby dzięki Panu
Jurkowi, mojemu korepetytorowi lepiej rozumiem ostatnie tematy, ale nadal się
boję. Nie tego, że wkurzę Pana Druj, czy stanę się pośmiewiskiem przy tablicy.
Raczej tego, że złą oceną wkurzę rodziców. Zawsze staram się ich zadowolić, aby
byli dumni. A oni co zrobili? Tak po prostu wysłali do Polski, jak przesyłkę,
nie wyjaśniając dlaczego. Całkiem normalna sytuacja, nie ma co!
Dobra idę na przystanek. Jak nie
zdążę na autobus to trudno. Trzeba będzie iść na nogach. Mi to nie przeszkadza,
bo się spóźnię na matematykę… XD
Schowałam
pamiętnik pod poduszkę. Tym razem zabrałam kurtkę, porwałam kanapkę ze stołu i wyszłam
na dwór.
- Aaaa!
Kurwa mać! Zasrany kundel!- wrzasnęłam.
- Ależ ty
pięknie się wyrażasz- zachichotał Igła, stając obok mnie.
-
Wiedziałeś, że ten pies tu jest i go nie zamknąłeś?!- syknęłam wściekła.
- Myślałem,
że pogodziłaś się z Azurem…- zrobił niewinną minkę. Miałam ochotę mu trzepnąć w
łeb. – Azur, odejdź od Oli! – pies posłuchał i pobiegł na tyły domu. Wstałam z
mokrej i brudnej trawy otrzepując spodnie.- Może cię podwieźć?
Zamarłam.
Uniosłam do góry głowę i zmroziłam go wzrokiem.
- Dzięki.
Poradzę sobie!
- No daj
spokój… Przepraszam.
- Nie
wyglądasz na skruszonego.- otworzyłam furtkę. I akurat wtedy autobus przejechał
przed moim nosem.- Albo wiesz co… zmieniłam zdanie. – obróciłam się natychmiast
do niego i szeroko uśmiechnęłam. Odwzajemnił uśmiech i po chwili wyjechaliśmy w
stronę LO.
Cały dzień
minął szybko. Starałam się na przerwach nie zwracać uwagi na ciekawskie
spojrzenia i NIE szukałam wzrokiem Alana.
Kolejne dwa
tygodnie nawet nie wiem kiedy zniknęły. Szkoła, korki, nauka, spotkania z Kubą
i myślenie nad planem „jak tu wpaść na Alana?”. Codziennie padało i były burze.
Igła przyjeżdżał po mnie do LO.
Tak się
stało i dzisiejszego dnia. Nie spodziewałam się, że od tegoż czwartku moje
życie zmieni się o 180 stopni…
******
Heej ;)
Chyba za często dodaję te rozdziały xd W każdym bądź razie jest kolejny! Mam już więcej do przodu, więc dodam następny za kilka dni.
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia <3
Pozdrawiam ;**