- To co?
Opowiesz mi troszkę o swojej przeszłości?- Nie patrzyłam na niego.- Czy może
mam się dowiedzieć od pani Aureli?
Uśmiechnęłam
się pod nosem.
- A co
chcesz wiedzieć?- Ewidentnie jest czujny.
- Podobno
poznałeś moją mamę w dzieciństwie i razem dorastaliśmy.-
Zaczęłam spokojnie.
- Wiesz
przecież, że nie mogę ci nic powiedzieć.- Po tych słowach wziął jednak do rąk
zdjęcia. Dopiero teraz zauważyłam, że na foliach jest napisana data. Wtedy pan
Stanisław wstał.
- Pogadajcie
sobie, a ja pójdę do siebie.- Uśmiechnął się i wyszedł. Postanowiłam
wykorzystać okazję.
- Skoro
jesteśmy sami…- Zaczęłam.
- I tak nic
ci nie powiem, przecież wiesz.- Zachichotał. Zrobiłam obrażona minę i po chwili
uśmiechnęłam się triumfalnie.
- W takim
razie opowie mi o tym twoja mama!
- Ona nic
nie wie. Tata też.- Tym razem to on miał triumfalny uśmieszek na ustach.
- Jesteś
okropny!- Stary, podły, wkurwiający osioł!
- A ja
jestem pewny, że w tym momencie przeklinasz mnie wszystkimi możliwymi słowami.
- Powiedz mi
chociaż troszkę, okej?
- Zgoda. Masz. To są zdjęcia z roku 1989.- Podał
mi kilka.- Twoja mama była moją najlepszą przyjaciółką.
- Tylko
przyjaciółką?
- Powiedzmy.
- To znaczy?-
Przyjrzałam się pierwszemu staremu zdjęciu. Od razu poznałam mamę, prawie w
ogóle się nie zmieniła! Ale ten chłopiec…- Kto to jest?
- Ja.-
Zdziwiona jeszcze raz zerknęłam na zdjęcie i na niego. I wybuchłam śmiechem.-
Co cię tak bawi?
- Naprawdę
miałeś wtedy takie włosy?! HAHAHAHA.
- Ha. Ha. –
Wyrwał mi zdjęcie. Teraz on zaczął spoglądać.- Nie rozumiem z czego ty się
śmiejesz! Włosy, jak włosy.
- Gdzie to
było?
- Na łące za
szkołą.- Odpowiedział bez wahania. – Twoja mama miała wtedy śliczną sukienkę na
sobie.
- A właśnie…
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
- Które tym
razem?- Przewrócił oczami.
- To, że
była „powiedzmy” tylko twoją przyjaciółką?- Przyglądałam mu się uważnie. Ma
twarz bez wyrazu, chyba pierwszy raz odkąd go zobaczyłam.
- Czy to
istotne?
- Bardzo.
- Później ci
powiem, okej?- Miał błagalny wzrok. Po namyśle kiwnęłam głową. Ale niech wie,
że mu tego nie odpuszczę! Podał mi kolejne fotki.- Te są, gdy byliśmy na
wycieczce w Warszawie z jej rodzicami. Twoimi dziadkami.
Ostrożnie
oglądałam kolejne fotki. Z dziadkami nie widziałam się już kilka miesięcy. Ani
od strony mamy, ani od taty. W sumie to za nimi nie tęsknię. Może trochę za
babcią, mamą Marzeny.
Na tym
zdjęciu Igła i mama przytulili się patrząc do obiektywu. Wyglądają tu na bardzo
zżytych…
- Igła…
- Hm?-
Wyrwałam go z zamyśleń.
- Dlaczego
Arek miał wypadek?- Nie chciałam, żeby go tym zranić. Ale zareagował inaczej.
- Był moim
najlepszym przyjacielem. Skąd o nim wiesz?- Już miałam wyjaśniać, kiedy sam
wpadł.- No tak. Moja mama.
- Przepraszam,
nie chciałam…
- Spokojnie,
mała.- Uśmiechnął się smutno.- Był ode mnie starszy o rok. Jechał do Spały.
Moja
zdezorientowana mina troszkę go rozśmieszyła.
- Ośrodka
dla siatkarzy.- Wyjaśnił.- Też miałem jechać, ale musiałem coś załatwić... Do
tej pory się obwiniam, że może gdybym tam z nim był, to może to wszystko by się
nie stało…
- Igła… To
nie twoja wina.- Bezradnie pogłaskałam go po plecach. I jak ja mam mu pomóc?
Najlepiej wyjść z tego tematu.
- A czemu
moja mama wyjechała z Polski?
- Bo tak
zdecydowała. Poinformowała mnie o tym dwa tygodnie wcześniej. Poprosiła o
pożyczenie pieniędzy i obiecała, że odda. Nie chciałem się zgodzić, żeby
wyjeżdżała.
- Dlaczego?-
Zmrużyłam oczy. Czyżby moja mama zostawiła Igłę dla Anglii? Nie, nie mogłaby
tego zrobić…
- Utrata
przyjaciół to okropna rzecz, Ola.- Wyjaśnił. Patrzyłam na niego przez chwilę.
Ma błyszczące oczy.
- A co z
resztą twojej paczki?- Zainteresowałam się biorąc kolejne zdjęcie. Tym razem
byli na nim wszyscy: moja mama, Igła, Arek i Deuś.
- Mieszkają
gdzieś w Polsce. Nie widziałem ich… Ze dwa lata będą na pewno.- Pokiwał sam
sobie głową.- To zdjęcie robiła nam Iwona.
- Jaka wtedy
była moja mama?- Przyglądałam się postaciom, które siedziały na kocu, na
jakiejś łące. Marzena opiera się o ramię Krzyśka, który ją obejmuje. Jeden z ich przyjaciół trzyma głowę na jej nogach.
Mama ma ubrane spodenki, dzięki czemu mogę stwierdzić, że miała bardzo zgrabne
i szczupłe nogi. Do tej pory takie ma, których ja nie mogłam odziedziczyć.
Niestety.
Drugi chłopak, który wygląda na najstarszego z grupy, opiera się
jedną ręką na ramieniu kobiety, drugą robi rogi Krzyśkowi. Wszyscy są tu
szeroko uśmiechnięci.
- Jaka
była?- Powtórzył głucho.- Piękna, inteligentna… Zawsze musiała mieć ostatnie
zdanie.
- Czyli
prawie nic się nie zmieniło- Mruknęłam po jego ostatnich słowach. Zachichotał.
- Taaak.
Mógłbym przysiąc, że każdy facet w mieście kochał się w niej.
- To miałeś
niezłą konkurencję!- Zaśmiałam się radośnie.
- CO?- Nie
był zaskoczony moimi słowami, ale że na to wpadłam. Tak, to zmieszanie na
twarzy to na pewno skutek tego, co powiedziałam.
-
Wywnioskowałam, że skoro każdemu się podobała, to tobie też…- Zaczęłam się
bronić. Ale tak naprawdę ucieszyłam się z jego reakcji. To MUSI coś znaczyć!
- Wiesz co,
zbieraj się.- Nagle wstał. Beret podniósł łebek i spojrzał na nas ciekawie.
Pogłaskałam go.
- Gdzie? O
tej porze?!
- Nie
marudź! Pokarzę ci coś fajnego.- Mrugnął i podał mi rękę. Czy miałam inne
wyjście, niż iść z nim? Chwyciłam jego dłoń i tez wstałam. – Ubieraj się!
Idziemy na wycieczkę.
***
Krótką jazdę
samochodem zakończyliśmy na typowym parkingu. I co w tym niezwykłego?
- Wysiadaj,
idziemy.- Rozkazał i zamknął drzwi auta. Posłusznie szłam za nim w nieznanym mi
kierunku. Wszędzie, gdzie się nie obejrzeć są świąteczne dekoracje, reklamy.
Nagle mignęło mi w oczach coś świecącego, kolorowego i dużego.
- Co tam
jest?- Wskazałam w odpowiednik kierunku. Siatkarz uśmiechnął się tajemniczo.
- Spodek.
- Jak to
spodek?- Zdziwiona wyprzedziłam go. Po chwili zniknęły drzewa, a na ich miejsce
rozciągały się metalowe bramki. Miały zadanie oddzielać turystów od… wielkiego
czegoś.
- Mekka
siatkówki.- Odparł z dumą. No tak! Gdzie by mnie indziej Igła zabrał, jak nie
do obiektu zwanego Spodkiem, o godzinie dziesiątej wieczorem?
- Sorki, nie
słyszałam.- Zapatrzyłam się w halę. Jest pięknie oświetlona. I duża. Ciekawe,
jak jest w środku? Czy sufit i ściany też są takie okrągłe? Chciałam go o to
wszystko spytać, ale nie potrafiłam się odezwać. Spojrzałam na Krzyśka.
Wpatrywał się w obraz przed sobą z niemal czułością! – Czemu mnie tu zabrałeś?
- Żeby cię
nie ominęło takie wspomnienie, mała.- Odpowiedział.- Będziesz się szczycić, że
to widzisz.
- Nie ma co.
Idealne święta!- Nie wyczuł sarkazmu. Tak naprawdę jestem mu wdzięczna za
wszystko, co dla mnie robi. – Dlaczego on świeci?
- Prawie
zawsze świeci.- Objaśnił.- Dawno temu przychodziliśmy tu z twoją mamą.- Oparł
się o barierkę i patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Zapewne wspomina
dzieciństwo. Chwila…
- Mieszkałeś
tutaj? Myślałam, że pochodzisz z innego miasta!- W sumie teraz zaczęło mi się
wszystko układać.
Nie
odpowiedział mi. Siedzieliśmy więc w milczeniu. Zajęłam miejsce na murku, Igła
uśmiechnął się i dołączył do mnie. Było miło. Może po piętnastu minutach,
przerwał milczenie.
- Kochałem
twoją matkę, Ola.- Zwierzył się zerkając na mnie. Wreszcie! Nareszcie coś
przyznał!
- Ona pewnie
ciebie też…- Uśmiechnęłam się, ale nie odwzajemnił.
- Z
pewnością.- Zdawało mi się, że słyszę w jego głosie nutkę sarkazmu.- Zwłaszcza, że wybrała Londyn.
- Powiesz mi
teraz, dlaczego wyjechała?
- Nie wiem.
Nie powiedziała mi. Dopiero później wszystko stało się jasne… Na pogrzebie Arka
widzieliśmy się ostatni raz. – Nie kontynuował. Chciałam, żeby tłumaczył dalej,
żeby mówił coś. Musiałam wiedzieć! Ale coś podpowiadało mi, żebym milczała.
Więc się
zamknęłam. Po chwili coś zimnego dotknęło mojego nosa. Wytarłam go rękawem
kurtki i spojrzałam do góry.
- Pada
śnieg!- Zachwycona szturchnęłam siatkarza w ramię.
-
Przynajmniej święta będą ze śniegiem.- Uśmiechnął się, po czym stanął na murku
i patrzył w niebo. Białe płatki coraz gęściej zaczęły opadać. Przyglądałam się
im, dopóki nie zaintrygował mnie Igła. Skakał w miejscu.
- Co ty
wyprawiasz?- Zachichotałam.
- Chodź!-
Podał mi po raz kolejny rękę. Ujęłam ją i wstałam. – Popatrz do góry!
- Igła…-
Westchnęłam, ale wykonałam polecenie. Przez chwilę nie rozumiałam, o co mu
chodzi. Dopiero kilka sekund później…- Wow.
- Dobrze
ujęłaś to w słowach.- Przyznał. Bo prawda jest taka, że nie da się inaczej tego
określić. Długo wpatrywaliśmy się w niebo. Dzięki temu czułam, jakbym była w
tej magicznej kuli. Tylko ja i śnieg. Nie potrafię wyjaśnić tych uczuć, które
mną zawładnęły, ale zachciało mi się śpiewać. I tańczyć!
Więc
zaczęłam tańczyć.
Śmiałam się
głośno i wirowałam dookoła własnej osi z głową i rękami wysoko w górze. Dobrze,
że murek jest szeroki… Wpadłam na siatkarza, który przypatrywał mi się z
uśmiechem.
- W tym
momencie cholernie przypominasz swoją mamę.- Wyszczerzył się i odgarnął mi
wilgotne włosy z twarzy.- Mówiłem ci już , że masz jej oczy?
- Nie gadaj
tyle, tylko zatańcz ze mną, staruszku!- Chwyciłam go za ręce i pociągnęłam za
sobą. Nie musiałam dwa razy powtarzać, aby go zachęcić. Najwidoczniej też lubi
tańczyć. Jak ja…
- Nie jestem
stary! Mam tylko 37 lat!- Zaprotestował, obracając mnie.
- Jak dla
mnie to już mógłbyś być dziadkiem…- Zażartowałam, na co zareagował dość
spokojnie.
- Jak
widzisz, moje dzieci na razie nie mają w planach małżeństwa i zakładania
rodziny. A ich największym zmartwieniem jest to, jakimi zabawkami się pobawić.
- A!-
Krzyknęłam, gdy zaczęliśmy wirować. Nagle murek stał się niesamowicie wąski i
niebezpieczny. Ale mówiąc szczerze, przy Krzyśku nie czułam zagrożenia. Po
prostu dobrze się bawię! Jedno trzeba mu przyznać – świetnie tańczy.
Ale nigdy
nie powiem tego na głos… Niech lepiej nie wie, bo będzie się uważał za
najlepszego. Co ja mówię? Przecież on już się za takiego ma!
Gdy
stwierdziliśmy, że czas wracać, nasze spodnie i kurtki były już całkowicie
przemoczone. Biegiem wróciliśmy do auta. Podczas jazdy włączyłam radio.
Znalazłam stację, gdzie nie grali wyłącznie świątecznych piosenek. Gdy tylko
rozpoznałam melodię, zaczęłam nucić. Po chwili już śpiewałam, a Igła się
dołączył.
Kiedy otwierał
drzwi od domu, odezwałam się.
- Wiesz co,
jednak nie jesteś takim starym nudziarzem, na jakiego wyglądałeś na lotnisku…- Posłałam mu
kuksańca z łokcia.
***
Dzieciaki
już smacznie spały, gdy weszłam przebrana w piżamę do pokoju. Położyłam się do
łóżka z telefonem w ręce. Nagle ekran rozbłysł i zobaczyłam godzinę.
Wiadomość: Wesołych Świąt ;)
Odpowiedz: Dzięki, Zibi. Tobie też ;)
Chwilkę
później dostałam kolejnego sms’a.
Wiadomość: Wesołych! Jak tam? ;*
Odpowiedz: Kuba… Nie ma innego wyjścia. Igła jest moim ojcem. Dziś przyznał mi
się, że kochał moją matkę.
Wiadomość: Kochał Marzenkę?! Gdzie Ty w ogóle jesteś?
Odpowiedz: Jestem sobie w Katowicach, u jego rodziców. Pani Aurelia jest bardzo
miłą kobietą i pokazała mi zdjęcia z dzieciństwa Igły i mojej mamy…
Nagle coś mi
się przypomniało. Po cichu wyszłam z łóżka i podeszłam do krzesełka, gdzie
rozwiesiłam swoje ubrania. Na wierzchu znajdował się mój sweter. Wyjęłam z jego
kieszeni kopertę i usiadłam z powrotem na łóżku.
Wiadomość: Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
Odpowiedz: Wyjaśnię ci wszystko, jak się spotkamy…
Wiadomość: Dobrze wiesz, że nie wytrzymam czterdziestu ośmiu, jak nie więcej
godzin!
Odpowiedz: Później.
Wiadomość: Olka, do cholery!!! -,-
Odpowiedz: Wesołych Świąt ;**
Przez
dłuższą chwilę wpatrywałam się w papier w moich dłoniach. Przełknęłam ślinkę,
czuję jakby w moim gardle rosła jakaś gula. W środku tej kopert może znajdować
się wskazówka.
Zerknęłam na
dzieciaki. Smacznie śpią. Włączyłam latarkę w telefonie i delikatnie wyjęłam
list. Rozłożyłam zgięta kartkę i prześledziłam pismo wzrokiem. Zdecydowanie
pisała moja mama. Chwilę później zajęłam się czytaniem. Gdy skończyłam, mocno
byłam zawiedziona.
- Faktycznie
nie nowość.- Szepnęłam pod nosem.- Bo zdecydowanie nic z tego nie rozumiem…
***
- Jesteś
śliczna.- Uśmiechnął się Alan.- Cieszę się, że jesteś tu ze mną…
Uśmiechnęłam
się w odpowiedzi. Po chwili chłopak nachylał się nade mną i musnął wargami moje
wargi. Oparłam się o szkolną ścianę i rozejrzałam dookoła w obawie, że ktoś
może nas zaważyć.
- Czy Jolka…
- To nie
ważne.- Pogłaskał mnie dłonią po policzku.- Teraz liczysz się tylko ty… Jesteś
moja.
Znów mnie
pocałował. Tym razem bardziej nachalnie, przypierając do ściany. W sumie nie
miałam nic przeciwko temu!
- Uwielbiam
cie…- Szepnął patrząc mi w oczy.- I czas na śniadanie.
Zmarszczyłam
brwi.
- Przecież
już dawno po drugim śniadaniu!
- Ola, mleko
ci wystygnie!- Ktoś krzyknął mi nad uchem. Z przykrością musiałam stwierdzić,
że to nie Alan Morczewski. – Wstajesz?
- Zaraz
schodzę…- Mruknęłam. Dlaczego to musiał być tylko sen? Tak piękny sen… Iwona
wyszła z pokoju, a ja jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w sufit i
rozpaczałam.
W końcu
postanowiłam się ogarnąć. Ubrałam się w naszykowane wczoraj ubrania, poszłam do
łazienki. Musiałam doprowadzić moje włosy do porządku! Sterczały we wszystkie
strony. Piętnaście minut później zjawiłam się w kuchni.
- Dzień
dobry.- Przywitałam wszystkich, którzy już siedzieli przy stole i zajadali
śniadanie. Dosiadłam się na swoje miejsce, gdzie wczoraj jadłam kolację.
- Dobrze
spałaś?- Zapytała pani Aurelia.
- Tak,
dziękuję.- Odparłam nakładając na talerzyk chleb, ser i dwa plasterki pomidora.
W szklance już czekało na mnie ciepłe kakao.
- Gdzie
byliście wczoraj?- Zagadał pan Stanisław. Najwyraźniej Igła im nie powiedział.
-
Zaprowadziłem Olę do naszej twierdzy.- Wyjaśnił Igła. Reszta od razu wszyscy
zrozumieli.
- Co to jest
twierdza, tato?- Odezwał się Sebastian.
- Miejsce,
które nikt nie może zdobyć. – Zaczął wyjaśniać smarując chleb masłem. – Tak jak
w starożytności ludzie mówili na swój zamek twierdza, tak my mówimy na nasze
obiekty w tym przypadku siatkarskie. Spodek i oczywiście Twierdza Rzeszów.-
Zakończył z dumą.
- Dominika,
nie umaż sobie spódniczki…- Westchnęła Iwona, wycierając małej rączki.
- O której
przyjedzie Jasiek i Ania?- Znów zabrał głos młody Ignaczak, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Goście
będą po południu.- Odezwał się tym razem ojciec Igły.
- Goście!
Goście!- Krzyknęła Dominika, wymachując widelcem, który wypadł jej z rączki i
spadł na jej spódniczkę.
- Dominika…-
Załamała się Iwona wpatrując w poczynania córki. Krzysiek parsknął śmiechem i
za to został skarcony wzrokiem przez żonę.
- Ja się tym
zajmę.- Oznajmiła pani Aurelia wstając i zabierając dziewczynkę.
- Jest na
dzisiaj jeszcze coś do szykowania w kuchni?- Zainteresowałam się. Chwyciłam za
dzbanek i dolałam sobie kakao.
- Z tego co
wiem, drobna robota.- Uśmeichnęła się Iwona. Potem rozmawialiśmy jeszcze o
głupotach, aż w końcu mogliśmy zebrać to, co pozostało ze śniadania. Od razu
przyplątał mi się do nóg Beret i prosił o pogłaskanie za uchem. Pobawiłam się z
nim chwilkę, a później pomogłam mamie i żonie Igły.
***
- Witajcie!
– Pani Aurelia witała właśnie nowych gości. Akurat szykowałam karpie do upieczenia.
Wtedy właśnie zadzwonił dzwonek. A wraz z nim rodzice Iwony, jej brat z żoną i
dwójką dzieci, oraz przygotowane jedzenie.
Wyszłam,
żeby się przywitać i poznać rodzinę. Co prawda nie moją, ale skoro mamy razem
spędzić wigilijny wieczór, więc może jednak… Raczej nie przypadkiem znalazłam
się w tym miejscu.
Po raz drugi
w ciągu 24 godzin poczułam się odludkiem. Dopiero Iwona postanowiła mnie
przedstawić. Jej rodziców już znam, ale reszty nie za bardzo.
- Kochani
moi, to jest Ola. Przyjaciółka rodziny.- Podeszła do mnie i położyłam rękę na
ramieniu, żebym nie czuła się nieswojo. Co i tak jej się nie udało. – Olu, to
jest mój brat Bartek i jego żona .. Ola.
- No
pięknie! Mamy takie same imiona!- Zachwyciła się kobieta i podała mi rękę.-
Miło mi.
- Mi też.-
Uścisnęłam lekko jej dłoń. – Imię Ola jest ładne, więc …
- Racja.-
Zachichotała. Coś czuję, że złapię z nią dobry kontakt. Następnie przywitałam
się z jej mężem.
- A to…-
Rozejrzała się dookoła Ola.- Znaczy gdzieś tu są nasze dzieci.- Westchnęła.
- Wchodźcie
do środka!- Zaprosił Igła. Z salonu już słyszałam radosne piski dzieciaków i
śmiech pana Stanisława. Zostawiłam wszystkich i wróciłam do swojej pracy w
kuchni.
W co ja się
wkopałam? To jakaś masakra. Nie, żebym nie lubiła tych ludzi. Wszyscy są mili i
w ogóle. Ale mnie tu chyba nie powinno być. Wolałabym ciszę i spokój, jak
zawsze jest u mnie w Anglii na święta. Nagle zatęskniłam za rodzicami. I moim
chomikiem. I przyjaciółkami. I… popłynęły mi łzy po policzku. Szybko je
starłam, żeby nikt nie zauważył. Na szczęście wszyscy byli zajęci rozmową z
nowo przybyłymi gośćmi. Samotnie moczyłam ryby w przyprawach.
- O, tutaj
jesteś!- Usłyszałam za soba głos nowo poznanej dziewczyny.- Co robisz? Pomogę
ci…
- Nie
trzeba. Już kończę…- Uśmiechnęłam się. Faktycznie zostały mi dwa karpie.
- No
przecież nie będę stała jak kołek.- Wzruszyła ramionami i zaczęła wyjmować z
reklamówki, którą przywieźli jej teściowie, jedzenie. – Powkładam chociaż te
sałatki i śledzie w pomidorach do lodówki.
- Okej.
- W której
jesteś klasie? Studiujesz?- Zagadnęła.
- Kończę
ostatnia klasie liceum.- Odparłam biorąc się za ostatniego karpia.
- Wyglądasz
na starszą!- Zdziwiła się.- Igła mi mówił, że jesteś z Londynu.
-
Przyjechałam tu na rok. Żeby zdać maturę w Polsce.- Skoro już taka teorię
Krzysiek wymyślił, to takiej się będę trzymała.
- Hm,
ciekawe.- Stwierdziła zamykając lodówkę.- Przyjechałaś z rodzicami?
- Nie.
Wysłali mnie tu samą.- Skrzywiłam się. Dlaczego ja mam gadać z nią o mnie?
Muszę zmienić temat.- Ile mają twoje dzieci?
- Ania trzy
latka. Ale rozrabia jakby miała z dwa razy tyle! A Jasiek pięć.
- Muszę je
poznać!
- Na pewno
cie polubią.- Mrugnęła. Odłożyłam ostatnią rybę i umyłam ręce pod bieżącą wodą.
- Jesteś
naprawdę śliczna! Masz chłopaka?- Uśmiechnęła się.
-
Oczywiście, że mam! I to nie jednego, a czternastu!
- No, no…
Powodzi ci się u siatkarzy.- Od razu zrozumiała. – Oczywiście Krzysztof
wprowadził cię w swój świat?
- Nie mogło
być inaczej!- Potwierdziłam.- Nie bardzo interesuję się sportem. I raczej to się
nie zmieni. Ale poznałam tych siatkarzy i w sumie muszę ci powiedzieć, że to są
spoko ludzie. Tylko nie mów Krzyśkowi! Bo by chodził dumny jak paw…
- Spokojna
głowa!- Zaśmiała się.- Mam podobne podejście do sportu.
- Naprawdę?
- Tak… Mnie
też próbowali przeciągnąć na swoją stronę.- Puściła mi oczko.- Ale jak to już
maja w zwyczaju Olki…
- … Zawsze
stawiają na swoim.- Dokończyłam. Zaskoczone, że miałyśmy to samo na myśli,
wybuchłyśmy śmiechem.
- A co tu tak
wesoło?- Igła wszedł do kuchni z wielkim bananem na twarzy.
- Tak sobie
rozmawiamy…- Jego bratowa wymieniła ze mną porozumiewawcze spojrzenie.-
Widziałeś gdzieś moje niegrzeczne dzieci?
- Przed
chwilą próbowały rozdzielić kota na pół.- Zachichotał.
- O matko!-
Przerażona wybiegła z pomieszczenia. Zaśmiałam się pod nosem. – Już ją lubię.
-
Wiedziałem, że się polubicie.
- Niby skąd?
- Jestem
Wróżbitą Krzysztofem, zapomniałaś?
- Och,
przepraszam.- Po moich słowach zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To pewnie
moja siostra!- Ucieszył się.- Dawno jej nie widziałem. Chodź, przedstawię cię!
I jak
powiedział, tak zrobił. Niemal wywlekł mnie z kuchni. W przedpokoju już stali
nowi goście. Plus kolejna góra jedzenia. Ciekawa jestem, kiedy my to wszystko
zdążymy zjeść?
***
Gdy wszystko
zostało przygotowane, zasiedliśmy do stołu. Spojrzałam na pięknie zastawiony
stół i dwanaście potraw (reszta znajdowała się w kuchni zapewne do
skonsumowania w pierwszy i drugi dzień świąt). Po mojej prawej stronie siedział
Igła, po mojej lewej Ola – czarnooka brunetka – na jej kolanach Ania o pięknych
dużych oczach swojego taty, z którą już zdążyła złapać niezły kontakt. Ona
chwytała mnie za włosy, a ja ja smyrałam po żebrach. Na stołku obok Oli
siedział jej mąż, zielonooki brunet, dobrze zbudowany. Rozmawia w tym momencie
z ojcem Igły i razem zajmują się Jaśkiem. Swoją drogą, chłopczyk ma
niesamowicie przenikliwe spojrzenie.
Dalej siedzi
żona pana Stanisława obok matki i ojca Iwony. Następnie wysoka blondynka,
naprawdę wysoka. To siostra Krzyśka. Rozmawiałyśmy trochę, też ja polubiłam. Gra
w siatkówkę, w żadnym klubie, ale po prostu dla przyjemności. Jej narzeczony, również
bardzo wysoki facet. Wygląda na wysportowanego przez ten seksowny biały sweter.
Do tego jest brunetem i ma brązowe oczy. Dyskutowali o czymś w tym momencie z Ignaczakami.
- Zostajecie
na święta?- Spytała mnie Ola, wyjmując z rączki córki łyżeczkę.
- Z tego co
wiem tylko na jutro. – Oznajmiłam,- A wy?
- My również
jutro wyjeżdżamy. Ciekawe, jak ona tu uśnie…- Wskazała na Anię.
- Az tak źle
jest jej się przystosować?
- Często
wtedy płacze. Nawet całą noc. Jednak mam nadzieję, że tym razem obędzie się bez
problemów…
Nagle po
domu rozniósł się dzwonek do drzwi…
****
Hey! Mam nadzieję, ze niespodzianka się udała :D Starałam się, żeby ten rozdział był dłuższy niż poprzednie, zważywszy na to, że minęło trochę czasu od ostatnio dodanego... Ale chcę wyjaśnić, że byłam na wakacjach i dlatego musieliście trochę czekać...
Przepraszam, jeśli są jakieś literówki.
Potrzebne są wyjaśnienia.
A więc troszkę namieszałam XD Nie napisałam od razu, co było w liście Marzeny. I nie zdradziłam, kto zjawi się w domu rodziców Igły... Wszystko dla podtrzymania Waszej ciekawości :D Do tego postanowiłam wprowadzić nowe postacie (czyli brat Iwony, siostra Krzyśka).
Ostrzegam,
że wszystko w tym opowiadaniu jest wytworem mojej wyobraźni!
Zmieniam, dokładam, ujmuję różne wątki na potrzeby opowiadania!